lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [PF 18+] Inwazja Żelaznych Kłów - Rozdział III (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/19034-pf-18-inwazja-zelaznych-klow-rozdzial-iii.html)

shewa92 04-01-2022 02:58


Zbliżając się do Longshadow, Mikel przyglądał się głównie obwarowaniom, starając się ocenić ich stan. Nawet największe mury były nic nie warte, jeśli były zaniedbane. Mimo późnej pory, chłopak był raczej zadowolony z tego, co widział. Zamierzał obejrzeć je lepiej w ciągu dnia, ale zanim udadzą się na nocleg, musieli jeszcze porozmawiać z burmistrzem.

Zmierzając w stronę ratusza, gdzie mieli go znaleźć przyglądał się też uliczkom, odstępom między budynkami i ogólnej architekturze miasta, rozgrywając w głowie różne warianty na wypadek, gdyby kły przedostały się do miasta.
Nie spuszczał też z oczu hobhoblina, spodziewając się po nim jakiejś próby ucieczki.


Taktyka "nie drzwiami to oknem" nie za bardzo przypadła mu do gustu, więc cierpliwie czekał przed wejściem, licząc na to, że Jace i Hans załatwią sprawę, albo chociaż doprowadzą do otwarcia drzwi. O ile pośpiech był wskazany to nie był do końca przekonany, czy nie mogli zaczekać ze sprawą do rana. Przecież w ciągu nocy nikt nie zacznie przygotowań do obrony, a burmistrz zapewne i tak będzie musiał porozmawiać z ważniejszymi osobami w mieście, zanim podejmie jakiekolwiek działania.


Sindarin 05-01-2022 10:11

Jace i Hannskjald

Biuro burmistrza było sporych rozmiarów pomieszczeniem, urządzonym bogato, chociaż bez nadmiernego przepychu - co i tak było ogromną odmianą od tego, co bohaterowie mieli okazję widzieć przez ostatnie miesiące. Masywne biurko pod oknem zajmowały głównie schludnie ułożone sterty dokumentów, a na komodzie obok pyszniły się różne trofea: mierzący dobrą stopę pazur wiwerny, gobliński tasak, poobijany molthuński hełm oficerski oraz pięknie wykonana halabarda z ciemnego metalu, najpewniej adamantytu. Na ścianach w głębi pomieszczenia znajdował się szczegółowy plan Longshadow oraz mapy Nirmathas i Pustych Wzgórz z zaznaczonymi szlakami handlowymi.
Kiedy miast znajdowało się pod panowaniem Molthune, rozmiary biura miały zapewne onieśmielać petentów i wzmacniać autorytet gubernatora. Nirmathańczycy zrobili z tej pustej przestrzeni użytek, wstawiając tu okrągły stół z tuzinem krzeseł, który zapewne służył burmistrzowi do prowadzenia rozmów w bardziej otwartej i przyjacielskiej atmosferze. Obecnie siedziało przy nim dwóch mężczyzn w średnim wieku. Pierwszy z nich był gładko ogolonym, łysym człowiekiem z lekką nadwagą, ubranym w bogatą szatę z wyszytym złotą nicią misternym znakiem klucza - Jace bez trudu rozpoznał w nim święty symbol Abadara, bóstwa handlu i cywilizacji. Drugi mężczyzna wydawał się jego przeciwieństwem - dobrze zbudowany, z ciemnymi, częściowo już posiwiałymi włosami i sumiastymi wąsami zdobiącymi szczupłą twarz o szlachetnych rysach. Jego szata, choć niewątpliwie wysokiej jakości, nie była aż tak krzykliwa, dobrze pasując do złotego łańcucha stanowiącego symbol urzędu burmistrza.

W momencie, w którym Jace wcisnął się przez okno, niosąc ze sobą Nibbitz, obaj zajęci byli dyskusją nad kilkoma leżącymi na stole dokumentami. Na widok intruza obaj momentalnie zerwali się z krzeseł - meble upadły z ciężkim łomotem na wyłożoną drewnem podłogę. Abadarczyk najpierw wydobył z siebie nieartykułowany okrzyk zaskoczenia i przerażenia, po czym wrzasnął - Straż! Straż! Atakują nas! - cofając się do drzwi.
Burmistrz okazał się znacznie bardziej opanowany, i w całkiem niezłej formie jak na swój wiek. Zignorował rzucony przez Jace’a dziennik, zerwał ze ściany halabardę i wycelował jej ostrzem prosto w pierś psionika. Widać było, że nie wisiała tu jedynie dla ozdoby, a on umiał się nią posługiwać.
- Co to ma być do cholery!? - warknął gniewnie, chociaż w jego oczach dało się dostrzec błysk podekscytowania - Kim jesteś i co ci się wydaje, że tu robisz? -


Mikel, Milenna, Rufus

Ledwie Jace i Hannskjald zniknęli im z pola widzenia, wlatując do ratusza, z góry dało się słyszeć przeraźliwy krzyk, potem wołanie o straż. Zza drzwi dobiegł ich zaś odgłos kogoś w zbroi, zrywającego się na równe nogi w akompaniamencie paskudnych przekleństw, a następnie odbiegającego w głąb budynku. Po chwili ciężkie buciory zabębniły na schodach.

psionik 07-01-2022 14:29

Jace zrobił zdziwioną minę. Uniósł lekko ręce przed siebie pokazując otwarte dłonie - międzyrasowy znak braku broni i złych zamiarów.
- Nie słyszałeś co przed chwilą powiedziałem? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
Burmistrz ścisnął mocniej drzewce
- Nie karz mi się powtarzać, chłopcze! -
Jace skrzywił się kpiąco przez moment, zanim się opanował. Nie po to wleciał przez okno by dać się komukolwiek sprowokować.
- Żelazne Kły maszerują na Longshadow, więc zachowaj swój gniew na prawdziwego wroga - odpowiedział świdrując burmistrza wzrokiem.
- Jesteśmy Mścicielami Phaendar, jeśli ma jakiekolwiek znaczenie w tej sytuacji i wybaczcie, że nie poczekaliśmy z tym do rana, ale nie ma chwili do stracenia. Aha, otwórzcie drzwi, bo reszta świadków stoi na dole i czeka. - dodał.
Mężczyzna odpowiedział mu twardym spojrzeniem. Kryjący się za jego plecami kapłan wciąż wydawał się przerażony.
- Masz tupet, chłopcze - stwierdził, jednak po chwili odsunął ostrze halabardy i oparł się na broni. Gestem powstrzymał strażników, którzy wpadli do pomieszczenia z mieczami w dłoniach i szokiem na twarzy.
- Zanim zaczniesz mnie pouczać, przedstaw się i wyjaśnij, dlaczego mam wysłuchać kogoś, kto włamuje się do mojego biura w środku nocy? Longshadow jest ma mocne fortyfikacje i wytrzyma atak bandy pyszałkowatych goblinów -
- Jestem Jace Beleren, to jest Nibbitz, a ta sowa to Hannskjald, który wysyłał wam listy. - psionik przedstawił wszystkich. - Na dole pod drzwiami czeka Mikel, Millenna i Rufus.
Bywałem tu wcześniej, więc nie wlatywałbym przez okno gdybym nie miał pewności, że Longshadow zostanie podbite w jeden dzień, tak jak wszystko inne na drodze. Mówię tu o jeźdźcach na wiwernach, maszynach oblężniczych i bombach zapalających. Rozbiliśmy dwa obozy Kłów w Fangwood, szczegóły ataku są w dzienniku. -
spojrzał na strażników. - Otwórzcie drzwi, zanim reszta również zdecyduje się wejść przez okno! -
Strażnicy nie ruszyli się z miejsca, patrząc to na niego, to na swojego pryncypała.
- Nie dostałem żadnych listów… - burmistrz zmarszczył brwi - Żaden z raportów nie wspominał o takiej skali. Ale wciąż to nie powód, żeby zapominać o takim wynalazku jak pukanie - lekki uśmiech pod wąsem sugerował, że brawurowe wejście zrobiło na nim pewne wrażenie. Opierając halabardę o ścianę, wziął do ręki dziennik.
Jace spojrzał pytająco na Hannsa. Chrząknął w kierunku burmistrza wskazując wzrokiem na strażników.

