Harran nie pchał się na stołek przywódcy, ale nie zamierzał uznawać w tej roli niziołka, nawet jeśli niektórzy nie potrafili żyć bez kogoś, kto będzie im mówić, jak trafić do ubikacji. I kiedy będą mogli to zrobić. Gdyby chciał słuchać czyichś poleceń, to by wstąpił do wojska... i dochrapał się kaprala, czy coś w tym stylu. No ale skoro tamci woleli mieć światłego przywódcę, to kij im w oko. Niech sobie skaczą na dwóch łapkach. Wyminął Vaalę, po czym zaczął rozglądać się za pomieszczeniami, które statek nazwał komnatami załogi czy gościnnymi. - Statku, jest gdzieś jakiś plan, zawierający rozkład pomieszczeń? - spytał. - Interesują mnie kajuty - dodał, znajdując się już na schodach. - Ile jest tych kajut? Ilość krzeseł przy stole sugerowała, iż mogą być pewne kłopoty z miejscami do spania. - Są trzy kwatery kwatery oficerskie i trzy kajuty dla gości. W pełni sprawny nie wymagam licznej załogi.- wyjaśnił statek, gdy czarodziej schodził po schodkach na pokład, a potem kierował się do pary schodów prowadzących pod pokład. - Moja konstrukcja nie jest skomplikowana, niemniej zawsze mogę wyrysować mapy mych pomieszczeń w pokoju nawigacyjnym na stole. Tak jak zrobiłem to z mapą.- dodał statek. - Te kajuty są wyżej czy niżej? - Kajuty są pod pokładem… zejdź schodami i trafisz na rząd drzwi. Na prawo są kwatery załogi i oficerskie.- wyjaśnił statek.- Przed tobą jest przybudówka bojowa. Tam znajduje się ster pozwalający manualnie sterować mną podczas bitwy. - Statku, dopóki nie wejdę do kajuty, to wiesz, gdzie jestem? - spytał, podążając zgodnie ze wskazówkami. - Tak. No i mam zapisy w kryształach pamięci. Więc pamiętać będę że wszedłeś do kajuty, więc logicznym jest że w niej jesteś. No i słyszę co się dzieje w kajutach. - odparł uprzejmie Statek. - Słyszysz, ale nie widzisz, prawda? A na korytarzach nas widzisz? - Słyszę, ale nie słucham… jedynie reaguję na kłopoty. Prywatność jest ważna.- zadeklarował konstrukt. - Nie podsłuchujesz, to miłe - powiedział z uznaniem Harran, po czym otworzył pierwsze z brzegu drzwi. Jadalnia była tym czego można się było spodziewać. Długi stół… krzesła, więcej niż w sali nawigacyjnej. Koło i pod stołem leżał kolejny trup z rozwaloną głową. Tym razem.. krasnolud acz nietypowy. Bardzo blady i z krótką przyciętą kozią bródką. Co było dziwne… mało która rasa krasnoludzka nie ceniła długich i wypielęgnowanych bród. Na jego skórzni wymalowany był ten sam symbol co u kapłana, a leżący obok niego krasnoludzki ugrosh ozdobiony był srebrnym motywem ludzkiej czaszki. Upiornie urocze. Na kajutę to nie wyglądało, więc zaklinacz zaczął szukać dalej, otwierając kolejne drzwi. Natrafiał na różne komnaty mieszkalne, wszystkie wygodne choć przeważnie małe. Wszystkie zdewastowane w wyniku intensywnych poszukiwań. Ale nic czego odrobina wysiłku i chęć nie potrafiły naprawić. Statkowi oprócz załogi przydałaby się sprzątaczka. Zamiłowanie do porządków nie należało do zalet Harrana, ale super bałagan nieco mu przeszkadzał. Wybrał największą z kajut. Było tu co prawda więcej do sprzątania, ale w końcu coś za coś... - Czy można zablokować drzwi, by nikt tu nie wchodził bez mojej zgody? - spytał. - Bez względu, czy jestem w środku, czy nie? I gdzie się wyrzuca śmieci? - Tylko kapitan może zablokować drzwi w ten sposób. No ale są zamki w drzwiach i zapadki. - wyjaśnił Statek. - A co ze śmieciami? Tu jest trochę bałaganu i znaczną część trzeba będzie wyrzucić. - Za burtę? - zdziwił się konstrukt takiemu pytaniu. - Skoro tak mówisz... - Harran uśmiechnął się, po czym zabrał się z przeglądanie walających się po kajucie rzeczy. - Czy na statku jest jakaś biblioteka? - spytał. - Nie ma.