lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [DnD FR]Okruchy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/8093-dnd-fr-okruchy.html)

Qumi 13-12-2009 20:18

Kapłanka, wbrew wcześniejszym słowom, postanowiła... skorzystać z okazji. Nie było naprawdę nic nadzwyczajnego – była przecież więźniem przez taki długi czas, odseparowana od ciepła drugiej osoby, od kontaktu z innymi. Czy pomysł z ucieczką w podmrok naprawdę wyszedłby jej na dobre? Jej reakcja wręcz krzyczała, i to dosłownie, że „nie”.

Kiedy Cario i Iru weszli do komntaty drow i kapłanka byli już w trakcie stosunku. Kapłanka leżała na stole, wśród klejnotów i biżuterii. Sprawiało to, że zarówno kapłanka jak i drow doskonale widzieli swoje odbicia w wyplerowanych kielichach czy idealnie uformowanych kryształach. Drow gładził ciało kochanki, pieprząc ją rytmicznymi i silnymi ruchami, wchodząc tak głęboko, że dziewczyna krzyczała z bólu i przyjemności, zmieszanych w jedną wybuchową mieszankę. Alanris pochylił się nad kapłanką, nieprzestając ją pieprzyć.

Anna spojrzała na spory magiczny puchar obok jej głowy. Widziała w nim jego jędrne pośladki, rytmiczne ruchy bioder, jak delikatnie szczypie ją po sutkach, jak jej piersi unoszą się i opadają, jak pomagając sobie ręką jednocześnie pieprzy ją i masuje po okolicach waginy, jak całuje ją w szyję przeczesując włosy. Starał się być czuła, przytulać go, delikatnie całować, lecz on niczym sprytny lis zawsze wypaczał jej czułość i zmieniał w pożądanie za pomocą rąk, ust i innych użytecznych części ciała.

Na pytanie Iru Alanris uśmiechnął się. Pot ciał kochanków mieszał się, wypełniając swoim zapachem całe pomieszczenie. Drow był bliski dojścia, jak i kapłanka. Nie przerywając pieprzenia kapłanki odpowiedział:

-Zapraszam – kładąc rękę na swoim pośladku i mocno go ściskając – Małe... argh... urozmaicenie się... ummmm.... przyda – dodał patrząc łapczywie na drowy.

Na uwagę Cario za to zaczął się śmiać, sapią i dysząc, spinając mięśnie pośladków, wolniej pieprząc wydawał z ciebie nieartykułowane odgłosy. Kapłanka podobnie spięła się, wygięła lekko i zaczęłaby krzyczeć gdyby drow nie zasłonił jej usta, zwyczajnie nie pozwalając. Po chwili było już po sprawie. Dysząc gwałtownie wyszedł z kapłanki i ruszył w stronę dwójki drowów. Po drodze wziął do ręki szatę, stanął obok Iru wyczekująco.

-Jestem Alanris – skłonił się nadzwyczajnie nisko, na wysokości krocza maga, zaledwie centymetr albo dwa od drowich klejnotów – Do usług. – uśmiechnął się lubieżnie i wyprostował, nadal jednak nie ubrał się. Obrócił się w stronę Anny, która wciąż dyszała starając się złapać powietrze, następnie w stronę Cario.

-Były uczeń Shemshala, zmieniony w impa dla zaspokojenia jego wygórowanych ambicji. Właśnie z panną... – wskazał zadowolony z siebie na Annę Omawialiśmy możliwość opuszczenia tego lokalu. Portal jednak wymaga klucza – udaliście się w stronę komnaty obserwacyjnej, więc minęliście Shemshala, coś znaleźliście?

Kaworu 17-12-2009 19:27

Anna i Alanris kochali się w skarbcu.

Kobieta początkowo chciała bardziej upewnić się, że drow jej nie zagraża niż zaspokoić swoje potrzeby, kiedy jednak mężczyzna zdjął z siebie szatę, zdała sobie sprawę tego, że była zbyt sprytna. Jedno jej spojrzenie na nagie, umięśnione ciało maga i wiedziała, że uległa. Od tak dawna była zakuta w niewygodne, ciężkie kajdany, od tak dawna nie spała w ciepłym łóżku, tymczasem teraz miała dla siebie całego Alanrisa, nagiego, miękkiego, obiecującego to, czego tak bardzo potrzebowała.

Zaklęła w myślach, gdy pozwoliła mu przejąć inicjatywę, z jej ust wyrwał się jednak tylko jęk, gdy twardy drow wszedł w nią.

~*~

Nieoczekiwanie do pomieszczenia weszli towarzysze Anny- Iru i Cario. Kobieta znów zaklęła w myślach, była jednak zbyt pochłonięta ciałem Alanrisa, by się tym przejąć. Mężczyzna traktował ją jak zwykłą kurtyzanę, zaspokajając na niej wszystkie swe wyuzdane potrzeby i odrzucając każdy objaw czułości, jaki kierowała w jego stronę. Za to likantropka również pluła sobie w brodę. Nie powinna w ogóle do przytulać, całować, szeptać do ucha. Wiedziała, jakie to głupie w tej sytuacji, ale nie mogła się kontrolować, choć próbowała. Cudowne ciepło ogarnęło całe jej ciało, wzbudzając falę pozytywnych emocji względem swego kochanka.

Gdy skończył, oddychała płytko, leżąc na stole, tam, gdzie ją zostawił. Kątem oka zobaczyła jego perwersyjny ukłon pod tytułem „co masz w spodniach”, nie umknęła jej uwadze również propozycja, jaką złożył podczas stosunku z nią mężczyznom.

Zamknęła oczy, zirytowana. Wychodziło na to, że drow w ogóle nie chciał z nimi walczyć, był jedynie najbardziej rozpustnym, najbardziej niewyżytym mężczyzną, jakiego miała nieszczęście w swym życiu spotkać.

- Zboczuch- westchnęła sama do siebie, chichocząc na myśl, jaką minę muszą mieć Cario i Iru.

Po chwili odpoczynku, niespiesznie założyła na siebie ubrania. I tak wszyscy już ją widzieli bez nich, więc nie miała potrzeby zasłaniać się jak dziewica, zresztą wyglądałoby to po prostu komicznie. Gdy już miała na sobie wszystkie ubrania, przysiadła na kącie stołu i chwyciła srebrną szczotkę do włosów i zaczęła zajmować się swoją fryzurą. Żadna kobieta nie lubiła wyglądać jak po trafieniu błyskawicą.

