lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   [Akt I] Roland Relinven herbu Roztoka z Rajczewa - Część II (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/14624-akt-i-roland-relinven-herbu-roztoka-z-rajczewa-czesc-ii.html)

Zak 03-11-2014 17:40

Brego i Ted
 
Ciemność. Teddevelien mimo dni spędzonych pod wodą nie mógł przywyknąć do wszechobecnej ciemności, powiązanej z głębokością i faktem, że poruszali się wyłącznie w nocy. Brego również miał z tym problem. Jego wzrok był bardziej przystosowany do ciemności, jednak każdy wiedźmin ma swoje ograniczenia.

Naturalnym wyjściem było by użycie eliksiru Kot, jednak próba wypicia czegokolwiek pod wodą mogłaby się skończyć jedynie utratą cennych płynów. Mężczyzna pamiętał, że wiedźma mieszkająca w szkole Kota miała urządzenie służące do wprowadzania różnych substancji bezpośrednio do organizmu przez igłę, jednak wątpił, żeby mógł znaleźć coś podobnego w okolicy. Co więcej eliksiry przyjmowane doustnie już były bardzo toksyczne, więc wprowadzenie ich bezpośrednio do krwioobiegu mogłoby zabić nawet mutanta.

***

Mężczyźni znaleźli się w miejscu pełnym ości umarłych ryb, lub tak można było zakładać, widząc zarysy kopczyków i kamiennych rzeźb wypełniających, na pierwszy rzut oka, wielokondygnacyjną halę. Mieszaniec byłby szczerze zafascynowany tym widokiem, gdyby nie sytuacja w jakiej, znowu, gdy zanosiło się że poczynili postęp, się znaleźli.

- ...mają Galena? - zapytał cicho swojego już pływającego i badającego nekropolię towarzysza. Jasne. Jego wzrok był ich podstawowym atutem i nadawał się nie tylko do unikania patroli.
- Nie wiem… Może zorientowali się, że mapę zabrał ktoś obcy. Nie jesteśmy niewidoczni, ktoś mógł nas zobaczyć, chociażby z oddali i połączyć fakty - wiedźmin miał szczerą nadzieję, że tak było. Galen był sam, nie mógł liczyć na niczyją pomoc - Zastanówmy się nad wyjściem stąd bezpiecznie. - kiedyś musieli wyjść spowrotem do miasta. Treba było zadbać o to, żeby nie wpadkować się od razu na gospodarzy.
- To kwestia przeczekania. Może tu wejdą, może nie. W pewnym momencie odpuszczą, poszukiwań nie można prowadzić w nieskończoność. - odparł mieszaniec, zapatrując się pustym wzrokiem na pobliską figurę, choć ewidentnie wzrokiem był gdzie i kiedy indziej. - Zastanówmy się jak to wpływa na nasze działania jeśli nas widzieli, a jak jeżeli schwytali naszego towarzysza. Po prostu mam wrażenie, że gdyby ktoś nas widział, już dawno byliby na naszych ogonach.
- Mogliśmy ich też po prostu zgubić, albo …. Nie wiem… Wydaje mi się, że cokolwiek wywołało poruszenie w mieście: my, Galen, lub cokolwiek innego spowodowało, że pływanie samopas bez większego ryzyka się skończyło. - urwał na chwilę rozglądając się po nekropoli - skoro i tak musimy tu przeczekać rozejrzyjmy się trochę. Może uda się znaleźć drugie wyjśćie, albo coś ciekawego.
- Cóż, działaj śmiało. Znajdź proszę nam najpierw jakąś kryjówkę, gdyby zechcieli tu zajrzeć. Moje oczy i tak na niewiele się przydadzą. - z tymi słowy podpłynął do włazu, obserwując mechanizm zamykający od wewnątrz, zastanawiając się jak i czy w ogóle warto go zablokować.
- Po prostu chciałbym wiedzieć że wiemy co robimy jeżeli jednak mają Galena. Albo go po prostu zauważyli gdy wychodził z miasta.
- Jeżeli go mają… Będzie trzeba wymyślić sposób, żeby go wyciągnąć, o ile będzie to w ogóle możliwe. Poza tym Galen potrafi o siebie zadbać. Na pewno nie dał się schwytać.
- Wiedźminie… jak by nas mieli schwytać, wiesz co robić, prawda?

Wiedźmin skinął tylko ponuro głową w geście potwierdzenia i odpłynął, żeby rozejrzeć się w nowym otoczeniu.

