lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [DnD 3.5 FR] Prawo bogów [18+] (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/13989-dnd-3-5-fr-prawo-bogow-18-a.html)

Zell 19-07-2014 03:31

PROLOG (II): Zemsta i sprawiedliwość
 
[media]http://img4.wikia.nocookie.net/__cb20130622175906/forgottenrealms/images/d/da/Skullport.jpg[/media]

Theodor Greycliff


Wynajęli pokój w jednej z obskurnych karczm Skullportu o wdzięcznej nazwie “Zapachy niebios”. Theodor zakładał, że chodziło o rzekome boskie zapachy roztaczane przez potrawy podawane w tym miejscu, ale jeżeli niebiosa tak pachniały to wolał oddać swoją duszę demonom. Niemniej Elerdrin uparł się, aby zatrzymali się właśnie w tym przybytku twierdząc, że w jego okolicach Macha nie ma takich wpływów. Jeżeli to prawda… Czemu Theo miałby się nie zgodzić? W końcu wygody nie były w tej sytuacji priorytetem.
- Chciałeś informacji o Masze. - zaczął Elerdrin, jak odpoczywali w wynajętym pokoju. - Opowiem ci więc historię. Nie zasłyszałem jej nigdzie, a jedynie powstała ona ze zlepków informacji, które sam zdobyłem różnymi drogami, zazwyczaj czystym przypadkiem. Robiłem o Machy za posłańca. Początkowo przenosiłem tylko nic nie znaczące informacje, żeby w końcu, z biegiem czasu zacząć dostawać coraz poważniejsze zadania. Szło mi tak dobrze i tak dobrze trzymałem język za zębami, że w końcu zyskałem uwagę samego Machy. I wtedy zaczęła się prawdziwa zabawa.
- Przenosiłem wiadomości dla sojuszników Machy, dla jego podwładnych - ćwierć drow kontynuował. - Nigdy, ale to nigdy nie zajrzałem do listów. Jedyne wiadomości, których treść poznałem miałem przekazać ustnie. I właśnie z tego powstała ta historia, którą ci opowiem. Nie tylko z ustnego przekazu, ale także z pisemnego, jako że po otrzymaniu listów często potrafił strzęp informacji skapnąć od adresata, a czasami nawet byłem przez maluczkich zapraszany na coś mocniejszego, a wiesz jak to rozsupłowuje języki.
- Wracając do sprawy… - Elerdrin odchrząknął. - Interesy Machy mają się znakomicie i nie mam tu na myśli jedynie kasyn, bo zarządanie tym zawsze szło mu znakomicie. Mam na myśli fakt, że Macha zrobił się… łakomy. Łakomy na wpływy i władzę. Tak, jak kiedyś nadzorował ulice przylegające do kasyn, tak teraz poszerzył i wciąż aktywnie poszerza, swoją sferę kontroli. Zagarnął już spory teren, co oczywiście nie wszystkim jest w smak. Musiał stłumć bunty gangów Jedne po prostu wyrżnął, inne podporządkował sobie. Ale nie jest to jego zmartwienie, bo nawet jeżeli ostali się buntownicy to pojedyńczo, a wątpliwe, aby się zjednoczyli, nie uczynią mu faktycznej szkody, zanim uda mu się ich zniszczyć. - pociągnął spory łyk z bukłaka z winem, który podał później Theodorowi. - Nie wiem gdzie ulokował fundusze, bo takich wiadomości raczej nie przenosiłem. Wiem za to, kto życzy mu dobrze, a kto źle… z tych, co się liczą oczywiście.
- Kapitanowie piratów to ważna grupa w Skullporcie i naprawdę licząca się. Jednym z nich jest Arenos Vesner, który posiada także władze nad pewną ilością pomniejszych gangów Skullportu, tym samym kontrolując część ulic. Musisz widzieć do czego to prowadzi. Poprzez swoją chciwość Macha wlazł z buciorami na jego tereny, przegnał, wyrżnął lub zagarnął gangi. Arenos wysłał mu ostrzeżenie, ale Macha zignorował je i nawet poprzez mnie przekazał mało elegancką odpowiedź… Prawdę mówiąc myślałem, że mnie żywego nie wypuszczą. Ten człowiek chętnie widziałby wyprute flaki z Machy.
- Co zaś do sojuszników… Słyszałeś może o Białym Kruku? Z tego co plotka niesie sam był kiedyś kapitanem piratów, ale stało się coś, co sprawiło, że musiał się szybko pozbyć tego tytułu. Normalnie powinien wylądować w rynsztoku, ale najwyraźniej miał na tyle dobre plecy, że go wyniosło. Nadzoruje on duży gang, Białe Kruki właśnie, które działają nie tylko w Skullporcie, ale także zagrzały sobie miejsce w Waterdeep, chociaż ponoć im tam ktoś bruździ. On jest sojusznikiem Machy, jako że przez niego ma nadzieję odzyskać stracone wpływy i wybić się na nim. Zależy mu na dobrym zdrowiu Machy i dobrych interesach, jako że to także po części i jego dobro. Obaj wspierają się, czy to wpływami, czy funduszam (chociaż to raczej Macha wykłada) czy też ludźmi (tutaj bardziej Kruk działa). Taka koalicja.
Drowi potomek spojrzał na Theodora.
- Masz jeszcze jakieś pytania? - zapytał trochę zachrypniętym głosem.


Gaspar Wyrmspike


Kiedy Amelia przyszła do jego mieszkania była… pospolita. Proste ubranie, brak wymyślnej fryzury czy makijażu, trochę ubrudzona. Najwyraźniej nie tylko Gaspar postanowił trochę dodać sobie wiarygodności w miejscu, do którego zmierzali. Kobieta, kiedy nie zastała Gaspara w mieszkaniu, zaczęła rozglądać się po ulicy w poszukiwaniu swojego przyszłego (a może już teraźniejszego?) pracodawcy. Jej wzrok spoczął na ukrytym w cieniu Gasparze i… nie rozpoznała go. Dopiero kiedy ten postanowił się jej ujawnić, ta spostrzegła go.
- Już myślałam, że mnie wystawiłeś. Widzę, że postanowiłeś się wtopić w ludność. - uśmechnęła się. - Dobre przebranie, chociaż... - poczochrała bardziej włosy Gaspara i zmięła jego buzkę, po czym spojrzała na dramaturga krytycznie i skinęła głową zadowolona. - Chodźmy.

***

Skullport nie zmienił się w ogóle. Wciąż był wylęgarnią elementu, o którego istnieniu Waterdeep nawet nie chciało słyszeć. Legowisko wszelkiej maści rzezimeszków, oszustów, morderców, gangerów. Dom dla dziwek i wygnańców oraz tych, którzy nie mieli gdzie indziej przyszłości. Skullport nie pytało czy jesteś ścigany listem gończym, czy jaką renomę miałeś na górze. Jeżeli jednak chciałeś tutaj znaleźć azyl musiałeś umieć przeżyć w Porcie Cieni… i stosować się do pewnych “praw” tego miejsca, które wymuszały rządzące tym miejscem gangi… oraz swoiści strażnicy, od których wzięła się nazwa samego portu; Portu Czaszek.

[media]http://img3.wikia.nocookie.net/__cb20070210064949/forgottenrealms/images/9/9b/Skullport_-_Richard_Sardinha.jpg[/media]

Gaspar był ze dwa razy w Skullporcie, ale szybko okazało się, że nie posiada takiego rozeznania w nim, co Amelia. Kobieta prowadziła ich zakazanymi uliczkami i mętnymi skrótami, wiedziała ile i komu należy zapłacić, jak gangerzy zagrodzą drogę, która ponoć należy do nich. Najwyraźniej wolała nie wszczynać niepotrzebnych konfliktów.
Mijali złodziei i dziwki, żebraków i bezdomnych. Budynki były w różnym stopniu zaniedbane, a na pewno wszystkie wyglądały ponuro i nieprzystępnie. ZApachy ulicy oscylowały pomędzy “znośne” do “ledwo do wytrzymania”. Pot, uryna, brud, odór gnicia. Zapachy, których można było doświadczyć także w większych miastach, tylko zazwyczaj… w mniejszym natężęniu.
Nawet zapachy z karczm czasami sprawiały, że dramaturg przestawał być głodny.
Gaspar pochłonięty obrazami, jakie miał przed sobą w porę nie stał się świadomy tego, co działo się za nim i Amelią. Nagle kobieta została pochwycona i objęta w talii przez jednego osobnika z miejscowego elementu Skullportu. Wtulił on swoją brudną twarz w jej włosy i zamruczał w sposób, który Wyrmspikowi kojarzył się tylko z jednym słowem Obleśny.
- Ame! Wróciłaś. Mówiłem- wszyscy wracają. - dodał sarkastycznie głaszcząc brzuch Amelii.
Gaspar już chciał zareagować, gdy do jego uszu doszedł dochodzący z bocznej uliczki znajomy, tak bardzo znajomy głos słonecznej piękności. Dulcimei.
- Puszczaj, mówię! Nie jestem dziwką! Puszczaj!
Amelia, która najwyraźniej także to słyszała machnęła dłonią na znak, że sobie poradzi… tylko czy na pewno sobie poradzi?
- Ame wróciła! - mężczyzna zawołał do stojących z boku dwóch znajomych, o aparycji podobnej do jego. - Przywitamy ją?
Z jednej strony Amelia, z drugiej Dulcimea… Każda miała swoje kłopoty, a Gaspar ku swojemu niepocieszeniu był tylko jeden, ale… którą wybrać? Słoneczna elfka wydawała się mieć mniejsze szanse…
Tylko co na Sharess Dulcimea tu robiła?

Ferr-kon 25-07-2014 11:52

Część 1
 
Część pierwsza



Ocero spojrzał na Aerona.
- Czarny smok? Nudy. Następnym razem przyniosę ci Loviatar w skąpym stroju i łańcuchu. - Selunita spojrzał na swoich towarzyszy - Wrócił za mną do wozu. Mogę go zatrzymać?
- A będziecie po nim sprzątać Czcigodny?
- Dobra, ale ty go kąpiesz.- spojrzał na wyraźnie zdezorientowanych towarzyszy - W lesie spotkaliśmy tego Drowa. Był ranny i bezbronny. Nasz drogi paladyn chciał go zabić na miejscu, bo wiecie… drow. Na szczęscie udało mi się go przekonać do zaniechania tak haniebnego czynu. Uleczyłem go, Erilien stwierdził, że trzeba go związać, przyszedł tutaj, nasz “przyjaciel” postanowił spróbować ucieczki, nie wyszło mu. To wyznawca Zinzeriny, mnie to nic nie mówi, a Eriliena to pewnie nawet nie obchodzi. Wiec, teraz czekamy na waszą opinię co z nim zrobić.
- Czcigodny, zapomnieliście dodać, że to skrytobójca i truciciel. - Słowa Ocero nawet na moment nie przyćmiły uwagi Eriliena, ta zaś skupiona była na ewentualnych wrogich zachowaniach drowa. - Tym właśnie zajmowali się wszyscy znani mi wyznawcy Zinzeriny, nim spotkał ich los który sami sobie zgotowali.
Siedzący przy wozie czarodziej nie reagował na czcze rozmówki towarzyszy. Uważnie przyglądał się jeńcowi szukając jakichkolwiek znaków na jego odzieniu. Szukał w pamięci wiedzy o wspomnianej bogini, jednak nie mógł sobie przypomnieć wiele więcej ponad to co powiedział już paladyn. Quelnatham wstał powoli i odezwał się do towarzyszy:
- Przesłuchaliście go już. - bardziej stwierdził niż zapytał - Powiedzcie skąd się tu wziął i co tu robi?
Aeron w skupieniu przypatrywał się Quelnathamowi, ale nic nie mówił. Drow natomiast najwyraźniej nie rozumiejąc Wspólnego patrzył na wszystko w napięciu…
… a burza się zbliżała.
-Erm… ten, tego… - Ocero spojrzał w ziemię - Nie mieliśmy jeszcze okazji. Weszliśmy w dysputy moralno-filozoficzne. Głównie ustalaliśmy jak długo jeszcze będzie oddychał.
Wieszcz pokiwał głową. Mógł się domyślić, że paladyn chciał jak najszybciej zakończyć żywot mrocznego. - Najpierw schrońmy się przed deszczem - powiedział wskazując ręką na swój niewielki, ciemnozielony namiot.

