lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [DnD 3.5 FR] Wolność (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/13216-dnd-3-5-fr-wolnosc.html)

Kerm 09-03-2015 16:46

Veles nie spodziewał się aż takich kłopotów. I nie da się ukryć - żałował odrobinę, że przeklęty klejnot nie wylądował za burtą. Może wszystko na pokładzie by się uspokoiło...
Rasvan chciał go zabić, Dinin wisiał za burtą, o włos od upadku w mroczną toń, a Delamros zdawał się nie zauważać nic, prócz Oka...
Najważniejszą zdawać się mogła sprawa małego maga, ale mimo wszystko najpierw trzeba było coś zrobić z Rasvanem...

Veles walnął z całej siły półgiganta w nogę, chcąc powalić go na pokład. Potem można by go związać i zamknąć pod pokładem.

Lomir 10-03-2015 10:52

Dinin napędzany rządzą posiadania Oka przeszedł samego siebie. W jego wątłe mięśnie wstąpiła nadgnomia siła i udało mu się podciągnąć i zawisnąć na burcie statku, po czym ciężko wtoczyć się na pokład. Jednak mimo wszystko wysiłek zmęczył Dinina, który leżał na plecach i ciężko dychał.

Pech chciał, że zamroczony rządzą posiadania klejnotu Delamros, nie zwracał uwagi na otoczenie i to co się działo w okół, tylko parł naprzód, aby schwycić turlający się po pokładzie kamień. Łotrzyk nie zauważył leżącego maga i potknąwszy się o niego wylądował jak długi na pokładzie, przygniatając gnoma.

W tym samym czasie Veles zamachnął się na Rasvana bosakiem, jednak ten odskoczył w tył i zdawać by się mogło, że atak okazał się chybiony. Jednak w tej kumulacji pecha był jeden sukces. Pół-gigant odskakując do tyłu potknął się o już leżących Dinina i Delamros i przekoziołkował do tyłu, przez rufę statku. Ostatnim co widział Veles były płonące nienawiścią oczy Rasvana i jego oblicze, na którym malowało się zdziwienie. Potem był tylko głośny plusk i kręgi rozchodzące się wśród fal, szybko zostawiane w tyle. Po chwili, z toni wyłonił się wielkolud, łapczywie łapiąc powietrze, jednak zważywszy na prędkość łodzi, był już całkiem daleko.

Kerm 10-03-2015 14:44

Łup... i chlup.
Zdecydowanie nie tego spodziewał się Veles. Zdecydowanie nie chciał, by Rasvan wylądował za burtą. Zdecydowanie za daleko, jak na zasięg bosaka, czy nawet liny.
Skok do wody wydał się Velesowi kiepskim posunięciem...

- Możemy zawrócić? - spytał kapitana.

Sam jednak, zamiast wypatrywać Rasvana, stanął przy leżącym na pokładzie klejnocie, z bosakiem w dłoni. Zdecydowanie nie chciał, by któryś z kompanów wziął klejnot i do końca oszalał.

- Uspokójcie się! Co w was wstąpiło? - powiedział.

Morfik 13-03-2015 14:25

- Złaź ze mnie! - lamentował spod Delamrosa gnom próbując się spod tego wyczołgać. -Złaź bo! Bo.. bo… Bo coś ci się stanie! - tracił cierpliwość. ~On będzie mój! MÓJ! Ty mnie nie powstrzymasz!~
- Nigdy w życiu to nie będzie twoje - Chorster wstał z gnoma, odepchnął go na bok i ruszył biegiem do leżącego na ziemi klejnotu.
- Poszaleli! - stwierdził Veles. - Wolność odebrała im rozum.
Miał zamiar walnąć w łeb pierwszego, który za bardzo się zbliży.
- Trzeba będzie ich związać i zamknąć - dodał, rzucając tę sugestię w stronę kapitana. - Aż nie ochłoną.

-Będzie moje! - zawołał starzec, gdy tylko tamten go odepchnął. Następnie zaczął wypowiadać słowa inkantacji, a dłońmi wykonywał dziwne gesty. Nagle ni stąd ni zowąd wokół Oka Śmierci pojawiło się… Oko Śmierci, a obok niego następne. W mig cały pokład był pełny walających się po nim kamieni. ~Taaak! Teraz nie znajdą go! Tylko ja ich uprzedzę! Haha!~ zaśmiał się w duchu, gdy tylko czar zaczął działać.

