lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   Rivoren - Filary [18+] (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/15617-rivoren-filary-18-a.html)

Plomiennoluski 07-11-2015 00:52

Litwor większość dobytku na szczęście miał spakowane, a Puszek, jak to Puszek. Ten nie musiał się za wiele przygotowywać. Co prawda może w mieście łatwo go było zauważyć, ale przeciętny mieszkaniec niechętnie wchodził mu w drogę. - Twem, wypuść Puszka z boksu, dalej sobie sam poradzi żeby do nas dołączyć. - Rzucił w kierunku mężczyzny, który zniknął.

Aigam umiał się skradać, chociaż głównie w naturalnym terenie, w mieście stawiał na wtopienie się w tłum. Czupryna nieco mogła mu w tym pomóc, miał czuprynę równie jasną co większość Endarczyków. Tylko kompani go zdradzali i twarz, jakby nie było, mimo trzymania się z dala od całej pompy, nie dało się jej całkowicie uniknąć. Przynajmniej większą część zdobyczy miał zakopaną, a to co sobie zostawił na bieżące wydatki, mimo że też było niewielką fortuną, to jednak łatwo dało się przenosić. Od czegoś miał przecież pas. - Możemy ruszać choćby już, nawet by wypadało. - Rzucił posępnie magobójca.

Grave Witch 07-11-2015 18:10

Zatem decyzja zapadła. O dziwo - jednogłośna. Zabranie wierzchowców nie zajęło wiele czasu. Tego, który należał do Khaidar już jednak nie było. Wniosek nasuwał się sam. Cicha, stojąca z boku kobieta, oddaliła się zanim pozostali podjęli decyzję. Gdzie była w tej chwili - tego można się było jedynie domyślać.

Droga ku bramom miasta do łatwych nie należała. Jego mieszkańcy tłumnie wylegli na ulice, szukając informacji o tym co się działo. Znane twarze nijak nie pomagały gdy chciało się jak najszybciej zniknąć. Pytania padały z każdej strony, z każdego balkonu i każdych drzwi. Ludzie chcieli wiedzieć co zaszło, dlaczego ich bohaterowie odjeżdżają, dlaczego w takim pośpiechu. Sytuacja nie uległa poprawie gdy Sitar, zniecierpliwiony powolnością ich ucieczki, chwycił w dłoń miecz. Widok stali nigdy nie nastraja wszak przyjaźnie, a ci którzy po nią sięgają miast na pytania odpowiadać… Myśl do myśli, słowo do słowa. Wieść niczym błyskawica powędrowała z ust do ust.
- Uciekają!
Okrzyk rozbrzmiał, budząc tym samym kolejne. Zdrada… Mordercy… Brać ich…
Tłumy szybko podłapały te słowa i fala niechęci przeszła przez miasto niczym przypływ zalewając jego ulice.

Tymi oto ulicami podróżował Kred w towarzystwie Oren. Dziewczyna z wprawą i zaciętością przedzierała się przez ludzką masę. Rosnąca niechęć tłumu w znacznym stopniu utrudniała szybką jazdę, a im dalej, tym było gorzej. Wreszcie ktoś odważy poważył się na to by unieść dłoń i rzucić pierwszy kamień. Pech chciał, a może był to zły uśmiech losu, że trafił on w Kreda. Kolejny zaś powędrował ku jego towarzyszce. Czy Oren go nie dojrzała, czy też był ku temu inny powód, jednak faktem pozostał fakt - kamień uderzył w jej ciało. Rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, a na ramieniu dziewczyny pojawił się drobna rysa. Zaskoczona wstrzymała wierzchowca przez co tłum zyskał szansę ku temu by ich ciasno otoczyć. Miecze zalśniły w promieniach porannego słońca. Poleciały kolejne kamienie. Krzyk przybrał na sile.
- Niech więc się stanie - Kred zdołał dosłyszeć jej słowa, uchwycić puste spojrzenie lśniących bielą oczu. Oren znów się zmieniła, ponownie pojawiła się istota, którą miał okazję obserwować w grobowcu. Nie zdążył jednak zareagować. Cisza spłynęła na otaczających ich ludzi. Potężna, martwa cisza, która stłumiła wrzask, przyćmiła błysk stali, wstrzymała kamienie w ich locie. Cisza, która poczęła pełznąć po ulicach miasta, zaglądać do każdego zakamarka, łowić każdą duszę.

