-
Och, to wyjątkowo proste! - odpowiedziała z radosnym uśmiechem Jace’owi, dokładnie takim, jaki miała, gdy ją poznali -
Nie wybrałam swojej urody tak, jak Zoren nie wybrał swoich rogów.
Pozostawiając trójkę mężczyzn z tą aluzją, wkroczyła do pokoju chorej.
*
**
Zaczęły się pytania. Cała lawina pytań. Nie za bardzo ktokolwiek i cokolwiek mogło pomóc na obecną chwilę. Amberlie po prostu przechadzała się po pomieszczeniu, przyglądając się bardzo dokładnie pojedynczym przedmiotom, w międzyczasie wsłuchując się w odpowiedzi, starannie zapamiętując informacje mogące się w przyszłości przydać.
A gdy zapadła krótka cisza, wykorzystała moment, by wyjaśnić obecność osmalonego bruku na zewnątrz.
-
Spalono już kiedyś na stosie w Oakhurst? - zapytała, o dziwo, Leę -
Jeśli tak, to kiedy?
-
Tak, pani - odpowiedziała ze spokojem, nieco zadziwiającym biorąc pod uwagę jej sytuację -
Dwóch morderców zabijających głównie dzieci i jednego gwałciciela spalono żywcem. Ostatniego miesiąc temu.
~
Po jaką cholerę ktoś miałby dzieci zabijać? ~ zastanowiła się Amberlie, ściskając usta w wąską kreskę ~
Nie miało to sensu. Chyba że… ktoś miał w tym jakiś interes? “Dwóch morderców zabijających głównie dzieci”? Dwóch morderców z jakiegoś powodu “trudniącego się” tym samym? A co jeśli było ich więcej i za stratę swoich postanowili się zemścić na burmistrzu doprowadzając dziewczynkę do takiego stanu?
~ Ale czy można było powiązać spalenie tych ludzi jej obecnym stanem?
-
Kiedy spalono pozostałych dwóch? - tym razem zwróciła się do Vurnora, w międzyczasie sprawdzając okna za śladami ingerencji z zewnątrz.
-
Wszystkie egzekucje odbyły się w ciągu trzech lat, drugi około półtora roku temu. - odparł pretensjonalnie, widocznie nie zastanawiając się nad możliwym powiązaniem faktów.
Amberlie tylko westchnęła słysząc jego ton głosu.
~
To się nie zgadza. Chociaż… może… Kto wie? ~ mimo wszystko zdecydowała się zapamiętać tą informację.
A w tym czasie nic nie znalazła. Nic. Zupełnie.
Zero.
Oparła się o ścianę przy otwartym oknie, by mieć czym oddychać, choć i tak było lepiej niż wcześniej. Splotła ręce na piersi, słuchając i obserwując. Pytania, pytania, pytania. Okno… firanka… prawie zniszczony przez Volfa wazon… pluszak… więcej pluszaków… jeszcze więcej pluszaków…
Zamknęła oczy.
~
Pan Wskazówka by pewnie znalazł tu kolegów ~ zdarzało się jej ciepło wspominać swojego pluszowego misia z dzieciństwa. Na jej twarz wylał się drobny uśmiech, gdy tak widziała go ponownie dzięki swej wyobraźni.
Tak, czasami zdarzało się jej odpływać.
Ale trzeba było wracać do rzeczywistości.
Trafiła na kolejną przerwę w niekończącym się potoku pytań i odpowiedzi.
-
A może matka lub babka zostały przeklęte! - bez ogródek wystrzeliła z kolejną hipotezą -
Czy któraś spotykała się z jakimiś wróżkami, wieszczami czy coś takiego? Któraś coś kupowała od jakiegoś podejrzanego wędrownego domokrążcy i było to przekazywane z pokolenia na pokolenie bądź stało sobie na szafce i stanowi “rodzinny skarb” bądź “pamiątkę”? Cokolwiek, co może być powiązane z przeszłością i mogło się przenieść na stan dziewczyny? Być może sny?
-
Jest kilka ulubionych lalek po mojej żonie - wzruszył ramionami burmistrz -
A moja córka przyniosła jakiś czas temu ten kwiat - wskazał ruchem głowy stojącą w ozdobnej donicy wielokolorową roślinę -
Piękny, prawda? Kwitnie nawet w zimie!
-
Skąd go wzięła? - intensywnie wpatrywała się w burmistrza w oczekiwaniu na odpowiedź. Wygląda na to, że chyba coś znalazła.
-
Nie wiem, skądś poza miastem.
-
Kiedy?
-
Jakiś dekadzień przed jej zachorowaniem - chyba zrozumiał, do czego ta rozmowa zmierzała, ponieważ nagle zmarkotniał.
