lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [Rise of the Runelords I] Burnt Offerings [Ukończona] (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/20104-rise-of-the-runelords-i-burnt-offerings-ukonczona.html)

Nostromo 24-03-2022 10:12

Cade czekając w "Rdzawym Smoku" aż cześć drużyny rozmówi się Ameiko zabijał czas rozmową z Lukasem. Wypytywał go o porządki w straży i ogólnie jak mu się wiedzie. Kiedy w końcu przepytywacze Ameiko dołączyli do reszty Cade skinął krótko głową i powiedział -Prowadź- do Lukasa.

***
Na miejscu okazało się, że Szeryf wezwał ich w związku zbezczeszczeniem miejscowego cmentarza a dokładnie krypty Ojca Tobyna. Niziołek kipiał z oburzenia.
-Co za podłość- powiedział gdy Ojciec Zantus i Szeryf wprowadzili go w istotę problemu- żeby nie dać nawet umarłym spokoju trzeba być nielichą kanalią. Chętnie zaznajomiłbym tego kogoś z moim rapierem.

Ruszył z resztą do krypty. Gdy z mroku wyszły szkielety przez krótką chwilę chciał uciekać, ale szybko się opanował. Szkolenie wzięło górę, poza tym drużynnicy spisywali się świetnie. Walka poszła dobrze do tego stopnia, że Cade ledwo raz dziabnął coś swoją bronią.

Po wszystkim westchnął ciężko jakby włożony w walkę wysiłek był większy niż w rzeczywistości.

- Przeszukanie krypty jest rzeczywiście rozsądnym posunięciem. Pomogę wam.

Cade zaczął rozglądać się za pułapkami lub porzuconymi przedmiotami, które mogły naprowadzić na sprawców tego odrażającego czynu. Jednocześnie myślał na głos, jak często miał w zwyczaju.

-Ślady goblinów i jednego niegoblina. Założę się, że to ten zdrajca z wewnątrz miasta. Warto by było chociaż spróbować pójść tropem. Po przeszukaniu krypty obejrzę miejsce od zewnętrznej strony cmentarza, gdzie przeskakiwali mur. Może przewodnikowi goblinów coś wypadło co pomoże go zidentyfikować.


Alex Tyler 24-03-2022 19:10

W końcu trójka nieobecnych poszukiwaczy przygód opuściła zaplecze „Rdzawego Smoka”, zjawiając się w głównej sali gospody.
— I co z nią? — zapytała podgryzająca nerwowo paznokieć Sherwynn.
Po ich wyrazach twarzy domyślała się jednak, że sytuacja była opanowana.


Po wysłuchaniu szeryfa i kapłana Desny rudowłosa zadumała się na chwilę.
— Ojciec Tobyn, to nie ten sam, który rzekomo przypadkiem zginął podczas pożaru poprzedniej z fatalnych celebracji, 5 lat temu? — zapytała, choć znała dobrze odpowiedź. — Jeśli gobliny włamały się do jego grobowca, to wygląda na kolejną okoliczność działającą na korzyść moich przypuszczeń, że te dwa nieszczęścia się łączą i mają coś wspólnego z duchowieństwem albo kultem Desny.
Bardka zwróciła się bezpośrednio do ojca Zantusa.
— Nie sprawowaliście czasem pieczy nad jakimś niezwykłym artefaktem, wiekowym manuskryptem albo cudowną relikwią?
Kapłan uniósł brwi.
— Nie, a przynajmniej o niczym takim nie wiem. Tym bardziej jest to dla mnie dziwne i niezrozumiałe, dlaczego ktoś mógł chcieć włamać się do grobu ojca Tobyna.



Poranny spacer przez cmentarz odpowiadał Sherwynn. Lubiła wizyty w takich miejscach, szczególnie nocną porą. Miały bowiem swój niepowtarzalny klimat, który rozpalał jej wyobraźnię. Właśnie w tym miejscu kończyły się opowieści rozumnych istot. Ich wspomnienia, marzenia i losy bezpowrotnie pogrzebane, dusze zaś porwane z wartkim nurtem Rzeki Dusz.

W trakcie drogi bardka zauważyła, jak elf komunikuje się ze swoim pupilem. Dotychczas nie zwracała tę dwójkę szczególnej uwagi, jednak dostrzegłszy, jak szczególna więź łączy te dwie istoty, poczuła pewne zaintrygowanie.
Vallu, jakiego gatunku stworzeniem jest Fred? Podróżującym po morzach szczurem lądowym? Jedzącą owoce polną myszą? Żyjącą w kanałach miejską łasicą? — zaśmiała się z własnego żartu. — Wydaje się niezwykle inteligentny. Czy nie jest czasem Twoim chowańcem?


