Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-09-2014, 17:08   #1
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
[Akt I] Roland Relinven herbu Roztoka z Rajczewa - Część II

Dno Zatoki Praksedy - Obrzeża Miasta




Płynęli bardzo powoli płynąc niemalże od cienia do cienia. Za wszelką cenę starali uniknąć się wykrycia będąc szpiegami Suchych Istot w mieście Wodnego Ludu. Nie wiadomo co zwykli robić ze szpiegami. Więzić? Zabić? Może jeszcze gorzej?
Może widziana na początku drogi półelfia skóra została ściągnięta z żywego mężczyzny?

Było coś niepokojącego w tym mieście, a konkretnie w miejscu, w którym się znajdowali. Wszystkie budynki były proste i kanciaste. Wyglądały jak zwykłe bryły wbite w dno morskie ziejące czernią wydrążonych naprędce pomieszczeń.
Porażała ubogość zdobień budynków oraz całego otoczenia pomijając budynek znajdujący się na szczycie naturalnego, podwodnego klifu, acz z daleka widać było głównie fantazyjny dach przypominający wydęty do granic możliwości, trójkątny żagiel.

Jeszcze bardziej niepokojące było to, co znajdowało się w środku każdej z groteskowych budowli. Proste wyposażenie pomieszczenia głównego zawierającego podwieszany blat z kamienia przypominającego drobny pumeks, kilka półek w ścianie przeznaczonych do snu, przejście do zasłoniętego drugiego pomieszczenia, sądząc po rozmiarach budowli - małego i stojaki na broń oraz zbroję. Pełne.

Każda z napotkanych kwater była identyczna. Różnice powierzchni były stosunkowo małe, umeblowanie najwyraźniej było standardem i w każdym z nich ryboludy z bronią.
Drobiazgi należące do ich mieszkańców takie jak muszle czy korale niemal nikły w otaczającej je surowości.

Najgorsze było jednak to, iż przez kilka godzin poszukiwań nie trafili na żadne puste schronienie. Nie trafili również na żadnego vodyanoina. Najwyraźniej wszyscy spali nie spodziewając się inwigilacji ze strony Suchych Istot.
Znaleźli jednak coś innego. Nieopodal ów dziwacznego budynku na wzniesieniu znajdował się... las?




Roślinność przypominała wielkie jak drzewa, smukłe wodorosty falujące leniwie w wodzie.
To mogła być ich szansa na schronienie w podwodnym mieście. Powoli wpłynęli między roślinność. Podłoże porośnięte było kolorowymi gąbkami poza jednym, centralnym miejscem. Znajdowały się tam dwie figury Pani Jeziora trzymające w dłoniach okrągły przedmiot, jakby chciały oświetlić właz.
Coś mówiło Galenowi, że może być to cmentarz.
65% - 46

Ruszyli w drogę powrotną, która minęła znacznie szybciej. Gdy dotarli do bariery powoli wstawał nowy dzień. Poszukiwania okazały się bardziej czasochłonne niż mogło się wydawać.
Cmentarz znajdował się w odległości około dwóch godzin od bariery.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 16-09-2014, 23:07   #2
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Redania, Crinfrid




Padało. I ogólnie było dość paskudnie. Z resztą takie było to miasto. Paskudne. Zdawało się, iż Crinfrid składało się z samej dzielnicy biedoty. Może nie koniecznie było to zgodne z prawdą, ponieważ zdarzali się również bogatsi kupcy, ale i tak idąc główną aleją w środku nocy można było znaleźć czyjś nóż pod swoimi żebrami.

Gdy Cairbre dotarł pod ratusz jego wzrok przyciągnęły zwłoki elfa wiszące nad głównym wejściem na belce poprowadzonej równolegle do głównej alei. Zmarł najprawdopodobniej przez uduszenie łańcuchem zawiniętym wokół szyi, lecz nie była to łatwa śmierć. Musiał do końca walczyć o życie, ponieważ oplecione były też jego nadgarstki, na których mógł się podciągnąć, by poluzować ucisk na krtań. Ewidentna egzekucja pokazowa i jednocześnie nie wnosząca nic do społeczności. Przestępstwa jak były, tak są nadal.

W lokalnej oberży najciemniejszym typem był sam karczmarz. Każdy na każdego gotów spojrzeć wilkiem dla zabawy, zaś własną sakiewkę trzeba cały czas trzymać w dłoni, by zręczna dłoń nie wyciągnęła z niej monet.

Ów najciemniejszy z typów w lokalnej karczmie ordynarnie orżnął Słowika.
Najlepsze piwo w Point Vanis nie kosztowało siedmiu koron novigradzkich, zaś wodnista zupa, która miała być rosołem w żadnej tawernie nie kosztowała dziesięciu koron nie mówiąc już o koszcie wynajmu stolika na niespełna kwadrans w cenie wysokości kolejnych sześciu koron. Nie wspominając o dziesięciu koronach pobranych za "ochronę waszmości i waszmości prywatności". A że w sakiewce została ostatnia korona, to karczmarz doliczył ją sobie za informację o ogłoszeniu pod ratuszem.

Podobno zaledwie dzień temu sam leniwy wójt chwycił młotek, gwoździe i własnoręcznie przybił do tablicy ratusza ogłoszenie. Musiało być ważne, ale przede wszystkim miało dotyczyć potworów.
Prawdziwą tajemnicą poliszynela było, że zlecenia królewskie były bardzo dobrze płatne. I trudne. Ale bardzo dobrze płatne.

Drugie spojrzenie na ratusz ujawniło niskiego rudzielca przypominającego nadzwyczaj wyrośniętego gnoma. Zupełnie nie pasowała do niego przytroczona do pasa szabla, choć jego ruchy zdradzały najemniczą profesję.

- Ryboludy ponoć atakują - odezwał się, gdy Słowik podszedł przeczytać ogłoszenie.

Rzeczywiście rudzielec mówił prawdę. Jaśnie panujący król Radowid informował o niepokojących rajdach ryboludów na przybrzeżne osiedla ludzkie i wzywał wszystkich chętnych do posiadłości magnata Rolanda Relinvena zwącej się Rajczewem kusząc nagrodą wysokości dwustu koron na głowę.

- Rudy - przedstawił się krótko wyciągając rękę na powitanie.




Już w dwa dni po przybyciu do Rajczewa byli odprowadzani na brzeg Zatoki Praksedy z amuletami umożliwiającymi oddychanie pod wodą.
Pod wodę zmierzał on, Rudy oraz dwie góry mięśni będące łysymi braćmi bliźniakami - Vołrodem i Walrodem.
Vołrod miał być specjalistą od mieczy dwuręcznych, zaś Walrod od oburęcznych młotów.