- Iru, nie wiesz może, co Shemshal mógł uczynić kluczem? Przypuszczam, że znasz odpowiednie języki, możesz odczytać imiona czartów związanych z portalem. Nie zmienia to jednak faktu, że bez klucza nic nie wskóramy.- wyjaśniła krótko swym beznamiętnym tonem, nie okazując nawet cienia wstydu po tym, czego świadkiem był mag przed chwilą.

- Proponowałabym przejrzeć księgi maga, może w nich coś zapisał. Tak naprawdę jednak możemy dać sobie spokój i wreszcie opuścić te cholerne lochy.

Dopiero w ostatnim zdaniu czuć było sporą dawkę irytacji wściekłości. Anna na dobrą sprawę nie rozumiała, czemu tu są. Shemshal zginął, byli wolni, mogli wreszcie opuścić swoje więzienie, ale mimo to wciąż tu siedzieli. Odnaleźli skarbiec, mogli wziąć wszystkie swoje rzeczy, kubeł złota czy czym w Pomroku się płaciło i spróbować opuścić świat podziemny…

Anna odwróciła głowę, by nie pokazać innym swego żalu. Nagle zdała sobie sprawę, że tylko ona chce wejść na powierzchnię. Cario, Iru, Alanris, oni wszyscy byli drowami, elfami wyklętymi przez cały panteon swej lasy. Tu był ich dom, tu było miejsce, w którym żyli i w którym czuli się najlepiej. Jeśli kobieta chciała wrócić do domu, to powinna sobie radzić sama.

- Nie wiem jak wy, ale ja mam dosyć tego świrniętego maga i jego gierek. Biorę co moje i na tym koniec naszej znajomości- znów przemówiła oschle do mężczyzn, chodząc po komnacie i zbierając różne przedmioty, które uznała na przydatne.

Podróż do Pomroku jednak nie była tak dobrym pomysłem, jak sądziła. Ledwie co do niego trafiła, została więźniem, teraz zaś była sama jak palec w nieprzyjaznych komnatach czarnoksiężnika. Sądziła, że uciekając od światła Selune, uchroni siebie i innych przed swą dziką stroną. Teraz jednak widziała, że Pomrok rządził się innymi prawami. Na powierzchni była niebezpiecznym drapieżcą, który zabijał niewinnych, ale pod ziemią stanowiła dziecinną zabawkę dla sił, które mogły ją zmiażdżyć, jeśli chciały. Przez ten cały czas nie pozbyła się nawet jednego plugastwa, czym mogłaby siebie odkupić. Nawet, jeśli jej obecność jakoś przyczyniła się do wypadku, który ich uwolnił, w co wątpiła, to zrobiła to nieświadomie.

Mała, głupia dziewczynka- skarciła się w myślach.

Chester90 19-12-2009 17:15

Cario ze zniecierpliwieniem czekał, aż nowy towarzysz Anny skończy się z nią zabawiać. Też cholera nie mógł przestać od razu, kiedy weszli. No, ale widownia w postaci dwóch drowów z czego jeden trzymał miecz, a drugi resztki maga nie przeszkadzał mu w najmniejszym stopniu. Ciekawe swoją drogą czy był, aż tak zajęty kapłanką, czy jedynie chciał sprawić pozory, że nowi goście nie robią na nim żadnego wrażenia. W sumie to i tak obojętne. Nie miał zamiaru spędzać w tym towarzystwie nawet chwili dłużej niż to koniecznie potrzebne. W końcu drow skończył i zbierając szatę z ziemi podszedł do nich. Jego słowa sprawiły, że w oczach skrytobójcy pojawiły się niebezpieczne błyski. Uśmiechnął się drapieżnie, ale szybko zganił się w myślach za popędliwość.

- Spokojnie, tylko spokojnie. Ten śmieć może być ci jeszcze potrzebny, żeby się stąd wydostać.

Głośno zaś powiedział:

- Cóż Alanrisie, były uczniu. Po prawdzie nie obchodzi mnie twoja historia, ale ciekawi mnie czemu jeszcze żyjesz. Radbym tedy niezmiernie dowiedzieć się jak przetrwałeś atak demonów. Bowiem wybacz, ale trudno nie zauważyć, że impem już nie jesteś.

Cario rozejrzał się po pomieszczeniu szukając czegoś przydatnego. Wreszcie jego wzrok spoczął na wiszącej na wieszaku zbroi. Szybko zrzucił siebie czarną rytualną szatę i zarzucił na siebie lekki pancerz. Później zapyta Iru jakie magiczne właściwości ma jego nowa osłona. Musiała w końcu jakieś mieć, bo tak to Shemshal by jej tutaj nie trzymał. Pozbierał jeszcze parę przydatnych drobiazgów i od razu poczuł się lepiej. Wreszcie z mieczem i w pancerzu był w pełni sprawny. Bez nich czuł się jakiś nagi i odsłonięty. Teraz był niebezpiecznym osobnikiem, z którym należało się liczyć. Miał nadzieję, że te miernoty wreszcie to dostrzegły.

- Chciałbym też wiedzieć Alanrisie jaką rolę odegrałeś w naszym porwaniu i całej tej szopce, zwanej rytuałem. Ale to może poczekać, aż się stąd wydostaniemy. – drow spojrzał w kierunku Iru. – Cóż to ty tu jesteś specem od mocy tajemnej, więc pewnie będziesz mógł aktywować portal i umożliwić nam drogę wyjścia. I powiedz mi po co ci resztki tego śmiecia. – Cario ruchem głowy wskazał na odcięte koniczyny Shemshala.

Wissereth 21-12-2009 23:33

Ostentacyjne i wyzywające zachowanie Alnarisa nie wywarło na Iru praktycznie żadnego wrażenia. Nie ważne czy miało ono uśpić jego czujność czy może było nieudolną formą okazania pewności siebie w obecności wrogów. Już zdecydował że pozbędzie się drowa tak szybko jak tylko będzie to możliwe. Nawet gdyby nie miało to przynieść korzyści większych niż ograniczenie ilości osób które mogły wyeliminować jego. No i dochodziła jeszcze zemsta na kimś kto służył Shemshalowi. Taak zdecydowanie wygodniej będzie jeśli ich nowy "towarzysz" będzie martwy.

