lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [DnD 3.5 FR] Nasze Wody (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/15727-dnd-3-5-fr-nasze-wody.html)

Cedryk 18-02-2016 17:21

Kolwen wyszedł z pod pokładu. Niestety nigdzie nie widział kapłanki. Tylko jakiś wilczur biegał po pokładzie i to bardzo mocno zdziwiło Kolwena.
- E! Widziałeś gdzieś kapłankę? – krzyknął to jednego z piratów znajdujących się na statku.
Ellen naparła łapami na klamkę i barkiem otworzyła drzwi do Kajuty kapitana. Dalej szukała czegoś co odbiegało od normy, wykorzystując zmysły wilka, śladów czy też ukrytych schowków.

- Panie, ja więcej nie piję! - Przyrzekł Kolwenowi pirat, wykonując jakiś niezrozumiały dla niego, religijny gest. - Ja żem myślał że tam przed chwilą kapłanka stała, a ta się w wilka nagle zmieniła. No skąd tu miałby się nagle wilk wziąć, pytam się?!
W tym czasie Wielebna przemieniona w wilka węszyła po kabinie kapitana po raz wtóry. Niestety nie znalazła żadnych nowych śladów, których już wcześniej nie dostrzegła.
- Kapłanko!!! - krzyknął na całe gardło Kolwen. Miał nadzieję, że kobieta nie będzie dłużej marnować jego czasu.
Ellen przeobraził się z powrotem, po czym wyszła z kabiny kapitańskiej. Widząc Kolwena podeszła do niego.
- Kolwenie został jeszcze jedno pomieszczenie do zbadania, lecz jest zamknięte. Widziałam, iż potrafisz otwierać zamki. To w forkasztelu. pokazała głową zamknięte drzwi.
- To może trzeba było zawołać kogoś z łomem? – uśmiechnął się szyderczo. – Teraz to Kolwenie pomóż – Jaster westchnął głośno, podszedł do zamkniętych drzwi i przyjrzał się im dokładnie.
-[i] Gdyby Jack nie zabronił wyważania, już dawno były by otwarte.[i] - odparła z uśmiechem.
Drzwi były drewniane z żelaznymi wzmocnieniami w poprzek. Miały też klamkę i zamek, jak każde porządne drzwi prowadzące do prywatnego pomieszczenia.
Łotrzyk rozprostował palce, wyciągnął z torby swoje narzędzia złodziejskie i zaczął powoli i spokojnie gmerać przy zamku. Pech chciał, że Jaster niefortunnie wykręcił wytrych w zamku i jego drogocenny kawałek metalu utknął w środku.
- Hmmmmmm – zamyślił się Kolwen, albo miał pecha, albo całą energię wykorzystał na rozwalenie deski i jeszcze nie doszedł do siebie.
- No cóż, wygląda na to, że trzeba będzie zrobić to, trochę brutalniejszym sposobem. Jack zabronił? – Kolwen wyjął łom z torby i podrzucił go w dłoni. – A to pech…
Pora na drugą rundę. Łotrzyk podszedł do drzwi, uśmiechnął się szeroko i zaczął je powoli wyważać.
Mężczyzna chwycił narzędzie pewnie w obie ręce, jednak zawachał się w ostatniej chwili, po zobaczył rzecz bardzo osobliwą: oto wytrych, który utknął w drzwiach zniknął, a zastąpiła go niewielka, czarna stonoga, która wiła się na wszystkie strony i próbowała wyjść z zamka w drzwiach.
Kolwen skrzywił się na widok robaka wystającego z zamka.
- A co to za cholerstwo? - przyjrzał się dokładniej robalowi.
W głowie mu zawirowało kiedy się schylał. Musiał podeprzeć się jedną ręką o framugę drzwi, żeby się nie zatoczyć. Robal miał mnóstwo nóżek i kłapiące szczypczyki, którymi próbował dziabnąć mężczyznę. Kolwen poczuł też mrowienie w drugiej ręce, która trzymała łom. Kiedy na nią spojrzał, zobaczył ochydnego, czarnego węża zamiast swojego zaufanego narzędzia. Odruchowo go odrzucił kawałek od siebie, na ziemię.
Nienawidził węży, po prostu ich nie cierpiał. Był w stanie znieść wszystko, tylko nie węże.
- Widzisz to? Widzisz to?! – krzyknął do kapłanki. – Trzeba zabić jak najszybciej te cholerstwo! – wyciągnął swój rapier i rzucił się na węża.
Pchnięcie było celne i trafiło wciąż wijącego gada mniej więcej w połowie jego długości. Jaster jednak nie mógł zrozumieć jak taki cios mógł się nie wbić porządnie w wężowe cielsko, a zaledwie na ułamek cala.
- Co się tutaj wyrabia? - Kolwen był co raz bardziej przerażony całą sytuacją. Zamknął oczy i potrząsnął głową. Miał nadzieję, że jak je otworzy to wszystko zniknie.

Ellen przyglądała się co też wyprawia Kolwen, ona nic dziwnego w drzwiach nie widziała.
Gestem przywołał kilku piratów znajdujących się najbliżej, na wypadek gdyby trzeba było chwycić Kolwena.
- Czemu atakujesz te drzwi, tam nic nie ma?.
- Nie widzisz tego cholernego węża? – zapytał zdziwiony Kolwen i wskazał dłonią na wijącego się na pokładzie stwora.
Ellen cofnęła się.
- Nie ma tu żadnego węża
- Nie ma węża? A to niby, to co? Kotek? – powiedział podirytowany Kolwen. Coś tu było nie tak, zaczął mu się robić coraz większy mętlik w głowie. Jeszcze raz mocno zacisnął powieki, potrząsnął energicznie głową i uderzył się po niej kilka razy pięścią.
Pomogło mu to o tyle, że jak wcześniej widział Wielebną, tak teraz wokół jej głowy latały trzy malutkie, różowe delfinki. Wytrzeszczył oczy i mimowolnie ryknął śmiechem.
- Ee, Wielebna, co z nim? - Zapytał jeden z piratów niepewnie. - Niedojebanie mózgowe, czy jak?
- Słyszałem kiedyś o tym. - Wtrącił drugi. - Wójek mojego starego druha tak miał. Przykra sprawa, oj przykra…
Ellen przyjrzała się dokładnie Kolwenowi próbując dojść co mu jest, niuchnęła też nosem.
Od mężczyzny zdecydowanie czuć było alkohol, jednak nie w takich ilościach, które mogłyby odpowiadać za jego stan. Jaster miał zdecydowanie powiększone źrenice, co nigdy nie wróżyło dobrze i słaniał się na nogach.

Po krótkiej chwili gdzieś kątem oka Ellena i Kolwen zobaczyli, że Evamet wytaszcza spod pokładu Tagrena. Wojownik poklepał tropiciela po ramieniu, po czym obsunął się przez burtę, prosto do morza.
- Kurwa następny! - Krzyknął za Tagrenem jeden z załogantów.
- Evamet czy oni tam pod pokładem znaleźli jakiś alkohol? - krzyknęła do tropiciela.
- E, no tak jakby. - Przyznał mężczyzna, drapiąc się po głowie. - Jedna ze ścianek była fałszywą, podwójną ścianką. Jest tego tam całe mnóstwo. Ten co właśnie poleciał za burtę zdążył już trzy rozbić, jeśli dobrze mi się zdaje.
- Jeśli nie piłeś go, leć zabezpieczyć alkohol, by kolejny miłośnik płynnej rozrywki nie miał nam tu zwidów. Cholera wie czym doprawiono ten alkohol lub co to za alkohol, jeśli źle destylowany to można nawet od takiego oślepnąć. Podstawowa wiedza dla alchemików. Weź też kogoś rozsądnego do pomocy. Pić alkohol na statku pozbawiony załogi. - prychnęła oburzona. Tropiciel zasalutował zdawkowo i zszedł pod pokład.
Potem podeszła do przewróconego wiadra służącego do nabierania wody. Szybko wyciągnęła pełen cebrzyk świeżej morskiej wody.
Potem potrzymała go przed Kolwenem.
- Masz, pij póki całej trucizny z siebie nie wyrzucisz, módl się też do Umberlee by kapitan był w dobrym humorze po zdobyciu statku. Wasze przedstawienie widzieli chyba wszyscy.
Powiedziała obserwując zbierający się tłumek piratów zwabionych wyczynami tej dwójki.
Kolwen podszedł chwiejnym krokiem do wiaderka z wodą. Jeszcze raz spojrzał na kapłankę. Delfinki wpływały do jej ucha i wypływały z drugiej strony. Jaster tylko parsknął śmiechem, gdy to zobaczył.
- Ładne delfinki- ledwo się powstrzymywał, żeby znowu nie wybuchnąć śmiechem.
Klęknął przed wiadrem i wsadził do środka całą głowę. Niech to szaleństwo w końcu się skończy.
Nie zdążył porządnie wziąć nawet dwóch łyków, jak statek się lekko przechylił na przeciwną burtę. Spowodowane to było tym, że Tagren wrócił na pokład i jeszcze przez chwilę trzymał się za głowę, zanim zorientował się w swoim najbliższym otoczeniu.