80% - 2

Słowik jednak poważnie wątpił w ich przydatność. Obaj stawiali na siłę, nie szybkość, zaś woda spowolni ich jeszcze bardziej, ale nie można było im niczego zabronić.

Za plecami czwórki stał oddział piechoty Rolanda oraz jego goście - konnica wraz z pomniejszym szlachcicem Zedasutem "Śmiałym" Reytanem, którego imię Cairbre poznał całkowitym przypadkiem, gdy właściciel włości zwrócił się w ten sposób do gościa. Ten jednak był mocno niezadowolony z użycia imienia przez gospodarza.

- Powodzenia - burknął ponuro magnat tuż przed wejściem pod wodę.

Cała czwórka wstrzymała powietrze w płucach, zgodnie z zaleceniem nadwornego czarodzieja Ariusza Latockiego i założyli ofiarowane amulety umożliwiające oddychanie pod wodą.
Transformacja była bolesna, ale na szczęście krótkotrwała oraz co ważniejsze - skuteczna.




Powoli opadli na samo dno. Zdani byli tylko na siebie, ofiarowane im bomby oraz wskazany kierunek.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 19-09-2014, 00:23   #3
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
Sen o podwodnym mieście, który wydawał być się czytany wspólnie przez wszystkich uczestników zagadki zdawał powodować zawroty w jego głowie. Czuł się dziwnie po zażyciu kolejnej dawki podanych mu ziół leczących między innymi czernie tężcowe, rzadkie pierworodne zgorszenie ludzką breją. Samoczynne ciało podróżujące jedynie na skrawku jawy w nieznane krainy, nad którmi długo studiował i pozwalały mu na rzadki talent jasnowidztwa. Uaktywniał się silniej za pomocą materii, której miały dostęp jedynie lokalne wieszczki, które to sprzedawały ją ćwierć legalnie. Były stuprocentowe. A potem coś gadały, że rybołaki wylazły z wody, bo im ludzie wodę zatruli ze strachu.

Dark Ages - Malleus Maleficarum - YouTube

Spróbował zrozumieć dlaczego przywiodło ich to podwodne miasto spojrzawszy na swoje ciemno-zielone ciało zdał sobie sprawę, że musi to być dziwny sen lub objawienie jakiejś tajemniczej wędrówki. Jakby potężne siły nieznanych istot tego miejsca próbowały obnażyć jego swawolne stopy delikatnie prące poprzez opór wody. Najsympatyczniej pięty pieściły wodorosty kusząc swymi ogonami. W jego oczodołach zapłonął jasny ogień, gdy jednocześnie wpatrzony w sufit wybałuszał oczy wsłuchując się od długiego czasu przejeżdzającą karawanę. Bite kocie łby gniotły jego czerep ohydnie, a niedopita gorzałka pozostawiona na widzanym z alejik stole grzmociła jeszcze mocniej. Zaklęcie wydawało się działać. Jego stan znacznie się poprawił pomyślał patrząc na swoje dłonie, choć siła transu sprawiała, że bał się wyjść z domu. Po próbie komunikacji z czarnym krukiem, który odwiedził go we śnie był pewien co jest prawdą. Schowany w elfim zaułku, gdzieś nieopodal cmentarza cicho słuchał odgłosów czując potężne wibracje bijące w swych żyłach przez niemal dwie godziny.Zobaczył w oczach dwóch wiedźminów wkraczających przez zielone wodorosty, śmiejące się piegi rudej niewiasty, a potem błyszczący złotem cmentarz, Personalne doświadczenie poparte przez schowaną gdzieś pod kabuzą flaszkę bimbru i z nader uniesioną elfią dumą uśmiechnął się półszczerze. Wstał i ruszył z przewieszoną lutnią w stronę cmentarzyska nucąc znajomą pieśń, krecąc i z Niflgaardzkim akcentem przekręcając słowa, a całość zakończył krótko i złapał się za język. Nad łukiem prowadzącym na cmenatrzysko wyryty wielki gargulec zabłysnął niebieskim ogniem zachwycając go swym spojrzeniem. Cichostąpając po kocich łbach, obserwował dzikie wijące porosty, minął ostatnią karawnę z ciałami i opierających się na łopatach bezimiennych grabaży. Rozbite groby i szelestny podmuch wiatru charakteryzowały to miejsce. Na spowitym mgłą i jawiącym się na ścianach potwornistymi cieniamy świadczyły o dziwnej energii tego miejsca, lecz jako trubard miał nieoporną ochotę, choć na giętkich nogach brnąć dalej ku dziwadłu kreatora własnego snu jaki wydawał się skuszać go co noc, zamieniając się w niekończącą się balladę jego samego istnienia. Gdzieś w oddali usłyszał śpiew niewiasty i wlepił wzrok zaślepiony ogromem księżyca. Po jego szyji przeszedł dziwny dreszcz, a jej delikatne palce popieściły go po łonie.Dwie postacie w płaszczach zawirowały w jego głowie. Majaczenie stało się prawdą, a pisk przeszył jego serce, kłamstwo stało się się prawdą. Zwisając na krawędzi czarnego źródła niepewnej przyszłości, z walącym cholernie sercem sponiewirany dziwną mocą upadał z trudem na grób.

 

Ostatnio edytowane przez Libertine : 19-09-2014 o 00:30.
Libertine jest offline  
Stary 23-09-2014, 16:42   #4
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Siedząc w jaskini wraz z mało przyjemną wiedźmą Brego miał czas, żeby na spokojnie przemyśleć całą sytuację. Ponieważ dwójka jego kompanów popłynęła na zwiad, a on sam nie miał ochoty na rozmowę z kobietą mógł przeanalizować wszystko jeszcze raz w ciszy.

Cała ta misja pozbycia się ryboli wydawała się przegrana od samego początku. Wysłanie trójki mężczyzn naprzeciw tysiącom? Nawet fakt, że dwójka z nich była wiedźminami nie polepszał sytuacji. Roland nie wyglądał na głupca, oraz się nimi nie otaczał. Czemu w takim razie zachowywał się jak rozwścieczone dziecko i wysyłał kolejną grupę „ochotników” na pewną porażkę, jakby nie wyciągnął żadnych wniosków?

Wiedźmin nie mógł jednak dojrzeć drugiego dna całej intrygi. Nie mógł znaleźć racjonalnego wyjaśnienia dla całej tej farsy.
Co innego zlikwidować siedlisko kikimor, albo innego ścierwa, o którym nawet byle kmiot na wsi wie chociaż trochę, a co innego porywać się na metropolię Vodyanoi, o których od zawsze pisano tylko w formie przypuszczeń i podejrzeń. Nikt nigdy nie przeniknął do ich środowiska na tyle, aby przedstawić konkretne fakty istotom na powierzchni.

