Kawałek mięsa z ogniska wystrzelił w kierunku ust Kokoro i wleciał tam w całości. Ten odwrócił się w kierunku Brana i Arlety.
- Mhymhymy myhym mhyhm mhyhmm- A potem Laugi - Mhym mhym mmhyhyhm mmhyhy!- A potem przełknął poniósł plecak i żując ruszył w kierunku miasta.
- Eeee, a tego gdzie niesie? Zrozumieliście coś? - spytała skonfundowana elfka.
- Nie wnikajmy, po prostu wracajmy! - Lauga złapała swoje manatki i pomogła wstać kowalowi i wraz z resztą ruszyła za Kokoro w drogę powrotną choć krzyknęła jeszcze jedno do chłopaka. - Kokoro zgaś ognisko! - W końcu nie chcieli wywołać pożaru w okolicy.
Ogień zgasł momentalnie, nie zostawiając nawet żaru.
- Takich jak wasza czwórka to w Welton nie ma ani jednego… - powtórzył kowal, wzdychając i wstając. - Poczekajcie tylko na mnie.
- Nie bój głowy, nie mamy w zwyczaju gubić naszych uratowanych, - zapewniła go Lauga.
- No to co? Tyle by było z odpoczynku, idziemy? - Elfka spytała zaklinacza, choć to raczej było stwierdzenie niż pytanie.
- Idziemy, idziemy - odpowiedział Bran, przegryzając ostatni kawałek pieczonego mięsa. Odrzucił patyk, wstał i podał dziewczynie rękę.
- Dzięki. - powiedziała chwytając jego dłoń i podnosząc się z ziemi. Chwyciła się za zranione ramię. - Na miejscu muszę to obmyć i opatrzyć.
- Mam wino w bukłaku - zaproponował. Prawdę mówiąc nie miał pojęcia, że rana jest taka poważna. - Co prawda lepsza byłaby krasnoludzka wódka...
- Daj… - powiedziała elfka wyciągając zdrową rękę w kierunku Brana.
- Dwa łyki dla ciebie, trochę na ranę... - Podał bukłak.
Drowka wzięła bukłak i pociągnęła trochę więcej niż dwa łyki, o których mówił zaklinacz.
- Aaach, no dobra, no to wio… - powiedziała i wylała resztę na swoją ranę. - Shhhh…. Ale cholerstwo piecze.
- Przynajmniej wiadomo, że zadziała - uśmiechnął się Bran, po czym wyciągnął z plecaka kawałek czystego płótna.
- Taaa… zadziała, ale chyba miałam więcej wypić, a mniej wylać, żeby mniej odczuwać ból. - zaśmiała się, mimo że od pieczenia oczy jej się zaszkliły.
- Taka duża, a tak narzeka. - Zaklinacz pokręcił głową, zabierając się za bandażowanie rany. - Sprawdź, może jeszcze zostało coś na dnie - zaproponował.
- Narzekam? A chcesz się zamienić? - spytała. - I nie, w sumie sobie odpuszczę, do tej karczmy jeszcze trzeba wrócić i najlepiej nie zygzakiem.
- Tak jest. - Bran zawiązał zgrabną kokardkę. - Gotowe. Służę ramieniem - zaproponował żartobliwie.
- Skorzystam, bo moje jakieś takie nie sprawne. - odparła.
- Co pomyślałaś, gdy Lauga wyskoczył z tą propozycją doedukowania Kokoro? - spytał cicho, by idąca przed nimi trójka nie usłyszała ani słowa. Jako że szli pod ramię, wymiana cichych słów nie stanowiła problemu.
- Że się chyba mocno w głowę uderzyła… - burknęła Arletta. - Nie myślałeś chyba, że na to przystanę.
- Byłbym przekonany, że żartujesz - odparł Bran. - Albo że to ty upadłaś na głowę - dodał. - Nauczycielka się znalazła. Cudzym kosztem.
- Zastanawia mnie w ogóle co ją tak nagle napadło, żeby go uświadamiać. - zastanawiała się elfka. - Tyle czasu podróżujemy i nagle ją wzięło na jakieś nauczanie.
- Czyżby zaszkodził jej nocleg z Kokoro? Wszak nie pierwszy raz spędzaliśmy razem noc... - powiedział zaklinacz. - Może w tutejszym powietrzu jest coś... - zażartował.
- Hmmm… - zamyśliła się elfka. - Czyli jak opuścimy to miejsce to nam też przejdzie? - zaśmiała się.
- Nie ma mowy. - Pokręcił głową. - Nam się nie zebrało na edukację. To coś całkiem innego.
- Taa? A co to takiego? - zapytała, zastanawiając się jaką odpowiedź znajdzie zaklinacz.
- Nie mam pojęcia. Nigdy czegoś takiego nie czułem - przyznał. - Tu nie chodzi o ładną buzię, kształtny biust czy zgrabny tyłeczek. I nie o pożądanie. A przynajmniej nie tylko o chęć spędzenia nocy ze śliczną dziewczyną.