Googolplex 18-02-2016 17:50

Tymczasem Tagren zabrał się za demolowanie ścian, złapał odstającą deskę obiema rękami i opierając nogę o kadłub zaczał ciągnąć by wyrwać wredne drewno i uwolnić butelki. Decha zajęczała protestująco, jednak nie mogła się równać z siłą wojownika. Tagren wyrwał kawałek statku z impetem i zatoczył się do tyłu, jednak nie upadł. Jego oczom ukazał się mały składzik ukryty za fałszywą ścianą. Ile butelek tam mogło się znajdować? Aktualnie nie był w stanie ich zliczyć.
Chwilowo stracił zainteresowanie zawartością skrytki zabrał się w zamian za poszukiwanie innych podobnych. W tym celu zaczął opukiwać ściany i podłogę rękojeścią sztyletu czeając na charakterystyczny głuchy dźwięk.
Trochę ciężko mu się było skupić na zadaniu, wzrok i myśli co chwila odpływały gdzie indziej. Ustalił, że odkryta przez niego skrytka ma “szerokość” trzech desek i wysokość mniej więcej od jego barku do podłogi. Po chwili jednak spostrzegł coś innego i równie dziwnego - między zniszczonym drewnem ze skrzyń i desek wił się blado-brązowy wąż. I syczał na niego!
Tagren zrobił krok w tył chowając sztylet, przygotował się by zaatakować bułatem gdy tylko wąż zacznie zachowywać się podejrzanie.
Zwierzę na szczęście zadowalało się staniem w miejscu w tamtym momencie, jednak wojownik z niemalże przerażeniem odkrył, że prawie wdepnął w innego, prawie że identycznego węża. Cała wola, jaką włożył w odpowiedź na spodziewany atak wyładowała się na tym najnowszym osobniku. Zamachnął się prawie że mimowolnie swoją bronią i ciął nowe bydlę. Ku jego zaskoczeniu bułat utknął w wężu! Zwierzę tymczasem również syczało na niego groźnie, jakby nie będąc w stanie dosięgnąć wojownika przez wbite weń ostrze.
Wojownik nie miaał ochoty bawić się z wężami. Dokskoczył do skrytki z alkocholem i złapal dwie butelki. Tą improwizowaną bronią cisnął w weże.
Musiał się wesprzeć jedną ręką przy skrytce, żeby się nie przewrócić. Potrząsnął głową i rzucił pierwszą butelką w jednego z węży. Trafił prosto w odstający łeb paskutnego gada. Głowa węża została nieco odrzucona do tyłu, zaś butelka zbiła się, rozlewając zawartość wszędzie dookoła.
Drugi rzut okazał się znacznie mniej udany - wojownik przesadził i trafił w podłogę prawie dwa metry za gadem, również się rozbijając.
Potrząsnał głową starająć się pozbyć mroczków przed oczami. - Co do…- Nigdy nie był szczególnie dobry w atakowaniu na odległość lecz ten rzut był zdecydowanie słaby, nawet jak na niego. Nie powstrzymało go to jednak przed zrealizowaniem planu. Podszedł ostrożnie do węża przybitego bułatem, broni nie zamierzał porzucać choćby nie wiem co. Szarpnał z całych sił rękojeść. Nie wynikło z tego jednak nic dobrego - ręce miał tak spocone, że ślizgały się na broni jak jakaś oślizgła żaba.
W międzyczasie do Tagrena podszedł - a raczej pojawił się nagle obok niego - Evamet.
- Ee… co robisz? Ludzie się tam chichrają, że walczysz z deskami pokładowymi. - Zapytał.
- Uważaj, ten wąż może być jadowity! Szybko dźgnij czym skurwiela! - Wojownik ponaglał towarzysza zarówno słowami jak i gestami.
Tropiciel rozejrzał się czujnie, gotując swój sejmitar do ataku. Po chwili jednak jego twarz się zaczęła rozluźniać i znów spojrzał na wojownika.
- Jaki wąż, ja tu żadnego węża nie widzę. Co wyście z Kolwenem ćpali, hę?
- Jak nie widzisz? Przed toba… - W tym momencie iskierka świadomosci w umyśle wojownika eksplodowała niczym lodowa super nova zalewając go zimnym potem. - Kurwa mać…- wysyczał wściekły na siebie - pomóż mi. - Zatoczył się podtrzymująć na rękojeści miecza.
- Hę? Jak żygać to na górę, a nie mi tu pod nogi! - Tropiciel starał się postawić Tagrena do pionu, ale ten jak nie na lewo, to leciał na prawo. - Lepsza jazda będzie jak kapitan albo Wielebna cię w takim stanie zobaczą.
- Postaraj się.… mój miecz. - Wojownik wyciągał rękę jak niemowle po smoczek.
Evamet nie ukrywał rozbawienia zleconym mu zadaniem, po czym podszedł do węża i - o bogowie - nadepnął na niego, na co gad zareagował wytrzeszczeniem swych parszywych ślepii i miotaniem się na wszystkie strony. Następnie tropiciel chwycił miecz i kilkoma pewnymi szarpnięciami wyrwał go ze zwierza, z którego zamiast krwi zaczęły tryskać trociny.
- Masz. - Evamet oddał mu zgubę.
Z wielkim trudem lecz w końcu po wielu próbach wojownikowi udało się umocować miecz na plecach.
- Pomóż mi dotrzeć na górę… proszę. - Nienawidził się za to, o jakże się nie nawidził, że upadł tak nisko by kogoś prosić o pomoc lecz była to jedna z dwu możliwości, albo pomoże mu Evamet albo Tagren będzie tu półleżał do nie wiadomo kiedy.
- Jak wolisz, ale tam się z pewnością nadziejesz i na kapłankę i na naszego dowódcę. No dobra tygrysku, dawaj łapkę. - Evamet chwycił go za ramię i przerzucił je sobie przez bark, pomagając Tagrenowi w ten sposób utrzymać równowagę. Powoli skierowali się ku górze.
Aventi wyteżał wszystki siły by nie dać po sobie poznać w jakim jest stanie lecz paskudne syczenie weży działało mu na nerwy.
- Do burty… - Szepnał Evametowi, z wielkim trudem i przy pomocy towarzysza udało mu się tam dotrzeć. [/i] - A teraz jak możesz zostaw mnie tu na chwilę, dam sobie radę.[/i]
A kiedy tylko Evamet się odwrócił Tagren korzystając z resztek sił wskoczył, czy też raczej wypadł do morza.
Zimna woda jak i sam impet uderzenia o jej powierzchnię odrobine orzeźwiły wojownika. Morze, matka jego ludu było jedyną znaną mu terapią na przypadłość która go dręczyła w tej chwili. Choć może nie samo morze a to co miał zamiar dalej zrobić ze swoim opłaanym stanem. Zebrał się w sobie i zaczał płynać pod powierchnię, głębiej i głębiej a kiedy poczuł, że ciśnienie wody zwiększyło się znacząco on również zwiększył wysiłek, zataczał kręgi i wysilał wszystkie mięśnie by jak tylko się da najszybciej jego ciało pozbyło się trucizny. Widział wcześniej pot na swych dłoniach, to była dobra wskazówka, teraz musiał tylko sprawić by trucizna wydostawała sie porami a już morska woda ją zmyje. Wiedział też, że dzięki morzu uniknie poważnego osłabienia jakie pojawiało się gdy człowiek tracił zbyt wiele wody wypacając chorobę.
W pierwszej chwili wojownik czuł się jakby poruszał się w gęstym śluzie, a nie wspaniałym oceanie. Jednak mięśnie szybko sobie przypomniały odpowiednie ruchy, umysł się ożywił, a w końcu Tagren nabrał nawet pewności że to co znajdowało się pod wodą w pewnej odległości od niego, to zwykły wyrośnięty glon, a nie gigantyczny węgoż. Tyle chwilowo musiało wystarczyć. Ruszył ile sił ku powierzchni. Był pewien, że zaplaci za to okropnym bólem głowy i potwornym zmęczeniem ale to później. Teraz musiał wrócić. Cholera Kolwen też to pił i nie wiadomo kto jeszcze, braowało by tylko żeby cała załoga zaczęła zachowywać się jak szaleńcy. Nie no, jeśli by trzeba było to spusciłby kilku solidny łomot, to by nawet było miłe ale przecież nawet on nie da rady sprostać całej załodze na raz.
Dostrzegł cień kadłuba i wybrał sobie przeciwną burtę do tej z której skoczył. O tak, lepiej nie przyciągać więcej uwagi niż to potrzebne. A kiedy tylko się wynurzył, skoczył poprzez cienie w miejsce tuż nad pokładem.
W ostatnim momencie tuż przed skokiem przez cienie, dostrzegł coś pływającego w okolicy statku. Rekin? Delfin? Ułamki sekundy decydowały w tamtym momencie, lednak refleks Tagrena był wciąż zbyt powolny, by się ewentualnie zatrzymać i przyjrzeć stworzeniu odrobinę dłużej.
Pojawił się nad pokładem i krew popłynęła mu szybko do głowy, co go na chwilę zamroczyło. Teraz dopiero zorientował się co widział: sahuagina! Już na okręcie przywitał go dziwny widok - oto kapłanka podetknęła Kolwenowi wiadro z morską wodą, którą człowiek pił jak wyjątkowo gorzkie lekarstwo. Usmiechnął się wrednie do swoich myśli kiedy wyobraził sobie minę pacjenta gdy dowie się kto mu pomógł. Sam zaś miał wyjatkowo paskudny pomysł jak załatwić sprawę z Sahuaginem. W tym celu musiał udać się po amunicję, pod pokład.
Pod pokładem odkrył, że Evamet i skośnooki półelf z którym Tagren walczył o koję ustawili sobie jedyne dwie ocalałe skrzynki z całego magazynu i siedzieli na nich, przesunąwszy je pod ścianę z tajnym składzikiem rumu.
- Kapłanka zabroniła tego tykać dopóki sama nie sprawdzi. - Powiedział znudzony tropiciel.
- Pierdolić… - Odparł wojownik w zdecydowanie lepszym stanie niż Evamet widział go ostatnio. - Zostawcie jej jedną i niech się urżnie jak musi, reszta to nasza nowa broń. - odczekał chwilę by dotarły do ich świadomości jego słowa - Na dole mamy jednego z tych skurwieli co wyrżnęli załogę, założę się, że Kapitan chciałby z nim pogadać… upijemy skurwysyna!
- Chcesz to wszystko… wylać do morza? - Evamet z wrażenia aż usiadł prosto. - Nie wiem ile tu jest tych buteleczek z magicznym naparem, ale nie sądzisz że to trochę za mało?
- Ja po dwu łykach byłem… sam widziałeś. Upierdoli się szyjki i jazda do wody, nie rzrzedzi się wtedy tak szybko a skurwiel może się zainteresuje, podpłynie i dostanie pełną dawkę. A jak nie to tego gówna i tak nie chcecie pić. Możesz mi wierzyć, wolałbyś zjeść jeżowca na surowo.
- Ale można by je sprzedać… - Odparł niemrawo Evamet, wciąż nie do końca przekonany do Tagrenowego planu.
- Ta.. a statek wziąć na hol i opchnąc w Waterdeep. Po chuj ja w ogóle was przekonuję? - I zamiast dalej gadać po próżnicy po prostu zaczął zbieraż buteleczki, tyle ile był w stanie unieść. - Chcesz pomóc to bierz co zostało i chodź, nie chcesz to pilnuj skarbu kapłanki.
- Nie no, kurwa, Tagren. Zajebisty wybór mi dajesz. Wkurwić ciebie albo Suczą. - Evamet splunął na bok, po czym spojrzał błagalnie na półelfa.
- Na mnie nie patrz, już raz mi facjatę obił. - Odparł tamten wstając i chwytając kolejne butelki. Tropiciel w tym czasie westchnął ze zrezygnowaniem i został pilnować tego co zostało.
Zebrali w sumie dwanaście butelek - więcej nie dało rady nieść we dwójkę. Poszli z nimi z powrotem na pokład, gdzie zastali dwóch ludzi kierujących się ku zamkniętym drzwiom z toporami i trzeciego, idącego na pokład ze “Skarbu” z kilkoma kawałkami węgla drzewnego.
To było… ekstraordynaryjne. Jedynie to pojecie z Tagrenowego słownika oddawało jego obecne odczucia względem wydarzeń których był światkiem. Mimo tego kontynuował swój plan. Zręcznie, lata praktyki robia swoje, odtłukiwał szyjki i rzucał w miejsce na wodzie gdzie ostatnio widział morskiego diabła.
Rzucanie czegokolwiek bezpośrednio pod statek było nielada wyzwaniem, toteż kiedy wojownik źle wycelował trzecią z butelek i rozbił ją o kadłub, postanowił po prostu wrzucać je do wody.
- To prawie jak ochrzczony okręt teraz! - Ryknął śmiechem jego półelfi towarzysz.
- Taa… tylko to powinna dziewica robić, czy jakoś tak. Ale co tam. - Wyprostowal się i uroczyście oznajmił. - Chrzczę cię imieniem Rozprówacz Kurew, płyń i rozprówaj. - Po czym wrócił do rzucania obtłuczonych butelek. Jego przemowa wywołała kilka krótkich klasknięć od półelfa. Wraz z ostatnią butelką miał ochotę sprawdzić czy już zadziałały ale postanowił poczekać jeszcze, wszak u niego też objawy nie zaczęły się od razu.
- To… co teraz? - Zapytał towarzyszący mu pirat. - Skąd w ogóle będziemy wiedzieć czy się udało?
[i]- Jeszcze chwila a potem spuszczę się na linie do wody. Sam zobaczę co się tam dzieje, w razie czego pomożesz mi go wciągnąć na górę.
Minęło kilka chwil, w ciągu których Tagren patrzył jak pokładowym osiłkom w końcu udaje się dostać do tajemniczego pomieszczenia na forkasztelu i Kolwen odzyskał przynajmniej część sprawności.