Jakby tego było mało, Brego miał już dosyć siedzenia w wodzie, a szczególnie tego, że nawet nie wiedział kiedy zaczyna a kiedy kończy sikać.

W końcu doczekał się powrotu swoich kompanów. Ich relacja w połączeniu z wcześniejszym wypytaniem wiedźmy tylko umocniło go w przekonaniu, że albo wysłano ich na pewną śmierć od tak, albo w układance znajduje się gdzieś ukryty element, którego nie mógł teraz odnaleźć.

- Wygląda na to, że mamy przesrane. Po prostu przesrane. – mruknął zrezygnowany – Nie możemy jawnie wejść do miasta bo skończymy jak nasi poprzednicy. Może spróbujemy zostawić jakąś wiadomość w widocznym miejscu? Musimy im udowodnić, że przybywamy w pokoju… przynajmniej na tą chwilę.
Stara mówiła, że zna trochę ich język – wskazał na czarownicę – trzeba by tylko znaleźć sposób i miejsce, żeby taką wiadomość zostawić. To tylko pomysł, ale czy mamy jakieś inne?
Tak na marginesie – zwrócił się do kobiety – Zastanawiam się, czemu po utracie towarzyszy nie wypłynęłaś po prostu na powierzchnię?
 
Zak jest offline  
Stary 23-09-2014, 20:47   #5
 
Koening's Avatar
 
Reputacja: 1 Koening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodze
Galen czuł się rozczarowany pierwszym wypadem do podwodnego miasta . Wprawdzie udało się mu się odkryć tajemniczy las wodorostów który mógł zostać wykorzystany jako kryjówka , jednak nadal nie miał pojęcia jak wykonać zlecenie . Identycznie wyglądające budowle , pogarszały orientacje w podwodnej aglomeracji , nie dawały też żadnych dodatkowych informacji . Nie udało się ustalić miejsca przebywania władz podwodnego ludu , miejsc kultu czy też spiżarni lub więzień .


Podstawowym problemem wiedźmina był brak znajomości języka Vodyanoy . Łowca potworów znał co najwyżej kilka wyrazów . Było to stanowczo za mało by wyciągnąć jakieś informacje z podsłuchanych rozmów czy próby porwania w celu przesłuchania .


Trzeba zapytać wiedźmę o możliwość przekazania wiedzy dotyczącej mowy ryboludzi - pomyślał mutant i postanowił zapytać o to po powrocie z rekonesansu .

Ostatecznie jednak mogło być gorzej . Wiedźmin i ćwierćelf wkroczyli na teren wrogo nastawionych do istot lądowych stworzeń i wrócili żywi . Jednak aby wykonać powierzone im zadanie muszą znaleźć jakiś punkt zaczepienia , czynnik napędzający ryboludy do agresji na ląd , czy sposobu na eksterminacje całej populacji .

-Na jednym takim cholernym wypadzie się nie skończy - burknął z niezadowolenia .

Mutant czuł zmęczenie . Mimo zmian w swoim organizmie , wielogodzinny stan napięcia zrobił swoje. Potrzebował odpoczynku w obozie którego pilnował Brego . Podróż powrotna minęła znacznie szybciej jednak czas spędzony na poszukiwaniach był dużo dłuższy niż sobie to Galen wyobrażał o czym świadczył fakt że wstawał już dzień .


-Jesteśmy z powrotem - powiedział zmęczonym głosem wiedźmin i bez zbędnych ceregieli usiadł obok wiedźmy i zapytał .


-Znasz język Vodyanoy na tyle by zrozumieć mniej więcej ten bulgot prawda ? . A potrafiła byś przekazać te wiedzę któremuś z nas nie poświęcając miesięcy na naukę ?- zapytał łowca potworów .

-Jasne, że mogę. Chętnie wyczaruję też garniec złota, a za jedyne 20 marek uczynię cię cesarzem Nilfgaardu. Jedyna taka okazja - warknęła nieprzyjaźnie.

-Niepotrzebny sarkazm -mruknął wiedźmin .- Pojąłem aluzję.

-Próbuje wyszukać jakiś niekonwencjonalnych metod zdobycia informacji bowiem te konwencjonalne gówno nam dały . Potrafiła byś może w jakiś sposób słyszeć to samo co my przebywając tutaj podczas gdy my będziemy przeszukiwać podwodne miasto ? Sondować umysł ? , czyścić pamięć ? ... cokolwiek ?

-Szczególnie to cokolwiek... Nie jestem czarodziejką. Nie sonduję, a czyścić umiem. Zęby - powiedziała, lecz stan jamy ustnej nie potwierdzał jej wersji.

-Ale umiem słuchać z daleka.

- To już coś - odetchnął z ulgą .

-Przy następnej okazji spróbujemy się zakraść pod domy ryboludzi i podsłuchamy ten ich bulgot .


- Na jak dużą odległość możesz słyszeć to co my ? Mam na myśli jak daleko możemy wpłynąć w głąb miasta byś wszystko słyszała .?

-Płyńcie sobie spokojnie. Odległość to mój problem.

- W jaki sposób zamierzasz to zrobić ? Mam na myśli słyszeć to co my . Potrzebny będzie jakiś eliksir ? , magiczny przedmiot, czar ? . Bo widzisz o ile wiedza jest nam w tej sytuacji niezbędna do dalszego działania , lubię wiedzieć czy środki z których korzystam są mało szkodliwe dla zdrowia , mam tak od dziecka -uśmiechnął się mimo wszystko życzliwie nie wiadomo z powodu dawnych wspomnień czy po prostu chciał spróbować dogadać się jakoś z jedyną osobą w drużynie posiadającą zdolności magiczne przekraczające proste znaki .


-Magią zwiążę... dajmy na to waszą monetę z jakimś kamieniem. Póki wy będziecie mieli monetę, a ja kamień, to usłyszę to, co wy - odpowiedziała tak, jakby to było oczywiste.

-Mało inwazyjne - uśmiechnął się z ulgą .


Wiedźmin postanowił przysiąść obok towarzyszy i wysłuchać co oni mają do powiedzenia w sprawie uciążliwego zlecenia , a następnie po ustaleniu kolejności wart położyć się na zasłużony odpoczynek i rozpocząć kolejne zbieranie informacji następnej nocy .
 

Ostatnio edytowane przez Koening : 24-09-2014 o 09:15.
Koening jest offline  
Stary 25-09-2014, 14:46   #6
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cóż za bolesna absurdalność.