-Och jakże cieszy mnie wasza wiara w mą moc i umiejętności.- Powiedział mag z delikatną nutką ironii w głosie i zupełnie ignorując Alnarisa minął go niezbyt szerokim łukiem idąc w stronę właśnie zwalnianego przez Annę stołu.
- Co do twego pomysłu, Jasnoskóra, nie wiem czy bezpiecznie jest dla nas przebywać tu dość długo abym mógł przeprowadzić odpowiednie badania. Choć z bólem to przyznaję to ścierwo za życia miało wielką moc, większą zapewne od moich niemałych talentów. Więc księgi i odpowiednie informacje mogą być poza moim zasięgiem.-Twarz młodego Drowa skrzywiła się kiedy przyznawał iż nie był tak potężny jak ich oprawca.
- Nie wszystko jednak stracone.-Stwierdził z uśmiechem i błyskiem w oku na widok którego wszystkim w komnacie na moment zrobiło się chłodniej po czym położył resztki Shemshala na stole na którym niedawno harcowała radośnie kapłanka i nieznajomy.
- Istnieje możliwość, że uda mi się uzyskać potrzebne informacje. Do tego właśnie celu poprosiłem cię o ucięcie głowy drogi Cario. Ręka zaś jest odpowiedzią na ostatnie z waszych pytań. To element klucza. Liczę, że uda mi się dowiedzieć za chwilę nieco więcej na temat portalu i sposobu jego otwierania, jednak mogę być przez jakiś czas nieco otępiały, to bardzo wymagający czar, zapamiętajcie jednak wszystko co powiem albo wręcz zapiszcie. Spróbuję wyciągnąć co się da z tego kawałka tkanki ale nic nie mogę obiecać. Ale to za chwilę.- Powiedział widząc jak Anna buszuje pośród zgromadzonych przedmiotów i dóbr. Słysząc jej słowa o rozstaniu rozważył wszelkie następstwa takiego kroku. W pewien sposób mógł na niej polegać jeśli chodziło o rozwikłanie zagadki rytuału Shemshala. Pozostawał jeszcze jeden z uczniów ich porywacza którego ciała nie odnaleźli, czy sabotował on zaklęcie aby móc samemu zebrać jego owoce? Podejrzane że nagle znalazł się tu kolejny z uczniów przeklętego maga, czyżby historia jaką ich uraczył była zręcznym kłamstwem?
- Najpierw odzieję się jak na istotę cywilizowaną przystało.-powiedział wracając do bardziej przyziemnych spraw.
-Dobrze byłoby poszukać jakiegoś jedzenia i wody, nie wiadomo ile czasu przyjdzie nam tu jeszcze spędzić. Może godzinę a może kilkanaście cykli... Warto poszukać również prywatnych komnat naszego gospodarza, pewnie są tam wszelkie wygody i kilka pułapek. Może także jakieś wskazówki co do celu rytuału? Pytanie czy wolicie poczekać z tym aż skończę czy może zbadamy okolicę zanim zacznę?

Qumi 29-12-2009 21:32

Alanris obserwował nieco rozbawiony dyskusje grupki towarzyszy mimo woli. Mroczne oczy drowa świeciły nowym życiem, oczywiście w przenośny. Wyglądało na to, że nic mu nie zepsuje humoru.. jego „wojownik” wciąż stał na baczność ostentacyjnie zarysowując swoje kształty na szacie, on sam zresztą co chwila poprawiał sobie co nie co zerkając w stronę dwójki drowów.

-Pytania, pytania, pytania.. – kolejny raz się poprawił – Sam miałby jedno czy dwa – na przykład skąd wiedziałeś, że byłem impem? Czyżby Anna zbyt głośno krzyczała? – roześmiał się szczerze, a jego przyrodzenie zdawało się powoli opadać –Tsk, szkoda... miałem jeszcze dużo sił... a wracając do pytania – Ukryłem się, nie wchodziłem nikomu w drogę, jako mały imp nie jest to takie trudne, nawet jeśli wróciłem tutaj wraz z innymi diabłami. – odpowiedział spokojnie i usiadł na blacie stołu, którego zawartość leżała na ziemi strącona jego i Anny wyczynami.

-Co do waszego schwytania... moja dusza była zapłatą za klejnot, który potrafił odnaleźć takich jak wy – okruchy, czy jak On was tam nazywał... - tym razem jego głos wskazywał małe zainteresowanie, jakby wolał nie wspominać o tym czy razczej wchodzić w szczegóły. –A co do rytuału to miał mu dać moc, władzę nad światę i boskośc, jednym słowem standard w przypadku egocentrycznych, samolubnych i zidiociałych jednostek. No bo niby po co komu władza nad światem? Mnóstwo obowiązków, mnóstwo zabójców czychających na ciebie, bunty i sprawy gospodarczo-finansowe, nie wspominając o paranoi... kompletna bzdura – dopowiedział. Nie były to słowa, które można raczej uzyskać od drowa, rasy, która niemal ponad wszystko kocha władzę. Być może zawsze taki był, być może piekło go zmieniło.

- Chciał wezwać jakiegoś arcyczarta, związać jego moc i z jego pomocą zawładnąć światem. To tak w skrócie. Do tego chciał użyć serca Zinzereny. Nie wiem czy o niej słyszeliście, była drowią boginią, choć krótko. Patronowała zabójcą, illuzjonistą z mordeczymi skłonnościami, a prywatnie lubiła Rashemeńską herbatkę... nie ważne jednak kim była – ważne co po sobie zostawiła! Serce! Serce bogini – wyobraźcie sobie jaką musiało mieć moc i Shemshal wiedział jak ją wykorzystać...musiało, bo już go nie ma. Serce uległo zniszczeniu podczas rytuału... wydawało mi się, że widziałem jakieś jego fragmenty zaraz po wyjściu przez portal... ale jak po chwili wróciłem do komnaty to już ich nie było. Czy taka odpowiedź was satysfakcjonuje? Za więcej... – poprawił krocze- będziecie musieli mi jakoś się odwdzięczyć.

Z lekko uniesioną brwią na słowa Alanrisa Iru rozpoczął inkantować swoje zaklęcie na otwartej czasce Shemshala, którą przygotował dla niego Cario. Z trakcie rytuału, z pewną odrazą, drow zanurzył palec w obmarłej tkance mózgowej drowiego maga. Na palcu znajdowała się odrobina mózgu Shemshala, która drow szybko włożył do ust i zrobił głośne gulp. Iru zamknął oczy i skupił się. Miał tylko częściowy dostęp do wspomnień ich oprawcy, i do tego na określony czas. Musiał się więc spieszyć.