Delamros stanął w miejscu i zaczął rozglądać się po pokładzie nie wierząc własnym oczom. Jak teraz uda mu się znaleźć Oko. Wiedział czyja to był sprawka. Odwrócił się w stronę gnoma.
- Ty mały kurduplu, coś narobił?! - zaczął zbliżać się do Dinina, był wściekły, że przez niego nie może zdobyć klejnotu. Podszedł do gnoma i złapał go za koszulę.
- Gdzie jest klejnot? Gadaj! - oprócz zdobycia Oka, nie liczyło się nic więcej.
- Na pokładzie rzecz jasna, młodzieńcze, a teraz mnie puść bo! Bo… bo… - zająknął się. - Coś ci się stanie jak już mawiałem!
- Ty mnie lepiej nie strasz, odczaruj to wszystko - Delamros co raz bardziej zaczął szarpać Dinina za ubranie.

Nic nie może trwać wiecznie, a szczególnie czary. To Veles wiedział aż za dobrze. Minie kilka chwil, a z kilkunastu kamieni zostanie tylko jeden, ten właściwy, a póki tamci dwaj szarpią się między sobą, trzeba było z tego skorzystać.
- Ja tego większego, ty tego mniejszego, kapitanie - zaproponował, po czym, nie czekając na słowa czy gesty poparcia, walnął Delamrosa bosakiem w głowę. Z odrobiną wyczucia, by jednak nie rozwalić zakutego łba.
Veles zamachnął się bosakiem, który z racji swojego przeznaczenia średnio nadawał się na broń. Mimo swojego kształtu przypominającego dzidę lub pikę był źle wyważony i posługiwanie się nim w celach bojowych było przynajmniej uciążliwe, toteż zwinny łotrzyk nie miał problemu z odsunięciem się i uchyleniem przed ciosem wymierzonym w jego czerep.

Tonis miał więcej szczęścia. Podszedł od tyłu do gnoma, który dodatkowo był przytrzymywany przez Delamrosa (zanim ten musiał uskoczyć, gdyż obie sytuacje działy się równocześnie) i złapał go za ręce, wykręcając je do tyłu i przytrzymując szamoczącego się Dinina.
- I co teraz?! - krzyknął kapitan, z wyraźnym wysiłkiem utrzymując gnoma w miejscu.
- Puszczaj mnie! - odparł na złośliwe pytanie gnom.
- Nie trafiłeś, nie trafiłeś - Delamros pokazał język Velesowi. Po czym odbiegł od niego i rzucił się na ziemię w poszukiwaniu prawdziwego klejnotu.
Mając wybór - raz jeszcze spróbować walnąć Delamrosa, który zajęty był szukaniem Oka, czy pomóc Tonisowi w obezwładnieniu Dinina, Veles wybrał to drugie. Gdyby się udało pozbyć jednego, to potem łatwiej dałoby się rozprawić z tym drugim.
- Wiążemy go! - powiedział. - I kneblujemy.
Miał zamiar oderwać Dininowi rękaw i zatkać mu usta.

Kapłan szybko skoczył na pomoc Tonisowi, zabierając ze sobą pęto liny, które kapitan przyniósł wcześniej. Mimo całej determinacji, jaką miał w sobie gnom nie był w stanie sprzeciwstawić się dwóm mężczyznom, którzy go przytrzymywali i już po chwili siedział związany na pokładzie, z rękami za plecami. Tonis zastosował popisowy węzeł, samozaciskający się, więc jedyne co Dinin mógł osiągnąć próbując się uwolnić to mocniejsze otarcia nadgarstków. Zaraz potem Veles oderwał rękaw z koszuli gnoma i zwinąwszy go, wepchnął mu w usta. W tym czasie Delamros łapał na chybił-trafił klejnoty, które tańczyły po pokładzie, bujane falami. Jednakże nie udało mu się jeszcze znaleźć oryginału, za to zauważył, że jego konkurent w wyścigu po Oko został wyeliminowany.
- Ymmm! Mmmm! Uhmmm! - lamentował gnom nad swoją sytuacją, gdyż nie ma jak zdobyć Oka!
- Teraz tamtego - zaproponował Veles. - Szkoda, że worka nie mamy - dodał, ruszając w stronę zajętego poszukiwaniami Delamrosa.