Tymczasem na dole
- Rufus zmrużył oczy, słysząc odgłosy z góry.
- Chyba zaszło jakieś nieporozumienie - wyszczerzył się.
- Lecimy im na pomoc czy dalej pukamy w drzwi? - spojrzał na towarzyszy.
- Czekamy. - zwięźle odpowiedział Mikel.
- Myślę, że nie zaszkodzi zapukać skoro i tak czekamy. - Dodała Millenna.
-No to pukamy… - Rufus wzruszył ramionami i z całej siły walnął opancerzoną pięścią w drzwi. To uderzenie przyniosło efekt większy niż kilka wgnieceń na solidnej dębinie. Po chwili usłyszeli znajomy tupot butów i brzęk zbroi, a drzwi uchyliły się. Po drugiej stronie stał lekko zdyszany strażnik.
- Burmistrz Crawbert prosi o cierpliwość - powiedział, a po chwili dodał, lekko zaniepokojony - I proszę nie wlatywać przez okno -

Na górze, w gabinecie sowa zleciała z ramienia gnomki na podłogę, ostrzegawczo zahuczała i na oczach wszystkich krasnolud wrócił do swojej własnej postaci. Jak to przy przemianach bywało, wrócił do postaci takiej w jakiej wyruszył - a więc w napierśniku ze smoczej łuski i z tarczą z herbem Łowców.
- Hannskjald z Kraggodanu, posłany do druidzkiego kręgu w Crystalhurst przez księcia Gorma kiedy inwazja się rozpoczęła - krasnolud przedstawił się nieco wylewniej niż zwykle, ale chyba pomimo stoickiego spokoju na widok strażników bardziej przerażało go to że jego słowa będę miały tu wagę. Więc ważył je ostrożnie.
- Tylko od kręgu druidów dostałem odpowiedź. Ale warto dodać że wszystkie forty Łowców w Fangwood były wzięte z zaskoczenia. -
Burmistrz przerwał przeglądanie dziennika i spojrzał nieco zaskoczony na krasnoluda, uniósł też brwi widząc herb Łowców. Skinął mu głową, zerknął raz jeszcze na dziennik, po czym zamknął go i odłożył na stół. W tym czasie kapłan zdołał odzyskać rezon i w końcu się odezwał.
- Te wasze pogłoski to nie powód, żeby napastować burmistrza nocą!- rzucił oskarżycielsko - Umówcie się na spotkanie, jak cywilizowani!-
- Wielebny Zane ma trochę racji - stwierdził burmistrz, ale w jego głosie słychać było irytację - To co jest tu napisane, brzmi mało prawdopodobnie, dlatego nie będę podejmował żadnych decyzji tu i teraz, bez konsultacji z moimi doradcami - w tym momencie rozległo się głuche walnięcie metalu w drewno - Jednak wasi towarzysze mają trochę kultury. Biegnij na dół i każ im poczekać - ostatnie słowa skierował do jednego ze strażników, który popędził wykonać polecenie - Wróćcie z samego rana. I skorzystajcie z drzwi - zwrócił się z powrotem do Jace’a. Psionik kątem oka zauważył, że kapłan skrzywił się na te słowa.
Jace skierował swoje świdrujące spojrzenie na kapłana.
~ Nie mówcie nic o nadchodzącej pomocy ~ odezwał się mentalnie do towarzyszy, jednocześnie odzywając się do Zane’a:
- Czy wielebny wie co się stało w Phaendar zeszłego lata? Czy wiecie, że miasto zostało zamienione na twierdzę kłów i jest okupowane po dziś dzień? Czy wiecie, że wszystkie forty Łowców zostały zajęte? Ecru jest okupowane? -
- A skąd mamy wiedzieć, że chociaż jedno wasze słowo jest prawdziwe? Może chcecie tylko wywołać panikę?! - podniósł głos, ale burmistrz uciszył go, uderzając drzewcem halabardy o podłogę.
- Wiedzielibyście, gdyby ktokolwiek ruszył się poza mury miasta. Kiedy ostatnio mieliście karawany z Phaendar? Kiedy byli kupcy z Ecru? -
Przeniósł wzrok na burmistrza.
- Nie, nie oczekujemy podjęcia żadnych decyzji tu i teraz. Oczekujemy zebrania sztabu kryzysowego. 10 dni. - powtórzył dobitniej kierując te słowa do burmistrza. - To cholernie mało burmistrzu. Nawet z pomocą naszej magii to cholernie mało by przygotować się do obrony.
- Wystarczy tych oskarżeń, sugestii i oczekiwań - odpowiedział - Wywoływanie konfliktów i paniki niczemu nie pomoże. Porozmawiamy rano, kiedy wielebny Zane weźmie coś na uspokojenie, a ja będę miał świeższy umysł - powiedział twardo, ostrym spojrzeniem uciszając w pół słowa kapłana gotowego do dalszej dyskusji.
Jace wyciągnął dłoń, w której pojawił się dziennik kłów.
- Gdybyśmy chcieli paniki nie przyszlibyśmy bezpośrednio tu po całym dniu spędzonym w kulbace. - odpowiedział chłodno Jace kierując się do wyjścia.
- Mój dom został zniszczony przez lekceważenie przeciwnika. Nie życzę wam tego samego. Do zobaczenia z samego rana. -
- Zatrzymajcie się w Kanarku, to najlepszy zajazd w mieście - rzucił burmistrz, po czym zwrócił się do pozostałego strażnika.
- Odprowadź ich. A jutro od rana pilnujcie drzwi i wpuśćcie jak tylko przyjdą -
Niedługo później do wyjścia odprowadzeni zostali Jace z Nibbitz i Hannskjaldem w swojej naturalnej postaci. Prowadzący ich strażnik był uprzejmy i nieco wystraszony.
- Chodźcie, idziemy. Burmistrz zdecydował wysłuchać nas z samego rana. - powiedział Jace do reszty. Odwrócił się jeszcze do strażnika, który ich odprowadzał.
- Pamiętaj, co mówił burmistrz. Zero paniki. Jutro przygotujemy plan. - psionik znalazł jeszcze siły na uśmiech, chociaż szczerze padał już ze zmęczenia.

Ruszyli w kierunku karczmy wskazanej przez burmistrza. Gdy tylko skręcili w uliczkę, Jace poprosił towarzyszy by zamówili mu pokój, po czym ruszył w przeciwną stronę. Było już późno i zewsząd nadciągał mrok rozganiany jedynie latarniami idącymi w kierunku placu gdzie mieścił się ratusz. Jace przywołał swoją magię i zniknął okryty niewidzialnością. Upewniwszy się, że zaklęcie działa, wrócił w kierunku ratusza. Usiadł na ławce na przeciwko wejścia i czekał. Po chwili drzwi się otworzyły i z budynki wyszło dwóch ludzi - burmistrz i wielebny Zane. Jace uśmiechnął się i ruszył za pogrążonymi w rozmowie mężczyznami. Pomimo niewidzialności, trzymał się dobre 10-15 metrów za nimi aż rozdzielą się, po czym ruszył za wielebnym. Przywołał swoją magię chcąc zbadać myśli kleryka, którego zachowanie wydało mu się wielce podejrzane, ale nie udało mu się przeniknąć. Być może to zmęczenie, albo mocna głowa Zane'a, trudno było powiedzieć. Dość, że Jace stał przez chwilę w pełni widzialny patrząc za odchodzącym w kierunku świątyni mężczyznę.

Beleren westchnął jedynie. Nie miał zamiaru szpiegować kapłana. Być może jedynie przewidziało mu się? Być może jest zbyt zmęczony, by myśleć i wszędzie podejrzewa spisek? Westchnął ponownie i owinąwszy się swoim zimowym niebieskim płaszczem ruszył w stronę tawerny.


Lord Melkor 13-01-2022 01:32



- No to dobrze, że nie doszło do bitki jak tam wtargnęliście i że mamy audiencję rano. - Skwitował Rufus kiedy oddalili się od domu burmistrza i kierowali się w stronę poleconej im przez niego karczmy na nocleg.

Po drodze zaczęli już snuć plany obrony miasta przed Kłami. Hans zaproponował, że może przyzwać gryzonie, które nadgryzą liny maszyn oblężniczych hobgoblinów. Rufus zgłosił pomysły zaatakowania bazy jeźdźców wyyern, albo nawet wyeliminowania samego dowodzącego Kłami w ataku na Longhsadow, Kosseruka. Jak opowiedział im Marhzan, był to minotaur. Kiedyś był szefem własnego oddziału najemników, ale dołączył do Azaersi kiedy ta zaczęła tworzyć swoją armię i dorobił się opinii świetnego stratega, chociaż jego metody są inne od tych preferowanych przez Kły - zamiast szybkich ataków wolał zdobycie taktycznej przewagi. Pojawiło się więc pytanie, czy użyje tej tajemniczej wieży pozwalającej hobgoblinom na teleportację - na ten temat nic nie było w zdobytych przez Mścicieli z Phaendar planach ataku. Na pewno jego wyeliminowanie nie byłoby proste, choć jak zauważył dumnie pół-ork, dysponowali magią pozwalającą chociażby latać, zmieniać postacie, tworzyć iluzje i stawać się niewidzialnym, co dawało im wiele możliwości. Jace stwierdził, że mogą tutaj się przydać jego moce pozwalające wpływać na umysły, na przykład zaklęcie które sprawiłoby, że zastępca Kosseruka zacząłby go nienawidzić i dążyłby do wyeliminowania swojego przełożonego.