Minęło dość czasu by zadziałał upiorny wywar. Tak przynajniej oszacował Tagren. Pora więc na kolejny wysilek. Wojownik wyjął sztylet. Kilka razy rozluźnił i napiął mięśnie szkieletu, nabrał powietrza i wskoczył do wody gotów by w razie potrzeby od razu zaatakować.
Pod wodą Tagren szybko się rozejrzał, chcąc zlokalizować potencjalne zagrożenie. Nawet na wdechu czuł się niepewnie pływając w substancji, która jeszcze nie tak dawno doprowadziła go do takiego stanu.
Szybkie lustrowanie otoczenia ukazało mu wysoce nietypowy widok: sahuagina, który przywarł do dna kadłubu statku kupieckiego. Ruchy, które rybo-ludź wykonywał mocno sugerowały Tagrenowi, że tamten próbuje kopulować ze statkiem.
“Szlag” przemknęlo tagrenowi przez myśl “dosłownie pierdoli statek…” Przez chwilę oceniał sytuację następnie wyonał piekny ny zwrot by zyskać przewagę dystnsu i już po chwili na pełnej szybkości ruszył na sahuagina.
Rybo-ludź nawet nie wiedział co go uderzyło, był bardzo zdezorientowany i Tagrenowi wydawało się, że widzi jak ślepia potwora spoglądają na różne strony. Wyglądało na to, że i na sahuaginie alkohol odbił duże piętno, bo ten jak został ugodzony przez wojownika, tak oddryfowywał w bok nic nie robiąc… Aventi złapał pazurzastą łapę i pociągnął morskiego diabła ze sobąku powierzchni.
- Dawaj linę! - Krzyknał do Połówki kiedy tylko się wynurzył. - Szybko zanim się ocknie.
Z pokładu doszedły go jakieś krzyki, głównie półelfa do którego się zwracał. Mogło to być spowodowane tym, że Tagren wynurzył się z drugiej strony statku, niż ta gdzie wskoczył do wody. W międzyczasie stwór faktycznie zaczął się wić, jednak nie zdało mu się to na dużo. Po kolejnej chwili w stronę wojownika poleciała gruba lina.
Nie starał się związać sahuagina, nie było jeszcze potrzeby. Na razie musiał tylko go jakoś umocować i na tym się skupił. Przeciągnał linę pod przednimi kończynami stwora i zawiązał węzeł na jego grzbiecie. Może nie było to wyrafinowane użycie liny lecz dawało mu nadzieję, że dzięki temu sahuagin nie wyśliźnie się zbyt szybko.
Wiązanie kogoś, kto aktywnie próbował się wyrwać nasterczało pewnych problemów, jednak wojownika zupełnie nie obchodziło to jak rybo-ludź zostanie dostarczony na górę, jeśli tylko cel zostanie osiągnięty. Wobec tego węzły na sahuaginie wyglądały dość groteskowo i wyginały jego ciało pod dziwnym kątem.
- Wciągaj! - Krzyknął wojownik. - Zaraz Ci pomogę. - Lecz nim mógł pomóc połówce musiał dopilnować by wodę bestia opuściła zwiazana, wisząc na linie nie bedzie miał już tak łatwo z uwonieniem się.
Asekurował wynurzającego się sahuagina i kiedy tylko uznał, że już może odpłynał kawałek i przez cienie skoczył na pokład dołaczając do połówki przy linie.
- No chodź rybeńko. - Mówił pod nosem niczym zawodowy wędkarz. - Zaraz cię nauczymy spiewać. - Po chwili zreflektował się i zapytał pół elfa. - Wiesz gdzie kapitan?
- Ee, zdaje się że w kabinie byłego dowódcy. - Pirat szybko rozejrzał się po okolicy. - Te, a może upieczemy go na wolnym ogniu, jak już skończymy z nim gadać? W końcu to ryba, nie?
- Mało mnie obchodzi co się stanie z tym ścierwem ale ja tego du gęby nie wsadzę. - Odparł Tagren z niesmakiem. Kto jak kto ale aventi wiedzieli aż za dobrze, że ryba rybie nie równa i chociaż Tagren już dawno przestał zwracać uwagę na ignorancję lądowych nazywających wszystko morskie stworzenia wspólnym terminem “ryba” to jednak propozycja połówki trochę nim wstrząsneła. Wytężył mieśnie by szybciej wciągnąć ten przyszły posiłek na górę.
Tagren związał swój “połów” ciaśniej i dokładniej liną. Spostrzegł, że sahuagin w międzyczasie zdążył stracić przytomność i wojownik już wiedział skąd się mogło wziąć powiedzenie “sztywna ryba”. Nie interesowało go to jednak za bardzo - z jego wstępnych oględzin wynikało, że stwór będzie miał się dobrze, więc jemu to wystarczyło.
- Panie Olbareth, co to ma znaczyć? - Zapytał kapitan, kiedy aventi przytargał rybo-ludzia do wejścia do kajuty kapitańskiej. - Czy to ten martwy sahuagin spod pokładu? Po coś go mi tu przywlókł?
- Ten nie jest martwy… jeszcze. Tylko nieprzytomny jak ostatnio patrzyłem. - Tagren szturchnał kilka razy rybę. - Znalazłem go pod kadłubem to złowiłem i przyniosłem. Może będzie pan Kapitan chciał przesłuchać albo co. Chłopaki już wpadli na pomysł, żeby po wszystkim zrobić z niego kolację. - Rozejrzał się za jakąś wodą którą mógłby wylać na sahuagina, mogłaby być nawet słodka, to by się stworek wkurwił ale za to jaka zabawa.
Odwróciwszy się w celu rozpoczęcia poszukiwań, wojownik stanął oko w oko z Wielebną i wciąż bladym Kolwenem, którzy najwyraźniej przyszli do kapitana złożyć jakiś raport.

Cedryk 18-02-2016 18:03

Ellen szybko przeszukiwał pamięcią swoje zapasy. Nie posiadła w bagażu nic na zatrucia narkotykami. Podejrzewała, iż w alkoholu został rozpuszczona substancja narkotyczna, tego dowie się po przebadaniu alkoholu. Chociaż wiele z narkotyków jest też truciznami na ten przykład wilcza jagoda. Wykrycie trucizny da jej pojęcie z jaką grupa narkotyków będzie miała do czynienia.
Czasu, czasu brakował wszak w pierwszej kolejności trzeba trzeba zająć się zamkniętym pomieszczeniem tam mogło być wszystko nawet proch z wolno tlącym się lontem, który mógł rozerwać statek na drzazgi.
Rozejrzała się w poszukiwaniu oficera, który wydał rozkaz zakazujący siłowego otwierania drzwi do forkasztelu.
Jack stał w tamtym momencie na Mostku i sprawdzał stan steru. Zapytany o drzwi do forkasztelu powiedział:
- No kazałem tym idiotom nie wyważać ich, bo to dobre drzwi są, do kurwy nędzy. - Zaklął bardziej zdenerwowany tym co akurat robił. - Ale jeśli uważasz, że sprawa jest beznadziejna to nie ma innego wyjścia.
Keln kiwnęła głową szybko wróciła do forksztelu po drodze zawołała dwóch piratów wyglądających na największych osiłków. Wskazała na drzwi.
- Wyważyć je.
Gdy piraci zajmowali się drzwi Ellen podeszła do rzygającego Kolwena, po czym ponownie zajrzał mu w oczy. Stała tak by nie trafiły jej przypadkiem rzygi.
Mężczyzna wyglądał dość blado - w międzyczasie ktoś mu podsunął drugie wiadro, żeby mógł sobie do niego spokojnie wymiotować. Wzrok mu powoli zachodził mgłą i czuł, że zrobiłby wszystko żeby tylko móc się położyć. Żeby wszyscy dali mu spokój.
Kapłanka w jego oczach ujrzała, że źrenice nadal miał rozszerzone i w zasadzie niewiele się w tej kwestii zmieniło od ostatniego “badania”, z wyjątkiem faktu że picie wody morskiej go bardzo osłabiło.
- Ech na eksperymenty się ci zebrało.
Szybko jeszcze raz spróbowała sobie przypomnieć co też tam nauczano o zatruciach.Wiedziała że mleko by pomogło, węgiel drzewny też. Lecz gdzie tu znaleźć mleko, wprawdzie mogła nawet wodzie nadać smak mleka ale nie o to chodziło. Nadal była by to woda,
lecz o smaku mleka.
- Poszukaj mi dobrze spalonego bierwiona z ich pieca w kambuzie i moździerza do rozcierania. - poprosiła jednego z przyglądających się jej piratów.
- Ee, chyba nie widziałem tu nigdzie żadnego pieca, kapłanko. - Przyznał mężczyzna. - Nie wydaje mi się, żeby takowy tu mieli.
- To piecyk. Na czymś musieli gotować. Jeśli nie to idź do naszego kuka może on ma trochę węgla drzewnego lub jakąś dobrze spalona szczapę z piecyk z naszego kambuza, nie zapomnij przynieść też z niego moździerza i tłuczka. - odpowiedział Ellen z rosnąca irytacją.
Pirat zasalutował sarkastycznie, po czym udał się prosto na “Skarb”, do ich własnego kucharza. W międzyczasie zaś…
- Jak-Cię-Zaraz-Kurwo-Pierdolona-Nie… - Jeden z osiłków wynajętych przez Ellenę do rozbicia drzwi kopał je raz za razem z rosnącą frustracją, niezadowoleniem i zdenerwowaniem. W końcu nie wytrzymał. - KURWA!. Kapłanko, no nie da się. No kurwa no nie da się. Już prościej by było chyba rozwalić tę ścianę obok drzwi.
- Przynieście topory abordażowe i rozwalcie mi te drzwi rąbcie przy zawiasach, nie ma co niszczyć ściany odparła zamyślona Ellen poszukująca innych sposobów leczenia zatrucia. “Truciznę najlepiej neutralizować zanim zacznie działać, bo kiedy dotrze do krwiobiegu to ciężej się jej pozbyć. Można ją wyrzygać, wyssać z krwi ofiary w miejscu ukąszenia, można też zaaplikować lewatywę, chociaż to ma już bardziej ograniczony efekt.” Przypomniał sobie kapłanka, lecz okazało się iż wiedza, którą sobie przypomniał niewiele podawał remediów na zatrucia.
W czasie kiedy Wielebna rozmyślała nad rozwiązaniem, “chłopcy” pobiegli po topory i szybko z nimi wrócili. Zaraz za nimi przyszedł też pachołek dzierżący w rękach garść niewielkich węgielków, z których największy był wielkości śliwki.
- Takie coś się nada? - Spytał z nadzieją w głosie. Kapłanka kątem oka dostrzegła też Tagrena i półelfiego pirata, którzy wyszli spod pokładu dzierżąc tuzin butelek z płynem - najpewniej alkoholem.
- A moździerz i tłuczek , znajdź mi jakąś miskę, cholera czy tu nikt prostego polecenia nie potrafi zapamiętać.
- Spokojnie, spokojnie kapłanko! - Pirat wcisnął jej do rąk węgielki, po czym otrzepał brudne ręce i wyjął moździerz i tłuczek z pękatej sakiewki na ramieniu. - Proszę.
Potem krzyknęła jeszcze do niosących. Po czym zajęła się rozcieraniem węgla drzewnego na pył .
- To co w nich jest może być bardzo cenne skoro było tak schowane. Nie nadające się do picia, lecz bardzo cenne, za cenne by wyrzucać to za burtę zresztą, i same porządne butle są w cenie.
Półelf towarzyszący Tagrenowi odwrócił się do niej:
- Zdaje się, że facet w wycieczce do morza widział sahuagina i, no, to jest jego plan jak sobie z nim poradzić. - Rzucił jedną z otwartych butelek do morza. - Chce go schlać i przytaszczyć na pokład.
Złapała powąchała próbując wyczuć czym mogła być doprawiona wódka. W pierwszej chwili wyniuchała, że to był rum, a nie wódka. I to mocny, dobrej jakości rum, co najmniej sześćdziesięcio procentowy. Zapach tak mocnego alkoholu utrudniał jej wyłapanie jakiegoś dodatkowego składnika, jednak po dłuższej chwili coś wyczuła - najpewniej opiat albo inny, potencjalnie halucynogenny narkotyk.
Potem wróciła do ucierania, po drodze wysłuchując Tagrenowej przemowy na temat nadawania nazwy statkowi.
- Wątpię, aby te kilka butelek dały radę, lecz jeśli uda się w ten sposób złapać języka to warto było.
Po starciu węgla wyjęła z torby kubek i flaszkę z czystą woda, do której wsypała węgiel wymieszał i podała Kolwenowi do picia.
“Makówki, zatem może jakiś rytualny rum do obrządków” myślał w tym czasie i próbował sobie przypomnieć czy z czymś takim się spotkała i ileż może być warta butelka takiego rumu po zatem jeśli rum wysokiej jakości to łatwo go oczyść mocą Umberlee, jak każde pożywienie i płyn.
Kolwen niechętnie wziął od kapłanki flaszkę. Skoro nie pomogła kuracje w wiadrze z wodą, to może chociaż to pomoże. Nie czekając dłużej wypił duszkiem całą zawartość naczynia.
“Lekarstwo” było dość neutralne w smaku, co Kolwen przyjął z dużą ulgą po terapii morską wodą. Łotrzyk nie był pewien kiedy gorzej się czuł - przed opróżnieniem tego wiadra, czy po. Jednak teraz miał niejaką pewność (a może nadzieję), że to pomoże. Z jednego był bardzo rad: łom znów był łomem, zaś wytrych wytrychem.

