Draugdin Zebrał grupę podległych mu jakoby łuczników. Łuczników to może zbyt duże słowo, ale w tej sytuacji było to najlepsze co mogli zorganizować. Trzeba było liczyć na prawdopodobieństwo ilości wystrzelonych strzał mniej więcej w tym samym kierunku powinno skutkować, że przynajmniej co któraś może trafić. Paladyn radził sobie z łukiem całkiem nieźle. Nie mieli wystarczająco czasu na trening strzelecki, jednak wcześniej ustalili proste zasady. Draugdin miał wskazywać kierunek, w którym mieli strzelać oraz mniej więcej siłę i kąt strzału. Mogło to nie zadziałać. ale gdy będą choć w przybliżeniu powtarzać ruchy paladyna powinno się udać. Resztę załatwi prawdopodobieństwo lub raczej przypadek. Draugdin odczekał aż nadleciała kolejna salwa strzał od strony lasu. Wskazał kierunek swoim łucznikom uniósł łuk pod kątem jaki mieli powtórzyć i rzekł: - Trzy czwarte siły naciągu i strzelać. |
Adryk, który znajdował się w pobliżu karczmy przytaknął na słowa Kargara. - Psia mać. Trzeba było schować te cholerne owce wcześniej. - Siwy krasnolud obleczony w metalową kolczugę machnął w stronę dwóch kobiet i młodego chłopaka mówiąc. - Schować zwierzęta do łaźni. A resztę zostawić. Chyżo! - Trójka ze strachem na twarzy skierowała się do najbliższej zagrody na północy. Jak tylko otwarto furtkę spanikowane stworzenia zaczęły uciekać w stronę centralnej części wsi, jedynie młodemu chłopakowi udało się skierować do kamiennego budynku kilka owiec, a jedną którą podpaliła goblińska strzała ugasić. Reszta zwierząt wałęsała się po całej osadzie bez celu. Kolejne płonące salwy spadały na wioskę. Jeden z domów zajął się ogniem. Kilku ludzi nie biorących udziału w walce na rozkaz krasnoluda zaczęło gasić budynek. Tymczasem jeden z chłopów zgodnie z poleceniem Ivora począł wspinać się na najbliższy budynek należący łowczyni. Po paru chwilach znalazł się na dachu z drewnianego gontu i krzyknął obracając się dookoła. - Eee widzę tylko niewyraźne łuny od pochodni. Dwa z północy i dwa z południa. Ciemno. - Na twarzy chłopa pojawiło się przerażenie. - Na dziewięć piekieł. Coś zbliża się do palisady. Mrowie potworów. - W tej chwili nadleciały płonące pociski. Pierwszy spudłował, ale drugi dosięgnął celu, owczarz osunął się bezwładnie i spadł na ziemię. Strzała wbiła się w okolice serca. Dobrze widoczny z dachu mężczyzna był łatwym celem dla goblinów za palisadą. Paladyn krzyknął na czekających łuczników. Zgodnie z rozkazem w stronę południa wystrzeliło kilkanaście strzał, które znikły w ciemności za drewnianymi palami. Tymczasem, jeden z chłopów nałożył głaz na Trybusza, a Jeśen i Ivor zaczęli naciągać liny, gdy na palisadzie, na północy, pojawiły się cztery drągi z świeżo ściętych sosen. Mechanika |
|
Kargar wpatrywał się w przebieg bitwy i upadek chłopa z dachu ze zwężonymi oczami, ale wydawał się być spokojny. Nie był to w końcu dla niego pierwszy taki bój. |
Pilnujący bramy Randal w pierwszym momencie nie wiedział, o co chodzi... Strzały leciały, a na to nic nie mógł poradzić. Dopiero po chwili zorientował się, że gobliny usiłują przeleźć przez palisadę w miejscu, którego on nie widział z miejsca, w którym się znajdował. Gdy jednak Kargar poprosił o pomoc, mag bez wahania dołączył do grupy, która ruszyła, by powstrzymać napastników. Gotowy był w każdej chwili potraktować magicznym pociskiem każdego, kto wystawi głowę nad palisadę. |
