lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [Pathfinder +18] Wolność i Swoboda (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/19604-pathfinder-18-wolnosc-i-swoboda.html)

sieneq 04-02-2022 12:15

Temuijin owinął głowę pasiastym szalem i ruszył za towarzyszami. Zaklął z cicha, gdy jego but po raz kolejny plasnął w kałużę, obryzgując wodą spodnie. Kałuż wokoło było dużo. O wiele za dużo.
– Zaraza na tę krainę! Jak nie ziąb, to deszcz, a jak nie to burza. Albo wszystko naraz. – burczał pod nosem, kierując się w stronę wyrywy w murach. Wlepił wzrok w dal, przecierając okulary, na których nieustannie osiadały krople. Faktycznie, w krótkich chwilach, gdy światło błyskawic rozdzierało szarą zasłonę deszczu, zdawało mu się, że dostrzega zarysy jakiejś odległej budowli.
– Zbadać po drodze? W tych warunkach? – Wstrząsnął się, usłyszawszy słowa Ganorska. – Nie wiem czy ten zwój nie rozlezie się w rękach, jeśli dłużej potrzymamy go na wierzchu w takiej ulewie. W dodatku trzeba się przy tym skupić. Raczej zróbmy to tu – wskazał otwór prowadzący do wnętrza donżonu. – I ktoś musiałby płaszcz nad nami potrzymać, bo tam też na głowę leci. A zaraz potem – możemy ruszać. Szarpnął paski plecaka, poprawiając jego ułożenie na grzbiecie.

Asderuki 04-02-2022 16:45

Deszcz był przyjemny. Kiedy reszta chowała się przed jego zimnem zaklinaczka pozwoliła sobie przez chwilę przystanąć z twarzą skierowaną w niebo.
- Ooohoho - zaśmiała rozczulająco się na uwagę Temujina. Prostym trikiem magicznym wyczyściła mu obłocone nogawki.
- Nie taka zła ta kraina.
W końcu sama schowała czuprynę pod kapturem. Mimo wszystko nie była odporna na żywioły. Słuchając dalszej wymiany zdań znów poczuła ukłucie niepewności. Czułą się zagubiona jakby cały czas goniła pozostałych usilnie starając się jakoś dołożyć. Tyle, że nie przychodziło jej za wiele do głowy co mogłaby zrobić. W desperacji aby jakoś się przydać doskoczyła do Tarona tuląc się do jego ramienia.
- Oj no weź, wiem że myślisz o waszym zadaniu, ale chyba kilka chwil nic nie zmieni? Tyle leżałeś leczony, musisz się oszczędzać. Przecież nie znajdziemy Fiony jeśli nam wykitujesz od ciągłego biegania w te i na zad jak się okaże, że w wieży nic nie ma. Słyszałam jak pojękiwałeś z bólu podczas wspinaczki. - uśmiechnęła się przyjemnie robiąc do niego miłą minkę. W duchu jednak miała wrażenie, że robi z siebie idiotkę.

psionik 04-02-2022 17:00

Dresden wyszedł z jaskiń zabierając ze sobą swoją broń. Droga na górę była trudniejsza. Śliska od wody lina i kamienie cembrowiny sprawiły, że musieli bardzo uważać, a w efekcie gdy wreszcie wyszedł omal nie upadł gdy nogi i ręce trzęsły się od wysiłku. Ruszył do zadaszonej części donżonu po swój plecak z rzeczami. Stojąc nadal w suchej części zniszczonego budynku przyglądał się scenie.
- Chodźcie tutaj zanim do reszty was przemoczy! Sprawdzimy wszystko i zdecydujemy co dalej. - zawołał.
- Strasznie pada, Maakor długo jeszcze będzie padać? -


Aro 09-02-2022 02:44

Siła argumentów Bereniki zdawała się złamać Tarona. A może była to kwestia wtulenia się w jego silne ramię? Jakby nie było, pół-ork zmieszał się nieco i poklepał dłonie zaklinaczki, delikatnie i powoli wyzwalając ramię z jej uścisku. Westchnął i uśmiechnął się jakby przepraszająco, ruszając w stronę skrytych przed deszczem - który wedle wywołanego do odpowiedzi Maakora miał nie ustać do późnych godzin wieczornych - mężczyzn, pochylonych nad zwojem.

