Lord Melkor | 31-01-2022 00:08 | Na pytanie Mikela rozmówcy spojrzeli w stronę wielebnego Zane'a, a kapłan zaczął wiercić się z niezadowolonym wyrazem twarzy. - Mógłbym stworzyć sferę prawdomówności, ale dopiero jutro. Pan Skarbców nie udzielił mi dziś tego błogosławieństwa - stwierdził niechętnie - Ale zmyślny oszust potrafiłby wprowadzić w błąd mimo niej
Rufus siedział, zaciskając w irytacji pięści. Podobnie jak w Mikelu, niedowierzanie ze strony doradców działało mu mocno na nerwy. Pozwolił na początku rozmowy przejąć inicjatywę Jace’owi, wiedząc że tamten jest od niego lepszym dyplomatą. Pół-ork czuł się lepiej w bardziej “brutalnych” argumentach. Choć teraz poczuł potrzebę wesprzeć towarzyszy i wstał, przeszywając wątpiącego doradcę spojrzeniem. - Mamy tutaj do czynienia ze świetnie zorganizowaną i wspieraną przez magię i bestie armią hobgoblinów. Mieli po swojej stronie na przykład trolle, które pokonaliśmy w forcie Nunder, a także smoka, którego ubiliśmy w forcie Trevalay. Dziwię się, że jeszcze żadni uchodźcy do was nie dotarli, ale tak jak powiedzieli moi przyjaciele, możemy sprowadzić świadków i dać się sprawdzić magią. Możemy nawet zabrać kogoś drogą powietrzną i pokazać mu z góry obóz tych cholernych hobosów. - po tych słowach ponownie usiadł. - Owszem, mieliśmy doniesienia o kilku napaściach na wioski na Pustych Wzgórzach - stwierdziła Volstadt - Ale takie grupki nie mają szans zdobyć miasta, Longshadow jest dobrze przygotowane na oblężenia - spojrzała z wyniosłością na bohaterów.
Mikel zdziwiony spojrzał na Zane'a.
-Da się kłamać w Twojej sferze prawdomówności? Jaki jest zatem sens tej sfery? Może ktoś inny byłby w stanie rzucić lepsze zaklęcie? -
Na te słowa burmistrz parsknął cicho - Widać chłopcze, że nie ubabrałeś się jeszcze w polityce. Zazdroszczę - w jego głosie słychać było szczerą życzliwość.
Wojownikowi skinął z szacunkiem burmistrzowi,nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie podobał mu się ten duchowny. Voldstadt wydawała się mniej twardogłowa i jej odpowiedział nieco grzeczniej.
-Czyli macie informacje, które przynajmniej częściowo potwierdzają to, o czym mówimy, ale nie macie jak udowodnić nam kłamstwa czy przesady w szacunku ilości wojsk, jakie wam zagrażają tak? Jakiego dowodu poza armią stojącą u bram potrzebujecie, by zacząć się przygotować? - zapytał. - Wiemy, że po wzgórzach kręci się kilka bandyckich grup, łupiących niektóre wioski i napadających na kupców - odparła Seneka - Rozważamy sformowanie grupy ekspedycyjnej, która się ich pozbędzie.
-Jasne… I pewnie by to wystarczyło, jeśli nie mówimy prawdy. Mogą się państwo wszyscy przez chwilę zastanowić, co jeśli jednak to my mamy rację? Wasze działania nie dadzą nic, a brak przygotowań na większy atak skończy się tym, że Kły zabija większość mieszkańców. - rozejrzał się po zebranych, starając się złapać wzrok Jace'a i Hansa - Nie jestem ekspertem w sprawach czarów i innych tego typu rzeczy, ale myślę, że są zaklęcia które pozwolilbym waszym magom przyjrzeć się z daleka miejscom w których byliśmy, wioskom zniszczonym do gołej ziemi, fortom łowców, teraz niemal w ruinie. Pewnie macie magów, którzy mogliby przenieść się w niektóre z tych miejsc jeszcze dziś i na własne oczy potwierdzić, jak się sprawy mają. Czemu więc zakładacie, że kłamiemy, skoro wszystko możecie sprawdzić sami?
- To nie takie proste - wtrącił się Jace. - Longshadow jest miastem górniczym, mogą nie mieć wystarczająco potężnych magów, a nam nie zaufają.
-A jakby jedna osoba od nas zabrała grupkę od nich w obie strony?