Ci, którzy nieco wcześniej wyruszyli znajdowali się w połowie drogi do bramy. Ulica, którą podążali była nieco łatwiejsza do przejechania niż te, którymi podróżowali Kred i Oren, nie brakowało jednak gapiów. Szczęściem ci stali tylko i szeptali. Nie poleciały kamienie. Nie było mieczy. Był tylko szept, wzbijający się ku coraz głośniejszym tonom, niczym zapowiedź burzy, która miała wkrótce nastąpić.
Nagle zamarł. Dosłownie… Kobiety, mężczyźni i dzieci… Osuwali się na ziemię w miejscach w których stali. Powiew wiatru, niczym oddech śmierci, przetoczył się po Cyth zabierając ze sobą każdą duszę która nie była Wybrańcem lub Towarzyszem.
- Teraz to z pewnością wszyscy nas kochać będą - prychnęła Nymph, rozglądając się wokoło. - Przynajmniej jednak nikt nam nie będzie w drogę właził - dodała, uśmiechając się złośliwie do pozostałych.

Kerm 07-11-2015 19:11

Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem. Jest czas na rozmowy, jest czas na działanie; czas na walkę i czas na odejście ukradkiem.
W tym momencie zdecydowanie nie był to czas na wymachiwanie mieczem. Nic jednak nie można było zaradzić na czyjąś głupotę - najwyżej udać, że nie należy się do podejrzanej grupki.
I Twem poradziłby sobie w tradycyjny sposób, gdyby nie to, że przez miasto przeszedł cień śmierci. Bo jak inaczej nazwać to, że wokół nich gęsto padały trupy?

- Nas? - Twem spojrzał na Nymph. - Wszak nikt nie wie, co tu się stało, i że tu byliśmy w chwili tej tragedii.

Przez moment zastanawiał się, czyja to sprawka. I co się stało z namiestniczką i arcykapłanką. Jednak odpowiedź na to pytanie musiała poczekać.

Dhratlach 07-11-2015 22:00

Przez chwilę Hassan stał zdumiały nie rozumiejąc tego co tutaj zaszło. Czyżby Darkar postanowił zadziałać w taki a nie inny sposób? Nie raczej nie, inaczej i oni padli by trupem. Ktoś inny maczał w tym palce. Ktoś o wielkiej mocy. Ktoś taki jak... Oren. Lecz dlaczego? Dlaczego skazała na śmierć rzecze dobrych ludzi? Czy wszyscy padli trupem, łącznie z tymi co to w domostwach byli? Miał jednak cichą nadzieję na to, że to nie śmierć objęła ich w ramiona, a silny sen, lub potężne osłabienie.. Niestety widok co to się piętrzył przed jego oczami nie napawał optymizmem. Oren... dlaczego? Czy nie była ona po stronie krainy? Po stronie jej ludu?

- Jedźmy stąd. - powiedział tylko kapłan nie mając słów by opisać tego co czuł. Tego konfliktu który w nim wrzał. Jeżeli Oren była kwintesencją krainy, usposobieniem mocy Odwiecznych... Czy na pewno była po stronie mieszkańców? Ile jeszcze istnień zostanie poświęconych dla ich misji która z każdą chwilą, wręcz dosłownie, stawała się grobowa? Jak Odwieczni mogli na to pozwolić? Bo przecież... przecież to nie możliwe by wszystkim była pisana śmierć w tej chwili prawa? Co na to... Tahara?

Plomiennoluski 08-11-2015 02:36

Czegoś takiego jeszcze nie widział. Ludzie padali jak muchy dookoła, w całej okolicy. Tylko nie oni. Nie miał pojęcia jak to wyjaśnić, ale zdawało mu się, że w jego towarzystwie znalazło by się kilka takich istot ostatnimi czasy. Na razie zostawało pytanie czy była to robota Darkara, czy kogoś po tej stronie barykady. - Ktokolwiek to zrobił, właśnie mocno zaniżył wartość gruntów w okolicy. Tylko jeśli to Darkar, to czemu nie przeprowadził takiego ataku wcześniej, kilka takich i ma jakąkolwiek wojnę z głowy. - Pokręcił głową i ruszył dalej wśród śmiertelnej ciszy jaka ich teraz otaczała.