Kerm 13-03-2015 14:28

Chorster co raz bardziej nerwowo zaczął szukać prawdziwego klejnotu. Zaczęły mu się trząść dłonie, w oczach widać było obłęd. Liczyło się tylko odnalezienie Oka.
- Gdzie jesteś? Gdzie jesteś? - powtarzał cały czas drżącym głosem. Gdyby był bardziej przytomny, zapewne zauważyłby idącego w jego stronę Velesa.
Podczas, gdy łotrzyk nerowo macał klejnoty w poszukiwaniu tego właściwego, Veles podszedł powoli, zachodząc Delamrosa od tyłu. Gdy był już dostatecznie blisko, szybkim ruchem złapał ręce mężczyzny i wykręcił je na jego plecy. Sytuacja się powtórzyła - kapłan trzymał, a Tonis wiązał oszalałego na punkcie Oka Śmierci łotrzyka. Po chwili, oboje siedzieli już na pokładzie, plecami do siebie, bez możliwości ucieczki.
-Co to do cholery było!? Co to jest?! - krzyknął kapitan wskazując Oko i jego kopie oraz dwóch związanych członków załogi - Musimy zawrócić po wielkoluda, przecież on utonie, albo zeżre go jakiś potwór! -
- Zawracamy - potwierdził Veles. - Przez tyle dni żyli w zgodzie i pomagali sobie, a teraz nagle pokłócili się o jakąś błyskotkę. Gdzie jest ta szkatułka? - spytał. - Zamknę, schowam i będzie spokój.
-Pod pokładem, w ładowni coś powinno być - powiedział Tonis, sam udając się na podwyższenie, gdzie znajdował się ster. Gdy chwycił za niego, mocno nim zakręcił, ostro zawracając statek i ustawiając kurs na miejsce, gdzie wypadł Rasvan. Przez całą tą sytuację odpłynęli dość daleko i pół-gigant zniknął z pola widzenia. Veles w tym czasie udał się pod pokład w poszukiwaniu szkatuły. Po chwili, w ładowni, znalazł małe, zdobione pudełko, którego przeznaczeniem było przechowywanie biżuterii i wrócił ze swoją zdobyczą na pokład.
-Nie mogę go znaleźć. Wpadł gdzieś tutaj, ale nigdzie go nie ma. - powiedział kapitan, po czym zwolnił i zaczął krążyć wokół miejsca, gdzie prawdopodobnie wpadł do wody pół-gigant.
Veles szybko wrzucił Oko do szkatułki.Jednak zanim to zrobił musiał poczekać, aż zaklęcie Dinina przestanie działać, gdyż szukanie Oka wśród jego kopii przypominało szukanie przysłowiowej igły w stogu siana. Gdy zaklęcie przestało działać i pojawił się właściwy klejnot, Dinin i Delamros zaczęli nerwowo się szarpać i podskakiwać, wydając z siebie stłumione przez kneble krzyki.
- Lig do chumhacht a chur a chodladh - powiedział kapłan, po umieszczeniu klejnotu w pojemniku na biżuterię.
Miał nadzieję, że gdy zaklęcie zadziała, a moc klejnotu ponownie zostanie uśpiona, jego kompani w końcu oprzytomnieją.
Schował szkatułkę, a potem zaczął się rozglądać dokoła, wypatrując Rasvana.
W tym czasie zaklęcie wiążące, które Veles poznał przed wyruszeniem na swoją misję (która teraz zdawała się tak odległa, jakby działa się w innym życiu) zaczęło działać, odcinając moc Oka Śmierci od otoczenia. Dodatkowo zaklęcie działało na samą szkatułkę, pieczętując ją i uniemożliwiając jej otworzenie przez osobą nie znającą zaklęcia odwracającego zaklęcie wiążące.
Gdy moc Oka zniknęła, Dinin i Delamros przestali się szarpać i wyraźnie opadli z sił. Wyglądali na zdezorientowanych i pytającym wzrokiem wpatrywali się w Velesa i ich kapitana.
-Co z nimi?- zapytał Tonis -I co to za cholerna przesyłka? Co to za klejnot? - kontynuował lekko przestraszony kapitan.

Veles rozglądał się wokół, lecz wśród czarnych fal nigdzie nie mógł dostrzeć Rasvana. Równocześnie zastanawiał się, ile z prawdy mógł powiedzieć kapitanowi.