* * *

Już wewnątrz Quelnatham przeszedł do rzeczy. Przybrał surowy, pewny ton i pytał drowa po elficku:
-Skąd się tu wziąłeś?
- A będę żył i będę wolny jak odpowiem? - zapytał mroczny skupiając się tylko na Quelu… nie chcąc patrzeć na Eriliena. Którego mina niedwuznacznie sugerowała, że jeśli bedzie mógł potem odpowiedzieć na kolejne pytania, bedzie mógł uznać się za szczęśliwego.
-Być może. Zastanowimy się nad wolnością.
- A nad życiem…? - dopytywał zestresowany drow.
- Śmierć jest pewnym rodzajem uwolnienia. - Odpowiedział filozoficznie paladyn. Wieszcz nie spoglądając na niego z niezmąconym spokojem przeszedł na podwspólny:
-Jeśli będziesz mówił prawdę darujemy ci życie. Nie prowokuj paladyna.
Drow pokiwał głową starając się nie patrzeć na Eriliena.
- Przypadkiem… Naprawdę. - odpowiedział po elficku. - Nie wiedziałem dokąd wyjdę z Podmroku. Uciekałem przed swoim kapłanem…
- Ciekawe. Przed kapłanem Zinzeriny? Czemu cię ścigał, swojego współwyznawcę?
Ocero patrzył na przemian to na drowa to na Quelnathama z miną człowieka, który absolutnie nie ma pojęcia co się dzieje. Selunita spojrzał na Aerona - Rozumiesz cokolwiek z tej gadaniny?
Aeron spojrzał na Ocero i skinął głową. Przysunął się do niego i zaczął szeptem tłumaczyć mu, co się dzieje.
- Mój kapłan zwariował! - jęknął drow. - Twierdził, że przeze mnie, bogini odwróciła się od naszych kapłanów w obozie… Ale ja nic takiego nie zrobiłem. To było malutkie bluźnierstwo, byłem pijany… - spojrzał na Quelnathama i szepnął w podwspólnym, - Darthiiri, uwierz mi… Tak było.
Ocero uniósł brew.
- Bluźnierstwo? Przeciwko bogini assassynów? Co, ocalił kociątko?
Czarodziej pominął niektóre ze słów kapłana:
- Jakie bluźnierstwo?
- Zniszczyłem świętą księgę… - szepnął. - Zrobiłem z niej ofiarę dla Zinzereny…
- Zatem niedaleko znajduje się wejście do Podmroku i obóz zabójców?
Błyskawica na moment rozświetliła obliczę Eriliena nadając mu upiornego wygladu a grom który chwilę później dotarł do uszu zgromadzonych jedynie wzmógł to wrażenie.
Drow zadrżał na to przedstawienie i znowu skupił się na Quelu jak na swoim ratunku.
- Nie tak niedaleko… Udało mi się uciec daleko zanim kapłan… nasz główny zabójca… mnie dorwał. Sam obóz jest głębiej, nie przy Powierzchni.
- Zinzerena - mruknął do tej pory milczący Sevotar, nie chcąc angażować się w tę konwersację, chociaż miał coś do powiedzenia. Jego twarz stała się tak poważna i zmęczona, jak nigdy od momentu kiedy poznali wesołego barda. Przepchnął się nagle między resztą i kucnął przy drowie, po czym spojrzał mu prosto w oczy i zaczął mówić płynnym, wręcz naturalnym drowim.
- Posłuchaj mnie głupcze, bo to co ci powiem będzie niezwykle ważne - wyciągnął z kieszeni niewielki okruch czegoś, co wyglądalo na jakiegoś rodzaju metal, po czym chowając go między palcem wskazującym i środkowym ustawił dłonie tak, jakby chciał włożyć drowowi coś na głowę.
- Dawno nie rzucałem tego zaklęcia - powiedział we wspólnym do przyjaciół - Ale może uratować nam życie.
Spojrzał znowu na drowa, po czym zaczął powoli przesuwać dłonie w dół, wracając do drowiego.
- Jesteś teraz wolny - powiedział, a razem z tymi słowami wsunął na głowę drowa hełm, który tylko bard mógł zobaczyć. Po chwili cofnął dłonie, otarł je o swoją tunikę (po kawałku metalu nie było śladu) i uśmiechnął się do mrocznego elfa, klepiąc go przyjacielsko po ramieniu.
- Więc teraz chłopcze - mówił dalej w drowim - Powiedz czy nadal podtrzymujesz to co powiedziałeś. I powiedz prawdę, powiedz też czy to pułapka, a jeśli ta odpowiedź będzie nas satysfakcjonować, będziesz mógł odejść i nikt nie powie ci, że masz zrobić inaczej. Nawet magią. A i jeszcze jedno.
Spojrzał na paladyna.
- Czy dojrzałeś w nim zło, czy zobaczyłeś po prostu czarną skórę i miecz cię zaświerzbił?
- Nie nastawałbym na życie niewinnego, nawet drowa.
Drow spojrzał zaskoczony na Sevotara i jednocześnie nieufny, gdy ten zaczął pleść na nim zaklęcie, jednak jedno spojrzenie na Eriliena sprawiło, że stracił chęć do stawiania się.
- F'sarn ikkask l'aster! - mroczny elf odezwał się w swoim języku, ale przypominając sobie, że go tu nie rozumieją poprawił się. - Mówię prawdę! Mój kapłan zwariował. Gonił mnie aż tutaj, dopóki nie udało mi się go spowolnić.. i uciec na tyle daleko, na ile byłem w stanie.
- Jeśli wiec nie macie więcej pytań czcigodni wówczas zacznę przygotowania do oczyszczenia tych jaskiń. - Paladyn mimo braku opieki ze strony Corellona nie zamierzał zaprzestać swoich obowiazków wzgledem mieszkańców powierzchni. - O wschodzie wyruszę. A ty wskażesz mi drogę. - Zwrócił sie do drowa w elfim.
- Podejrzewam, że albo chce nas oszukać sam z siebie, albo mówi prawdę. Na pewno nikt go nie kontroluje - Sevotar westchnął ciężko i zaczął bawić się prostym pierścieniem, który miał nałożony na jeden z palców - Pozwól, że ruszę z tobą. Ja… Spędziłem trochę czasu z drowami, mogę ci pomóc.
Drow spojrzał na Eriliena i skrzywił się, po czym powoli pokręcił głową.
- To bez sensu…
- Nie idę “spędzać z nimi czasu”, Czcigodny. - Odparł paladyn.
- Tak, wiem, idziesz dokonać rzezi - pokiwał głową Sevotar z dziwnym zrozumieniem - Ale ja wiem, jak działają. Znam ich taktyki. Mogę pilnować twoich pleców i obawiam się, że możesz tego potrzebować.
Ocero przyglądał się przez chwilę bardowi.
- Jak na kogoś kto “spędził trochę czasu” z drowami, lub wyznawcami Zinzariny wiesz… całkiem sporo. Jaka była natura tej znajomości?
Sevotar spojrzał na Ocero i zacisnął dziwnie usta. Spojrzał na swoją dłoń i westchnął ciężko, po czym odwrócił się do paladyna.
- Już mnie sprawdziłeś? - zapytał trochę nieobecnym głosem - Nieważne. Nie zobaczyłbyś tam nic, co by cię zaniepokoiło. Ale i tak wszystko to zaczyna przybierać niepokojący obrót i jeśli nie zaczniecie mi ufać, to może się bardzo źle skończyć.
Chwycił swój pierścień, po czym jednym, sprawnym ruchem zdjął go. Barwa jego skóry nagle zawirowała, mieniąc się tęczą, po czym powoli, od dłoni na której wcześniej znajdował się pierścień, zaczęła ciemnieć, przechodząc w błękitny odcień ciemnej szarości. Przed nimi stał już nie Sevotar - zwykły elf. Ale Sevotar - mroczny elf, w pełnej okazałości.
- Tak, mniej więcej tak to wygląda - wredny uśmiech pozostał jednak taki sam - Uciekłem przed laty. Nie doszukacie się we mnie ani krztyny zła. A te zaklęcie…
Wskazał na drowa, który musiał wyglądać na dość zaskoczonego.
- Pomogło mi uratować wiele niewinnych istot z Podmroku. Więc uwierz mi, wiem jak działają drowy. I nie chcesz iść na spotkanie z nimi bez przygotowania.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=t4YnXN4498E[/media]
Nim ktokolwiek zdażył zareagować w dłoni paladyna pojawił się obnazony miecz, wypowiedział również śpiewna formułę w jezyu Arborei a Quelnatham poczuł na sobie mrowienie magii.
- Trzymaj dłonie tak abym je widział i nie waż się odezwać. - Paladyn nie żartował, jego cierpliwość była mocno nadszarpnięta ostatnimi wydarzeniami. Dwa drowy to było zdecydowanie za dużo na jeden dzień, co dalej Lolth prosząca o transport do Waterdeep?
- Wprawdzie jeszcze nie próbowałeś nastawać na nasze życie lecz i nie zyskałeś bezgranicznego zaufania. Tylko dlatego nie przebiłem Cię na miejscu.
Skrępowany drow nie odzywał się całkowicie zaskoczony tym, co się działo, ale jednocześnie chyba zadowolony, że nie jest teraz sam w tej sytuacj. Niedawny interrogator pobladł i zerwał się na równe nogi zdezorientowany nie wiedział jednak w kogo ma wystrzelić zaklęte pociski. Obawiając się zasadzki prędko posmarował swe powieki maścią zaklęcia widzenia i obszedł namiot.
Sevotar uśmiechnął się lekko, unosząc jedną brew i obie dłonie. Wydawał się kompletnie nie rozumieć wagi tej sytuacji, ale czemu miałby, skoro wyraźnie wierzył w swoją niewinność.
- To… - ognisty wybuch obok Sevotara lekko odrzucił go w bok i drow przekoziołkował, zajmując nieco płomieniami. Wstał i zaczął gasić rękoma płomyki, jakimi zajęło się jego ubranie - Ach! Na litość… Słodki… Aaa! Co ja… Olath wenress!