Wraz z niejakim ozdrowieniem łotrzyka, ostatni ciosach osiłków w zawias drzwi odłączył je od framugi. To jednak nie był jeszcze koniec, bo chłopaki musieli się jeszcze chwilę posiłować z ryglem, który był po drugiej stronie. Wreszcie pomieszczenie stanęło otworem.
Pierwsze co się w nim rzucało w oczy to wielka dziura w ścianie, która jednocześnie była częścią kadłuba: poszarpana, o średnicy około półtora metra. Przy dziurze leżał martwy mężczyzna w kałuży krwi, lecz bez drastycznych obrażeń. Był cały blady jak papier i jasne było, że wykrwawił się na śmierć.
Oprócz tego w pomieszczeniu znajdowały się trzy koje pod ścianą i w rogu, a także kilka zniszczonych i pozbawionych zawartości skrzynek i kufrów.
- Psze pani, zadanie wykonane! - Jeden z osiłków wyszczerzył zęby w uśmiechu. Gdzieś z tyłu usłyszeli plusk - to Tagren znów wyskoczył za burtę.
Ellen metodyczne zaczęła przetrząsać pomieszczenie, potem zaś miała zamiar przyjrzeć się dokładnie dziurze w kadłubie. Szukała wszelkich poszlaka, które mogły odpowiedzieć co takiego dokładnie stało się na pokładzie tego kupieckiego żaglowca.
Dziura wyglądała jakby ktoś metodycznie wyrywał drewno ze ściany: kawałek po kawałku, deska po desce, aż uznał, że jest wystarczająco duża do… czegokolwiek. Przy martwym człowieku znalazła jego własny dziennik, z którego wynikało, że nazywał się Preston Gator i był bosmanem na statku.
Dziennik był prowadzony od jakiś dwóch miesięcy. Wynikało z niego, że Gator służył na tym okręcie od dłuższego czasu. Większość wpisów nie miała większego znaczenia dla kapłanki: jaką to kurewkę sobie znalazł w Waterdeep, za co czasami brał do łapy przy załadunku na statek. Najbardziej interesujące były ostatnie wpisy:

Cytat:

(...) Dzień 258.
Wypłynęliśmy z Waterdeep. Dziwna skrzynia z czarnym znakiem z boku jest zdecydowanie otwarta, wypadła z niej ciężka księga przy ładowaniu. Jest zamknięta jakimś żelaznym zamkiem, ale chyba sobie ją wezmę. W końcu jeśli należała do maga to musi być potężna i pewnie daje posiadaczowi niezłego kopa. Kto wie, może zmieni mnie w maga i będę mógł wreszcie zaczać zarabiać prawdziwe pieniądze?

Dzień 261.
Udało mi się otworzyć księgę. Zamek wyrzuciłem, bo teraz jest tylko niepotrzebnym kawałkiem żelastwa. Kapitan się wczoraj zorientował, że skrzynia była otwarta, ale chyba nic nie podejrzewa. Zamierzam po śniadaniu zobaczyć, co ciekawego skrywa dla mnie to nowe znalezisko.
“Coraz ciekawej czyżby by była to księga, którą znalazłam pod pokładem. Dlaczego jednak tam się znalazła a nie tutaj.” Pomyślała zerkając na grzbiet księgi schowanej w torbie.
Przetrząsnęła jeszcze kajutę by niczego tym razem nie przeoczyć. Przyjrzała się ranom bosmana, próbując ustalić jak zginął, potem przesunęła ciało.
Rany na nadgarstkach w poprzek rozwiały jej wszelkie wątpliwości - podciął sobie żyły. Schowany pod nogą miał zakrwawiony sztylet, którym tego najprawdopodobniej dokonał. Na ciele było też trochę starych sińców, typowych dla osób, które na co dzień mają do czynienia ze stłuczeniami - bosman do takich ludzi się zaliczał, więc wątpliwe, by miały one coś wspólnego z jego zgonem.
Dokładniejsze przeszukiwanie pomieszczenia pozwoliło jej odkryć nienabity i całkiem ładnie wykonany pistolet schowany pod jednym z łóżek, przy nodze. Przetrząśnięcie samych koi ujawniło jej też butelkę z nieznaną cieczą - ukryta była pod poduszką.
Zatknęła pistolet za pas. Teraz wyglądał prawie jak korsarka. Brakowało jej tylko kapelusz z szerokim rondem. Skonfiskowała butelkę i też ja obwąchała, by przekonać się z czym ma do czynienia i czy aby nie jest to samo co znajdowało się za tajna ściną. Do torby wsadziła też dziennik bosmana, w celu dokładniejszego jego późniejszego przestudiowania.
Alkohol rozpoznała jako brandy dobrej jakości. Była to o tyle niespodzianka, że nie spodziewała się zastać takiego alkoholu na okręcie. Z tego co mogła ocenić, nie było w nim żadnej domieszki narkotyku i niejeden szanujący się alchemik zapłaciłby za to niezłą sumkę.

Morfik 18-02-2016 18:06

Kolwen leżał na pokładzie i powoli dochodził do siebie. Nie chciało mu się ruszać z miejsca. To dopiero nazywał się mocny alkohol. Nigdy w życiu czegoś takiego nie widział. Z jednej strony było to przerażające, ale jednak z drugiej bardzo kuszące. Może kiedyś powtórzy to.
Usiadł przy wiadrze z wodą i napił się jeszcze kilka łyków. Po czym wstał powoli, wytarł twarz o rękaw i wszedł do pomieszczenia, które wcześniej próbował otworzyć.
- I jak tam kapłanko? Znalazłaś coś ciekawego? – Kolwen był pewien, że jeżeli kobieta znalazła coś wartościowego, to na pewno mu o tym nie powie.*
- Dziurę w nadburciu trupa, dziennik, butelkę dobrej brendy. - powiedziała z uśmiechem, potem zerkneła jeszcze raz w oczy Kolwenowi, by sparwdzić jego stan, po czym ruszyła poinformować kapitana.
Łotrzyk poczekał, aż kapłanka wyjdzie. Rzucił jeszcze okiem po pomieszczeniu. Na widok trupa, tylko się skrzywił.
- Poczekaj! Idę z tobą! – krzyknął za kapłanką i pobiegł za nią. Nie chciał zostawać sam z tym martwym ciałem.
Kiedy tylko wyszli z forkasztelu, zobaczyli że do kapitana przyszedł chwilę wcześniej Tagren, rzucając na pokład oślizgłe cielsko sahuagina. Stwór wyglądał na nieprzytomnego i był dość solidnie związany. Gdy kapłanka i Kolwen podeszli bliżej, Tagren odwrócił się nagle chcąc najwyraźniej wykonać krok w ich stronę i mało co nie wpadł na Wielebną. Mało co.
- A wy tam coś znaleźliście? - Zainteresował się pół-ork, przechodząc obok rybo-ludzia. - Chwilę zajmie zanim tego tutaj ocucimy, żeby go przepytać.
- Oprócz dziury w nadburciu, przez którą można wyjąć nawet dużą rzecz, trupa bosman, jego dziennik, butelkę brandy i ten pistolet. - klepnęła się, w pistolet zatknięty za pas.
- Zaś każda butelka rumu znaleziona w skrytce pod pokładem, warta jest co najmniej sześdziesiąt sztuk złota, porzez zawartość opiatów. Po oczyszczeniu, co też mogę uczynić tylko trzydzieści pięć. Wskazała na pustą butelkę, wyjętą z sakwy. Potem podeszła do rybuludzia i od niechcenia go kopnęła.
Sahuagin przeturlał się kawałek na bok jak bezwładny kawał mięcha.
- Szukajcie dalej. - Przykazał jej pół-ork. - Wydaje mi się, że ta dziura to bardziej skutek, a nie przyczyna tego co się tu wydarzyło. Nie możemy na spokojnie zająć tego okrętu w żadnym celu, dopóki nie upewnimy się, że cokolwiek tu się stało, nie wydarzy się ponownie.
- [i] To nie tak szybko kapitanie. Muszę mieć czas by wszystkie przedmioty dokładnie zbadać. Przeczytać dokładnie dziennik bosman i kapitan, a to będzie trwało co najmniej dobę, dobrze by było znaleść jego tajne księgi handlowe, w kótrych kapitan notował cały przewożony towar. Bosman tej łajby odebrał sobie życie bo postępował nieroztropnie, brał się do czegoś o czym nie miał żadnego pokęcia i spieszył się. Na razie wszystko wygląda tak jak wygląd. Na statek napadły ryboludy, dobra zasłona skąd mamy go, nikt nie zakwestionuje tego faktu. Na pewno jedna rzecz, pusta szkatułka była chroniona magią, która zabiła jednego z nich kulą ognia. Do dziwnych rzeczy należy zaliczyć solidnie zamkniętą skrzynię wypełnioną żelazem. Warto by też przepytać tę meduzę co wie. Żebym się tym zajeła profesjonalnie też potrzeba czasu.
Potem wyładowując frustrację znowu kopneła wroga. Potem uśmiechneła się promienie do kapitana.
- Nie mamy czasu, kapłanko. - Powiedział ostro kapitan. - W ciągu dwóch godzin chcę sensowne wyjaśnienie na temat tego, co tu się wydarzyło. Jeśli go nie znajdziemy, porzucamy ten statek, uznawszy go za przeklęty. Nie mam zamiaru ryzykować życia własnego i swojej załogi dla dodatkowego zarobku. Weźmiemy co się da i zostawimy statek samemu sobie. - Kapitan odwrócił się, chcąc wrócić do biurka w kajucie. - Albo go spalimy.
- Czyż atak ryboludzi nie jest sensowny. Nawet jednego jak widać pojmano. Załogę zaś uprowdzili jego pobratymcy. Jednakże rozkaz to rozkaz. Idę studiować księgę, którą zanlazłam pod pokładem oraz dzienniki, poproszę o kapitański. Jednakże w takim pośpiechu może to być bardzo niebezpieczne - odparła spokojnie, choć chłodno kapłanka Umberlee.
- Jeśli to takie oczywiste kapłanko, to dlaczego ten jeden został? - Zapytał Tagren.
-[i[ Jako zwiad.
odparła Ellen.
- w końcu taki statek to pokusa. Może ma za zadanie poinformować swych pobratymców jak tylko zaśniemy, spici alkoholem, świętując zwycięstwo i zdobyty pryz.
- Taaa, im napewno statek potrzebny. - Stwierdził wojownik nie mogąc się powstrzymać przed drobną złośliwością. - Zresztą dowiemy się pewnie niedługo.

