Kobieta skinęła głową - Jakiś czas tu zostanę, potem dołączę do Lorda w Ravenerie. – rzekła i ruszyli. Miasto było przepełnione niepokojem, wręcz dało się go kroić nożem. Nie była to duża mieścina, raptem ponad tysiąc mieszkańców i zadbana, choć uboga. Widzieli malunek na ścianie, który dziwnie przypominał Sadimowi miasto ze snów. Ktoś z kolei zobaczył Umorliego i zaczął uciekać krzycząc „Czynasty Krasznoluuud”. Przed budynkiem karczmy stał mężczyzna mówiący o ponownym zniknięciu i wiedźmie z Briarstone. Karczma była wielkim dwupiętrowym budynkiem. W środku było sucho i ciepło. Czuć było zapach rybiego gulaszu i chleba. Służki były skromnie odziane, ale wydawały się miłe. Jakaś bardka śpiewała smutną pieśń. Karczmarka, masywna kobieta w średnim wieku zawołała wskazując na kennika i Arthmyna - O nie, pan jeszcze nie uiścił strachowego. A pan musi pokryć skody za pana czary – potem zwróciła się do barona – O pan Drachenfes wydobrzał? Czy może to jego zaginiony brat bliźniak? |
Starszego szlachcica wyraźnie zirytowało takie powitanie - Szanowny karczmarzu nie wiem ile moja córka wam zapłaciła ani czym nastraszyła, ale upraszam was o zaprzestanie tej szarady. Nie znam, żadnego Drachenfesa jam jest Baron Major Generał armii Brevoi w stanie spoczynku z zacnego antycznego rodu Du Penanza! - Powiedział a jego usta wykrzywiły się w wąską linie. Wziął głęboki wdech - Raczcie wybaczyć, że się uniosłem szanowny karczmarzu, ale odkąd się obudziłem ciągle mylą mnie z jakimś Drachenfesem podejrzewam, że to wina mojej zawstydzonej córki. Przepraszam, was nie jesteście winni nie powianiem się na was wyżywać. Jest to niegodne osoby szlachetnie urodzonej posiadającej doświadczenie życiowe nie chciałbym żebyście w zemście pluli mi do jedzenia - Wydawał się szczerze żałować chwilowej złości. - Lekarz powiedział że zostawiłem tu ekwipunek nie wiem ile rozkradły Rekotka z Lucyferią ale nie będę was winił za żadne ubytki. Potrzebuje jednak załatwić pewne interesy z tutejszym Baronem oraz strażnikami porządku wolałbym mieć wtedy strój bardziej godny osoby szlachetnie urodzonej. Miło by było, niech Abbadar da żeby zostawiły mi, chociaż parasolkę i instrumenty - Westchnął. - Panie Kennik czy sądzicie, że moja córka rzuciła na mnie jakiś czar żebym wszystkim mówił, że jestem tym Drachenfesem? Czy w ogóle kojarzycie takiego osobnika z Herbarzy ? - Spytał śledczego, bo Lady Imra doradzała mu zwrócić się do owego jegomościa i polegać na jego rozległej wiedzy. |
- Strachowego? - Imra zdziwiła się słysząc słowa karczmarki. Zostawiła już sprawy Barona jemu, bo ewidentnie sobie radził. Spojrzała z zaskoczeniem na Kennicka i nagle ją olśniło. Otworzyła szerzej oczy i spiorunowała kobietę spojrzeniem. - No nie wiem drogi Baronie czy karczmarka jest zupełnie niewinna. Czy ja dobrze rozumiem, że mój towarzysz ma płacić za to, że przyszło mu się urodzić z rogami i ogonem? - skąd Imrze to przyszło do głowy, że o to chodzi..? Może stąd, że podświadomie wiedziała, że za głupią ostrość ucha potrafią się krzywo patrzeć. Co dopiero jak się ma diabelskie pochodzenie! |
Dziwne obyczaje panowały w tym mieście. Przynajmniej zdaniem Arthmyna, który być może miał pewne luki w pamięci, ale o opłacie za czary jakoś nigdy nie słyszał. No chyba że się od kogoś kupowało zaklęcia. - Za jakie czary, jeśli wolno spytać? - zwrócił się do karczmarki. - Ile i dlaczego? |