Ściskająca gardło, ściskająca pierś, jak serce krwawiące.
Pękające.
Jak rekiny znad znaku, spod kurhanu. Rybie serce, naprędce...

Lecz minęło tyle czasu. Czy cokolwiek jeszcze pamiętał sprzed lat?

- Sprawił pewnego razu chyższy głową ode mnie maluczkie kroczki dla nas a wielkie... znaczym, wielkie słowa, też dla nas, o maluczkości i wielkości, a brzmiałyż one tak:

Po czym mieszaniec spauzował dramatycznie, chcąc dla odmiany przykuć na moment jak sztuczką, jak magikańskim oxenfurckim (tamże magyia jest raptem sztuczkami) odwrócić ich uwagę ciszą ze swojej strony.

- Sukces buduje się małymi kroczkami. - skończył, jeden raz nie wykrzywiając słów nabytą a sztuczną a dobrze skrytą w nieprawdziwości chytrością, cytując towarzysza wiedźmina.

- Towarzysze wiedźm... - zachłysnął się mieszaniec, nie chcąc przypadkiem obrazić wiedźmy -...ini! Owie! - poprawił się szybko w końcówce, by nie było wątpliwości co do zamierzenia do kogo miał się, chciał się zwrócić. Niestety zgryźliwej starusze pewnikiem nie robiło to różnicy choćby wiedziała że obrażona. Ten typ tak miał; dla niej obelgi były jak przecinki, powitania i "mhm" potwierdzające podtrzymywaną uwagę odbiorcy w konwersacji. Jej język był równie suchy jak jej skóra, w pewnym sensie. Mimo wody w której pływali.

- Musim założyć siatkę szpiegowską. - kontynował Teddevelien - Lecz nie byle jaką! Znaleźliśmy las, może cmentarz lub kaplicę w nim. Najmniej nas dwóch jak nie trzech może się tam zagnieździć jakowo jakieś pisklaki. W tychże glonszyskach nietrudem będzie się pokryć, a i z dobrymi czatami funkcjonować. Strachajte to strasznie, prawda, ale do zrobienia.

- Aśćka wielmożnicza może zostać na zewnątrz lub iść z nami. Nie wiem jak się czujesz co do tego pomysłu. Na pewno warto byśmy mogli się słyszeć, lecz na zewnątrz i białogłowej o kwiecistym wieku, który przydaje mądrości lecz odejmuje baletu, byłoby zacnie mniej trwożno a więcej bezpiecznie... I vodyanoi nie wątpić nam że wiedzą, żeś zbiegła. To czego nie wiedzą, to żeś nie sama. Lecz tam cię nie znajdą. I pewno ciebie za kurhan odpowiedzialnością obarczą... Ale to zgaduję ci nie wadzi. - wzruszył ramionami.

- Faktem, iżli pisząc możesz im obelgi rzucać, pewien raban zrobić. Jeśliby cię szukali a nie znaleźli, to prawda-li, będą przezorniejsi, jeno poza miastem, w mieście może ich być mniej, a może ruch większy między nim a koszarami.

- My zaś jak każda banda kryminałów, mając jedno schronienie, możemy jak coś uciec i przekazać naszej pięknej wiekiem i okrasą poprzedniczce jakoby zaszła konieczność... acz wiedźmini. Pomyślcie tylko. Gdybyście byli vodyanoi, to czy będąc vodyanoi krym... krymy... zbiegiem, przestępcą, nie chcielibyście, co, mieć wiedźmina? Musim być, jak każdy szpion przestępcą, mięśniem do wynajęcia. Wiem co chcecie rzec! - podniósł rękę nie czekając nawet na drgnięcie ze strony towarzyszy - Że kodeks. A ja wam że wasz kodeks reguluje jak ludziom służycie potwory ubijając. Jasne, nie ubijacie ich bez powodu, lecz powód może być względem innych pokrak, co, hmm? Nie? I wreszcie, możemy po prostu zobaczyć na miejscu.

- Musim zdobyć ichnie bronie, bo vodyanoi wiedzą co robią. Harpuny do puginałów dobre, miecze mogły nam pomóc przeżyć jatkę na wybrzeżu, lecz tutaj możemy zdać je jej. - skinął głową w stronę staruchy - Coby miała czym czyścić zęby. A i mniej podejrzliwi wtennasób będziem. Posągi w krypcie miały też jakieś szmaty... szaty. W gorszej dzielnicy może znajdziemy stroje, które będą w mniej oczywisty sposób o nas świadczyć, może sztuczne ogony, błazenady, cokolwiek podziała. Wreszcie, ichnią walutę, może kogo kto zna nasz język. Sporo vodyanoi bywa na powierzchni.

- I pracując jak kryminaliści, zaczniemy mieć. Mając, możemy dawać. Dając, możemy dostawać. Informacje, wpływy, reputację, władze. Przewiduję że zajmie to sześć miesięcy do ośmiu lat... w normalnym mieście. U vodyanoi... różno tak, że nie śmiem zgadywać, ale pewno rozpiętość większa i więcej zależy od naszego szczęścia. Od paru tygodni, do paru minut. W sensie, jeśli okażą się być całkiem przeciw nam.

- Lecz zawsze możemy uciec w sposób, którego się nie spodziewają. Wątpię, by pod wodą mieli dwimeryt.

- Zbadamy ich od środka, działając w sposób przemyślany i metodyczny i zdecydowany, wyłapując wszelkie słabości, poznając vodyanoi, stając się vodyanoi i ostatecznie myśląc jak vodyanoi. Gdy będziemy już myśleć jak vodyanoi i mieć wpływy jak vodyanoi... - ćwierćkrwi elf niemal trząsł się od wyczuwalnej ekscytacji, emanującej w drżeniu wody dookoła niego, nie do końca świadczącej na korzyść jego poczytalności - Wtedy, z chaosu wyłoni się obraz w które miejsce skierować sztylet lub monetę... muszelkę... cokolwiek aby spełnić nasze zadanie.

Umilkł, opadając na dno, z założonymi ramionami i oczyma półprzymkniętymi z dumy z własnego myślenia. Sprawiał wrażenie, jak gdyby desperacja i morale związane misją były u niego przeciwnie proporcjonalne do wiedźminów, a gdyby trzymał jakąś gałązkę do wyrysowania planu na piasku pękłaby w połowie od uścisku jego dłoni.

