-Obiecałam już dawno, że pewnego dnia wsadzę Ci tę lutnię tak głęboko, że do końca życia będziesz chodził i pobrzdękiwał... I Zabierz ten ogon! Jak chcesz czynić dobre uczynki to załóż szkółkę niedzielną. - powiedziała zimno i odwróciłia się w stronę baru. - Czort wiozmi twoja mać...Pomagi budiet...Hmmpfff - mruczała do siebie. Usiłowała zapomnieć o denerwującym śpiewaku i tym parszywym, magicznym miejscu. |
Aru przysiadł niedaleko Swetlany (zachowując jednak pewien odstęp na wypadek gdyby chciała spełnić swe groźby). Spojrzał na nią swymi wielkimi oczami w kolorze złota, które teraz spoglądały na nią smutno i zarazem jakby nieśmiało. Trójpalczasta dłoń szarpnęła z wprawą strunę instrumentu. W karczmie znów zabrzmiał głos Arumussa. Słońce smutku wypali mą duszę Księżyc roziskrzy śniegowy puch I choć nie chcę powiedzieć to muszę Że uleciał z mego ciała duch Gdy obaczyły me oczy zaślepione Twoją anielską twarz I obudziły się pragnienia uśpione że trochę ciepła mi dasz... Uuuuuu dasz!!! Diabelstwo zrobiło przerwę zerkając figlarnie na towarzyszki czy mają już dość, czy uraczyć ma ich uszy kolejną zwrotką. |
Iywlii siedziała przy kominku, nie wzruszona zawodzeniem kompana. Między jej dłońmi zwinie przeskakiwał płomyk. Uśmiechnęła się sama do siebie poczym podjęła zakończoną przez Aru pieśń. Gniew głęboko w sobie dusze Płonąca lira przestała by grać I choć nie chcę go rzucić to muszę By trochę ciepła Ci dać.... Poczym, gdy skończyła, jakby od niechcenia, lekkim ruchem ręki Iywlii rzuciła ognik wprost w ramiona Aru. [user=3791] Mira nie traktuj tego jako atak. Iskra chce dać do zrozumienia Aru, że nie ma zamiaru się stąd ruszyć. [/user] |
-Dobrze, dobrze już wyjdę, tylko przestańcie ujadać - Skierowała się do wyjścia, próbując jeszcze złośliwie przydepnąć ogon diabelstwa. - Normalnie jak małpa, nawet ogon ma po dobrej stronie - powiedziała w swoim języku litewski:). Stwierdziła, że może wyjście na zewnątrz będzie i tak lepsze niż siedzenie w tej spelunie. Nawet z ciekawości zobaczy, kto się tak darł... - Kiedyś się doigrasz głupie półdiablę.... - rzuciła na odchodnym. |
-Nie ma za co.-smutnym głosem odpowiedział drow. Przez chwilę zastanawiał się o czym myśli młoda genasi, zastanawiał się też jakie zdarzenie mogło sprowadzić taki smutek na jej śliczną twarz. Nie zapytał, wiedział że kiedy przyjdzie pora sama mu o tym opowie. Odwrócił głowę, zobaczył Dira który ze swym ogromnym toporem podążał za nimi na zewnątrz, ten wielki kawał stali przypominał mu o tym by nie używać magii wobec tego półorka, sądząc po ogromonych mięśniach przedramion i licznych bliznach, domyślał się że niejeden chojrak położył głowę pod ostrze tego topora.Długo zastanawiał się dlaczego barbarzyńca tak nie nienawidził magii, musiał mieć powód. Równie dobry jak ten, który jemu kazał nienawidzić wszelkich istot manipulujących czyimiś umysłami. Spojrzał na tych którzy zamierzali pozostać w karczmie. Swietlana definitywnie nie pochodziła z tego świata i na pewno nie z Torilu. Uważała się za lepszą od nas "dziwaków". Jego mentor podczas licznych podróży między-planowych, pokazał kiedyś mu Ziemię- miejsce z którego ona prawdopodobnie pochodziła. Naszą magię zastępowała im "technika". Nie spodobał mu się ten świat, pełen wojen,zbrodni i bezduszności, wydawał się taki szary i monolityczny. Aru znowu złapał za harfę, po swoim poprzednim występie który chyba nie spodobał się wodnej kapłance, postanowił się wziąć za jej, rozpaloną żarem wewnętrznego żywiołu siostrę, z lepszym skutkiem. Choć tego ostatniego nie był pewien, bo ognista genasi była równie trudna do rozszyfrowania, co jej siostra z którą razem właśnie wychodzili przez drzwi karczmy na zewnątrz. Krzyk nie ustawał... |