Również zejście do starego mauzoleum stanowiło ciekawe doświadczenie dla rudowłosej artystki. Jak eksploracja każdej zakazanej, rzadko uczęszczanej, otoczonej nimbem tajemnicy albo płaszczykiem grozy lokacji. Młódka, obserwując rząd sarkofagów, odczuwała powiew entropii i ciążące nad tym miejscem brzemię czasu. Dostrzegła też ślady niedawnego zbezczeszczenia, co zdawało się potwierdzać jej liczne ponure przypuszczenia. Ale jednocześnie pobudzało ekscytację, pchającą ją ku temu, by odkryć, co dokładnie się wydarzyło.

Kiedy wykryła ruch, spodziewała się ledwie garstki zagubionych goblinów. Gdy jednak dostrzegła klekoczące szczątki w bojowym rynsztunku, mimowolny dreszcz grozy przebiegł jej po plecach. Nie marnowała jednak czasu na wahanie i oddechu na zbędne komentarze. Dobyła broni i od razu ruszyła do ataku.

Po walce ze szkieletami dziewczyna schowała gładkim ruchem spadonę na swoje miejsce i westchnęła delikatnie. Walka była krótka i nie udało jej się wiele zdziałać podówczas, ale przynajmniej jej natarcie umożliwiło znalezienie luki w obronie nieumarłego Mharcisowi. Liczyło się przede wszystkim zwycięstwo... tak sobie próbowała tłumaczyć. Lecz tak naprawdę jej duch tęsknił do udanych pokazów fechtunku wieńczących się spektakularną zagładą oponenta. Odgłosów zderzających się ostrzy, rozcinanych kości, miażdżonych tkanek i tryskających wątpi oraz fluidów. Do przypływu satysfakcji i adrenaliny towarzyszących powaleniu wroga po śmiertelnym boju. Jednakże ostatnie dwie batalie były dlań jedynie źródłem frustracji. Tak jakby Gorum nie doceniał jej zapału.

shewa92 25-03-2022 21:28


Wiadomość na temat podejrzanej aktywności na cmentarzu wnosił coś nowego do sprawy ataku goblinów. Mharcis cały czas zastanawiał się, jaki był w tym cel, a teraz zaczynał nabierać pewnych podejrzeń. Nie powiedział jednak nic, dopóki nie zbadają grobowca.

Droga przez cmentarz, nie budziła specjalnych uczuć w strażniku. Od śmierci matki bywał tu co jakiś czas i chyba oswoił się już z atmosferą tego miejsca. Poza tym pewne ostatnie wydarzenia nieco bardziej zaprzątały jego głowę. Miał problem, który musiał jakoś rozwiać, chociaż dostrzegał też pewne zalety swojego obecnego położenia. Korciło go, żeby zasięgnąć rady u Valdemara, który miał jakąś wiedzę magiczną i pewnie mógłby rzucić nieco światła na nową znajomą Petara, ale mężczyzna nie ufał na tyle towarzyszowi ostatnich dwóch dni, żeby podjąć ryzyko. Typowa dla mieszczan niechęć do szlachty też robiła swoje.

**

Nie do końca martwe szkielety, które spotkali w grobowcu były sporym zaskoczeniem i te owszem wzbudziły pewne nieprzyjemne odczucia, ale nie wyglądały na zbyt twarde, więc Mharcis szybko się otrząsnął. W czasie wczorajszej walki zbytnio polegał na nowo nabytej magicznej mocy i niemal skończyło się to dla niego śmiercią. Tym razem postawił na umiejętności walki bronią, których był zdecydowanie pewniejszy. Spokojnie ruszył do ataku, wykorzystując przewagę pozycji, która zagwarantowała mu Sherwynn. Zanim zdążył się rozkręcić, było już po walce. Rozejrzał się po okolicy, szukając czegokolwiek, co mogłoby dać jakieś wskazówki na temat tożsamości i celów sprawcy włamania.

-Myślę, że cały atak w czasie festynu mógł służyć tylko jako zasłona dymna, żeby spokojnie obrabować kryptę. Nie rozumiem tylko po co. Czy zmarły miał jakiś wrogów jeszcze za życia? - zapytał.