- Tym bardziej trzeba się upewnić co do tej informacji! - Kapitan trzasnął pięścią w stół. - Zbadajcie co tylko trzeba, macie być jak psy gończe na tropie, rozumiecie?! Jak w ciągu dwóch godzin nie dostanę pełnego raportu to zostawiamy tę łajbę i palimy ją do ostatniej deski. - Spojrzał jeszcze z ukosa na kapłankę. - Dziennik kapitański wziął już wasz koleżka, Kolwen.
Kolwen poczuł jak wszystkie oczy są skierowane na niego. Uśmiechnął się tylko szelmowsko i wyciągnął dziennik kapitański z torby.
- Proszę bardzo, mi już się nie przyda – powiedział Jaster i podał dziennik kapłance.
Ellen zasiadła za biurkiem w kajucie rołożyłał pergamin, księgę oraz dzienniki. Zaczęła od zwoju je analizować. Następnie zajeła się ksiegą. Na koniec zostawiła sobie dziennik kapitana i bosmana , musiało w nich być więcej, chociażby co za towar przewożony był za ukrytą ścinaką. Jak ten alkohol dokałdnie się nazywa i jaka jest jego prawdziwa wartość.
To co zrobiła Ellena, wywołało zdenerwowane warknięcie kapitana, który sam chciał usiąść w tym miejscu. Zamiast tego porwał mapy, które były tam rozłożone i wyszedł z kajuty. Zwój z zaklęciem okazał się prostym czarem Alarmu. Następnie przyszedł czas na analizę księgi znalezionej przez Wielebną pod pokładem.
Widać było na przedniej i tylnej okładce oznaki, że coś tu było przyklejone, a potem wyrwane - okładka w tym miejscu była nadszarpana. W innych miejscach miała kolor szkarłatny, jednak nie było na niej niczego, co sugerowałoby tytuł lub autora księgi. To sugerowało, że był to czyiś prywatny notatnik.
W końcu Ellena otworzyła księgę ostrożnie, spodziewając się najgorszego. Ostrożnie skierowała wzrok na zapisane weń słowa... i równie szybko zatrzasnęła księgę.
Ellen odsuneła od siebie księgę. “Na Umberlee co za moc, taka siła czaru. Nic dziwnego, że księga tak łatwo zawładneła słabym umysłem bosmana,a może i wszystkim członkami załogi. Atak ryboludzi był coraz mniej prawdopodobny. Mogły być to stowory przyzwane czarami przez księgę.” Takie myśli przebiegły jak błyskawice przez jej umysł.
Ellen zaczeła się zastwanawiać czym dokaładnie jest ta księg i czy istnieje sposób na zneutralizowanie jej wpływu.
Szybko doszła do wniosku, że tomiszcze jest najprawdopodobniej przeklęte. Porzejrzewała, że księga mogła być przewidziana na prezent dla kogoś bardzo, bardzo nielubianego przez właściciela. Wciąż jednak nie wiedziała co mogłoby się stać, gdyby w porę nie zamknęła księgi.
Niestety tutaj nic nie można było poradzić. Winna była księga. Co dokładnie potrafiła, tego nigdy się nikt już nie dowie, bo postanowiła wyrzucić ją za burtę, jako winną zdarzeniom, które miały tu miejsce. Może przywoła ryboludzi, może przemieniała załogę, w nie i każdy myśla, ze jest atakowany przez Sahuaginy. Narazie odłożyła ją na bok z daleka od siebie.
Zajęła się dziennikami. Szukała informacji o towarach przewożonych i ukrytych.
Przejrzała dziennik pokładowy kapitana. Z tej strony, którą przeglądał Kolwen były zapiski samego kapitana, zaś od drugiej strony notatnika były porobione tabelki z wypisanymi towarami przewożonymi i ich wartościami. Znalazła ostatnią z nich:

Cytat:

Wyprawa z Waterdeep numeru katalogowego 1506, spis przewożonych towarów.

Militaria:
Miecze długie: 40 sztuk (14sz/e)
Halabardy: 12 sztuk (18sz/e)
Kusze, ciężkie: 36 sztuk (12sz/e)
Kołczany (bełty): 72 sztuki (3sz/e)
Koszule kolcze: 40 sztuk (110sz/e)
Ubranie wojskowe: 40 sztuk (10sz/e)
Kule armatnie (adamantyt): 35 sztuk (85sz/e)

Towary chemiczne/rzemieślnicze:
Żelazo (sztaby): 90 sztuk* (6sz/e)
Żelazo (płyty): 36 sztuk (9sz/e)
Kwas (szklane butle): 72 sztuki (12sz/e)
Skrzynie z narzędziami (kompletne): 20 sztuk (90sz/e)
Gwoździe (po 20 w opakowaniu): 50 opakowań (3sz/e)

Towary luksusowe:
Wełna, bele: 150 sztuk (5sz/e)
Jedwab, bele: 120 sztuk (30sz/e)

QRKCV TWO PCTMQVABQYCPA VAVQP
Zapewne był to szyfr Ellen postawowiła przez chwilę go ananlizować, szukając wiedzy w swoim wykształeczeniu wyszkoleniu i inteligencji. jesli by tego tam nie znalałza zosatwały jeszcze biblioteki Waterdeep, gdzie mogła się dowiedzieć czym jest ten alkohol, w tym ta w świątyni Umberlee.
Jej rozważania na temat ewentualnego odcyfrowania ukrytej wiadomości nie przyniosły żadnych rezultatów.
“Pewnie kapitan widząc, iż zawartość skrzynki został skradziona napełnił ją sztabkami żelaza a potem miał zamiar kłamać, iż taką skrzynie otrzymał.” Pomyślała Ellen potem zebrała wszystko bardzo ostrożnie wsadziła księgę do torby. Wyszła na pokład by dowiedzieć się co przyniosło przesłuchanie ryboludzia, a nawet wspomóc je swoim zgniataczem kciuków. Na smamą taką myśl na jej twarzy pojawił się ironiczny uśmiech.

