Propozycja Cedrika również nie była w pełni pokojowa, ale mogła zostać wzięta w granice rozsądku. Drugi z towarzyszy najwyraźniej uznał ją jednak za zbyt marną. Wykorzystał chwilę nieuwagi i spełnione modły bardki, by pozbyć się pseudo-kapłana zgrabnym cięciem. Jęknęła niezadowolona widząc jak krew rozlewa się dookoła, nie był to zbyt przyjemny widok. - Źle wyglądasz w czerwieni. Fiolety to raczej twoje kolory - wywróciła oczami, odwracając spojrzenie od Morhana. Cóż, przynajmniej on był zadowolony. Każdemu przyda się troszeczkę rozrywki. Zsunęła się z konia, by móc podejść do dziewczyn. - Rozumiem, że żyjecie i nic wam nie jest? Czemu podglądałyście całą sytuacje? Takie to ciekawe zbiorowisko? W wiosce nagle nuda? - zmarszczyła brwi spoglądając na starszą, wyraźnie niezadowoloną ze swojego stanu. Nie przejęła się dziwactwem drugiej, o takich też da się pisać poematy. - Jak ładnie poprosisz to twój wybawca wytrze i zliże z ciebie ukochaną krew, już się do tego pali - zwróciła się do zabrudzonej, ruchem głowy wskazująć na nilfgardczyka. |
Cedrik wykrzywił wargi w niesmaku. Nie cierpiał niepotrzebnej przemocy a epatowania siłą jeszcze bardziej. - No, brawo - skwitował cierpko wyczyny Morhana. - Dupa z Ciebie nie wywiadowca, koleżko. Słyszałeś Ty kiedy o zasięganiu języka? Eeech, Ci Nilfgaardczycy. Miałeś chłopinę na talerzu, można było zranić. Wyciągnąłbym z niego wszystko. A tak. Wiesz, że kapituła zakazała nekromancji ze cztery dekady temu? Cerro też nie nadawała się na niańkę. Aż dziw brało, że miała duszę zdatną do delikatnych poematów. Zgromił ją wzrokiem. Tępy żołdak by widział, że śmierć człowieka wywarła na dziewczętach swe piętno. Błysnął zębami w kierunku Idy i zagaił przyjaźnie. - Nie frapujcie się dziewczyny. Na większość naszych pytań nie musicie nam odpowiadać. Na razie. Może poza jednym: jesteście może głodne? Akurat mieliśmy zrobić popas. Sam zaś ruszył w kierunku konika niedoszłego kapłana. Uspokoił zwierzę i począł przetrząsać mu juki. - A nuż miał gagatek coś do jedzenia? - zamruczał do siebie Mallorn. |
Morhan właśnie zabierał się do wytarcia twarzy wyciągniętą z rękawa szmatą, jednak gdy usłyszał słowa bardki zachichotał. - A podobno Nordlingowie nie mają poczucia humoru i są krwiożerczymi bestiami, chłepczącymi cudzą krew. Na Wielkie Słońce, kopnę każdego kto tak uważa. Popatrzył na właśnie ocalone dziewczynki. Nie wyglądały, jakby miały się cieszyć z zyskanej przed momentem wolności. Po namyśle doszedł do wniosku, że mógł całą sprawę zakończyć nieco mniej krwawymi metodami. Spojrzał ponownie na truchło i momentalnie zmienił zdanie. - Dupa? - zawołał oburzony - Jestem łowcą nagród, nie szpiegiem! Mam wypruwać flaki a nie wdawać się w konwersacje! Poza tym - kapituła kapitułą, a gówno magikom do tego, co robisz na szlaku z zabójcą, bardką i tym, tutaj. Złapał byłego Gilberta za ręce, po czym odciągnął go w krzaki, by nie rzucał się w oczy na trakcie. Rozmowę z dziewczynkami zostawił swoim towarzyszom. Nie sądził, by po takiej dawce wrażeń którakolwiek chciała rozmawiać z Nilfgaardczykiem. Porzuciwszy trupa za dębem, ukucnął, by przeszukać zwłoki. Kto wie, na co mógł natrafić, a kilka sztuk srebra, o ile tamten takowe posiadał, zawsze byłaby jakimś ułatwieniem w podróży. |