- odparł krótko Statek. - Trochę szkoda - stwierdził Harran. - Czym zajmowała się załoga w wolnych chwilach? - Informacja ta obecnie jest niedostępna… - odparł Statek.- … jak wszystkie nie będące kluczowymi dla przetrwania obszary pamięci, ten kryształ doznań jest obecnie pozbawiony zasilania. - Nie szkodzi. Znajdę sobie jakieś zajęcie. Jakie ciekawe miejsce do zbadania poleciłbyś magowi? - Pracownię alchemiczną? Magiczną?- zapytał retorycznie Statek. - Magiczna byłaby lepsza. Statek uprzejmie poinformował jak ma tam dojść. - Dziękuję - powiedział Harran. - Czy mógłbyś ewentualnych chętnych informować, że zająłem tę kajutę? - poprosił. Nie czekając na odpowiedź zamknął drzwi na klucz, po czym ruszył w stronę pracowni magicznej, zabierając klucz ze sobą. Pracownia magiczna była imponująca, bo dobrze wyposażona i pozwalająca na szerokie spektrum jeśli chodzi o tworzenie przedmiotów. Był jednak pewien mały problem. Rozbijając się Statek nieco ją zdemolował. Nie na tyle by była bezużyteczna, ale… wymagała kilka godzin skrupulatnego porządkowania. Wisienką na torcie były jednak zwłoki maga ubranego w szatę kości. Nieco brudnej. Na porządkowanie tego wszystkiego Harran nie zamierzał, chwilowo, tracić czasu, więc wyszedł na korytarz. Akurat by trafić na przemowę Statku do Vaali i Mmho. |
Mmho i Vaala liczą trupy - Jeden trup - Mmho wskazała palcem tego, który był w pomieszczeniu - drugi trup - ruszyła w stronę drzwi przy których stała Vaala. Przyjrzała się krótko numerowi dwa, ze skręconym karkiem. Po tym jej wzrok padł na plecy idącego przodem magika. Spojrzała na Vaalę i skinęła głową na znak, by ruszały. Podążyły w tym samym kierunku odruchowo wybierając schodami przeciwnymi do tych, które wybrał czarodziej, aby pokryć jak największy obszar statku. Trafiły na drzwi, za którymi znajdowała się całkiem duża kajuta… obecnie w stanie zdewastowania. Z całkiem sporym łóżkiem i dużym biurkiem przeznaczonym dla pewnie najważniejszej osoby na statku. Za nim to stała szafa pełna ksiąg… kilka dni temu. Obecnie owe księgi walały się po całej podłodze. Ktoś niewątpliwie przeszukiwał ten pokój, bardzo dokładnie i bardzo brutalnie. Pierzyny zostały rozerwane na łóżku. I co więcej, nie posprzątali po sobie. - Żadnych trupów - podsumowała krótko orczyca rozglądając się po kajucie. Podniosła pierwszą lepszą leżącą na podłodze książkę i przewertowała strony. Zapisane w języku, który znawca rozpoznałby jako Ignan, język… przede wszystkim ifirytów. I sądząc po okładce i obrazkach.. z tego imperium właśnie pochodziła. Vaala stąpała ostrożnie po pomieszczeniu, by przypadkiem nie nadepnąć na coś niemiłego bosą stopą. Rozglądnęła się po nowym miejscu, po czym jakby pokręciła niezadowolona nosem… - Ten statek gadał, że my tu kilka dni będziemy? - Spytała Półorczycę. - Taaaa - odpowiedziała zielona - więc mamy już gdzie spać - wskazała brodą duże kapitańskie łoże, po czym wróciła do wertowania książki. - Ja jebię, same ślaczki - oznajmiła, po czym kulturalnie odłożyła książkę na półkę. - Tylko musimy zostawić jakiś znak, że zajęte. - Mam nasikać na drzwi? - Vaala spojrzała całkiem serio na Mmho, po czym wyszczerzyła ząbki… i ruszyła do owych drzwi. Pół-orczyca popatrzyła na Vaale zbliżającą się do drzwi z całkiem poważną miną. - Z zewnętrznej, nie wewnętrznej - powiedziała. - Chociaż, przy zapachu trupów jedno małe siku może być słabo czuć. Może ci pomogę? Dwa siki to już coś. Dziewoja zbliżyła się do drzwi, spojrzała na umięśnioną towarzyszkę, po czym… wyciągnęła z torby jakieś mazidła, i namalowała na drzwiach dziwaczny znak. Zielona chcąc, nie chcąc podeszła by spojrzeć na malowidło. Przy okazji oceniając czy drzwi mają