Pomysłów było dużo a czasu mało, wyglądało więc na to, że nie położą się dziś wcześnie spać...

Sindarin 21-01-2022 11:10

Po krótkim, acz burzliwym spotkaniu z burmistrzem Longshadow bohaterowie udali się do poleconej im karczmy, zostawiając Jace’a w tyle. Ulice miasta były o tej porze pustawe i ciche, szczególnie w porównaniu z tętniącym życiem Fangwood. Tutaj dało się usłyszeć jedynie okazyjne szczeknięcia psów, wycie wiatru między kominami i przytłumione przez ściany odgłosy życia domowego mieszkańców. Kanarek znajdował się zaledwie kilkaset metrów od ratusza, przycupnięty w cieniu miejskiego muru - dzięki wskazówkom udzielonym przez strażnika trafienie tam nie było żadnym problemem, chociaż nawet bez nich można było to zrobić, kierując się śladem zataczających się do domów pijaczków. Karczma okazała się sporym, dwupiętrowym budynkiem z podniesionym poddaszem, zbudowanym z drewna osadzonego na kamiennym fundamencie. Wyglądała na bardzo starą, lecz utrzymaną w świetnym stanie. Rufus usłyszał w głowie dawno niesłyszany głos dziadka, który z lubością wspominał osuszane tutaj kufle piwa, a według niego Kanarek był starszy nawet niż całe Longshadow. Cóż, staruszek musiał być spragniony, że w końcu się odezwał… Z wnętrza dobiegał gwar rozmów, śmiechu i ledwie słyszalna przez nie muzyka - ot, zwykłe odgłosy, które jednak dla bohaterów brzmiały obecnie niczym głosy z innego świata.

Gdy tylko otworzyli drzwi, w twarze buchnęło im ciepło, hałasy nabrały na sile, a w nozdrza uderzyła ich typowo karczemna mieszanka aromatów dymu, piwa i smakowitego jedzenia, okraszona smrodkiem potu i niemytego ciała. Główna sala była niemal kompletnie zapełniona przedstawicielami większości ras, zawodów i grup społecznych, jakie można było spotkać w tych okolicach. Paru dokerów przepijało właśnie swoją wypłatę z zazdrością popatrując w stronę suto zastawionego stołu kupców, półorczyca w rozchłestanym mundurze straży kładła na rękę krasnoluda przy wtórze radosnego rechotu jego pobratymców, a na scenie odbywał się smyczkowy pojedynek między półelfką a niziołkiem. Cały ten gwar zamilkł w momencie w którym w karczmie pojawili się obcy, jednak po szybkim spojrzeniu na ich sylwetki, twarze i ekwipunek wszyscy wrócili do przerwanych zajęć z takim samym entuzjazmem. Co prawda jeden z bardziej pijanych mężczyzn podniósł się, wpatrując z nieprzyjemną miną w Milennę, ale szybko został usadzony na krześle przez swoich rozsądniejszych kolegów, palnięcie w potylicę i kolejny kufel szybko odwróciły jego uwagę. Ostatecznie w stronę drużyny ruszyła jedynie stojąca wcześniej za barem atrakcyjna kobieta o bladej skórze i krótko ściętych czarnych włosach. Miała gibką, atletyczną sylwetkę i energiczny krok - z gracją omijała zbyt energicznie gestykulujących bywalców, dłoń opierając swobodnie na zdobionej rękojeści przypasanego do biodra rapiera. Jej strój był niecodzienną mieszanką, łączącą typową dla mieszczanek długą spódnicę z solidnymi butami i skórzanym kubrakiem, pasującym bardziej dla szermierki lub awanturniczki. Kolejnym nietypowym elementem była opaska zasłaniająca jedno z jej oczu, która jednak nie odbierała jej twarzy atrakcyjności - zdrowe oko uważnie przyglądało się nowoprzybyłym, zatrzymując się z zainteresowanie nieco dłużej na Rufusie i Mikelu. Uśmiechnęła się i skłoniła delikatnie
- Witamy w Kanarku. Jestem jego właścicielką, możecie mi mówić Gestelle. Jeśli szukacie noclegu, to mamy jeszcze kilka pokoi, ostatnio odwiedza nas mniej podróżnych -


XXVIII dzień miesiąca Neth (XI), Longshadow, 120 dni po ucieczce z Phaendar, 47 dni po odbiciu fortu Trevalay

Noc spędzona w karczmie, z dachem nad głową, na prawdziwych łóżkach, w cieple i o pełnych brzuchach była prawdziwą przyjemnością. Do tego obfite śniadanie podane prosto do stołu - od dawna nie mogli liczyć na aż takie luksusy. Teraz jednak nie mieli zbyt wiele czasu, by się nimi rozkoszować, bo zanim dokończyli posiłek do karczmy wpadł jakiś wyrostek i podbiegł do ich stołu.
- Burmistrz Crawbert kazał przekazać, że czekają na was w ratuszu - wyrzucił z siebie jednym tchem, po czym wyciągnął przed siebie dłoń w oczekiwaniu na zapłatę. Zamiary miał dobrze wypisane na twarzy: pewnie dostał już jednego srebrnika za swoje zadanie, a teraz próbował naciągnąć przyjezdznych na następnego.

Longshadow już od rana tętniło życiem - ulice, jeszcze kilka godzin temu niemal opustoszałe, teraz pełne były mieszkańców, zmierzających do pracy, na targ czy do innych zajęć. W dali widać już było ciemne smugi dymu unoszące się z tutejszych hut, a od strony rynku dało się dosłyszeć pokrzykiwania przekupek. Ot, zwykłe życie miasta, a jednak tak różne od tego, czego bohaterowie doświadczali przez ostatnie miesiące…

Po dotarciu do ratusza nie dało się zauważyć, że burmistrz wziął sobie do serca nocną wizytę. Okiennice na piętrze były pozamykane, a drzwi wejściowe uchylone. Stał też przy nich strażnik, który zobaczywszy drużynę od razu otworzył je i zaprowadził wszystkich do znajdującego się na piętrze biura, które było już przygotowane do spotkania. Przy stole ustawiono wystarczająco dużo krzeseł, by każdy mógł z nich skorzystać - jedno, wyraźnie lepiej zdobione, ustawiono u szczytu, w lekkim oddaleniu, trzy po jednej stronie blatu, a naprzeciw nich pozostałe. Burmistrz stał wciąż oparty o swoje biurko, a siedziska naprzeciwko bohaterów zajmowały trzy osoby, które przerwały właśnie rozmowę i wpatrywały się z podejrzliwością w bohaterów.
- Dzień dobry - odezwał się burmistrz - Miło, że tym razem skorzystaliście ze schodów - rzucił, uśmiechając się pod wąsem - Zacznijmy od pełnej prezentacji, żebyśmy wszyscy wiedzieli, z kim rozmawiamy. Nazywam się Thom Crawbert i jestem burmistrzem Longshadow, a to są moi doradcy -
Po tych słowach podszedł do samotnego krzesła.
- Wielebny, przepraszam, Bankier Solomon Zane, głowa tutejszej świątyni Abadara - wskazał na tęgiego, łysego mężczyznę, którego spotkali wcześniej w jego biurze.
- Seneka Volstadt, mistrzyni handlu - blondwłosa półelfka o wyniosłym wyrazie twarzy skinęła głową.
- Oraz Garret Graygallow, właściciel naszych odlewni - ostatni z doradców był szczupłym człowiekiem o krótkiej brodzie, przywodzącym na myśl księgowego.
Dokonawszy prezentacji, burmistrz usiadł na swoim miejscu i skinął w stronę bohaterów.
- A teraz proszę, siadajcie, przedstawcie raz jeszcze siebie i z czym przychodzicie -

psionik 30-01-2022 11:20

Noc spędzona w ciepłej karczmie wśród niczego niespodziewających się ludzi, chłopów, robotników i awanturników była miłą odmianą, nawet od noclegów w forcie Trevalay, nie wspominając już o ciepłej pierzynie i normalnym jedzeniu, którego nie trzeba było przygotowywać. Poprzedzający wieczór był jednak bardzo intensywny. Jace po powrocie od burmistrza zastał towarzyszy cieszących się wieczorem. Z daleka słyszał Rufusa głośno dopingującego, a później startującego w miejscowym konkursie siłowania się na rękę. Nie chciał psuć innym atmosfery. Nie musieli planować nic konkretnego na kolejny dzień. Sam w głowie miał opracowanych kilka scenariuszy rozmowy z burmistrzem, jednak gdy dosiadł się do stolika zagadnął go Mikel. Jace przekazał telepatycznie swoje obawy odnośnie wielebnego. Przez chwilę rozmawiali jeszcze o planach na kolejne dni, zanim mag podziękował i poszedł na górę się wyspać.