Nieco otępiały magią, zataczając się Iru stanął wreszcie na nogi i był gotów podzielić się tym czego się dowiedział, a niestety nie było tego zbyt wiele. Przez głowę maga przepływały rwące rzeki wspomnień, nawet ich ułamek był wręcz niemożliwy do opanowania. Słowa klucze pomogły mu jednak je jakoś uporządkować. Rytuał. Niewiele więcej się dowiedział niż od Alanrisa, zauważył jednak, oczami pamięci Shemshala, że serce, czarny kryształ, pękło i rozsypało się na drobne kawałki, które w wyniku eksplozji nafaszerowały ofiary rytuału, a część trafiła nawet jednego z uczniów Shemshala, który padł martwy.

Portal. Z tym obrazem skojarzył napisy na portalu, wiedział już co znaczyły i czym były. Wiedział, że kluczem jest dłoń martwego maga oraz różdżka. O ile z dłonią problemu raczej mieć nie będą, to różdżkę w chwili rytuału trzymał jego uczeń, który w panice wybiegł przez korytarz i uciekł. Jego imię brzmiało Diegros. Moc. Skomplikowane wzory i rytuały pojawiły się w głowie maga, lecz nie potrafił ich zrozumieć, pojawiały się i znikały zbyt szybko, aby mógł się im przyjrzeć. Alanris. W głowie maga pojawił sie obraz przystojnego młodzieńca, odurzonego, posłusznego, uległego i utalentowanego drowa. Mógł się też przyjrzeć chwilowo eksperymentom jakie Shemshal przeprowadzał na swoich uczniach, w tym na Alanrisie.



Bezbarwny płomień. Zdziwiony Iru rzucił hasło w wir wspomnień. Nie była to jego własna myśl, była obca, inwazyjna, obezwładniająca. Drowowi ukazała się kamienna sala, bez okien, bez drzwi. Rozświetlały ją tylko magiczne latarnie udając okna, nadając komnacie upiorny charakter. W jednym boku komnaty stał Shemshal, którym w tej chwili był Iru, obok niego, tworząc okrąg stali inni, okryci płaszczami. Owi „inni” byli różnych kształtów, posiadali ludzkie, drowie czy zupełnie obce sylweteki. Na posadzce były runy, na środku komnaty okrąg płomieni, a w samym jego sercu jakaś sylwetka... terminy, którymi dysponował młody drowi mag nie potrafiły opisać tego co tam było, nie potrafiły ogarnąć istoty tego co tam było. W głowie drowa znowu pojawił się ten sam dominujący głos co rzucił hasło, ten sam głos, który słyszał Iru już wcześniej, tym razem go poznał. Karsus rzekł mu: „boskość”.

Zbyt rozkojarzony Iru nie był wstanie przyjrzeć się księgom jak proponowała Anna. Częścią informacji podzielił się z resztą, część zachował dla siebie, nie ważne jednak jak wiele chciał zachować to popełnił pewien błąd. Rzucił zaklęcie przy innych. W trakcie trwania zaklęcia jego oczy się rozszerzyły, a ich powierzchni zaczęły pojawiać się obrazy, które widział mag, co więc bardziej zainteresowani i spostrzegawczy mogli dojrzeć, choć nie usłyszeć czy zrozumieć pewne obrazy: Czarny kryształ, odłamki dziurawiące ucznia Shemshala, innego ucznia który ucieka z różdżką, magiczne wzory, Alanrisa i komnatę z mrocznymi sylwetkami. Szczegółów dostrzec nie można by było, oczy są zbyt małe, ale ogólny kształt był widocznych dla wprawnego oka.

- Diegros? Kojarzę go, nieco tchórzliwy – parszywiec niezbyt go lubił. Dziwię się, że dał mu klucz... nie mniej jednak jeśli chcecie go odnaleźć to zajrzałbym do domu uciech Slijis, tak się odstresowywał, albo do domu alchemika Mazraxa, jego brata.

Dalsze przeszukiwania nie odkryły nic nowego, znaleźli swoją starą celę, parę opuszczonych pomieszczeń, niektóre luksusowe, niektóre raczej ubogie. Znalazło się również nieco strawy i wody pitnej, tę jednak wspólnie sprawidzili czy nie jest zatruta – u drowów nigdy nie wiadomo, tymbardziej z latającymi na wolności diabłami słynącymi z swojej okrutności. Mogły na przykład zostawić kogoś przy życiu, tylko po to aby spragniony wypił truciznę.

Większość komnat była zniszczona, podpalona, spalmiona krwią, choć mimo to nadal opływały bogactwem lub zanurzały się w nędzy. Wszelkie pamiętniki czy notatki były tylko szczątkowe, zwykle zawierające niezbyt ważne informacje – choć wątpliście czy Shemshal zdradził komukolwiek szczegóły co do swojego planu. I rzeczywiście nikt nie pisał nic poza ogólnikami.



Wyjście z domu Shemshala było wypalone i nienaturalnie poszerzone, jakby ktoś stopił skałę tworząc wielki łuk. Miasto nie wyglądało najlepiej. Połowa miasta wyglądała jak wypalona zapałka. Gdzieniegdzie nadal paliły się płomienie, a reszta była już dawno spalona. Druga połowa wyglądała nieco lepiej, choć tam również pojawiały się pożary, które starały się pochłonąć jak największą część miasta. Widok nie był to najpiękniejszy, choć miał pewien urok. W oddali było widać wyjścia z miasta. Dom Shemshala znajdował się niemal w centrum miasta, więc droga w którąkolwiek stronę była prawie tak samo długa. Nieco blżej, w niespalonej części, była potężna spirala schodów pnących się wysoko ponad sklepienie jaskini gdzie znajdowało się miasto. To była droga na zewnątrz, do górnego świata.

-Tam i tam, to jest dom alchemika, a to dom uciech. – wskazał Alanris na dwa budynki, alchemik po niespalonej części, dom uciech po spalonej. –To co robimy?- spojrzał wyczekująco na grupę. Wyglądało na to, że nie chciał nigdzie wybierać się samemu – bardzo słusznie zresztą. W tej sytuacji samotna wędrówka przez miasto walczące z demonami nie była zbyt rozsądnym posunięciem według każdego z was.

