Malcolm czerpał trochę satysfakcji z faktu, że jego przezorność pomogła drużynie. Teraz miał tylko nadzieję, że dadzą sobie radę ze strzygą. O ile nie jest to niebywale potężny okaz nieumarłych, nie należało jej nie doceniać. |
Gert wiedział, że coś jest na rzeczy, a rzeczy które działy się ostatnio wokoło Halvara nie napawały optymizmem… Nie mniej w dłoni trzymał swój krótki miecz. “Błogosławiony” wodą święconą. |
|
I podniósł się wrzask wron i kruków czarnych Wzburzone stado skrzydłami zatrzepotało i w niebo się wzbiło Czarny obłok wzniósł się hen, hen wysoko i świat cały przesłonił Biada, och, biada! Mrok duszę nam oplótł, niczym wina latorośl. A chłód trupi, członki nasze we władanie posiadł. Biada, och, biada nam wszystkim! Zguba nasza bliska Świetlisty snop unoszący się nad mauzoleum, przygasł niespodziewanie, oddając cmentarne włości w mroku władanie. Ogniska, które miały być światłem nadziei dla śmiałków, przepotężny wschodni wicher zgasił. Opuszczony, stary cmentarz w całkowitych ciemnościach się pogrążył. Czy tak wyglądają czeluści Baator? Wilcze wycie ucichło, jakby i basiory nocy, owej mroczności się wylękły. Szóstka bohaterów i biedna, roztrzęsiona dziewczyna, stali, jak wryci. Zmysły ich błądziły w gęstej ciemnicy. Słychać było jedynie ich ciężkie oddechy i upiorne zawodzenie wschodniego wiatru. Każdy podmuch niósł ze sobą mdła woń śmierci i rozkładu. Nagle krzyk z setki gardeł się podniósł. - Mara, mara! Z piachu w piach! Mara, mara! Wyciąć nim przyjdzie brzask! Słowa i ton iście modlitewny zaśpiew przypominały. Niósł się on gromkim echem od bram cmentarza, hen ku niewidocznej dali. Gdy śmiałkowie oczy swe tam zwrócili, blask pochodni dostrzegli i ludzkie sylwetki, które w mnogiej liczbie się tam zgromadziły. Z tłumu wyłonił się rosły mężczyzn w skórę wilka odziany. Na głowie wilczy łeb z drewna wyciosany przybrał i kostropatym kijem się podpierał. - Sława prijatiele! Diewojkę ku nam posalijcie! Ino rychło! Hodina vuk zaroz bić byde! Tłum za jego plecami podchwycił słowa i zaczął na now krzyczeć: - Hodina vuk! Vuk! Vuk! Vuk! - Cichajta! Cichajta ludkowie! - mężczyzna w ziemie laską uderzył i tłum w mgnieniu oka umilkł. - Prijatiele, Prosza posalijcie diewojkę ku nam! Oczy członków Bród Mocy, jak na zawołanie skierowały się ku dwóm przybyłym przed chwilą kobietą. Jedna wyglądała jak przedstawicielka dzikich plemion, a druga na ubogą wieśniaczkę ubraną w białą lnianą suknię. Blada, jak trup dziewczyna chowała się za plecami dzikuski, która w jednej dłoni ściskała włócznię, a w drugiej dłoń towarzyski. |
W Halvarze zaszła jakaś zmiana. Pociągnął kilka razy nosem i skrzywił się. Wyglądało to jakby nie spodobał mu się zapach nowoprzybyłych ludzi. Miecz, który spoczywał w jego dłoniach gotów do walki teraz zawirował szybko zmieniając położenie. Już po chwili krótszej niż oddech broń znalazła się w lewej dłoni ściskana mocno za podkrzyże. Prawą dłonią paladyn zaś wyjął zatyczki z uszu, robiąc jednocześnie kilka kroków w stronę gości przy bramie cmentarza. |
Jedno zagrożenie zniknęło (zapewne), za to pojawiło się całkiem inne - banda nawiedzeńców, mających nieokreślone (jeszcze) zamiary wobec jednej z dziewczyn, która to dziewczyna nie wyglądała na zachwyconą - raczej wprost przeciwnie. A to sugerowało, że wspomniane wcześniej zamiary nie należały do przyjemnych i mogły obejmować szeroki zakres - od zbiorowego gwałtu po złożenie w ofierze jakiemuś bóstwu. Zdecydowanie nie wypadało na to pozwolić, problem jednak polegał na tym, że tamtych było całe mrowie... - W razie czego cofnijmy się do grobowca - zaproponował cicho. Doszedł do wniosku, że na otwartej przestrzeni żądna krwi tłuszcza po prostu ich stratuje, a w grobowcu jakoś zdołają tamtych powstrzymać. - Czego chcesz? - powiedział głośniej, kierując te słowa w stronę mężczyzny z kijem. - Podejdź bliżej, to porozmawiamy. |
Nienaturalne ciemności rozluźniły swój żelazny uścisk i coraz więcej szczegółów zaczęło wyłaniać się z mroku. Tłum zebrany przy cmentarnej bramie liczył dobre kilkadziesiąt osób. Większość z nich uzbrojona byłą w widły, palki i cepy. Część trzymała pochodnie, oświetlając wszystkim drogę. W grupie przeważali mężczyźni w sile wieku, ale dostrzec można było także kilku młodzików oraz kobiet. Nikt nie miał tak kompletnego wilczego stroju, jak ich lider, ale u każdego z członków grupy jakiś wilczy element stroju był obecny. - Mara, mara! Z piachu w piach! Mara, mara! Wyciąć nim przyjdzie brzask! - zaczęto skandować na nowo. - Cichaj ludkowie! Cichajta! Tłum karnie zamilkł, ale w dalszych rzędach dało się słyszeć groźne pomruki i szepty. - Prijatiele chodźta ku nam. Proklęta ziymia zlem dmucho i smyrt łacno prynieść może. Zaczął wyjaśniać przywódca tłuszczy. - Mara was momi. Chodźta ku nam, ku svjetle -zakończył. |
|
|
Malcolm wydał z siebie gniewne warknięcie. Nie miał pojęcia gdzie był, wiedział tylko, że jego dotychczasowe plany wzięły w łeb. Wziął głęboki oddech i poprawił szaty. Nowe miejsce miało jednak możliwości... jeżeli oczywiście ten zabobonny tłum nie stanowił szczytu intelektualnego tej krainy. Spojrzał na towarzyszy. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:41. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0