Po salwie łuczników pod komendą Draugdina strzały z południowo-wschodniego kierunku ustały. Z pozostałych stron jednak nadal nadlatywały płonące pociski. Kargar wraz z czwórką owczarzy popędził w stronę palisady, gdzie pojawiły się sosnowe drągi. Zza drewnianej fortyfikacji poczęły wyłaniać się surowe twarze przyozdobione wielkimi kłami wyrastającymi z dolnej szczęki. Orkowie. Pierwszy uśmiechnął się widząc płonącą wieś i zrzucił linę na ziemię, obok niego pojawiło się trzech kolejnych. W tym momencie Smokowiec dał znak łucznikom, kolejna salwa pocisków skierowała się z niesamowitą szybkością w kierunku zielonych. Strzały pomknęły nad głowami lub wbiły się drewniane pale. Jedynie jeden wystrzał trafił i wbił się w pierś orka, który w jednej chwili wyciągnął bełt szczerząc kły w kierunku łuczników. Tymczasem, trebusz gotowy był do strzału. Ivor puścił linę i wielki głaz niesiony siłą wyrzutu poszybował w górę. Kamień przeleciał nieznacznie nad murami i dosłownie urwał orkowi głowę. Truchło bezwładnie spadło z murów i znikło w ciemności. Pozostali zieloni z krzykiem poczęli schodzić na dół po wcześniej zrzuconych linach. Jeden z grabieżców, który zajął miejsce zabitego zaczął kręcić sznurem z kościaną kotwiczką na końcu. Ork zamachnął się i zaczepił linę o najbliższy dach oddalony o parę metrów. Płonące pociski niczym piekielny deszcz zalewały wieś. Grupa łuczników pod komendą Paladyna gotowa była do kolejnego ataku. Tym razem salwa była o wiele cenniejsza, dwóch z orków schodzących po linie zostało trafionych czterema strzałami wbitymi w plecy i bok. Kargar, Randal, Oghar i trójka owczarzy już czekali na parę orków, którzy zeskoczyli na ziemię. Trzeci z nich wdrapał się na dach. A słychać było że po szczeblach wspinały się kolejni. Jeden z chłopów szturchnął Kargara mówiąc. - To kogo? - Mechanika |
-Owczarze niech nie pozwalają przechodzić, pozostali atakować tych co zeszli! - Odpowiedział Kargar. Nie tracąc czasu, doskoczył z morderczym błyskiem w oku do orczego bydlaka, który sforsował palisadę. Zatoczył młyńca swoim dwurakiem, zapominając chwilowo o dowodzeniu - teraz liczyło się tylko przelanie krwi przeciwnika. |
Ivor spojrzał w górę i próbował po ilość strzał rozeznać ilu łuczników strzela. Na pewno pociski nadlatywały z trzech miejsc, a łuczników było od kilku do kilkunastu. Przy palisadzie Kargar jednym zamachem przeciął w pół orka. Zielonoskóry osunął się na ziemię i niemal w tej samej chwili najemnik zamachnął się w stronę drugiego z wrogów. Cios był idealny. Pewnie i sam Tempus, bóg wojny i młot na wrogów zachwyciłby się atakiem zbrojnego, którego miecz rozłupał czerep wroga. Półork przyskoczył do walczącego i szykując swój olbrzymi buzdygan czekał na kolejnych schodzących orków. Trzech już pojawiło się ponad palisadą. Jeden z nich zaczął iść po linie zaczepionej za dach budynku. Dwóch znów złapało za linę opadającą na ziemię i wtedy jeden z bełtów wystrzelonych przez łuczników trafił w orka przebijając skórzaną zbroje i wbijając się w okolicy bioder. Wykorzystując to półelf machnął rękami i przed nim pojawiły się świetliste kule, które po paraboli skierowały się w stronę rannego orka. Magia trafiła w zielonego, który zaczął warczeć z bólu. Zielonoskórzy zeskoczyli z lin i wtedy Kargar i Oghar zamachnęli się wykorzystując chwilę utraty równowagi wrogów. Najeźdzcy widząc ciosy odskoczyli w bok unikając ciosu. Tymczasem, dach na który wdrapał się ork załamał się i potwór wpadł do środka budynku, kolejny z orków podążał za nin zbliżając się do otworu w poszyciu domostwa. Mechanika |
Ivor widział spadających z palisady orków. Słysząc krzyki mógł się jedynie domyślić, że Kargrar Randal dobrze wykonują swą robotę. Wiedział, że ataki z trebusza podbudowują morale chłopów. zepnijmy się i bić gadów zakrzyknął do najbliższych wojowników i chłopów. Nałożyli pociski i zaczęli znów z Jaseniem naciągać trebusz |
Obryzgany krwią wrogów, Kargar przestał zwracać uwagę na to co się działo wokół. Po tym jak dwóch orczych drani padło u jego stóp wydał z siebie okrzyk triumfu i zamachnął się mieczem na zranionego magicznym pociskiem i chwiejącego się na nogach zielonoskórego, który przed chwilą spadł z liny. Miał nadzieję, że stojący obok półork pójdzie za jego przykładem. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:21. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0