- Jak ktoś chce, szuka sposobu, jak nie chce szuka powodu - odpowiedział Jace wpatrując się w kapłana. - Poki co my szukamy sposobu, a wielebny Zane powodu. -
Psionik spojrzał ponownie na burmistrza - Widziałem wasze popękane mury, waszych wartowników, szczerze mówiąc ich stan jest dość opłakany. Widać, że dawno nie inwestowaliście w obronność. Boicie się paniki? Zróbcie szkolenie. Ogłosicie manewry, próbne przygotowanie do obrony, to zminimalizuje niepokój. Nie marnujmy czasu jaki potrzebujecie na weryfikację naszych słów.
Beleren spojrzał ponownie na „radę” i na burmistrza zanim ponownie się odezwał:
-Ponawiam pytanie, jakiego dowodu potrzebujecie, żeby nam uwierzyć?
Thom Crawbert wysłuchiwał jego przemowy, delikatnie kiwając głową i w zamyśleniu przesuwając dłonią po wąsach. Widać było, że te słowa do niego trafiają, a jednak jego doradcy wciąż nie byli przekonani. - Dowodu? Może szczegółów. Dalej nie powiedzieliście, co za potężną magią ta niby-armia dysponuje - dodał kpiąco Graygallow - I z kim wczoraj rozmawialiście o sytuacji w mieście? Podobno przybyliście późno w nocy, budziliście ludzi czy słuchaliście plotek pijaków w karczmie? -
- Gestelle wydaje się być dobrym źródłem informacji w tym miejscu. - odpowiedział spokojnie, kierując kolejne słowa do siedzącego nieopodal hobgoblina:
- Mahrzan, zechcesz zaspokoić ciekawość pana Garreta w kwestii możliwości Kłów, szczegółów dotyczących armii, dotychczasowych posunięć, magii i generał Azaresi? -
Hobgoblin rozejrzał się niepewnie, po czym ochrypłym głosem opowiedział obecnym to, czym już wcześniej podzielił się z drużyną. Burmistrz powoli położył dłoń na stole i zacisnął ją w pięść, Seneka zbladła nieco, zaś łysina Solomona wręcz przeciwnie, poczerwieniała. Jedynie Graygallow wydawał się nieporuszony. - Magiczne tunele? Co to za brednia? Dobrze go wytresowaliście, mówi… - przerwało mu uderzenie pięści w blat - Garrett, zapominasz się! - warknął burmistrz.
Chwilę ciszy, która po tym nastąpiła, wykorzystała Nibbitz. - Ekhm, nazywam się Nibbitz i byłam nadzorcą Szybów Radyi. W archiwum ratusza znajdziecie moje listy i raporty. Wszystko co mówią to prawda - powiedziała szybko, jakby dotąd zbierała się w sobie i teraz chciała mieć to za sobą.
Jace kiwnął głową gnomce z uznaniem.
- Chcieliście szczegółów, macie szczegóły, choć są one tak samo niewiarygodne jak to, że zabiliśmy czarnego smoka na usługach Kłów. A mimo to, spójrzcie na to - wskazał na pancerz druida zrobionych z czarnych jak smoła smoczych łusek. - Widać świeże smocze łuski. - Beleren spodziewał się trudnej przeprawy. Wiadomości o magicznych tunelach i wieży były wystarczająco niewiarygodne, jednak nie spodziewał się takiej ściany. Jeszcze nie tak dawno sięgnąłby do umysłów tych ludzi za pomocą magii, jednak dużo przeszedł przez ostatnie miesiące. Zahartował się, zmienił, zmądrzał. Mogli wygrać albo siłą argumentów, albo… wolał nie myśleć o alternatywach. Nadal jednak kusiło go by zajrzeć do umysłów wielebnego Zane’a i Garreta i sprawdzić co nimi kieruje. Powstrzymywał się jednak przez wzgląd na dobro sprawy.
- Ja mogę na dniach ściągnąć tu jeszcze dwóch świadków - Voldana z Szybów Radyi którego kuzyn mieszka tu w Longshadow i Cobba Greenleafa którego pewnie sami już znacie. Bo Cobb przeżył i opowie o tym jaką magią Kły wzięły fort, i o tym że sprzymierzyły się ze smokiem. - krasnolud dorzucił swoje propozycje, choć wymagałoby kolejnego dnia żeby znaleźć obu i ich tutaj sprowadzić. Ale tknęło go coś jeszcze. Nie potrafił ocenić co powodowało zacietrzewionym doradcami … ale mógł sprawdzić czy przypadkiem nie są sobą.
Jace dostrzegł próbę krasnoluda, chrząknął skupiając na sobie uwagę. - Szanowni, może zrobimy pięć minut przerwy na herbatę i przemyślenie tematu?