zamek, klucz lub inne przydatne elementy. - Artystka? - zapytała, wyraźnie nieświadomym tonem, co ów znaczek może oznaczać. - A… co? - Vaala wzruszyła ramionami, wpatrując się Mmho w twarz. Pół-orczyca miała brązowe oczy, nie było w nich nic nadzwyczajnego. Uśmiechnęła się krótko, tak po prostu. - Umiesz malować - wyjaśniła - co to? Jakieś "nie wchodź"? - To mój znak. Runy Druidów - Powiedziała Vaala, a gdy obie stały na korytarzu, przed ową izbą, zamknęła drzwi, po czym… kucnęła, podwijając spódniczkę. A dokładnie w tym momencie Mmho dostrzegła duży, toporny, metalowy klucz leżący całkiem blisko owych drzwi. - O - odezwała się orczyca - klucz. Może do tych drzwi? - schyliła się by go podnieść i od razu przystąpiła do wypróbowania go. Klucz bez problemu zamknął i otworzył drzwi. - Hmmm, to mamy klucz - poinformowała zielona - mocno chce ci się sikać? A Vaala jedynie… odchrząknęła… będąc już w trakcie. Przy czym wpatrywała się gdzieś w kuckach w nogi zielonoskórej towarzyszki. - Ah - zielona mruknęła tylko i cierpliwie czekała. Zamknęła w międzyczasie drzwi i schowała klucz. - To co, szukamy dalej trupy? - zagadała, gdy Vaala skończyła co robiła. - Szukamy - Powiedziała krótko rudowłosa, prostując się, i ściągając ponownie spódniczkę w dół, a po kilku chwilach znalazły się w… spiżarni? Vaala krytycznym wzrokiem przyjrzała się zapasom, i wydała z siebie ciche “Hm”. - Jest alkohol - podsumowała krótko Mmho, zupełnie jakby to wystarczyło. - Zrobię wino z wody - Powiedziała Vaala, wzruszając ramionami. Ale w jej tonie skrywała się chyba odrobina… dumy? Orczyca uniosła wysoko brwi ze zdziwieniem i podziwem. - O w dupę niziołka - podsumowała zadowolonym tonem. - Wodę też… - Dodała towarzyszka zielonoskórej, szczerząc ząbki, i w końcu ogarnęła wzrokiem spiżarnię - Suchary, zdechłe mięso i owoce… źle. Słabe jadło, wylecą nam zęby - Podsumowała. Mmho nie skomentowała tego, chociaż odruchowo przejechała językiem po zębach. Nie było tu trupów, więc otworzyły kolejne drzwi by zajrzeć do środka... jednakże drzwi prowadziły na zewnątrz spiżarni. Do korytarza z pustymi szafkami… i do obradujących towarzyszy “niedoli”. Dosyć niepewnie...ale wbrew pozorom odnośnie tak wątłej osóbki, Vaala złapała Mmho mocno za nadgarstek, po czym zaciągnęła w nieznanym celu...którym po chwili okazała się kuchnia?? Tylko, że oprócz garnków i patelni, walały się tu wszędzie i podejrzane fiolki, szklane rurki, "dzbanki" i tym podobne urządzenia, łącznie z wieloma "preparatami" służącymi bardziej do jakiś… eksperymentów, niż do zwykłego kucharzenia. - Interesujące - odarła Mmho - tego używa się do gotowania? - podniosła jedną z fiolek by się jej przyjrzeć z bliska. Zerknęła na towarzyszkę, która podobno była obeznana w gotowaniu. - Ja tam truciznę mogę wypić… i kwas mi nie jest straszny - Zachichotała Vaala, po czym splunęła na podłogę, a ta zaskwierczała(!), pod plwocinami tej drobnej dziewoi. Zielona przyglądała się przez chwilę w milczeniu skwierczącej podłodze (na której to kwas zostawił ledwie zabrudzenie), by zaraz przenieść wzrok na Vaalę i jej również chwilę dłużej się przyjrzeć. - Jesteś pełna niespodzianek Druidko - powiedziała w końcu. - A tak z ciekawości - pół-orczyca uśmiechnęła się - całowanie ciebie jest bezpieczne? - Chcesz spróbować? - Vaala przymrużyła oczka, po czym oparła się zadkiem i dłońmi o mebel pomieszczenia, "wystawiając się" Półorczycy… Zielonoskóra niczym magnes zbliżyła się do Vaali, wciąż z wyrazem zadowolenia. - Tu i teraz. Gdzie tylko chcesz. Pytanie, czy będę po tym dalej miała twarz - odpowiedziała całkiem poważnie, wszak pokaz udzielony przez druidkę nasuwał takie pytanie. - Będziesz - Powiedziała