Zastanawiał się, czego właściwie te szczury się po nich spodziewały... że wydelegują jedną osobę do walki z tym molochem? Sam pomysł był tak... naiwny, że nawet paladyn by na niego nie wpadł. Jednak fakt był faktem, że w chwili obecnej leciało na nich morze piszczących szczurowych futer. Tak to przynajmniej wyglądało. Ronir wytrzeszczył oczy w niemym przerażeniu, lecz nie cofnął się. Ucieczka i tak nie miałaby większego sensu. Stanął pewnie i czekał na pierwszego szczura, który nawinie mu się pod miecz. ________________________________ Ronir: 5k20 = 1+13+11+16+19 |
Corvus również był zdziwiony naiwnością szczurów, czy te małe gryzonie myślały ,że żądna zemsty grupa zachowa się honorowo? Jednak teraz faktem było iż zbliżał się do nich tabun małych gryzoni, wrzeszczących dziko. Jednak to nie one były głównym celem wojownika, w jego mniemaniu śmierć czempiona mogła złamać ich dzikiego ducha walki. Chwycił więc miecz w dłonie, mruknął do bogów prośbę o wsparcie w tej ciężkiej godzinie i począł przedzierać się w stronę wielkiego szczura. Ciął każdego małego gnojka, który blokował mu drogę do czempiona. Miał nadzieje, że jego kompani zapewnią mu jakieś wsparcie. ~*~ k20=18+10+14+14+8 |
Cięcie, parowanie, blok, ból, cięcie, ból, blok, parowanie, ból... Zdecydowanie za dużo bólu. Wiedział, że ciężko krwawi w przynajmniej czterech miejscach, kolejne kilkanaście miał obolałe. Splunął krwią... Teoretycznie nie powinien już stać na nogach. To się nie kalkulowało... przynajmniej w warunkach normalnych. Tym aktualnym daleko było do normalnych. Zaryczał z bólu, kiedy kolejny przeciwnik go ugodził w bok. Władco Słońca, Jaśniejący Ogień Twój niechaj siłą mi będzie i pomocą Światło Twe niechaj drogę mi wskaże i wrogów oślepi Bo Tyś jest mym Panem, Tobie ufam Dzięki Tobie płomień wiary mej nie zgaśnie nigdy... Oczy paladyna zaświeciły się wściekle na złoty kolor, niby dwa malutkie płomienie świec. Zaryczał znów, tym razem z furią atakując najbliższego przeciwnika. __________________________________ Ronir: użycie zdolności Ugodzenie Zła Ronir: 5k20 = 18+4+13+2+11 |
Krew spłynęła mu po twarzy, czuł niesamowity ból w plecach. Widział jednak, że i wielkolud poczuł jego cios. W około panował rozgardiasz, wrzaski małych szczurów, co jakiś czas krzyk jego towarzyszy. Jednak uszy Corvusa były martwe na te dźwięki, teraz był tylko on i wielki szczur. Nawet jeżeli zginie tu zalany falą małych jaskiniowych skurwieli, to tego wielkiego pośle do demonów. Zapomniał o rannej nodze i o wściekłości na raniącego go szczura, w ostatecznej walce, bitwie decydującej o życiu nie było miejsca na gniew. Gniew rodził błędy, a błędy rodziły śmierć, prosta kalkulacja. Wystawił język i zlizał krew cieknąca po twarzy, wielki szczur ryknął w jego stronę, tez krwawił. Corvus poprawił chwyt na mieczu, jeżeli umrze, to jak wojownik, walcząc do ostatniej kropli krwi. Krzyknął głośno i ruszył naprzeciw wielkiemu szczurowi, niczym na spotkanie ze swoim przeznaczeniem. Teraz nie liczyło się to by przeżyć, to że byli martwi stało się niemal pewne. Ale jeżeli powali tego olbrzyma, to jego śmierć nie pójdzie na marne. ~*~ k20=18+19+1+16+15 |
Strzał. Ładuj. Strzał. Ładuj. Strza... Cholerny ból nogi! Draholt aż zawył z bólu, stracił już poczucie czasu - nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Może już jest ostatni? Strzał. Ładuj. Strzał. Ładuj... Strzał. Koniec, przeciwnik był już na wyciągnięcie paskudnych łap. I był liczny. Tak, z pewnością już nikt nie żyje. A zaraz i on będzie przygrywać Oghmie. Odrzucił kuszę(może kogoś trafił w głowę i ogłuszył na tyle, by go stratować?) i dobył miecza. Z dzikim krzykiem rzucił się na potwory. W ostatniej chwili sparował może śmiertelny cios. W końcu spotkał towarzysza. - Jakiś plan? - Krzyknął mu do ucha. Zresztą, jazgot był taki, że pewnie i tak nie usłyszał... --------------------------------- 5k20=8+17+12+20+13 |