Seachmall 25-07-2014 12:02

Część druga



- Ani słowa jeśli cenisz swe życie! - Paladyn był nie ugiety. - Nie pozwolę Ci rzucić ani jednego czaru póki nie udowodnisz swej niewinności. Ciesz się gdyż jestem gotów tobie jednemu uwierzyć.
Sevotar zmarszczył brwi i wlepił w paladyna nieco zażenowane spojrzenie, jakby niemo pytając jak ma to zrobić bez używania słów. Wyraźnie nie przejmował się mieczem na swoim gardle.
W tym momencie poderwał się Aeron i stanął obok Eriliena chwytając jego rękę.
- Erilien, poszalałeś, co nie? - warknął. - Wiedziałem, że Corellonici… - parsknął. - Daj mu spokój.
- Aeronie, ostatni raz kiedy pozwoliłem sobię na mniejszą czujność źle się to skończyło dla Nameny. Nie popełnię tego samego błedu po dwakroć.
- To ciekawe, bo widzisz- wysłałeś ze mną i z Nameną Ilidatha, który sobie polazł, a do nas ktoś się przyczepił i to Sevotar mi pomógł wtedy wyjść z tej dziwnej sytuacji. Więc nie pierdol, ja cię proszę, jak typowy słoneczny elf z kijem w dupie.
- Jestem słonecznym elfem a to jest drow! - Sevotar prychnął dość zabawnie i przewrócił oczami, ale nadal się nie odzywał, dając Erilienowi mówić dalej - I tak wielki wysiłek wkładam by pamietać, że mam u niego dług wdzieczności. A ty Aeronie nie mówiłbyś tego gdybyś lepiej znał metody drowów. Nie masz pojecia ilu rycerzy straciliśmy przez ich zdrady. Całymi latami potrafią udawać przyjaciół czekajac na sprzyjający moment.
- Wybacz, ale ja nie potrafię zawierzyć osądowi paladyna Corellona. - mruknął Aeron. - Dla mnie ważne jest to, co widzę i to, czego byłem świadkiem, a Sevotar mi pomógł i co najważniejsze pomógł Namenie. To się dla mnie liczy.
- Dlatego nie próbuję go zabić. Aeronie modlę się byś nigdy nie zatracił swej wiary w dobro które jest w jego sercu jednak ja ślubowałem chronić powierzchnię przed zakusami mrocznych.
- Palant, jak oni wszyscy… - parsknął Aeron wyraźnie rozeźlony na Eriliena.
Nie mając jeszcze przygotowanej wystarczająco rozważnej i elokwentnej wypowiedzi Quelnatham sprawdził więzy jeńca (co by było gdyby im się wywinął!) i zamknął go w sferze Otiluka. Cokolwiek by nie powiedzieć Sevotar, jeśli to jego prawdziwe imię, miał fatalne wyczucie okoliczności. Pojmany drow nie powinien widzieć, ani tym bardziej słyszeć takich rzeczy. Skrępowany elf w pierwszym momencie szarpnął się, jakby chciał wyjść z zasięgu zaklęcia, ale ani to, ani jego wrodzona odporność na miagię nie przeszkodziła Quelnathamowi zamknąć go w sferze.
Ocero pozwolił sytuacji się rozegrać. Nie spodziewał się takiej agresji po Corellonicie, ale nie zdziwiła ona go też. Selunita podszedł do Ereliena i wykonał szybki cios otwartą dłonią w policzek elfa.
- Zawiodłem się na tobie Erilienie. - głos kapłana był zimny i grożący - Już pierwszego dnia milczenia bogów sądziłem, że może to negatywnie wpłynąć na ciebie i twoją zdolność osądu. Atak na kapłana Sune? Ledwo co powtrzynałem cię przed mordem bezbronnego i niewinnego, a teraz jeszcze atakujesz towarzyszy podrózy!? - Seluinita patrzył prosto w oczy paladyna - Nie znam Corellona osobiście, ale podejrzewam, że gdyby cię teraz zobaczył. Odebrałby ci miecz i wygnał z przed swego oblicza.
- Wątpię - mruknął Aeron uśmiechając się ironicznie. - Jeżeli jego wyznawcy reprezentują go dobrze, to wątpię.
Wieszcz chciał powstrzymać się, aż usłyszy obronę Eriliena, ale nie mógł zdzierżyć szkalowania Corellona.
- Jak wam nie wstyd?! - wybuchnął, ale nikt nie zwrócił na to uwagi.
- Niewinnego? - Zapytał paladyn. - Sevotarze czy jesteś niewinny?
- Bycia drowem? - odezwał się wreszcie - Oczywiście, że jestem winny bycia drowem! Chociaż o to raczej winiłbym Lolth i twojego patrona niż siebie, ale niech będzie, że jestem tego winny. Poza tym jestem niewinny, chociaż nie wiem jakiej winy we mnie szukasz. Nie ma zła w moim sercu, jest tylko współczucie dla tych, którzy nie są w stanie podjąć z kimś konwersacji, o ile jego patron nie skinie łaskawie głową pozwalając na to.
- Miałem na myśli tego tutaj. - Ocero wskazał na związanego drowa- I nie dywaguj mi tutaj nad “on musiał kiedyś coś zrobić”. NAM nic nie zrobił, a i tak chciałeś go zabić.
Paladyn otwierał już usta, ale tym razem Quelnatham był szybszy:
-Cisza! - zagrzmiał. - Sevotarze!, jeśli to twoje prawdziwe imię, jesteś większym głupcem niż myślałem na początku. Erilien jest na skraju załamania, a ty wyprawiasz teraz takie przedstawienie!
Erilienie! - odwrócił się do drugiego rozmówcy i przybrał łagodniejszy ton jakby mówił do dziecka. - Gdyby ten drow chciał nas zabić już dawno bylibyśmy martwi, a gdyby nas szpiegował nie ujawniały się w ten sposób. Nie jest to żadna zasadzka co sprawdziłem swą magią. Opuść miecz i uspokój się, bo tylko kompromitujesz nasz rodzaj.
- Teraz - ciągnął dalej nie pozwalając sobie przerwać - wytłumacz się nam “Sevotarze”.
Paladyn ostrożnie i niechętnie opuscił miecz.
- Skoro go sprawdziłeś Czcigodny wówczas nie potrzebuję więcej dowodów… - Erilien przystał na prośbe Quelnathama nadspodziewanie szybko. - ...na razie. Jeśli jednak zauważę pierwsze oznaki zdrady zabiję go bez wahania.
- Sevotar to nie jest moje prawdziwe imię, nazywam się Wehlryrd’tar Maeurden. Możecie mi mówić Wehl, chociaż wolałbym, żebyście mówili do mnie Sevotar, bo parę osób nadal mnie nie lubi - bard zaczął mówić powoli i ostrożnie, by każe jego słowo było wyraźnie słyszane - Pochodzę z największego drowiego miasta. Należałem do rodu łowców niewolników i pewnego dnia narodziło się we mnie współczucie dla nich, dlatego przez parę długich lat ich uwalniałem. Aż wszystko wyszło. I trafiłem na powierzchnię. Dlatego Erilienie, rozumiem cię, wiem jak jest żyć będąc otoczonym przez osoby, którym nie jesteś w stanie zaufać, ale mimo wszystko wiedz, że nie chcę dla was żadnej krzywdy. Uważam, że powinniśmy sobie zaufać, dlatego się pokazałem. Mam skłonności do dramatyzmu, ale to musicie mi wybaczyć, taki mój zawód.
Ocero pokiwał głową.
- Jestem w stanie cię zrozumieć. Powierzchniowcy nie są przychylni twojej rasie... - Selunita wskazał Eriliena jako ewidentny przykład - Musisz jednak zrozumieć teraz nas, że… no to na pewno wpłynie na nasze zaufanie tobie… po pierwsze używasz iluzji, aby zakryć swoje pochodzenie?
- Ten pierścień - pokazał im trzymany w dłoni pierścień wyrzeźbiony z drewna - Nazywany pierścieniem elfiego przebierania. Pozwala mi wyglądać jak zwykły księżycowy elf. I jasne, oczywiście, że rozumiem waszą nieufność… Odpowiem wam na wszystkie pytania jakie mogą dać wam nieco komfortu.
Na twarzy drowa malowało się zatroskanie całą sytuacją, ale nie wydawał się żałować tego co zrobił. Wyraźnie chciał im pomóc i nie miał zamiaru wykorzystywać całej tej sytuacji dla siebie, bo i ciężko było powiedzieć czemu miałby to zrobić. Stanął też przed obliczem Alustriel i wyglądał na podekscytowanego tym spotkaniem, a miał wiele okazji, by wbić jej nóż w plecy. Quelowi mogło przyjść na myśl, że żadnego drowa nie spotkał ten zaszczyt, być może dlatego tak się tym ekscytował.
Wieszcz zmierzył wzrokiem swojego słonecznego pobratymca, tego który miał najwięcej obaw. Jednak Erilien wcale nie zasypał drowa pytaniami. “Być może z góry uzna każdą odpowiedz za kłamstwo” - pomyślał Quelnatham. Zerknął jeszcze na Aerona i Ocero, ale ci jasno stanęli za bardem, a raczej przeciw paladynowi.
- Dobrze, dobrze… - wymamrotał jakby nieobecny, ale zaraz zaczął pewnym tonem: - Później opowiesz nam swoją historię Wehlyrd’tarze. Teraz musimy zdecydować co zrobić z tym zabójcą i jak uniknąć jego współwyznawców.
- W Cormanthorze - ciągnął dalej - pojmanego drowa przyprowadza się przed starszyznę, przesłuchuje, ten etap mamy już za sobą, starsi wydają wyrok i zwykle następuje po nim prędka egzekucja. Niestety w tym wypadku brak nam dowodów i istnieją wątpliwości co do kompetencji naszego “trybunału”. Niemniej sądzę, że zgodzicie się ze mną w jednym. Assassyn jest potencjalnie niebezpieczny. Dla nas, jeśli nie dla innych. Najlepszym wyjściem byłoby nałożenie na niego geasu. Ja niestety nie jestem tak biegły w zaklinaniu umysłów…
- Czcigodny, pozwolę sobie po raz kolejny zaproponować znacznie prostsze rozwiązanie. - Erilien upierdliwie dorzucił swoje trzy grosze.
- Jestem pewien Erilienie, że w pobliżu znajdziemy gdzieś czcącą zło wioskę. Może zmieciemy ją z powierzchni ziemi?- Ocero miał już powyżej uszu tego rasizmu elfiego.
- Dziwne masz rozrywki Czcigodny… - Na twarzy paladyna malowała się zgroza pomieszana z niesmakiem.
- Rozumiem, że nie jesteście chętni wypuszczenia tego drowa… bo to drow. Jasne, zło z długimi uchami, mieszka pod grzybem, zabiera i morduje dzieci, każdy słyszał te opowieści. - Ocero spojrzał na jeńca - Mamy jednak następujący problem. On NIC nam nie zrobił, na pewno nic za co ja bym go zabił. Nie mam zamiaru naginać woli istocie myślącej, bo takie rzeczy robią w Thay, a mnie się podobają moje włosy. - spojrzał na dwa słoneczne elfy - Mamy więc trzy opcje: Zabić go na co ja, podejrzewam, że...Weh...Wel...Wlyh… Sevotar też się nie zgodzi. Puścić go i żyć z konsekwencjami jego czynów, z czym jak sądzę wy się nie zgodzicie. Lub zabrać go ze sobą i poddać w podróży jego osobę. Mamy już jednego drowa ze sobą, czemu nie dwa?
- Zgadzam się z czcigodnym Ocero, zarówno więzienie jak i naginanie jego umysłu było by nieetyczne. Wypuscić go jednak też nie możemy, w końcu to drowi skrytobójca, uczono go tylko zabijać. Pozostaje nam więc tylko skrócić jego życie do niezbednego minimum lub zbawić jego duszę. Tylko czy on sam będzie chciał zwrócić swe mroczne oblicze ku światłu nowej wiary? - Zadumał się paladyn nad losem drowiego więźnia.
- Nie gadajmy o “nowych wiarach”, dopóki nie ustalimy co się stało z poprzednimi, dobrze? Nie będę ci robił teraz wywodów teologicznych Erilienie, ale w skrócie, jeżeli żył w wierze w jakieś bóstwo, jego duszy nic nie grozi. Będzie tylko lepiej traktowana po śmierci jeżeli żyła według dogmatu swego boga.
- Cieszy mnie Czcigodny, że również uważasz iż powinniśmy pozbawić tego drowa życia.
Ocero przez kilka chwil tylko mrugał po czym wstał, podszedł do paladyna i podniósł go za fraki, aby zrównać ich oczy.
- Jeszcze raz, jeszcze JEDEN RAZ WETKNIESZ MI TAKIE SŁOWA DO GARDŁA! A przysięgam na księżyc Selune sam na kopach zaciągnę cię przed oblicze Corellona!
- Czyż nie wasze to słowa, które mówią, że skoro był skutecznym zabójcą wówczas jego bogini go nagrodzi po śmierci? - Zapytał Erilien ze stoickim spokojem. - Czyż więc nie jest to najlepsze dla niego rozwiazanie z proponowanych?
Ocero spojrzał na Corellonite rozważając poczytalność tego elfa.
- Zdumiewający jesteś Erilienie. Wiem, że elfy są zadufaną w sobie rasą sztywniaków… bez urazy. -zwrócił się do pozostałych członków wyprawy, ale Sevotar tylko skrzywił się i gestem pokazał mu, by kontynuował - Ale ty osiągasz nowe szczyty. Wiec najwyraźniej muszę ci przypomnieć jeden mały, trywialny, ale bardzo istotny szczegół. Bogowie milczą, wszyscy. Co oznacza, że najpewniej dotknęła ich jakaś klęska. Więc ty, o CZCIGODNY obrońco uciśnionych i prawych, chcesz go wysłać na tamten świat, nie wiedząc czy jego bogini istnieje i chcesz go zostawić na pastwę demonów i diabłów. - Selunita postawił elfa na ziemi- Jeżeli nie widzisz absolutnie nic w tym złego… to lękam się o przyszłośc naszej wyprawy.
- Bogowie poddają nas próbie o czym doskonale wiesz Czcigodny. - Erilien ani przez chwilę nie wahał się odpowiadając Ocero. - Ci którzy ja przejdą będą prawdziwie godni nazywać się wiernymi. - Głos paladyna był pusty, wyprany z emocji kiedy to mówił, zupełnie jakby recytował wyuczoną formułkę z pamięci.
- Więc co? Porzucamy wszelkie okowy moralności i przyzwoitości? Zacznijmy wyrzynać się nawzajem tylko dlatego, że Tamci, nie są Nami i wyznają bogów w konflikcie z naszymi? Chcesz utopić Faerun w krwi i ogniu Erilienie?
- To właśnie krwawemu potopowi chcę zapobiec. To moralność i przyzwoitość nakazuje mi ten miecz, który zaprzysiągłem Corellonowi, zatopić w ciele drowa.
Ocero pokręcił głową.
- Więc zrób to. Najwyraźniej cię nie przekonam, abyś zrobił inaczej. Zabij istotę, która tobie nic nie zrobiłą. Zamorduj z zimną krwią bezbronnego. Pokaż jaki jesteś od niego lepszy robiąc dokładnie to co on robi. UDOWODNIJ SIĘ PRZED CORELLONEM! - Selunita westchnął - Najpierw jednak zobaczmy co reszta powie… A ty użyj tego ciężkiego organu, który chroni się hełmem. I zastanów się na czym miałaby polegać ta konkretna próba od Corellona? Na tym jak skutecznie potrafisz ekterminować drowy? Czy na tym, że jesteś w stanie okazać litość?
Aeron nic się nie odezwał, tylko spojrzał po Quelnathamie i Sevotarze. Dla pewności, że Erilien nie będzie miał tak łatwo z dobraniem się do drowa przed rozmową z resztą stanął niedaleko sfery obserwując uważnie paladyna spojrzeniem, które wprost mówiło, że zupełnie mu nie ufa.
Cierpliwość wieszcza została wystawiona na zbyt ciężką próbę. Przez zaciśnięte zęby wysyczał staroelfie przekleństwo, którego znaczenie zatarły tysiąclecia.
- Na niebiosa! Zamilczie wreszcie! - tym razem nie da sobie przerwać - Geas to jak najbardziej humanitarne rozwiązanie. Zaklęcie przeszkodzi mu tylko atakować nas i mówić o miejscu naszego pobytu.
-Drow czy nie drow mamy powody by sądzić, że jest niebezpieczny. Wiemy, że jest bądź był wyznawcą bogini zabójców. Co byś zrobił spotykając wiernego Bhaala albo Shar? Czy pozdrowiłbyś go i wskazał drogę wierząc, że każdy ma prawo do swych przekonań? Z pewnością niektórzy sharyci odprawiają mroczne rytuały, ale czy ten odprawiał? Nie widziałeś. Zatem najlepiej przepuścić go bez problemów: “tam jest kapliczka Selune, miłej modlitwy”.
Paladyn z poważna miną słuchał słów Quelnathama i przytakiwał mu kiwając głową.
- Wątpię, aby Sharyta czy Bhaalyta błagał mnie o litość. Rozumiem twój punkt widzenia i oczywiście masz rację. Przepraszam Erilienie. - Selunita delikatnie się skłonił Corellonicie - Mamy jednak kłopot. Sam powiedziałeś, że tego zaklęcia nie posiadasz, ja o nie poprosić nie mogę. Czy, którykolwiek z nas ma dostęp do tego czaru?
- Pomijając fakt, że nie dopuściłbym się takiej zbrodni jak naginanie cudzego umysłu do swej woli, nie dysponję tak skomplikowaną magią. - Jedynie ton głosu paladyna wskazywał na wielkie oburzenie jakie targało jego duszą. Oto spokojnie i prawie bez emocji jego towarzysze chcieli nałożyć kajdany na duszę wolnej istoty. Zbrodnia nie do pomyślenia dla Eriliena, nawet w stosunku do drowa. - Chciałbym też podkreślić, że moja wiara nie pozwala mi się biernie przygladać takiemu… postępowaniu. - Dodał powstrzymując się przed uzyciem bardziej dosadnych słów.

Quelnatham 25-07-2014 17:52

Część trzecia



- Jednak nie ma nic przeciwko mordowaniu bezbronnego co? Eh, Erilienie nie naginamy jego woli do naszej. Chcemy tylko uniemożliwić mu zaatakowanie nas.
- Pozbawiając go możliwości wyboru. Czcigodny Ocero, to co my uważamy za moralne nieco rożni eis od moralności ludzi. Śmierć nie jest końcem, a każdy wybór powoduje konsekwencje z którymi trzeba się liczyć. Wy ludzie nieczęsto żyjecie dość długo by je poznać. Jednak rozumiem iż śmierć wydaje Ci się gorszą z możliwości. - Paladyn przyjął pejoratywny ton. - Pomyśl wiec o jego duszy, jeśli zabronisz mu mordować jak wówczas będzie mógł stanąć przed swoją boginią?