Chester90 09-01-2010 14:28

Zapłata za klejnot potrafiący odnaleźć takich jak oni? A kim oni niby byli? Czym są według zmarłego maga? Cario miał wrażenie, że raczej nic ich nie łączy. Każde z nich miało inne potrzeby, inny charakter, a w przypadku Anny nawet nie była tej samej rasy co on i Iru. No, ale kto zrozumie drowiego maga ten może się uznać za najbystrzejszą osobę na świecie. Cario nigdy nie udało się wejść w ten sam tok rozumowania, którym podążali ci z jego braci, którzy wybrali edukację w Sorcere. Może dlatego ich nienawidził. W sumie teraz to obojętne i tak się z nimi pewnie nie spotka. Nie interesowało go także dążenie Shemshala do osiągnięcia boskości. Jednak wkurzała go świadomość, że ten ścierwojad chciał to osiągnąć jego kosztem. Szkoda, naprawdę szkoda, że Cario nie dostał maga w swoje ręce przed jego zgonem.

Teraz jednak nie czas na snucie rozważań. Iru właśnie rozpoczynał rzucanie czaru. Skrytobójca z lekką odrazą patrzył jak zanurza palec w otwartej czaszce Shemshala i wkłada palec do ust. Przy takich okazjach Cario cieszył się, że rozpoczął edukację w piramidzie. Przynajmniej nie musiał bawić się ze zwłokami, ani ich smakować. Jednak Iru już wchodził w jakiś dziwny trans, a jego oczy rozbłysły i zmieniły się. Drow podszedł bliżej i zajrzał w oczy maga. Razem z nim wkraczał na ścieżki stworzone przez magię. Na ścieżkę wspomnień Shemshala. Obrazy migały mu w głowie, jednak czuł, że nie widzi wszystkiego, że coś mu umyka. Może trzeba było bardziej interesować się magią?

Po skończonym transie Iru wrócił do rzeczywistości rozkojarzony. Cóż najwyraźniej ten czar do najprostszych nie należał i teraz drow za to płacił. Alanris rzucił trochę światła na to co przed chwilą zobaczyli i na to czym podzielił się z nimi Iru. Trzeba będzie, więc odszukać tego Diegrosa i odebrać mu różdżkę. I życie też przy okazji. Będzie chwila zabawy.

Ruszyli, więc kierując się do wyjścia. W domu maga nie zostało już nic godnego uwagi. Jedynie trochę prowiantu i wody zasługiwało na więcej uwagi. Chociaż Cario nie był tak głodny jak powinien. Zdawało się, że cienie dbają o niego i żywią go własną energią. Może w przyszłości będzie mógł się chociaż częściowo uniezależnić od pożywienia. Wychodząc z budynku zabójca jeszcze na chwilę zatrzymał się przy jednych zwłokach. Niby nie wyróżniały się niczym szczególnym, ale drow miał na sobie ładny szal w kolorze krwi. Całe szczęście, że umarł, bo jakiś demon postanowił zrobić gulasz z jego wnętrzności, sam szal pozostał więc nietknięty. Caio bez ceregieli zdjął ozdobę i owinął ją wokół szyi i dolnej części twarzy. Teraz czuł się znacznie lepiej.

Wychodząc na zewnątrz ich oczom ukazał się obraz jak po bitwie. Połowa miasta była spalona, druga najwyraźniej jeszcze czekała na płomienie. Dom Shemshala stał mniej więcej pośrodku oddzielając te dwie części miasta. Najwyraźniej stanowił epicentrum chaosu i miejsce skąd wylały się hordy demonów.

-Tam i tam, to jest dom alchemika, a to dom uciech. – wskazał Alanris na dwa budynki, alchemik po niespalonej części, dom uciech po spalonej. –To co robimy?

- Wydaje mi się, że najrozsądniej będzie najpierw odwiedzić alchemika. Nie ma sensu póki co pchać się w płomienie i tak już pewnie nie zastaniemy domu uciech w pierwotnym stanie. A u alchemika możemy też znaleźć jakieś przydatne mikstury. – Cario zrobił krok w stronę jeszcze całej połowy metropolii. – Pójdę przodem trzymajcie się w razie czego ostrzegę was i będziecie gotowi do walki. – zrobił jeszcze parę kroków i wkroczył w cienie, które przyjęły go jak swojego starego przyjaciela.

Kaworu 11-01-2010 21:17

Anna przysłuchiwała się rozmowie Alanrisa z pozostałymi drowami.

Twierdził, że był uczniem Shemshala, ale kobieta zaczynała w to wątpić. Nie, żeby nie wierzyła w jego historię, co do faktu bycia kochankiem i towarem na wymianę z diabłami nie miała żadnych wątpliwości. Jego ciało, styl bycia i temperament wskazywały jednak na to, że był kimś innym, na pewno nie magiem. Jakoś Anna nie potrafiła go sobie wyobrazić skupionego nad księgą zaklęć i prowadzącego magiczne badania. Nie, to do niego nie pasowało. Albo więc był zaklinaczem, którego „przygarnął” drowi mag, albo po prostu jego osobistym ochroniarzem-zabawką łóżkową. Miano ucznia Shemshala mógł sobie nadać sam, choćby po to, by wypaść lepiej w oczach kobiety, która wcześniej widziała go w postaci impa.

Anna chodziła między różnymi półkami, kuframi i wieszakami, wybierając przedmioty, które uznała za ważne. Trudno jej było powiedzieć, co mogło jej się przydać, więc postanowiła się kierować podczas wyboru kobiecą intuicją. Wkrótce miała w ramionach mały stosik magicznych przedmiotów, które wydały jej się najodpowiedniejsze, pomimo tego, że właściwości części w ogóle nie znała.

Jednocześnie słuchała oczywiście Alanrisa, który miał do powiedzenia wiele ciekawych rzeczy. Mówił o sercu drowiej bogini, które miała zapewnić dumnemu magowi władzę nad światem, o paktach z demonami i o tym, że podobno jakieś okruchy boskiego organu znajdowały się w sali rytualnej, gdy do niej przybył. Wszystkie te informacje, choć rzucały jakieś światło na sytuację, w jakiej się znaleźli, nie wyjaśniały do końca wszystkiego. Prawdę mówiąc, dalej wiedzieli mniej, niż było to im niezbędne, ale teraz mieli ważniejsze zmartwienia, jak choćby to, by opuścić to przeklęte miejsce.