krótko błękitnoskóra, na moment otwierając szerzej oczka, i spoglądając na Mmho, nim je całkiem zamknęła, jednocześnie minimalnie stając w większym rozkroku… Mmho jedną ręką złapała ją zdecydowanie pod kolanem, powiększając rozkrok w którym stała i ulokowując się bardzo blisko. Drugą umieściła na jej policzku i nie czekając na reakcję przyłożyła usta do ust dziewczyny, jednocześnie wpychając do nich swój język, jakby chciała posmakować jej zanim ta się rozmyśli. Vaala z kolei zamruczała rozkosznie, i mimo, iż była o głowę niższa, jakoś sobie obie radziły… jej dłonie spoczęły na biodrach Półorczycy, i zarzuciła nawet na nią jedną ze swoich nóżek. Smakowała z kolei na poziomki. Naprawdę, jej usta tak smakowały, zresztą nie tylko usta. Języczek wił się niczym węgorz, odwzajemniając pieszczotki jakimi obdarzyła ją Mmho. Ręka pół-orczycy spod kolana druidki powoli sunęła w górę. Druga zanurzyła się w jej włosach. Mmho nie przestawała całować, w końcu dopadła "ofiarę" i należało ją skonsumować. Vaala zamruczała rozkosznie, po czym wyraźnie przez jej ciało przeszły dreszcze… podskoczyła w górę, sadowiąc się tyłkiem na szafce, bardziej rozchylając nóżki, w pełni dając dostęp do całej siebie… Dłoń orczycy bez ogródek dotarła do kobiecości Vaali. Zadowolenie orczycy było iście wysokie, gdy zweryfikowała brak bielizny. Delikatnie zbadała z czym tam ma do czynienia przesuwając po niej opuszkami palców. Na moment zatrzymała się na łechtaczce, w końcu równie delikatnie sprawdziła jaki jest poziom nawilżenia pochwy tylko przesuwając po niej palce. Chociaż nie przestawała przy tym całować, druidka mogła poczuć jak ta przez moment uśmiecha się. I wszystko było cudownie, do momentu, gdy Vaala przez przypadek prawą dłonią, szukając lepszego oparcia na szafce na której siedziała… strąciła jakieś gary i patelnie. Narobił się niezły raban, a ona aż podskoczyła. Spojrzała z bliska w twarz Mmho, po czym parsknęła śmiechem, kręcąc przy tym głową. - Inni tu przylezą - Powiedziała, po czym wciąż chichocząc przytknęła swoje czoło do czoła Półorczycy. Mmho patrzyła przez dłuższą chwilę na swoją towarzyszkę z opartym o nią czołem. Gdy patelnie zaczęły spadać wycofała rękę i złapała ją znów pod kolanem jakby w odruchu, by to Vaala na pewno nie spadła. - Trupy na nas czekają - mruknęła cicho, po czy odsunęła się lekko by pomóc druidce zejść z szafy. - To gdzie teraz? - Spytała Vaala, stając już obiema stopami na podłodze. - Pomieszczenie po pomieszczeniu, więc następne drzwi - Mmho otworzyła te od kuchni by razem mogły z niej wyjść...i po chwili trafiły na jakąś wielką kuszę(balistę) z otworem strzelniczym, gdzie było sporo machinerii, i dla obeznanego z tym oka, wyglądało na to, że balista jest samoładująca, a jej pociski z krasnoludzkimi runami, podawane przez machinerię, a ścianę obok, w malutkim pomieszczeniu, było jeszcze więcej amunicji. - Meh? - Vaala wzruszyła ramionami, to patrząc na “ustrojstwa” to na Mmho. - To nie trup, możemy iść dalej - powiedziała pół-orczyca. Gdy po chwili poszły dalej, wyjaśniła: - Można tym strzelać do innych statków, ale nie wiem jak to dokładnie działa. - Celujesz i naciskasz spust.- uprzejmie wyjaśnił Statek, a Vaala aż podskoczyła słysząc znowu jego głos.- Mogę oczywiście sam, ale strzelec przy baliście podczas walki odciąża mnie od tego obowiązku. Pół-orczyca słysząc głos statku automatycznie chwyciła za łuk i strzałę. Tylko nie było w co strzelać. Syknęła więc pod nosem i powoli zaczęła chowac swoja broń. - Hej, znalazłyście coś ciekawego, prócz trupów i bałaganu? - spytał, idący w stronę schodów, Harran, a Vaala pokręciła przecząco głową. - A o co chodziło z tym strzelaniem? - spytał. - Balista jest automatycznie ładowana przeze mnie… i sam mogę wystrzelić jeśli jest taka potrzeba. A i wiadomość z ostatniej chwili… cytuję… “został znaleziony kompas i za… połowę godziny wyruszamy szukać nowego źródła energii”.