~ Hanns, co ty robisz? ~
~ Hmph? ~ zaskoczonemu druidowi udało się mentalnie przekazać chrząknięcie ~ Kiedy wróciłem do fortu, natura pierwszy raz objawiła mi naturę istot. To żadne zaklęcie. Próbowałem uzyskać tą wizję też teraz. Ale skąd wiesz? ~
~ Skupiasz swoją uwagę i energię magiczną. To czuć. Wprawne oko również to zauważy. ~ odpowiedział psionik. ~ Też nie podoba mi się ich upór. Wczoraj próbowałem odczytać myśli Zane’a jak wyszedł z ratusza, ale nic nie wyszło. Trzeba mieć na nich oko i sondować z ukrycia. ~
Jace zauważył, że doradcy burmistrza na sekundę dłużej zatrzymali spojrzenie na nim i Hannsie, jednak jeśli coś zauważyli, to w żaden sposób na to nie zareagowali. Na propozycję przerwy burmistrz pokręcił głową. - Myślę, że to nie będzie konieczne. Rozciąganie tej debaty, tak jak ściąganie tu kolejnych świadków, będzie już przesadą - stwierdził spokojnym tonem, po czym zwrócił się do doradców - Jakie są wasze rekomendacje? -
Graygallow i Volstadt pokręcili stanowczo głowami. - Nie możemy podążać za wynurzeniami najemników znikąd, wiele ryzykując w imię obrony przed domniemanym atakiem jakieś bandyckiej grupki - głos półelfki był oschły i pewien swojego zdania, zaś właściciel hut gestem wyraził poparcie dla jej słów. - Nie wspominając już o tym, jak wpłynie to na nastroje mieszkańców i stan kasy miejskiej - dodał wielebny Zane.
Burmistrz Crawbert pokiwał głową, po czym zwrócił się do bohaterów. - Ma pan jeszcze coś do dodania, panie Beleren? Mściciele? - zapytał uprzejmie. - Ja mam do dodania głównie to, że jak nas zignorujecie, to za dziewięć dni wy i wasi bliscy będziecie albo martwi, albo skończycie jako niewolnicy Kłów. Tak skończyła większość mieszkańców Pheandar, lasu Fangwood i Szybów Radyi. Musicie przygotować się do obrony, korzystając z tego, że znamy plany nieprzyjaciela - podsumował Rufus lodowatym tonem.
Jace milczał skupiając się na tym, by schować swoje myśli i plany obrony, a także uzyskane przed chwilą informacje. - Nie panie burmistrzu, wyłożyliśmy swoją sprawę i przedstawiliśmy argumenty. - powiedział w pośpiechu wstając, jakby go goniło. ~ Będę w karczmie, przygotuję zaklęcia i pozbędę się 3 problemów wieczorem. ~ rzucił myśl do towarzyszy - Decyzja jest w pana rękach i liczymy, że będzie ona słuszna. Pan wybaczy, muszę wyjść. - powiedział ruszając w stronę wyjścia, jednak zatrzymał się w pół kroku po słowach Crawberta. - Moment! - burmistrz podniósł się od stołu - Nie interesuje pana co mam do powiedzenia? - zapytał zaskoczony.
Jace uśmiechnął się nerwowo. - Oczywiście że interesuje, niezależnie od tego… - - Więc usiądzie pan i da mi pan to zrobić - Crawbert przerwał mu stanowczym głosem. Kiedy Jace go usłuchał, mężczyzna wyprostował się i wziął głęboki oddech, przesuwając dłonią po twarzy. - Seneko, Solomonie, Garrett, od lat ufam wam bezgranicznie we wszystkich sprawach. Wasza rozwaga i mądrość nie raz i nie dwa pomogły w rozwoju Longshadow, a ile razy wyciągnęły nas z kłopotów, to już sam nie zliczę - uśmiechnął się do jakichś wspomnień, a jego doradcy z powagą i zadowoleniem pokiwali głowami - Dlatego tym trudniej mi to powiedzieć, ale myślę że się mylicie. To, co mówi pan Beleren i jego towarzysze jest wystarczająco wiarygodne, by dać temu posłuch. Do tego sami proponują poddanie ich magii sprawdzającej prawdomówność, jaki oszust ryzykowałby coś takiego? Jeśli tak jak ja przejrzycie ten dziennik - wskazał na przyniesiony tom, jednocześnie ostrym spojrzeniem uciszając podnoszące się protesty doradców - zobaczycie, że zagrożenie jest realne. Poza tym, nie próbują na nas nic wymusić, a jedynie ostrzegają - po tych słowach zwrócił się do bohaterów - Za chwilę roześlę wici do znaczniejszych miejsc. Na szczęście dzisiaj jest dzień targowy - w ciągu godziny ogłoszę publicznie, że Longshadow musi przygotować się do oblężenia.