Poranek przywitał go leniwie, ale jak codziennie Jace rozpoczął dzień od medytacji i porannej zaprawie hołdując zasadom Iroriego by harmonijnie ćwiczyć i ciało i umysł. Zszedł na dół czując się obco. Na dole krzątała się już służba przygotowując stoły, nakrycia, a z kuchni wydobywał się pyszny zapach śniadania od którego nawet jemu zaburczało w brzuchu. Zjedli śniadanie i ruszyli za posłańcem do ratusza mijając po drodze budzące się do życia miasto. Beleren z zainteresowaniem przyglądał się domostwom, budynkom i murom szacując ile czasu potrzebne będzie na przygotowanie Longshadow do oblężenia. To, że się im nie uda przekonać burmistrza nie brał nawet pod uwagę, o czym musiał sobie przypominać kilka razy już podczas narady.

Jace nie skomentował ani zamkniętych okien, ani kąśliwej uwagi burmistrza. Nie było konieczności antagonizować się już na początku, a ciętość języka wziął za dobrą monetę. Oznaczało to, że Crawbert używał głowy z równą wprawą jak halabardy. Beleren przedstawił wszystkich po kolei, Mścicieli Phaendar, gnomkę i hobgoblina.
Zajęli wskazane miejsca przy stole.
- Dziękuję za poważne potraktowanie sprawy i spotkanie z samego rana. Chciałbym zaznaczyć, że doceniamy to, że pojawiliście się tutaj z samego rana i możemy porozmawiać. Pozwólcie, że przedstawię obraz sytuacji w jakiej się znajdujemy, a w dalszej części przedstawimy dowody na potwierdzenie naszych słów.
Sytuacja w rejonie jest tragiczna. Cztery miesiące temu przeżyliśmy najazd Żelaznych Kłów na Phaendar. Nie był to jednak typowy rajd, jakich wiele było wcześniej. Phaendar jest okupowane i zamienione w twierdzę. Ci, którym udało się uciec, skryli się w Fangwood.
- Jace przeszedł do krótkiego opisu sytuacji w puszczy nie eksponując nadmiernie własnych sukcesów.
Skończył na ostatnim ataku na obóz Kłów i odbicie więźniów.
- W ten sposób pozyskaliśmy ten dziennik - tu Jace ponownie położył na stole przed burmistrzem dziennik Kłów - Ta dwójka była więźniami obozu, z czego Nibitz służyła jako skryba, zaś on… on był żołnierzem Kłów.
Rozmawialiśmy wczoraj z mieszkańcami. Każdy zauważył zmniejszony ruch, mniej kupców, mniej przyjezdnych. Przyczyna jest jedna. Wszystkie ziemie po drugiej stronie Marideth należą do Kłów. -
Jace westchnął.
- Jesteśmy tu dzisiaj by odpowiedzieć na wszystkie wasze pytania i rozwiać wasze wątpliwości. Mamy dziewięć dni na przygotowanie Longshadow do obrony przed oblężeniem jakiego jeszcze to miasto nie widziało. I potraktujcie to proszę z najwyższą dozą powagi jeśli Longshadow ma przetrwać. - usiadł oczekując na pytania.
Burmistrz wysłuchiwał przemówienia Jace’a z marsową miną, jego brwi marszczyły się coraz bardziej z każdym wypowiadanym zdaniem.
- To, co mówisz, brzmi nieprawdopodobnie, ale tłumaczy wiele… - nie zdołał dokończyć, gdy w słowo weszła mu pani Volstadt.
- Z całym szacunkiem, panie burmistrzu, ta historyjka zupełnie nie trzyma się kupy!- powiedziała, po czym spojrzała pobłażliwie na Jace’a - Mamy uwierzyć, że cała Dolina Nesmiańska, i Fangwood na dodatek, zostały zajęte ledwie w parę miesięcy? Rozumiem, Phaendar może i zostało zajęte, ale nawet Molthune nie ma tak ogromnej armii, żeby z taką prędkością zajmować tak rozległe tereny - lekceważąco machnęła ręką - A nawet jeśli chcą zaatakować nasze miasto, to zapewnienie zaopatrzenia odbierze im tyle zasobów, że nie będą stanowić zagrożenie. Molthune próbowało kilka razy, z takim samym skutkiem - uśmiechnęła się z pewnością w głosie.
Jace przyjął spojrzenie i ton kobiety. Odwzajemnił uśmiech.
- Gdybym dostawał złotą monetę za każdym razem gdy słyszałem te słowa, a potem oglądałem spalone wsie... - westchnął. - Ta inwazja jest inna niż wszystkie, ponieważ prowadzona jest nie przez byle watażkę, ale generała z dostępem do magii. -Jace pochyli się do przodu świdrujące błękitnymi oczami każdego z przedstawicieli rady z osobna - Jaki mielibyśmy cel, by was oszukiwać? Co możemy osiągnąć marnując cały dzień w siodle i naruszając gościnę burmistrza późnym wieczorem? My, Łowcy z Chernasardo, druidzi z Crystalhirst, uchodźcy z Szybów Radyi, czy dezerter Kłów?-
- Chociażby wywołać panikę w mieście, przepowiadając nadchodzącą zagładę - odparował spokojnie Garrett Graygallow - W sobie znanym celu. Może chcecie zdestabilizować nasz przemysł? A może zdefraudować pieniądze z kasy miejskiej? Wpadliście tu nocą, licząc na szybką i nieprzemyślaną decyzję burmistrza Crawberta, wziętego z zaskoczenia - wyliczał miarowo - A każdą nieścisłość w opowieści łatwo wyjaśnić magią -
Burmistrz chwilowo milczał, analizując każdą wypowiedź. Według prawa decyzja należała do niego, ale ewidentnie nie zamierzał podjąć jej zbyt pochopnie.
Mikela w środku aż skręcało. Wiedział, że czas jest kluczowy, a bezsensowny opór "doradców" przed akceptacja faktów tylko opóźniał działania.
-Nie jestem burmistrzem, nie zarządzam żadnym innym miastem ani wsią, ale wydaje mi się, że w dobrze rozumianym interesie tego miasta jest chociaż przez chwilę założyć, że mówimy prawdę, bo jeśli tak jest to nie przygotowując się do obrony skażecie wszystkich ludzi, za których bezpieczeństwo odpowiadacie, na pewną śmierć. - spojrzał na burmistrza, ignorując doradców - Czy nie macie tutaj maga lub kapłana, który mógłby zweryfikować czy mówimy prawdę czy nie? To chyba jest możliwe z użyciem magii prawda? - spojrzał pytająco na Jace'a - To powinno jednoznacznie rozwiązać temat prawda?
- Powinno, gdyby wszyscy zachowali otwarte głowy. - zgodził się spokojnie Jace. - Panie Garrett, nie było pana wczoraj, więc wyprowadzę pana z błędu - prosiliśmy burmistrza o zwołanie rady, a nie o natychmiastowe nocne i nieprzemyślane decyzje. - upomniał go mag. - Czasu jest niewiele, ale nie spodziewamy się, że to tak uwierzycie nam na słowo. Dlatego mamy ze sobą przedstawicieli wielu różnych frakcji. Rozumiem wasz sceptycyzm, bo nikt z nas nie spodziewał się ataku na żadne ze wskazanych miejsc, dlatego obróćmy problem - czego potrzebujecie, by nam uwierzyć? -