- Erilienie nie wypowiadaj się w materii, której nie znasz - wtrącił się Quelnatham - bo tylko robisz z siebie głupca. Pozbawimy go tylko zabijania nas właśnie. Teraz też ograniczamy jego wolność więżąc go i odbierasz mu wolność działania na tym świecie zabijając go. Zresztą każde zaklęcie można zdjąć i każde więzy zerwać. Pozostawiamy mu możliwość: walczyć lub się poddać.
- Uwierz mi Czcigodny, nie było moim zamiarem pozbawiać go wolności tak tak teraz jak w przyszłości. Oferuje mu szybką, bezbolesną i miłosierną śmierć. To znacznie więcej niż on zaoferowałby nam w podobnej sytuacji. - Paladyn starał się jak mógł by nie zdradzać zniecierpliwienia. - Nawet jeśli związalibyście jego umysł, a przypominam jestem temu całkowicie przeciwny, chcecie jedynie uniemożliwić mu atakowanie nas. To przecież zabójca, prędzej czy później zabije kogoś innego i będzie miał na te zabójstwa wiele setek lat.

- Pierdolony hipokryta - Wehlryd’tar splunął, wyraźnie ledwo powstrzymując się przed mówieniem czegokolwiek - Przez takich jak ty, drowy nie mają szansy się zmienić. Uciekasz przed jednym mieczem, by wpaść pod drugi. Nie różnisz się niczym od Eldreth Veluuthra. Słyszałeś o Eldreth Veluuthra, paladynie?
Spojrzał na Quelnathama i westchnął ciężko.
- Nie mam geasów, nie uczyłem się nigdy geasów, uwalniałem niewolników, a nie ich tworzyłem. Ale niech będzie, jeśli to jedyna szansa, by ten głupiec przeżył - wskazał na drowa - A ten głupiec nie mordował mojego pobratymca z zimną krwią - skinął brodą na Eriliena - to niech będzie. Ale najpierw zdejmę mu hełm, więc daj mi znać zanim zaczniesz rzucać zaklęcie. Ach, jeszcze jedno.
Wycelował oskarżycielsko palcem w paladyna, krzywiąc się.
- Nie wiesz nic o niewoli. Nic o wolności wyboru. Nic. - zaakcentował ostatnie słowo w bardzo jadowity, drowi, ale przy tym niezwykle szczery sposób - Dopóki nie zobaczysz dziecka odrywanego od matki, by ta mogła iść i zginąć dla drowa, który chce się tylko dowiedzieć, czy jego kochanka lubi czerwone suknie czy niebieskie, nie poznasz czym jest niewola. I jeśli służysz Corellonowi… Nie dziw, że własna córka się od niego odsunęła, chcąc dokonać czegoś dobrego dla ludu porzuconego przez ojca.
- Tak. - Erilien zbliżył się do Sevotara a jego spojrzenie było zimne niczym stal klingi jego miecza. - Takim właśnie ludem jesteście, i wierz mi, że widziałem gorsze zbrodnie drowów niż ta którą opisałeś. Ponad siedemdziesiąt lat, tyle czasu spędziłem walcząc z waszą zarazą. Nie atakowaliśmy nigdy, jedynie odpieraliśmy ataki z podmroku. Nie zawsze się udawało. - Wyznał ze smutkiem. - Próbowałeś kiedyś pocieszyć dziecko które z ukrycia oglądało jak zabijają jego ojca, jak gwałcą i masakrują mu matkę? Niezapomniane przeżycie. Gdyby nie łaska jaką obdarzył was Corellon mój zakon dołożyłby wszelkich starań aby was wytępić. Corellon jest jednak cierpliwy i łaskawy, dał wam szansę byście na wygnaniu zrozumieli swe błędy, wrócili ze skruchą w sercach przed jego oblicze. Ty zaś bluźnisz przeciw temu który okazał wam litość. Czy tak nawracają się drowy? Ostrzegam Cię po raz ostatni drowie, jeśli jeszcze raz twój plugawy język skala święte imię Corellona Larethiana zabiję cię bez cienia litości i nikt z tu obecnych nie zdoła mnie przed tym powstrzymać. Klnę się na Sahandriana!

Aeron uśmiechnął się ironicznie.
- Mnie też zabijesz?
- Twoja buta Aeronie powodowana jest młodością, wierzę, że choć twe słowa kalają imię Corellona wynikają z nieświadomości a nie złej woli.
- Wynikają z prawdy - mruknął mieszaniec. - Prawdy, która sprawia, że nie ufam corellonitom, a waszym bogiem pogardzam.
- Przyjdzie czas kiedy zmienisz zdanie, wówczas twe oczy się w końcu otworzą. - Dla tego półelfa Erilien miał znacznie więcej cierpliwości po części ze wzgledu na Namenę po części majac w pamięci dziecinne zachowanie Aerona w światyni.
- Krzywda została wyrządzona, zapamiętana, lekcja przyswojona - parsknął Aeron mierząc Eriliena wzrokiem. - I żaden z was dwóch, corellonitów - zerknął na Quelnathama. - Nie “nawróci mnie na dobrą ścieżkę”, bo to niemożliwe.
- W istocie Aeronie, sam wybierzesz swoją ścieżkę, tego właśnie uczy Corellon.
- A więc jest pierdolonym hipokrytą, żadna mi nowość.
- Nie wiem ani kto ani jaką krzywdę Ci wyrządził jednak widzę w twym sercu otwartą ranę którą jedynie czas zaleczyć może. Kiedy to się stanie, zrozumiesz.
- Pierdolenie. - Aeron odwrócił się i usiadł byle dalej od Eriliena wpatrzony w swoje dłonie. Szybko znalazła się w nich miedziana moneta, którą zaczął obracać w palcach.

Ocero spojrzał na magiczną sferę więżącą drowa.
- No dobra, tymi kłótniami nie przyspieszymy naszego odpoczynku. Musimy podjąć decyzję co zrobić z naszym więźniem. Wypuszczenie go odpada, ja i Sevotar nie zgadzamy się na jego zabicie. Nie możemy nagiąć jego woli… zostaje nam tylko związać go i zostawić. Jeżeli jest sprytny uwolni się, jeżeli nie to przyjdzie niedźwiedź i zje mu krocze. Podoba się wam taki plan?
- Nie, nie, nie przyspieszy. Ja byłbym za geasem, to jest jedyne słuszne wyjście, niestety, chyba, że nikt z was nie umie go rzucić. Tylko mówię, najpierw muszę zdjąć mu hełm - bard położył dłoń na swoim rapierze i nie spuszczał wzroku z Eriliena. Wyraz nieskończonego obrzydzenia wyszedł na jego twarz, jednak myślami nadal pozostawał przy legendach o powstaniu drowiej rasy i wygnaniu Lolth. Wszystko to wiążące się z poszukiwaniami Nowego Domu. Oddech drowa stawał się coraz cięższy, jakby z trudem powstrzymywał swoje słowa.
- Innymi słowy czcigodny Ocero pragniesz zostawić los tego drowa w jego rękach, jest to szlachetne z twej strony jednak… Jeśli się uwolni będzie znów mordował, jeśli nie i tak zginie pośrednio z naszej ręki. Jest jeszcze możliwość, że złapią go jego pobratymcy. Uwierz mi na słowo Czcigodny, szybka śmierć z mej ręki jest błogosławieństwem w porównaniu z tym co mu zgotują.
- Czemu próbujesz nas przekonać, skoro wyraźnie daliśmy do zrozumienia, że się na to nie zgadzamy? - bard westchnął i zaczął rozmasowywać sobie czoło z całej tej frustracji - Powiem mu, że lina jest magiczna i jeśli spróbuje ją przerwać, to go zabije. Umiem być przekonujący. Na litość bogów, rozumiem twoje traumy, przeżycia, doświadczenia i dogmaty, ale zaakceptuj, że inni nie żyją według nich i mają własne zdanie.
- Zamilcz drowie, jeszcze nie obdarzyłem cię zaufaniem byś mógł mnie swymi słowy przekonać. I nie próbuj niczego głupiego. - Sevotar wyraźnie działał paladynowi na i tak już nadszarpnięte nerwy. - Jedynie szybka i miłosierna śmierć jest dla niego rozwiązaniem, tylko tak mogę mieć pewność że nie skrzywdzi nikogo więcej. Zrozumcie Czcigodni - zwrócił się do Ocero i Quelnathama - przysięgałem bronić powierzchni przed ich zarazą. Już i tak wielkie ustępstwa czynie dla tego tu mrocznego, nie każcie mi sprzeniewierzyć się mym ślubom… nie teraz, nie podczas tej próby wiary… - dodał znacznie ciszej, rozpaczliwie próbując im uświadomić jaka odpowiedzialność spoczywa na jego barkach.

Wehlyrd’tar zamachał dziwnie rękoma, zacisną usta i otworzył szeroko oczy, wpatrując się w Eriliena z niezwykłą wściekłością, ale ostatecznie schował twarz w dłoni i po chwili milczenia roześmiał się zmęczonym, pełnym frustracji śmiechem.
- Nie, wiecie co? Niech będzie. Niech go zarżnie bez litości, potem niech zarżnie mnie, nie dbam o to - brzmiał na ogromnie zmęczonego, tak bardzo, że aż jego jastrząb przysiadł na gałęzi i przech Idę usiąść po tamtym drzewem - wskazał je palcem - i udawać, że jestem grzybem. Dziękuylił głowę, przyglądając się swojemu panu - Zróbcie co uważacie za stosowne, ja się poddaję.ję bardzo.
Odwrócił się na pięcie, usiadł pod drzewem i przybrał kompletnie pozbawiony emocji wyraz twarzy.
- W końcu zamilkł. - W głosie Eriliena słychać było wyraźną ulgę.
- Jeżeli będziesz w stanie ze sobą żyć… Nie podoba mi się to… ani odrobinę. Wybacz nie mam doświadczenia z takimi drowami jak ty miałeś. Bah, spotkałem stado elfich likantropów bez zła w sercu, po prostu nie jestem w stanie postawić pieczęci “zły bo drow” na każdym drowie, którego spotkam. Co jeżeli do tej pory zabijał tylko Lolthian? Zanim postanowisz unieść ostatecznie na niego miecz Erilienie… może z nim porozmawiaj? - “HA!” głośno wydał z siebie grzyb pod drzewem stojącym nieopodal - Poznaj jego osobę, jesteś pozbawiony zdolności wykrycia zła w jego duszy, więc pozostało ci to.
- Hm - powiedział bardziej do siebie drow - Mogę go zamienić w żabę. Albo psa.
Nie do końca było wiadomo czy mówi o więźniu czy Erilienie.
Choć Quelnatham burzył się na wszystkie wypowiedziane tu plugastwa do tej pory zachował milczenie. Gniew w jego sercu począł ustępować rozpaczy, a nawet trwodze. “Czy zniknięcie bogów już sprowadziło szaleństwo na wiernych? z pewnością na niektórych duchownych” - myślał niespokojnie.
-Dość już tego! Erilienie ostrzegam cię, nie mogę pozwolić byś w swoim szaleństwie dopuszczał się czynów, które plamią imię Corellona! Podróżujemy wspólnie, jeśli nie godzisz się na nasz wspólny osąd, droga wolna. Nie każę wam jechać ze mną do Dolin, ani Aeron nie potrzebuje takiej świty by dojechać do Waterdeep. Walczcie i kłóćcie się ile chcecie. Możemy was zostawić - spojrzał tu na paladyna i kapłana - albo zawrócić. Weźmiecie go związanego do Silverymoon, tam straż przesłucha go i postąpi z nim według własnego uznania.
Sevotar znikąd znalazł się przy Quelnathamie i gwałtownym gestem wskazał dłonią czarodzieja, z obłąkańczym spojrzeniem wpatrując się w Eriliena.
- TO - powiedział dobitnie i do pierwszej dłoni, dołączyła druga - WŁAŚNIE TO.
Opuścił ręce w dół, po czym wrócił do bycia grzybem.
- Milcz drowie. - Od niechcenia uciszył go paladyn. - Quelnathamie, dlaczego? Dlaczego nie potrafisz dostrzec oczywistości. Wszak to drowi zabójca!
-Potrafię dojrzeć oczywistość - odparł lodowato - jednak nie mamy środków żeby bez pozbawiania go życia usunąć zagrożenie jakie dla nas stanowi. Nasi towarzysze są stanowczy, jak słyszałeś. Z tego względu uważam, że słusznym jest odwołanie się do tych, którzy stanowią prawo na tym terenie.
- Wzbraniacie się jedynie przed przyjęciem odpowiedzialności za swe czyny Czcigodny. Tak samo jak ja wiecie, że drowa nalezy zabić lecz nie chcecie brać za to odpowiedzialności. Nie winię was, dlatego jego smierć spadnie na moje barki. Jeśli brzydzicie się przemocą odejdę poza zasięk waszych zmysłów.
- Wyobrażam sobie jak on musi się czuć zamknięty w tej sferze…. - mruknął cicho Aeron nie patrząc na nikogo. - Nie znać swojego losu, nie wiedząc jakie dyskusje się prowadzi w jego sprawie…