Na te słowa Seneka uniosła się z krzesła. - Thom, jak… - zaczęła, ale burmistrz jej przerwał. - Zdecydowałem! - powiedział twardo - Więc nie mitrężcie czasu i powiadomcie swoich ludzi! - po tych słowach doradcy ruszyli do wyjścia, obrzucając bohaterów nieprzychylnymi spojrzeniami. Crawbert także skierował na nich wzrok, jego oczy były jednocześnie zmęczone i pełne ognia. - Czy możemy też liczyć na wasze wsparcie przy przygotowaniach? - zapytał bez ogródek. - Jesteśmy do dyspozycji. - skinął Jace, który odetchnął gdy doradcy opuścili pomieszczenie. ~ Pomińcie moją wcześniejszą myśl. Wydaje mi się, że byliśmy mentalnie podsłuchiwani. ~ - Mamy zaklęcia, które pozwolą umocnić mury, zbudować maszyny pozwalające na ostrzał wrogów, czy rozrzucenie wokół miasta pułapek wybuchowych dla nadciągających oddziałów. - wyliczył na szybko. - Dzisiaj chciałbym udać się do Klemensa i uzupełnić swoją księgę czarów, ale jutro, najdalej pojutrze musimy zająć się problemami bomb, maszyn oblężniczych i wywern. - ~ Hanns, poślij kogoś za tymi trzema doradcami. ~ - Dziękuję - w głosie burmistrza dało się usłyszeć ulgę - Przedstawię was mieszkańcom. Będziecie działać z mojego poruczenia, dostaniecie co i kogo trzeba do dyspozycji -
-Dziękujemy Burmistrzu, jest Pan mądrym człowiekiem. W przygotowaniach możemy pomóc, choć na razie myśleliśmy bardziej o sabotowaniu armii wroga. Czego wam najbardziej potrzeba? Jak przedstawia się system dowodzenia u was? - odezwał się pół-ork, który skinął głową burmistrzowi w geście uznania. - Odpowiem na wszystkie pytania, ale najpierw muszę powiadomić mieszkańców. Potem ustalimy dokładny plan - po tych słowach zawołał jednego ze swoich asystentów i kazał mu ściągnąć wszystkich gońców, natychmiast. Następnie wrócił do swojego biurka i zaczął gorliwie coś pisać
************************************************** *********
Pół-ork poczuł ulgę kiedy Burmistrz po długiej i ciężkiej dyskusji w końcu im uwierzył i zdecydował się nie bagatelizować sprawy tylko zacząć natychmiast przygotowanie do obrony miejsca. Rufus oczywiście miał zamiar się do tego intensywnie przyłączyć. Wczoraj wieczorem w karczmie pozwolił sobie na chwilę relaksu. Kiedy zobaczył tych wszystkich beztroskich, pijących i bawiących się ludzi, poczuł pewną zazdrość. Oni byli nieskalani tą cała wojną, zabijaniem bez przerwy, utratą bliskich i towarzyszy... w końcu porzucił stolik przy którym pod przewodem zawsze pomysłowego Jace'a zajmowali się planowaniem zaszkodzenia nadciągającej armii i zdecydował się przyłączyć do zawodników mierzących się w siłowaniu na rękę. Najlepsza z nich był pół-orczyca, wyjątkowo muskularna jak na kobietę, jednak ostatecznie nie dała mu rady. Później w ramach pocieszenia postawił jej parę piw i zrobiło się całkiem sympatycznie. Pół-orczyca okazała się być jednym z niższych oficerów miejscowej straży i kojarzyła przebywających w mieście najemników, usłyszał nawet jedno z imion o których przed laty wspominał jego ojciec. W każdym razie chyba przypadł jej do gustu ktoś tak samo mieszanej krwi jak ona, i to mocarz, więc Rufus z zadowoleniem zaczął jej opowiadać o walkach które stoczył, ze smokiem na czele, a alkohol rozluźniał język. W końcu oddalili się do jego pokoju gdzie zrobiło się naprawdę przyjemnie jak zrzucili z siebie ubrania, choć przez chwilę miał wrażenie że słyszy chichot dziadka. Czyżby nawet po śmierci mógl być zbereźnikiem...? Przez chwilę pomyślał o Emi, ale to co było pomiędzy nimi okazało się być krótkotrwałe więc nie czuł się winien.
No ale teraz trzeba było wziąć się do roboty. Rufus miał zamiar dzisiaj pomóc w szkoleniu milicji do obrony miasta i spotkać się z miejscową grupą najemników żeby skoordynować z nimi działania. W ciągu następnych dni może będzie okazja wyprawić się całą drużyną i zrobić jakiś podjazd przeciwko Kłom... |