Cedryk 18-02-2016 18:12

Tagrenowi nie bardzo widziało się bawić w tropiciela faktów zaginionych. Zawsze uważał najprostsze metody za najskuteczniejsze więc i teraz bez zbędnych ceremonii z wielką siłą i szybkością przydepnął końcówkę ogona sahuagina.
Stwór obudził się niemal natychmiastowo, najpierw starając się zwinąć w kłębek, a potem rzucając się na wszystkie strony jak wyrzucona na brzeg ryba z wody. Szarpał się i szamotał, jednak w jego ruchach nie było żadnej prawidłowości. Gulgotał też coś gardłowo w języku sahiagin. A w takim stanie był nie przydatny, więc Tagren pamiętając czego go uczono za dzieciaka o morskich diabłach sięgnął po najbliższe dostępne źródło słodkiej wody. Splunął więźniowi w pysk.
Po takim zabiegu stwór zaczął się wić jeszcze bardziej i próbował związany odskakiwać w stronę burty.
- Mówisz po mojemu? - Zapytał wojownik w języku istot wody nim wymierzył sahuaginowi “delikatnego” kopniaka w twarz.
Stwór znów zagulgotał niezrozumiale w tym samym języku co poprzednio. Tagren zauważył, że jego ślepia są całkowicie przekrwione i na tyle na ile mógł ocenić z twarzy sahuagina, to tamten miał całkowity obłęd w oczach.
- Trochę przesadziłem… hmmm… WIELEBNA!!! - Krzyknął wojownik idąc po najmniejszej lini oporu. Po czym złapał za więzy i odciągnął stwora od jego drogi ucieczki.
Ellen słysząc krzyki szybko podeszła.
-[i] Przywiążcie rybicię do gretingu.[i]
Rozkazała dwóm piratom wałęsającym się bez celu po pokładzie.
- Żadne przywiążcie… doprowadź go do stanu używalności, tylko tyle. Pomachaj rękami pośpiewaj czy co tam robisz, byle był w stanie gadać zrozumiale. - Tagren nie miał zamiaru bawić się znowu w przedstawienia, nie tym razem.
Będzie mówił, nie ma zamiaru się z nim szarpać. Przywiązać.
Potem zwróciła się do “Jeńca” w wodnym.
- Słuchaj rybeńko sa dwa wyjścia albo dowiem się czego chcę normalnie rozmawiając, ty zaś wyśpiewasz mi wszystko jak na spowiedzi kapłance Umberlee albo wycisnę od ciebie odpowiedzi mniej przyjemnym sposobem co sprawi mi wielka przyjemność.
Tagren tylko schował twarz w dłoniach mając nadzieję, że któregoś dnia ludzie zaczną słuchać tego co do nich mówi… może któregoś dnia nawet będą rozumieć słowa.
Dwójka piratów pobiegła po więcej liny i po chwili sahuagin został przywiązany - z braku gretingu - do masztu. Stwór jednak w żaden zauważalny sposób nie zareagował na groźbę Elleny.
- Piękny popis ale już mówiłem, masz go tylko doprowadzić do używalności. Przy przesłuchaniu nie będziesz potrzebna.
Ellen głęboko zastanowił się.
- Jeśli mnie rozumiesz to pokiwaj głową. powiedział ponownie w wodnym.
- Nie rozumie cie, w tym problem, jest napierdolony w trzy dupy. - Nie wytrzymał Tagren.
-[i] Mnie zaś ciekawi skąd ty znasz wodny. Jest to język rzadko spotykany.
- Chodziłem do szkółki przyświątynnej, kapłani nalegali. Możemy wrócić do przywracania przytomności łuskowatemu?
- Rybeńko powiedz zatem co tu robiłaś, nie mam ochoty na tortury, męczą one mnie. - zapytała ponownie już w wspólnym Ellen.
Pomiędzy kolejnymi niezrozumiałymi bełkotami schwytanego sahuagina dało się usłyszeć jedno w miarę zrozumiałe słowo we wspólnym, wplecione w mieszankę dalszego gulgotania: “książka”.
Ellen wzruszyła ramionami
- Musiałeś, go tak drogo spić.
Potem gestem przywołał jednego z piratów.
- Jak się nie podoba to przesłuchajmy tego którego Ty złapałaś… a nie, czekaj… no tak nie masz żadnego.
- Kochanieńki skocz no na jednej nodze do kuka i poproś jeszcze raz o węgiel drzewny..
W tym czasie nabrał do wiadra słonej morskiej wody i chlusnęła tak kilka razy na sahuagina.
- Powoli, nigdzie nam się nie spieszy. Więc co tu się wydarzyło?
Długi, oślizgły jęzor wystąpił z paszczy sahuagina i stwór oblizał się. Rozglądał się na boki i kapłanka nabrała pewności, że on nie mówi po sahuagińsku, tylko zwyczajnie bełkocze.
- ...rybka, rybkę, rybko! - Wybełkotał w pewnym momencie patrząc jednym okiem na Ellenę, drugim na Tagrena.
- Napoić wodą morską ale ostrożnie, niech wyrzyga to czym go zatruto.
Ten, który akurat był najbliżej Wielebnej - półelfi pirat - wziął pobliskie wiadro, napełnił je wodą i z obrzydzeniem wykonał zadanie. Rybo-ludź jednak nie kwapił się do wymiotów, za to pił nad wyraz łapczywie.
- Jeszcze raz. Co tu się wydarzyło - nie miał czasu ani na prawidłowe ofiary ani na wymodlenie nowych czarów. Musiała radzić sobie z tym co miał czyli z wodą morską i węglem drzewnym.
Stworowi udało się na krótką chwilę skupić wzrok na kapłance, po czym - ku obrzydzeniu Elleny i rozbawieniu pozostałych zebranych - spomiędzy gęsto rozłożonych lin, które go pętały, wychyliło się przyrodzenie sahuagina. W następnej chwili przesłuchiwany osobnik zagulgotał raz jeszcze i stracił przytomność. Z jego pyska zaczęła toczyć się piana.
Ellen z obrzydzeniem odchyliła głowę stwora do tyłu i odciągnęła język by go nie połknął. Próbując mu pomóc, za nic mając rozbawienie piatów. W końcu tak powinni reagować wszyscy mężczyźni na widok kobiety. Widocznie wśród piratów nie było mężczyzn prawdziwych.
Odchyliła głowę ryboludzia na bok, żeby nie zadławił się własną śliną (albo inną substancją). Chwilę później przez pomost łączący oba okręty wkroczył kucharz szarpiący za ucho pachołka Elleny. W drugiej dłoni miał patelnię pełną węgla drzewnego.
- Kapłanko, ten oto idiota twierdzi, że kazałaś mu przyjść do mnie po węgiel. - Pachołek jęknął z bólu, kiedy krasnolud szarpnął mocniej. - Po raz drugi. Czy to prawda?
- Tak, węgiel drzewny dobry jest na zatrucia. Muszę doprowadzić istotę zatrutą do stanu użyteczności by mogła mówić a nie tylko pijacko bełkotać. Dziękuję. Czyżby nie zachował się odpowiednio? - przejęła patelnie i przysiadła na zwoju lin i zaczęła w moździerzu rozcierać węgiel drzewny na pył.
- Ano nie zachował. - Kucharz palnął jeszcze delikwenta przez łeb. - Ale nie gorzej niż wszyscy, co próbują mi wtargnąć do kuchni. Tyle że ten był za wolny i go złapałem.
Po krótkiej chwili kolejna porcja węglowego antidotum Wielebnej była już gotowa do użycia.
Wymieszał go z słoną morską wodą i ostrożnie podała jeńcowi.
- Teraz trzeba czekać - co jakiś czas podejmował próby cucenia a w międzyczasie trochę podleczyła jeńca mocą Umberlee.
- Czekać, psia mać… i bez twoich zabiegów trzeba było czekać, więc co to zmienia? Pierdole, matka przy całej jej kurewskiej naturze przynajmniej nie odwalała fuszerki. - Mruczał pod nosem Tagren wręcz wniebowzięty diagnozą kapłanki.

W międzyczasie spod pokładu doszły ich niepokojące dźwięki bójki, wspomagane okrzykami “zostaw to” oraz “pierdol się”. Kilku piratów, którzy asystowali przy sahuaginie, zbiegło pod pokład, zobaczyć co się dzieje.
Elen zatrzymał szybko jednego z piratów.
- Pilnujesz jeńca i twoja w tym głowa by nie uciekł.
Zbiegła pod pokład, za nią podążał jak cień jej zwierzęcy towarzysz.


W splądrowanym magazynie zastała dwójkę piratów, którzy tarzając się w ziemi, okładali się skutecznie po mordach: jeden miał już podbite oko, drugi zaś ślad po głębokim ugryzieniu na szyi.
A cóż to na Umberlee dzieje się tu, czy kapitan ma osobiście się fatygować do was? Czy też natychmiast przestaniecie? Przypomnijcie sobie jakie są kary za picie podczas abordażu i na przyjętym pryzie oraz za bójki w tym czasie!
Krzyknęła wyjmując kota o dziewięciu ogonach. Potem jeszcze ogłuszająco zagwizdała na jednym z gwizdków bosmańskich wiszących na jej szacie kapłanki Umberlee nie nadając jednak żadnego sygnału.
Tłukący się piraci niemalże zamarli w pół ciosu. Spojrzeli na kapłankę skonfundowani i przestali się szarpać.
- Bo ten tu kutafon próbował ukraść moje znalezisko! - Poskarżył się jeden z nich.
- Pierdoli, nie słuchaj go kapłanko! To ja pierwszy to zobaczyłem! - Skontrował drugi.
- Żadne znalezisko nie jest na statku wasze, zgodnie z prawem pirackim, póki tego nie zobaczy kapitan. Chcecie się z tego tłumaczyć braci pirackiej?
Ellen uśmiechnęła się ironicznie co paskudnie rozciągnęło jej bliznę na twarzy.
W dodatku są na tym statku przedmioty niebezpieczne, które mogą być obłożone przekleństwem, więc jeśli nie chcecie się zamienić w ryboludzi, lepiej oddajcie to i z wszelkimi znaleziskami zgłaszajcie się do mnie.
Piraci jakby spuścili głowy i Ellenie wydawało się, że słyszy marudne “ta, prawo pirackie zawsze kiedy to wygodne”, jednak to mogła być jedynie jej wyobraźnia. Usłyszała jakieś zamieszanie dochodzące z pokładu.
- Bo myśmy, kapłanko, znaleźli perłę. - Pierwszy z piratów pokazał Wielebnej znalezisko. - I nie mogliśmy dojść do kogo powinna należeć.
- Dajcie ją i na pokłada, coś się tam dzieje może kapitan potrzebować naszej pomocy. Nie chcę tu żadnych, burd wy też nie chcecie zawisnąć. Kapitan decyduje o podziale łupu.
Gdy już ją otrzymała schowała do sakiewki i wybiegła na pokład.