Elena Na pytanie Cedrika, starsza z dziewczyn zwymiotowała pod siebie, próbując niezgrabnie podtrzymać opadające na twarz włosy. Paradoksalnie po wyrzuceniu z siebie resztek śniadania, zrobiła się bardziej rozmowna – jakby wraz z nim pozbyła się całego stresu i przerażenia. - N-nie... nic nam nie jest. Dziękujemy... - wymamrotała niepewnie - Mam na imię Elena. Zbierałam... kwiaty i zioła na wesele mojej przyjaciółki – wskazała ruchem głowy leżące nieopodal naręcze zieleniny, przewiązane cienkim rzemykiem – miałam zaopiekować się jej siostrą, Idą, żeby nie przeszkadzała w przygotowaniach.. straciłam ją na chwilę z oczu. Ida... podkradła się do tego mężczyzny – dziewczynę przeszedł widoczny dreszcz, kiedy zerknęła w kierunku odciąganych przez Morhana zwłok – próbowałam ją przywołać, ale nie słyszała. Ten człowiek.. rozmawiał z kimś, zanim się tu zjawiliście. Może ich tu być więcej... Lepiej stąd chodźmy. Durmont już niedaleko... - powiedziała, pomagając wstać dziewczynce. |
Morhan uważnie obejrzał oriony, jednak zostawił je przy zwłokach, nie umiejąc się nimi dobrze posługiwać. A więc jednak nilfgaardzki agent. Morhan nigdy nie lubił wywiadu. Nie podobały mu się ich metody, ale także porywanie każdego, kto w jakikolwiek sposób wydawał się podejrzany. Zabrał też floreny jakie posiadał przy sobie nieszczęśnik i gdy tylko miał już odchodzić w kierunku towarzyszy, znalazł jeszcze coś. Wielościenne pudełeczko? I nagle przedmiot przemówił kobiecym głosem. - Felson... Felson, ty chędożony głupcze, jesteś tam?! Morhan z wrażenia upuścił znalezisko i odruchowo rzucił się do tyłu. Magia! Pieprzona magia. Przebywając wśród Nordlingów, zwłaszcza na Thanedd i w Ban Ard, natknął się na handlarzy takimi rzeczami, ale również na wyrzutków z akademii. Ci wyjaśnili mu kiedyś, do czego służą podobne instrumenty. Jak rozumiał, to co właśnie odkrył było jakimś rodzajem metody komunikacji na odległość. Podniósł pudełeczko i odchrząknął, starając się nieco zmienić głos, by brzmiał choć odrobinę jak mowa fałszywego kapłana. - Jestem... Jestem! |
Cedrik zmitrężył trochę czasu przy wierzchowcu. Zabrał ze sobą notatkę i pokazał ją Cerro. Wcześniej jednak spętał dokładnie konika, by nie czmychnął. - Popatrz, przeczytaj. Dziwne, to wszystko. Dla mnie na milę śmierdzi szpionami Nilfgaardu, ale czymś jeszcze gorszym. Odwrócił się w kierunku krzaczorów i krzyknął. - Morhan, chodźże, zobacz co znalazłem! |
- Jestem... Jestem! - To dobrze… - odpowiedział po dłuższej chwili miękki, kobiecy alt - kim byli ci podróżni? Pozbyłeś się ich? - Ja… tak - skłamał szybko - Nie będą sprawiać już więcej problemów. Nilfgaardczyk prosił w myślach Wielkie Słońce, aby kobieta nie zadała mu jakiegoś kłopotliwego pytania. A jesli tak - szybki cios puzderkiem w drzewo powinien załatwić sprawę. Cisza po drugiej stronie magicznego urządzenia przedłużała się niepokojąco. - W porządku - usłyszał wreszcie - podaj mi swoją pozycję. I oczekuj dalszych