- poinformował Statek. - Czy podróż potrwa długo? Czy musimy się jakoś przygotować? - spytał Harran. - Ta informacja jest obecnie niedostępna.- odparł Statek. - Mogę jedynie oszacować na podstawie średniej prędkości człowieka, iż takie przejście na piechotę zajmie do ośmiu godzin. Oczywiście nie mam informacji na temat dostępnych wam środków transportu. - W czasie podróży... kołyszesz się? Gwałtownie przyspieszasz, zwalniasz? - Normalna podróż nie wymaga nagłych zmiany prędkości, podczas walki różnie bywa. Kołysanie występuje tylko wtedy, gdy… ta informacja jest obecnie niedostępna - odparł uprzejmie okręt. Jak zwykle zresztą. -Ten gadający statek, mówi, że idziemy gdzieś na piechotę? - upewniła się Mmho. - Niestety z trzech skiffów jakimi dysponowałem pierwotnie… dwóch brakuje, trzeci jest zniszczony. - odparł Statek z pewnym “smutkiem”... a Vaala pociągnęła za sobą towarzyszkę, by zająć się dalszym przeszukiwaniem pomieszczeń. - Idziesz? - Spytała krótko faceta w niebieskim wdzianku. - Tak, tak - odparł, zgoła niepotrzebnie, bowiem ruszył razem z kobietami. Pozostałe pomieszczenia na tym piętrze… komnaty dla załogantów owego statku, miały różne rozmiary, choć wyposażone były podobnie. Łóżko, stolik, szafka, mała biblioteczka… oczywiście wszystko “zagracone”. Wkrótce zostało zwiedzone wszystko, łącznie z salką jadalną. Trupów więcej jednak nie znaleziono na tym pokładzie. Nie pozostawało więc nic innego, jak iść już na górę, na świeże powietrze, i tam spotkać się z resztą towarzystwa buszującą po owym gadającym statku? . |
Imra, Ambros, Kvaser Imra, Ambroṩ i Kvaser musieli zejść na sam dół by obejrzeć kluczowe instalacje dla ich życia. Maszynownię i spiżarnię. Mimo atypowej aparacji, szczególnie to drugie budziło w Kvasera szczerze zainteresowanie, jak przystało na niziółka. |
|
W trakcie przygotowań, Mmho i Harran.
|
|
Po pewnym czasie, gdy trupy poprzedniej załogi wylądowały za burtą, a ich niedoszły ekwipunek przeszedł w nowe ręce, nadszedł czas zbierania się w drogę. Rozdzielenie prowiantu, omówienie odgórnego planu działania, i tym podobne, czasem drobne, jednak ważne dla dalszej wyprawy kwestie, należało sobie jeszcze wyjaśnić… - Dla każdego tyle samo wody i żarcia. - Vaala rozdawała co trzeba wszystkim osobom na pokładzie. Ot, zwyczajowa woda i prowiant w postaci suszonego mięsa, owoców, sucharów, i tym podobnych. Nic wielkiego, nic nadzwyczajnego, nic… smacznego. Ale jak mus, to mus. - Mogę stworzyć więcej wody i żarcia w drodze. Nic innego na sta-tek nie ma. - Wzruszyła ramionami, spoglądając na chwilę i na Niziołka, po czym wyciągnęła gdzieś ze swoich łachmanów małe zawiniątko, kładąc na stojącej na pokładzie beczce. W kawałku szmatki było kilka jagód, orzeszków, i nawet parę listków. Vaala przesunęła delikatnie paluszkiem jagody na bok. - Te są magiczne. Zjesz taką, to brzuch pełny jak po obiedzie. Chcecie teraz, czy potem? Mogę wyczarować więcej. - Spojrzała po wszystkich zebranych. Harranowi w zasadzie te wszystkie zapasy nie były potrzebne, ale zaklinacz doszedł do wniosku, że dobrego nigdy za dużo. Poza tym Afreeta od czasu do czasu bywała głodna, a kamieni i trawy raczej nie jadała. Schował więc jedzenie i wodę, ale za jagody podziękował uznając, że innym mogą się one bardziej przydać. Wędrowiec przyjrzał się jagodom z pewnym zaciekawieniem, ale po chwili pokręcił głową. - Zachowajcie pożywienie dla siebie, mi nie jest potrzebne. Jak