|
|
- Neogów? Ilithidów? - Uli był ciężkim przypadkiem Ledwie ogarnął smażonego gromma, zadał dwa jednowyrazowe pytania i rzucił się na pomoc kolegom. Na całe kilkanaście sekund, bo Kalem, błyskawiczny chomiczy jeździec, zniknął wraz w wierzchowcem. Średni czas koncentracji smoka był krótkszy niż kilkuletniego dziecka. Albo po prosu żył w ciekawych czasach - Rany Julek! - wrzasnął. Po czym zerknął na karczmarza. - Pieprz się! - zadziwiające, jak mało osób cieszy się na takie stwierdzenie. A Uli się cieszył. Bo znaczyło to że wraz z chomikiem zniknął tylko jeden z jego towarzyszy! No i miał okazję dowiedzieć się czegoś jeszcze; nie dał Julesowi spokoju pytaniami aż wszyscy szczęśliwym trafem znaleźli się razem przed domem Horacego. Pytał o wszystko - o sam Kciuk, i o mijane stragany, o księgi do przeczytania i o okręty w doku, Juna i Touna, o Rixdalla i Radę, o zaklęcia ochronne i uroki, o magiczną broń i stopnie patentowanych magicznych kufrów - wszystko. - To niziołki były, w czerwonym surducie był! Róźdżkę magiczną miały, taką o pocisków, magicznych! Takie coś to nie na byle straganie można dostać, prawda?! - prawie że w biegu włączył się w składanie zeznań - Sentine ma rację, ma rację! Wszyscy są cali, Cycuś jest we właściwej ręce, co mogło pójść lepiej? Jaka wina, ja się pytam? SUKCES! - Uli, choć nikt tego nie wiedział, tańczył swój taniec zwycięstwa na ceglastym grobie Valanda - Że taki zespół powstał przypadkiem? Nieprawdopodobne! - Statek był gotowy do drogi. Tak już? Przecież dopiero zaczeli zwiedziać Kciuk. A gdzie feta? Wiwaty na cześć obrońców Cycusia? Uli z nosem na kwintę słuchał raportu giffa - Romualdzie! - Uli dopadł pierwszego oficera zaraz po tym jak Kapitan przerwał. W międzyczasie zdążył z powrotem wleźć na "swojego" shivaka - Mam sprawę...kilka...naście...sprawy! - - Skąd on się tu kuźwa wziął? - - Skąd skąd skąd, a my skąd się tu wzieliśmy? Przecież nawet w tej samej ładowni się obudziłem! - te trochę informacji o Rixdallu i Radzie które posiadał raczej nie pasowało do historii gnoma. - Reorx? Jak Reorx, druga planeta przestrzeni Krynn? Przemawia? - |
Gnom ze stoickim spokojem, ale też i ciekawością przyglądał się owym osobnikom. Westchnął głośno słysząc kolejne wypowiedzi pozbawione jak dla niego podstawowej logiki. -NiejestemTowartylko....AerodonaxRodweliaDonorowicz AxelionaAwmataura..- zaczął gnom, ale widząc miny oswobodzicieli dodał.- Dla wolnomyślących jestem Aerrodyn, a Neogi nadały mi szlachetny przydomek: Upierdliwiec. ZupełnieniewiemdlaczegoPrzecieżtakdobrzenamsięr ozmawiałoiprzedstawialimi tyleciekawychkoncepcjiktórychpoprawdzienierozumia łemAlenieszkodziItakbyły fascynujące. I uniósł palce do góry.-Iobiecujężebędęgrzecznyalezawszejestembomatuś wychowałamnienauczciwegognoma.Apotrzebujęlaborat oriumRozumiecie? Laboratoriumalchemiczne. Tak na początek. Po czym spojrzał na smoczka dodając.-Reorx. Kowal świata. Ten który wykuł Krynn, gwiazdy i dusze śmiertelników. Ten który stworzył dwie najwspanialsze rasy świata. Prototyp w postaci krasnoludów i oczywiście ideał w postaci gnomówFaktżeprzezprzypadekalenajwspanialsze wynalazki powstająwwynikuprzypadku!- znów następnie zwolnił swą gadaninę.-No i co to za absurdalny pomysł by DużąPlanetęoorbicienumerdwaktórejtrajektorię obliczyłGargduchGadułapotymjakmusięteleskop ... nazywaćimieniemistotyboskiej?Niedorzeczność. |
|