Starucha zostanie doradzając i odciągając uwagę. Oni się zagłębią w jedno bezpieczne miejsce, przeczekają unikając kłopotów, a potem dalej w miasto, stając się przestępcami i potencjalnie dobrym nabytkiem, w różnej roli - mięśni, egzotyki, korzystania z wiedźmińskich sztuczek lub łamiąc lokalne prawo (i poznając je od razu, wraz z wszelkimi złożonościami). Jeżeli spotkają kogoś mówiącego w języku powierzchni choćby nieco zrozumiale, lub kogoś kto tam jest na dnie (dosłownie) a mógłby chcieć zakosztować wesołego życia na powierzchni, może w Relinvenowskich włościach... Będzie dobrze.

Jeżeli nie, każdy punkt sfery w tej chwili jest im drogą a vodyanoi - murem.
 
-2- jest offline  
Stary 27-09-2014, 00:19   #7
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Dno Zatoki Praksedy - Okolice Miasta




Wiedźma przewróciła oczami i spojrzała na Brego, jakby tamten zamienił się nagle w wielką, obrzydliwą, oślizgłą ropuchę.
- Bo nas złapali? Bo zamknęli w kręgu, z którego nie można wyleźć? - warknęła nieprzyjaźnie.


Zrobiło się ciemno. Powierzchnia zatoki stała się tak czarna, jak niebo wiszące wysoko nad nią.
Wiedźma siedziała u wejścia do jaskini spoglądając w górę, zaś jej cienkie, rzadkie włosy w kolorze jasnego popiołu falowały. Siedziała tak póki wewnątrz schronienia mężczyźni nie zaczęli szykować się do wkroczenia do gniazda wściekłych szerszeni.
Wtedy wstała i podpłynęła z powagą.

- Czas na moją robotę. Moneta - wyciągnęła chudą dłoń, a gdy ją otrzymała schyliła się podnosząc kamień.

- Zaraz wracam. Nie będziecie mojej magii oglądali. I nie podglądać mi! - szczeknęła i wypłynęła na zewnątrz, skąd dobiegło ich ciche mamrotanie staruchy. Za chwilę zajrzała do środka, by upewnić się, iż nikt nie chce podsłuchać ani podejrzeć tego, co czyni. Powtórzyła to jeszcze trzy razy nim wpłynęła ponownie do środka oddając pożyczoną koronę.

- No. To ja teraz będę słuchać, a kiedy wrócicie opowiem wam o czym te ryboludy paplają. Sio!

Usadowiła się za skałą na końcu jaskini, gdzie nawet Galen miał problemy z dostrzeżeniem jej. Zapewne ta sztuka by mu się nie udała, gdyby nie wiedział gdzie się ona znajduje.

Czas naglił. Należało się pospieszyć, by zdążyć nim wszyscy vodyanoini powrócą do domów i położą się spać.



Dno Zatoki Praksedy - Obrzeża Miasta




Galen prowadził, zaś Teddevelien ponownie ubezpieczał tyły. Tym razem przedostanie się na cmentarz było utrudnione mimo, iż znali drogę.
Wokół nadal roiło się od vodyanoin, choć zbici w luźne grupki o różnej liczebności powoli przemierzali przestrzeń wokół domów. Przez to musieli poruszać się przez kępy roślinności w pobliżu bariery.

Każdy z nich miał na sobie widzianą wcześniej zbroję. Każdy miał również broń. Najpowszechniejsze były krótkie miecze przytroczone do pasa razem z krótkimi nożami. Na plecach znajdował się szpontony, a znacznie rzadziej rohatyny.

Vodyanoini rozmawiali swobodnie. Właściwie bulgotali swobodnie. Snuli się sennie płynąc powoli. Najpewniej do domu. Inny wydawali z gardzieli coś, co przypominało śmiech.

77% - 25

Nagle wiedźmini skryci razem z Teddevelienem w jakiejś małej kępie roślinności morskiej usłyszeli coś, co rozpoznali. Wedmolol bul. Towarzyszył temu okropny rechot przepływających obok nich ryboludów.

Z upływem czasu przemieszczanie się przebiegało z coraz większą łatwością. Ilość krzątających się vodyanoin spadała, by całkowicie zniknąć, zaś wtedy podróż na cmentarz przebiegła błyskawicznie. Dotarli bez przeszkód.
Noc jeszcze nie dobiegła do połowy, choć do niej się zbliżała.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 27-09-2014, 01:04   #8
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Dno Zatoki Praksedy - Lochy Miasta





Cela Nathiela

Pod wodą wszystko wyglądało inaczej niż na lądzie. Ludzie dbają jedynie o to, by metraż był wystarczająco mały, by gnieździć się w klitce z pryczą. Celem była niewygoda, zaś pomieszczenia w tym celu skonstruowane bardzo często spełniały swoje zadanie.
Ryboludy poszły jednak o krok dalej. Było to w sumie naturalną konsekwencją życia w ośrodku o ułatwionym dostępie do wszystkiego, co znajdowało się nie tylko na dole, ale również na górze.

Cele vodyanoin były klaustrofobiczne. Nathiel nie wiedział czy pod tym względem otrzymał lokum dla specjalnych gości, czy każdy miał po równo.
Znajdował się w sześcianie o boku wynoszącym około półtora metra zmuszony do wielodniowego przybierania skulonej pozycji w całkowitej ciemności.
Zamknięty dodatkowo w vodyanoińskiej półsferze nie mógł skorzystać z dobrodziejstwa przekątnej klitki umożliwiającej rozprostowanie podkurczonych mięśni. Za każdym razem, gdy dotknął granicy własnej bańki wypełniała się ona zabójczą elektrycznością.
Nie raz już jego serce zatrzymało się pod wpływem gwałtownego impulsu, lecz jak do tej pory zawsze drugi wywoływał ponowny jego rozruch.
Jakby tego było mało, był zupełnie sam. Zewnętrznie i wewnętrznie.

To musiał być wpływ półsferycznego więzienia, ponieważ wtedy, gdy wyprowadzali go na zewnątrz czuł się o wiele lepiej.
Niestety zawsze jego wyjście oznaczało sondowanie. A vodyanoini mieli wyjątkowo paskudne metody sondowania.

Skrępowany magią oraz pasami zaciśniętymi na jego ciele przytwierdzającymi go do stołu laboratoryjnego leżał całkowicie unieruchomiony czekając na nieuchronne nadejście pasożyta. Galaretowata, wielka substancja usadowiała się na jego twarzy wypuszczając amebowate pseudopodia powoli wsuwające się w każdy otwór znajdujący się w głowie nie wyłączając oczu, by od wszystkich stron dotrzeć do mózgu. Przebijał się przez wszelkie naturalne bariery. Bardzo powoli. A może przebijanie się było tylko koszmarnym uczuciem? Do tej pory nie miał fizycznych śladów ingerencji stworzenia.
Wszystko przebiegało w upiornej wręcz ciszy. Mając pełne usta nie mógł nawet krzyczeć.