Zważywszy na to, że nie mieli pojęcia o mieszkańcach podwodnego królestwa, wiedźmin wychodził z założenia, że wszystko co nowe musiało zostać zbadane. Wskazówka, mogąca pomóc im w zadaniu mogła kryć się wszędzie.

Zadanie było trudne z dwóch powodów. Pierwszym był niemal całkowity brak światła. Jedynym jego źródłem były fosforyzujące robaczki, które dawały tylko punkowe źródło, dzięki któremu można było tylko uniknąć walnięcia głową w ścianę.
Drugą sprawą był rozmiar nekropolii. Po jakimś czasie Brego uznał, że zbadanie całego kompleksu zajęłoby im kilka tygodni, albo miesięcy.

Jak na każdym cmentarzysku widoczna była hierarchia. Wszędzie można było dostrzec pochówki zaczynaj od małych kopczyków, a kończąc na sporych rozmiarów kryptach.
W pewnym momencie Brego zauważył, że jedna z krypt wyróżnia się na tle innych. Pierwszą rzeczą jaką można było dostrzec był jej rozmiar. Nie była dużo większa, ale wiedźmin nie dostrzegł żadnej innej, która wyróżniałaby się wielkością.

Kiedy od niej podpłynął zauważył, że za kratą, w przeciwieństwie do innych krypt nie ma sarkofagu. Zamiast niego znajdowała się w środku… dziura. Na pierwszy rzut oka spokojnie można było do niej wpłynąć bez ryzyka utknięcia, jednak Brego odsunął od siebie ten pomysł. Przynajmniej na razie.

Podczas eksploracji nekropolii wiedźmin nie natknął się na żadne inne wyjście. Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że przy takich rozmiarach lokacji muszą się gdzieś znajdować, jednak poszukiwania okazały się bezowocne.

W końcu wiedźmin uznał, że czas sprawdzić dolne poziomy nekropolii. Pływając kilka godzin pomiędzy grobowcami w końcu natknął się na coś ciekawego. Budynek przypominający małą świątynię, której przy wejściu strzegły dwa posągi Pani Jeziora. W środku mężczyzna znalazł tylko pustą przestrzeń, oraz kolejny posąg Pani z rozłożonymi rękami w zapraszającym geście.
Wyglądało na to, że w tym miejscu odprawiano ostatnie rytuały nad ciałem zmarłego zanim przenoszono go do grobowca.

Brego spojrzał na sięgający sufitu posąg.

- Pani Jeziora… - mruknął w przestrzeń – Wielu ludzi czci cię z takim samym zapałem jak vodyanoi, jednak ty nie przejmujesz się rzezią jaka dokonywana jest przez te wodne potwory.

To byłby dobry sposób, żeby zakończyć spór. Pomoc samej Pani na pewno przyspieszyłaby zawarcie pokoju, w końcu kogo innego mogłyby posłuchać rybole? Kłopot w tym, że o ile wiadomo, że bogini istnieje naprawdę to nie bardzo wiadomo gdzie można ją znaleźć.
Istoty Boskie – z wiadomych przyczyn – wolą, żeby miejsce ich pobytu nie było wszem i wobec znane.

-Przydała by się twoja pomoc… - szepnął w stronę posągu i odpłynął w stronę towarzysza, którego zostawił przy włazie.

Następną nocą wrócą do bezpiecznej kryjówki, gdzie – jak Brego miał nadzieję – zastaną Galena. Jeżeli nie… Skończy się bezinwazyjna infiltracja i zaczną twarde starania o odbicie przyjaciela przy pomocy stali.

Alaron Elessedil 06-11-2014 17:05

Dno Zatoki Praksedy – Okolice Miasta




Spod ziemi ciężko było ocenić czy noc się już zaczęła, czy jeszcze należy na nią zaczekać.
Brego i Teddevelien ostrożnie podpłynęli do włazu nasłuchując najpierw czy przypadkiem nad nim nie znajduje się przykra niespodzianka w postaci grupy vodyanoin.
Nic jednak nie było słychać, lecz ciężko było wziąć ów za dobrą monetę. Równie dobrze kamień mógł okazać się doskonale wygłuszającym materiałem w konstrukcji podwodnej.

Przekręcili i pociągnęli za uchwyt, a właz zaczął się otwierać...