Amberlie aż spojrzała na niego z niedowierzaniem, ale powstrzymała się już od komentarza, a było to naprawdę trudne. Jak można było tego nie zauważyć i nie powiązać jednego z drugim?!
-
Proszę państwa! - powiedziała głośno, by wszyscy wrócili na nią uwagę. Lekkim ruchem ręki wskazała nieszczęsny kwiat, opierając drugą dłoń na biodrze -
Chyba mamy trop.
*
Chwilę później, po znalezieniu przynajmniej jednej poszlaki mogącej ich doprowadzić do rozwiązania zagadki, postanowiła odpowiedzieć sobie na jeszcze jedną nurtującą jej myśl.
-
Leo. - przykucnęła przy dziewczynie, by ta czuła się bardziej komfortowo i zapytała najprzyjaźniejszym swoim tonem, na jaki mogła się w tym momencie zdobyć -
Muszę wiedzieć pewną rzecz. W jaki sposób uczyłaś się do pozostania kapłanką Lurue? Potrafisz rzucać zaklęcia kapłańskie? Jakie? Jesteś w stanie zaprezentować coś nieszkodliwego?
Lea spuściła wzrok. Wyglądała przez chwilę tak, jakby miała zamiar milczeć, ale przemówiła cicho.
-
Wiem, że w oczach mieszczan pewnie się pogrążam jako wiedźma. Przez cztery lata uczyła mnie kapłanka Lurue, Assenesssa, jednorożec. Zaczęła jeszcze przed śmiercią babki. Spotykaliśmy się za miastem. Oczywiście, że potrafię rzucać czary. Na przykład oczyszczające jedzenie, wykrywające trucizny, leczące rany. Wiem, że są też inne zaklęcia użyteczne, lecz nigdy nie było potrzeby bym się o nie modliła. Wiele czarów jest mi niedostępne, bo zniszczyli mój święty symbol. Wymodliłam kilka, które mogły mi pomóc w ucieczce w sprzyjających warunkach.
-
Upadnij! - jej wypowiedziane w języku leśnym słowo rozkazu zabrzmiało echem w uszach Amberlie. Jedna z obecnych w pokoju służących upadła na podłogę. Po chwili się podniosła, spoglądając na boki skonfundowana, nie mogąc do końca zrozumieć co się właśnie stało.
Kritha aż się sierść zjeżyła, a kobieta chrząknęła głośno na znak, że wcale się jej to nie podobało.
~
Hej, Amberlie! Zanotuj w pamięci - podkreślaj “nieszkodliwego”.
-
Używanie w celach demonstracyjnych zaklęć “rozkazu” na innych bez ich informowania nie należy do zbyt miłych - skwitowała oszczędnie jej pokaz -
A potrafisz tworzyć wodę?
-
Nie należy do miłych? Kurwa, tylko spróbuj tego jeszcze raz - Kharrick nie podzielał spokoju przedmówczyni.
-
Potrafię lecz nie chcę tu brudzić, miska jakąś byłaby potrze… - przed mówiącą teraz Leą pokazała się wyciągnięta z torby Amberlie miska.
Tym razem modlitwa w leśnym była dłuższa, a miska wypełniła się wodą.
-
Nie chcesz zalać wodą podłogi, ale posłanie jej na tą samą podłogę jest w porządku? - Tanis wsunął się do pomieszczenia, przesuwając służkę za siebie.
-
Jest jeszcze dzieckiem, w dodatku niezbyt nieobytym w zachowaniach socjalnych i priorytety mogą być dla niej nieco inne, nie możemy jej zbyt surowo traktować - położyła dłoń na ramieniu Lei, stając w jej obronie, po czym łagodnie zwróciła się do niej -
Jednak Tanis słusznie to wypunktował. Musisz przeprosić służącą i przede wszystkim zapamiętać, by nie rzucać na innych zaklęć ofensywnych, gdy nie musisz.
-
Czemu nie uciekłaś skoro cały czas mogłaś? Ryzykowaliśmy dużo, a już na pewno ja, żeby ratować Cię przed okrutnym losem, a wcale nie było to potrzebne. Jeśli jest coś o czym nam nie mówisz, jakieś podejrzenie, przeczucie to proszę podziel się z tym z nami. Chcemy pomóc temu dziecku, tak jak wcześniej chcieliśmy pomóc Tobie. Oszukałaś nas raz, udając bezbronną. Nie rób tego więcej - Anathem spojrzał na kapłankę, oczekując wyjaśnień.
~
Przed furią tylu ludzi takie zaklęcia ci nie pomogą ~ zachowała ten komentarz dla siebie.
-
Dobra, wystarczy pouczania smarkacza - warknął Kharrick -
Bycie młodym i głupim z niczego jej nie usprawiedliwia - mężczyzna postanowił nie czekać aż reszta go zruga.