W międzyczasie Iru zagłębił palec w czaszce, która musiała należeć do Shemshala i posmakował mózgu maga, odprawiając jakiś rytuał. Kapłanka uśmiechnęła się lekko, obserwując go. Zastanawiała się, jakie informacje drow może uzyskać, i co ważniejsze, czy podzieli się wszystkimi, jeśli trafi na jakieś naprawdę odkrywcze wieści. Likantropka stała z boku, obserwując mężczyznę i rozmyślając nad tą kwestią. Było jasne, że jeśli zdobyłby informacje o tym, jak uzyskać boskość, zacząłby snuć własny plan podboju świata.

Po rytuale, Iru niespodziewanie spytał o pewnego ucznia, który jakoby miał mieć klucz do portalu. Alanris zaproponował dwa miejsca, w których uczeń mógł przebywać- dom uciech lub mieszkanie swego brata. Anna jęknęła w duchy, dobrze wiedząc, gdzie się uda razem z [b]Alanrisem[b/]. Było oczywiste, że lepiej się poczuje w zamtuzie niż u jakiegoś starego, zgrzybiałego maga, a i kurtyzany mogły go znać, przez co mieliby łatwiejszy dostęp do potrzebnych informacji. Równie jasne było to, że żaden z mężczyzn nie uda się całkowicie sam z wiecznie niewyżytym drowem.

Grupa pozwiedzała jeszcze trochę lochy, w których się znaleźli, postanowili jednak w końcu je opuścić. Gdy tylko wyszli na powierzchnię, zobaczyli niezwykle majestatyczny, ale i zarazem nieco przygnębiający widok. Około połowa miasta drowów była w płomieniach, najpewniej wywołanych przez rozpasana czarty. Anna sama nie wiedziała, co powinna o tym myśleć. Z jednej strony miała nadzieję, że mieszkańcy niższych planów szybko zostaną pokonani przez oddziały straży, gdyż stanowiły poważne zagrożenie dla każdego, także dla niej. Nie miała ochoty zginąć, rozszarpana przez jakiegoś wielkiego, skrzydlatego diabła. Wiedziała, że kiedyś i tak zginie, zazwyczaj sposób śmierci był jej obojętny, ale nawet tak oziębła i beznamiętna osoba jak ona wolała zginać w bardziej odpowiedni sposób.

Z drugiej strony, Anna odczuwała pewien rodzaj okrutnej satysfakcji, patrząc na miasto, zamieniające się w ruinę. Zazwyczaj to drowy napadały, paliły i gwałciły. Miło było pomyśleć, że teraz los się odwrócił i mroczne elfy zaznają wszystkich uciech, które przez wieki zapewniły swym sąsiadom.

- Sądzę, że powinniśmy odwiedzić dom uciech- szepnęła kobieta, chwytając Alanrisa za ramię- Jeśli Cario ma rację, to temu całemu Diegosowi nic nie jest, ale jeśli ukrył się w domu uciech, zagoniony tam przez czarty, to możemy nie zdążyć na czas, gdy najpierw odwiedzimy jego brata- wyjaśniła szybko kobieta. Nie miała zamiaru sprzeczać się z swym towarzyszem, ale uważała, że w tej sytuacji powinni się rozdzielić, co było dla niej oczywiste od chwili, gdy usłyszała o ulubionych miejscach Diegosa.

Wissereth 16-01-2010 21:34

Nienawidził efektów ubocznych tego zaklęcia, naprawdę nienawidził, o ile spożywanie mózgu ofiary nie było takie złe, w rzeczy samej była to pierwsza jadalna rzecz jakiej spróbował od dłuższego czasu, o tyle otępiające poczucie rozdwojenia, nagłe przebłyski prozaicznych faktów z życia ofiary były irytujące ponad wszelkie wyobrażenie. Zebrał kilka potrzebnych mu przedmiotów ze skarbca praktycznie bez zastanowienia, w podświadomości miał wciąż wiedzę właściciela o tym co tu można było znaleźć więc czuł się jak u siebie.
-Ciekawe, moim zdaniem ktoś uciekający przed hordą demonów nie krył by się w domu rozpusty, chyba, że mógłby uchodzić za jednego z pracowników i mógłby im zaufać iż go nie wydadzą. Abstrahując od faktu, że nie widziałem jeszcze żadnego burdelu zdolnego powstrzymać atak czegoś bardziej zdeterminowanego od bandy zapijaczonych żołnierzy na przepustce... Alchemik... jego dom dalej stoi, możliwe że nasz cel przekonał braciszka aby ten mu pomógł, zresztą zawsze możemy sprawdzić oba miejsca... A tak na marginesie, jak masz zamiar uzasadnić fakt swej obecności i posiadanie broni moja droga?- Zapytał Drow Annę.
-My jesteśmy właściwie u siebie i możemy podać się za najemników albo kupców, ale ciebie każdy będzie uważał za zbiegłą niewolnicę. Oczywiście zawsze możesz podawać się za własność Alanrisa.-Zakończył z kpiącym uśmiechem.- Przy okazji czy powiedziałbyś nam gdzie właściwie jesteśmy? Echh przydałby się mój chowaniec jako zwiadowca, najpewniej uciekł Shemshalowi skoro nie było go w jego domu, a gdyby zdechł wiedziałbym o tym, ale gdzie ta piszcząca włochata bestia zniknęła? Musiał chyba słyszeć wezwania?- Ostatnie zdania mag wypowiedział tonem staruszka dyskutującego z samym sobą nad jakąś kwestią. Nagle podniósł głowę spojrzał na pozostałą dwójkę.
–Jeśli chcecie iść sami do ruin to proponuję ustalić jakiś termin i miejsce ponownego spotkania chyba, że wolicie iść swoją drogą. Cokolwiek zdecydujecie, starajcie nie rzucać się w oczy.

Qumi 23-01-2010 22:46

Tajemnicza komnata


W dużym, wyłożonym szarym kamieniem pomieszczeniu bez okien rozniosło się echo czyichś kroków. Jedynym źródłem światła w komnacie była lśniąca trupio bladym światłem kula na podeście z czarnego kamienia. Wysoki cień rozpościera się na ścianie na przeciwko łukowatych wrót. Mechanizm zaskrzypiał. Kroki przestały być echem i zaczęły stopniowo wypełniać salę. Zakapturzona postać stanęła metr od drzwi, niepewnie chwyciła się za nadgarskiem i podrapała go nerwowo.