dawali należało korzystać. Tak przynajmniej uznała Imra. - Dobra robota - powiedziała zabierając co jej przygotowali do torby. Jagody wzięła dwie i z bliżej nieznanego powodu poklepała dużo nizszą od siebie druidkę po głowie nie zaszczycając jej jednak spojrzeniem, na co Vaala odsunęła głowę. - Jak nie ma ciasta to dobre i jagody - niziołek stwierdził zabierając prowiant oraz również biorąc dwie jagody, dość surowo dziękując druidce zdecydowanym, prostym gestem pochylenia głowy. - Ja również podziękuję, mam swoje zapasy - rzekł Ambroṩ - Nigdy nie wiadomo, na ile starczą, więc bierzcie. - Nie trzeba - powiedziała krótko Mmho na widok jagód. Resztę zapasów schowała dziękując za nie skinieniem głowy. Vaala schowała więc zawiniątko z owocami lasu ponownie w swoje łachmanki, po czym omiotła towarzystwo wzrokiem. - To ruszamy tak? - Powiedziała. Po chwili wyciągnęła więc ze swojej torby drewnianą miseczkę, nalała tam nieco wody, i wrzuciła dwa listki. No i zaczęła swoje mamrotanie, wykonywanie skomplikowanych gestów dłońmi, odprawianie najwyraźniej jakiejś magii… i po dłuższej chwili skończyła, a woda w miseczce i listki wyparowały. I nic. Póki gdzieś wysoko ponad nimi, gdzieś na tym tu “niebie” nie rozległ się skrzek. I pojawiły się punkty, które szybko rosły, w miarę zbliżania się do statku i przebywających na nim osób. Jeden, dwa, trzy… cztery. Orły. Ogromne orły, które szybko pokonały odległość, lądując tuż obok statku, przy okazji płosząc kruki i sępy. Ale co to były za orły… wysokie, niczym byś postawił dwa konie, jednego na drugim (tak 4,5m), a rozpiętość ich skrzydeł to jak trzy rumaki, ustawione jeden za drugim(9m). Vaala z wielgaśnym uśmiechem na twarzy zbliżyła się do burty, po czym przywitała z każdym z nich po kolei. Najpierw ukłoniła się, coś pomamrotała do tych imponujących stworzeń, a nawet każdego z nich pogładziła dłonią po wielkim łbie. W końcu zaś, odwróciła się do towarzyszy na pokładzie. - Polecimy na orłach - Powiedziała dziewoja, po czym zatoczyła ręką łuk, jakby naśladując wypowiadane słowa, przy okazji chyba określając długość istnienia owych bestii - Będą dla nas od wschodu do zachodu słońca… No tak, tylko, że orły były cztery, a ich wszystkich siedmioro? - Piękne... - z uznaniem powiedział Harran. - Dużo udźwignie taka ptaszyna? Dwie większe osoby? Niziołek podniósł brew w geście małego podziwu. Chwilę przyglądał się zwierzynie, dość fachowym okiem oceniał ptaki, potem jego wzrok powędrował na druidkę. I wtedy nie odezwał się, tylko przyłożył zaciśniętą pięść do piersi, a potem dwoma palcami dotknął nosa. Był to chyba jakiś gest uznania? Po tym podszedł do zwierząt. - To kto lubi się przytulać z niziołkami? Zapytał wybuchając donośnym śmiechem jakiego nie powstydziłby się krasnolud. Czy to możliwe, że słyszał orły w takim miejscu? Ambroṩ zwrócił głowę ku górze. Tak, niemożliwe, a jednak. - Mogę lecieć z tobą - rzekł mnich, po czym skinął głową Vaali w geście uznania - Wspaniałe są. Automaton przyglądał się przyzwanym ptakom w kompletnym bezruchu - widać zrobiły na nim wrażenie. Słysząc pytanie Harrana jakby się ocknął i pokiwał głową, przenosząc wzrok na Vaalę. - Moje ...ciało może być dużym obciążeniem - stwierdził z lekkim żalem w głosie - Postaram się dotrzymać wam tempa w powietrzu. - Rosły chłop w zbroi to dla nich nie kłopot - Vaala odpowiedziała Harranowi i maszynie, po czym i odezwała się do wszystkich - Ja też takim się stanę i wezmę Mmho. Gdy Vaala przedstawiła swoje rozwiązanie, Wędrowiec uśmiechnął się lekko, co nie stanowiło wcale przyjemnego widoku, po czym odszedł na bok, siadając po drugiej stronie pokładu i nieruchomiejąc. - Rosłym chłopem się staniesz? Czy