Googolplex 25-07-2014 18:15

Część czwarta



- Nie. Zabijesz. Tego. Drowa. - Bard przemówił spokojnie spod drzewa, zawieszając lodowate spojrzenie na Erilienie.
- Zamilcz drowie, nie ty o tym zdecydujesz.
- Nie jestem twoim poddanym. Nie jestem twoim więźniem. Nie jestem tym, za kogo mnie uważasz. Jestem gotów milczeć i udawać grzyba, żeby nie kłócić się z tobą więcej, bo wbrew pozorom jesteśmy sojusznikami - drow mówił to wszystko z całkowitym spokojem, tak na twarzy jak i w głosie - I wydaje mi się, że przemawia przez ciebie więcej emocji niż rozumu, co rozumiem, dlatego staram się nie wtrącać. Ale nie pozwolę na to, byś wbrew słowom wszystkich dokonywał zimnego mordu na bezbronnej istocie. Po prostu na to nie pozwolę.
- Niech więc sam zdecyduje skoro tak zajadle bronicie jego życia. - Erilien odwołał się do ostatniego argumentu, rozsądku pojmanego drowa. - Dam mu wybór, śmierć lub osąd w Waterdeep. Nie będziemy wracać tylko z jego powodu.
- Po pierwsze, nie “ty” dasz mu wybór, tylko “my,” bo nie jesteś tutaj żadnym autorytetem - Bard westchnął ciężko - Po drugie, i tak obstawiałbym Silverymoon, Waterdeep rządzi wielu mądrych ludzi, ale to nadal ludzie i mogą zareagować na drowa podobnie co ty.
- Zapominasz się drowie, to właęnie Ocero który jest człowiekiem najwytrwalej broni twojego pobratymca. A teraz zamilcz.
- MAM IMIĘ - Sevotar podniósł głos - Nawet dwa. Patrz, masz wybór. Chyba lu...
- Dość! - krzyknął Quelnatham wykonując szeroki zamach ręką. - Zabieram drowa do Everlund gdy tylko minie burza. Dogonię was przed Yartar, jeśli nie czekajcie tam na mnie!
- Quelnathamie! Przed chwila udowodniłeś, że twój osąd jest zaburzony ciskając w nas tym zaklęciem. Na szczęście nie łatwo przełamać mą wolę. Nie pozwolę Ci zabrać drowa w twym obecnym stanie. Drżę na myśl do czego mógłby doprowadzić taki brak rozwagi.
Wieszcz ze zniecierpliwieniem potrząsnął głową. - To czar na drobnych rzezimieszków, nie takich jak wy. Gdybym go nie użył ciągle pieprzylibyście o swoich racjach.
- Nie ma problemu - Sevotar uśmiechnął się do Quelnathama - Słusznie zrobiłeś. W każdym razie nie przejmuj się, ktoś tu jeszcze zachował resztki rozsądku. Powinieneś zabrać drowa do Everlund. Wcześniej porządnie go spętam, żeby ci się nie wyrwał.
Ocero poddał się już dawno jeżeli chodzi o przekonywanie Eriliena. Spojrzał jedynie na Quelnathama, kiedy ten zdołał uciszyć dwójkę sprzeczających się ellfów.
- Zgodzę się z tobą. Jeżeli drow trafi na sprawiedliwość ja będę zadowolony, mam nadzieję, że ty też Erilienie… i proszę więcej nie rzucaj słowami “Twój osąd jest zaburzony”, jeżeli nie widzisz jak “solidny” jest twój.
- Ustąpię, jesli drow wybierze tą drogę. Jako sługa Corellona muszę zaproponować mu inne wyjście niż uwięzienie.
- Drow nie wybierze żadnej drogi. Ja zrobiłem to za niego. - stanowczo odparł wieszcz.
- I słusznie - powiedział Sevotar - Nie jestem za niewoleniem nikogo. Nie niewolimy go. Ratujemy mu życie.
Przed obłąkańcem, dodał w sercu, ale szczęśliwie powstrzymał się przed powiedzeniem tego.
- Wbrew jego woli? Czyżbyście bali się, że wasz “więzień” wybrałby śmierć miast waszej “łaski”?
- Zapytajmy go - Quelnatham wykonał ruch dłonią sfera otaczająca go prysła.
- Wolisz śmierć czy niewolę? - spytał prosto.
Erilien pośpieszył by sprecyzować wypowiedź Quelnathama. - Miłośiernie oferuję Ci mroczny szybką i bezbolesną śmierć, możesz też zdać się na łaskę Everlund.
Drow spojrzał zdezorientowany nagłą zmianą.
- Jaką niewolę...? Co to jest Everlund?
- Miasto gdzie oddamy cię straży.
Drow z obawą spojrzał na Eriliena i zapytał niepewnie.
- A…. śmierć…?
- Honor i wiara nakazują mi dać Ci ten wybór. Jestem wprawnym szermierzem, zrobię to szybko i bezboleśnie a jeśli twa wiara jest prawdziwa niedługo staniesz przed obliczem swej bogini. Jeśli o to poprosisz.
- … ale moja bogini nie odpowiada kapłanom…
- To tylko sprawdzian waszej wiary, Ci którzy wytrwają mogą nazywać się prawdziwie wierzącymi. Wiem, że właśnie Ci są bogom najbliżsi.
- To nie jest sprawdzian wiary! - Sevotar przerwał mu w elfim - Bogowie CHCĄ naszej wiary, po co mają ryzykować, że ktoś ją straci!?
- Być może pragną tylko prawdziwej wiary nie zaś fałszywych modłów kończacych się zawsze zwątpieniem.
- Och, naprawdę przydałoby ci się pożyć trochę wśród drowów - Wehlyrd’tar skrzywił się ogromnie i odwrócił, zakładając dłonie na biodra. Wydawał się być piekielnie wściekły całą tą sytuacją.
Drow gorączkowo rozmyślał, aż w końcu uniósł spojrzenie na Quelnathama i Eriliena.
- Ja… - zająknął się, a i prawdopodobnie miał ściśnięte gardło. Wziął głęboki oddech i spojrzał już pewniej, jakby pogodził się z decyzją. - Ja nie mogę… Żaden ilithiiri nie może zgodzić się na niewolę własną.
Erilien skinął głową i rozejrzał się po pozostałych czy ciągle mają coś przeciwko.
- Jeśli chcesz dam Ci chwile byś pojednał się ze swoją boginią.
Ocero westchnął i podszedł do Mrocznego Elfa. Przystawił dłoń do jego głowy.
- Przetłumaczcie proszę… - zwrócił się do dwójki elfów. - Idź do niej… twoja próba na tym świecie dobiegła końca. - Selunita skinął głową skazańcowi i odsunął się dając Erilienowi .miejsce.
Drow skinął głową próbując opanować oddech, który z nerwów wymykał mu się spod kontroli. W pewnym momencie odezwał się kierując swe słowa wyraźnie do Eriliena.
- Darthiiri…. Co zrobisz, jeżeli jednak moja dusza… pozostanie błąkająca się?
- Ocero chciał bym Ci przekazał, że nie musisz się już tym martwić, twa próba na tym świecie dobiegła końca. Nie zawiodłeś swej bogini, zginiesz z honorem.
- Jeśli twoja dusza pozostanie błąkająca się, nie będziesz miał już odwrotu - powiedział Sevotar, kucając przy drowie - Nie będzie odwrotu. Nie wiemy, czy tak się stanie, czy nie. A niewola u powierzchniowców nie jest taka, jak niewola w Podmroku. Tutaj nikt nikogo nie wykorzystuje w niewoli, nie zabija. Ryzykujesz tylko bycie uwięzionym i karmionym, nic więcej.
- Nie wiem jaka jest polisa Everlund na temat egzekucji. - Ocero przyznał - Ale to Srebrne Marchie, nie może być tak źle.
- A zrobił coś, żeby dokonano na nim egzekucji? - powiedział, ale poczuł się nagle dziwnie słabo. W końcu to był drow. Na co on liczył? Położył dłoń na ramieniu drowa i przymknął oczy.
- To nie ma sensu - wrócił do wspólnego - I tak go zabiją. Powinniśmy go odprowadzić do którejś z bardziej tolerancyjnych… Społeczności. Kurwa mać.
- Srebrne Marchie… tu ma największe szanse.
- Ale i tak nie ma gwarancji… - mruknął Sevotar, ale wrócił do elfiego - Rozważ to jeszcze raz. Powierzchniowcy nie są tak okrutni jak nasz lud.
Drow był skołowany. Bił się z myślami i drżał przy tym z rosnącego strachu. Spojrzał w końcu na Sevotara i powiedział:
- Niewola to niewola…. Może i nie byłaby taka straszna, ale i tak odbierałaby wolność.. - po tych słowach zwrócił się do Eriliena. - Darthiiri… Jeżeli kłamiesz….. I tam nic nie będzie, a moja dusza będzie się błąkać… Przysięgam, że znajdę sposób, aby wrócić… aby cię zabić. Swoimi rękoma czy innych.
Bard zacisnął usta i patrzył chwilę na drowa, po czym wypuścił z ust powietrze, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Znajdź ukojenie w śmierci w takim razie - po czym wstał i nie zważając na innych ruszył w drzewa. Jego jastrząb pisnął z wyraźnym smutkiem, po czym zeskoczył z gałęzi i poleciał za swoim panem, który usiadł pod jednym z drzew tak, by nie patrzeć na tę scenę.
- Erilienie bądź tak dobry i dokonaj jego egzekucji na zewnątrz. To jedyny namiot jaki mamy. - dodał kwaśno Quelnatham. Wszystkie te kłótnie, były tak bezsensowne… Dały mu jednak pewną wiedzę na temat towarzyszy. Będzie musiał wspomnieć o tym przy wieczornej medytacji.
- Jeśli się twe obawy sprawdzą wówczas mnie czeka o wiele straszniejsza kara za skazanie twej duszy na tułaczkę niż tylko śmierć. Nie zawaham się jednak i dotrzymam slowa okazując Ci łaskę. A teraz wstań, nie powinno się to odbywać w tym miejscu. - Pomógł drowowi podnieść się na nogi i poprowadził go do wyjścia z namiotu. - Odejdziemy by to czego dokonam nie spadło na barki mych towarzyszy.

Kliknij w miniaturkę

Nie było niczego.

Wehlyrd'tar był pewien, że nie było niczego, co mogło usprawiedliwić pozwalanie na to. Ten drow miał wybór, ale był ślepy. Nie miał pojęcia, co może na niego czekać w tym świecie, jeśli tylko skorzysta z okazji, szansy na to, by stać się kimś innym. Kimś lepszym. A ciągle, ciągle pamiętał dotyk jej skóry, zapach jej włosów... Pamiętał kim była i pamiętał, kim się stała. Mimo tego, jak zakończyła się ich znajomość, wiedział, że może dokonać wiele dobrego.

- Czy o to chodzi? - zapytał, patrząc do góry, pozwalając, by deszcz opadł na jego ciemną twarz - Czy dlatego porzuciłaś swój dom?

Żałował, że bogowie zamilkli. Chciałby móc się do niej pomodlić. Zapytać o radę. Dopiero teraz w pełni zrozumiał przekleństwo drowów i największą zbrodnię Lolth... Zamknięci w Podmroku pozbawieni byli perspektywy.

Kliknij w miniaturkę
[media]http://www.youtube.com/watch?v=d2dOMQjRI3Y[/media]

Żadnemu z dwu elfów nie przeszkadzał mrok, nie zwracali też uwagi na cieżkie krople deszczu smagajace ich twarze i karki. Do uszu paladyna docierała przerywana modlitwa drowiego zabójcy. Blask odległych błyskawic sprawiał, że wydawali się zaskakująco do siebie podobni.
W końcu odeszli dość daleko by ich oczy nie były w stanie dostrzec obozu.
- Przygotuj się, jesteśmy na miejscu. - Słowa paladyna były spokojne i co niezwykłe przepełnione litością. - Jesli chcesz zamknij oczy a obudzisz się już w którestwie swej pani. - Wyrecytował również śpiewne zaklęcie a ostrze jego miecza rozbłysnęło płomieniem, skwierczacym ilkroś kropla spadała na klingę.
- Po co tu wylazłem… - zbeształ siebie drżącym głosem, jak i sam drżał i zamknął oczy. - Jeżeli mnie oszukałeś… Jeżeli oszukałeś…
- Wówczas niech pociesza Cię myśl, ze Corellon za taką zbrodnie zgotuje mi o wiele gorszy los.
Dokładnie gdy wypowiadał ostatnie słowa klinga jego miecza przecięła ze świstem powietrze pozbawiając drowa w jednej chwili glowy i życia.
- Obyś odnalazł spokój Corellona zagubiony krewniaku… - Wyszeptał krótka modlitwę nad ciałem drowa. Stał tak w deszczu jeszcze przez moment po czym wziął się za kopanie grobu. Zawsze tak robili po bitwach, ostatnia posługa której rycerze Corellona nie odmawiali nikomu, nawet największym wrogom.

Jaśmin 26-07-2014 17:36

Theodor pociągnął z bukłaka i oddał go Elerdrinowi.
-Cenne informacje, cenne - mruknął - Ale jest jeszcze sprawa funduszy Machy. Mówisz, że on sponsoruje Białe Kruki. Jakie jeszcze inwestycje popełnił w ostatnim czasie?
- Sądzę, że na pewno jakieś, ale… trudno mi powiedzieć coś więcej. Przenosiłem pisemne wiadomości, których treści nie poznałem. -wzruszył ramionami i zwilżył swoje gardło winem. - Teraz, mając większe fundusze może się pobawić… Wiem, że ściągał ostatnio jakieś długi… - Elerdrin spojrzał na Theodora. - Co masz zamiar zrobić?
-A to już zależy od ciebie - odparł Theodor - Nadal chcesz zostać w Skullport? Czy może nabrałeś rozumu?
- Chcę zrealizować zemstę na tym, kto mnie wrobił - mruknął mieszaniec. - Mogę też pomóc ci w twojej zemście. Wciąż nie widzę się na Powierzchni…
-W porządku - Theodor uniósł dłonie w geście poddania się - Aha, byłbym zapomniał, głowa do pozłoty. Mówiłeś o Białych Krukach, no nie? Tak się składa, że słyszałem plotki jakoby Białe Kruki miały na pieńku ze świątynią Sharess. Słyszałeś coś o tym?
Potomek drowów spojrzał zaskoczony.
- Naprawdę? Nie, nie słyszałem…. Co oni mogą mieć do świątyni Sharess?
-Nieważne, zapomnij - mruknął Theo - To by na razie było tyle. Nie jesteś przypadkiem głodny? Ja stawiam.
- Jedzeniu nigdy nie mówię “nie”. - odparł mieszaniec. - Gdzie chcesz pójść? Mam cię zaprowadzić do taniej karczmy?
-Zdaje mi się, że własnie w takiej jesteśmy - odparł Theo - Ale jeśli masz ochotę na odrobinę luksusu to podaj adres jakiegoś zacnego przybytku. Ja stawiam, pamiętaj.
Elerdrin skinął głową.
- Chodź, zaprowadzę cię.