Pasożyt z drugiej strony podłączał się do potylicy ryboluda w masce przypominającej sokoli kaptur z otworami na oczy oraz odsłoniętymi ustami wypełnionymi rzędami trójkątnych zębów.
Wtedy zaczynała się najgorsza część, w której całkowicie tracił kontrolę nie tylko nad swoim ciałem, ale również umysłem. I ból. Nieustanny, niemal oślepiający ból.

Sondowanie na szczęście odbywało się dość rzadko jako wyczerpujące nie tylko dla więźnia. Równie mocno cierpiał vodyanoin podłączony do umysłu Nathiela.

Nagle kamienne drzwi wsunęły się do wnętrza ściany. W przejściu pojawiły się trzy osoby. Jak zawsze. Jak zwykle natychmiast poczuł się znacznie lepiej, gdy jeden z nich zdjął magiczną barierę i natychmiast związał i zakneblował więźnia. Jak zawsze.
Zadziwiające było jednak to, iż w tak małym odstępie czasu wysyłali go na kolejne sondowanie.

Ruszyli doskonale znanym Nathielowi korytarzem ciągnąc mężczyznę za sobą. Nie uważali zbytnio, przez co wielokrotnie był obijany o przeszkody znajdujące się na drodze takie jak kolumny czy zakrętach.
Dotarli do skrzyżowania korytarzy. Wiedział, iż skręcą w prawo to tam znajdowało się piekielne laboratorium. Nawet już przygotował się do uderzenia nadchodzącego z tamtego kierunku od narożnika, na który wpadał za każdym razem, gdy nagle... zatrzymali się.

Z naprzeciwka nadchodzili strażnicy. W ich rękach znajdował się taki sam sznur, na jakim ciągnięty był półelf, zaś na jego końcu znajdowała się... Irma.
Vodyanoi wymienili kilka bulgotów, zaśmiali się, a następnie skręcili w lewo. Irma zaś została powleczona w prawo. Ani chybi do laboratorium.
Po pewnym czasie wystrój korytarza zmienił się z całkowitego jego braku na umieszczone gdzieniegdzie posągi ryboludów z wymierzonymi w idących włóczniami.

Przyspieszyli. Zakrętów był coraz więcej. Nathiel musiał coraz mocniej wić się, by minimalizować obrażenia, lecz... nagle został nadziany na kamienna włócznię!
Ostrze zagłębiło się w ramieniu, ale wydawało mu się, iż słyszał zgrzyt metalowej klamry.
Strażnicy pociągnęli mocniej najwyraźniej nie wiedząc co się stało, a włócznia dotarła do kości całkowicie oślepiając bólem więźnia. W chwilę później został zdjęty przez łuskowate dłonie nie troszczące się o delikatność.
Jednakże kiedy tylko ruszyli w dalszą drogę dostrzegł coś nowego, gdy spoglądał na obłoczek własnej krwi unoszącej się w wodzie. Włócznia wbijając się w jego ramię dość poważnie naruszyła nici i tkaninę przy klamrze.


Cela Irmy

Obok znajdowała się rudowłosa, młoda dziewczyna. To wiedziała na pewno. Chyba, że jej już tam nie ma.
Gdy trafiła do tego miejsca widziała jak wloką jej sąsiadkę na wpół przytomną bredzącą coś o historii magii. Nigdy jednak jej nie słyszała prawdopodobnie przez świetnie wygłuszone kamienne ściany.
Nigdy więcej również jej nie widziała, ale to przez to, iż jeszcze ani razu nie wyszła ze swojej celi. A była ona skandalicznie mała. Sześcian o boku około półtora metra dawał możliwość wyprostowania się jedynie wtedy, gdy położyła się po przekątnej podłogi.
Było również ciemno. Bardzo ciemno. Nie widziała nawet czubka wyciągniętej przed siebie ręki.

Nagle kamienne drzwi odsunęły się na bok, zaś skrępowana po chwili Irma przywiązana do sznurka została pociągnięta przez korytarz w wybranym przez strażników kierunku.

Z naprzeciwka nadchodziła inna grupka. Trzech strażników w tym jeden bez broni oraz więzień. Minęli się niespiesznie i wtedy Irma zobaczyła ją drugi raz. Miała włosy, które na powierzchni mogłyby je sięgać do ramion. Doskonała figura. Piękna twarz, którą szpecił tylko widok oczu uparcie uciekających wgłąb czaszki. Zdawała się walczyć z tym z całych sił, choć i tym razem paplała coś bez sensu. Tym razem o jakimś mężczyźnie nazywającym się Kurt.

Już miały się minąć, gdy tamta nagle wierzgnęła dziko. Obie więźniarki wpadły na siebie. Teraz Irma mogła jej się przyjrzeć dokładnie. Miała równiutkie zęby. Bez kłów. Jej delikatne rysy nieznacznie szpecił lekko haczykowaty nos.
Przez chwilę zdawało się Irmie, iż dziewczyna odzyskała zmysły patrząc na łotrzycę z wyraźnym błaganiem o pomoc wymalowanym na twarzy.
Nagle jej oczy ponownie uciekły wgłąb czaszki. A może to się Irmie tylko wydawało?

Obie grupy vodyanoin pociągnęły mocniej swoje podopieczne. Przez twarz nieznajomej przemknął przez chwilę wyraz niezłomnego uporu. Coś ukuło Irmę w palec! Poczuła jak coś wsuwa się do jej dłoni. Coś krótkiego i ostrego. Coś, co skaleczyło ją w dłoń.

Ryboludy pociągnęły jeszcze mocniej, a sąsiadki ponownie rozłączyły się. Ostatnim, co łotrzyca zobaczyła na twarzy koleżanki to to, iż w końcu się poddała. Cała przytomność uleciała z jej ciała stając się szmacianą lalką.
Niemniej Irma miała w dłoni prezent od niej. Coś chłodnego, ostrego, metalowego i małego. Musiała wręcz uważać, by nie poranić się jeszcze bardziej.

Tymczasem strażnicy podążali dalej powoli docierając do skrzyżowania. Naprzeciwko znajdował się związany i zakneblowany Nathiel w towarzystwie trzech ryboludów. I tym razem jeden z nich nie miał broni.
Procedura wyglądała najwyraźniej zupełnie tak samo, a sama Irma zdawała się być jedynym wyjątkiem. Miała tylko dwóch opiekunów. Nie towarzyszył jej vodyanoin bez broni.
Tak jak chyba wszyscy przebywający przymusowo w tym miejscu półelf również był ciągnięty na sznurze. Już po chwili cały pochód ruszył ponownie.