będziesz taka do spółki z Mmho? - zapytał, z wyraźnym uśmiechem, zaklinacz. Mmho przyglądała się w milczeniu orłom i Vaali. Właściwie, to była pod takim wrażeniem, tego co się właśnie wydarzyło, że nawet nie wiedziała co powiedzieć. - Rosły chłop, który weźmie Mmho? - zdziwiła się najpierw, wyrwana z zamyślenia, po kilku uderzeniach serca zaśmiała się głośno dostrzegając żart. - Mmho nie potrzebuje chłopa, ale na orła chętnie wskoczy. - Jedyna rzecz jakiej zazdroszę druidom. Zwierząt. Taki widok się nigdy nie znudzi… - Imra najpierw westchnęła do swoich wspomnień a potem spojrzała na pozostałych. - No to wybierajcie sobie te orły jak pokoje. Pchać się nie będę. Z tymi słowami klepnęła Mmho w plecy jakby zachęcając ją do wskoczenia na jakiegoś. - Łapy precz, bo wyrucham jak jebaną elfkę - warknęła pół-orczyca, wyraźnie najeżona i ledwo panująca nad sobą by nie sięgnąć po jakiekolwiek ostrze. I na wszelki wypadek odeszła kilka kroków od Imry. Wszak nie na orła, bo tym dla niej miała stać się Vaala. - Możesz próbować, tylko może jak już wrócimy. Szkoda orłów. Jeszcze by rykoszetem dostały - półelfka powiedział z dość zaskoczoną miną. Nie sądziła, że taka niedotykalska będzie zielonoskóra. Mmho nic nie odpowiedziała na to, ignorując pół-elfkę. . |
Gdy reszta drużyny szykowała się do wyruszenia na przywołanych przez Vaalę orłach, Wędrowiec oddalił się trochę od nich, znajdując sobie spokojniejszy kąt dla medytacji. Manipulacja wolną ektoplazmą miała zająć tylko chwilę, miał więc jeszcze czas na spokojną analizę tej sytuacji, którą dotąd zaniedbał na rzecz działania. |
Acheron… Statek niewiele powiedział o tym świecie gigantycznych brył geometrycznych unoszących się bezkresnej próżni. Zryta kraterami powierzchnia sześcianu na którym się znajdowali była pogrążona w słabym świetle księżycowej nocy. Widoczność jednak była dobra… lepsza w słabym blasku jakie roztaczały krystaliczne żyły zatopione w kamiennym drewnie. Dzielna drużyna rwała się do wykonania misji, co z pewnością radowało okręt. Aczkolwiek nie zmieniało jednego faktu. Bez względu na to ile to heroicznych czynów wykonają to i tak nie ominie ich sprzątanie okrętu, w którym po intencjonalnym uderzeniu w sześcian panował burdel. A i wcześniejsze brutalne wybebeszeniu i obrabowanie statku z niemal wszystkiego też nie pomagało. Widmo miotły i zmiotki wisiało nad bohaterami jak miecz Damoklesa. Póki co wyrzucono trupy… dobre i to. Pośpiech sprawił też, że nie zdążono zidentyfikować wszystkich łupów. Które, choć nie były niczym szczególnie wyjątkowym, mogły być użyteczne… choćby jako towar handlowy. Tylko wpierw musieli dostać się do cywilizacji, bo choć okolica w której się znaleźli daleka była od naturalnej. Vaala załatwiła im pożywienie w postaci “jagódek” i transport; olbrzymie orły wpasowały się idealnie w miejscową “faunę”. Potężnych skrzydlatych drapieżców i padlinożerców. Niektórych naprawdę potężnych. Takich jak siedzące nieco dalej dwa szarobure sępy, każdy wielkości krowy. Bestie przyglądały się nadlatującej z kierunku rozbitego statku drużynie z obojętnym zaciekawieniem. Mimo że teoretycznie owe sępy mogły zaatakować z sukcesem podróżującą na grzbietach orłów drużynę i zmusić ptaki do porzucenia ładunku, to Vaala wiedziała że tak się nie stanie. Sępy są wszak ze swojej natury są leniwymi oportunistami. Po co miałyby ryzykować starcie z orłami i narażać się na rany, skoro lepiej poczekać aż jedzenie samo się pojawi. Tu zawsze samo się pojawiało… prędzej czy później. Sępy nie były zagrożeniem, wykazując ślady agresji tylko przy posiłku i tylko wobec stworzeń które chciałyby zabrać im mięsko. Humanoidy zaś zazwyczaj nie zabierały