Lord Melkor 31-01-2022 00:08

Na pytanie Mikela rozmówcy spojrzeli w stronę wielebnego Zane'a, a kapłan zaczął wiercić się z niezadowolonym wyrazem twarzy.
- Mógłbym stworzyć sferę prawdomówności, ale dopiero jutro. Pan Skarbców nie udzielił mi dziś tego błogosławieństwa - stwierdził niechętnie - Ale zmyślny oszust potrafiłby wprowadzić w błąd mimo niej

Rufus siedział, zaciskając w irytacji pięści. Podobnie jak w Mikelu, niedowierzanie ze strony doradców działało mu mocno na nerwy. Pozwolił na początku rozmowy przejąć inicjatywę Jace’owi, wiedząc że tamten jest od niego lepszym dyplomatą. Pół-ork czuł się lepiej w bardziej “brutalnych” argumentach. Choć teraz poczuł potrzebę wesprzeć towarzyszy i wstał, przeszywając wątpiącego doradcę spojrzeniem.
- Mamy tutaj do czynienia ze świetnie zorganizowaną i wspieraną przez magię i bestie armią hobgoblinów. Mieli po swojej stronie na przykład trolle, które pokonaliśmy w forcie Nunder, a także smoka, którego ubiliśmy w forcie Trevalay. Dziwię się, że jeszcze żadni uchodźcy do was nie dotarli, ale tak jak powiedzieli moi przyjaciele, możemy sprowadzić świadków i dać się sprawdzić magią. Możemy nawet zabrać kogoś drogą powietrzną i pokazać mu z góry obóz tych cholernych hobosów. - po tych słowach ponownie usiadł.

- Owszem, mieliśmy doniesienia o kilku napaściach na wioski na Pustych Wzgórzach - stwierdziła Volstadt - Ale takie grupki nie mają szans zdobyć miasta, Longshadow jest dobrze przygotowane na oblężenia - spojrzała z wyniosłością na bohaterów.

Mikel zdziwiony spojrzał na Zane'a.
-Da się kłamać w Twojej sferze prawdomówności? Jaki jest zatem sens tej sfery? Może ktoś inny byłby w stanie rzucić lepsze zaklęcie? -
Na te słowa burmistrz parsknął cicho
- Widać chłopcze, że nie ubabrałeś się jeszcze w polityce. Zazdroszczę - w jego głosie słychać było szczerą życzliwość.
Wojownikowi skinął z szacunkiem burmistrzowi,nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie podobał mu się ten duchowny. Voldstadt wydawała się mniej twardogłowa i jej odpowiedział nieco grzeczniej.
-Czyli macie informacje, które przynajmniej częściowo potwierdzają to, o czym mówimy, ale nie macie jak udowodnić nam kłamstwa czy przesady w szacunku ilości wojsk, jakie wam zagrażają tak? Jakiego dowodu poza armią stojącą u bram potrzebujecie, by zacząć się przygotować? - zapytał.
- Wiemy, że po wzgórzach kręci się kilka bandyckich grup, łupiących niektóre wioski i napadających na kupców - odparła Seneka - Rozważamy sformowanie grupy ekspedycyjnej, która się ich pozbędzie.

-Jasne… I pewnie by to wystarczyło, jeśli nie mówimy prawdy. Mogą się państwo wszyscy przez chwilę zastanowić, co jeśli jednak to my mamy rację? Wasze działania nie dadzą nic, a brak przygotowań na większy atak skończy się tym, że Kły zabija większość mieszkańców. - rozejrzał się po zebranych, starając się złapać wzrok Jace'a i Hansa - Nie jestem ekspertem w sprawach czarów i innych tego typu rzeczy, ale myślę, że są zaklęcia które pozwolilbym waszym magom przyjrzeć się z daleka miejscom w których byliśmy, wioskom zniszczonym do gołej ziemi, fortom łowców, teraz niemal w ruinie. Pewnie macie magów, którzy mogliby przenieść się w niektóre z tych miejsc jeszcze dziś i na własne oczy potwierdzić, jak się sprawy mają. Czemu więc zakładacie, że kłamiemy, skoro wszystko możecie sprawdzić sami?
- To nie takie proste - wtrącił się Jace. - Longshadow jest miastem górniczym, mogą nie mieć wystarczająco potężnych magów, a nam nie zaufają.
-A jakby jedna osoba od nas zabrała grupkę od nich w obie strony?
- Jak ktoś chce, szuka sposobu, jak nie chce szuka powodu - odpowiedział Jace wpatrując się w kapłana. - Poki co my szukamy sposobu, a wielebny Zane powodu. -
Psionik spojrzał ponownie na burmistrza - Widziałem wasze popękane mury, waszych wartowników, szczerze mówiąc ich stan jest dość opłakany. Widać, że dawno nie inwestowaliście w obronność. Boicie się paniki? Zróbcie szkolenie. Ogłosicie manewry, próbne przygotowanie do obrony, to zminimalizuje niepokój. Nie marnujmy czasu jaki potrzebujecie na weryfikację naszych słów.
Beleren spojrzał ponownie na „radę” i na burmistrza zanim ponownie się odezwał:
-Ponawiam pytanie, jakiego dowodu potrzebujecie, żeby nam uwierzyć?
Thom Crawbert wysłuchiwał jego przemowy, delikatnie kiwając głową i w zamyśleniu przesuwając dłonią po wąsach. Widać było, że te słowa do niego trafiają, a jednak jego doradcy wciąż nie byli przekonani.
- Dowodu? Może szczegółów. Dalej nie powiedzieliście, co za potężną magią ta niby-armia dysponuje - dodał kpiąco Graygallow - I z kim wczoraj rozmawialiście o sytuacji w mieście? Podobno przybyliście późno w nocy, budziliście ludzi czy słuchaliście plotek pijaków w karczmie? -

- Gestelle wydaje się być dobrym źródłem informacji w tym miejscu. - odpowiedział spokojnie, kierując kolejne słowa do siedzącego nieopodal hobgoblina:
- Mahrzan, zechcesz zaspokoić ciekawość pana Garreta w kwestii możliwości Kłów, szczegółów dotyczących armii, dotychczasowych posunięć, magii i generał Azaresi? -
Hobgoblin rozejrzał się niepewnie, po czym ochrypłym głosem opowiedział obecnym to, czym już wcześniej podzielił się z drużyną. Burmistrz powoli położył dłoń na stole i zacisnął ją w pięść, Seneka zbladła nieco, zaś łysina Solomona wręcz przeciwnie, poczerwieniała. Jedynie Graygallow wydawał się nieporuszony.
- Magiczne tunele? Co to za brednia? Dobrze go wytresowaliście, mówi… - przerwało mu uderzenie pięści w blat
- Garrett, zapominasz się! - warknął burmistrz.
Chwilę ciszy, która po tym nastąpiła, wykorzystała Nibbitz.
- Ekhm, nazywam się Nibbitz i byłam nadzorcą Szybów Radyi. W archiwum ratusza znajdziecie moje listy i raporty. Wszystko co mówią to prawda - powiedziała szybko, jakby dotąd zbierała się w sobie i teraz chciała mieć to za sobą.

Jace kiwnął głową gnomce z uznaniem.
- Chcieliście szczegółów, macie szczegóły, choć są one tak samo niewiarygodne jak to, że zabiliśmy czarnego smoka na usługach Kłów. A mimo to, spójrzcie na to - wskazał na pancerz druida zrobionych z czarnych jak smoła smoczych łusek. - Widać świeże smocze łuski. - Beleren spodziewał się trudnej przeprawy. Wiadomości o magicznych tunelach i wieży były wystarczająco niewiarygodne, jednak nie spodziewał się takiej ściany. Jeszcze nie tak dawno sięgnąłby do umysłów tych ludzi za pomocą magii, jednak dużo przeszedł przez ostatnie miesiące. Zahartował się, zmienił, zmądrzał. Mogli wygrać albo siłą argumentów, albo… wolał nie myśleć o alternatywach. Nadal jednak kusiło go by zajrzeć do umysłów wielebnego Zane’a i Garreta i sprawdzić co nimi kieruje. Powstrzymywał się jednak przez wzgląd na dobro sprawy.
- Ja mogę na dniach ściągnąć tu jeszcze dwóch świadków - Voldana z Szybów Radyi którego kuzyn mieszka tu w Longshadow i Cobba Greenleafa którego pewnie sami już znacie. Bo Cobb przeżył i opowie o tym jaką magią Kły wzięły fort, i o tym że sprzymierzyły się ze smokiem. - krasnolud dorzucił swoje propozycje, choć wymagałoby kolejnego dnia żeby znaleźć obu i ich tutaj sprowadzić. Ale tknęło go coś jeszcze. Nie potrafił ocenić co powodowało zacietrzewionym doradcami … ale mógł sprawdzić czy przypadkiem nie są sobą.