Investigate



Umbree 26-03-2022 08:31

Oczekujące w ciemnościach krypty szkielety nie okazały się dla was wielkim wyzwaniem. Pokonaliście je w mgnieniu oka i wszystko natychmiast się uspokoiło - słychać było jedynie wasze przyspieszone oddechy. Szeryf w końcu zahaczył klamkę drzwi o wystający ze ściany zakrzywiony pręt, podczas gdy część z was przeszła dalej, by się rozejrzeć. Vall chwilowo został przy szkieletach, których kości powiedziały mu jedynie tyle, że atakujący byli mocno nadgryzieni zębem czasu, na co również wskazywał ich oręż.

W głębi grobowca nie czyhał na was żaden zeszkieleciały wróg, za to Cade'owi i Mharcisowi jako pierwszym w oczy rzucił się otwarty sarkofag znajdujący się na niższej półce ściany ulokowanej na wprost od drzwi. Napis na boku kamiennej trumny zdradzał, że należała do poprzedniego kapłana Sandpoint, ojca Ezakiena Tobyna. Wnętrze było puste, zniknęły wszystkie znajdujące się w środku szczątki a zostały jedynie strzępki prostych szat, w które prawdopodobnie odziany był kapłan w chwili pochówku. Bliższe oględziny nie pozwoliły odkryć żadnych dodatkowych śladów, które mogłyby pomóc w identyfikacji złodzieja.

Gdy Hemlock zajrzał do środka, aż westchnął ciężko.
- Na Desnę... - mruknął. - Zgadzam się z tobą, Mharcis, że to była zasłona dymna. Ale na co komu kości ojca Tobyna? To był zwykły kapłan. Dobry człowiek. Nie miał żadnych wrogów w miasteczku a wręcz przeciwnie. - Podrapał się po głowie. - Myślicie, że możemy mieć do czynienia z jakimś nekromantą? Najpierw te szkielety, teraz szczątki poprzedniego kapłana... Jeszcze tego by brakowało w Sandpoint.

Porozmawialiście chwilę i Belor spojrzał po was wszystkich.
- Proszę, by informacja o kradzieży szczątków ojca Tobyna pozostała między nami. Ludzie w miasteczku mają swoje zmartwienia, zwłaszcza po wczorajszym ataku i nie potrzeba im dodatkowych. My w tym czasie rozpoczniemy oficjalne śledztwo, by odnaleźć złodzieja i odpowiednio go ukarać. Od tej pory wszyscy pracujecie bezpośrednio dla mnie a za swoje poświęcenie zostaniecie wynagrodzeni złotem. Wracajmy do ojca Zantusa, nic tu po nas.


Informacje przekazane kapłanowi Desny zmroziły go, zasmuciły i zaskoczyły. Nie miał pojęcia, kto mógł chcieć ukraść pozostałości po ojcu Tobynie.
- Dusza mego poprzednika jest już dawno u Desny, więc nie mogą go przywołać ponownie na ten świat. A co mogą zrobić z samymi kośćmi, tego nie chcę się nawet domyślać - westchnął ciężko.
- Ja zabezpieczę kryptę, wy jesteście na ten moment wolni. - Szeryf zwrócił się do was. - Przejdźcie się po mieście, posłuchajcie, porozglądajcie się. Może zauważycie coś podejrzanego, albo ktoś będzie o czymś takim gadał. W razie czego, raportujcie u mnie - powiedział Hemlock.

Spacer po mieście był jedną z tych przyjemniejszych rzeczy, gdyż wszyscy pozdrawiali was i zagadywali o wczorajsze wydarzenia. Widać było, że wasza postawa podczas walki z goblinami i opowieści, jakie przekazywano sobie z ust do ust pozwoliły przypiąć wam łatkę bohaterów miasteczka. Niestety, na temat kradzieży w krypcie ani najazdu zielonych niczego nowego się nie dowiedzieliście, więc po ponad godzinnej wycieczce postanowiliście udać się do "Rdzawego Smoka", by przepłukać gardła czymś smacznym.

W karczmie nie zdążyliście się nawet rozgościć, gdy drzwi otworzyły się i do środka wpadła zdyszana, około trzydziestoletnia kobieta o długich, ciemnych włosach. Do piersi tuliła niemowlę, drugą ręką ciągnęła za sobą płaczącego kilkulatka z zakrwawionym przedramieniem. Znaliście ją z widzenia, ale nic więcej.
- Wiedziałam... wiedziałam, że was tu znajdę... - wydyszała, od razu do was podbiegając. - Mój mąż... och... musicie mi pomóc... szybko... w domu... - wyrzucała z siebie słowa bez ładu i składu.