- To działało jak jakiś przeklęty Klejnot Niezgody - powiedział. - Cholerny głupiec z tego kupca - dodał. - Powinien był uprzedzić, ze to jest to. Chyba wiedział, co nam daje…

-Skąd znasz czary, które go unieszkodliwiają? Jaką ma moc, poza wpływaniem na umysły? Rasvan wyglądał inaczej niż ci dwaj - powiedział Tonis wskazując na Dinina i Delamrosa. - Jego oczy.. płonęły. Widziałeś to? I ten dziwny głos, co się z nim stało? Im chyba przeszło jak zablokowałeś moc tego… Klejnotu Niezgody? Może ich już rozwiążemy? - kapitan zadawał pytania, krążąc łodzią wokół miejsca, gdzie najprawdopodobniej Rasvan wpadł do wody. Łódź zataczała coraz większe koła w poszukiwaniu pół-giganta, ale coraz bardziej prawdopodobnym stawał się fakt, że wielkolud już się nie znajdzie, a szanse na jego przeżycie w mroku i lodowatej wodzie malały z sekundy na sekundę.

Zormar 13-03-2015 18:45

- Chodziłem do szkoły klasztornej - powiedział Veles. - Jak każdy kapłan. Jeden z moich nauczycieli miał... jakby to rzec... manię. Obsesję. Na temat przeklętych artefaktów. Każdy, kto wyrwany ze snu nie wyrecytował zaklęcia związania, dostawał solidną karę. Tydzień siedzenia i przepisywania ksiąg wystarczał zazwyczaj, by najbardziej opornemu wbić to zaklęcie do głowy. Ale o takich efektach... oczy i głos... nie wspominał.
- A tamci... - Veles spojrzał na związanych kompanów. - Może za chwilę? Jak się upewnimy, że im już przeszło to szaleństwo?
-Brzmi rozsądnie. Widzisz go? Cholera, myślę, że go straciliśmy. W Podmorku nie łatwo nawigować, a samotny człowiek za burtą prawie zawsze kończy na dnie morza. - powiedział Tonis - Mogę jeszcze trochę pokrążyć, ale coś za coś. Nie płyniemy dzięki sile waszych mięśni jak galera tylko dzięki ustrojstwu gonomów, które do pracy potrzebuje paliwa, a nie możemy pozwolić sobie na zabytnie jego marnowanie, jeśli mamy dopłynąć do celu… -
Veles westchnął.
- Nich bogowie spojrzą litościwie na jego duszę - powiedział. - Nie widać go nigdzie. I nie słychać żadnego wołania o pomoc. W takim razie płyńmy.
Tonis skinął głową i zawrócił statek, ustawiając go na właściwy kurs. Kolejna osoba, której życie pochłonął mroczny i zabójczy Podmrok. Kolejna ofiara, która nigdy już nie poczuje na swojej skórze ciepłych promieni słońca. Nie ważne ile jeszcze osób zginęłoby podczas tej ucieczki to nigdy się do tego nie przyzywczają. Każda śmierć kogoś, kto walczył u ich boku była druzgocząca, przyprawiała o depresję i utratę odrobiny wiary w powodzenie wyprawy po Wolność.
Tonis po nastawieniu kursu puścił ster i podszedł do Dinina i Delamrosa
-Jak tam? Jesteście już spokojni? Jak was rozwiążę, to będziecie grzeczni? - powiedział nachylając się nad nimi i wyciągając z ust kneble.
- Ehm… Chyba tak, ale… Ale co się stało? - spytał nadal niezbyt rozumiejąc co się wokół niego działo.
- Będziemy, będziemy… - powiedział cicho łotrzyk.
Delamros poczuł ulgę, ale też i ogromne zmęczenie, gdy nagle zeszło z niego całe napięcie i ogromna chęć zdobycia czegoś.
- Ty mały, co to było? - zapytał zmęczonym głosem Dinina. - O co my się tak kłóciliśmy? Pamiętasz coś?
- Nie - pokręcił głową gnom.
- Veles! - odwrócił głowę w kierunku swojego towarzysza. - Co tu się działo?
- Zaczęliście się bić ze sobą - powiedział Veles. - I z Rasvanem - dodał.
- To wiem - Delamros wywrócił oczami. - Ale o co poszło?
- Wszak to wy się pobiliście, nie mówiąc dokładnie, o co chodzi - odparł Veles. - A jak nie wiadomo, o co chodzi, to pewnie o pieniądze lub coś w tym stylu.
-Yhm… Naprawdę nie wiesz? Mogłeś coś zauważyć… - spytał Dinin.
- Miałem na głowie Rasvana - odparł Veles, mający nadzieję, że kapitan nie zechce uświadamiać tamtej dwójki, o co w zasadzie poszło. Im mniej pamiętają, tym lepiej. - Delamrosie... ty powinieneś wiedzieć. Macałeś po pokładzie, jakbyś czegoś szukał. Coś ci się przywidziało?
Kapitan przyglądał się z lekkim zaciekawieniem Velesowi. Cóż za dziwną grę prowadził? Dlaczego nie chciał powiedzieć co faktycznie zaszło? Tego Tonis nie wiedział, ale postanowił zostawić to w rękach kapłana, nie odzywał się i przyglądał się całej sytuacji.
- Nie mogę sobie przypomnieć… Wiem tylko, że strasznie chciałem to dostać - Delamros cały czas próbował jakoś uwolnić swoje dłonie z wiązań. - Może już pora na uwolnić co? Przecież już się uspokoiliśmy - popatrzył to na Velesa, to na kapitana.
-Myślę, że to im nie zaszkodzi. Chyba możemy ich już rozwiązać, prawda? - zadał pytanie Tonis, ale sam nie podjął działania, tylko zdał się na osąd kapłana, który wiedział najlepiej z nich wszystkich z czym przyszło im się mierzyć i czy bezpiecznym będzie rozwiązania Dinina i Delamrosa.
- Chyba można - powiedział nieco niepewnie Veles. - Ale jeśli zrobicie coś głupiego, to przysięgam, obaj wylądujecie w ładowni. Do końca rejsu. Zaraz was rozwiążę, tylko zamienię kilka słów z kapitanem.

