lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [D&D 3.5, FR] Trudna droga (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/9540-d-and-d-3-5-fr-trudna-droga.html)

Gettor 27-04-2011 18:51

Właściwie to Kaldor nie wiedział z jakiej odpowiedzi na temat rudowłosej by się bardziej cieszył. Schwytali ją? Dobrze, mógłby się z nią pewnie zobaczyć, ale byłaby wtedy jeńcem którego los nie byłby zbyt kolorowy.
Uciekła? Wrócił do punktu wyjścia, sprzed całej tej przeklętej wyprawy, kiedy nie wiedział nawet gdzie jest...
Nie, wróć, zyskał bardzo cenną informację. Cristin żyła.

Pogrążony w swych myślach tropiciel niemal przegapił moment w którym Tarman zaproponował im pracę i to płatną. Dopiero teraz zauważył też, że bawił się w rękach jedną z leczniczych mikstur, które Xander wystawił wcześniej na stół. Szybko przypiął ją do pasa.
Polować na orków, dostać za to pieniądze i być może znaleźć moją ukochaną? Gdzie mam podpisać?

W rzeczywistości jednak potwierdził swoją chęć dalszego udziału tylko krótkim zdaniem, by nie okazywać wszystkim dookoła swojego nadnaturalnego entuzjazmu. Skrzywił się jednak słysząc dziwne pomysły towarzyszy na temat powrotu do wioski. Podzielał w tej kwestii zdanie Iana.
- Szkoda czasu na jakiekolwiek wyjaśnienia. - odparł wstając i prostując ramiona. Podobnie jak Xander był gotów do dalszej drogi. - Ale skoro masz tam swój cenny wóz z jakże cennymi rzeczami, Gerarcie, to wypadałoby się tam przejść. Tylko nie zdziw się, jeśli twoja własność będzie się właśnie palić w kominku naszego drogiego karczmarza. - dodał z nutą sarkazmu.

daamian87 01-05-2011 13:36

Na twarzy Tarmana zagościł uśmiech. Szczery, prawdziwy uśmiech, który zmienił diametralnie wygląd mężnego wojownika na ułamek sekundy. Odchrząknął, zakrywając usta dłonią zwiniętą w pięść, po czym wstał i przemówił do grupy.
-Sprawy mają się zatem następująco.- zaczął ostrym, władczym tonem.
-Waszym pierwszym przystankiem będzie Yhaumn. Zapewne znacie to miasto, choćby ze słyszenia. - mówił krótkimi, konkretnymi zdaniami. Zero owijania w bawełnę.
-Zgłosicie się do kapłana o maga o imieniu Altharias. Przekażecie mu pismo, i postaracie się zdobyć jego przychylność.- po tych słowach zamilkł na chwilę, układając sobie plan w głowie. Przez chwilę w namiocie panowała totalna cisza, przerywana jedynie odgłosami krzątających się na zewnątrz podwładnych Tarmana.
-Musicie jednak wykazać się odrobiną dyplomacji, bowiem wspomniany mag jest dość...- szukał przez chwilę odpowiedniego słowa
-Specyficzny.- wybrnął z sytuacji.
-Towarzyszy mu krasnoludzki wojownik. Para niespotykana często, jednak jeśli uda wam się z nimi porozumieć i zechcą wesprzeć naszą sprawę, zyskamy potężnych sojuszników. - zamilkł ponownie, przyglądając się towarzyszom i wyczekując na ewentualne pytania.
-Tyle z mojej strony. Ach, zapomniałbym. Po pierwsze, jeśli będziecie potrzebowali skontaktować się ze mną, użyjcie tego zwoju.- położył na stole zwinięty dokładnie pergamin. Widać było, iż nie wie któremu z magów przekazać zwój, wybrał więc najbardziej neutralne rozwiązanie.


Kiedy wszystkie sprawy zostały już ostatecznie wyjaśnione, Tarman pobłogosławił towarzyszy na drogę.
-Teraz nasze drogi się rozchodzą. Udajemy się dalej, chcemy wyplenić zło, które rośnie z każdym dniem się rozrasta. Udajcie się przed drogą do mojego kwatermistrza, uzupełnicie u niego zapasy i dostaniecie pewne środki finansowe na drogę. - po tych słowach zamilkł na moment.
-Niech bogowie was prowadzą.- pożegnał się krótko, podając każdemu dłoń, potężnie ją ściskając, po czym wyszedł z namiotu.

******************

Po wyjściu z namiotu, oczom grupy mężczyzn ukazał się widok krzątających się w pośpiechu i zbierających swoje rzeczy kapłanów i rycerzy. Nikt nie zwracał na nich uwagi, zupełnie tak, jakby w ogóle nie istnieli.
Przy jednym z wozów stał postawny, łysy mężczyzna. Wyprężony niczym struna z równie przystrzyżoną brodą, emanował spokojem. Jego zbroja lśniła, niczym nowa, mimo iż taka nie była. Widać było natomiast, iż mężczyzna ten dba o swój dobytek z niezwykłą starannością.


Sprawdzał coś na skrawku pergaminu, kiedy uniósł lekko wzrok, patrząc na towarzyszy. Jego wyraz twarzy nie przedstawiał nic, żadnych emocji. Skinął na nich ręką, wracając do przeglądania swojej listy.
-Czego potrzebujecie?- bez żadnego powitania spytał lodowatym tonem kapłan, uparcie wpatrując się w listę.
Kiedy każdy przedstawił swoje prośby, kapłan rozdał to, czego miał wystarczająco dużo, wszystko skrupulatnie zapisując. Na zakończenie podszedł do Asgarda i wręczył mu pokaźnych rozmiarów sakiewkę, w której wesoło brzęczało złoto.