- Ech, skomplikowane diabelstwo - Temujinowi słabo szła identyfikacja zaklęcia.

- Tutaj jest wzorzec Seleny - pokazał palcem Dresden, któremu szło lepiej niż gnomiemu towarzyszowi - a tutaj standardowa taldańska inkantacja. Kosmopolityczne to zaklęcie.

- Fiona użyła wielu źródeł na jego zaprojektowanie - oznajmił Taron, dołączając do duetu.

- Powinno ją znaleźć, bez znaczenia jak daleko jest - oznajmił pewnie śledczy. - Zwłaszcza biorąc pod uwagę waszą więź. Problem w tym, że zaklęcie wymaga lunety albo teleskopu, o ile się nie mylę.

- Nie do końca - pół-ork wysupłał monokl na łańcuszku z torby.

- A więc możemy działać - Temujin pokiwał głową.

- Możemy.


***


Taron na miejsce czarowania obrał resztki baszty, które górowały nad ruinami i okolicą - niegdysiejsza wieża miała raz jeszcze posłużyć za miejsce wypatrywania i przepatrywania, z tym że tym razem magicznego. Pół-ork ciężkim buciorem zmiótł resztki dawnego paleniska, zajmując jego miejsce i rozwijając zwój lśniący magicznymi runami. Dresden i Temujin zajęli miejsca po obu stronach ucznia czarodziejki, przystając na jego prośbę by monitorowali i asystowali podczas rytuału.

Słowa w smoczym języku uleciały spomiędzy warg Tarona, a magiczna energia zaczęła owijać basztę, wyrywana ze zwoju ostrożnymi gestami dłoni. Runy lśniły miarowo, powoli gasnąc jedna po drugiej w miarę postępu zaklęcia. Minuty wypełniały inkantacje i melodyjne słowa w smoczym, którym akompaniował deszcz uderzający w zmurszałe kamienie fortyfikacji. Kolejna runa zgasła, gdy palce wyrwały energię zaklętą w pergaminie.

Minuty przeszły w dwucyfrowe liczby, deszcz lał, a Taron dalej inkantował zaklęcie. W końcu, gdy mijało już pół godziny, ostatnia runa zniknęła z pergaminu, a energia zeń zionąca została wtłoczona w lewitujący przed tercetem monokl. Zwój, pozbawiony już jakiejkolwiek magiczności, poczerniał i zwinął się, jakby potraktowany niewidzialnym płomieniem. Lekki podmuch wiatru rozproszył spopielałe resztki.

Taron chwycił za łańcuszek monokla, unosząc go na wysokość oczu. Dresden z Temujinem przyglądali się uważnie, niepewni czy zaklęcie podziałało, ale wątpliwości prędko zostały rozwiane jak resztki zwoju. Pół-ork obrócił się w stronę niedawno wskazanej wieży, mającej być ich kolejnym celem, zerkając przez szkło okulara. Jasny punkt zalśnił gdzieś na lewo od wieży, a Taron nie czekał i nakierował monokl w jego stronę.

Punkt zalśnił po raz kolejny w centrum szkła i... Zgasł. Po chwili jednak obraz rozdął się i wydłużył, jakby właśnie podróżowali z wielką prędkością w tamtym kierunku - przez gęsty las i wzgórza, wzdłuż malowniczego strumyka. Między kurhanami i grobowcami, a później jeszcze dalej, w stronę gór Masywu. Wijącym się zygzakowato jarem, wąską ścieżką, w dół tunelem. Wrota zdobione runami, te same co na rycinie. Grobowiec Wiedzącego.