-Jakieś postępy? – spytała postać przy drzwiach.

Przy kuli, wiecznie w nią wpatrzony, stał starzec w takich samych szatach, lecz bez nakrycia głowy. Wciąż wpatrując się w głębię tego co inni uważaliby jedynie za szarą mgłę odpowiedział, a kąciki jego ust zadrżały.

-Po co ci ten kaptur? Po co ci on przede mną?- głos starca był głęboki i zmęczony, był jednak władczy i stanowczy. Mężczyzna przy drzwiach zrobił krok w tył, stojąc tuż przed drzwiami.

-S... spytałem czzz..czy są jakieś posss...postępy?!- jego głos drżał, mimo nieudolnego krzyku, który nie dał zamierzonego efektu. Starzec uśmiechnął się do siebie.

-Nie ma po co się denerwować, czyż nie? Tak, uczynili postępy. Nie długo wyjdą z miasta, wasza marionetka również, ale o tym pewnie już wiecie? – odparł w niemal takim samym tonie głosu, lecz nieco rozbawionym.

-Nie muszę ci na nic odpowiadać starcze!- krzyknął mężczyzna i wybiegł z komnatu trzaskając na sobą drzwiami.

-Eh, ci ta młodzież...

~*~

Droga przez miasto, spalona część

Anna wraz z Alanrisem udali się w stronę domu uciech. Wybór na dość ciekawy jak mając na uwadze sytuację w jakiej nastali ją Cario i Iru’khatriz. Najwidoczniej młoda likantropka miała ochotę ja nieco bardziej perwersyjne zabawy, które oferują domy uciech mrocznych elfów. Wybór tej ścieżki Alanris skwitował tylko dwuznacznym uśmiechem pod nosem.

-Ruszajmy zatem, moja pani – spojrzał na Annę wraz ze swoim uśmieszkiem i ruszył trzymając ją za rękę.

Droga było zadziwiająco łatwa. Oczywiście ogień, ruiny, gruzy i zniszczone drogi stanowiły pewien problem, ale nie było widać żadnych diabłów do tej pory, nie licząc małych impów, które uciekały przed kobietą i drowem.

-Czują to czymś jesteś.- wyjaśnił Alanris - Wbrew pozorom całkiem sprytne z nich bestie- puścił oko do dziewczyny.

Impy uciekały do ruin pobliskich domów, gdzie ukrywały się, sycząc i zerkając w stronę pary. To było jedyne na co się odwarzyły.

-To już nie daleko. Widzisz ten budynek?- Alanris wskazał na w miarę niezniczony budynek przy skrzyżowaniu dwóch ulic i ziewnął -To za tym budynkiem.

I rzeczywiście, kiedy tylko para minęła budynek mogli przyjrzeć się Domowi Uciech Elrin w całej krasie, a właściwie to w jej połowie. Połowa budynku była zawalona, napis wyryty w kamieniu leżał potłuczony na ziemi. Coś jeszcze było nietypowego w budynku, tuż przed nim stał tłum impów, z czego jeden większy i grubszy od reszty.



-Hmmm? Czego tu chcecie bezduszni? Hmmm? Chcecie wyrzucić stąd Grexa i jego kompanów? Hmmm? Chcecie skorzystać z domu uciech? Hmmm? – diabeł spojrzał na parę i na chwilę zamikł –Hmmm? To spierdalać mi stąd! Hmmm! Nikogo nie wpuszczamy, teraz to nasz dom, tak Grex zrobił sobie tu miłe gniazdko z samicami! Hmmm... Oj tak, oj tak! Hmmm! Spierdalać!

-Cofam co mówiłem o impach, tylko jeden z nich był inteligentny. – cynicznie wyszeptał do ucha drow kobiecie.

~*~


Targowisko, niespalona część miasta

Po podziale obowiązków grupa rozdzieliła się na dwie części. Iru i Cario udali się do domu Alchemika znajdującego się po niespalonej części miasta. Droga, również, wydawał się spokojna, nikt ich nie zaczepiał, nitk ich o nic nie pytał, nie spotkali nawet żadnego patrolu... było za cicho. Puste ulice, puste domu mijali w ciszy. Obydwoje wytężali słuch w poszukiwaniu chociaż najdrobniejszego oznaku życia. Na próżno. Nagle w oddali usłyszeli wybuch. Nad miastem uniosła się chmura ognia, lecąca wysoko w górę i znikająca tuż przy suficie jaskini.

Było to jednak daleko stąd, tutaj nic nie zmąciło ciszy. Droga, którą szli prowadziła przez targowisko. Tu również panowała cisza, stragany wciąż były pewne różnorakich towarów, w tym plecaki podróżne, które z pewnością mogą się przydać. Magicznego osprzętowania jednak nie było, ich stragany były w pośpiechu zwinięte.

Wśród straganów rozniósł się szelest.

Cario rozejrzał się dookoła, drowi magi spojrzał w drugą stronę. W ciemności za straganami nic nie było widać...

-Zaraz!- krzyknął Iru- [/i]Jak to możliwe, że nie widzimy w tych ciemnościach?![/i]- dodał przerażony. I rzeczywiście ciemność poza straganmi była tak głęboka, że nawet drowi wzrok, słynny ze swej przenikliwości, nie mógł jej przebić. Wszędzie dookoła słychać było tylko szepty, wśród nich niski chichot. Cario zauważył to chyba nawet szybciej niż mag gdyż w jego dłoni już lśnił oręż.

-Możesz jakoś rozproszyć tę ciemność?- spytał Cario. W tym momencie coś wyskoczyło z ciemności. Mrok stowrzył pierścień wokół dwóch drowów, tworząc coś na wzór areny.



Stwór natomiast wyglądał groteskowo. Była to jakby masa... czegoś, ciężko to nazwać było nawet ciałem. „Skóra” tego czegoś pokryta była oczami i wrzodami, które nieustannie wypuszczały z siebie ropę, z tego co mogliście zauważyć ropa ta kapiąc na kamienną drogę dymiła i skwierczała. Zamiast rąk stworzenie to miało kończyny zakończone szczypcami. Dziwny stwór unosił się nad ziemią, jakby czekając na coś.

-Wspaniale! – odezwał się w jakiś dziwnie upiorny sposób przyjemny i kuszący głos –Zabawny się w pewną grę!