* * *

Faktycznie, jak na Skullport karczma była dość luksusowa. Jednak jedno było niezmienne. Po sali nie krążyły tylko kelnerki, ale w większości dziwki, chociaż… może nieduża była różnica. Kiedy zasiedli przy jednej z ław do podeszły do nich dwie panny, jedna srebrna elfka i jedna półelfka. Do ćwierć drowa przysiadła się półelfka, zaś elfka usiadła na kolanach Theodora i głaszcząc go po policzku wymruczała przyjemnym głosem.
- Ciebie tu jeszcze nie widziałam, przystojniaczku.
-Jestem tu pierwszy raz - odparł Theodor z uśmiechem - Elerdrin, znasz panie? Jeśli tak to mnie przedstaw.
- Niestety, byłem tu tylko raz, jak się zrzuciliśmy z kumplami na to. - wyjaśnił Elerdrin uśmiechając się do półelfki.
- Jesteś spięty, mój panie? - zamruczała elfka. - Mogę na to zaradzić…
Theo parsknął śmiechem. Pogładził udo swojej dziewczyny.
-Zabawmy się! - rzucił - Zabawmy się, Elerdrin! Ja stawiam! Jestem Moneta.
Elerdrin uśmiechnął się.
- Chętnie w każdym calu. - zamruczał, kiedy półelfka przesunęła językiem po jego ledwo szpiczastym uchu. - Tylko co potem?
-Nie myśl o tym - Theodor zachichotał - Ciesz się życiem, Elerdrin.
- Zamówmy pokoje… - zaproponował Elerdrin rozbierając półelfkę wzrokiem.
- Nie pożałujecie… - wyszeptała do ucha Theodora elfka i połasiła się o jego policzek. - Zrobimy co zechcecie…
Theodor przez chwilę dręczył się myślą, że dziewczyny mogą pracować dla Machy, ale szybko dał temu spokój. Był po prostu zmęczony ciągłą podejrzliwością i żądny przyjemności.
Ta noc zapowiadała się wyjątkowo...

abishai 27-07-2014 21:18

-Nie zostawię cię tu samej!- jak Gaspar postanowił, tak i zrobił przywołując zaklęciem pomocnika dla Amelii.


Małego żywiołaka ognia. I po tym małym wsparciu porzucił towarzyszkę, by ruszyć na ratunek Dulcimei. Oby nie było za późno.
Kiedy Gaspar wpadł do zaułka znalazł Dulcimeę w nie lada kłopotach. Stała z nożem przy gardle, z wygiętą do tyłu ręką, w ten sposób przytrzymywana nieruchomo przez jednego z oprychów, gdy drugi bezwstydnie obmacywał jej ciało, w czym pomagała mu naprędce rozcięta bluzka słonecznej elfki..
- Skąd masz te ciuszki, słonko? - zaśmiał się dotykający ją oprych. - Jeżeli cię na nie stać, nie potrzeba ci zapłaty. Bądź grzeczna, a tobie też będzie miło.
Dulcimea spojrzała wściele na mężczyznę i splunęła mu w twarz.
Gaspar zobaczył, że elfka była ubrana… zbyt porządnie i kosztownie, jak na warunki Skullportu. Musiał przyznać, iż nie przyszła tutaj w swoim codziennym ubraniu, ale to, co na sobie miała, choć mało wystawne dla Waterdeep, musiało robić wrażenie na Porcie Czaszek. Do tego była… czyściutka i pewnie pachnąca.
Wyrmspike postanowił od razu wkroczyć do akcji. Uznał, że nie warto było informować bandziorów o tym jak cenna jest dla niego Dulcimea, więc.. wyskoczył zza zaułka i przyzwał gestem dłoni magiczne pociski, które trafiły w ciało bandziora trzymającego nóż na gardle Dulciemi.
Charczącym głosem rzekł.- Ta dziewka jest moja. Zmykajcie stąd, albo was zabiję.
Patrząc cały czas spod kapelusza, by Dulcimea, przypadkiem go nie rozpoznała.
Oprych zaatakowany przez magiczne pociski sapnął z bólu i spojrzał nienawistnie na Gaspara. Drugi również odwrócił się do natręta i syknął:
- Dziewka jest tego, kto był pierwszy. Spierdalaj.
Dulcimea przelotnie spojrzała na Gaspara, po czym zaczęła uważnie obserwować tego, co miał czelność ją obmacać. Z jej wzroku dramatopisarz mógł wyczytać, że w razie konieczności i ona chce się dołączyć do zabawy.
-Chyba nie wyraziłem się dość jasno… albo dacie nogę stąd, albo rozdepczę was jak robactwo którym jesteście.- wycharczał Wyrmspike i ponownie splótł nitki magii i posyłając kwasową strzałę w typka trzymającego nóż przy gardle elfki.-Won stąd pókim dobry.
Mężczyzna, który otrzymał baty już od drugiego czaru Gaspara odsunął się od elfki i zwinął opierając się o ścianę. Drugi spojrzał wściekle na dramaturga.
- Pierdolony mag. - warknął. - Jeżeli ci tak bardzo zależy możemy się podzielić.
-Ostatnia szansa… zabieraj swoje dupsko stąd, albo...już nie wyjdziesz żywy z tego zaułka. Nie negocjuję z robactwem.-
warknął chrapliwie pisarz odrywając zaklęciem kostkę bruku zaczęła się powoli unosić w górę po czym upadła przed stopami bandziora rozbijając się.- Wynocha stąd robaki.
Mężczyźni zawahali się i spojrzeli po sobie. W końcu jednak zaczęli się wycofywać, po czym zupełnie znikli Gasparowi z oczu.
Wyrmspike odczekał, aż mężczyźni oddalą się po czy zwrócił się do elfki swym normalnym głosem.- Co ty na zadek Shar robisz w Skullport?! Mogłaś zginąć i w to nieprzyjemny sposób!
- Poszłam za tobą, Gasparze Wyrmspike.
- pokręciła oczami elfka wyraźnie niezaskoczona, że ten osobnik to jej szef.
-Poszłaś za mną, booo…- mruknął gniewnie pisarz licząc na dalsze wytłumaczenia.
- Bo zobaczyłam ciebie i Amelię, jak gdzieś w jakiś łachach, jakbyście dawno nie widzieli łaźni, idziecie razem… a ja jestem ciekawska, więc podążyłam. Jak zobaczyłam, że najwyraźniej idziecie do Skullportu kupiłam jakieś słabe ciuchy i poszłam za wami.
- Skoro szliśmy w takich szatach, to na pewno nie do miejsca, które by ci się spodobało.
-westchnął Gaspar ruszając.- Powinnaś zawrócić, gdy zobaczyłaś że idziemy Skullport. Zresztą… Amelia też wpadła w kłopoty, nie mamy co tu czekać.
- Idę z tobą -
odparła Dulcimea nie znoszącym sprzeciwu głosem. - I czemu akurat z nią poszedłeś?
-Bo chyba zna to miejsce.-
odparł wymijająco Wyrmspike. I spojrzał za siebie.- A czemu ciebie to martwi?
- Zna Skullport? Skąd? -
zerknęła na Gaspara. - Czemu? Czy aktorka nie może być zazdrosna, jak jej wyraźnie konkurencję się robi?
-Konkurencję do czego? Nadal masz główne role, a ona nawet jeszcze nie zagrała ogonów w żadnej sztuce.-
wzruszył ramionami Wyrmspike.- Pewnie pochodzi stąd.
- Stąd? Uch, fatalnie. Mam nadzieję, że nie przyjęła za bardzo przyzwyczajeń z tego miejsca. Nie chciałabym zostać okradziona.
-Nie pozwól sobie na to by uprzedzenia dyktowały tobie ocenę osoby. Skąd wiesz, że ja nie pochodzę z Thay, albo z Twierdzy Zenthil?-
zapytał ironicznie Gaspar.- Nie wiesz z jakiej nory ja się wygrzebałem.
Dulcimea uniosła dłonie w geście poddania się.
- Dobrze, już dobrze. Postaram się.

Oboje wyszli z zaułka, żeby zobaczyć stojącą opartą o mur Amelię. Nigdzie nie było widać natrętów. Uśmiechnęła się na widok Gaspara i zdziwiła na widok Dulcimei.
- Erm, witaj. - przywitała niepewnie słoneczną elfkę i spojrzała pytająco na Gaspara.
-Tak… może już ruszymy dalej?- Gaspar zdjął szary brudny płaszcz i otulił nim elfkę, że choć trochę mniej rzucała się w oczy.
- Dobrze, tylko może… - zaczęła Amelia. - … wybierzemy się na małe zakupy ciuchowe dla niej?
-Prowadź.-
stwierdził Gaspar popierając jej słowa.


Amelia zaprowadziła ich do niewielkiego, brudnego sklepiku z odzieniem. Dulcimea skrzywiła się na sam widok tego budyneczku, ale zacisnęła zęby i weszła z Amelią do środka, pozostawiając Gaspara na zewnątrz, bo, jak stwierdziła córka rodu Whitemantle, wyglądałoby to tak, jakby był alfonsem elfki i jej ubierał, a na razie lepiej unikać niepotrzebnego. Jeszcze sprzedawca zacząłby robić sobie nadzieje na to, że Gaspar będzie próbował zniżkę wyrobić.
Dziewczyn nie było i nie było…
Już Gaspar chciał wejść do środka, gdy wyszła poirytowana Amelia.
- Ta twoja elfia piękność jest kapryśna. Tego nie, tamtego nie. - westchnęła z irytacją. - Ale zaraz ma wyjść.
-Im brzydsza tym lepsza… Powiedziałaś jej, że tu akurat nie ma kogo zachwycać urodą?- odparł Wyrmspike wyraźnie zniecierpliwiony.
- Powiedziałam. W końcu przyjęła to do wiadomości. - wzruszyła ramionami. - Wierzę w nią. - nachyliła się i przesunęła dłonią po powierzchni podłoża, brudząc się. - Potrzebny będzie jej jeszcze makijaż. Myślisz, że się jej spodoba?
-Nie sądzę… ale nie jest po to by się jej podobał.-
stwierdził Wyrmspike autorytarnie. -Ma raczej nie spodobać się innym.
- Nigdy nie napisałeś sztuki, w której akcja rozgrywała się w niższych dzielnicach? Żeby i ona musiała się dostosować?
-Nie. Widownia ma dość brudu i szarzyzny w swoim codziennym życiu. Nie potrzebuje go wiedzieć i na scenie.-
odparł Gaspar wzruszając ramionami. -Dramatopisarz powinien pokazywać to czego widzieli, to co pragną zobaczyć.
- Może. Ale i tak sądzę, że dobrze by jej zrobiło, gdyby musiała odegrać taką rolę. Nowe doświadczenia.
-Ale ja nie jestem uczenia aktorów jak grać, tylko od pisania sztuk dla publiczności.-
zaśmiał się cicho Gaspar.
W tym momencie ze sklepu wyszła Dulcimea z niepocieszoną miną. Wyglądała gorzej… A o to przecież chodziło. Pospolite, choć czyste nowości, ubranie o miernej jakości - ot jakaś szarawa bluzka i spodnie, te chyba z drugiej ręki, wraz z butami, które raczej przed wieloma rzeczami nie chroniły, dopełniały obrazka.
- To poniża… - zaczęła elfka, ale wtedy Amelia podeszła do niej i zaczęła wcierać jej w twarz i włosy brud ulicy. - Co ty robisz?! - oburzyła się Dulcimea i odsunęła do kobiety.
-Nakłada makijaż pasujący do tej… sceny.-wskazał szerokim gestem miasto.- Idealny wręcz, więc zamiast na makijażu, skup się na roli.
Amelia poczochrała jeszcze włosy słonecznej elfki i przybrudziła oraz wymięła jej ubranie. Dulcimea wzniosła oczy na sufit i westchnęła ciężko.
- Już? Już pasuje? Gdzie my w ogóle idziemy? Zobaczyć scenę?
-Dokładnie… przyjrzymy się okolicy i spróbujemy odkryć czemu im tak zależy na przedstawieniu w Skullport.-
stwierdził Gaspar stanowczo.
- Więc normalnie też jesteś takim despotą. - odparła urażonym tonem Dulcimea, a Amelia zaśmiała się cicho. Elfka ruszyła przed siebie, ale nagle zatrzymała się i spojrzała na nich. - Dobra, to którędy?
- Poprowadzę.
- stwierdziła Amelia i spojrzała na Gaspara. - Chcesz od razu iść do restauracji, w której ma się to odbyć? Ach, i jeszcze jedno. Oficjalnie bądźcie małżeństwem, to będzie bezpieczniejsze dla uroczej elfki. - dodała bez cienia uszczypliwości.
-Nie przyszliśmy tu na zwiedzanie… obejrzymy restaurację i jej okolicę.- stwierdził po krótkim namyśle Gaspar.
- Chodźmy więc, zakochani. - uśmiechnęła się Amelia i ruszyła pierwsza.
Do Gaspara podeszła Dulcimea i wyszeptała:
- Czy ona się dobrze bawi?
-Ależ skąd.-
rzekł z kamienną miną Gaspar. -Jestem pewien że gra.
- Jeżeli tak sądzisz… -
mruknęła elfka i ruszyła za córką Whitemanle… albo jak kto woli córką Ander.