Jace dostrzegł próbę krasnoluda, chrząknął skupiając na sobie uwagę.
- Szanowni, może zrobimy pięć minut przerwy na herbatę i przemyślenie tematu?
~ Hanns, co ty robisz? ~

~ Hmph? ~ zaskoczonemu druidowi udało się mentalnie przekazać chrząknięcie ~ Kiedy wróciłem do fortu, natura pierwszy raz objawiła mi naturę istot. To żadne zaklęcie. Próbowałem uzyskać tą wizję też teraz. Ale skąd wiesz? ~
~ Skupiasz swoją uwagę i energię magiczną. To czuć. Wprawne oko również to zauważy. ~ odpowiedział psionik. ~ Też nie podoba mi się ich upór. Wczoraj próbowałem odczytać myśli Zane’a jak wyszedł z ratusza, ale nic nie wyszło. Trzeba mieć na nich oko i sondować z ukrycia. ~
Jace zauważył, że doradcy burmistrza na sekundę dłużej zatrzymali spojrzenie na nim i Hannsie, jednak jeśli coś zauważyli, to w żaden sposób na to nie zareagowali. Na propozycję przerwy burmistrz pokręcił głową.
- Myślę, że to nie będzie konieczne. Rozciąganie tej debaty, tak jak ściąganie tu kolejnych świadków, będzie już przesadą - stwierdził spokojnym tonem, po czym zwrócił się do doradców - Jakie są wasze rekomendacje? -
Graygallow i Volstadt pokręcili stanowczo głowami.
- Nie możemy podążać za wynurzeniami najemników znikąd, wiele ryzykując w imię obrony przed domniemanym atakiem jakieś bandyckiej grupki - głos półelfki był oschły i pewien swojego zdania, zaś właściciel hut gestem wyraził poparcie dla jej słów.
- Nie wspominając już o tym, jak wpłynie to na nastroje mieszkańców i stan kasy miejskiej - dodał wielebny Zane.
Burmistrz Crawbert pokiwał głową, po czym zwrócił się do bohaterów.
- Ma pan jeszcze coś do dodania, panie Beleren? Mściciele? - zapytał uprzejmie.

- Ja mam do dodania głównie to, że jak nas zignorujecie, to za dziewięć dni wy i wasi bliscy będziecie albo martwi, albo skończycie jako niewolnicy Kłów. Tak skończyła większość mieszkańców Pheandar, lasu Fangwood i Szybów Radyi. Musicie przygotować się do obrony, korzystając z tego, że znamy plany nieprzyjaciela - podsumował Rufus lodowatym tonem.

Jace milczał skupiając się na tym, by schować swoje myśli i plany obrony, a także uzyskane przed chwilą informacje.
- Nie panie burmistrzu, wyłożyliśmy swoją sprawę i przedstawiliśmy argumenty. - powiedział w pośpiechu wstając, jakby go goniło.
~ Będę w karczmie, przygotuję zaklęcia i pozbędę się 3 problemów wieczorem. ~ rzucił myśl do towarzyszy
- Decyzja jest w pana rękach i liczymy, że będzie ona słuszna. Pan wybaczy, muszę wyjść. - powiedział ruszając w stronę wyjścia, jednak zatrzymał się w pół kroku po słowach Crawberta.
- Moment! - burmistrz podniósł się od stołu - Nie interesuje pana co mam do powiedzenia? - zapytał zaskoczony.
Jace uśmiechnął się nerwowo.
- Oczywiście że interesuje, niezależnie od tego… -

- Więc usiądzie pan i da mi pan to zrobić - Crawbert przerwał mu stanowczym głosem. Kiedy Jace go usłuchał, mężczyzna wyprostował się i wziął głęboki oddech, przesuwając dłonią po twarzy.
- Seneko, Solomonie, Garrett, od lat ufam wam bezgranicznie we wszystkich sprawach. Wasza rozwaga i mądrość nie raz i nie dwa pomogły w rozwoju Longshadow, a ile razy wyciągnęły nas z kłopotów, to już sam nie zliczę - uśmiechnął się do jakichś wspomnień, a jego doradcy z powagą i zadowoleniem pokiwali głowami - Dlatego tym trudniej mi to powiedzieć, ale myślę że się mylicie. To, co mówi pan Beleren i jego towarzysze jest wystarczająco wiarygodne, by dać temu posłuch. Do tego sami proponują poddanie ich magii sprawdzającej prawdomówność, jaki oszust ryzykowałby coś takiego? Jeśli tak jak ja przejrzycie ten dziennik - wskazał na przyniesiony tom, jednocześnie ostrym spojrzeniem uciszając podnoszące się protesty doradców - zobaczycie, że zagrożenie jest realne. Poza tym, nie próbują na nas nic wymusić, a jedynie ostrzegają - po tych słowach zwrócił się do bohaterów - Za chwilę roześlę wici do znaczniejszych miejsc. Na szczęście dzisiaj jest dzień targowy - w ciągu godziny ogłoszę publicznie, że Longshadow musi przygotować się do oblężenia.
Na te słowa Seneka uniosła się z krzesła.
- Thom, jak… - zaczęła, ale burmistrz jej przerwał.
- Zdecydowałem! - powiedział twardo - Więc nie mitrężcie czasu i powiadomcie swoich ludzi! - po tych słowach doradcy ruszyli do wyjścia, obrzucając bohaterów nieprzychylnymi spojrzeniami. Crawbert także skierował na nich wzrok, jego oczy były jednocześnie zmęczone i pełne ognia.
- Czy możemy też liczyć na wasze wsparcie przy przygotowaniach? - zapytał bez ogródek.
- Jesteśmy do dyspozycji. - skinął Jace, który odetchnął gdy doradcy opuścili pomieszczenie.
~ Pomińcie moją wcześniejszą myśl. Wydaje mi się, że byliśmy mentalnie podsłuchiwani. ~
- Mamy zaklęcia, które pozwolą umocnić mury, zbudować maszyny pozwalające na ostrzał wrogów, czy rozrzucenie wokół miasta pułapek wybuchowych dla nadciągających oddziałów. - wyliczył na szybko. - Dzisiaj chciałbym udać się do Klemensa i uzupełnić swoją księgę czarów, ale jutro, najdalej pojutrze musimy zająć się problemami bomb, maszyn oblężniczych i wywern. -
~ Hanns, poślij kogoś za tymi trzema doradcami. ~
- Dziękuję - w głosie burmistrza dało się usłyszeć ulgę - Przedstawię was mieszkańcom. Będziecie działać z mojego poruczenia, dostaniecie co i kogo trzeba do dyspozycji -

-Dziękujemy Burmistrzu, jest Pan mądrym człowiekiem. W przygotowaniach możemy pomóc, choć na razie myśleliśmy bardziej o sabotowaniu armii wroga. Czego wam najbardziej potrzeba? Jak przedstawia się system dowodzenia u was? - odezwał się pół-ork, który skinął głową burmistrzowi w geście uznania.
- Odpowiem na wszystkie pytania, ale najpierw muszę powiadomić mieszkańców. Potem ustalimy dokładny plan - po tych słowach zawołał jednego ze swoich asystentów i kazał mu ściągnąć wszystkich gońców, natychmiast. Następnie wrócił do swojego biurka i zaczął gorliwie coś pisać


************************************************** *********

Pół-ork poczuł ulgę kiedy Burmistrz po długiej i ciężkiej dyskusji w końcu im uwierzył i zdecydował się nie bagatelizować sprawy tylko zacząć natychmiast przygotowanie do obrony miejsca. Rufus oczywiście miał zamiar się do tego intensywnie przyłączyć. Wczoraj wieczorem w karczmie pozwolił sobie na chwilę relaksu. Kiedy zobaczył tych wszystkich beztroskich, pijących i bawiących się ludzi, poczuł pewną zazdrość. Oni byli nieskalani tą cała wojną, zabijaniem bez przerwy, utratą bliskich i towarzyszy... w końcu porzucił stolik przy którym pod przewodem zawsze pomysłowego Jace'a zajmowali się planowaniem zaszkodzenia nadciągającej armii i zdecydował się przyłączyć do zawodników mierzących się w siłowaniu na rękę. Najlepsza z nich był pół-orczyca, wyjątkowo muskularna jak na kobietę, jednak ostatecznie nie dała mu rady. Później w ramach pocieszenia postawił jej parę piw i zrobiło się całkiem sympatycznie. Pół-orczyca okazała się być jednym z niższych oficerów miejscowej straży i kojarzyła przebywających w mieście najemników, usłyszał nawet jedno z imion o których przed laty wspominał jego ojciec. W każdym razie chyba przypadł jej do gustu ktoś tak samo mieszanej krwi jak ona, i to mocarz, więc Rufus z zadowoleniem zaczął jej opowiadać o walkach które stoczył, ze smokiem na czele, a alkohol rozluźniał język. W końcu oddalili się do jego pokoju gdzie zrobiło się naprawdę przyjemnie jak zrzucili z siebie ubrania, choć przez chwilę miał wrażenie że słyszy chichot dziadka. Czyżby nawet po śmierci mógl być zbereźnikiem...? Przez chwilę pomyślał o Emi, ale to co było pomiędzy nimi okazało się być krótkotrwałe więc nie czuł się winien.