Śmierć… tylko tyle kapłan widział w tej walce… śmierć, nie jego wrogów, ale jego towarzyszy. Nikomu w takiej chwili nie życzył odejścia na ten drugi świat, nawet paladynowi, którego gdyby nie ta sytuacji sam chętnie by ukatrupił. Ale teraz to nie było ważne, czas zakończyć stare waśnie, na chwilę chociaż. Elf stracił już nadzieję, nadzieję na przeżycie, na lepsze jutro, na lepszą przyszłość. Zaczął się modlić, aby pan jego przyjął go bez względu na wszystko co uczynił przeciwko jemu, bogu tyranii. W dłoni trzymał korbacz, lecz z sił już opadał, tylko modlitwa mu pozostała. Jego twarz powędrowała w dół, oczy wpatrzyły się w ziemię zalaną krwią, nic już nie istniało dla kapłana, tylko on i modlitwa. Wnet, nie wiedział skąd coś wpłynęło do jego umysłu - czyżby Hextor w końcu zauważył swego oddanego sługę? Nydian podniósł wzrok i poderwał wartko głowę do góry. Starał się skoncentrować, jednak tu było to praktycznie nie możliwe, ale kto nie spróbuje nigdy się nie dowie. Kapłan zamknął oczy, przez sekundę nic się nie działo, potem głośny krzyk elfa nastał nagle: Hextorze! Zwiastunie piekła, bitewna plago! Ciebie proszę o moc, moc którą zesłałeś na mnie w dawnych czasach! Pokaż swą siłę, przekaż ją przez sługę swego! Objaw nam siebie! Niech każdy z twych wrogów ze strachu drży Nagle ślepia jego pełne złości i gniewu, skierowały się w stronę przerośniętego szczura. Kapłan podniósł powoli rękę do góry i skierował dłoń w stronę „mięśniaka”. Z palców wystrzeliła ledwo widoczna mała smuga, ponurego, granatowo-czarnego światła - uderzyła w szczura prosto w mordę, wdzierając się do jego umysłu. Gdy było po wszystkim, elf uchwycił mocno korbacz i zaczął walczyć o życie… którego tak bardo nie chciał stracić. _______________________ Użycie czaru: Zagłada 5k20 = 6 + 2 + 20 + 16 +8 |
Nie zważał na rany, poziom adrenaliny był na tyle wysoki, że Vallan był wstanie odcinać kolejne kończyny, przebijać kolejnych wrogów. Kolejne cięcia, pchnięcia i kopniaki wykonywał automatycznie. Nie słyszał nic, może to od tych wszystkich wrzasków i pisków, może właśnie odchodził na tę drugą lepszą stronę? Półelf nie był wierzący, nie wierzył w żadne bóstwo. Jednak teraz tego żałował, brakowało mu czegoś, co mogło by go wesprzeć w tej chwili. Chwili porażki? Rozłupując kolejną szczurzą czaszkę, nie myślał o śmierci tutaj, razem z grupą towarzyszy, jak o porażce. Zaszczytem było umrzeć walcząc ramie w ramie z tak dobrymi wojownikami. W bitewnym szale, ledwo zdołał dostrzec Draholta, który był zdecydowanie mu najbliższy. Odepchnął kilku wrogów, tak by stanąć tuż obok barda i wspólnie się osłaniać. Odpowiedział na szabko zadane pytanie: - Plan?! Nie mam! Walcz póki możesz, ja też będę! Szkoda tylko, że nie zaśpiewasz nikomu o tej bitwie, mój przyjacielu! - Skończył krzyki, przysunął się jeszcze bliżej barda, tak, że żaden wróg nie miał do nich dojścia, bo był trzymany na odległość tańczących mieczy. Vallan spojrzał na swe rany. Cały był w posoce, nie widział jednak czy swojej, czy cudzej. Bólu nie czuł, ale gdy zobaczył liczne rozcięcia, mocno się przeraził. Teraz wiedział, że to ostatnia bitwa, jaką stoczy. Jedyne co mógł zrobić, to sprawić żeby ta bitwa potrwała trochę dłużej. ________________________~*~_______________________ ______________ k20 = 9 + 19 + 11 + 4 + 1 ( Kur*a ...) |