Runy rozjarzyły się światłem, zalewając szkło monokla. Metalowa oprawka wygięła się tu i tam, drżąc niekontrolowanie. Kolejny błysk i szkło ustąpiło, zasypując tercet szklanymi drobinkami. Resztki monokla, wygięte i stopione, uderzyły o podłogę.

- Grobowiec - odezwał się Taron, za nic mając krwawiący policzek. - Znaleźli grobowiec.


***


- Długo im schodzi to zaklęcie - mruknął Maakor.

Ondyn, razem z Bereniką i Ganorskiem, usadowili się tuż nieopodal schodów baszty, we wnęce oferującej schronienie zarówno przed deszczem, jak i zimnym wiatrem. Mimo że Taron chętnie przyjąłby i ich pomoc, zmiarkowali że “gdzie magików sześć”... Zajęli się więc szczytną czynnością zabijania czasu i odpoczynku, wsłuchując się w inkantacje gdzieś w górze.

- Skomplikowane zaklęcie - odparła Berenika.

- Albo z Tarona jest mierny czarodziej - ripostował ondyn.

Jak to właściwie było, nie było dane im wiedzieć, ale podnieśli się ze swych siedzisk gdy zapadła cisza. Maakor, w przypływie zniecierpliwienia, ruszył nawet ku schodom do baszty, ale zatrzymał się wpół kroku gdy błysk rozświetlił dziedziniec. Skonfundowani spojrzeli po sobie, ale Taron zaraz wychylił się przez prowizoryczną balustradę z resztek ściany.

- Mamy to - rzucił w ich stronę.

Nie było jednak czasu na świętowanie czy gratulowanie pół-orkowi. Dziwne mrowienie przeszło przez ich skórę, Ursk warknął ostrzegawczo, a Rawgh po drugiej stronie dziedzińca położył uszy i ze zjeżoną sierścią zaczął okrążać środek dziedzińca. Berenika i Ganorsk powiedli spojrzeniem w tamtą stronę, szukając źródła nagłego niepokoju. Zaklinaczka wciągnęła głośno powietrze, palcem wskazując dziwnie składające się i falujące powietrze. I tylko na tyle starczyło jej czasu.

Zwierzęcy kształt pojawił się znikąd, materializując się w pełnym skoku. Rawgh, który skoczył mu na spotkanie, został zmieciony impetem uderzenia i złączeni w krwawym uścisku przekotłowali się przez resztki dziedzińca przy akompaniamencie wściekłych syków, warknięć i skamlań, zostawiając za sobą krwawy ślad. Przybyły stwór wyrwał się pierwszy, uderzając pazurzastymi łapami raz po razie, wyrywając sierść i krew jednako z tygrysa. Maakor nie czekał. Druid chwycił za włócznię i skoczył w kierunku swojego towarzysza.

Barghest zadarł łeb do góry i wycie odbiło się od murów.