No ale teraz trzeba było wziąć się do roboty. Rufus miał zamiar dzisiaj pomóc w szkoleniu milicji do obrony miasta i spotkać się z miejscową grupą najemników żeby skoordynować z nimi działania. W ciągu następnych dni może będzie okazja wyprawić się całą drużyną i zrobić jakiś podjazd przeciwko Kłom...

shewa92 02-02-2022 02:59


Mikel nie był do końca zadowolony z przebiegu narady. Z jednej strony udało im się przekonać burmistrza do podjęcia działań, ale nie można było powiedzieć tego samego o jego doradcach. W zasadzie to chyba całkiem ich do siebie zrazili. Wojownik cały czas zastanawiał się nad ich postawą i im dłużej myślał, tym bardziej dochodził do wniosku, że ich zachowanie nie jest naturalne. Odnosił wrażenie, że doradcy robią co mogą, żeby miasto nie było gotowe na atak Kłów. Uważnie obserwował ich, kiedy zostali odprawieni, starając się zapamiętać sposób w jaki się ruszają, sylwetki czy postawę. Być może będzie trzeba ich śledzić, a im więcej cehc szczególnych zapamięta, tym będzie to łatwiejsze.

Zaraz po rozmowie, czekając na burmistrza, towarzysze zaczęli się zastanawiać nad potencjalnymi sposobami na obronę. Pomysłów było sporo, mieli też trochę czasu i środki, które pozwalały przyjąć oblężenie. Mikel był zdecydowanie dobrej myśli. Sam zamierzał pomóc przy szkoleniu ludności, przygotowaniu zapasów oraz przy organizowaniu czegoś na wzór milicji. Na razie musieli tylko czekać na oficjalne ogłoszenie mieszkańcom tego, co się szykowało.


Studied Target na Senekę i kapłana.



Sindarin 03-02-2022 13:04

Gdy narada oficjalnie się skończyła, burmistrz zasiadł za swoim biurkiem i zagłębił się w swoje biurokratyczne sprawy. Jego pracownicy musieli świetnie go znać, albo przejawiać zdolności telepatyczne, bo do bohaterów podszedł posunięty już wiekiem niziołek i uprzejmie wyprosił ich z biura, zapraszając do pokoju obok, przeznaczonego dla gości i petentów. Tam mogli zasiąść z zadziwiająco wygodnych fotelach (a może tylko odzwyczaili się od tych luksusów?) i czekać, oglądając jak do ratusza wpadają posłańcy tylko po to, by po chwili wypaść w takim pędzie, jakby ścigał ich jakiś potwór. Cóż, jeśli się zastanowić, to wszyscy brali teraz udział w wyścigu z czasem…

Minuty wlekły się bezlitośnie jedna za drugą, co dla bohaterów przyzwyczajonych już do ciągłego działania było coraz trudniejsze do zniesienia. Przekonali burmistrza, ale jak zareagują mieszkańcy Longshadow? Czy wpadną w panikę i przed jakimikolwiek przygotowaniami będzie trzeba uspokoić zamieszki w mieście? Czy w ogóle mają szansę się przygotować? A jeśli Kły sprzymierzyły się z kolejnymi smokami? A jeśli w Longshadow nagle wyrośnie kilka czarnych wież, z których wyleją się zastępy hobgoblinów?
Hannskjald wiercił się niespokojnie, szarpiąc się za brodę. W końcu, po jakimś kwadransie, zerwał się i oznajmił.
- Póki czekamy, nic tu po mnie. Dopilnuję, żeby Laura i ci z obozu dotarli w jednym kawałku do fortu, przekażę Łowcom wieści i zobaczę, co dzieje się w Crystalhurst - powiedział, po czym zmienił się w puszczyka i wyprysnął na zewnątrz, lecąc na wschód.

***

Po wieczności, którą stojący w pomieszczeniu zegar uparcie przedstawiał jako trzy kwadranse, do pokoju wszedł burmistrz. Pozbył się obszernej urzędowej szaty, zamieniając ją na eleganckie spodnie i półpancerz. Napierśnik był wiekowy i używany, ale utrzymany w świetnym stanie. Na ramieniu trzymał adamantytową halabardę, którą wcześniejszego wieczora wymachiwał w stronę Jace’a.
- Niech wiedzą, że sytuacja jest poważna - wyjaśnił, po czym ruszył do wyjścia - Idziecie ze mną, muszę was pokazać - zadecydował, nie przyjmując do wiadomości żadnego innego zdania.

Główny rynek znajdował się przy samym ratuszu, a drewniane podium, używane w miastach do przemówień, przedstawień i ogłoszeń (a w mniej przyjaznych miejscach do egzekucji), stało puste, pilnowane przez dwóch strażników. Kilku bardów, którzy zajmowali je wcześniej, umilając (czy uprzykrzając) innym dzień targowy, teraz z niezadowoleniem siedziało pod pobliską ścianą. Obok schodków czekali doradcy burmistrza z neutralnymi wyrazami twarzy. Ludzi było naprawdę sporo, ale burmistrz nie miał problemu z przedzieraniem się przez tłum - mieszkańcy sami usuwali mu się z drogi, pozdrawiając go uprzejmie. Widać było, że cieszy się w Longshadow sporym szacunkiem, ale też i sympatią.
Gdy ponagleni przez Crawberta bohaterowie wieszli za nim na podium, ujrzeli że na rynku zebrały się setki ludzi - ostatni raz taki tłum widzieli jeszcze w Phaendar. Ich dom może został zajęty, ale ci tutaj mieli jeszcze jakąś szansę… Jak w całym Nirmathas, większość z nich stanowili ludzie, acz bez trudu dało się dojrzeć wśród nich przedstawicieli większości znanych na Avistanie ras. Sądząc po strojach, znalazła się tu reprezentacja praktycznie każdego zawodu, o jakim można było pomyśleć w konktekście Longshadow: kupcy, rzemieślnicy, hutnicy, górnicy, rybacy i wielu innych. Wszyscy w napięciu oczekiwali na to, co ma do powiedzenia ich przywódca, a wszelkie szepty zamilkły, kiedy tylko się odezwał.

- Przyjaciele! - zaczął Crawbert. Głos miał nieco chrapliwy, ale donośny, takie przemowy z pewnością nie były dla niego niczym obcym - Nad Longshadow nadchodzą ciemne chmury! Z pewnością dotarły do was relacje z napaści na południową stronę Marideth i plotki, według których nie jest to jedynie kolejny krótki najazd Molthune, po którym wszystko wróci do normy. Niestety, te plotki są prawdziwe! - z tłumu dało się słyszeć kilka okrzyków zdziwienia lub przerażenia, a szum szeptów nabrał siły. Na szczęście burmistrz nie miał problemu z przebiciem się przez niego - Tak! Do Longshadow zbliża się armia hobgoblinów, która zdążyła już zająć pobliskie tereny, a teraz panoszy się na Pustych Wzgórzach! Mamy zaledwie kilka dni na przygotowanie się do oblężenia! - szum narastał, więc Crawbert musiał krzyknąć, by uspokoić słuchaczy - Po raz kolejny ktoś przychodzi odebrać nam naszą wolność! Wolność świętą dla każdego Nirmathańczyka! Wielu z was dobrze pamięta Sześć Dni Oblężenia - tak jak trzy dekady temu, tak i teraz Longshadow będzie musiało stawić czoła najeźdźcom! I tak jak wtedy, miasto nie jest osamotnione! Ci dzielni awanturnicy, Mściciele z Phaendar - zamaszystym gestem wskazał na bohaterów - nie tylko ostrzegli nas o zagrożeniu, ale też zgodzili się pomóc! Od miesięcy ścierają się z hobgoblinami, walcząc za naszego podbitego sąsiada z dołu rzeki, nie odpuszczając im nawet na chwilę i zwyciężając! Skoro wróg nie daje sobie rady z ich grupką, czy ma jakieś szanse z całym miastem bohaterów?! - początkowy szok mieszkańców ustąpił, gdzieś rozległ się śmiech, dało się też słyszeć buńczuczne okrzyki - Otóż to! Nie ma! Przygotujemy się, nie takie rzeczy jesteśmy zdolni zrobić! Zamienimy Longshadow w twierdzę nie do zdobycia! Kiedy tu dotrą, gorzko tego pożałują! Molthune czy hobgobliny, to nie ma znaczenia! Longshadow zwycięży! Obwołują się Żelaznymi Kłami, tak? My znamy się na żelazie jak nikt, więc im te kiełki WYŁAMIEMY! - ryknął na koniec, wznosząc halabardę w efekciarskim geście.
Zadziałało - przez tłum przeszedł ryk entuzjazmu taki, jakby nadchodząca bitwa była już wygrana. Burmistrz Crawbert obrócił głowę w stronę drużyny.
- Jeśli chcecie coś powiedzieć, to jest dobra okazja - powiedział cicho - A potem bierzemy się za przygotowania-