Nie było już miejsca na szerokie zamachy, na finty, uskoki i parady. Walka przybrała zupełnie inny wymiar. Wymiar masarski rzec by można. Już nie miecze i korbacze a noże, sztylety, pazury i zęby. Pierwotna walka o przetrwanie gatunków, które nie powinny mieć szansy się spotkać. Których zły los, żądza przygód i odwieczne, tak bardzo naturalne pragnienie łupu i bogactwa zetknęło w tym pradawnym podziemiu. Zetknęły w sposób brutalny. W sposób z którego tylko jedna strona mogła wyjść zwycięsko. Pazury i zęby przeciw nożom i kułakom. I dzikiej woli przetrwania… Corvus zaryczał nie mniej wściekle co jego przeciwnik. Nie było czasu na wymyślne taktyki. Nie było też na nie sił. Zalewająca oczy krew sączyła się z rany na głowie, której nawet nie poczuł. Ból w plecach i smak krwi w ustach. I ciemne plamy przed oczyma. Słabł. Jednak jak przystało na człowieka nie wiedział, że czas się poddać. Nie chciał. Nie mógł. Nie przywykł do tego. Podobnie zresztą jak jego kompani, którzy choć zalani falą przeciwników wciąż dawali odpór, wciąż walczyli. Lub może raczej umierali po trosze. Z każdym zadanym ciosem, szarpnięciem i ugryzieniem. Któż wiedzieć to mógł? Draholt pierwszy runął pod natłokiem napastników. Nie miał sił dźwigać na swoich barkach trzech „szczurów” którzy skoczyli wespół i przez chwilę nawet walczyli o miejsce na jego karku ze sobą samym. Bard jednak nie miał czasu się nimi zająć. Jego ramie szarpało dwóch innych a nogę orały czworonożne ogary. Mimo to kopał, szarpał się i gryzł. Póki nie padł pod ciężarem przemożnych sił. Wciąż jednak walczył. W desperacji i samotności, choć Vallan stał ledwie krok obok. I tropiciel stracił już jeden miecz a z drugiego ostał się ledwie ułomek. Miał nóż, lecz czasu nie było by doń sięgnąć. Krwawił z rozoranego ramienia, ze skłutej piersi i z rozerwanego policzka. Jednak wciąż jeszcze się odgryzał swoim przeciwnikom, choć życie wyciekało zeń obficiej niż z innych. Czując upadek druha skoczył mu jednak na pomoc. Resztką sił. Szukając śmierci na tej samej mogile. Ronir z Nydianem plecy w plecy walczyli bez nadziei na zwycięstwo modląc się do zgoła odmiennych bogów. Wiedząc, że tu i teraz są braćmi. I że takimi pozostaną kładąc swe żywota na jednym, wspólnym szańcu. Ramię przy ramieniu. Mój brat, mój wróg. Nydian czuł się podle. Pan opuścił go właśnie w tej chwili. Teraz, kiedy najbardziej był potrzebny, kiedy kładł największą ofiarę z siebie samego na chwałę Pana. Wściekle miotając się ze swoim korbaczem krzyczał w furii imię Pana a jego brat po mieczu, Ronir, zanosił nie mniej gromkie modły do swego Boga. Obaj zajęci byli jednak chyba innymi sprawami, bo naraz paladyn otrzymał potężny cios i ukląkł. Dostrzegł jeszcze wzniesioną nad swą głową maczugę, ale nie miał sił podnieść tarczy, na której wisiała czereda futrzaków. Nydian skoczył, przyjął na bok cios dzirytu, lecz roztrzaskał głowę tego, który dzierżył maczugę. Jednak ofiara z krwi kapłana nie poszła na marne. Paladyn powstał. W samą porę, by sparować tarczą dwie dzidy, które mierzyły w plecy odsłoniętego kapłana. Sparował, lecz jeden wszedł mu pod pancerz i utkwił w piersi. Krótkim ciosem miecza urąbał dzidę przy samym grocie i w tej właśnie chwili poczuł kolejny cios, gdzieś z tyłu. Upadł na kolana po raz wtóry. Wciąż jednak dzierżąc miecz. Nawet klęcząc mógł wciąż walczyć. Nydian, który właśnie się odwracał, dostrzegł szarżującego na wielkiego szczura Corvusa. Krwawiącego nie mniej niż oni wszyscy, zataczającego się pod ciężarem swego dwuręcznego miecza, jednak nieugięcie prącego naprzód. Kapłan chyba już po raz ostatni odwołał się do swego Boga. I wskazał krzycząc coś niezrozumiale, na wielkiego szczura, który właśnie w tej chwili zwarł się