|
Gdy rogacz uświadomił mu, że karczmarz to karczmarka Major na zmianę poczerwieniał i pobladł kobiety potrafiły zabić za mniejsze uchybienie - Na Abbadora w tym szpitalu musieli mi podać jakiś piekielnie mocne leki, iż zaćmiły mi umysł na kobietę tak przecudnej urody! Padam do stóp w błoto i błagam o przebaczenie - Rzeczywiście teatralnym gestem padł na kolana i ucałował jej buty. Życie nauczyło go, że należy być niezwykle miłym dla osób, które przygotowują i podają twoje jedzenie, aby nie poczuć posmaku gorzkich migdałów w porannej owsiance. Po tym, pokazie wstał i oczyścił się z błota za pomocą magii - Rozumiem, dziękuje za informacje to pasuje do mojej córci nigdy nie dałem rady jej przetłumaczyć, że lepiej, aby poddani ją kochali niż się jej bali, bo żadna ilość złota, magii czy sukien nie ocali cię, gdy strach przejdzie w rozpacz a potem rządzę mordu tak wielką, że parobkowie przestaną się bać śmierci - Wyjaśnił sentencjonalnie. - Rozumiem Pani Karczmarko, że musicie wziąć podatek, bo rogaty klient możliwe odstraszyć innych potencjalnych patronów, ale klnę się na honor, że moi towarzysze to dobre istoty niezależnie od krwi, jaka toczy się w ich żyłach... Oprócz tamtego kaprawego, to pokojowy panienki i ona bierze za niego odpowiedzialność - Powiedział wskazując na króla szczurów. - Ja nie jestem żadnym nekromantą jeno wojownikiem - poetą nie param się grzebaniem w trupach jeno ładną iluzje mogę zrobić - Zagwizdał melodyjkę i wokół jego głowy zaczęły tańczyć kolorowe światełka. |
Umorli westchnął. Chciał porozmawiać o złym mieczu jak najszybciej, ale niestety, karczmarka najwyraźniej nie chciała wpuścić wszystkich jego towarzyszy. A on miał takie ważne informacje do przekazania! Przewrócił oczami i niecierpliwie poruszył nogą, obserwując całe zamieszanie, które miało miejsce. |
Kobieta Skrzywiła się. - Czyli jednak brat bliźniak. I tak lepiej, bo przynajmniej nie świeci panu z oczu, ani nie zwraca się pan do mnie per „Śmiertelna Kobieto”. Ale kazał panu przekazać swoje rzeczy i list – rzekła a potem kazała służącemu przekazać mu rzeczy. - A jak pan taki miły, to upuszczę panu do pięciu sztuk złota. A w ogóle pomógłby pan pomóc? Bo ten stary wariat co gada o wiedźmie stracha ludzi. Jakby pan go… no nastrachał… – w końcu zwróciła się do Arthmyna - Bo pan z Shuską się pobił, bo myślała, że podrywa pan jej dziewczyną. Poplamił pan sufit kwasem. – pokazała na zamalowaną plamę na suficie – Jak nic dziesięć sztuk złota. |
Imra zrobiła się czerwona z powodu pochopnie wyciągniętych wniosków. Coś wymamrotała sobie pod nosem i tylko pospiesznie zapytała pomiędzy pytaniami innych gdzie znajdzie targ z ze świeżym mięsem, albo rybami. W końcu miała coś kupić dla szczurka. |
Kwota, jaką zażądała karczmarka, zdała się Arthmynowi ściągnięta z sufitu. Zapewne z tego, na którym widniała niewielka plama. Koszt zamalowania czegoś takiego wynosił, zapewne, parę miedziaków. Nie mówiąc już o tym, że - według słów karczmarki - nie on wywołał awanturę. Jeśli w ogóle jakaś awantura była. - W takim razie zapłacę podczas najbliższego pobytu w tym przyjemnym lokalu - powiedział. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:05. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0