Następnie odwrócił się, i ponownie, bez słowa pożegnania, odszedł do swoich spraw.


******************

Droga powrotna do wioski była o wiele szybsza. Towarzysze maszerowali przed siebie, co jakiś czas rozpoznając miejsce, które mijali podczas pierwszej drogi. Mroźne powietrze dodawało energii podróżnym. Kątem oka Xander dostrzegł ruch w głębi lasu. Kiedy jednak odwrócił się, chcąc przyjrzeć się temu czemuś, lub komuś bliżej, niczego nie dostrzegł, mimo braku krzewów czy innych miejsc, w których można się było schować.
Nagle Ian gestem ręki wskazał pozostałym towarzyszom coś na niebie. Kiedy wzrok wszystkich spotkał się w jednym miejscu, wszyscy dostrzegli smugę czarnego dymu. Mimo iż nie byli w stanie stwierdzić, skąd dokładnie wydobywały się kłęby dymu, wszystkim przyszła do głowy jedna myśl. Wioska.

Każdy krok potwierdzał ich przypuszczenia. Dym, początkowo gęsty i kłębiasty, teraz był coraz słabszy. Kiedy w zasięgu wzroku dostrzegli pierwsze zabudowania, należące do odwiedzonej kilka dni wcześniej wioski, mieli już całkowitą pewność tego, co się stało. Wioska została spalona.
Obserwacja terenu wioski i okolic nie przyniosła żadnych efektów. Najeźdźcy najprawdopodobniej już się ulotnili z miejsca rzezi, której dokonali na mieszkańcach.

Towarzysze, idąc pomiędzy palącymi się, a niekiedy dogasającymi już elementami chałup, nie widzieli nigdzie zwłok. Mimo niewielkich rozmiarów wsi, ktoś w niej na pewno żył, jednak ciał nie było nigdzie. Dopiero koło karczmy, w której podjęli się prostego z pozoru zadania, ziemia zalana była krwią. Na całym placu walały się zwłoki kobiet, mężczyzn i dzieci. Niektóre ciała pozbawione były kończyn, inne głowy. Kobiety w większości leżały w pozycjach wskazujących na gwałt, którego dokonywano przed albo i po śmierci. Mężczyźni poddawani byli różnym torturom, takim jak wypalanie oczu czy wyrywanie poszczególnych części ciała. Dzieci nosiły znamiona podobnych tortur.

Na zamarzniętej ziemi stały kałuże krwi. Odór wnętrzności, mimo iż jeszcze świeżych, unosił się coraz mocniej w powietrzu. W około panowała przejmująca cisza, jakby sama natura pokłoniła się przed ofiarami tej niewyobrażalnej zbrodni.

Ku zdziwieniu wszystkich, zza karczmy wyszedł mężczyzna, prowadzący Gustawa. Kiedy mężczyzna spostrzegł towarzyszy, zamarł.

**********

Zak obserwował zza drzew, jak do wioski wpadł oddział orków, wspierany przez ludzi. Mieszkańcy wioski nie mieli większych szans z dobrze uzbrojonym i wyposażonym przeciwnikiem. Wszystkich zebrano na placu przed budynkiem, który wyglądał na karczmę. Jako jedyny sprawiał wrażenie wytrzymalszego, niż chałupy mieszkańców.

Spomiędzy otaczających wszystkich zgromadzonych wojowników, wyłoniła się wysoka, rudowłosa kobieta. Zak nie był w stanie usłyszeć dokładnie co mówiła, jednak wykrzyknęła w stronę swoich, jak się mogło wydawać, podwładnych, po czym podeszła do stojącej najbliżej niej kobiety. Ujęła w dłoń pęk jej włosów, powąchała, po czym bez zmrużenia okiem, szybkim, wprawnym ruchem, podcięła kobiecie gardło.
Krew trysnęła gwałtownie, opryskując morderczynię. Kobiety i dzieci krzyczały, mężczyźni nie wiedzieli co robić. Każdy objaw agresji z pewnością skończyłby się śmiercią. Mimo to dwóch mężów ruszyło w stronę rudowłosej. Ta, niby od niechcenia, zrobiła szybkie dwa uniki, jednocześnie podcinając ścięgna nóg agresorom. Jej wojownicy zanieśli się szyderczym śmiechem, kiedy obaj upadli na ziemię, wrzeszcząc z bólu.

Rudowłosa wyszła z kręgu nonszalanckim krokiem. Zupełnie tak, jakby nie zabiła przed momentem kobiety z zimną krwią, i nie okaleczyła straszliwie dwóch mężczyzn.
Kiedy minęła swoich wojowników, ci ruszyli błyskawicznie do ataku. Część mężczyzn dopadło kobiet, gwałcąc je na miejscu. Niektórzy orkowie zaczęli torturować jeńców, odrywając im poszczególne części ciała. Okrucieństwa nie było końca. Krew tryskała co chwila, jęki bólu i wycie kobiet i mężczyzn milkłyz każdą chwilą.

