Cisza dłużyła się niemiłosiernie, gdy koboldzi wódz rozważał propozycję najemników. Obie grupy trwały w napięciu, jakby czekając na jakiś znak, omen czy co innego. W końcu po chwili, która zdawała się trwać wieczność, szaman szczeknął coś do swoich pobratymców i cała grupa zaczęła wyławiać się zza kamiennej zasłony. Prowodyr bandy znalazł się na dole jako pierwszy i ruszył w stronę Caspara.
- Upiór tam dalej - szaman wskazał ręką wyrwaną kilofami dziurę w skalnej ścianie. - Zły i ciemny, stary. Kradnie zapasy, kradnie jedzenie, kradnie, kradnie, kradnie. Ooo, niedobra magia. Czarna.
Jaszczurza banda zaczęła powoli schodzić w dół po drabinach, łypając złowrogo na najemników poukrywanych za stalagmitami. Łapy same odnajdowały się na kuszach, gdy koboldy tylko pacnęły na ziemię, ale tutaj chodziło tylko i wyłącznie o troskę o własne cztery litery. Koboldzia procesja powoli szła ku wyjściu, a na samym końcu...
Dzieci. Jaszczurowate szkraby, wiekiem zapewnie odpowiadające ludzkim dziesięciolatkom, eskortowane przez jednego z wojowników. Szaman oderwał wzrok od Caspara i spojrzał na jednego z nich, z troską wymalowaną na pysku. Gadzie oczy ponownie odnalazły zaklinacza, gdy ostatni przedstawiciele plemienia ruszyli przez komnatę.
- Nie wiedzieć nic więcej o upiór. Człowiek, kiedyś był człowiek-szaman. Teraz nie, tam zło, stare. Ruina i czarne ściany, niedobre. Uważać. Żywi martwi, czarna magia. My iść. Wy iść. Bez krwi. Tak? |