Galen po przybyciu zaczął szukać śladów nieobecnych towarzyszy. O ile na powierzchni mogło być to stosunkowo prostym zadaniem, o tyle pod wodą graniczyło ono z niewykonalnością.
Tak samo jak ptak lecący nad ziemią nie pozostawi śladów swojej obecności, tak również na próżno wypatrywać na podwodnym dnie oznak przepływających nad nim osób.
Chyba, że któryś z poszukiwanych sfajdał się malowniczo w pływie naśladując skrzydlatą faunę. Jednak Galen nie znalazł niczego takiego.

Nagle przyglądając się posągom Pani Jeziora zobaczył jak właz powoli otwiera się. Ktoś wypływał spod powierzchni...




Wykonując niewykonalne zadanie należy liczyć się z napływem wielu negatywnych wieści, niekorzystnych zwrotów wydarzeń oraz wspaniałych planów lubiących obracać się w gruz i pył.
Dlatego każda dobra nowina musi być podwójnie pocieszająca.

Do takich należy pomyślne spotkanie Brego, Galena i Teddeveliena pośród rojów patrolujących i gotowych nabić intruzów na szpontony vodyanoin.

Vivianne 13-11-2014 19:56

Spotkanie twarzą w twarz z kolejnym, przerażającym wodnym stworzeniem sprawiło, że serce Łotrzycy podskoczyło do gardła. Na szczęście już po chwili zorientowała się, że ów stwór, który jej towarzyszy nie porusza się. Nie drgały nawet jego mackowate wyrostki i błonkowate płetwy, co oznaczać mogło tylko jedno - nie było to żywe stworzenia. Po pobieżnym przyjrzeniu się stwierdziła, że może to być coś w rodzaju podwodnego pomnika. Przyszło jej do głowy, że ta mackowata, wielooka ryba jest może jednym, a kto wie może i jedynym bóstwem czczonym przez mieszkańców tej wodnej krainy.
Nie miała jednak ani czasu ani ochoty na zastanawianie się nad panteonem podwodnego świata. Chciała się stąd wydostać i w obecnej chwili był to jej najważniejszy, jedyny właściwie cel. Irma zajęła się uważnym badaniem swojej kryjówki, która na pierwszy rzut oka wyglądała jak kolejne wiezienie, gdy nagle poczuła okropny ból. Gdyby nie to, że przebywała w głębinach z pewnością padłaby na kolana a z jej pełnej piersi wydobyłby się przeraźliwy okrzyk bólu. Woda pochłonęła krzyk zamieniając go w cichy niski bulgot i kilka bąbelków różnej wielkości wydobywających się z jej ust. Mięśnie całego ciała spięły się w palącym bólu by po chwili rozluźnić się zupełnie. Ciało rudowłosej dryfowało bezwładnie tuż obok paszczy posągowej ryby a jej umysłem zawładnęły niejasne, mroczne obrazy, w których wciąż powtarzała się pociągła, męska półelfia twarz. Nie miała pojęcia jak długo trwała o oderwaniu od swojego ciała. Ostatnią wizją było zamknięci przez mężczyznę oczu. Potem była tylko ciemność i niespieszne odzyskiwanie świadomości.
Niebyt ustąpił nagle miejsca realnym wspomnieniom, które, mimo że nie mogła ich jeszcze usystematyzować i w pełni zrozumieć na pewno były prawdziwe. Ktoś, jakiś wysoko postawiony, bogaty mężczyzna wysłał ją tutaj w konkretnej sprawie, pojęcia nie miała jakiej, ale nie było to raczej wsadzenie jej do więzienie strzeżonego przez ryboludy. Towarzyszył jej Nathiel, cóż, teraz musiała radzić sobie sama, co nie było wielkim problemem, przecież przez całe życie dawała radę.
Będzie dobrze. Wystarczy wydostać się na powierzchnie a tam wszystko wróci do normy. Tylko jak to zrobić?
Wróciła do badania przestrzeni, w której się znajdowała. Zaczęła od odnalezienie małego ostrza, które wypadło jej z dłoni podczas niespodziewanego ataku bólu.

-2- 17-11-2014 19:54

Cisza zwana bezruchem.

Przystawiając ucho do traktu można było liczyć na cichy tętent, delikatną wibrację, leciutkie poruszenie. Kamień nie udzielił żadnej z tej łask przystawionemu nieomal spiczastemu uchu, mimo poświęcenia długich minut oczekiwania i twarzy splątanej w glonach.

Tuż obok pytające spojrzenie Brega. Teddevelien odpowiedział w jedyny dostępny sposób – zabulgotał. Oczywiście znaczyć to mogło cokolwiek. Oczywiście znaczyło to, że słychać było tyle co w banku w Poviss. Całą masę niczego.