Kiedy oddział agresorów zaczął wycofywać się z wioski, zostawiając ją w płomieniach, Zak zaczął ostrożnie schodzić do wioski. Kiedy był pewien, że nikogo z grupy bezdusznych wojowników nie ma w wiosce, zaczął poszukiwania ocalałych.
Niestety, jedyną żywą istotą, po za nim samym, był muł. Schowany w stajni, cudem uniknął bestialskiej śmierci. Mężczyzna, niewiele się zastanawiając, postanowił zabrać zwierzę ze sobą. Wyprowadził je ze stajni i ruszył w swoim kierunku. Mijał karczmę, gdy dostrzegł grupę kilku mężczyzn. Z całą pewnością nie byli to członkowie grupy, która kilka chwil wcześniej zawitała do wioski, jednak nie miał pojęcia kim mogli być. Wpatrywali się w niego podejrzliwie.

Nathias 02-05-2011 08:33

Tego dnia Zak nie spał spokojnie. Targały nim koszmary i mary senne, aż w końcu zerwał się z posłania przed świtem, cały zlany potem. Dobrze wiedział co to oznaczało. Pomimo kilku miesięcy, jakie spędził na podróżach po tamtych pamiętnych wydarzeniach, powinien już się chyba przyzwyczaić. Jednak nie był w stanie.

Zjadł szybkie śniadanie, zgasił ognisko, tak by nie dało cienia dymu, spakował się i ruszył w wiadomym kierunku. Po kilku dniach morderczej wędrówki trafił w końcu na ślad swojego celu. A raczej ślady, bo jak widać podróżował on z liczną grupą ludzi. To trochę komplikowało sprawę, jednak przynajmniej nie było problemu z tropieniem.

Po kilku dniach łażenia po krzakach Zak zaczął poznawać okolicę. Oddział kierował się w stronę wioski, do której zawitał jakiś czas temu. Czuł się tam jak w domu i wcale mu nie przeszkadzała prostota mieszkających tam ludzi. Teraz jednak byli oni w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Jego cel ciągnął wraz z dużym oddziałem, zahartowanych w boju i mordach orków.

Zak ruszył, by obejść oddział, jednak musiał poważnie nadrobić drogi. Gdy w końcu dotarł na miejsce, było już za późno. Wojownicy rozeszli się po wsi i zebrali w centrum wszystkich mieszkańców. Zak zauważył rudowłosą kobietę, która widać dowodziła wszystkimi. Zdziwił się nieco, bo z tego by wynikało, że to ona jest jego celem.

Kobieta widać doskonale się bawiła. Zak pragnął wparować w sam środek i włączyć się do walki jednak wiedział, że to samobójstwo. Przyglądał się więc tylko makabrycznej scenie. Okazało się jednak, że pierwsze wątpliwości co do owej rudowłosej kobiety, były bezzasadne. Była najbardziej bezwzględna z nich wszystkich. Masakra przeciągała się.

***

Gdy oddział w końcu ruszył dalej Zak odczekał jeszcze godzinę i wyszedł z ukrycia. Powoli wyciągnął miecz z pochwy. Nigdy nie wiadomo, czy nie zostawili tylnich straży. Wioska płonęła. Przed karczmą walały się sterty trupów. Krwiste błoto chlapało spod butów. Woń krwi i śmierci unosił się w powietrzu. Wróciły wspomnienia. Zak pochylił się nad jednym ciałem i zamyślił na chwilę... To jednak było co innego.

Z zadumy wyrwał go rumor w stajni. Ostrożnie podszedł, żeby to sprawdzić. Okazało się, że jedyną istotą, która przeżyła masakrę był muł przywiązany do pobliskiej belki. Zak podszedł do zwierzęcia i uspokoił. Miał nadzieję, że przyzwyczaił się już do woni krwi i nie spłoszy się, gdy ją poczuje. Zak jedną ręką odwiązał cugle, w drugiej cały czas trzymając swoje ostrze.

Gdy wyszedł prowadząc muła ze sobą obszedł plac i zaczął się zastanawiać jak dobrać się do tej rudowłosej. Nie będzie to proste. I nagle kątem oka coś zauważył. Grupę. Na pierwszy rzut oka około pół tuzina dusz, różnej rasy i prawdopodobnie profesji. Widać byli równie zaskoczeni, co i on.

Podszedł powoli do grupy, nadal trzymając w jednej ręce cugle a w drugiej miecz.
-A wiec w całym tym szaleństwie jest odrobina rozsądku. Jeśli nie jesteście w zmowie ze złem, które nawiedziło tę okolicę, powiedzcie czego tu szukacie? - powiedział stanowczym, acz przyjemnym głosem.


Był stosunkowo wysoki, Jego ciało opasały pasy zniszczonego już płaszcza a w ręku dzierżył miecz o długiej klindze. Twarz skryta w kapturze patrzyła na nich poważnie. Wysokie buty brnęły przez krwawe błoto placu. Spod płaszcza wyłaniały się ciemna koszula i spodnie, przepinane skórzanymi pasami. Mężczyzna stanął w optymalnej odległości i czekał na odpowiedź.