Irma skręciła w lewo, zaś Nathiel w prawo.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 27-09-2014 o 13:21. Powód: Kilka drobnych korekt ;)
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 05-10-2014, 15:45   #9
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Przebywanie w ciemnej, ciasnej do granic możliwości celi nie było zajęciem, które mogłoby sprawić przyjemność komukolwiek. Na niektórych nie zrobiłoby pewnie większego wrażenia, inni mogliby odczuwać dyskomfort u kolejnych wywołałoby pewnie skrywane gdzieś w środku lęki. Irma czuła się jak dziki ptak, którego ktoś nagle, dla zabawy zamknął w klatce. Albo złota rybka, która wpadła w czyjąś sieć, po czym trafiła do małej, szklanej kuli. W klatce nie mam możliwości rozprostowania skrzydeł, przebywanie w akwarium może doprowadzić do obłędu. Świetne położenie.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miała pojęcia dlaczego ktoś więzi ją w maleńkiej, wodnej celi. Przebłyski pamięci były bardzo niewyraźne i zmienne. Mogła się domyślać, ale po co? Liczyły się fakty. A fakty były takie, że po raz kolejny wzięła za dużą dawkę i straciła kontakt z rzeczywistością. Zazwyczaj jednak kończyło się na tym, że budziła się otumaniona w łóżku nieznajomego, zbierała pospiesznie swoje rzeczy i wychodziła. Tym razem, nie wiedzieć czemu, znalazła się w ciemnej dupie bez wyjścia.

Nie miała pojęcia ile czasu przebywała w podwodnym więzieniu. Nie wiedziała też, co może ją czekać, gdy w końcu drzwi celi otworzyły się a ona została z niej wyciągnięta na sznurze jak nieposłuszny pies. Zmierzyła wzrokiem swoich strażników, paskudni jak cholera. I zapewne równie niebezpieczni. Niedobrze.
Nie opierała się zbytnio, pokonywała podwodny korytarz i obserwowała, by zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Z naprzeciwka nadchodziła kobieta, która przewijała się w jej mętnych wspomnieniach. Przyglądała się jej uważnie starając przypomnieć sobie gdzie mogła ją wcześniej spotkać. Może widziała ją w tym dziwnym, podwodnym świecie? Może spotkała kiedyś na targu albo którymś z traktów? Nie potrafiła tego ustalić, tak jak nie potrafiła wyjaśnić nieracjonalnego zachowania nieznajomej, które miało miejsce chwilę później. Dziewczyna wierzgnęła jak młoda klacz i wpadła na Irmę obijając jej boleśnie żebra i raniąc czymś dłoń Łotrzycy.
Ryboludy skupione na zachowaniu nieposłusznej więźniarki nie zwróciły chyba uwagi na to, że nieznajoma wcisnęła w dłoń Irmy, mały, ostrzy przedmiot.
Rudowłosa szła posłusznie za prowadzącymi ją na sznurze vadyanoinami i badała dłonią prezent od nieznajomej.

Ostrze! Uśmiechnęła się pod nosem. Płaskie, przypominające zwykły, jednostronny nóż z tą jedynie różnicą, że jego wielkość tylko nieznacznie przekraczała długość jej wskazującego palca. Jak małe by nie było w jej rękach stanowiło bardzo niebezpieczny przedmiot. Było piekielnie ostre, niewidoczne w jej zaciśniętej lekko dłoni, która zaczynała krwawić, cholera, to mogło ją zdradzić. Ukradkiem otarła rękę o ubranie, by zetrzeć purpurową ciecz. Myślała intensywnie nad tym, co należy zrobić, jaką szansę daje jej otrzymany od nieznajomej przedmiot.
Ręce kobiety związane były razem na wysokości mostka, stamtąd lina prowadziła do szyi, na której znajdowała się pętla. Do sznurkowej obroży przymocowana była lina, która swój koniec miała w łapach vodyanion. Jej nadgarstki miały pełną ruchliwość. Zgięte do połowy łokcie też dawały pełne możliwości, mogła zgiąć je bardziej lub nieznacznie wyprostować.

Nie zastanawiając się długo Irma wysunęła ostrze tak, bo mogła nim manewrować w celu przecięcie liny zawiązanej wokół jej nadgarstków. Nie chciała przeciąć jej całkowicie, ale tak, by w dogodnym momencie móc ją rozerwać i oswobodzić się. Lepszym wyjściem byłoby nacięcie smyczy, na której była prowadzona to jednak, bez wcześniejszego uwolnienie spętanych rąk nie było łatwe. Poza tym istniało duże ryzyko, że strażnicy zauważą próby przecięcie sznura, który trzymali w obślizgłych łapskach.
Nacięła linę na nadgarstkach tak, by najsłabsze nawet pociągnięcie było w stanie go rozerwać. Strażnicy doprowadzili ją do pomieszczenie, którego wystrój nie napawał optymizmem. Jego centralną część zajmował stół, którego przeznaczenie było raczej jasne.



Nieopodal wyposażonego w skórzane pasy stołu stało podobne krzesło - uroczy komplecik - które zajmował rybolud. Jego paskudny ryj zasłaniała maska spod której widać było tylko rybie oczy i zębaty pysk.


Nie wyglądało to dobrze. Nie było jednak beznadziejnie. Miała w dłoni broń, o której istnieniu nie wiedział żaden z mieszkańców tego podziemnego świata. Ryboludy nie mogły zakładać, że więźniarka spróbuje ucieczki, przez co nie pilnowały jej szczególnie. Jeden z nich wciąż trzymał sznur, na którym ją przyprowadzono, choć robił to jakby od niechcenia. Drugi nie zwracał na nią szczególnej uwagi. I to była jej szansa.
Delikatny ruch w przegubach pozwolił na uwolnienie rąk od naciętego wcześniej sznura.
Jeśli dobrze pójdzie jedno szybkie cięcie pozwoli na przecięcie liny służącej za smycz. Potem trzeba szybko znaleźć się przy drzwiach, uruchomić mechanizm otwierający drzwi i przecisnąć się przez szparę, niem któryś ze strażników zdoła się w niej zmieścić. Nie widziała innego rozwiązania. Maleńkie ostrze zalśniło w pobliży smyczy.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 05-10-2014, 19:50   #10
 