Alex Tyler 26-03-2022 11:43

Inspekcja sarkofagu nie rzuciła światła na tożsamość hieny cmentarnej, co zafrapowało i jednocześnie strapiło Sherwynn.
— Niewątpliwie któryś z grabieżców znał się na tej mrocznej sztuce — odparła na domysły Hemlocka, przyglądając się pustej trumnie. — Nie żyjemy w antycznym Osirionie, by zmarli trzymali pieczę nad grobowcami. Lecz nawet gdyby, to z pewnością nie na poświęconej ziemi, w miejscu, gdzie spoczywają wierni słudzy dobrej bogini Desny. Nie ma też innych szczątków szkieletów, poza tymi które myśmy rozgromili, zatem intruzi nie starli się z nieumarłymi. Toteż musieli je pozostawić, by nie dopuścić nikogo do odkrycia ich występku.
Spojrzała na szeryfa.
— Być może jakiś nekromanta chce zwyczajnie zbezcześcić ciało Tobyna. A może grabieżcy zabrali zwłoki, by odwrócić uwagę od innej zawartości sarkofagu? Lub pragną dzięki czarnej magii wydobyć jakieś szczególne informacje od zmarłego? Zasłona dymna, czy nie, wielce zastanawiające jest, że czekano pięć lat, by ograbić grobowiec. Tak jakby konkretna pora miała jakieś istotne znaczenie.
Zawiesiła wymownie głos i pogrążyła się w zadumie.

Wysłuchawszy późniejszej propozycji Belora, rudowłosa odparła:
— Możliwość zajęcia się czymś ekscytującym i zapłata złocie? Wchodzę w to! Oczywiście jeśli nie opaszesz nas restrykcjami, niczym pasem cnoty.

Po powrocie z mauzoleum Zantus rozwiał wątpliwości bardki odnośnie przywołania i przesłuchania ducha Tobyna. Co nieco zbiło ją z tropu.
— Nie mogą nic wydobyć od zmarłego kapłana, nie posiadał też niczego cennego — pomyślała na głos przy wszystkich. — Ta intryga jest zbyt złożona i długotrwała, by sprowadzać się do wybryku jakiegoś eksperymentującego nekromanty. Bez wątpienia coś istotnego nam umyka.
Jakiś czas później, zgodnie z zaleceniem szeryfa, orzechowooka udała się razem z resztą kompanów w miasto, by spróbować zdobyć jakieś pomocne informacje w badanych sprawach. Jednak nawet jej niebagatelny urok osobisty i świeżo nabyta sława nie zdołały wydobyć niczego istotnego z mieszkańców Sandpoint. Być może nie było czego. Zarazem równie fatalnie poszło rozglądanie się za poszlakami i kluczowymi śladami. Dlatego nieco poirytowana młódka skwapliwie przystała na rzuconą przez kogoś propozycję odrobiny relaksu w karczmie.

Ledwie Sherwynn rozgościła się z resztą na miejscu, a do „Rdzawego Smoka” wtargnęła ledwo jej znana kobieta, przyciskająca do piersi niemowlę i jednocześnie ciągnąca za sobą ranne dziecko. Cała ta nagła sytuacja i jej okoliczności sprawiły, że intensywnie rozmyślająca o wydarzeniach obecnych i sprzed pięciu lat bardka mimowolnie zaczęła łączyć fakty. Podeszła nieco bliżej roztrzęsionej kobiety i ostrożnie przemówiła.
— Zanim udamy się na miejsce, mogłabyś rozwiać me wątpliwości i odpowiedzieć, czy czasem nie było tak, iż Twój małżonek doznał ataku obłędu i w szale zaatakował własne dziecię?

Nostromo 26-03-2022 12:43

Odkrycie pustego sarkofagu Ojca Tobyna zaniepokoiło i zasmuciło niziołka.

-Masz rację Sherwynn. Mamy tu do czynienia w nekromantą. Kimś złym do szpiku kości... ktoś taki w naszym mieście - Cade mimowolnie się wzdrygnął.


-Zbezczeszczenie?- zapytał retorycznie sam siebie- To mógł zrobić na miejscu. On powyjmował kosteczki. Zadał sobie trochę trudu, by stworzyć nieumarłych strażników. Trudno powiedzieć czy kierowała nim złośliwość, czy chęć ukrycia kradzieży.

Na propozycję szeryfa prychnął.
-Złoto dobra rzecz, ale tą sprawą zająłbym się nawet za darmo... i będę milczał jak grób. Mama zeszłaby na zawał gdybym jej to wszystko opowiedział.

***
Po powrocie do Zantusa i usłyszeniu od niego, że stworzenie, bo tak to zrozumiał, ze szczątków Tobyna nieumarłego nie jest możliwe, uniósł brwi w geście zdumienia.
-Ta sprawa jest bardziej zagadkowa niż mi się pierwotnie wydawało. Nekromanta i do tego obłąkany na to wygląda. Może zwyczajnie lubi kości? Ciągle wiemy za mało to pewne.