Co za cudowne zabawki! I tym razem nie musiał ich dzielić z nikim. Dla Upierdliwca był więc ten alchemiczne laboratorium było dla rajem. Od razu rzucił się do eksperymentowania z zawartością flaszek i buteleczek. Mieszania proszków i mikstur, co z skończyło się paroma eksplozjami, ale przypadek jest matką wielu wynalazków... przynajmniej wśród gnomów żyjących w Górze Nieważne. Tak czy siak Upierdliwiec szybko urządził sobie w laboratorium własne siedlisko, z hamakiem.. z dzwonkami i silniczkiem parowym. Dzwonki nie służyły one do niczego szczególnego, a silniczek parowy nie miał dość mocy by bujać hamak z gnomem w środku, ale za to dodawał sznytu całej konstrukcji. Od czasu do czasu przypominał sobie, że miał się wszak zająć robieniem jakiejś mikstury by uratować jakiegoś Rixdalla, ale że Reorx nie wspomniał jaka ma być ta mikstura to zrobił kilkanaście prototypów mieszając na chybił trafił różne substancje. Tak więc wkrótce miał przy pasie kilkanaście alchemicznych mikstur, które... w teorii coś robiły, ale w praktyce, brakowało królika doświadczalnego do ich przetestowania. Zresztą Upierdliwiec nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Wszak było tyle miejsc do obejrzenia, tyle wynalazków do usprawnienia za pomocą, dźwigni, silniczków, dzwonków wajch... bo wszak tych detali nigdy dość! Gnom miał więc wystarczająco dużo do obejrzenia, by nie zawracać głowy swym wyzwolicielom. Ci wszak rozmawiali i decydowali o tych wszystkich ważnych sprawach, których Upierdliwiec nie rozumiał, więc uprzejmie nie wchodził im w drogę zajęty eksploracją na własną rękę. Nic więc dziwnego że po wspólnym obejrzeniu Iqtown, Upierdliwiec urwał się reszcie i zaczął zwiedzać okolicę na własną rękę. Nie przejmując się takim detalami jak nikł znajomość okolicy i własne bezpieczeństwo. „Dłoń Reorxa” mimo nazwy niewiele miała wspólnego z Reorxem, a przebywające w niej krasnoludy i gnomy okazały się tak bardzo przyziemne i pozbawione fantazji. Te fakty wywołały smuteczek u Upierdliwca. No i nie było żadnych gwizdków w siedzibie, ani silniczków parowych. Mieli chociaż dość cierpliwości by wysłuchać pytań młodego gnoma, ale wysłuchawszy je tracili zainteresowanie i odsyłali do kolejnego osobnika w tej gildii. Jedynie co wyniósł z niej Upierdliwiec to ogłoszenie, że gildia poszukuje kapitana z własnym okrętem. Z którego wynikało że szczegóły można poznać w biurze mistrza Caldona. Zupełnie nie wiedział po co wziął tą ulotkę, ale może znajdzie się ktoś, kto czyta takie lektury do poduszki. Kolejny cel samotnej wycieczki gnoma była siedziba kompanii „Złote Sztychy”. Pełna półelfów i ludzi o bardzo krótkim temperamencie i dużej ilości monotematycznych obelg Bo też ileż razy mogą robić wyrażenia: pokurcz, kurdupel, śmiechu warte... W dodatku wyraźnie nie mieli cierpliwości do wysłuchania gnoma do końca (zadziwiające jak często to spotykało Upierdliwca, czyżby przyciągał do siebie takich rozmówców?) i wysnuwali błędny wniosek, że gnom szuka pracy. Niedorzeczność, wszak Upierdliwiec miał już robotę, ratował Rixdalla. Poza tym i tak mu proponowali jedynie stanowisko majtka, a Upierdliwiec jakoś nie miał czasu na pracowanie w roli czyjejś garderoby... choć propozycja była ciekawa. Uznawszy że dość się już nazwiedzał, gnom wraz z brzęczącymi buteleczkami przypiętymi do pasa, a zawierającymi eksperymentalne mikstury ruszył do świątyni Reorxa. W końcu musiał dowiedzieć się którą z nich potraktować Rixdalla. Co prawda mógł wszystkimi po kolei, ale po co? Skoro bóstwo samo mogło mu powiedzieć, której użyć. A skoro Reorx się nie odzywał, to... gnom ruszył do jego świątyni. Może tam głos Upierdliwca dotrze do niego? W laboratorium alchemicznym jakoś nie dochodził. Może przez miejscowe fluktuacje? To że taka wyprawa była dłuższą wycieczką nie przerażało gnoma. Wprost przeciwnie, dodawało takiej wyprawie więcej uroku. |