A prawda była taka, że cały ten czas był raczej przeznaczony na akceptację faktu, że nie mają żadnej możliwości dowiedzieć się, co jest na zewnątrz. Kryjówka była doskonała, może wręcz zbyt doskonała. Wszystko to była niezwykle rozbudowana refleksja wobec bzdury, bo jasnym było, co należało zrobić.

Choć nie każda bzdura mogła kosztować życie, zreflektował mieszaniec bez ostrzeżenia przystępując do otwierania włazu.

I wypłynął. Wychynął głową, wpierw powoli, z zamkniętymi oczyma bo widać tu było niewiele, leciutko odchylając właz. Nie widział nic, ale nie słyszał nic dalszego jak odległego... Oczekiwali w zasadzce?

Nie mogli widzieć lepiej niż oni, choć może lepiej niż on, lecz czy lepiej niż wiedźmin? Ted szarpnął za rękaw Brego by ten wyjrzał i rozeznał się w sytuacji lepiej.

Wyglądało na to, że nikt o nich nie wiedział. Wypłynęli by ustalić jak poszukać wiedźmina o imieniu

- Galen! - krzyknął wiedźmin, gdy zobaczył towarzysza - Już myśleliśmy, że cię dopadli. Co się działo?
- Waszmościowie, może do środka? - gdy drugi wiedźmin mógł chcieć otworzyć usta, półkrwi elf przykuł uwagę obu stuknięciem o trap prowadzący do nekropolii - Znaleźliśmy paru umrzyków, którymż nie wadzi jakbyśmy zostali na noc lub dwie, a tubylcy zdają się dość podnieceni.

Galen przytaknął i korzystając z zaproszenia wszedł w głąb nekropoli. By ułatwić sobie wpłynięcie do środka, wiedźmin zdjął z szyi medalion i włożył z powrotem do kieszeni kurtki . Następnie zaczekał aż jego towarzysze staną obok i powiedział:

- Ta suka, wiedźma nas zostawiła , gdy dotarłem do kryjówki już jej nie było. Próbowałem ją złapać, jednak nie znając kierunku mogłem tylko zgadywać. Jak się pewnie domyślacie... nie złapałem. Gdy wracałem było już jasno, nie mogłem ryzykować wejścia do miasta gdy mieszkańcy są aktywni. Wieczorem wyruszyłem by do was dołączyć, jednak w mieście panuje alarm. To utrudniło mi zadanie . To wasza sprawka?

- Bynajmniej, mistrzu Galenie, myśleliśmy żeście to wy. Tylko skoroć czarownica zadrapakowała, skądżeśgocie wzięli? - Teddevelien wskazał na amulet sapiąc, ciężko zamykając za wiedźminami jedyne znane wejście do kryjówki. Zapamiętany w posiadaniu wiedźmy wisiorek, wywoływał w głosie ćwierćelfa nie jakiekolwiek okaskarżenie, tylko żywe zainteresowanie.

- Zostawiła po prostu - wzruszył ramionami mutant. - Napisała że już jej nie jest potrzebny, więc można się domyśleć że uciekła na ląd - mruknął.

- Co teraz? - zapytał Brego - Mamy mapę, ale bez kogoś, kto rozczyta te zapiski będziemy dalej błądzić po omacku.
- Cóż, nie twierdzę żem znagła zdołał bulgotać… lecz przynajmniej odcyfrowanie tej mapy powinno być kwestią czasu. Bo znaleźliśmy mapę. - na koniec ćwierćelf zwrócił się do Galena, wyjmując z pochwy na miecza-prowizorycznego futerału mapę i podając ją wiedźminowi. - Mam już pewne rozeznanie gdzie jesteśmy. Prostsze to aniżeli Języki Piękne na Oxenfurcie. W każdym razie im więcej miasta zobaczymy tym więcej z tej mapy ogarnę. Faktem pozostaje - mieszaniec przygładził bez rezultatu falujące w wodzie włosy - że musimy znaleźć ryboluda, który zna naszą mowę. Wiedźma nie była aż tak kluczowa dla naszego pierwszego planu, proponuję winszować jejmości sukcesu, podziękować za amulet i trzymać się ustaleń.
- Znaleźć vodyanoi, mówiącego naszym językiem? To będzie trudne… Przecież nie możemy się któregoś po prostu zapytać czy nas rozumie.
- Spróbujmy przeszukać charakterystyczne budynki w tym mieście. Z mapą powinno nam się udać zlokalizować najważniejsze. Dodatkowo może natrafimy na jakieś więzienie. Propozycja uwolnienia na pewno rozwiązuje nie jeden język. Wtedy być może uda nam się natrafić na jakiś nowy trop.
A przy okazji, to chyba należy do Ciebie
- powiedział łowca potworów wyciągając sztylet oraz łańcuch by przekazać je właścicielowi. Ćwierćkrwi elf przytulił puginał w pochwie i łańcuch do piersi jak najdroższych przyjaciół. Nie puszczając ich odpowiedział:
- Dziękować. Trochę żem się bał, przyznam. Konty… Kontynuł… Mówiwszy dalejż, najważniejsze budynki muszą oznaczać większe szanse na wykrycie, ale podoba mi się myśl z więzieniem. Tam mogą być jacy towarzysze jędzy… wątpię, by wiedzieli że ktoś po nich zostanie przysłany, więc i mogą nie liczyć na ratunek, więc i vodyanoi mogą się nie śpieszyć. I mogą wiedzieć więcej o mieście… lub o towarzyszach, których nie udało się pochwycić.