Podczas przechadzki po mieście na którą wysłał ich szeryf, nie wydarzyło się nic co by rzuciło światło na sprawę. Nastawienie ludzi było oczywiście miłe, ale niziołkowi trudno było odwzajemniać uśmiechy i odpowiadać. Nad miasteczkiem zawisł ponury cień i Cade miał tego świadomość.

Gdy znaleźli się w "Rdzawym Smoku" wtargnięcie niewiasty z dziećmi przyjął niemal z ulgą.

-Zaczęło się- mruknął do towarzyszy- przynajmniej możemy coś robić zamiast siedzieć i się martwić.

-Proszę prowadzić do męża- zwrócił się do kobiety.

Bellatrix 27-03-2022 10:00

Z nikim więcej walczyć nie musieli, jednak nie było z czego się cieszyć, gdyż z sarkofagu ojca Tobyna zniknęły jego szczątki.

- Skoro na zewnątrz odkryliśmy ślady goblinów i jakiegoś humanoida, to zapewne i tych małych pokurczów sobie jakoś podporządkował - powiedziała, gdy Cade skończył mówić. - Tak, jak mówił Mharcis, one zaatakowały miasteczko, odwracając uwagę mieszkańców, podczas gdy on wślizgnął się na cmentarz i wykradł szczątki kapłana. Uważam tak samo, jak Sherwynn, że czas tego ataku nie był przypadkowy. To jest grubsza sprawa a my nie mamy właściwie żadnych dowodów i podejrzanych. Ktokolwiek to zrobił, musiał wcześniej obmyślić dokładnie ten plan. Nawet tutaj, przy sarkofagu nie odkryliśmy żadnych śladów. Działał jak profesjonalista, przy okazji zostawiając ożywione szkielety, żeby pozbyć się ewentualnych świadków odkrycia otwartej krypty. Dobrze, że ojciec Zantus nie schodził sam na dół, tylko zawiadomił ciebie, szeryfie.

Jak na spokojne i wręcz senne miasteczko, jakim było Sandpoint, ta sprawa zdawała się być mocno zagmatwana i mająca jakieś swoje drugie dno, którego jeszcze nie potrafili zauważyć. Verna czuła, że to coś poważnego i miała nadzieję, że wraz z towarzyszami uda im się rozwiązać tę zagadkę. Wtedy na pewno jeszcze bardziej poprawiłaby reputację Scarnettich w mieście i zapracowała też na swoje imię. Podobało jej się, że w końcu była zaangażowana w sprawy Sandpoint i mogła chociaż spróbować przysłużyć się zadaniu. Jak na razie zdołali tylko dojść do wniosków, że szczątki mogły posłużyć do jakiegoś rytuału, ale czy po to właśnie złodziej je wykradł? Tego nie mogli być pewni.

- Jestem do dyspozycji, szeryfie. Tak jak i Cade, też mogłabym się zająć tą sprawą nawet za darmo, ale cieszę się, że chcesz nas wynagrodzić za nasz wkład - powiedziała pewnie do Hemlocka odnośnie współpracy ze strażą. - Myślę, że się nie pomylę, jeśli powiem i za moich towarzyszy, że postaramy się dać z siebie wszystko.


Przejście się po mieście nie przyniosło żadnych nowych informacji - ludzie zajęci byli swoimi codziennymi sprawami, odrywając się od nich jedynie wtedy, gdy ich grupa pojawiała się na horyzoncie. Vernę cieszyło, że zyskali taki szacunek i sympatię mieszkańców, bo jeszcze kilka dni temu nie wszystkie spojrzenia kierowane w jej stronę były przychylne. Żałowała, że nie dało się popchnąć sprawy do przodu, ale też nie spodziewała się, że nagle usłyszą od kogoś, że wczoraj zakradł się do krypty poprzedniego kapłana i skradł jego szczątki. To była zaplanowana akcja i paladynka wiedziała, że ktokolwiek za tym stoi, nie będzie się z tym obnosił.

- To nie ma sensu - powiedziała w końcu do kompanów. - Jeśli ten ktoś podporządkował sobie gobliny i nie współpracował z ludźmi z miasteczka, to przynajmniej miał pewność, że nikt nie puści pary z ust. Wygląda na to, że odpowiednio się zabezpieczył, tym bardziej ta sprawa wydaje mi się podejrzana. Niczego nowego się tu nie dowiemy, chodźmy się czegoś napić do Ameiko, od tego wszystkiego zaschło mi w gardle.