- No, czego? - smok zapytał z głupia frant. Bosman...nie mieli bosmana. Potrzebowali kogoś takiego. Nic tylko zasadzić sidła! - Laboratorium, tak? LABORATORIUM? - Uli nie był zachwycony istnieniem pomieszczenia którego nie udało mu się splądrować. Ani tym że niziołek rozkazywał jakby był u siebie...albo jakby był przyjacielem prawowitego kapitana...albo najstarszym stażem...albo kimś kto mógł mieć po swojej stronie giffy. Ale do pierwszego przynajmniej mógł się przyznać. - Co jeszcze co kapitan powinien wiedzieć? Potwory w ładowni? Kolejny tuzin porwanych istot czekający w kolejce? - [***] Po krótkiej etiudzie grillowania giffa na ogniu publicznej uwagi(w którym bardziej chodziło o zaznaczenie swojej drażliwości na punkcie ztajania informacji niż o same informacje) konstrukt z udawanym oburzeniem podreptał za Aerodonaxem i Horacym. Z tego co do tej pory słyszał o Rixdallu, można było oczekiwać należycie zawiłej opowieści Romuald zameldował Uliemu dostarczenie zmiażdżonego ciała Valanda przez milicję Kciuka, odpowiadając w ten sposób na jego wcześniejsze pytanie o svengardczyka. Określając jego lokalizację, stan i przyszłe plany w bardzo konkretny sposób. Z perspektywy smoka, problemy były dwa. Jednym należało zająć się natychmiast. - KALEEEEM! SENTINEEEE! - zawył pędząc rurami "Złotej Macki" w stronę mostka. W końcu znalazł obu. Wyjaśnił sytuację. I dodał swoje trzy grosze: że wartoby, oszczercę czy nie, pochować! A później...później trybiki w głowie zaskoczyły na swój zwyczajowy tor plądrująco-poznawczy. Targowisko - z którego niektórymi dobrami Uli zdążył się dogłębnie zapoznać podczas pościgu - nie zawiodło. Smok miał już plan, miał już wybrane cuda które chciałby posiadać na własność...ale rozsądek kazał ograniczyć się do patrzenia. No i zakupu tuzina taumaturgicznych utensyliów które miały pomóc mu wydobyć ostatnią tajemnicę krwawej pary. Tym razem tylko tyle. Za to jutro...oj jutro tu wróci. Z gotówką. Tak samo jak zajrzy do "Złotych Sztychów". Jak nie żeby dołączyć, to chociaż żeby kupić mapy. |
- Na Wingar, powiadasz. - Kalem podrapał się po brodzie. - Ostatecznie trzeba będzie się tam przejść, ale najpierw chyba każdy z nas ma swoje sprawy do załatwienia na Kciuku. Nie był najlepszy w podejmowaniu decyzji. To znaczy: Kalem zawsze uważał siebie za człowieka rozsądnego i rozważnego, ale często popełniał błędy. I wyciągał z nich wnioski, by na przyszłość już ich nie popełnić. Sprawa miała się jednak zupełnie inaczej, kiedy w grę wchodziły inne osoby: odpowiedzialność większa, stres, ryzyko pomyłki rosło pod sam sufir. Był wciąż tylko synem stolarza, mimo iż wszyscy dookoła uparcie nazywali go “kapitanem”. ~ Chyba zaraz osiwieję przez to wszystko, stwierdzał raz za razem. Nie wykazał zbytniego zainteresowania tym co niziołek i gnom chcieli robić w laboratorium. Zwykle lągł do nowej wiedzy i doświadczeń jak mrówka do miodu. Jednak alchemia, zioła i wszystkie te przybory trochę za bardzo przypominały mu stary bimbrownik w piwnicy jego svengardzkiego sąsiada - na samo wspomnienie chłopak dostawał mdłości. - Łał… - Kalem nie mógł się nadziwić, że tyle różnych rzeczy może znajdować się w jednym miejscu kiedy Jules ich oprowadzał po Kciuku. - Wiesz, przydałby nam się ktoś o twojej wiedzy i doświadczeniu życiowym. Znaczy jak już stąd odlecimy. Znaczy jeśli będziesz chciał… “Kapitan” chciał się przejść po targowisku, wobec czego zabezpieczył rozsądną (jego zdaniem) ilość gotówki w ilości nieco ponad stu sztuk złota, a także nieco srebrników i miedziaków. Pierwszym punktem jego wycieczki było kupienie mapy i wypytanie kupca o punkty zainteresowań na Kciuku: w szczególności gdzie na mapie znajdował się port z przycumowanym “Srebrnym Szpakiem”, świątynia o której wspomniał wcześniej Horacy, a także gdzie znajdował się sam Kalem w tamtym konkretnym momencie. Głupio byłoby się zgubić w takim wielkim miejscu skoro był uważany za kapitana. Następnie Kalem poszukał antykwaritu. Chciał znaleźć książki traktujące o… świecie. O Kciuku, o “układzie słonecznym” dookoła niego, o tym całym “krynnskim panteonie” o którym wspomniał Horacy, o giffach (żeby nieco lepiej poznać czym w zasadzie jest jego załoga) i o czarostatkach. Zdobyte tomiszcza Kalem zaniósł do “Macki”, do swojej kajuty i schował je pod materacem. Nie to, że nie ufał Uliemu, ale zdążył już zauważyć i doświadczyć “wsysania” wszystkiego co