po raz kolejny z Corvusem. Promień mocy pomknął na spotkanie bestii… Corvus rzucił się naprzód po raz kolejny biorąc potężny zamach. Dotychczas bestia niemal lekceważąco parowała łańcuchami jego ciosy, choć kilka doszło, ale impet gdzieś został stracony. Teraz wielki szczur też chciał skończyć ze swoim wrogiem. To było żenujące i godzące w jego godność. Wszyscy pozostali przybysze już niemal zostali pokonani a on wciąż walczył z tym upartym człekiem. Bestia tym razem skoczyła na spotkanie Corvusa. Skoczyła i jej szponiasta łapa ujechała na jakimś skowyczącym pobratymcu. Skowyt deptanego mocarną stopą stworka utonął w wyciu, warkocie i szczęku oręża, ale co najważniejsze wielki szczur stracił równowagę. Tylko na chwilkę. To wystarczyło. Miecz uderzył niestety nie z pełnego zamachu, ale i tak trafił głęboko wdzierając się w lewy bark. Ramię wielkoluda zwiotczało, opadło dziwnie a on sam zawył, lecz drugi cios był jeszcze gorszy. Potężny brzeszczot miecza wyrżnął w bark po raz wtóry i urąbał ramię grzęznąc w boku. Corvus szarpnął miecz nie zważając na skowyt wielkiej bestii, ale klinga gdzieś pośród kości utknęła. Corvus poczuł jak szponiasta łapa chwyta go za ramię, rzucił się w tył, pośliznął gubiąc się, porzucając chęć wyszarpnięcia oręża. Wielki szczur nieporadnie skoczył i wylądował na upadającym Corvusie, przygniatając go swym ciężarem. Gdzieś przez pieczarę przemknął promień, ale mało kto dostrzegł go w ogóle. Corvus uchylił się w bok nie zważając na zalewającą mu twarz z urąbanego ramienia bestii posokę. Potężne szczęki minęły mu twarz o włos. Desperacko macając dłońmi wokół siebie Corvus namacał w końcu rękojeść ułamanego, cudzego miecza. Schwycił go mocniej i nie czekając ni chwili wbił go na oślep w miejsce, gdzie winien być kark i szyja bestii. Poczuł opór i usłyszał charkot agonalny. Wyszarpnął ułomek i wbił po raz wtóry nie zważając na orzące mu pierś pazury. Jednak z każdym kolejnym ciosem wielka bestia słabła i wiotczała. W pieczarze zaś zdawało się, że zapanowała cisza. „Szczurki” zupełnie nie były gotowe na taki obrót spraw. Ich czempion, wielki mocarz, wódz bitewny umierał pod ciosami jednego z przybyszów! Już nawet się nie bronił a każdy kolejny cios spychał go w bok coraz bardziej aż w końcu runął na bok uwalniając skonanego walką ale pijanego zwycięstwem Corvusa. Pozostawieni samym sobie przez wycofujących się bezradnie i w bezładzie za palisadę „szczurków”, tych z nich którzy byli w stanie się podnieść, śmiałkowie również wlekli się jak najdalej od palisady. Świadomi tego, że choć udało im się przeżyć starcie wcale nie jest tak pewne, że uda im się przeżyć z powodu rozmiaru i liczby odniesionych ran… . |
Splunął krwią w bok. Do oczu wlewał mu się pot wymieszany z czerwoną posoką, spływający z czoła. Wygraliśmy? Spojrzał raz jeszcze. Nie, nie wygrali. A już na pewno nie w pełnym tego słowa znaczeniu… Tarcza i miecz obwisły mu na ramionach. Naraz stały się dlań bardzo, bardzo ciężkie. Oparł się o ścianę jaskini dysząc ciężko z wysiłku. - Musimy się wycofać… – powiedział po chwili, kiedy złapał oddech. Jęknął, kiedy spróbował się poruszyć – bolało go dokładnie wszystko, co tylko mogło boleć. Wiele z tych miejsc dlatego, że akurat krwawiły… Jednak mimo to był w lepszym stanie, niż jego towarzysze… Tytanicznym wysiłkiem schował miecz i tarczę, po czym pomógł wstać Corvusowi. - Do brzegu… – rzucił do swoich towarzyszy, po czym zaczął iść w tamtym kierunku, wspierając wojownika w chodzie. __________________________________ Ronir: k20 = 13 |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:48. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0