Brego spojrzał na mapę.

- Najpierw sprawdźmy czy więzienie jest w zasięgu naszych nocnych wypadów. Sprawa będzie dużo trudniejsza przez poruszenie wywołane w mieście.
- Na razie zapomnijmy o więzieniu. Wpierw musimy zrozumieć mapę. Jedyna pewna metoda, żeby znaleźć więzienie to… - trzymającemu otwartą mapę mężczyźnie wpatrzone się w blankiet oczy zaświeciły się od podedkscytowania. Powoli przeniósł wzrok na wiedźminów, jak gdyby oczywistym było co mu pszyszło do głowy. Szukał aprobaty.
- Nie ma mowy - plan ewidentnie nie spodobał się młodemu wiedźminowi - To najbardziej szalona rzecz jaką moglibyśmy zrobić… Pamiętasz te kości? Poza tym nawet jeżeli ktoś z nas przeżyłby pojmanie to wyjście stamtąd pewnie graniczyłoby z cudem. Jest nas troje. Vodyanoi może być kilkaset tysięcy, o ile nie miliony. Nawiążmy kontakt w inny sposób. Zostawmy wiadomość, albo zróbmy coś co nie narazi nas na rychłą śmierć.
- W takim razie proponuję Wam mistrzowie kontynuować… zwiedzanie. - wzruszył ramionami Teddevelien - Ja się na patrolu nie przydam, nie mam do tego oczu. Równie dobrze mogę siedzieć tutaj i myśleć o każdej permutacyji możliwych lokalizacji i co gdzie bym ja wyrósł gdybym robił miasto… lub też gdyby miasto samo z latami powstawało. A i gdy było poprawiane. Pytanie brzmi, czy wolelibyście samopas sprawdzać pewne punkty z mapy - wskazał na jej ogrom - teraz, gdy ryboludy są pobudzone. Rozsądniej jeśli wolniej byłoby gdybyście byli parami. Ja przyrzekam nie oddalać się bez zostawionej wiadomości i nim kontakt nawiążemy, rozeznać się w mieście zwyczajnie. Kierunek… więzienie… i pogrodzie, albo jako nilgaardcy szynkarze rzeką, slams.

Było postanowione, pomyslał, widząc pełne wątpliwości oczy wiedźminów. Magnaterski imć Relinven nigdy im dokładnie nie powiedział, ile mają czasu, a wszystko wskazywało że miasto zdaje sobie sprawę z eskalacji działalności powierzchni na ich obszarze. Zastanawiał się, czy ryboludy, które miały przewagę inicjatywy nie stawały się już lepsze w tę grę od nich...

Lecz czy naprawdę miały tę przewagę?

Decyzja została podjęta. Teddevelien określił kilka budynków na mapie które dałyby rozeznanie nawigacyjnie, po czym wspólnie ustalono które z nich są w bezpiecznym zasięgu wiedźminów. Dla tej samej ostrożności wiedźminowie mieli płynąć razem, a uprzednio znaleźli mieszańcowi kryjówkę w nekropolii na wypadek jej przeszukania. Po czym to oni mieli wybrać te obiekty, które wedle nich będzie wygodnie sprawdzić. Trzeba było ustalić kierunki, czy mapa jest anizotropowa, czy ma stałą skalę, oraz czy nie da się wydedukować czegoś z połączenia informacji z faktycznego terenu z subtelnościami minimalistycznych oznaczeń. Mogli poświęcić odrobinę czasu by ten ostatni raz zadziałać bezpiecznie.