cenne przez małego smoczka i nie chciał utracić swoich nowych “skarbów”. Poinstruował swojego shivaka, by nikogo nie dopuszczał do Kalemowej kajuty i już miał z powrotem wychodzić, kiedy… - KALEEEEM! SENTINEEEE! - rozległ się metaliczny głos Uliego. - Co co co? - Zadyszany Kalem wpadł do miejsca skąd dochodził głos. - [i]Coo? Valand… no tak, pochować. Właśnie idę do świątyni, może uda się coś zorganizować. Jak powiedział, tak uczynił. Kalem nie miał żadnego odniesienia do innych świątyń (poza “kaplicą”, którą mieli w Svengardzie), więc nie wiedział co myśleć o jej wyglądzie. Budynek był ogromny - człowiek czuł się w nim iście malutki względem wielkich posągów przedstawiających (niewątpliwie) kolejne bóstwa. Przez pewien czas chłopak po prostu chodził w tę i z powrotem nie wiedząc co ze sobą zrobić - był zafascynowany, zaszokowany i całkowicie zagubiony naraz. Jednak w głębii serca czuł, że znajduje się w odpowiednim miejscu - takim, gdzie zamiast ponosić odpowiedzialność za cudze życia może odwołać się do wyższego bytu o ochronę i poradę w tym co dalej robić. W końcu ktoś do niego podszedł. Starzec przedstawił się jako Cornelius i chętnie odpowiedział na pytania Kalema o… wszystko. Związane z panteonem krynnskim i tą świątycznią, oczywiście. W ten sposób syn stolarza dowiedział się o Gileanie, o Paladine, o Reorxie (tym samym o którym mówił Horacy!) i wielu innych. Najbardziej chłopaka zainteresował Paladine - “leczenie ducha” było czymś, co Kalemowi by się w tamtym momencie bardzo przydało. Sama obeność w świątyni wpływała na niego bardzo kojąco i czuł, że być może dzięki temu nowemu doświadczeniu będzie mógł wreszcie to wszystko co się dotąd z nim działo poukładać sobie w głowie. Stary kapłan widząc zainteresowanie chłopaka opowiedział mu następującą historię: Cytat:
Po całym tym doświadczeniu Kalem z żalem musiał pożegnać Corneliusa i wrócić na “Mackę”. Nie mógł się doczekać, żeby zgłębić wiedzę o istocie, która jako jedyna od dłuższego czasu potrafiła zapewnić mu spokój ducha. O tym, że miał zapytać o możliwość pochowania “poległego” towarzysza, Kalem miał sobie przypomnieć dużo później. |
|
Samo wyjaśnienie giffa Uli akurat rozumiał. Tym czego nie rozumiał było dlaczego tylko jemu to przeszkadzało? Miał pytania, oj miał pytania. I zamierzał je zadać w ustronnym miejscu. Wszyscy powinni je mieć!. A że im więcej wiesz, tym więcej masz pytań... Korzystając z okazji że jako jedyny nie jadł śniadania, Uli wstrzelił się w chwilę ciszy i króciutko - i, o dziwo, całkiem szczerze - podsumował swoje wojaże. Wspomniał 10 000 złotych monet znalezione na okręcie - i co za nie można kupić. Ogłosił że zawłaszczył księgi które znalazł w kajucie Valanda ( i mocno nalegał, by Kalem, jako "uzdolniony", choć je przejrzał). Przekazał zaporową cenę 1000 sztuk złota za mumifikację Valanda(bo skoro nie wiedzieli gdzie jest "ich" planeta, nie mógł tak po prostu leżeć) i przygotowania do pogrzebu z wszelkimi honorami w wskazanym miejscu którą zdołał wysondować Kciuku. Z przejęciem przekonywał Sentine do choć wypróbowania magicznej broni ze zbrojowni, obiecując pomoc w identyfikacji. Streścił swój nocny wypad do wnętrza asteroidy w poszukiwaniu psionicznych utensyliów - i dobrą chwilę rozwodził się nad tym co znalazł, a w szczególności nad Fletem Sfer Zamilkł, kiedy do mesy zawitał Horacy. Tak jak pozostałym porwanym ufał niczym dziecko rodzicom, tak do niziołka z miejsca nabrał dystansu. Jules to co innego, Julesa chętnie widział by na pokładzie na stałe - a i tak potrzebowali bosmana. - WIDZICIE? WIDZICIE? - metaliczny substytut sapania dobiegł spod blatu ze strony gdzie siedział Uli - NIKT NIE PYTAŁ, ZNOWU NIKT NIE PYTAŁ! - smoczy konstrukt na szczęście nie był obdarzony zbyt mocnym głosem |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:01. |
|
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0