mięska, jedynie co to się na mięsku znajdowało. Sępy nie były kłopotem… i Vaala o tym wiedziała. Nie miała jednak dlaczego to całe miejsce po opuszczeniu Statku lekko ją niepokoiło i drażniło. Po prawdzie był to słaby impuls, coś jak źdźbło tkwiące w bucie. Nic z czym nie dało się żyć. Zresztą nie tylko druidka czuła ten dyskomfort. Podobne odczucia miał i Kvaser i Harran. Drużyna mogła też dojrzeć to co się działo na innych poruszających się dookoła sześcianach choć z daleka. A działo się wiele… głównie różne potyczki między różnymi… partyzanckimi frakcjami. Bo te grupy inaczej nazwać nie można było. Z daleka wyglądały jak dwie zbieraniny przypadkowych wojaków… żadnych barw, żadnego szyku, żadnego sensu. Nie mogli się oddalić od swojego sześcianu by się przyjrzeć. Dość szybko bowiem zorientowali i że wlatując w pustkę między bryłami, straciliby z oczu swój własny sześcian. Bryły bowiem poruszały dość wobec siebie. Co innego grupki bojowe na sześcianie który przemierzali. I właśnie jedna taka znajdowała się tuż pod nimi o ile dało nazwać to na co się natknęli… oddziałem. Stwory z czeluści otchłani. Gromada demonów… nic potężnego. Bardziej mięso armatnie lub miejscowa fauna, groźna może dla gromady wieśniaków, ale nie dla herosów takich jak oni. Otchłanne stwory w liczbie około dwudziestu stłoczyły się razem w jednym miejscu, przy znalezisku jakim były… zwłoki kilku humanoidów. Kompas trzymany przez wędrowca już dawno przestał wskazywać na statek, lub kręcić się w kółko… wskazywał wyraźnie cel przed nimi. Pewnie już byli blisko, a dzięki druidce ich podróż odbyła się w dość komfortowy i szybki sposób, więc… czemu by nie sprawdzić? Mieli czas i nie mieli doświadczenia w działaniu razem. A wiedzieli że konflikt jest w tym świecie wręcz nieunikniony. Drużyna się podzieliła, Vaala i Harran oraz Kvaser woleli zignorować stwory i ich ofiary. Reszta wolała się sprawdzić na tych mizerotach z Otchłani. Decyzje zostały podjęte, wola większości przeważyła, kości… zostały rzucone. |
Dosiadanie wielkiego orła było fascynującym przeżyciem dla Imry. Nie potrafiła się powstrzymać, aby nie włożyć dłoni pomiędzy pióra i znaleźć miejsca do podrapania zwierzęcia w przyjemny sposób. A może by tak oswoić? pomyślała. Jednako te ogromne sępy były znacznie ciekawsze. Taak, może zagarnie jakiegoś trupa i spróbuje złapać ptaszysko. Jak już będą wracać. Zawsze jakaś rozrywka. Bo wpakowanie się do nieznanego sobie miejsca z nieznanymi sobie osobami wbrew swoim oczekiwaniom nie było rozrywką. To była ciężka praca. Lawirowanie w niewiadomym środowisku nie wiedząc czego można się spodziewać. Jak dobrze, że te widoki były przyjemne. Od razu przypominało jej się jak stała wraz z Therionem na klifie obserwując jak dwójka szlachciców wystawiła przeciw sobie wojska. Wszystko dzięki ich niewielkiej pomocy. Albo kiedy sama prowadziła grupę uderzeniową... dobre czasy. Zamierzchłe czasy... Teraz musiała poznać z kim ma do czynienia i czy te osoby będą jej przeszkadzać czy nie. W ogóle w obecnej sytuacji musiała mocno przemyśleć swój plan. Pewne cele będą musiały zostać odłożone na później. Jak długo? Nie mogła powiedzieć. To ją frustrowało. Niewiedza, niewiadoma, chaos i brak porządku. Na szczęście wyglądało na to, że miejsce w jakim byli było w przedziwny sposób, ale uporządkowane. Te bryły wyglądały na foremne, z każdej strony takie same. Półelfka była gotowa uwierzyć, że nawet ich sposób przemierzania był w jakiś sposób przewidywalny. Therion pewnie umiałby to stwierdzić. Szkoda, że miała jak go o to zapytać... |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:21. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0