Kerm 02-05-2011 09:48

Yhaunn? Xander z pewnym trudem opanował zdziwienie. Tarman mógłby wymyślić coś zdecydowanie bliższego. Zdecydowanie bliższego.
Nigdy tam nie był, ale mniej więcej wiedział, gdzie to jest. Sembia. W dodatku, żeby było weselej, bardzo odległy kraniec Sembii. Daleko, daleko na wschód. Ponad pięćset mil. Będą tam jechać i jechać. Chyba że zdecydują się na podróż morzem...
O mały włos przegapiłby ciąg dalszy zlecenia.
To brzmiało jeszcze lepiej... Mieli odszukać jakiegoś szurniętego zapewne maga i przekonać do misji, o której prawie nie mieli pojęcia. Trudno zdecydować - śmiać się, czy płakać.
Z drugiej strony - misja jak misja. Skoro zainteresowany pokrywał koszty, to co szkodziło spróbować. A po drodze zawsze może się zdarzyć coś ciekawego. Poza tym... a nuż tamten mag mógłby zidentyfikować ten dziwny miecz?

Xander nie był zbytnio zainteresowany zwojem, służącym do komunikacji, ani też jakimikolwiek przedmiotami, jakie mógłby mu sprezentować kwatermistrz. Wziął tylko kilka racji żywnościowych i napełnił bukłak winem. To, o dziwo, rycerz Korda mieli w bardzo dobrym gatunku. Po chwili wahania Xander wziął kolejny bukłak. Co prawda nie miał zamiaru wędrować obładowany jak tragarz, ale w wiosce czekał na niego koń.

W połowie mniej więcej drogi jakiś ruch zwrócił uwagę Xandera. Zatrzymał się na moment, by bacznym spojrzeniem zlustrować okolicę. Nic, wszędzie cisza i spokój. Całkiem jakby było to złudzenie. Pokręcił głową i ruszył dalej. Niespodziewanie zza krzaka wysunął się znajomy kształt.
- Joker, ty draniu... - W głosie Xandera brzmiało zadowolenie zmieszane z wyrzutem. - Zostawiłeś mnie, gdy byłem w tarapatach. Ładnie to tak?
Joker, jak to miał w zwyczaju, nie odpowiedział. Otarł się tylko o nogi Xandera, a potem miauknął dając do zrozumienia, że piesza wędrówka niebyt mu się podoba. Jednak Xander pokręcił głową na znak, że tym razem każdy musi korzystać z własnych nóg, nawet jeśli będą one grzęznąć w śniegu.

Widoczny z daleka słup dymu nie napawał optymizmem. Raczej nie było to ognisko, w którym miejscowi chcieliby sobie piec kiełbaski.
Ruszył do przodu, jeszcze baczniej rozglądając się na wszystkie strony.

Jedyny żywy człek, co w wiosce przebywał, był bardzo odważny, albo bardzo głupi. Albo i jedno, i drugie. Podchodzenie w takiej chwili do uzbrojonej grupy i zadawanie pytań...
- Schowaj to, albo się zamienisz w poduszkę do szpilek. - Ruch kuszy trzymanej przez Xandera był jednoznaczny. - I lepiej ty się wytłumacz, co tu robisz.

Cosm0 05-05-2011 21:44

Gdy tylko magiczny zwój wylądował na stole oczy Tima zabłysły. Widząc w wahaniu Gerarda swoją szansę capnął zwój, a rozwinąwszy go począł studiować i miał już w głębokim poważaniu dalszą część rozprawy nad powierzaną im właśnie misją. W końcu i tak postanowił, że się na to pisze, a detale dogadają już za niego kompani. Cóż innego niziołek mógłby robić jeśli nie jechać? Całe życie marzył o byciu poszukiwaczem przygód... a to chyba właśnie polega na tym, żeby jechać przed siebie w nieznane z towarzyszami u boku, by przeżywać najróżniejsze przygody. Jeszcze nie tak dawno temu siedział z Lorą w ojcowskiej tawernie i słuchał opowieści o bohaterach i śmiałkach co to się na smoki rzucają, o cnych rycerzach i pięknych kobietach, o tym jak to jedzie się w siną dal, byle dalej od domu i bliżej przygody... Wszystko pasowało - Tim miał jechać w siną dal, w nieznane, z grupą ledwo co poznanych towarzyszy... pasowało jak ulał do poszukiwacza przygód. Nie tak dawno temu Tim sam słuchał o nich opowiastek, a teraz był jednym z nich. Podobnie jak Lora... o ile żyje. Tim ciekaw był co też się z nią dzieje, gdzie zawędrowała, czy może wróciła do domu i czy jest szczęśliwa, no i najważniejsze - dlaczego odjechała bez słowa? Przecież Tim też by chętnie pojechał... Nie było teraz jednak czasu na ckliwe rozpamiętywania - kapłani zbierali się do dalszej drogi i nie godziło się nie podziękować Tarmanowi za uratowania skóry i za taką miłą gościnę...


~*~


Dalsza część przygody właśnie się przed nimi otwierała. Los miał teraz spleść wszystkich towarzyszy razem w epickiej misji ratowania świata przed złem. To brzmiało niemal dokładnie tak jak we wspomnianych wcześniej opowiastkach. Kapłani odjechali w swoją drogę również wypełniając powierzoną im przez ich bóstwo zadanie wyplenienia zła wszelakiego, zrzuciwszy uprzednio na nich ciężar pomniejszego obowiązku. Tim wyciągnął z sakwy podarowany przez Tarmana zwój i począł przyglądać się pętlom, zawijasom i delikatnym rysom napisów przerywanym z rzadka jakąś smoczą runą. Magiczne zwoje zawsze były piękne, a do tego można było z nich zrobić tyle użytku - Tim lubił przedmioty łączące w sobie praktyczność i piękno, a ten zwój niewątpliwie do takich należał...