Asderuki 22-02-2022 10:51

W oczekiwaniu na wyniki

Ganorsk siedział oparty o Urska, zatopiony głęboko w swoich myślach. W końcu znudzony wilk szturchnął go głową w ramię, po czym polizał po twarzy. Półork prychnął i podrapał go za uchem.
- Bereniko - odezwał się do dziewczyny - To zaklęcie do czyszczenia ciuchów, dałabyś nim radę umyć albo wysuszyć tego śmierdziela?
- Jasne. Zajmie to chwilkę. Jaki zapach sobie życzysz? Od razu uprzedzam od deszczu i tak będzie śmierdział zmokłym psem - kobieta zaczęła składać dłonie w tajemne znaki przyzywając magię. Brud zmieniał się w szron i zaraz odpadał.
- A to można wybrać? - zapytał szaman zdziwiony - Może… nie, niech będzie coś neutralnego, żeby Urskowi nie odbiło.
- To prosta sztuczka magiczna, za wiele nią się nie zrobi. Ale proste zapachy da się wyczarować. Nawet jedzenie można nieco przyprawić - pogłaskała wilka jak już skończyła. Ten zaś, wcześniej z godnością wytrzymując zabiegi, teraz polizał ją radośnie po twarzy.
- A pff - zaklinaczka parsknęła odsuwając się i wycierając ślinę z twarzy. - No już już zaraz i tak będziesz znów brudny. Gan jesteś pewien, że masz wilka a nie psa?
Półork zaśmiał się, obejmując Urska i tarmosząc go za ucho.
- Znam go od urodzenia, tak samo jak jego matkę. To w pełni wilk, żadne popłuczyny - stwierdził z dumą - Nauczył się, że w jego stadzie nie muszą być tylko wilki. Wie, komu należą się kły, a komu jęzor.
- No cóż, cieszę się w takim razie, że nie dla mnie są kły - Berenika z kwaśną miną odczarowała sobie twarz ze śliny. - Poprosze mniej całusów wdzięczności, dobra?
Mówiąc to wskazała palcem na wilka patrząc na niego znacząco. Zwierz przekrzywił głowę.
- Nie wiem, czy będę mógł mu to wyperswadować… - szaman spojrzał na towarzysza z udawaną powagą.
- Poddaję się - zaklinaczka rozłożyła ręce ze zrezygnowaniem. - Na zwierzęta to ja może tylko nieco umiem polować, ale zająć się i wychować, a nie tego mnie uczyli.
- Umiesz podejść ludzi, to i ze zwierzakami byś sobie poradziła
- Ganorsk uśmiechnął się szeroko - Podstawy są takie same, przez żołądek do serca!
- No to z tym coś może będe mogła zadziałać… ale nie wiem czy Rawrgh.. Rawr… tygrys będzie podzielał entuzjazm Urska - zaklinaczka szepnęła nachylając się do półorka.
- Słusznie. Wciąż nie wiem kto towarzyszy komu w tamtym duecie - odpowiedział jej równie cicho.
- Stawiam na tygrysa jako prowodyra - Berenika zażartowała.
- Wydaje się mieć więcej do powiedzenia - zgodził się rozbawiony Ganorsk.
Ich rozmowę przerwał okrzyk Tarona.

Sindarin 23-02-2022 09:41

Warczenie Urska momentalnie ucięło rozmowę. Ganorsk zerwał się na nogi i krzyknął ostrzegawczo, chociaż nie było to potrzebne - w tym samym momencie barghest zawył ogłuszająco. Zanim półork się zorientował, undine już biegł w stronę stwora, by bronić tygrysa.
- Maakor, stój! - krzyknął na druida. Mieli przewagę liczebną, powinni ją wykorzystać, a nie dać się po kolei pozabijać… Wezwał mistyczną moc, prosząc duchy o szczęście w walce, po czym jak najszybciej ruszył za nim.
- Ursk, przy mnie! - warknął komendę, a wilk przypadł mu do nogi, nie wyprzedzając go ani na krok, chociaż ewidentnie garnął się do walki.

Jego towarzysze także nie próżnowali. Taron pobiegł zaraz za nim, Berenika w panice złapała za kuszę i w pośpiechu nałożyła na nią bełt, zaś Temujin odwrócił się w stronę podwórca i przechylił przez parapet wieży.
- Co, u demona?! - to, co dojrzał w dole wyrwało z jego ust serię przekleństw w kilku językach, w tym jedno krasnoludzkie, wyjątkowo plugawe.
Myśli pędziły gnomowi przez głowę jak wiatr: że stwór na dole właśnie rzucił potężnym tygrysem jak szmacianą lalką. Że ten idiota Maakor leci przeciw niemu sam. Że pozostali są na dole. Że on sam tu na górze, jest - chociaż przez chwilę - bezpieczny. Ta ostatnia myśl pozwoliła mu się pozbierać.
- Ty, bydlę… - syknął i wyciągnął rękę, recytując krótką inkantację. Wokół dłoni rozbłysła błękitna poświata, materializując się w świetlisty grot, który pomknął poprzez strugi deszczu prosto w stronę wyjącej bestii.
- Kurwa - zaklął Dresden. - To Barghest! - krzyknął do biegnących na dole towarzyszy. - Bez magicznej broni niewiele wskóracie! Wracajcie! -
Nie posłuchali. Dresden zaklął ponownie i zbiegł ze schodów wyjmując rapier.
- Co? - Berenika zdziwiła się słowami detektywa po czym także zaklęła cicho pod nosem. Trzymając dalej kuszę w dłoni rzuciła się do przodu podbiegając w stronę barghesta. Pstryknęła palcami posyłając w jego kierunku malutkie wyładowanie elektryczności.