[i]- Kurwa, dość jebania się z tym. [i] - Tagren stracił cierpliwość do całej tej sprawy. Kapitan kapitanem idioci idiotami, a czekanie aż glony zakwitną to inna sprawa. - Słodkich snów przyjacielu. - Wyszeptał w ucho sahuagina po czym skręcił mu kark. W tamtym momencie pirat, który pilnował ryboludzia, zareagował bardzo agresywnie. Rzucił się na Tagrena i chwycił go za ramiona.
- Ej, ej, co ty do kurwy nędzy robisz?! - Wrzasnął.
Tagren z wściekłością rzucił przeciwnikiem tak, że tamten wylądował na nadburciu (relingu), prawie ją łamiąc swoim ciężarem. Akt ten jednak zwrócił uwagę innych piratów w okolicy na wojownika, w tym kapitana, który stał aktualnie przy sterze.
- Co ty tam wyprawiasz? - Ryknął Kieł, podchodząc do balustrady.
- To do czego wam brakuje jaj. - Odparł nieporuszony wojownik rozlewając oliwę z lampy po pokładzie. W jego dłoni jak na zawołanie pojawił się bułat.
- Czyli uważasz, że okręt jest przeklęty i należy go spalić? - Pół-ork jednym ruchem przeskoczył balustradę i stanął tuż przy wojowniku. - W zasadzie miałem podobne przemyślenia, ale nie sądzisz że warto najpierw zabrać z niego wszystko co cenne?
- Malo mnie kurwa obchodzi czy jest przeklęty czy nie. Tracimy tu czas, jeśli było tu coś cennego to dawno już tego nie ma. - Po czym zamachnięciem broni podpalił oliwę.
Kapitan spojrzał obojętnie na ogień, który rozpalił się na przestrzeni około dwóch metrów obok nich.
- Ugasić mi to draństwo! - Warknął do wszystkich zgromadzonych piratów, którzy nagle zaczęli przebierać nogami jak nigdy w życiu i chwytać za wszelkie możliwe wiadra w okolicy. Kapitan odszedł krok na bok.
- To co twoim zdaniem byłoby lepszym wykorzystaniem naszego czasu? - Zapytał z zagadkowym zainteresowaniem.
- Już lepiej płynąc do Waterdeep i spędzić te godziny z portowymi dziwkami niż na tym pustym wraku. Z tego nie ma nic, ani złota ani przyjemności. A wy macie wybór, gasić to bezsensownie albo wracać na Skarb i płynąć po prawdziwą zdobycz! - Ostatnie zdanie krzyknął do gromadzących się piratów. Nie żeby wierzył, ze go posłuchają, po prostu dał im wybór.
Załoganci przystanęli na chwilę po usłyszeniu tego co powiedział wojownik. Jednak tylko na chwilę - potem kontynuowali gaszenie “pożaru”.
- O, Wielebna. - Kapitan spojrzał za Tagrenem. - A ty jak uważasz w kwestii naszych aktualnych działań?
Ellen rozejrzała się po pokładzie podeszła do jeńca.
-[ Kto go zabił i podpalił pryz?
Potem podeszła do kapitana
- Wiem już niemal wszystko, jak i co się tu wydarzyło. Nie mogę potwierdzić swych domysłów bo ktoś zabił być, może jedynego świadka tych wydarzeń.
Wzrokiem odszukała pirata odpowiedzialnego za pilnowanie. Ten akurat wstawał z podłogi, pod burtą.
- Ty zamordowałeś jeńca?
- N-nie. - Mężczyzna był wyraźnie oszołomiony i wskazał niepewnie palcem na Tagrena.
- Ja go zabiłem. Chcesz coś w tej sprawie zrobić czy jak zwykle będziesz tylko mleć ozorem?
- Uczyniłeś wbrew rozkazowi kapitan, jedynie on może mieć coś przeciwko. Mnie jeniec nie obchodzi. Chociaż wolałbym usłyszeć dokładniejszą wersję zdarzeń od polimorfowanego człowieka, członka załogi tego kupieckiego statku.
- Ano uczynił to wbrew mojej woli. - Powiedział kapitan raczej niewzruszony, po czym zwrócił się do kapłanki. - Jakiego polimorfowanego człowieka?
Tymczasem Tagren zaczął się powoli oddalać w kierunku Skarbu, jednak nie wykonał nawet jednego porządnego kroku, kiedy kapitan chwycił go za ramię.
- Ty, nigdzie nie idziesz. - Warknął i odwrócił wojownika siłą ku Wielebnej.
Ellen wyjęła z torby księgę i dziennik kapitana i bosmana. Podeszła do kapitana.
- Z dziennika kapitana wiemy, iż na statku przewożona był skrzynia powierzona przez maga. Po pewnym czasie okazało się, iż jest ona otwarta i pusta więc kapitan zamknął ją, uprzednio wypełniwszy sztabami żelaza. Z dziennika bosmana wiemy, iż ukradł on z skrzyni księgę bo chciał zostać magiem. Potem znaleźliśmy go w forkasztelu z otwartymi żyłami, sam odebrał sobie życie. W czasie badań nad księga odkryłam, iż jest ona przeklęta silny urokiem wymuszającym otwarcie jej. Słaby umysł bosmana nie wytrzymał tego. Mnie chroniła Królowa Głębin. Potem możemy się jedynie domyślać co się wydarzyło w księdze znajdują się inne zaklęcia umożliwiające polimorfowanie w różne stworzenia. Załoga został w większości przemienienia w ryboludzi, co potwierdził jeniec, raczej potwierdził by do końca gdyby nie został zabity. Nie był to sahuagin nie znał wodnego, tak jak ja i co dziwne Tagren. Rozumiał za to wspólny, bardzo dobrze jak na otumanionego wylanym przez pewnych członków załogi do morza wódką z opiatami, nie był w stanie zbyt składnie mówić. Z czasem to otępienie by minęło. Wtedy też można by było potwierdzić do końca te przypuszczenie. To nie okręt, cenny pryz jest przeklęty, jedynie ta księga, którą można a nawet należy zaraz zniszczyć. Przemieniona zaś załoga umknęła z pokładu przerażona tym co się z nimi stało.
Ellen zakończyła swój wywód.

Googolplex 18-02-2016 18:13

Kapitan zastanawiał się przez dłuższą chwilę nad słowami kapłanki.
- Będziemy holować ten okręt do Waterdeep. - Zdecydował w końcu. - Opróżniwszy go pierwszej z wszystkiego co cenne i wyszorowawszy cały pokład i magazyn z krwi. Tam znajdziemy kupca i go sprzedamy. Czy takie przyspieszenie działań panu odpowiada, panie Olbareth? Wielebna?
- Owszem panie kapitanie, lecz radziła bym zachować ślady i ciała, to unikniemy problemu z kapitanatem portu i wejdziemy legalnie w posiadanie tego okręt. Ślady krwi i ciała można usunąć po przybyciu do portu. Chyba nie chcemy by ktoś wziął nas w Waterdeep za piratów, dla wszystkich innych będzie to wszak wyglądało na atak ryboludzi na statek.
uśmiechneła się Ellen.
- A to powód bójki, którą musiałam zarzegnać pod pokładem. Podała perłę kapitanowi.
- teraz zaś poporsiłabym o jakis koksownik czy też duża metalową beczkę w której można by było bezpiecznie spalić ten przeklety przedmiot. Powiedziała wskazujaąc na księge - albo nie najlepiej zatopić, może zaszkodzi komuś pod powierzchnią ocenu wedle woli Umberlee.
Tagren nie wahał się nawet przez chwilę, bułatem króty do tej pory trzymał wyciągnięty w dłoni ciął księgę a cios był tak poteżny, że ostrze jeszcze w powietrzu zapłonęło żywym ogniem.
Ostrze świsnęło w powietrzu, jednak kapłanka zareagowała wystarczająco szybko, by nie dopuścić do uszkodzenia książki i płomienność ostrza skończyła się na powietrzu.
- Tagren! - Kapitan ryknął wściekle, wyciągając ku niemu dłoń. - Oddaj. Broń. Teraz.
- A proszę bardzo. - Wojownik wyciągnął zza pasa nóż i oddał kapitanowi. - Tą drugą tylko po moim trupie. - Odparł spokojnie.
Chowając się za członków załogi na drodze staną zaś zwierzęcy towarzysz druidki.
Ellen milczła zaszokoana zdrzeniami i bezdenną głupotą Targena, czekając na decyzję kapitan co do księgi. Zaciekawiona też co zrobi kapitan na taki wyraz niesubordynacji i jawnego buntu. Schowała też księgę i dziennik do torby by mieć wolne ręce.
- To się da załatwić. - Uśmiechnął się paskudnie półork, biorąc nóż od wojownika. - DO MNIE CHŁOPY! MAMY RANGI DO WYCZYSZCZENIA!
Ellen przyzwała moc Umberlee by wspomogł kapitan i tych co są z nim rzucając mocą Umberlee na wrogów obawę przed moca Królowej Głębin.
Tagren najszybciej z nich wszystkich zorientował się co się dzieje. Zniknął w cieniach, by pojawić się natychmiast już za północną burtą okrętu. Jeden z piratów miał przygotowaną kuszę i strzelił wyjątkowo celnie tuż pod prawy bark wojownika. Jack również próbował swoich sił trzymanym akurat nożem do rzucania, jednak na próżno. Tagren zniknął pod taflą wody, zaś wszyscy obecni w okolicy piraci zebrali się przy burcie.
- Zupełnie jak Gildiel, kurwa mać… - Zaklął pod nosem Kieł.

Rana bolała jak cholera lecz to nie było ważne. Liczyło się pokazać kto tu jest na swoim terenie. Choć nawet nie to, Tagren nie mógł dłużej znosić całej tej sytuacji. O tak, duma to paskudna rzecz, zwłaszcza taka świeżo odzyskana. Płynął z wielką szybkością w dół i z powrotem w stronę Skarbu. Jeśli dobrze liczył uda mu się nim zamieszanie spowodowane jego “zatonięciem” na dobre ucichnie. Co oznacza też, że przy odrobinie szczęścia “Skarb” będzie prawie lub może całkowicie pusty. Co prawda na to nie liczył szczególnie ale jeśli Umberlee go kiedykolwiek kochała to właśnie nadszedł moment by dała wyraz swemu uczuciu. Zaśmiał się z własnych myśli, dobrze wiedział jak “czule” potrafi kochać morska suka. Przepłynął pod kadłubami i wystawił głowę tuż za prawą burtą Skarbu.
Dla kogoś takiego jak on taka odległość nie była niczym szczególnym do pokonania. Kiedy wychylił głowę przy jednym z otworów strzelniczych, usłyszał dochodzące zeń pogwizdywanie Róży.
Tagren skoczył przez cień łapiąc się częściowo lufy częściowo samego otworu. Po chwili szeptem wołał Różę.
- Pomóż, kurwa wszystko się zjebało…
- Hę? Tagren? - Róża podeszła do otworu. - Przecież tam na górze wołają, żeś zdrajca! Coś ty tam nawyrabiał, że wielebna drze się wniebogłosy?!
- To przez tą pierdoloną księgę, mówiła że przeklęta… chciałem ją zniszczyć i wszystkim odpierdoliło.
- Hę? Jak to? - Gnomka podrapała się po głowie. - Zaczekaj, pójdę po Jedynkę.
-Pomóż mi wejść, długo tak nie wytrzymam. - Odparł starając się podciągnąć.
Gnomka jednak już pobiegła i nie zważała na nawoływania wojownika.
Trudno, bez pomocy ale musiał dostać się do środka. Oczyścił umysł i skoczył przez cień wprost do wnętrza pomieszczenia. Rozejrzał się szybko i podbiegł poziom niżej, gdzie jak pamiętał była prochownia.
Słyszał szybko zbliżające się głosy z góry. W Zgniliźnie nie było w tamtym momencie żadnego załoganta, jednak Pusia biegała samopas, tak jak pół tuzina kurczaków.
Uśmiechnął się czule na ten widok lecz nie zwolnił ani odrobinę. Bedzie mu brakowało trochę picia z Kolwenem w towarzystwie tej świni. No ale cóż, teraz już nie było odwrotu, albo doprowadzi sprawę do końca albo szybko nastanie jego koniec. Może nawet oba na raz. Tym razem zwierzaki mu się przysłużą robiąc dość dużo hałasu by mógł w miarę bezpiecznie dotrzeć na miejsce i zrobić to po co przybył. W miarę bezpiecznie… Niewiele brakowało by zaśmiał się z własnego dowcipu. Nie było mowy o bezpieczeństwie gdy robi się coś tak ryzykownego mając pod nosem wyszkolonego maga. To jednak nie mogło go powstrzymać, był czym był morskim drapieżnikiem nie kanapowym terierem którego można na rozkaz posłać by tropił choć sam nie wie co ani dlaczego. Nie był też kupcem liczącym każdy grosz. Dla niego liczył się szybki atak, nasycenie się i pozostawienie ofiary by spokojnie wykrwawiła się do morza ku uciesze Umberlee. Tym był niegdyś i jeśli bogini tego chce to zginie lub będzie żył znowu w ten sposób lecz nigdy już nie zegnie karku.
W chwili kiedy sprzeciwił się rozkazom które uważał za bezsensowne odczuł wielką ulgę, jakby zdjęto z jego duszy cała górę. Więc jeśli to miał być jego koniec...
- Niech tak będzie. - Wyszeptał cicho przewracając ostrożnie jedną z beczek z prochem. Znalezionym niedaleko łomem podważył wieko usypując ładny kopczyk kóry na pewno dosięgnie prochu wewnątrz, zabezpieczył beczkę przed przechyłem i odturalniem się a resztką prochu która została mu w dłoniach usypał prowizoryczny lont.
***
Wielebna nadal dmła w gwizdek, co sprawiło, że kolejni piraci zbiegali się na pokład na dźwięk gwizdka, jednak na początku nie wiedzieli co się dzieje. Pół-ork zaklął głośno, po czym oznajmił:
- Ktokolwiek znajdzie tego skurwysyna żywego, dostanie dwa tysiące sztuk złota nagrody! Za martwego, tysiąc! - Odwrócił się gniewnie do Wielebnej. - I co teraz proponujesz?
- Wyrzucić księgę do morza, może się skusi na nią i będzie miał za swoje. Co do statku zrobić tak jak planowaliśmy odstwić do Waterdeep i tam sporzedać. Potem poszukac załogi na nową wybudowany juz żaglowiec. Decydujacie kapitanie. Kisięgę też można spalić, bo jeszcze by podrzucił na nasz żaglowiec i jakiś niedosłyszący pirata by ją urzył.
Powiedział przerywając granie sygnału.
Pół-ork przez dłuższą chwilę zastanawiał się.
- Księgę spalić. Połowa załogi tutaj, połowa z powrotem na Skarb. - Zawyrokował. - Powinniśmy oddalić się z tego miejsca jak najszybciej.
- Dzięki Umberlee mam sprzyjające wiatry do samego Waterdeep.
Potem wyjeła z sakwy księgę i oraz jedną z flaszek kwasu przenoszonego w specjalnej torbie.
Przygotować jakiś żelazny pojemnik, napełnić go olejem do lamp. - poleciła.
Piraci jeden przez drugiego drapali się po głwoie, zastanawiając się co kapłanka mogła mieć na myśli, po czym któryś pobiegł do kucharza po jego ogromny garnek. Pozostali w tym czasie rozchodzili się w swoje strony - jedni pod pokład, szukajac więcej fantów, zaś pozostali z powrotem na “Skarb”, by wrócić do swoich obowiązków. Po kilku chwilach dwóch piratów niosło żeliwny gar wypełniony do połowy olejem.
Ellen wrzuciał ksieg do gara wyęła jedną z krzszących gałązek i pocierając o garnek zapailiła, po czym w rzucila do garnka. Czekal aż oliwa się w dużej mierze wypali, po czym wrzuciał rozając o dno garnka jeszcze jeszcze dla pewności flaszkę kwasu.
W trakcie niszczenia księgi uwagę Wielebnej przykuł pewien ruch na “Skarbie” - spod pokładu wyskoczyła Róża i zaczęła wołać Jedynkę, rozglądając się na różne strony i drapiąc się po głowie.
Ellen obserwowała Hubicę, lecz musiał dopilnowac zniszczenia księgi potem dopiero mogła zainteresować się dokładniej przyczyną jej zachowania.
W tym czasie zobaczyła również cztery inne osoby schodzace pod pokład “Skarbu”, zaś Róża zajrzała na chwilę do kuchni, by wyciągnąć stamtąd za rękę Jedynkę i zaprowadzić go pod pokład.
Ellen gdy skończyła palić księgę ruszyła za Różą.
Wielebna biegła tuż za dwoma oficerami, którzy zeszli pod pokład, a następnie do Zgnilizny. Zastał ich tam bardzo niebezpieczny widok: W magazynie był Tagren, który zdążył już przewrócić jedną z beczek z prochem i utworzyć prowizoryczny lont, który był gotowy do podpalenia. Wszyscy w mig skojarzyli co się wydarzyło.
-TY DRANIU! - Wrzasnęła Haubica, rzucając się na Tagrena.
Ellen widzać zdajcę wypowiedziała w smoczym słowa czaru mające go przerazić.
Róża starała się przewrócić wojownika, jednak ani jej się nie udało, ani jemu nie udało się wykorzystać nieuwagi gnomki. Sam Tagren wykorzystał tę chwilę, żeby stworzyć na moment żywiołaka ognia na końcu lontu prochu, a także zaatakował beczkę z prochem, która zajęła się płomieniami. Ellena i Jedynka w tym czasie nie marnowali czasu i chcieli powstrzymać wojownika przed dalszymi działaniami. Strach przyćmił wszystkie jego zmysły tak, że rzucił się do ucieczki wgłąb magazynu.