W gospodzie nawet nie zdążyła usiąść, gdy w środku pojawiła się rozedrgana kobieta z dwójką małych dzieci, z czego jedno było chyba ranne. Nieco zdziwiły ją słowa Sherwynn, która najpierw chciała się dowiedzieć czegoś na temat męża biedaczki, zamiast ruszyć z pomocą. No ale może miała w tym swój cel.
- Napijemy się później - stwierdziła, zbierając się do wyjścia.

Spojrzała jeszcze na kobietę.
- Pomożemy, ale opowiedz nam, co się dokładnie stało.

Kerm 27-03-2022 14:01

Kto i dlaczego przywołał szkielety - to pozostawało zagadką, podobnie jak nie było odpowiedzi na pytanie, kto i po co zabrał z sarkofagu szczątki kapłana. Wymiana poglądów na ten temat niewiele dała.

- Na tym etapie nie można wykluczyć, że w miasteczku mamy zakamuflowanego nekromantę - powiedziała Verna. - Lub kogoś, komu te kości potrzebne są do jakichś plugawych rytuałów. Czytałam kiedyś o tym. Co innego mnie teraz zastanawia. Z tego, co pamiętam, to w pożarze starej katedry oprócz ojca Tobyna zginęła również jego córka. Myślę, że trzeba sprawdzić, czy jej szczątki również nie zostały wykradzione.
- Dobra myśl, Verno. Jeśli jej szczątki również zostały zabrane, oznaczać to może, że ojciec Tobyn i Nualia mieli jednak jakiegoś wroga, który postanowił się nagle, po pięciu latach od ich śmierci, uaktywnić - rzucił Hemlock, przejeżdżając dłonią po trzydniowym zaroście. - Sprawdzę jej grób osobiście, jest w innej części cmentarza.
- Równie dobrze może to być ktoś z zewnątrz. - Argaen był pełen wątpliwości. - Nie, nie uważam, że mieszkańcy naszego miasteczka to jakieś ideał - dodał. - Bardziej ciekawi mnie, dlaczego akurat kości ojca Tobyna. Wszak prościej byłoby rozkopać pierwszy z brzegu grób. No ale na takiej magii to ja się nie znam.
- Oczywiście, że to może być ktoś z zewnątrz. - Belor poparł Argaena. - Za życia poprzedniego kapłana do Sandpoint zjeżdżało wielu ludzi, zatem ojciec Tobyn znał się z całym przekrojem społeczeństwa - od biedaków, których wspierał groszem, przez mieszkańców z klasy średniej i wyższej oraz wysoko postawionych wojskowych i szlachtę z Magnimaru i okolic. Sprawa pożaru poprzedniej katedry uznana została za przypadkowe zaprószenie ognia, ale równie dobrze mogło to być podpalenie. Może ktoś chce dokończyć coś, czego nie skończył te pięć lat temu? - Hemlock wypuścił głośno powietrze ustami. - Takie zawiłe sprawy to już jednak nie na mój wiek i nie na moją głowę.
- Możliwe, że tak jest. Vall, Argaen, czy jest możliwe, żeby dajmy na to jakiś plugawy rytuał przeciągnął się aż tak w czasie? Pięć lat? - Verna spojrzała na przyjaciół. - Sama się na tym nie znam, może wy coś więcej wiecie na te tematy?
- Wiem, że coś takiego jest możliwe... - powiedział w zadumie Argaen. - Ale musiałbym sprawdzić w bibliotece.
- To stara magia - powiedział Vall z pochmurną miną. - Słyszałem, że złe istoty zawierały pakty, w zamian za obopólne korzyści. Wtedy rytuał może być rozciągnięty w czasie. Zazwyczaj im dłuższy czas spełniania warunków paktu, tym mocniejszy efekt. Pięć lat to relatywnie krótko. Niektóre takie efekty mogą rozciągać się na pokolenia.
Bardka z zainteresowaniem wysłuchała elfiego ulicznika.
- Jeśli tak jest w tym przypadku, to pozostaje mieć nadzieję, że pozostały jeszcze jakieś warunki do spełnienia. I uda nam się temu zapobiec.
To miało sens, ale Argaen nie bardzo wiedział, jak mieliby to zrobić, zaś liczenie na łut szczęścia mogło zakończyć się niepowodzeniem.