Kiedy docierali do restauracji dało się zauważyć, że ta dzielnica jest nieco bardziej… uporządkowana. Oczywiście wieczności brakowało jej do Waterdeep, ale nawet Gasparowi wydawało się, iż element tutaj jest troszkę zamożniejszy.
Amelia zatrzymała się w końcu i wskazała przed siebie na spory budynek, zadbany i czysty… chociaż to drugie mogło być złudzeniem wywołanym przez jego czarny kolor. Otaczał go wysoki mur, a wejście do niego było za solidną bramą.
- Proszę. Najbardziej luksusowy przybytek pod Waterdeep. - wyjaśniła Amelia.
-Robi wrażenie… wejdźmy więc.- rzekł Gaspar ruszając do owej małej twierdzy.
Przed bramą stało dwóch rosłych ludzkich ochroniarzy, którzy zmierzyli wzrokiem nowo-przybyłych.
- Jaki interes?
-Zamówić stolik na obiad.
-rzekł nieco zaciągając głoski Gaspar.
Ochroniarz spojrzał na wygląd Gaspara i mruknął nieprzekonany.
- Mamy tutaj dość… konkretne ceny.
-A ja mam dość konkretne srebro.-
wyjął z mieszka kilka srebrnych monet i błysnął nimi przed oczami mężczyzny.
Mężczyzna skłonił się lekko.
- Proszę mi wybaczyć. Zapraszamy. - otworzyli bramą i przepuścili gości. Mężczyzna z kim rozmawiał Gaspar zatrzymał go jeszcze i wyszeptał. - Tylko… mamy tu swoje damy do towarzystwa i nie chcemy konkurencji.
-To nie są damy do towarzystwa. To moje osobiste nałożnice, tylko dla mojej rozrywki.
- obruszył się na taką myśl Wyrmspike.
- Więc nie ma problemu. - ochroniarz zaprosił gestem Gaspara do środka.
Wyrmspike przekroczył bramę i zobaczył pałętających się po otoczeniu jeszcze dwóch strażników tego miejsca. Nie było to dziwne, to w końcu Skullport, a jeżeli właścicielowi zależało na zamożniejszej klienteli musiał dopilnować, aby element Skullportu nie zakłócał nikomu pobytu w murach restauracji. Na zewnątrz stały także upiększające kamienne podłoże nieliczne rośliny w donicach, zapewne tylko przy wejściu. Gaspar wkroczył do środka budynku, do którego przed nim weszły już “jego nałożnice”.
A wnętrze… wnętrze zaskoczyło go.
Nie przystawało oczywiście do drogich restauracji Waterdeep, to było pewne. Niemniej jak na warunki Skullportu było imponujące. Gaspar znalazł się w sporej sali, która była w połowie zapełniona, zastawionej stolikami i krzesłami dobrej roboty, wykonanymi z dość porządnego drewna. Na podłodze leżał fioletowy dywan o ufarbowanych na złoto brzegach zaś ściany były w kolorze bladego, prawie białego, fioletu z zawieszonymi na niej różnej jakości obrazami i grafikami. Większość grafik cechowała podobna kreska.
Ale prawdziwą atrakcję stanowiło to, co zajmowała najodleglejszą ścianę sali. Scena.
Nie była wielka, ale także nie była zbyt mała. Odchodziły od niej drzwi po boku, najpewniej do garderoby i miejsca do wypoczynku aktorów i muzyków. Aktualnie scenę zajmowało kilku bardów, którzy wspólnie grali ku uciesze klientów.
A klienci… cóż. Mieszkańcy Skullportu, tyle że lepiej ubrani i przynajmniej czyści. Śmietanka portu Czaszek, tyle że już najwyraźniej trochę skwaśniała. Gaspar czuł, że klientela na pewno nie była aniołkami… w końcu skądś się dorobiła w tym miejscu, od którego oczy odwracali bogowie… przynajmniej ci dobrzy.
Po sali krążyły też, lub stały pod ścianami, powody, dla których strażnik przy bramie stwierdził, że nie chcą konkurencji w osobach Amelii i Dulcimei. Owe “panie do towarzystwa”, co było niezwykle rzadkim określeniem tego zawodu w Skullporcie, a i pewne klienci także go nie używali, zachęcały klientów swoimi wdziękami. Były jednak porządnie ubrane, w dobrej jakości suknie i, co najważniejsze, zapewne zdrowe, co również nie było częste w mrocznym bliźniaku Waterdeep. Dramatopisarz spostrzegł, że jeden z bywalców prowadzi panienkę do schodów na górę, co oznaczało, że najpewniej tutaj także można wynająć pokój.

Wyrmspike zobaczył jeszcze, znowu dwóch, ochroniarzy, w tym jednego stojącego nieopodal jednej z kelnerek, która zajęta była przeliczaniem otrzymanej zapłaty. Mężczyzna spostrzegłszy nowych gości złapał za ramię półelfkę i dość brutalnie odwrócił ją w stronę Gaspara i dziewczyn, pokazując, że ma się ruszyć. Po tym pchnął ją w stronę nowych klientów, a ta pospiesznie ruszyła w ich stronę. Kiedy stanęła przed nimi skłoniła się im.
- Witamy w restauracji Azyl Królów. Stolik dla trzech osób?
-Tak i może potem pokój… też dla trzech osób.-
odparł z bezczelnym uśmieszkiem Gaspar obejmując dłońmi obie swe “nałożnice” i tuląc je do siebie.- I najlepszy trunek jaki macie.
Bardziej od samego miejsca Wyrmpike’a interesowała klientela tego przybytku. I im właśnie przyglądał się dokładniej.
Kelnerka ponownie się skłoniła i poprowadziła gości do stolika. “Nałożnice” rozglądały się po restauracji, Dulcimea ze średnim zainteresowaniem, zaś Amelia z pewnym podziwem. Najwyraźniej nigdy tu nie była, w środku.
A klientela…. Była bogatsza, niektórzy z nich wyglądali na jakiś szefów, pewnie właścicieli karczm, sklepów czy zwykłych przywódców dobrze prosperujących gangów lub wysoko ustawionych marynarzy. Nie wyglądali na agresywnych, co pewnie zapewniała ilość ochroniarzy. Nie byli także na pewno przykładni, ale nawet jak się kłócili, to nie dochodziło do rękoczynów. Część z nich przyglądała się bardom i wsłuchiwała w ich muzykę.
-Nie jest źle. Tylko te drogi dojazdowe.- stwierdził Wyrmspike rozglądając się dookoła.
- To na pewno nie są to niewiniątka. - szepnęła Amelia. - Ale to najlepszy przybytek w całym Skullporcie, musi dbać o renomę. Tutaj przychodzą w większości same grube ryby i czasem co zamożniejszy kupiec.
-Mogą potem podesłać paru bandziorów… gdy im się przedstawienie nie spodoba.
- stwierdził po namyśle Gaspar dodając ponuro w myślach. -”Lub aktorka spodoba.”.
- Zawsze możesz zażądać ochrony dla nas, od wejścia do Skullportu, do wyjścia z niego. - mruknęła Dulcimea.
-Pewnie wliczą nam koszty w zapłatę za sztukę.- stwierdził kwaśno Gaspar.
- Jeżeli im zależy, abyśmy wystawili sztukę, to można negocjować. - stwierdziła Amelia.
-To prawda.-stwierdził Gaspar.
W tym momencie do stolika podeszła kelnerka, wyraźnie zalatana, jako że prócz niej Gaspar widział na sali tylko jeszcze dwie i podała klientom menu.
- Czy coś na początek? - zapytała.
-Najdroższe wino.. i spróbuję tego.- pisarz wskazał palcem jedno z droższych dań.
- Oczywiście. - spojrzała na Dulcimeę i Amelię. - A panie…?
Elfka bez wahania również zamówiła jedno z droższych dań, zaś Amelia wyraźnie nie mogąc sama z sobą dojść do kompromisu wybrała coś o średniej cenie. Kelnerka powiedziała, że niedługo dania zostaną przygotowane, a wino zaraz przyniesie. To powiedziawszy zniknęła na chwilę w kuchni, aby szybko powrócić z butelką wina i, na wszelki wypadek, z trzema kielichami. Oddaliła się zostawiając trójkę samą.
Gaspar jadł posiłek w towarzystwie swych dwóch “nałożnic” zabawiając jest historyjkami i dykteryjkami jakie poznał przez całe sw życie. Nawet tymi… sprośnymi. Wszak właśnie taka maska pasowała do tego stroju.
A po posiłku…

Niby miał pokój do wynajęcia i dwie ślicznotki. Niemniej były to dwie dziewuszki, które tylko czekały, by rzucić się na siebie… ale Wyrmspike wątpił by widok tej walki był przyjemny estetycznie. Przyjdzie mu niewdzięczna rola rozjemcy, przynajmniej przez kdwie godziny.
Męska duma zabraniała mu wyjść wcześniej. A potem… należało wysłać list i umówić się na oficjalne spotkanie i negocjacje umowy. Wyrmspike nie zamierzał zawierać jej, bez… przynajmniej jednego osobistego spotkania z właścicielem restauracji. Najmował się u konkretnych osób, a nie u pozbawionych twarzy nazwisk.

Zell 29-07-2014 02:58

ROZDZIAŁ I :Szaleństwo kapłanów
 
Quelnatham Tassilar, Ocero, Erilien en Treves, Sevotar





[media]http://www.ae-review.org/wp-content/uploads/2014/04/the_rain_by_firedroplet-d3c5sna.png[/media]

Deszcz smagał las okrutnymi uderzeniami. W tle plusku wody słychać było uderzenia piorunów. Pogoda dawała upust swej furii powodowanej… być może jej zachcianką… Być może czymś innym.
Erilien nie wrócił szybko. Prawdę mówiąc wrócił o wiele później, niż mogło mu zająć zabicie drowa. A atmosfera w namiocie nie była zbyt radosna. Nie każdemu podobało się, że mroczny elf, nad którym było tyle dyskusji i który nieoczekiwanie spowodował odkrycie pewnych sekretów, został zabity. Czy mieli to za złe paladynowi, czy rozumieli jego położenie? Czy byli w stanie sami z sobą dojść do ładu?
Czas miał dopiero pokazać.
W końcu Erilien powrócił. Jeżeli ktokolwiek miał naiwną nadzieję, że ta zwłoka oznaczała, iż drowowi udało się przekonać Eriliena, aby ten darował mu życie i puścił wolno, zawiedli się. Trochę krwi znalazło swoją drogę do paladyna. Z drugiej strony także, jeżeli ktoś by się spodziewał, że powróci on z maniakalnym uśmiechem psychopaty na ustach, popełnił błąd. Erilien wszedł do namiotu z poważnym, nieporuszonym obliczem. Powrotowi elfa nie towarzyszyła błyskawica, jak by bardowie opowiadali, a jedynie mokre odgłosy przechodzenia po błocie. Erilien był cały przemoczony, a ciężkie krople skapywały po jego białych włosach. Był także pobrudzony rozmokłą ziemią…
Czy on…?
- Wrócił sędzia i kat - rzucił Aeron totalnie obojętnym tonem, gdy elf pojawił się w namiocie.
Erilien stanął na środku spoglądając na wszystkich zgromadzonych. Sevotar zastanawiał się, co ten ma do powiedzenia po tej egzekucji.
- Czcigodni… - zaczął elf swoim zwyczajowym określeniem, chociaż Wehlyrd’tar. był pewien, że jego to określenie nie dotyczyło. - Wiemy, że w tej okolicy znajduje się wejście do Podmroku, a w tych podziemiach znajduje się obóz zabójców, wyznawców Zinzereny. To niezaprzeczalne zagrożenie dla Powierzchni, musicie się ze mną zgodzić - zaznaczył.
- Masz zamiar teraz polować na każdego drowa w promieniu stąd do Calimportu? - rzucił zmęczony już Ocero.
- Jeżeli miałbym taką możliwość zaiste bym to zrobił, Czcigodny Ocero - odparł niezrażony Erilien sceptycyzmem Selunity. - Ale w obecnej sytuacji chcę skończyć, co zostało już rozpoczęte. Udam się tam i przyniosę tym zabójcom ogień oczyszczający oraz w ten sposób usunę zagrożenie dla Krain w ich postaci. Nie chcę was obarczać moim wyborem, więc mogę udać się sam. Wy jedźcie dalej, ja was dogonię. Powinienem trafić na was w Yartar. Wyruszę, jak tylko trochę odpocznę.
- Chyba sobie żartujesz - odezwał się niespodziewanie Sevotar. - Chcesz iść na ten obóz sam jeden? Może i zabijesz kilku, ale reszta cię zmasakruje. Mówiłem ci, że znam się na sposobie walki z drowami. Idę z tobą - dodał twardym tonem mroczny elf.
Zanim Erilien zdołał odpowiedzieć z boku namiotu odezwał się Aeron.
- Nie można pozwolić, abyście wy, niepoprawni zapaleńcy, pozabijali się nawzajem, czy poszli na samobójczą misję. Idę z wami. - spojrzał hardo na Eriliena. - Potrafię o siebie zadbać i… umiem sobie poradzić w Podmroku. Do tego przyda się wam zwiadowca, który zbada korytarze.
- Jeżeli Aeron idzie, to ja także, jako że zobowiązałem się dbać o jego życie. - stwierdził Quelnatham. - Do tego faktycznie, wsparcie zawsze się przyda. - westchnął, na pewno nie tak zapalony do ruszenia na krucjatę przeciwko drowom.
Ocero rozejrzał i uniósł wzrok szepcząc modlitwę do Selune, po czym odezwał się.
- I tak nie ma sensu, abym jechał sam, a trochę jeszcze magii w sobie mam, więc mogę w razie czego uleczyć rannych. Pójdę z wami. Tylko mam nadzieję, że twoje obliczenia nie są obliczeniami szaleńca Erilienie i nie natrafimy tam na czterdziestkę czarnoskórych elfów...