Głos musiał znajdować się w obrębie pierścienia ciemności, bo nie można było go zlokalizować.

-Witajcie na Arenie! – dookoła rozniosły się brawa i okrzyki radości przez łzy, jak wam się wydawało. Brzmiało to raczej jakby ktoś był zmuszany do tych okrzyków.

-Zanim stąd odejdę...- brawa ustały, a zamiast nich rozniosły się głosy żalu i nawoływań do zostania- Przykro mi przyjaciele, a muszę, takie są zasady. - głosy ucichły i zapanowała niezmącona cisza, tylko kapanie ropy z groteskowego stworzenia roznosiło się echem.-A więc, witajcie na Arenie. Zasady są proste: pokonajcie trzy stwory, które dla was wybrałem a pozwolę wam odejść. Jeśli przegracie to dołączycie do naszej wesołej gromadki!

Głosy znowu zaczęły bić brawo i nawoływać do dwóch drowów: No dalej, dołączcie do nas!, Tu jest wspaniale, zapewniam was!, Nie traćcie czasu, gdybym wiedział jak tu jest wcześniej to już w pierwszej rundzie bym się poddał!. Nagle jednak głosy zamilkły.

-Zaczynajcie!- mimo tych słów stwór wciąż stał nieruchomo czekając. [i]-Jako, że jestem dziś w wyjątkowo dobrym humorze to do was należy pierwszy ruch![/b]- dodał i znowu usłyszeliście brawa i podziękowania za nazbyt wielką szczodrość.

-To Krwawy niebiec, uważaj na tę ropę, to silny kwas. Ma też parę zdolności magicznych i może roztaczać wokół siebie mgłę blokującą druidyczną magię.- szepnął Iru tancerzowi cieni. Walka się rozpoczęła.

Kaworu 29-01-2010 22:27

Anna ruszyła za Alanrisem.

Kobieta postanowiła zignorować uwagę Iru. Nie miała zamiaru robić za erotyczną niewolnicę drowa, prawdę mówiąc wolałaby stanąć do walki, niż zgodzić się na odgrywanie tak żałosnej roli. Jeśli już mieliby wymyślić jakieś kłamstwo, to ona byłaby w nim władczynią, a mag jej uległym zwierzątkiem.

Rzuciła pytające spojrzenie na Alanrisa, gdy ten chwycił ją za rękę, nie zareagowała jednak w żaden sposób. Jeśli mężczyzna myślał, że coś ich łączy, to był w błędzie. Obydwoje mieli swoje potrzeby i po ich zaspokojeniu byli jedynie sprzymierzeńcami, dość wątpliwymi. Anna nie uważała, by drow mógł być zagrożeniem lub intrygantem, ale nie łączyło ją z nim nic poza wspólną chęcią przeżycia i czymś, co można by było nazwać sympatią, gdyby ze strony kapłanki Selune nie było tak słabe, że prawie nieistniejące. Pozwoliła więc prowadzić się przez miasto, powstrzymując się od jakiegokolwiek komentarza.

Obserwowała w milczeniu ogrom zniszczeń, a także uciekające impy. Jak dotąd spotkała jedynie te tchórzliwe istoty, ale spodziewała się, że gdzieś w pobliżu mogą być potężniejsi mieszkańcy Dziewięciu Piekieł. Nie okazywała strachu, jedynie zmarszczone brwi i jej oczy, zaglądające od niechcenia w co ciemniejsze kąty zdradzały, że spodziewa się ataku z każdej strony.

-Czują to czymś jesteś- powiedział nagle uczeń Shemshala, gdy kolejna grupa impów uciekła. Likantropka spojrzała na niego z zaciekawieniem. Nie mówiła mu o swojej przypadłości, a mimo to o niej wiedział, najpewniej od pierwszego widzenia.

Dłoń, którą ściskał Alanris lekko zadrżała, gdy zdała sobie sprawę z tego, jakie to może mieć znaczenie. Niezależnie od tego, jak bardzo nieszkodliwy, lubieżny lub przyjazny mógł się wydawać jej towarzysz, dysponował wiedzą największą z wszystkich osób, które wymknęły się z ruin posiadłości Shemshala. Anna musiała sobie to non stop przypominać. Zignorowanie tego faktu mogło być niebezpieczne.

W końcu, doszli do domu uciech. Jego połowa była zawalona, a reszta, która ocalała, może i przykułaby uwagę kobiety, gdyby nie to, że była w opłakanym stanie. Na dziedzińcu przed przybytkiem rozkoszy stał tłumek impów, w tym jeden wyjątkowo opasły i ohydny. Jak się wkrótce też okazało, był kompletnie pozbawiony instynktów samozachowawczych.

-Hmmm? Czego tu chcecie bezduszni? Hmmm? Chcecie wyrzucić stąd Grexa i jego kompanów? Hmmm? Chcecie skorzystać z domu uciech? Hmmm? – diabeł spojrzał na parę i na chwilę zamilkł –Hmmm? To spierdalać mi stąd! Hmmm! Nikogo nie wpuszczamy, teraz to nasz dom, tak Grex zrobił sobie tu miłe gniazdko z samicami! Hmmm... Oj tak, oj tak! Hmmm! Spierdalać!

Alanris zaproponował zajęcie się problemem, ale Anna powstrzymała do zdecydowanym, władczym ruchem ręki. Nie miała zamiaru rzucać się jak jakaś dzika elfka na kogoś tylko dlatego, że jej naubliżał, w dodatku nieumiejętnie. Oczywiście, wygrałaby, zwłaszcza z drowem przy boku, ale byłoby to niepotrzebne, męczące i po prostu głupie. Mogła wyskoczyć na impy z drągiem, wywijając nim na wszystkie strony, ale musiała się liczyć z tym, że wzleciałyby w powietrze. Co wtedy by zrobiła? Rzuciła czar? Poprosiła o to Alanrisa? Wokół było już i tak dużo zniszczenia, a zważywszy na sytuację miasta, energię magiczną lepiej było spożytkować na inne, bardziej naglące sytuacje.

- Nie są tego warci, to tylko spite, chutliwe czarty. Gardzę nimi- powiedziała zupełnie szczerze, po czym wyminęła Grexa, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Przyszła tu w ściśle określonym celu, a nie było nim z pewnością ratowanie drowich kurtyzan z rąk biesów.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:20.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172