rozkazów przed zmierzchem. Mam nadzieję, że przesyłka jest cała…? - Cała. Na południe od Durmont, cztery mile. Będę czekał. - Morhan zacisnął zęby w oczekiwaniu na dalsze słowa. Miał nadzieję, że kobieta, której głos słyszał nie oczekiwała specjalnych danych co do położenia. Inaczej całą, mniej lub bardziej zapewniającą bezpieczeństwo mistyfikację mógł trafić szlag. Blada poświata nieoczekiwanie zgasła i przekaźnik zamilkł. Ktoś po drugiej stronie najwyraźniej uznał rozmowę za zakończoną. Pozbierał się szybko, słysząc wołanie Cedrika. Schował puzderko pod trupa i pobiegł w kierunku towarzystwa. - Spieprzajmy stąd jak najszybciej - powiedział zdenerwowany - Krąży tutaj jakaś agentura, chyba czarodzieje i Nilfgaard. Nasz duchowny sukinsyn miał przy sobie magiczny komunikator, ktoś zjawi się tutaj niedługo i, niech ich szlag, nie mam najmniejszej ochoty ich spotkać. Wycierając resztki krwi spojrzał na Cedrika. - Co się stało? Znalazłeś coś? |
Jęknęła coś neizrozumiałego pod nosem, gdy dziewczyna postanowiła pokazać im co jadła w przeciągu ostatnich kilku godzin. To naprawdę fascynująca informacja, ale Cerro była w stanie bez tego żyć. Jakoś. - Wesele? Jak cudownie, to zawsze oznacza mnóstwo okazji do zarobku - uśmiechnęła się pod nosem, spoglądając na notatkę którą podsunął jej Cedrik. Zmarszczyła brwi podnosząc na niego wzrok. - Cóż, O. nie doczeka się chyba kontaktu. Może zapytajmy specjalistę od ich machlojek? - przeniosła wzrok na idącego ku nim Morhana. Nie wydawał się być zachwycony czasem spędzonym w krzakach, co w przypadku mężczyzn jest dość zaskakujące. - Agenci z Nilgardu posługujący się magią? Pewnie jeszcze wyznają Coram Agh Ter i żywią się wyłącznie zieleniną. Paskudna sprawa, lepiej stąd spieprzajmy, popieram - pokiwała ochoczo głową, ciesząc się że jej towarzysze wreszcie myślą racjonalnie. No, na razie jeden z nich! |
Cedrik przysłuchiwał się rozmowie towarzyszy. Na pytanie Morhana wręczył mu list znaleziony w jukach. - Słuchajcie, nie wiem jak Wy. Ale ja jestem głodny i marzę o spaniu w prawdziwym łóżku. Sroce też przydało by się żarcie a nie tylko soczysta trawka. Od razu odprowadzimy dziewczyny do Durmont. I zobaczymy czym jest słynna ammelska gościnność? To co idziemy? - skierował wzrok ku Elenie. |
* * * Elena nie dała się długo namawiać. Sama żwawo prowadziła całą kompanię, chcąc zapewne jak najszybciej oddalić się od miejsca, w którym omal nie straciła życia. Zdać by się mogło, że dość szybko zapomniała o przykrych wydarzeniach, szczebiocząc cały czas na temat szczęścia, jakie spotkało jej przyjaciółkę i wdzięczności, jaką z pewnością „wuj Skiba” (jak nazywała sołtysa wsi) okaże Wam za uratowanie jego córki. Ida milczała przez całą drogę, od czasu do czasu przyglądając się Wam ukradkiem. Durmont w istocie nie było zbytnio oddalone – mniej więcej staję szczebiotania i przyglądania dalej, za rozdrożem, leśny gąszcz skończył się nieoczekiwanie, niczym ścięty nożem, ustępując miejsca rozległej polanie. Gdzieniegdzie wciąż widoczne były pozostałości po karczunku – żywe świadectwo, że nim osiedli tu ludzie, puszcza sprawowała