Sytuacja była bardzo dramatyczna. Wszyscy z wyjątkiem Tagrena chwycili coś, by ugasić palący się proch: Róża chwyciła za pomyje dla świń, Ellena za wiadro z piaskiem, zaś Jedynka starał się ochłodzić całość zaklęciem.
Ostatecznie całość została zamoczona zawartością wiadra rzuconą przez Haubicę. Ogień na prowizorycznym loncie szybko zgasł, beczka po chwili również. Cała trójka jeszcze przez chwilę dochodziła do siebie, próbując zrozumieć jak blisko byli uniknięcia tragedii. Jedynie Tagren stał w kącie i kulił się ze strachu.
Ellen przygotowała czar, kóry miał zamiar urzyć gdyby Tagren próbował walki.
- Brać zdrajcę kapitan będzie chciał się z nim się rozprawić.

Gettor 20-02-2016 16:12

Udało się uniknąć tragedii, jaką by był wybuch w magazynie z prochem. Tagren, kuląc się w kącie pomieszczenia ze strachu przed kapłanką, nie był w stanie się skutecznie bronić. Róża doskoczyła do niego szybko i obezwładniła wojownika - jakąż niziołka miała siłę! Jedynka i Ellena pozbawili go broni i związali wojownika solidnie.

Kolwen w tym czasie wciąż dochodził do siebie - pomiędzy wypitym alkoholem, a kuracją (czy raczej próbą morderstwa) kapłanki, czuł się bardzo słabo. I chyba po raz pierwszy w życiu był zdania, że większa ilość alkoholu nie jest tutaj rozwiązaniem. Zdołał chwiejnym krokiem wrócić na “Skarb” przez kładkę i walnąć się pod jedną ze ścianek. Marzył o położeniu się w łóżku i przeleżeniu resztę dnia, jednak ostatnim razem jak ktoś tak zrobił - poszedł się “zdrzemnąć” w trakcie wykonywania obowiązków - został przywiązany do masztu i oberwał dwadzieścia razy kotem.
Siedział więc na pokładzie i czekał na zbawienie. Jak się później okazało, nie trwało to długo.
Wytrzeszczył oczy, kiedy spod pokładu został przyprowadzony Tagren. Czy on przypadkiem nie wyskoczył za burtę?
- Kapitanie, złapaliśmy go! - Zakrzyknęła Wielebna z tryumfem. - Próbował podpalić proch i wysadzić cały statek!
- Pierdol się. - Warknął gniewnie związany wojownik, szarpiąc się. Róża jednak trzymała go zaskakująco mocno i Tagren nie mógł zbyt wiele zrobić.

Pół-ork podszedł do pojmanego i spojrzał mu prosto w oczy z bliska. Cała załoga zamarła w ciszy i bezruchu w oczekiwaniu na to, co się dalej wydarzy. Tagren splunął mu w twarz, za co został porządnie obity po własnej facjacie, aż kość chrupnęła.
- Dawaj mi to! - Warknął kapitan do Jedynki, sięgajac po bułat wojownika. W następnej chwili kopnął Tagrena od tyłu w zgięcie kolana i szarpnął go na dół.
Aventi został sprowadzony do pozycji klęczącej i poczuł ciężki but na plecach, który zmusił go dodatkowo do pochylenia się.
I wtedy, zanim zdążył choćby wrzasnąć, głowa została mu oddzielona od reszty ciała ostrzem jego własnego bułatu.

Jaster obserwował to wszystko z boku i czuł, jak adrenalina płynie mu w żyłach i wypełnia go nowymi, chwilowymi siłami.
- Pierdolone. Ryby. Kurwa. Nigdy. Mać. Więcej. - Czarny Kieł ciął dalej bezwładne już ciało Tagrena, dzieląc je na coraz to kolejne kawałki. W końcu chyba się zmęczył i przestał. W tamtym momencie z aventi została bardzo duża, czerwona kałuża krwi i mnóstwo flaków.
- Posprzątać mi to! Głowę zatknąć na pikę i przywiązać do masztu! - Zarządził kapitan, odrzucając bułat na bok. Niefortunnie spojrzał na Kolwena i dostrzegł fakt, iż tamten się obija. - A ty, kurwa, co? Na wakacjach? Wstawaj i do roboty, leniu!
- On nie jest w stanie, kapitanie. - Wtrąciła się Ellena, trzymając ręce za plecami. - Został zatruty i dodatkowa praca tylko by go zabiła. Sugeruję wysłać go na odpoczynek.
- To niech idzie, zaprowadź go tam. - Polecił Wielebnej i sam wrócił na drugi okręt. Kobieta westchnęła ciężko i wykonała polecenie. Leżąc już w łóżku, Jaster czuł że nigdy nie był szczęśliwszy - nikt nic od niego nie chce, nic nie musi robić. Mógł spać.

Obudził się, kiedy wciąż w kubryku nie było nikogo innego. A może “już”? Nie wiedział ile spał. Wyszedł na pokład, by rozeznać się w sytuacji i dowiedział się wielu ciekawych rzeczy. Spał około doby. Do masztu faktycznie została przywiązana głowa Tagrena przybita na włócznię. Twarz wojownika była zastygła w wiecznym grymasie gniewnego niezadowolenia.
Na pokładzie dostrzegł też dwie skrzynie, które sam wcześniej znalazł na statku kupieckim. Dowiedział się, że są zbyt ciężkie, by zanosić je pod pokład i zostały tutaj. Otworzył je - w jednej były nadal sztabki żelaza, a w drugiej kule adamantytowe, tak jak pamiętał. Nie mógł się jednak pozbyć uczucia, że coś z nimi było nie tak - jakby skrywały dodatkową tajemnicę. Nie wiedział jednak co to mogło być.

Wielebna siedziała na forkasztelu i studiowała jakąś książeczkę, wyglądało to na modlitewnik. Na pokładzie był też Jack, ale Kolwen nie dostrzegał nigdzie innych oficerów, ani samego kapitana. Któryś ze współzałogantów wskazał mu rufę. Jaster wszedł na Mostek, klepnął w ramię sternika i spojrzał za statek - płynął za nimi inny okręt w odległości jednego, może dwóch kilometrów.
- Kapitan zarządził podzielenie załogi, żeby obsługiwać też tamten statek do Waterdeep. - Wyjaśnił sternik. - On, Jedynka, Dwójka, jeden z bosmanów i czterech ochotników poszli tam. Teraz tutaj dowodzi Jack i Róża. Mamy rozkazy płynąć niezmiennym kursem do “Miasta Splendoru”. Tak w ogóle to cholernie kiepsko wyglądasz, chłopie.


Mniej więcej w tym samym czasie w Waterdeep padał deszcz. Mężczyzna szedł ulicą dzielnicy portowej, rozchlapując kałuże w kamiennej posadzce. Kierował się do uroczej speluny o nazwie “Koci Łeb”, gdzie był umówiony na bardzo ważne spotkanie, którego konsekwencje mogły zadecydować o przyszłości wszystkich na “Skarbie Melediny”.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:03.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172