- Nie… nie chcę, żeby to głupio zabrzmiało, ale czujesz coś takiego po jednej nocy? - spytała.- Znaczy, nie zrozum mnie źle, ja też cię uwielbiam, jesteś cudowny...
- Wiesz... znamy się już jakiś czas. Więc to nie do końca jest jedna noc. - Uśmiechnął się lekko.
- W sumie coś w tym jest… - zamyśliła się. - Chociaż do wczorajszej nocy chyba nie patrzyłeś na mnie nigdy w ten sposób. - Uśmiechnęła się.
- Tego typu spojrzenia, jeśli są niemile widziane, mogą popsuć stosunki w grupie. - Zamyślił się na moment. - Co nie znaczyło, że różne myśli nie przychodziły mi czasami do głowy - wyznał szczerze.
- Wczoraj, ani dzisiaj rano, nie wyglądało, byś się przejmował jakimś psuciem stosunków w grupie. - zaśmiała się. - A głupie myśli to znaczy? Pejcze, kneblowanie i tym podobne? - zażartowała.
- Wczoraj ani dzisiaj nie wyglądałaś na niechętną, na mającą coś przeciwko... bliższym stosunkom. - Spojrzał na nią z ukosa. - I różne myśli, a nie głupie. A jak już, to raczej wspólna kąpiel pod wodospadem, w stroju, że tak powiem, urodzinowym, a nie pejcze czy wiązania. Jakoś w tym nie gustuję... - przyznał.
- Nie miałam nic przeciwko i do teraz nie mam. - przyznała z uśmiechem. - A co do tych pejczy to tak żartowałam, sam jakiś czas temu wspominałeś o tym co przypisuje się kobietą mojej rasy. - dodała. - Może przyspieszmy trochę, tamci nam się trochę do przodu wyrwali.
- Zaczną się zastanawiać - Bran przyspieszył kroku - co nas powstrzymuje. I pewnie Kokoro wyskoczy z kolejnymi pytaniami... - Westchnął. - A tak w ogóle to się cieszę, że nie jesteś typową przedstawicielką swej rasy.
- Ta… Zresztą jak moi rodzice. Chociaż matka… Ona trochę Podmroku w sobie zachowała, ale cóż się dziwić jej matka, a moja babcia była główną kapłanką enklawy, wiesz matroną… - odpowiedziała. - To trochę jak królowa u pszczół. - podała dość błahy przykład, żeby chłopak lepiej zrozumiał.
- Trochę się nasłuchałem o moich bardzo odległych kuzynach i o tym, co się dzieje w Podmroku. Prawdę mówiąc... to raczej nie wygląda mi na miejsce, gdzie chciałbym zamieszkać.
- Moi bracia też nie zawsze chcieli. - odparła. - Kiedyś moja rasa była znana po prostu jako mroczne elfy, drowami staliśmy się dopiero po zejściu do Podmroku, ale to nie jest czas na lekcje historii. - uśmiechnęła się. - Zresztą jakby cię to interesowało, to zawsze możesz udać się do jakiejś biblioteki. - A jak to jest z tobą? Pochodzisz od leśnych czy wysokich elfów? Bo od razu widać, że raczej nie od drowów.
- Ojciec ponoć był leśnym elfem, ale matka niewiele mi o nim opowiadała. Zawsze mówiła "Później", "Jak trochę podrośniesz". A potem było za późno na to 'później'. - Bran zamilkł na chwilę.
- Przykro mi… - odparła drowka. Powoli zaczęli doganiać towarzyszy idących przed nimi.
Bran pokręcił głową.
- Było, minęło... Zrozumiałem, że tak się zdarza - powiedział. - Masz rodzeństwo?
Arletta pokręciła przecząco głową.
- Nie, jestem jedynaczką. - odpowiedziała. - Nie mam sióstr jeśli o to ci chodzi. - zaśmiała się.
- Już myślałem, że chcesz powiedzieć, że jesteś jedyna w swoim rodzaju. - Uśmiechnął się. - A co do sióstr... można by rzec, że nie mam aż taaakich wymagań. W zasadzie nie uznaję poligamii - dodał z odrobinę kpiącą miną.
- Ja też nie, ale cholera wie, co wam facetom czasem w głowie siedzi. - zażartowała.
- Wtedy to się nie nazywa głowa... Ale wiem, o co ci chodzi. One trzy a on jeden... i takie tam... Może i coś w tym jest, ale nie wiem, nie próbowałem. Co prawda gdybym miał alternatywę parę pań lub pejcz, to bym się bardzo głęboko zastanowił - dodał z poważną na pozór miną.
- A podobno to nie twoje klimaty. - rzuciła żartobliwie. - Dobra… kończmy temat, bo tam z przodu mogą słyszeć… - dodała ciszej.
- Dokończymy przy innej okazji - odpowiedział.
Lauga Kokoro i ich uratowany kowal, szli przodem delektując się wspólnie ciszą . Może czasem jakiś urywek rozmowy Arletty i Brana przebił się przez odległość dzielącą obie grupki, ale w gruncie rzeczy ci z przodu byli bardziej skupieni na drodzę przed siebie.