Hermit 05-05-2011 21:45

Końca tej podróży jak na razie widać nie było. Ich kolejnym celem na drodze do własnej legendy miało być Yhaumn, jak i kapłan od którego mieli zaczerpnąć języka.
Co jak co, ale Asgardowi podobała się taka koncepcja pełnienia posługi. Zawsze mógł skończyć jako zakonnik, pozostając na usługach braci, albo jako młodszy pomocnik w miejscowym przybytku. Teraz przynajmniej zaznaje tego, o czym zawsze marzył - przygoda.
Nie raz, nie dwa razy słyszało się opowieści mistrzów, jak to za młodych lat walczyli z kultem wrogiego bóstwa, które ostatecznie zostało wyplewione, jak to paladyni szli na spotkanie ze smokiem. Barwne historie, lecz jego rozsądek zawsze poddawał je własnemu osądowi. Wnet lepiej było by zobaczyć coś takiego na własne oczy, czyż nie?
Informacja była dość zgrabna i łatwa do zapamiętania. Kolejna dziwna osoba, do której mamy następnie się udać. Normalność w tych czasach jest już wyłącznie luksusem.
Na zewnątrz czekał już zastęp zbrojnych, zbierających się już do drogi. Na nich samych zaś czekał kwatermistrz, obserwując ich z nad czytanego wcześniej zwoju.

Braki w prowiancie zostały uzupełnione, co cieszyło ponad wszystko przed dłuższą trasą. Kapłan poprosił jeszcze o bukłak wina, co by na postoju zwilżyć sobie usta. Na odchodnym dostał jeszcze w łapę sakiewkę z monetami, dość pokaźną jak czuł ręką.

- Posłuży dobrze - odparł lekko zmieszany, nie wiedząc czy aby dobrze zrobił przyjmując podarunek. Kwatermistrz jednak obrócił się na pięcie, wracając do swoich czynności, a Asgard podziękował na dar w duchu.

*

Wracając do wioski, gdzie rozpoczęła się ta wyprawa, drużyna spostrzegła gęsty dym, unoszący się w przestworza. Z wszystkich znaków, jaki były mu znane, ten chyba najbardziej mówił że coś musiało się stać. Przyspieszając kroku z pozostałymi, czym prędzej ruszył w stronę wsioły.

Na miejscu jego oczy nie dowierzały temu, co zobaczył. Mężczyźni, kobiety, dzieci... wszyscy w bestialski sposób zabici.
Jak gdyby wstąpił w niego niespokojny duch, kluczył między zwłokami, doszukując się żywych. Nikt.
Wtedy po raz pierwszy, albo jeden z pierwszych poczuł złość. Złość tak wielką, że miał ochotę krzyczeć i wyć jak wilk do księżyca. I zrobił by to, gdyby nie mężczyzna z dobytym mieczem zbliżający się do pozostałych.

- Jak Kord mi świadkiem, schowaj to żelastwo i praw, co tu robisz. Uczestniczyłeś w tym ? - dość szorstko dopowiedział do tego, co przed chwilą powiedział Xander. Dla podkreślenia racji swych słów, lewą dłońą ujął głownie miecza.

Nathias 11-05-2011 15:52

Kiedy tylko Kaldor dostrzegł mężczyznę prowadzącego muła, momentalnie zaczął do niego mierzyć z łuku.
- No dobra, to będzie dziwne... - powiedział cicho, po czym krzyknął do nieznajomego. - Puść zwierzę i podejdź tu tak, żebym widział twoje dłonie!
Niziołek jeszcze nie zdążył zorientować się o co tak dokładnie chodzi, gdyż zaaferowany był akurat zwojem, który wręczył im kapłan. Właśnie myślał o tym, że warto byłoby nauczyć się zapisanego na pergaminie zwoju, gdy wszyscy jego kompani niemal podskoczyli na dźwięk rozkazującego tonu Kaldora i sięgnęli po wszelakiej maści broń. Tim nerwowo rozejrzał się wkoło, a gdy spostrzegł źródło całego zamieszania, schował flegmatycznie zwój do jednej z sakw przy pasie, po czym zakasał rękawy.
- Oho... no to będzie się działo - powiedział bardziej do siebie niż do towarzyszy
Gerard również odpiął od pasa swoją lekką kuszę, i celując w mężczyznę zakrzyknął. - Oddaj nam Gustawa!- po czym mruknął cicho do kompanów. - No co, przywiązany do niego jestem...
Ian wpatrywał się w mężczyznę poprawiając jedynie zapięcie płaszcza. Właściwie nie był zbytnio zainteresowany kapturnikiem, jedyne co go interesowało to przewalające się sterty trupów:
- Chyba nasi znajomi tu byli...- rzucił do reszty grupy wchodząc do ruiny karczmy