Gdy jeden z towarzyszy wręczył mieszańcowi zatkniętą butelkę po fiołce, wypełnioną zerwanymi, upchniętymi gęsto świecącymi glonami i dali mu znać o porze wyruszenia, Teddevelien obiecał sobie, że to ostatni raz.

Do pewnego stopnia gdy pewne rzeczy są niewiadome najbezpieczniej było działać bezpiecznie. Lecz gdy niemal wszystko pozostawało w tej sferze, nie można było liczyć na przetrwanie inaczej, jak ryzykując.

Alaron Elessedil 18-11-2014 01:34

Dno Zatoki Praksedy - Jaskinia




Znalezienie małego ostrza w gęstym dywanie nieznanej roślinności nie było łatwym zadaniem, ale wiedziała gdzie ma szukać. Wiedziała gdzie je wypuściła.
Gdy tylko znalazła swoją zgubę zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu zaczynając od najbardziej charakterystycznego elementu wystroju - wielkiego, kamiennego stwora.
Pomijając jego brzydotę nie było w nim nic dziwnego. Miał osiem macek, z czego znajdujące się bliżej paskudnego łba były większe niż te znajdujące się dalej od głowy. Z tyłu ciała znajdowała się mackowata płetwa umożliwiająca poruszanie się, zaś na plecach sterczała pokaźna płetwa grzbietowa.
Ot paskudnik...

43% - 21

... mający coś w pysku. Głęboko w wewnątrz otworu gębowego znajdowało się wgłębienie na coś owalnego. To coś musiało mieć wypukłą centralną część oraz część wychodzącą promieniście z centralnego miejsca. Zagłębienie na ów fragment przypominało odciśniętą płetwę.
Niemniej po przeszukaniu całego pomieszczenia nie znalazła niczego, co mogłoby pasować do charakterystycznej wnęki.

35% - 15

Znalazła jednak coś równie ciekawego. Na ścianie dostrzegła pęknięcie układające się w nierówny, postrzępiony nieregularnie owal niewiele wyższy i około czterech razy od niej szerszy.
Grzebiąc w jednej z miejscowo usytuowanych pokaźnych kępek roślinności natrafiła na znajomy mechanizm otwierający.
Przekręciła i pociągnęła dźwignię, zaś kamienna płyta wzorem tych znajdujących się w więzieniu zaczęła powoli chować się. Różnica polegała na tym, iż więzienne wzywały się w ściany. Ta zjeżdżała pod podłoże.
Powoli wpłynęła do małego pomieszczenia przywodzącego na myśl komin - mała powierzchnia podłoża oraz pokaźna wysokość połączona z ciemnością płynnie zagęszczającą się ku górze. Dolna część była oświetlona dzięki blaskowi wpadającemu z pomieszczenia, z którego przypłynęła Irma.
Nie widziała sklepienia.

50% - 49

W poprzednim miejscu było jednak jeszcze coś do sprawdzenia. Podczas poszukiwań przedmiotu pasującego do wyżłobienia dostrzegła pod świetlistą szatą roślinną prowadzącą w dół szczelinę większą, choć niewiele od tej, którą się tutaj dostała. Pomimo rozmiaru nie miałaby szans na dostrzeżenie jej. Tym razem również skryta była pod dywanem roślinnym dodatkowo zamaskowana przez światło.
Nie widziała dna.

Alaron Elessedil 18-11-2014 01:34

Dno Zatoki Praksedy - Okolice Miasta




Wiedźmini wypłynęli z nekropolii bardzo ostrożnie. Właz otwierał się powoli, zaś mężczyźni już patrzyli czy aby nie ma na zewnątrz rybiego pyska zaglądającego ciekawsko w otwierające się wejście do poddennego świata zmarłych.
Nic takiego jednak się nie stało.

W lesie również nie było nikogo oprócz nich, co mogłoby być podejrzane zważywszy na wzmożony ruch zaobserwowany przed zejściem do umrzyków, gdyby nie to, iż poza tym miejscem patrole panoszyły się w najlepsze.

Wyruszyli do miejsca wskazanego przez Teddeveliena jako jedno z dwóch nadających się do odwiedzenia z możliwością powrotu jeszcze tej samej nocy.
Pierwszą z nich była budowla na wzgórzu, zaś drugą bliżej niezidentyfikowany budynek w stosunkowo niewielkiej odległości od wzgórza.