Gdy znaleźli się z dala od ciekawskich uszu kompanów Veles powiedział cicho:
- Nie wiem, dlaczego o niczym nie pamiętają, ale nie chcę im o niczym przypominać. Tak chyba będzie bezpieczniej.
-W porządku. Skoro tak uważasz. - powiedział Tonis. -Chodź, rozwiążemy ich. -
po czym wrócił do dwóch związanych towarzyszy i rozwiązał ich więzy, uwalniając obolałe już nadgarstki i odsłaniając nieprzyjemne otarcia od lin.- Wracajmy teraz do zajęć, jeszcze długi rejs przed nami.- powiedział kapitan, po czym wydał odpowiednie rozkazy dotyczące obsługi łodzi każdemu z załogantów.

Lomir 22-03-2015 13:01

Rejs trwał dalej. Kapitan rozdysponował zadania każdemu z załogi. Wszyscy byli skoncentrowani na robocie, starali się nie myśleć o klejnocie, który spoczywał zapieczętowany w szkatule, którą miał przy sobie Veles. Teraz, gdy emocje opadły, Delamros i Dinin czuli strach, gdyż na dobrą sprawę nie wiedzieli co się stało, jaka siła nimi zawładnęła. Jednak z każdą milą morską, którą pokonywała łódź problem zdawał się coraz odleglejszy. Kolejne dni przyniosły znów błogi spokój, którego pozostałym przy życiu uciekinierom brakowało. Oczywiście dni w znaczeniu umownym, gdyż w Podmorku słowo dzień traciło znaczenie. Warkot silnika, szum fal i wszechogarniająca ciemność wpływała na grupę nużąco i każdy z pasażerów wolną chwilę przesypiał. Podczas tej ospałej części ucieczki mogli zaobserwować skąd wzięła się nazwa tego podziemnego morza. Migoczące Morze zostało nazwane od skał, które w nim występowały. Nie było to może w rozumieniu naziemca, gdyż bardziej przypominało jezioro. Nad głową raz znajdowała się mroczna pustka, a raz sklepienie groty. Z morza wystawały stalagmity, niczym ostre zęby. Niektóre z nich były olbrzymich rozmiarów, a niektóre wystawały niewiele ponad powierzchnię wody, będąc śmiertelną pułapką dla nieostrożnych statków. Większość z nich była bardzo słabo widoczna w mroku, który skrywał morze, jednak niektóre wyraźnie błyszczały. Było to za sprawą minerałów, które w nich się znajdowały. Połyskujące same z siebie, rozświetlały okolice, niczym płomienie świeczek tańczące na wietrze. Stąd właśnie wzięła się nazwa - Migoczące Morze.