psionik 06-02-2022 20:32

Spotkanie zakończyło się po ich myśli, choć Jace niemal pod koniec rozwalił negocjacje. Tak zatracił się w pozyskaniu choć jednego z doradców, że niemal zapomniał, że ich celem jest przekonanie burmistrza, a nie tych trzech dziwnych osób siedzących po przeciwnej stronie stołu.Nie podobało mu się w nich niemal wszystko. Zachowywali się irracjonalnie, jakby negowali wszystko, jakby ktoś im zapłacił… jednak najbardziej dziwne było ich zachowanie podczas telepatycznej rozmowy z Hannsem.
~ Nie podobają mi się ci doradcy ~ powiedział pozostałym. Nawet teraz gdy byli sami, nie ufał czterem ścianom. Podzielił się z towarzyszami swoimi spostrzeżeniami. Nie znał, ani nie słyszał o nikim, kto posiadałby umiejętności czytania w myślach oprócz siebie, ale on był magiem. Z historii i starych ksiąg kojarzył pewne nazwiska, ale większość posiadała jakiś dar magiczny. Nie kojarzył czarów kapłańskich pozwalających na takie rzeczy, więc mogły pozostać jedynie magiczne przedmioty. Ale jakie są szanse, że troje osób w jednym górniczym miasteczku będzie posiadała taki talent? Zerowa. Jace podzielił się też i tymi wątpliwościami. Musieli coś przedsięwziąć w tej sprawie, choć nie wydawała się kluczowa, to w głębi głowy czuł, że należało się tym zająć.

Minuty upływały powoli, więc dla zabicia czasu wyjął notes i zaczął notować. Spisywać cały sprzęt jaki zdobyli i miejsca gdzie mogliby go sprzedać. Po część trzeba było lecieć do fortu, a że druidowi spieszno było, to Jace polecił mu zabrać cały sprzęt nieprzydatny Łowcom, który można spieniężyć. Następnie zaś wziął się za analizę sytuacji.
Jego czary w większości pozwalały na wpływanie na umysł pojedynczych istot, co doskonale sprawdzało się w zasadzkach i walkach jakie toczyli do tej pory, ale to kropla w armii z jaką przyjdzie im walczyć. Musiał być przydatny w inny sposób. Musiał mieć coś bardziej… obszarowego.
Zawsze pozostawały słynne ogniste kule, ale mimo wszystko Jace nie czuł się komfortowo pozbawiając masowo życia przeciwnika. Co prawda nie będzie musiał patrzeć im w oczy pozbawiając ich życia mieczem, czy toporem jak Mikel, czy Rufus, ale nie godził się na to, by sumienie ukoiła statystyka. Arsenał iluzji mógł ich spowolnić, ale potrzebował czegoś więcej…. Notował na kartce potencjalne pomysły, coś czego będzie potrzebować…
Następnie skupił się na atakach na posterunki Kłów. O ile wierny można pokonać, to maszyny oblężnicze i bomby wolałby sabotować. Chodziło o to, by Kły nadal czuły się pewnie, by myślały, że przewaga nadal jest po ich stronie. By ich pycha prowadziła do ich upadku.
Do tego potrzebował magii sondującej, wykrywającej i maskującej.

Z zamyślenia wyrwało go otwarcie drzwi i wejście burmistrza. Psionik kiwnął głową na zgodę i ruszył do wyjścia. To była ważna chwila.
Na zewnątrz zebrał się całkiem spory tłum, a przy podwyższeniu chłopak dostrzegł trójkę doradców. ~ Tym razem musi się udać! ~ pomyślał momentalnie chowając się za barczystymi plecami Mikela. Szybko, ale dyskretnie wyskandował zaklęcie czytania w myślach i stanął za burmistrzem. Wzrok miał skierowany na mieszkańców, jednak jego skupienie sięgało trójki stojącej nieopodal. Ostatniej nocy Zane umknął mu, więc teraz nie chciał popełnić tego samego błędu. Przyłożył się do tkanego zaklęcia, by subtelnie ominąć wszelkie zapory jakie jego cele mogą nieświadomie postawić. Po prostu wiedział, że czułby się pewnie wiedząc, że ta trójka nie ma złych intencji.

Gdy burmistrz skończył Jace poczekał aż ludzie rozejdą się. Uzgodnili jeszcze między sobą plan i ruszyli w miasto. W pierwszej kolejności, psionik zawitał do wszelkiej maści zbrojowni, płatnerzy i sklepów sprzedając to co zdobyli na Kłach, a mieli przy sobie. Następnie zawitał do szkoły Radclife, która zawierała dość pokaźną kolekcję magicznych ksiąg.
Ach, ten zapach starych tomów. Jace przypomniał sobie czasy gdy bez skrępowania mógł siedzieć w książkach czytając co tylko wpadnie mu w ręce. Tym razem jednak wybierał ostrożnie. Zostawił wszystko co zarobił by móc spisać choć odrobinę z tych zbiorów, jakie miał przed sobą. Miał przed sobą górę ksiąg, część opisującą rytuały dywinacyjne, znajdowania, szpiegowania, odkrywania i namierzania. Nieopodal na biurku rozłożone były kontrzaklęcia - ukrywania i zatajania. Na koniec zostawił sobie zaklęcia związane z nadchodzącą walką. Był już znużony, choć mocno zafascynowany tym co miał. Analizował w głowie zapiski z dziennika, ich poprzednie walki, a także dawne traktaty wojenne…
Jak się w tym wszystkim odnaleźć? Jakich czarów użyć? Miał kilka kandydatów po swojej lewej stronie, gdy spisywał kolejne zaklęcie, gdy jego wzrok spoczął na czarnym, skórzanym tomie. Rozprostował się i podszedł do półki delikatnie wyjmując księgę. Była okuta zimnym metalem i czymś, co przypominało kości. Okładka była czarna i smukła… wyglądała na skórę i Jace nie miał ochoty wiedzieć z czego ta skóra była ściągnięta. Całość od pierwszego spojrzenia krzyczała „nekromancja”. Jace zaczął wertować ostrożnie przeglądając opisy, krwawe rytuały i paskudne ryciny, aż wzrok spoczął na czymś… ciekawym? Nie, to złe słowo, choć zaklęcie było fascynujące. Złe, ale…. Zamknął księgę. Zamiast ją odłożyć, otworzył jeszcze raz i zagłębił się w opis zaklęcia… tak, to mógłby zadziałać, ale czarna magia?

Było już szaro, a latarnicy zapalali pierwsze latarnie gdy wyszedł ze szkoły. Był zmęczony, jednak bardzo zadowolony. Pozyskał wiele dobrych zaklęć i poszerzył swoją wiedzę i zrozumienie magii, którą już operował. Kiedyś nie rozumiał idei pisania takich ksiąg, magia przychodziła naturalnie. Teraz widząc różne, indywidualne podejścia do magii, różnych osób na przestrzeniach różnych wieków widział jak głupi był. Jego własne księgi kiedyś również staną się globalnym zbiorem doświadczeń, z których czerpać będą kolejne pokolenia magów. Teraz jednak musiał wypocząć… i coś zjeść. Brzuch nagle odezwał się upominając się o chwilę dla ciała.

Wrócił do karczmy, gdzie spotkał towarzyszy. Musieli ustalić plany na kolejny dzień.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:32.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172