Płomyczek Iywlii rzucił się jak bestia żądna krwi na barda, lecz temu w unikach nikt nie dorównywał to też zręcznie wywinął się z uścisków ognia, widac po minie jego, że ochote do śpiewów stracił na chwilę, Sathi, Ilaveyrin, Dir i Swetlana wysunęli się z karczmy na pochybel niebezpieczeństwu. Ich ciekawaśc została zaspokojona bardzo szybko, otórz darł się w niebogłosy jakiś elf, młody elf, który jak wariat wybiegł z jednej z dzielnic. Twarz miał białą ze strachu, trząsł się i majaczył - Patrzzzccieeee patrzcie co oni mi zrobili. Spójżcie tylko co mi się stało- darł się jak maniak. Śmiałkowie niemogli jednak dostrzec poważnych ran czy nawet zadrapań na jego ciele, nigdzie śladu krwi, było jednak w nim coś dziwnego, czego nie potrafiliście wyjaśnic. Nagle z cienia wysunełą się postac, kaptur miała głeboko nasunięty na twarz, to też nie mogliście jej zidentyfikowac. Postac zbliżyła się do wrzeszczącego i zalanego łzami elfa, stanęła nad nim i powiedziała przez zęby -To musi się skończyc!- |
Stała oparta o ścianę karczmy i przyglądał się scenie. Rękę luźno oparła na mieczu. - nie ma co na wariatów czasu marnować. - stwierdziła i zniknęła z powrotem w środku. Podeszła do swojego ulubionego miejsca przy barze "Zaraz, bary to są w domu, tutaj to karczma" Mijając diablestwo, zwalczyła w sobie ochotę by go kopnąć. - Dawaj wódkę - rzuciła do karczmarza. Zdjęła skórzaną kurtkę, odsłaniając spory dekolt i obscisłą, czarną bluzeczkę na ramiączkach. "Niech dochodzą o co chodzi, mi się nie chce..." |
-Nic się nie skończy-krzyknął donośnie mroczny elf, stając przed wrzeszczącym elfem a ścigającą go zakapturzoną postacią. -Nic się nie skończy-krzyknął po raz drugi-dopóki nikt mi nie wyjaśni o co tu chodzi. Aby dodać większej powagi swoim słowom, potrząsnął teatralnie rękami, a w jego dłoniach zabłyszczały sztylety do tej pory ukryte w rękawach skórzanej kurty.Postanowił,że nie pozwoli skrzywdzić przestraszonego uciekiniera. To, że nie widać ran na ciele tego przerażonego biedaka, nic nie znaczyło. On sam w przeszłości doświadczył cierpień rozrywających jego jestestwo i umysł na strzępy, tortury cielesne były w porównaniu z tym rozkosznym wybawieniem od wibrujących w mózgu tysięcy szpil bólu. Rzucił okiem przez ramię aby spojrzeć na towarzyszy i skierował wzrok z powrotem na postać w kapturze, szczegółowo studiując jej wygląd, ruchy i zachowanie, próbując wychwycić jakiś detal który dałby mu jakąkolwiek przewagę w tej dziwnej sytuacji. |
Półork trzymając swój topór w jednej ręce wykonał nim młynek przecinając ze świstem powietrze. Podszedł do Ilaveyrona i zatrzymał się obok niego. Wyprostował się napinając mięśnie by jego sylwetka wydawała się jak najpotężniejsza. Złapał topór oburącz by być w każdej chwili gotów do wymierzenia śmiertelnego ciosu. Jego postawa i łatwość z jaką machał toporem w zwykłym śmiertelniku musiała by wywołać strach. Spojrzał na Ilaveyrona i Sathi. Niewiele rozumiał z tego, co się tu działo, dlaczego ten elf tak wrzeszczy? Tak to jest jak się miesza w nie swoje sprawy. Na szczęście to nie on będzie rozstrzygał ten problem. Dir warknął gardłowym basem – Lepiej posłuchajcie go!- wskazał na Ilaveyrona i rozejrzał się czy przypadkiem ktoś niema zamiaru się sprzeciwić. |
Aru uśmiechnął się szeroko do Iywiil - Musisz się kochana bardziej postarać, żeby mnie rozpalić. Zaciekawiony odgłosami sprzed karczmy zaniechał swej "groźby" i postanowił wyjrzeć na zewnątrz. W drzwiach karczmy minął się ze Swetlaną. Zwalczył w sobie chęć by klepnąć ją po pośladku. "Później." - obiecał sobie. Teraz natomiast zawieszony na framudze drzwi obserwował dziwną scenę. Był gotów... w każdym momencie umknąć do środka. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:39. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0