Zak błyskawicznie rozejrzał się po wszystkich. Dwóch wymierzyło w niego groty, trzeci poszedł oglądać zgliszcza karczmy.
“Strasznie nerwowi...” pomyślał Zak. Mężczyzna poklepał zwierzę po karku jednak broni nie schował.
-Nie mam powodu z wami walczyć, więc możecie już opuścić broń. Nie wy jesteście moim celem - odpowiedział Zak. Żadne z nich bowiem nic złego nie zrobiło. Ostatnio.
- To bardzo ciekawe co mówisz, ale jak widzisz, nas jest więcej. - odparł z kpiącym uśmieszkiem tropiciel. - I niewykluczone, że ty jesteś *naszym* celem, jeśli w jakiś sposób przyczyniłeś się do tego co tu się stało. Trzymając wciąż broń w rękach wcale nie zwiększasz swoich szans na przeżycie.
-Zwykłe środki ostrożności, bynajmniej nie przed wami, bo jak widzę nie macie nic wspólnego z tym co się tutaj stało. Nie wydaje mi się, żeby pozostawili tylną straż, jednak lepiej być w pogotowiu. - Zak skierował ostrze ku ziemi i oparł rękę na rękojeści. Widać niektórym szybciej było do bitki, niż do spokojnej rozmowy.
-Tropię tą grupę już od kilku dni. Niestety zanim dotarłem do wioski by ostrzec mieszkańców, ci już byli pod grotami. Efekt widać za mną. Przewodzi nimi rudowłosa kobieta, jeśli cokolwiek wam to mówi. Opuścicie w końcu te łuki, czy musimy zacząć się zabijać?
- Jak już, to my ciebie. - Xander opuścił nieco kuszę. - Jeśli ostatnio nie nastąpił wysyp rudowłosych pań przebywających w nieodpowiednim towarzystwie, to zapewne ją widzieliśmy. Orki? Ludzie? Mieszane towarzystwo? - spytał. - A ona, jak wyglądała, prócz tego, że ruda? Włosy długie, krótkie? Marchewka czy takie ciemniejsze? I jak ubrana?
Kaldor również opuścił broń, jednak nie zadawał żadnych pytań. Wrażenia na temat informacji o spotkanej kobiecie zostawił, jak zwykle, dla siebie.
- Byłbym jednak wdzięczny gdybyś przekazał Gustawa w moje ręce. -powtórzył mag, wciąż celując do nieznajomego z kuszy.- Po ostatnich przeżyciach jestem jakoś mało ufny co do nieznajomych, więc przyjemną rozmowę odłożymy na później, teraz proponuje byś ty odpowiadał na nasze pytania. -dodał członek ognistego zakonu.
- A więc swój chłop jesteś tak? No to na co ciebie ten mieczyk hmm? Pogadać chcesz to chowaj scyzoryk i wyciągaj flaszkę, jeśliś gościnny - rzekł Tim swoim zwykłym beztroskim tonem - Ja jestem Tim Norton. Wiem, wiem... mało spotykany widok w takich stronach, ale nie czas na opowiastki - dodał wychodząc przed towarzyszy i idąc w stronę nieznajomego z wyciągniętą dłonią[/i] - Tylko mi nie ciachnij tej łapy bo tamci to przerobią cię na jeża[/i] - dodał widząc wahanie w oczach mężczyzny - Jak cię wołają?
-No to mamy impas, drogi nieznajomy - rzekł kapłan odrywając oczy od zgliszczy wsi - lecz jednego możesz być pewien. Jeśli byśmy chcieli cię zabić, to dogorywał byś teraz rzężąc z strzałą w płucu. Kord jest łaskawy dla rozsądnych, a jego słudzy rozmawiają z uzbrojonymi wyłącznie na ubitej ziemi

Zak, odrobinę zbity z tropu tak dziwnym zachowaniem na tle drużyny, podał rękę niziołkowi.
-Możecie mi mówić Zak. A miecz noszę z tego samego powodu, jak wy. Tylko ja nie grożę nią każdej napotkanej osobie. Ale dość już o tym. Kobieta, o której wspomniałem, ma długie, kasztanowo-rude włosy i pokrętne tatuaże na całym ciele. Nie wiem czy są marchewkowe, czy inne. Rude, to rude. No i ma nieprzyjemny zwyczaj mordowania niewinnych. Nawet jej brewka nie tyknie przy tym. Ja na wasze pytania odpowiedziałem, więc teraz wasza kolej. Rozumiem, że wracaliście do tej wioski? I skąd wy znacie rudowłosą?
- To z pewnością ta sama. Trudno sądzić, by w tych stronach było więcej wytatuowanych rudzielców - powiedział Xander. - Mieliśmy nieprzyjemność poznać ją, jako przyboczną, czy jak to nazwać, pewnego paskudnego maga. Szukaliśmy zaginionej mieszkanki tej wioski - dodał - i nadzialiśmy się na tamtych.
-A więc, jesteście grupą ratunkową pewnej damy z ten wioski - Zak zamyślił się na chwilę
- Niestety nie będzie już miała do czego wracać... Mam wrażenie, że obie sprawy są ze sobą powiązane. Choć nie znam szczegółów waszej przygody z tą kobietą, czuję że maczała ona palce we wszystkim, co tutaj zaszło. Myślę, że możemy sobie pomóc. Ja wam pomogę odnaleźć dziewczynę, a wy pomożecie mi dopaść rudowłosą. Co wy na to?
Xander stłumił usmiech.
- Nie o dziewczynę tu chodzi - wyjaśnił - ale o zielarkę. Równie dobrze może już nie żyć. Ale chętnie ujrzę tę rudowłosą morderczynię w rękach sprawiedliwości. Lub w trumnie. Nie wiem jednak, jak będzie z naszą współpracą, bowiem teraz nasza droga prowadzi na drugi koniec świata. Ma to coś wspólnego z tą całą sprawą ale wątpię, czy nasza zabójcza piękność tez tam podąży..
-Nawet jeśli zdaje sobie sprawę z naszej obecności, wątpie czy jest tym zainteresowana. Z taką grupą ludzi jest względnie nietykalna i my też nie mamy możliwości się do niej zbliżyć.