Koening's Avatar
 
Reputacja: 1 Koening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodzeKoening jest na bardzo dobrej drodze
Galen miał plan . Postanowił , że nocą przekradnie się do najbardziej charakterystycznego budynku podwodnego miasta jaki znajdował się w zasięgu jego wzroku . Następnie pod osłoną nocy wejdzie do środka , ukryje i przesiedzi w środku cały dzień podsłuchując wszelkie rozmowy . Mając monetę otrzymaną przez wiedźmę , łowca potworów liczył na to że będzie mógł później otrzymać pełny raport z informacji jakie zdobył . Pomysł był dość ryzykowny ponieważ w każdej chwili Galen musiał się liczyć z możliwością wykrycia . Ponadto oczekiwanie w bezruchu mogło wyczerpać wiedźmina na tyle że przez pewien czas nie będzie w stanie się ruszać . Wierzył jednak że warto będzie zaryzykować dla ustalenia kilku przydatnych faktów . Aby zabezpieczyć się przed odkryciem wiedźmin chciał użyć w ostateczności znaku Aksji gdyby wyczuł zbliżającego się ryboluda w pobliżu kryjówki . Tutaj pojawiał się problem . Mutant by nakłonić Vodyanoi do zmiany obranego kierunku musiał poznać kilka prostych zdań w ich języku , głównie związane z codziennymi potrzebami . Dlatego też przed akcją zdecydował się na szybki powrót do kryjówki by porozmawiać z wiedźmą . Przy okazji mógł też zapytać o Vodyanoi którzy wyraźnie podczas rozmowy wypowiedzieli słowo "wiedźmin". Było to niepokojące , dlatego też pozostali członkowie drużyny w tym samym czasie proponowali śledzić nowe zagrożenie . Plan został przedstawiony grupie i zaakceptowany przez pozostałych . Przed rozdzieleniem się Galen wziął od ćwierćelfa dwimerytowy sztylet i łańcuch i popłynął w znanym już kierunku .


Wiedźmin szybko pokonał trasę do miejsca w którym pierwszy raz przekroczyli granicę podwodnej aglomeracji . Przeszedł na drugą stronę chroniącego budynki pola i szybko popłynął do kryjówki . Gdy wpłynął do środka pierwszy rzut oka na wnętrze groty zaszokowało wiedźmina . W środku było po prostu pusto !! . Galen rozejrzał się jeszcze raz szybko by upewnić się że faktycznie nikogo nie ma i ścisnął wściekły monetę którą otrzymał od wiedźmy .


-Mam nadzieję że słyszysz to wredna suko , bo właśnie spieprzyłaś nam plan - warknął poirytowany .


Jak mogli pozostawić wiedźmę bez żadnej straży . Łowca potworów musiał się szybko pozbierać . Jego profesja pozwala mu na czytanie z ziemi jak z otwartej księgi . Wiedźma musiała pozostawić jakieś ślady . Jednak po dokładnym obejrzeniu groty Galen z nieukrywanym żalem stwierdził , że starucha nie zostawiła żadnych śladów . Co więcej , jego medalion nie reagował na magię więc nie mogła się teleportować . Musiała najprościej w świecie wypłynąć z groty starając się przy tym nie zostawić najmniejszego nawet śladu .


Podczas przeszukiwań wiedźmin natrafił w końcu wzrokiem na coś błyszczącego . Podpłynął w tamtym kierunku . Okazało się że pod płaskim kamieniem ukryty był medalion dokładnie ten sam , który nosiła przez cały ten czas wiedźma . Pod kamieniem natomiast było koślawym pismem zapisane


"I tak mi się nie przyda "

Galen domyślał się właściwości medalionu , w końcu parę godzin temu widział je na własne oczy jednak chciał się przekonać na własnej skórze . Założył błyskotkę na szyję i natychmiast opadł na dno . Przetestował swoją szybkość i z zadowoleniem stwierdził , że powróciła . Znowu był zwinny , mógł robić półpiruety i salta .


Nie czas na zabawy - upomniał się w myślach i skierował się ku wyjściu z groty .


Przed wyjściem dojrzał kamień który wydawał mu się dziwnie znajomy . Gdy sięgnął pamięcią wróciło wspomnienie kamienia trzymanego przez wiedźmę gdy tłumaczyła na czym będzie polegać jej magia. Niestety nie reagował ani na medalion , ani na monetę wiedźmy . Łowca potworów uznał jednak że weźmie kamień do kieszeni . Nawet jeżeli będzie on kompletnie bezużyteczny zawsze może nim komuś przywalić .


Zatem jest szansa że nie podsłuchała wszystkiego i nie spodziewa się pościgu - pomyślał zdesperowany i wybiegł z kryjówki .


Mutant miał problem z podjęciem decyzji . Dzięki medalionowi oraz nadludzkiej sprawności byłby w stanie dogonić wiedźmę bez problemu , jednak nie wiedział w jakim kierunku się udać . Bez problemu odrzucił kierunek północny ponieważ prowadził prosto na miasto ryboludzi i na pewno by ją zauważył. Pozostał kierunek południowy , wschodni oraz zachodni . Nie potrafiąc zdecydować Galen zdał się na los i pobiegł w kierunku północnym mając nadzieje że trafił . Nie mógł się pogodzić ze stratą jedynego tłumacza . Bez niej szanse na wykonanie misji spadały do zera . Narzucając tempo przypominające te za czasów pierwszych treningów na "Mordowni" ruszył w pogoń . Analizując swoją prędkość bez medalionu oraz oszacowując maksymalną przewagę czasową wiedźmy uznał że w ciągu dwóch lub trzech godzin powinien ją dogonić . Niestety po upływie tego czasu wiedźmin nie dość że nie dogonił staruchy to nawet nie znalazł żadnych śladów potwierdzających jej obecność. Zrezygnowany musiał się poddać , w końcu nie mógł zostawić towarzyszy . Zastanawiał się tylko jak im to wszystko wytłumaczy .


Podróż powrotna potrwała dłużej . Odezwało się w końcu zmęczenie po morderczym biegu oraz brak motywacji . Gdy w końcu dotarł do kryjówki od trzech godzin był już dzień . Galen nie mógł ryzykować przebicia się przez barierę i wkroczenie do miasta za dnia . Musiał odczekać znowu do zapadnięcia nocy . Czas ten wykorzystał na regeneracyjny sen . Gdy wstał słońce już zachodziło . Odczekał jeszcze chwilę sprawdzając czy ostrza są dobrze przypięte oraz czy dobrze się wysuwają z pochew i wypłynął w kierunku miasta . Zastanawiał się gdzie w tej chwili znajdują się jego towarzysze ...
 

Ostatnio edytowane przez Koening : 05-10-2014 o 20:03.
Koening jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172