1-30%: 1
31-60%: 2
61-90%: 3
91-100%: 4
66

80% - 20

Pierwsze problemy, jeśli wogóle można tak nazwać tą sytuację pojawiły się tuż po opuszczeniu względnie bezpiecznego schronienia.
Przepływający wysoko vodyanoin został błyskawicznie dostrzeżony, a łowcy potworów chwilowo powrócili między rośliny. Zagrożenie szybko minęło.

Czym prędzej ruszyli w kierunku charakterystycznego budynku cały czas trzymając się punktów oferujących możliwie najlepsze możliwości skrycia się przed niechcianym wzrokiem.
Co jakiś czas takie działanie było niezbędne, ponieważ patrole były uciążliwie częste.

50% - 16

Jednak za każdym razem wzrok mutantów na czas wykrywał nadpływające zagrożenie. Strategia trzymania się najlepszych kryjówek przynosiła rezultaty. Budynek powiększał się z każdą chwilą. Dotarli do podnóża wzniesienia terenu. Widać było dokładnie muszlowaty dach i nie tylko.
Już z tej odległości dostrzegli, iż ciężko było mówić o budynku. Ściany były w istocie kolumnadą wzniesioną na planie okręgu.
Odstęp między każdą kolumną z miejsca, z którego się przyglądali był mniej więcej równy szerokości pojedynczej kolumny.

Postanowili sprawę rozegrać taktycznie. Poczekali aż przepłynie kolejny rybolud i dopiero potem popłynęli dalej.
Budowla zbliżała się coraz bardziej i bardziej aż w końcu znaleźli się na szczycie.

Panorama miasta przedstawiała się o niebo bardziej imponująco niż ta należąca do istot lądowych. Ten rozmiar...

50% - 51

Nagle kątem oka dostrzegli ruch wewnątrz ich celu! Szybko wskoczyli w krzaki! Rybolud wyłonił się w chwilę później i już wydawało się, że przepłynie obok, gdy zobaczył ruszające się jeszcze pojedyncze wodorosty. Zatrzymał się na chwilę, rozejrzał i... zaczął płynąć w ich kierunku.

Alaron Elessedil 18-11-2014 01:35

Dno Zatoki Praksedy - Nekropolia




Zaimprowizowane przez Galena źródło światła dawało całkiem spory promień widzenia. W końcu każdy był w stanie dostrzec słabo mieniące się w oddali jasne punkciki. Niektóre, te bardziej odległe przypominały gwiazdy. Inne te bliższe były po prostu jasnymi plamami.

Przed wyruszeniem wiedźmini znaleźli jeszcze Teddevelienowi kryjówkę, która była niczym innym jak dość głęboką wnęką. Znajdowała się poziom niżej niż poziom z włazem wejściowym do nekropolii.

Przez pewien czas siedział w miejscu po wypłynięciu towarzyszy na zwiad, gdy nagle zobaczył coś, czego wcześniej nie zauważyli. Coś bardzo łatwego do przeoczenia w ciemnej poddennym świecie w rogu ciemnej wnęki.

Szczelina.

Podszedł bliżej przystawiając źródło światła i oko. Mogła mieć nie więcej niż półtora metra głębokości, zaś za nią znajdowało się jakieś pomieszczenie pogrążone w mroku.

Zak 23-11-2014 22:36

Plan – o ile można go tak nazwać – został zatwierdzony. Brego był już zmęczony mozolną infiltracją miasta. Wiedział, że w końcu skończą im się opcje na stosunkowo bezpieczne wycieczki i najpewniej będą wiedzieli wtedy tak samo mało jak teraz.
Był to jednak najbezpieczniejszy sposób poznania miasta, a wiedźmin nie miał zamiaru ryzykować życia swojego i swoich towarzyszy dopóki mieli inne możliwości.

Pierwszym co zmartwiło mężczyznę, kiedy wypłynęli z krypt była wzmożona aktywność miejscowych. Wiedźmini co chwila musieli chować się gdzieś między wodorostami, aby uniknąć wykrycia.
Brego czuł się jak szczur w piwnicy, który musi chować się w szczelinach, unikając w ten sposób szczurołapa. Nie tak zwykli działać wiedźmini. Brak możliwości szybkiego i precyzyjnego działania frustrował go. Dobrze wiedział, że nie mogą wypracować sobie jakiejkolwiek przewagi nad vodyanoi, a to oznaczało, że wraz z towarzyszami ani trochę nie zbliżali się do wykonania zadania. To z kolei oznaczało, że będą musieli siedzieć w wodzie jeszcze przez dłuższy czas.