niepodzielną władzę nad tymi terenami. Nim dostrzegliście tętniące życiem sioło, Waszych uszu dobiegło ujadanie psów, wesołe krzyki dzieci i przekleństwa dorosłych. Nosy drażniła woń świeżo przygotowywanego jadła przemieszana z odorem gnojówki. Dopiero poddawszy pozostałe zmysły całej gamie doznań, ujrzeliście wieś w jej pełnej krasie. Osada Durmont okazała się skupiskiem drewnianych chat, leżących z grubsza koncentrycznie wokół placu udeptanej ziemi ze starą studnią pośrodku. Naprzeciwko niej stał jeden z trzech budynków, wyróżniających się wyraźnie z nieco ponad tuzina bliźniaczo podobnych sadyb. Była to gospoda opatrzona szyldem, na którym ktoś topornie wyskrobał słowa „stary” i „młyn”. Sądząc po masywnej budowie, mogła nim być faktycznie w mniej lub bardziej odległej przeszłości. Prawdziwym młynem było za to bez wątpienia koło wodne – druga spośród charakterystycznych budowli, bijąca pianę w korycie płynącego nieopodal strumienia. Trzecią była zaś zaniedbana, drewniana wieża strażnicza, obecnie upstrzona girlandami kwiatów, tudzież pękami jemioły i wrzosu, poprzewiązywanymi kolorowymi wstążkami. Podobnie wyglądała zresztą połowa chat we wsi. Wieśniacy przy pracy Całe sioło było pochłonięte gorączkowymi przygotowaniami do wspomnianego wesela córki sołtysa – niejakiej Mili. Nie zdążyliście jednak zbytnio nacieszyć oczu swojską, sielankową atmosferą towarzyszącą pracy. Odprowadzani ciekawskimi spojrzeniami wieśniaków, wkrótce trafiliście przed drzwi domu Skiby. Sołtys Skiba Wnętrze chaty okazało się skrywać coś więcej, niż inwentarz typowy dla przeciętnego kmiecia. Nad paleniskiem pyszni się opatrzona herbem tarcza (coś przypominającego z grubsza siekierę, w dwudzielnym, zielono-żółtym polu) oraz mocno nadgryziony przez ząb czasu miecz oburęczny. Po przeciwległej stronie, nad odrzwiami, straszy imponujące poroże nieznanej proweniencji. Sam Skiba, chuderlawy wąsacz – lub wąsaty chudzielec, w zależności od punktu widzenia – zdziwił się nie lada, widząc swoją córkę i jej opiekunkę w obstawie nieznanych podróżników. Wysłuchawszy jednak szeptanych na ucho wyjaśnień Eleny, weselał z każdym słowem, aż wreszcie rozcapierzone w uśmiechu wąsy sięgnęły mu niemal od ucha do ucha. - Rad żem słyszeć, żeście mą córę zratowali! – powiedział wreszcie, przesadnie gnąc się w ukłonach i poprawiając po dziesięć razy zgrzebną, wełnianą koszulę – dozgonne dzięki wam dłużnym, szlachetni panowie, i tobie, cna pani – przy Cerro mężczyzna zawahał się, zastanawiając się jakby, czy nie pocałować ją w dłoń. Poprzestał jednak, jak w przypadku Cedrika i Morhana, na sztywnym ukłonie. - Wołają mnie Skiba. Jestem sołtysem i jednocześnie, z nadania Jaśnie Panującego nam cesarza Emhyra var Emreisa, właścielem tego spłachetka ziemi, na którym leży Durmont. Z pewnością jesteście strudzeni podróżą... cóż was zagnało na trakt w taką spiekotę, jeśli to nie tajemnica? Chyba nie wieści o weselu mej starszej córuchny? - zapytał, skwitowawszy własny dowcip głośnym śmiechem. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:59. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0