Miniaturowa błyskawica przemknęła obok Ganorska, którego przez moment opadły wątpliwości - czy sobie poradzą z taką bestią? Ta wydawała się w ogóle nie przejmować atakami tygrysa, teraz wręcz czekała, aż do niej dojdą. Zwolnił i zamiast rzucać się do ataku, w biegu przywołał kolejne błogosławieństwo, którym obdarzył wyrywającego się do przodu Urska. Ta chwila zwłoki wystarczyła, by barghest, niewzruszony przez świetliste zaklęcie druida nieomal rozszarpał Rawgha. Oczy Temujina rozszerzyły się za okularami, gdy zobaczył jak kły i zbrojne w monstrualne pazury łapy zmieniają tygrysa w krwawy strzęp. Na plecach poczuł lodowaty dreszcz, jakby dosięgły go moce Bereniki, po którym nadeszła fala gorąca ~Adrenalina - tak to się nazywa? ~ Nie wiadomo jak i dlaczego z zakamarków pamięci wypłynęły strzępy wiedzy która wbijał mu do głowy mistrz. Informacja, która nijak nie była teraz przydatna. Za nia przypłynęła kolejna myśl - że barghest jest za daleko, że nie da rady uderzyć w niego tym co ma i co umie.
-A gówno! - rzucił przez zaciśnięte zęby gnom i niesiony na skrzydłach adrenaliny pobiegł śladem Tarona w dół schodów. Ten zaś dogonił już szamana, posyłając w bestię promień nekromantycznej energii, która odebrała jej część sił.

Ganorsk rozejrzał się po polu bitwy - Maakor zajęty był wyrywaniem tygrysa z objęć śmierci, Dresden dopiero dobiegał, oblewając swój rapier jakąś miksturą.
~Idealnie! Zostaw ich i ratuj skórę!~
Ścisnął mocniej rękojeść morgenszternu, warknął - Ursk, flanka! - i rzucił się do ataku z bojowym okrzykiem, zwracając na siebie uwagę barghesta. Wilk wykorzystał to, obiegając wroga i zaciskając szczęki na jego nodze. Stwór już odwracał się, by się odgryźć, gdy Ganorsk z głuchym łomotem zdzielił go naszpikowaną kolcami głowicą w łeb. Dresden miał rację, bydlę był odporne, ale i tak zrobił mu trochę krzywdy i ogłuszył go na moment.
~Za tobą! Zdrada!~ szaman odruchowo odwrócił się, gotów odgryźć twarz zdrajcy, ale zobaczył jedynie Berenikę, która dotknęła jego broni, pokrywając ją misternym wzorem ze szronu. Miał nadzieję, że błysk elektrycznego zaklęcia Tarona sprawił, że nie zauważyła jego gniewnego grymasu. Ten moment zwątpienia przypłacił krwią - pazur barghesta rozorał mu bark. Wrzasnął z bólu, ale zaraz potem odpłacił mu się potężnym, wzmocnionym lodową magią uderzeniem.