Zak chwycił miecz, strząchnął z niego błoto, wytarł w płaszcz i delikatnie wsunął do pochwy.
- Jeżeli wasza podróż ma się przyczynić do jej upadku, to jak najbardziej z wami podążę. A być może ta wyprawa rzuci więcej światła na tą całą sprawę. Bo pomimo występków jakich się dopuściła jej działania są co najmniej dziwne. Nikt tak po prostu nie morduje i pali całej wioski. Ściąga to zbyt dużą uwagę. Prawdopodobnie niedługo zjawią się tutaj jacyś stróże porządku, czy paladyni, czy ktokolwiek, komu nie jest to obojętne i ma dość władzy i uporu, by ścigać przestępców.
Mężczyzna podszedł do muła i zaczął drapać zwierzę za uszami, co spotkało się z widoczną aprobatą zwierzęcia.
- Jeśli więc nie wzgardzicie moją pomocą, chętnie z wami wyruszę. Chętnie też poznam szczegóły waszej misji.
- Mamy jechać bardzo daleko stąd i namówić pewnego ekscentrycznego maga na współpracę w zwalczaniu zła - powiedział Xander, nie wdając się bytnio w szczegóły. - Jeśli stale jesteś zainteresowany współpracą, to zapraszamy. - Wypowiedział się za wszystkich i miał nadzieję, że inni myslą to samo.
Gerard zaś opuścił kuszę i ruszył w stronę swojego muła. - Gustawie, dobrze żeś cały. -powiedział z ulgą w głosie i poklepał zwierze po łepetynie.
- Każdy się przyda. To tak a propo twojej chęci pomocy - powiedział niziołek wyskakując ponownie jak przysłowiowy Filip z konopii - Byle tylko płacili od głowy a nie za zadanie... A co do gróźb to uwierz, że w przeciągu ostatniej doby nabraliśmy sporo powodów ku takiej ostrożności. Co nie chłopaki? - zakrzyknał niziołek do reszty - Lepiej ciąć niż być ciętym.
-Rozumiem. W takim razie nie traćmy czasu. W drogę.

daamian87 12-05-2011 15:30

Atmosfera wszechobecnej śmierci i zniszczenia nie pomagała grupie w rozmowie z obcym. Zdrowy rozsądek i umiejętność trzymania nerwów na wodzy zwyciężyły jednak, i grupa wyruszała ze spalonej wioski z kolejnym towarzyszem. Cudownie ocalony osioł z wdzięcznością za pamięć o nim niósł zarzucone na niego toboły. Mimo tego, że słońce stało wysoko na niebie, mróz dokuczał podróżnikom.
Opuścili wioskę, nie myśląc nawet o pogrzebaniu zmarłych czy odprawieniu w ich intencji modlitw do bogów. Nie było na to czasu albo chęci. Mieli wszak zadanie do wykonania.


Droga po wyjściu z wioski była zamarznięta, przez co łatwiej się nią szło. Krew i błoto na butach i spodniach zaschły, tworząc odrażającą i makabryczną skorupę. Zimny wiatr wiał coraz mocniej. W powietrzu zaczęły unosić się płatki śniegu, zwiastując pogarszającą się pogodę.

Dzień chylił się ku końcowi. Śnieg padał coraz gęściej, utrudniając dostrzeżenie czegokolwiek w odległości większej niż kilkadziesiąt metrów. Nawet Kaldor nie był w stanie dojrzeć niczego, tym bardziej dwóch podążających za grupą smukłych sylwetek.
Nie schodząc z drogi, która wiodła ich do obranego sobie najbliższego celu – Suazil, brnęli przez coraz większą ilość śniegu. Maszerowali gęsiego. Zak idący jako pierwszy zatrzymał się w pewnym momencie dość niespodziewanie. Pozostali powpadali na siebie, szybko jednak zorientowali się czemu mężczyzna nagle stanął. Na drodze przed nimi na białym rumaku siedziała elfka. Dosiadała swojego konia dostojnie, patrząc na grupę zimnym wzrokiem. Jej długie czarne włosy targane były przez wiatr. Ubrana była w czarne spodnie i kubrak, na szyi zapięty miała gruby, czarny płaszcz, wykończony futrem. Białe, futrzane buty pasowały do reszty stroju. Twarz kobiety była niezwykle piękna. Delikatne rysy twarzy w połączeniu z burzą włosów i niebieskimi oczami stwarzały piękną kompozycje.


Siedziała na koniu swobodnie, bez siodła. Jej wierzchowiec stał spokojnie, praktycznie się nie poruszając. Strzygł co chwilę uszami, jakby nasłuchując czegoś. Kobieta przemówiła spokojnie, jednak jej głos unosił się w powietrzu jakby wzmocniony w jakiś magiczny sposób.

-Czego szukacie na moim terytorium?- jej głos był miły i twardy, agresywny nawet, jednocześnie. W momencie, gdy kobieta wypowiedziała te słowa, dookoła grupy zza drzew wyłoniły się zakapturzone sylwetki elfów. O dziwo nikt nie wyjął miecza, żaden łuk nie był wycelowany w stronę towarzyszy. Kobieta siedziała niemal nieruchomo na koniu, czekając na odpowiedź. Po chwili obok kobiety pojawił się wysoki elf odziany w srebrną zbroję. Każdy jej element lśnił w nikłym, zachodzącym słońcu. U pasa wisiały dwa sejmitary. Ręce elfa splecione były na plecach. Na jego czole widać było mały, czarny tatuaż. W uszach znajdowały się liczne kolczyki. Czarne włosy i rysy twarzy były podobne do tych, które posiadała elfka. Różnił ich, po za płcią, kolor oczu, które u elfiego wojownika były brązowe.