* * *

Faktycznie, udali się na spoczynek przed wyruszeniem na tę niepewną krucjatę, jednak nie każdy odpoczął tak samo. Elfi sposób “snu” trwał ledwo cztery godziny, więc Sevotar, Quelnatham i Erilien już po tym czasie byli gotowi do podróży. Musieli jednak obudzić Ocero i Aerona, którzy potrzebowali więcej snu. Kiedy Sevotar budził Ocero, kapłan wyrwany ze snu mruknął poirytowany:
- Cholerne elfy… - po czym przewrócił się na drugi bok, jednak po chwili wstał.
Budzony Aeron jedynie westchnął ciężko, podniósł się przeciągając i wyjmując swoje racje żywnościowe z torby.
Wyglądało na to, że są gotowi do drogi… Zostało tylko ustalić parę witalnych spraw przed wyruszeniem.

Zell 30-07-2014 02:03

PROLOG (II): Zemsta i sprawiedliwość
 
Theodor Greycliff


[media]http://www.thetablebellingham.org/wp-content/uploads/2014/03/Candle.jpg[/media]

Ta noc naprawdę była wyjątkowa.
Kiedy ciało Monety przylgnęło do ciała elfki, która sama do niego przyszła, zapomniał on o świecie. Nie pamiętał o swoich zobowiązaniach wobec pracodawców, o pieniądzach, które tracił, aby mógł wraz z ledwo co poznanym drowim mieszańcem spożytkować na przyjemności. Nie pamiętał o Masze i swoich planach wobec niego, o możliwości utraty życia. Miał teraz chwilę rozluźnienia i zapomnienia tylko dla siebie.
Elerdrin najwyraźniej odziedziczył drowią namiętność po swoim przodku. Bez opamiętania rzucił się w wir tej rozkoszy, jednocześnie najwyraźniej sprawiając także partnerce niewypowiedzianą przyjemność, jednak opanowując swoje żądze na tyle, aby nie zrobić jej krzywdy.
Minęło dość dużo czasu zanim obaj rozłożyli się na łóżkach zaspokojeni i rozluźnieni. Elerdrin wyraźnie również zapomniał o swoich poważnych kłopotach. Teraz obaj wczuwali się w powoli wyparowujące pożądanie i rozkosz rozlewającą się po całym ciele.
Tak, dokładnie tego potrzebowali zmęczeni ciągłym poczuciem zagrożenia mężczyźni, którzy próbowali walczyć z coraz szybciej przesypującym się piaskiem w klepsydrze odmierzającej czas do chwili ich porażki w wojnie z Machą.
Theodor leżał jeszcze w łóżku przesuwając dłoń po nagim boku elfki, która przyglądała mu się uważnie ze słodkim uśmiechem.
- Mam nadzieję, że zadowoliłam cię, panie? - zamruczała, ale nie czekała na odpowiedź. Zaczęła całować jego szyję i przygryzła delikatnie jego ucho, po czym wyszeptała wprost w nie. - On wie, że wróciłeś.
Theodor kątem oka zobaczył, że kochanka Elerdrina stoi przy oknie i uważnie przypatruje się ulicy. Odwróciła głowę do swojej partnerki w tym miłym mężczyznom zawodzie.
- Ciągle tam stoją, ale chyba niedługo tu wejdą - zakomunikowała, po czym spojrzała na dwóch klientów. - Tylko nie wiem, po którego z was przyszli.


Gaspar Wyrmspike


Cóż, nie można było powiedzieć, że jego “nałożnice” wydrapywały sobie oczy.
Amelia zdawała się być przeciwieństwem Dulcimei, co najwyraźniej powodowało konflikty. Problemem była także nieposkromiona ciekawość słonecznej elfki. Próbowała ona wyciągnąć od Amelii informacje na temat jej powiązań ze Skullportem i wcześniejszego życia kobiety. Ta jednak szybko ucinała temat krótkimi uszczypliwymi zdaniami. Dulcimea wtedy robiła oburzoną minę, którą Gaspar znał z jej gry na scenie… ale teraz dochodził do wniosku, że albo ona gra zawsze, albo to jej naturalny grymas, który po prostu przenosi na scenę.
Cóż, nic poradzić na to nie mógł, a jedynie był w stanie, a przynajmniej tak mu się wydawało, przynajmniej troszkę przygasić iskrę niezgody zanim przerodziłaby się w pożar.
Nikt nie mówił, że życie dramaturga i szefa trupy aktorskiej było łatwe.

* * *

Ponoć skontaktowanie się z właścicielem restauracji “Azyl Królów”, Denerem Astanem nastręczało sporych trudności. Gaspar nie miał tak źle, jako że oczekiwano na list od niego. Korespondencja rozeszła się szybko, jak i odpowiedź pojawiła się rychło. Astan twierdził w niej, że faktycznie, powinni się spotkać i ustalić szczegóły umowy i że on sam chętnie wyznaczonego przez Wyrmspika dnia uda się do sceny dramatopisarza i albo tam porozmawiają, albo udadzą się do jakiegoś przyjemnego lokalu. Wszystko w Waterdeep, oczywiście.
Gaspar ustalił datę i czas, po czym uzbroił się w cierpliwość ciągle rozważając to wszystko.
Przyszedł w końcu dzień zapoznania z Denerem Astanem.
Mężczyzna zjawił się punktualnie na miejscu, gdzie mieściła się scena Wyrmspika. Jeżeli Gaspar spodziewał się zastać młodego i butnego osobnika - oszukał się. Spotkał mężczyznę o ułożonych nienagannie czarnych włosach przyprószonych siwizną. Także jego ubranie było może nie drogie, ale jednak trzymające poziom. Spoglądał on na Gaspara uważnie, ale kiedy stanęli naprzeciw siebie Dener uśmiechając się przyjemnie wyciągnął rękę do dramatopisarza i odezwał się.
- Dener Astan. Rozumiem, że mam przyjemność z Gasparem Wyrmspikiem?
Gaspar kątem oka zauważył, że do środka weszło także dwóch, mniej przyjemnych typków, wyraźnie ochroniarzy Denera.

Jaśmin 06-08-2014 12:54

Theodor podniósł się z łoża. Pogładził włosy swojej partnerki.
-Jeśli przyszli po nas - rzekł powoli - to nie powinnyście tu zostać. Powiedzcie ile jesteśmy wam winni i zmykajcie. Nie chcielibyśmy by stała się wam jakaś krzywda - Theo mówił powoli wciągając ubranie i przypinając do pasa rapier i sztylet. Jednocześnie czuł narastającą wściekłość. Te gnoje nie pozwalały im nawet na odrobinę luzu. Nieładnie, panowie. Zapłacicie za to.
- I co macie zamiar zrobić? - zapytała elfka ubierając się. - To Białe Kruki, które są wypożyczane Masze. - oznajmiła.
Kurwa… - mruknął Elerdrin zakładając ubranie i przytraczając do pasa miecz i dwa sztylety.
- Chcecie iść na nich?
-Jeśli masz jakiś inny pomysł to słucham - zripostował Theodor - Ale jak znam życie to wszystkie wyjścia są obstawione - dodał kwaśno.
- Jak dobrze się wspinacie? - uśmiechnęła się półelfka.
- Ja niczym pająk - mruknął Greycliff - Ale zaraz...czemu chcecie nam pomóc, dziewczyny?
- Mmm, to oczywiście będzie kosztowało, ale do tego… Jesteśmy dobrze opłacone. I nie tylko my. zachichotała półelfka.
- To miasto ma swoje oczy i uszy, mój drogi. dodała elfka.
-To rozumiem - Theodor uśmiechnął się krzywo - Zgoda. Jeśli macie jakiś pomysł to mówcie, słucham.
- Moglibyście uciec przez to okno - elfka wskazała na nie. - Są tam nasze kłopoty, ale co to dla nas za problem trochę ich rozkojarzyć.
Elerdrin spojrzał na Theodora.
- Masz linę?
- Mam coś lepszego - Moneta wyszczerzył zęby - Mogę zejść po tej ścianie jak pająk po nitce. Nawet z tobą na plecach.
- Dobrze… - odparł mieszaniec.
- Więc? Ile dostaniemy prócz dwóch srebra za usługę?
-Może być drugie tyle? Razem cztery?
Dziewczyny spojrzały po sobie.
- Sześć. - zdecydowały.
-Zgoda. - Theodor wysupłał pieniądze.
Dziewczyny szybko przyjęły zapłatę dzieląc się nią, po czym elfka uśmiechnęła się.
- Obserwujcie uważnie ulicę, cukierki. A kiedy będzie można to spieprzajcie. - to powiedziawszy ubrały się do końca i poprawiły, po czym wyszły z pokoju.
- One mogą nas wystawiać… - mruknął Ereldrin. - Myślisz, że mamy anioła stróża w Skullporcie?
-Raczej diabła - stróża - mruknął Theo - Obserwuj ulicę.
Nie podoba mi się to… - mruknął wyglądając przez okno. - Jeżeli nawet mamy stróża to na pewno będzie on miał swoją cenę… Tylko skąd on o nas wie?
-Pierwsza rzecz, którą musimy ustalić - stwierdził Moneta - Ale wiesz, Elerdrin, serio chciałem zabić tych typów, którzy na nas czekają na ulicy. Ale to nie miałoby sensu, tak teraz myślę. Nie ma sensu robić sobie dodatkowych wrogów. Kto wie? Może uda się nam przeciągnąć Białe Kruki na swoją stronę?
- Sądzę, że to byłoby ciężkie do zrobienia odparł Elerdrin wyglądając na ulicę. - Białe Kruki jednak są finansowane przez niego…
-Jeszcze zobaczymy. No, jak tam na ulicy?
- Dziewczyny wyszły i podrywają chłopców - mruknął mieszaniec. - Odwraca to ich uwagę, ale chyba nie zejdą z posterunku… Będziemy ryzykować?
-Poczekajmy jeszcze chwilę. Jeśli nic się nie zmieni, zaryzykujemy.
Sytuacja jednak nie ulegała zmianie. Fakt, że zaczęli z dziewczynami coś popijać dawał szansę, a i jeden z nich w końcu oddalił się z półelfką lecz reszta, choć rozpraszana przez srebrną elfkę, wciąż trwała po posterunku.
-Nie ma wyjścia - szepnął Theo - Ryzykujemy. Trzymaj się moich pleców, Elerdrin. Zejdziemy i chodu w pierwszy zaułek.
- Ale czy utrzymasz nas obu? - zapytał zaniepokojony Elerdrin patrząc, jak Moneta wchodzi na okno i przygotowując się do złapania się jego pleców. - Nie odpadniesz ze ściany przez ciężar?*
-Spokojna makówka. Nie jesteś wielkim ciężarem, tym bardziej że wypociłeś dziś trochę tłuszczu - Theodor mrugnął do Elerdrina - Trzymaj się mocno.
Elerdrin z pewnym wahaniem złapał się mocno Theodora. Zaczęli schodzić.
Faktycznie, elfka dwoiła się i troiła, aby zainteresować swoją osobą trzech panów. Mogłoby to się wydawać podejrzane, gdyby nie fakt jej zawodu. W końcu każdy musi zrobić reklamę, aby zarabiać.
Schodzenie po ścianie z dodatkowym balastem nie było jednak takie łatwe. Theodor miał wrażenie, że zaraz odpadnie z powierzchni wraz z Elerdrinem i w najlepszym wypadku cały się połamię. Schodzenie zajęło mu trochę więcej czasu, niż podejrzewał, ale elfka doskonale się spisywała. Zauważyła ich i sprawiła, aby mężczyźni przestali patrzeć w ich stronę.
Udało się.
Kiedy stanęli na ziemi odruchowo odetchnęli z ulgą. Elerdrin złapał Monetę za ramię i pociągnął go w najbliższy zaułek.
- Żyjemy… - wyszeptał jakby zaskoczony.
-A co myślałeś? - Theo wyszczerzył się od ucha do ucha - Takich trzech jak nas dwóch to nie ma ani jednego. Chodźmy stąd.
- Tymora musi cię lubić… - uśmiechnął się Elerdrin. - Co teraz zamierzasz zrobić?
-Teraz? Pokręcę się trochę po mieście, upewnię się, że zgubiliśmy ewentualny pościg. A potem skontaktuję się z moimi współpracownikami - Theodor zamyślił się na chwilę - Może powinniśmy się teraz rozdzielić, jak myślisz?
- Dobrze… Tylko jak się skontaktujemy?
-Ty lepiej znasz Skullport, jak sądzę. Na pewno coś ci przychodzi do głowy…
- Pójdź do karczmy “Trzy srebrniaki” i tak pytaj o mnie kolesia na zapleczu, który dba o opłaty za dziwki i za hazard. Nie bój się zbytnio, on nie przepada za Machą, jako że ten wymusił na nim opłaty za ten hazard. Zupełnie jakby miał on wyłączność, nie? Tylko postaraj się go nie urazić, bo on źle to znosi.
-Dobra. - Theodor wyciągnął rękę - Do zobaczyska, Elerdrin. Niedługo się zobaczymy.
- Nie daj się zabić.
-Powinieneś powiedzieć “nie daj się zabić zbyt łatwo” - Moneta uśmiechnął się złośliwie po czym serdecznie klepnął Elerdrina w plecy - Trzymaj się.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:11.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172