Podróż dobiegała kresu. Widać było to po zachowaniu Tonisa, który częściej spoglądał na mapy morskie, które udało się wykraść Delamrosowi z budynku kapitanatu w porcie w Shademoor. Wszystko się potwierdziło, gdy na horyzoncie zamajaczyły magiczne ognie miasta - Glassgate. Miasto wyglądało inaczej niż Shademoor. Miasto znajdowało się w niskiej części groty, na stałym lądzie, a nie jak w przypadku Shademoor na wyspie. Budynki wpisane były w jaskinię na całą jej wysokość i wyglądały jak filary podtrzymujące sklepienie. W miarę jak ich łódź zbliżała się w kierunku miasta mogli zaobserwować coraz więcej detali. Port w Glassgate rozwiązany była analogicznie jak w poprzednim mieście i znajdował się poniżej właściwego miasta, do którego prowadziła droga pod górę. Budowle-filary wykonane były również z kamienia, choć widać było różnice architektoniczne w stosunku do Shademoor. Tutaj było zdecydowanie więcej detali i zdobień, które pokrywały elewacje budynków.


Po chwili Tonis zwolnił i rozpoczął dokowanie. Poszło mu to niezwykle sprawnie i już po kilku minutach cumował łódź do drewnianego pomostu.

Gdy opuścili statek i wyszli na nabrzeże przywitał ich podobny tłum i harmider jak w mieście po drugiej stronie morza. To miasta również należało do gnomów, a z racji lokalizacji na szklaku handlowym z powierzchnią mieszkańcy trudnili się głównie handlem i organizacją karawan. Gdy drużyna weszła w tłum, jakiś gnom złapał Tonisa za ramię i ściągnął go do swojego poziomu. Szepnął mu coś na ucho i wskazał kierunek, w którym sam poszedł.
-Kontakt nas znalazł. Teraz tylko muszę was dostarczyć pod drzwi zamawiającego i moja robota jest skończona. Czekają na nas w sklepie księgarza Nittlebiwin Thistlekettle'a. Jemu macie przekazać klejnot - powiedział Tonis, poczym ruszył we wskazanym przez gnoma kierunku.

Szli ulicami pełnymi wszelkiej maści handlarzami, ale wielu z nich pochodziło z powierzchni. Towary, które sprzedawali napawały optymizmem, gdyż w dużej mierze były to rzeczy bez wątpienia nie pochodzące z Podmroku. Po kilku minutach doszli do odpowiedniego budynku-filaru. Tonis zatrzymał się przed nim i powiedział -To tutaj, w środku jest klatka schodowa, która prowadzi na wszystkie kondygnacje. Z tego co powiedział mi kontakt to księgarz ma swój sklep na trzecim poziomie. Wchodzimy? -

Kerm 26-03-2015 17:01

Wchodzimy?
To było pytanie, nad którym Veles zastanawiał się od dobrych kilku dni. Powinien oddać klejnot, bo do tego zobowiązywała go zawarta z Dinvizzem umowa. Ale równocześnie wiedział, że nie powinien tego robić.

- Nie - odpowiedział na pytanie Tonisa. - Nie chcę sprowadzać nieszczęścia na niewinną osobę.

Czy ktoś, kto handluje kradzionym towarem, jest niewinny, to była całkiem inna sprawa.

Morfik 26-03-2015 18:26

Czyżby udało im się w końcu uciec? Wystarczyło tylko oddać klejnot, a droga na powierzchnie będzie stała przed nimi otworem. Wszędzie pełno było karawan, które tylko czekały, żeby wywieźć ich na powierzchnie. Delamros na chwilę pogrążył się w marzeniach. Widział już te karczmy, te zamtuzy, tańczące kurtyzany w świetle zachodzącego słońca… Właśnie, z pewnością pierwsze co zrobi po powrocie na powierzchnie, usiądzie gdzieś na jakimś pagórku, zapali fajkowe ziele i będzie podziwiał zachodzące słońce… A później uda się do zamtuza.

Z rozmyślań wyrwało go pojawienie się małego gnoma, który rozmawiał z kapitanem. Okazało się, że osoba, która zamówiła klejnot już na nich czekała. Nie marnując czasu, wszyscy ruszyli w umówione miejsce.

Delamrosa mocno zdziwiły słowa Velesa. Byli tak blisko ucieczki na powierzchnie.

- Zwariowałeś? Co mnie obchodzi, co później będzie z tym klejnotem i do kogo on trafi. Oddajemy i uciekamy na powierzchnie – Chorster przez chwilę się zastanowił, po czym wyciągnął dłoń w kierunku Velesa. – Oddaj mi szkatułkę, sam ją zaniosę, jeżeli tak bardzo martwisz się o swoje sumienie.

Kerm 26-03-2015 19:06

Veles przez moment spoglądał na Delamrosa, a potem powiedział cicho, tak żeby tylko łotrzyk to słyszał:

- A wspomniałem o tym, że znam kogoś, kto dość dużo zapłaci za zawartość tej szkatułki?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:58.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172