Walka skończyła się zaraz potem - Taron mimo ciężkich ran dalej celnie ranił bestię, której pazury odbijały się od tarczy Ganorska, aż w końcu dwa celne sztychy Dresdena powaliły ją na ziemię. Półork dla pewności wbił morgensztern w łeb barghesta i tam go zostawił, odetchnął ciężko kilka razy, po czym zaśmiał się głośno i walnął detektywa w plecy.
- HA! Dobra walka! Masz oko z tą szpilką! - powiedział, po czym pochylił się z trudem, żeby pogłaskać Urska - Cały jesteś, dobrze - mruknął upewniając się, że cała krew, którą pokryty był wilczy pysk, nie należy do niego. Dopiero potem wezwał swą magię i uleczył ranę na boku, a następnie skierował się do ciężej poranionego Tarona.
- Nie mam dość mocy, żeby wyleczyć wszystko, to musi wystarczyć - powiedział po rzuceniu zaklęcia.
- Orientujecie się, czy te bydlaki przydają się do czegoś po śmierci? Zęby, oczy, skóra, coś używanego w magii? - rzucił pytanie - Na pewno wezmę sobie pazur na pamiątkę - dodał z uśmiechem.

psionik 23-02-2022 13:00

Zaklęcie Tarona zadziałało, ale nie było czasu by się cieszyć. Dosłownie znikąd pojawił się Barghest! Dresden bezbłędnie rozpoznał potwora pomimo panującego zmroku i dzielącej ich odległości. Zdołał wykrzyczeć ostrzeżenie, ale nikt nie słuchał. Mężczyzna zaklął i skoczył do schodów przeskakując zręcznie przez barierkę. zbiegając miał już w ręku miksturę i rapier. W kilku susach dopadł do klatki i wybiegł na podwórze. Inni próbowali związać przeciwnika walką, ale niewiele mogli zdziałać. Skóra przeciwnika była wyjątkowo odporna na niemagiczną broń. Starał się podejść do Gana, który miał największe szanse na zadanie ran przeciwnikowi, ale półrok zdawał się dość oporny. Jakkolwiek śledczy by się nie starał, szaman po prostu nie chciał żadnej pomocy. Westchnąwszy, odkorkował zębami olej i chlapnął na ostrze. Przeźroczysta, oleista maź spłynęła momentalnie wchłaniając się w broń. Wokół szalała zaciekła walka. Tygrys padł, a otoczony barghest kąsał kolejnego sojusznika. Dresden wziął głębszy oddech i ściskając mocniej broń zaszedł łukiem walczącą bestię i wyczekawszy na odpowiedni moment wbił ostrze głęboko pod pachę przeciwnika. Po dziedzińcu rozszedł się skowyt, a Cane ledwie co utrzymał broń w ręku, gdy Barghest wyszarpał się z uderzenia. Zaskoczenie minęło jak ręką odjął, śledczy obserwował wystarczająco długo bestię, by móc przewidzieć kolejny ruch. Nie czekając zrobił fintę przez lewe ramię schodząc nisko na nogach, mocno skręcając biodra wystrzelił rapierem przed siebie. Poczuł opór i ciężar przeciwnika, gdy ostrze wbiło się w otwartą szczękę skaczącego na niego przeciwnika, gruchot czaszki i dźwięk rozrywanej skóry i tryskającej krwi gdy ostrze wyszło z drugiej strony. Przez chwilę czas jakby zatrzymał się. Ciało barghesta zwiotczało, a Dresden poczuł pełen ciężar. Musiał działać, jeśli chciał zachować broń. Instynktownie cofnął dłoń obracając się w przeciwną stronę, znacząc wokół siebie półkole z krwi. Ostrze wyślizgnęło się szybciej niż upadające ciało. Walka była skończona.