***

Budowla wskazana na mapie przez Teda zbliżała się z każdą chwilą. Sama podróż zajęła by mniej czasu, gdyby nie coraz częstsze patrole ryboludzi. Brego prawie nie miał wątpliwości, że to właśnie ich szukają.

W końcu dotarli na wzgórze, gdzie znajdowała się budowla. Zanim przystąpili do oględzin dostrzegli kolejnego vodyanoi. Mężczyźni natychmiast wpłynęli w morskie zarośla nieopodal. Kiedy już myśleli, że rybol przepłynie obok, ten zatrzymał się i z wyraźnym zainteresowaniem zaczął płynąć w stronę wodorostów.

- Złapmy go. – Brego szepnął do Galena.

Kiedy patrolujący był dostatecznie blisko wiedźmin wyskoczył z zarośli zaskakując przeciwnika. Wykorzystując zdezorientowanie obezwładnił go.

- Rozumiesz mnie?! – zapytał ostro mocując się z wrogiem – Lepiej żebyś rozumiał…

Jeżeli nie będą wstanie się z nim porozumieć będą zmuszeni go zabić. Brego nie miał z tym najmniejszych problemów.

Koening 26-11-2014 19:57

Wiedźmini wypłynęli z kryjówki . Z początku Galenowi wydawało się , że sytuacja w mieście się uspokoiła . Pojawienie się Vodyanoi , przed którego wzrokiem ledwo udało się mutantom uciec , szybko wymazał początkowe wrażenie .

Mozolnie i konsekwentnie łowcy potworów zakradali się do pierwszego celu ich nocnej wyprawy . Mimo wielu niebezpiecznych sytuacji , w których dwaj intruzi mogli by zostać wykryci przez patrole udało im się dostać pod budowlę.

Z bliska okazało się , że obiekt który stał przed wiedźminami nie ma ścian . Zamiast nich budowla posiadała kolumnadę na planie okręgu .
Po chwili wiedźmin zorientował się , że nie cały budynek jest otoczony kolumnadą . Część okręgu była pusta. Mutant powoli podpłynął w stronę kolumn i dojrzał że od pustej strony wybudowane jest coś na kształt mównicy , ozdobionej płaskorzeźbami Pani Jeziora .

-A zatem , to miejsce spotkań - mruknął ściszonym głosem do towarzysza , -musimy być bardzo ostrożni - dodał po chwili.

Galen i Brego nie mieli wiele czasu na podziwianie dzieł architektonicznych ryboludów , ponieważ pomiędzy kolumnami pojawił się Vodyanoi. Odruchowo łowcy potworów wskoczyli w krzaki , jednak o ułamek sekundy za późno . Rybolud zauważył ruch i płynął w stronę kryjówki wiedźminów . Początkowo Galen chciał zabić potwora , jednak Brego szepnął , że chce go złapać . Nie mając wiele czas , łowca potworów zaakceptował nową sytuacje by wspomóc w realizacji planu towarzysza .

Alaron Elessedil 26-11-2014 20:57

Dno Zatoki Praksedy - Okolice Miasta




32% - 25

Złapany vodyanoin początkowo próbował się wyrywać, ale kiedy tylko zobaczył kto stoi naprzeciwko niego oniemiał. Patrzył tępo na Galena z zębatą paszczą zasłoniętą przez Brega.
Szeroko rozwarte w wyrazie zaskoczenia oczy błądziły po sylwetce mutanta jakby ich właściciel nie rozumiał co się w tej właśnie chwili dzieje.

Nagle wiedźmini usłyszeli cichy szmer dochodzący od strony wnętrza budynku. Ukryty w podłodze właz ujawnił się! Szpara tuż przy mównicy powiększała się z każdą chwilą.

97% - 100
1-50: Brego; 51-100: Galen - 65
99% - 76
99% - 70

Rybolud oprzytomniał! Szponton wbił się głęboko w udo Galena, a podwodny żołnierz już cofał pchnięcie próbując wbić sztych w stopę Brega!
Ten jednak cofnął ją ciągnąc przeciwnika w krzaki. Ranny Galen uczynił to samo wskakując w najbliższą kępę roślinności.
Wiedźmini rozdzielili się, zaś Bergo bez najmniejszych problemów uwolnił jeńca od ciężaru jego broni.
Jednak przeciwnik szarpał się, próbował uwolnić i dać znać towarzyszom mającym wyjść spod powierzchni, że jest i potrzebuje pomocy, jednak... z otworu wyłoniła się fala długich, rudych włosów.
Vodyanoin opadł bezwładnie.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:55.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172