Nieco później Sherwynn zwróciła się do kapłana Desny.
- Mawiają na was Spozierający w Gwiazdy, wasza bogini patronuje między innymi snom, również proroczym. Czy nie zdarzyło się ojcu spostrzec niczego wartego uwagi w dniach poprzedzających Festiwal Swallowtail? Jakiejś sennej wizji albo znaku na niebie?
Zantus zastanowił się dłuższą chwilę.
- Nie, moje dziecko, nic takiego sobie nie przypominam. Żadnych dziwnych snów czy znaków. Wszystko było w porządku - odparł. - Naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego ktoś mógłby chcieć zabrać szczątki Ezakiena. To obrzydliwe.
- Jeśli jednak coś się ojcu przypomni, proszę nas informować. - Paladynka uśmiechnęła się lekko do duchownego.
- Oczywiście. To, co się dzieje jest dla mnie skandaliczne i gdy tylko coś będę wiedział, albo coś mi się przypomni, dam wam znać. Niech Desna ma w opiece Sandpoint - odpowiedział Zantus.
„Bogowie z reguły milczą, gdy są potrzebni” pomyślała cynicznie bardka.
- Verna ma rację, każdy skrawek informacji może okazać się na wagę złota.


Działania na rzecz miasta sprawiły, że zdobyli zaufanie szeryfa, a to z kolei zaowocowało interesującą propozycją. Co prawda podlegaliby szeryfowi, ale ten warunek dałoby się jakoś obejść. W końcu wszyscy mieszkańcy Sandpoint znajdowali się w kręgu podejrzanych, dlaczego mieliby wykluczyć większy czy mniejszy współudział Hemlocka w tych zajściach?
- To brzmi interesująco - powiedział zaklinacz. - I, oczywiście, nie będę rozpowiadać na prawo i lewo o tym, co się tu zdarzyło.


Spacer po mieście zaowocował tylko i wyłącznie zwiększeniem apetytu, bowiem jedynym nietypowym i zarazem niepokojącym zdarzeniem, na które zresztą wszyscy zwrócili uwagę, był napad gobinów.
Gdyby przez miasto przemaszerował ubrany na czarno osobnik, wymachujący laską zwieńczoną trupią czachą, to może by i ktoś go zauważył, ale nawet to było wątpliwe, jako że gobliny miały niezaprzeczalny dar przyciągania powszechnej uwagi.
Verna miała rację - jeśli ktoś zajmował się plugawą magią czy współpracował z goblinami, to z pewnością nie chwalił się tym przed nikim.

Chwilę miłego odpoczynku przy dobrym trunku przerwała kobieta, która najwyraźniej bardzo serio potraktowała określenie "Bohaterowie Sandpoint" i pobiegła szukać pomocy o bohaterów,zamiast u straży miejskiej. W tym samym momencie objawiły się cienie sławy - wypadało zostawić kielich wina i spieszyć na ratunek - z nadzieją, że nie chodzi o pijaka i awanturę domową.

- Po drodze nam opowiesz, co się stało twojemu mężowi - powiedział Argaen. Wstał, podobnie jak pozostali.

Mi Raaz 28-03-2022 14:07

Vall trzymał kubek z winem w obu dłoniach. Pamiętał zabawy na cmentarzu. Pamiętał wiele zabaw. Gdy o sobie myślał, to bliżej mu było do tych dzieciaków, które machały kijami i bawiły się w obronę miast, niż do faktycznego obrońcy miasta.

Patrzył w kubek. Gdy inni rozmawiali. Miał wrażenie, że tu nie pasuje. Nie czuł się bohaterem. Jednak jego matka, gdy jezcze żyła bardzo mocno zakorzeniła w nim pewne rzeczy. Na przykład dziwnie zachowywał się w sytuacji zagrożenia. Może ciągłe ukrywanie się i codzienna walka o przetrwanie tak na niego wpłynęła? Czy bał się szkieletów? Jasne, że tak. Czy zawahał się choć chwilę przed atakiem? Nie. Strach go nie paraliżował, choć towarzyszył mu cały czas. Teraz myślał o nekromancie, którego potencjalnie uważali za przyczynę wszystkich problemów.

Z zamyślenia wyrwały go komentarze kolegów i koleżanek. Odpowiadał, zgodnie ze swoją najlepszą wiedzą, ale nie mógł pozbyć się uczucia, że coś mu umyka.

Sherwyn wydawała się bystra. Czy teraz zbierają żniwo ziaren zasianych pięć lat wcześniej? Nie powinni zbyt szybko odpuszczać tej myśli. W końcu zagadnął bardkę we wcześniej przerwnym temcie.