Mężczyzna oddychał głęboko próbując się uspokoić, gdy wtem mocne uderzenie morgensternu, który zrobił wgniecenie w czaszce martwego przeciwnika.
Dresden skinął w podziękowaniu Ganowi. Nie zwykł walczyć, a na pewno nie z magicznymi tworami, więc słowa uznania z ust nieufnego szamana, który widział w swoim życiu zapewne więcej walk niż Dresden śledztw było schlebiające. Zdobył się nawet na uśmiech, wciąż słysząc w uszach głównie dudnienie krwi.
Chciał wytrzeć rapier, jednak okazało się, że efektowny manewr całkowicie zmył krew przeciwnika. Dresden schował rapier i rozejrzał się. Wydawało się, że oprócz tygrysa, większość nie ucierpiała znacznie. Ganowi i Taronowi na pewno zostanie kolejna blizna do kolekcji, ale nic, z czym nie poradzi sobie magia szamańska.
- Większość truchła nie ma jakiś większych wartości. Ze skóry można zrobić porządną skórznie, może nawet łatwiej będzie umagicznić, ale chyba nie mamy tyle czasu, co? - odpowiedział półorkowi. - Barghesty są samotnikami, więc nie powinniśmy spotkać drugiego tutaj, ale często przewodzą wilkom, lub goblinom. Nie martwiłbym się jednak o ani o jednych, ani o drugich. Gdyby ten przewodził którymkolwiek, na pewno nie zaatakowałby sam. - podzielił się tym co wiedział na temat magicznych istot.
- Pozbądźmy się truchła i odpocznijmy zanim ruszymy tam, gdzie wskazała magia Tarona. -

Aro 01-03-2022 17:09

Barghest leżał martwy. Bestia, która znikąd została ciśnięta na środek zrujnowanego dziedzińca, stawiła im zacięty opór i mimo przewagi liczebnej najemników, zdołała skrwawić pół-orków i rozszarpać niemal Rawgha. Szczęśliwie jednak, wyglądało na to że obędzie się bez strat własnych. Maakor klęczał przy swoim zwierzęcym towarzyszu, z zaciętą miną ściągając i splatając energię magiczną, która powoli i miarowo zasklepiała broczące krwią rany. Taron, dysząc ciężko, wstrzymał Ganorska proponującego użyć swojej magii leczniczej i wyciągnął z torby różdżkę z białego drewna. Wyszeptawszy parę słów, przeciągnął jarzącym się czubkiem nad swoimi ranami. Skrzywił się lekko i machnął na Ganorska, użyczając mu magii zaklętej w drewnie.

- Kurwa, skąd on się tutaj wziął - Taron mruknął pod nosem.

Na to nikt nie miał odpowiedzi. Maakor, dalej leczący Rawgha, miał pytanie i pochodzenie barghesta w głębokim poważaniu. Reszta z kolei w dużej mierze rozeszła się, by sprawdzić czy aby coś nowego nie czaiło się na Wzgórzu. Deszcz dalej zacinał, a nagły atak wzbudzał niepokój, ale nie wyglądało na to, by musieli stawiać czoła czemuś jeszcze. Postanowili odpocząć nieco, zwłaszcza że Maakor dalej doprowadzał Rawgha do ładu i składu.


***



Ulewa nie ustawała, ale ruszyli dalej, zostawiając Wisielcze Wzgórze i ruiny kasztelu w tyle. Klucząc i przemierzając las brnęli przed siebie, prowadzeni przez druida i Tarona, z Rawghiem kuśtykającym blisko nich. Wędrówka lasem, którego poszycie było mokre jak diabli i zamieniało się w błotniste potoki, nie należało do najprzyjemniejszych, ale powoli przyzwyczajali się do wędrówek po dziczy w niekomfortowych warunkach.

Jesień, jak to zwykle bywa, skracała dzień i światło dzienne, a deszczowe chmury tylko napędzały wydłużające się cienie, skrywając i blokując resztki promieni słonecznych za czarno-szarą barierą ciężkich obłoków. Mimo męczącej wędrówki, najemnicy starali się zagęszczać ruchy jak tylko mogli, by dotrzeć do wieży przed zmierzchem. Baszta mogła być ostatnim dogodnym miejscem na obóz, a szukanie innego po zmroku było co najmniej niewskazane.