Zanim ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć, mężczyzna nieznacznie nachylił się do elfki i powiedział do niej kilka słów. Nikt nie zdołał ich dosłyszeć ani wyczytać z ruchu warg, co też chciał jej przekazać. Na twarzy kobiety na moment zagościł delikatny uśmiech, który znikł jeszcze szybciej, niż ktokolwiek go dostrzegł.
Wiatr wiał coraz mocniej, a płatki śniegu stawały się coraz większe. Słońce zaszło za horyzontem, pozostawiając obie grupy w ciemnym, nieprzyjaznym lesie.

Kerm 12-05-2011 23:03

Z wielu możliwości wybrali najprostszą. I najbardziej chyba logiczną. W Suzail mogli zdobyć nie tylko potrzebne informacje, ale i środki transportu, dzięki czemu nie musieliby wędrować na piechotę, oraz znacznie wcześniej dotarliby do celu. I może jeszcze zastaliby tam tamtego maga i nie musieliby gonić za nim po całym świecie.

Pogoda zdecydowanie nie ułatwiała im życia. Co prawda Xander uważał, że lepszy jest mróz, niż upał, bo z tym pierwszym można dać sobie radę, ale osobiście preferował bardziej umiarkowane klimaty w ogóle i temperatury w szczególności.
Padający dość gęsto śnieg zdecydowanie zwiększał przyjemność obcowania z naturą i Xander od czasu do czasu zastanawiał się, czy uda im się znaleźć jakieś w miarę przyjemne schronienie, czy też będą musieli koczować, nie tyle w gołym polu, co w zimnym lesie.

Oczywiście mogło się okazać, że nie będą się musieli już o nic kłopotać, bowiem ci, co ich zatrzymali, wcale nie musieli mieć przyjaznych zamiarów. Ton elfki, mieniącej się właścicielką okolicznych terenów, nie był aż tak zachęcający do zaprzyjaźniania się.
Najprostsza odpowiedź na takie, mało inteligentne w gruncie rzeczy, pytanie, brzmiała “Idziemy”. Albo też “Przechodzimy”. Najlepiej z dodatkiem “A co? Nie widzisz?”
Byłaby to jednak odpowiedź mało dyplomatyczna, z gatunku tych, co wprawiają rozmówców (nie wiedzieć czemu) w złość. A że otaczający ich elfy nie stały z gołymi rękami, zatem Xander postanowił nieco złagodzić wypowiedź. Oraz nie dopytywać się o akt własności otaczających ich lasów tudzież prawo elfki do zadawania pytań.
- Szukamy jakiegoś miejsca, gdzie moglibyśmy spędzić noc - odpowiedział.
W tej chwili chyba nikt z nich o niczym innym nie marzył.
Joker, od jakiegoś już czasu siedzący na ramieniu Xandera, obrzucił elfkę spojrzeniem swych zielonych oczu, ale nie raczył się z nikim podzielić swymi spostrzeżeniami.

Hermit 13-05-2011 11:08

Fakt pozostawienia tych wszystkich ciał na ziemi nie napawał go żadną dobrą myślą. Nie godziło się to z jego moralnością, ani także z zwyczajami jakie przyszło mu szanować. Tutaj musiał działać zdrowy rozsądek. Jedyne co mógł teraz zrobić to modlić się za spokój ich duszy.

Niechaj bóg przyjmie was w poczet swoich zastępów, dając wam wieczysty spokój przy jego boku. Trwajcie

Dalsza trasa wcale nie ułatwiała reszcie przemarszu. Jak by sam żywioł chciał zniechęcić drużynę od podjętej misji. Twardo zapierając się na nogach Asgard brnął przed siebie niczym taran, przypominając sobie co chwile widok zmasakrowanej wioski. Ten widok, oraz ich śmierć nie pójdzie na marne.

Dzień chylił się ku końcowi, co nie napawało optymizmem. W takich warunkach nie było zbyt wiele miejsc by się schronić. Jaskinia była by odpowiednia, o ile już wcześniej nie zajęta.

Zak, bo chyba tak nazywał się nowy członek wyprawy idący na czele pochodu stanął naglę, powodując trochę zabawny efekt. Na tyle zabawny, by zapomnieć o nim na widok tego, co go zatrzymało. Elfka, dość piękna w równie ładnych ubraniach dosiadała białego konia, który zagradzał dalszy pochód.
Barwa jej głosu zdawała się mówić więcej, niż sam przekaz. Zaraz po jej słowach, zza drzew wyłoniło się elfie komando bez dobytej broni. Teraz wychodziło na to, że cokolwiek zostanie powiedziane, może to poskutkować tragicznym losem.
Xander odpowiedział jako pierwszy, i to na dodatek dość dyplomatycznie. Dobry początek. Nie czekając na pozostałych, Asgard w myśl swoich zwyczajów powołał się na autorytet jego boga.

- Jam jest brat Asgard, piewca czynu Korda. Jak wcześniej powiedział mój poprzednik, poszukujemy schronienia przed zamiecią. Intencje nasze są prawe, a jedyne co chcieliśmy zrobić, to przeprawić się przez ten las.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:33.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172