- Tak, Fred jest chowańcem. Tak naprawdę jest zdaje Sprajtem, czy jakimś innym pomniejszym przedstawicielem ludu Fey. Matka związała go ze mną jeszcze przed swoją śmiercią. Nie ma już swojego ciała, ale przywykł do formy zwierzęcia. Wcześniej dwa razy był szczurem. Ale łasicę bardziej polubił.

Wtedy przerwała im kobieta z dzieckiem.

- Kim trzeba być, żeby podnieść rękę na własne dziecko? - powiedział Vall pod nosem.

Podszedł do chłopaka, odpruł kawałek swojej przesadnie luźnej bluzy i zawinął mu wokół rany. Trudno było to nazwać opatrunkiem, bo i elf nigdy w tym zakresie nie pobierał nauk. Raczej przypominało to oplecenie ręki szarfą. Potem dotknął „opatrunku” dłonią i wypowiedział kilka wzniosłe brzmiących słów w dziwnym języku. Bez wątpienia wzywał magię.

Na szarfie pojawiły się trzy świecące symbole.
- To runy - wyjaśnił dziecku, którego oczy rozszerzyły się do granic możliwości - oznaczają siłę, wytrwałość i ochronę. Teraz nie będzie cię już boleć i szybko się zagoi. Widzę, że jesteś urodzonym wojownikiem. To dobrze. Chodź, potrzebuję twojej pomocy.

Gdy reszta wypytywała o szczegóły Vall posadził chłopca na krześle w rogu karczmy. Sięgnął po Trevora i podał go chłopcu.
- To jest Trevor. Trevor jest wojownikiem, którego zły drakolisz zaklął w mysz. Jest bardzo odważny, ale w tej postaci nawet koty na tyłach tej karczmy są dla niego śmiertelnym zagrożeniem.
Elf ułożył mysz na dłoni chłopca.
- Pilnuj go proszę, póki nie wrócimy. To dla mnie bardzo ważne - elf klęczał przed krzesłem kładąc dłoń na swych piersiach. - A ty masz teraz runy siły i wytrwałości. Nie możesz się jednak std ruszać.

Gdy Rael był pewny, że chłopiec go rozumie to wrócił do reszty. Dlaczego ludzie tak komplikowali relacje z własnymi dziećmi? On sam pamiętał jedynie wzajemny szacunek i miłość. I tęsknotę do nigdy nie poznanego ojca. Często miał wrażenie, że choć jest bezdomny, to jest bogatszy od większości z nich.

- Chodźmy.

W elfie zaszła jakaś zmiana. Z jakiegoś powodu sprawa dotknęła go osobiście. Gdy wydobyli od kobiety informację o tym gdzie mieszka to Rael prowadził ich ciasnymi uliczkami i sobie tylko znanymi skrótami. Nie bawił się w pukanie do drzwi, czy prośby o wpuszczenie do środka. Zaczął od solidnego kopniaka, żeby otworzyć drzwi.

shewa92 29-03-2022 01:26


Mharcis od dłuższego czasu milczał. Miał nad czym rozmyślać. Urwał się nawet ze wspólnego patrolu, po ledwie kilku minutach, żeby na spokojnie przeanalizować bieżące wydarzenia i trochę odpocząć. Nie użył zbyt wiele magicznej mocy, ale czuł się pusty. W dodatku sytuacja, w której się znajdowali nie miała za bardzo sensu. W zasadzie to pewnie go miała, ale nie byli w stanie jeszcze go dostrzec. Padło kilka teorii, ale żadnej nie byli w stanie udowodnić i nie wszystkie były równie prawdopodobne. Strażnik czuł w kościach, że pożar sprzed pięciu lat i wydarzenia ostatnich dwóch dni mogą być ze sobą powiązane. Być może ktoś rzeczywiście "dokańcza robotę"...

Duży niepokoj wzbudziła w nim wzmianka o tajemniczych rytuałach i paktach z ciemnymi siłami. Nie dość że nie brzmiało to dobrze to jeszcze za bardzo znajomo. Będzie musiał sam zasięgnąć nieco wiedzy tylko jeszcze nie wiedział gdzie i w jaki sposób.

Rozmyślania przerwało pojawianie się "damy w opałach". Nowo zdobyta sława miała też tego typu efekty uboczne. Mharcis zastanawiał się, czy teraz mieszkańcy Sandpoint będą do nich przebiegać z każdym problemem? Z jednej strony było to trochę przerażające, ale z drugiej.. W zasadzie cała grupa została niejako wcielona do straży, co sprawiało, że pomoc obywatelom była teraz ich obowiązkiem.

Kiedy uzyskali już wszystkie potrzebne informacje, ruszył z resztą zobaczyć co się działo z ojcem dziecka.



Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:44.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172