Zazgrzytali więc zębami, gdy ruina wyrosła przed nimi i zaczęła jawić się między drzewami i okazało się, że wcale nie jest taka opuszczona. Migotanie paleniska prześwitywało między resztkami fortyfikacji i konarami drzew, mało przyjemne dla uszu dźwięki i dudnienie zaczęło przebijać ciszę, a w górę, przy ścieżce i - jak miarkowali - na stanowisku wartowniczym widzieli sylwetkę. Małą, pokurczowatą i... Śpiącą?

- Gobliny - syknął Dresden, rozpoznając w dźwiękach język zielonych karłów. - Chyba balują.

Fakt. Dźwięki i dudnienie były melodyjne na swój własny sposób. Dziki, nieprzyjemny i chaotyczny, ale zawsze. Gobliny, które zamelinowały się w baszcie musiały oddawać się właśnie jakiejś zabawie czy popijawie, ale czy było to jedynie ku pokrzepieniu ich serc, czy świętowały jakieś zwycięstwo, ciężko było stwierdzić. Grunt, że pokurcze miały słaby zmysł strategii czy poczucie odpowiedzialności i wartownik warował słabo.

- Chrapie - oznajmił Ganorsk. - Tuli się nawet do jakiegoś garnka.

Taron prychnął.

- Puść między nich wilka - zaproponował pół-ork z szelmowskim uśmiechem. - Zaczną tak spierdalać, że połamią sobie nogi.

Sindarin 09-03-2022 10:18

Marsz w deszczu, przez ciemny i ociekający wodą las nie należał do przyjemnych. Ganorsk szedł zgarbiony, kryjąc się pod płaszczem, ale i tak co jakiś czas zawadzał o wiszącą niżej gałąź, co za każdym razem okraszał soczystą wiązanką przekleństw. Widok delikatnego światła dochodzącego z ruin wieży wywołał u szamana podobną reakcję - wyglądało na to, że schowanie się przed ulewą i spokojny odpoczynek nie były im dane.
Nadzieje na uniknięcie kolejnej potyczki okazały się równie płonne, kiedy dostrzegł wartownika. Przy świetnych umiejętnościach i dużej cierpliwości może daliby radę dogadać się z goblinami, ale te wykorzystałyby pierwszą lepszą okazję do wbicia im noża w plecy. Chyba trzeba było oczyścić teren ze szkodników…

- To za chwilę, najpierw trzeba zlikwidować straż - powiedział Taronowi z wrednym uśmiechem, sięgając po swój morgensztern. Ściskając go oburącz, ruszył powoli w stronę goblina. Normalnie narobiłby sporo hałasu, ale deszcz i odgłosy balangi skutecznie go zagłuszały, więc nie zdołał zagłuszyć pijackiego snu wartownika. Ganorsk przystanął nad opartym o ścianę pokurczem i powoli przysunął głowicę broni tuż obok pochrapującego pyska. Przymierzył kilka razy, poczekał, aż jazgot na moment wzrośnie, po czym wziął szeroki zamach i z całej siły wyrżnął w goblińską głowę, która rozpękła się niczym zgniecione krwawe jajko.
- No, załatwione! - rzucił zadowolony, wyciągając z trupich objęć garnek, zaglądając do środka i wracając do towarzyszy - Możemy spokojnie do nich podejść. Może jakaś iluzja na wstęp? - spojrzał na Temujina i Dresdena, rzucając Urskowi kawałek tkanki, który przyczepił się do broni.

psionik 11-03-2022 19:51

W czasie gdy półork podkradał się do śpiącego wartownika, Dresden ruszył ostrożnie w stronę imprezujących goblinów. Pomimo grubego, impregnowanego płaszcza ociekającego wodą, starał się lekko stawiać stopy tak, by robić jak najmniejszy hałas. Potrzebował ocenić ilość i stan przeciwnika. Mógł uśpić nawet sporą grupę goblinów, ale jeśli będzie ich zbyt dużo, reszta się szybko połapie. Śledczy ułożył jednak w głowie plan i na to - jeśli będzie z nim Temujin, będzie mógł wesprzeć go iluzorycznym kolorowym sprejem, który powali pozostałych przeciwników.



Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:40.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172