Grave Witch 09-11-2015 18:24

- Wciąż niewiele rozumiesz Twemie - odparła mężczyźnie Nymph, jednak nie zamierzała najwyraźniej tłumaczyć swych słów, gdyż zaraz po ich przebrzmieniu, ruszyła w stronę bramy.
Także i pozostali nie mieli ochoty pozostawać w martwym mieście. Nikt nawet nie pofatygował się by sprawdzić czy aby na pewno martwym było. Może ktoś przeżył? Może potrzebuje pomocy? Może…

Trakt by cichy i pusty. Nie było nikogo, kto podróżowałby nim czy to w interesach czy dla własnej przyjemności. Kurz wzbijany kopytami i łapami wierzchowców był jedynym mącącym świeżość poranka. Ptaki śpiewały cicho, drobne zwierzęta baraszkowały w trawie, słońce przyjemnie pieściło skórę. Sielskość niemal biła po oczach, co nie każdemu jednak się podobało.
- Coś pustawo tu dzisiaj - mruknęła Lorett, która podążała na przodzie, jednak po chwili zwolniła by dołączyć do pozostałych.
- Nawet bardzo, w porównaniu z tym co tu się wieczorem działo - zgodził się z nią Sitar.
- Zapewne wkrótce dowiemy się dlaczego - odpowiedziała mu Ulria.

I faktycznie, nie zdążyli dotrzeć do mostu, gdy drogę zagrodził im agrach. Gniewne powarkiwania nie kierował jednak do nich, a w stronę konstrukcji. Wyraźnie także swym ciałem, próbował powstrzymać ich przed dalszą drogą.

MTM 09-11-2015 22:12

Innowator starał się nie zwracać uwagi na tłuszczę, która, odkąd wyjechali ze stajni, bacznie się im przyglądała. Szykanowania i oskarżenia zaskoczyły Kreda. Czyż ich misją nie była walka z siłami ciemności, które chciały zniszczyć ten świat razem z ich mieszkańcami? Dlaczego więc to oni stali się obiektem ich frustracji? Windath nie miał czasu się nad tym zastanowić, po prostu gnał za ognistowłosą towarzyszką, starając się nie stracić jej z oczu.
- Szlag by z nimi! - mruknął pod nosem, kiedy poleciały pierwsze kamienie w ich stronę. I wtedy to się stało. Wszystko tak po prostu zamarło. Kred instynktownie pociągnął za wodze, tak iż wierzchowiec majsterkowicza stanął dęba, o mało nie zrzucając przy tym jeźdźca.
- Co jest, do cholery?! - zawołał do nikogo konkretnego, jakby oczekiwał odpowiedzi na zmianę, która właśnie zaszła w otoczeniu. Oczy miał szeroko otwarte a szczęka wręcz mu opadała.
- Przeszkadzali - odparła na jego słowa Oren. - Teraz możemy spokojnie opuścić miasto.
Windath spojrzał na kobietę w osłupieniu. Potrzebował chwili, aby zrozumieć, co do niego powiedziała.
- Przeszkadzali… - powtórzył głucho. - Co im się stało? Kto im to zrobił? - żądał odpowiedzi. Nie podejrzewał złego brata Odwiecznych o taką moc, choć w sumie pokazał już tego ranka, na co go stać.
- Odeszli - padła szybka, obojętna odpowiedź. - Wolałbyś, by nadal rzucali w ciebie kamieniami? - Wreszcie w jej głosie pojawił się ślad emocji, jaką było lekkie zaciekawienie.

Kred obrzucił Oren podejrzliwym spojrzeniem, po czym sprawnie zsunął się z siodła. Odeszli - ponownie powtórzył jej słowa, tym razem w myślach. Nie racząc ją odpowiedzią na zadane mu pytanie, podszedł do najbliższego mieszczucha, który leżał w pobliżu i ostrożnie go obejrzał. Nie dotykał go jeszcze. Nie wiadomo, jakim świństwem zostali powaleni.
Mieszczanin wyglądał całkiem normalnie, jakby położył się zmęczony i zasnął. Nie był jednak martwy, o czym Kred mógł się przekonać po dość długim czasie, gdy pierś mężczyzny uniosła się raz, ledwie dostrzegalnie.
- Nieprzytomni… - szeptał do siebie - Śpią? - zapytał już głośniej. Po co ktoś miałby ich usypiać? Nagle przeniósł wzrok na Oren. No tak, mógł się domyślić. To było w jej stylu. Wywieranie działań na innych bez względu na podejmowane środki. Chociaż może powinien się cieszyć. Diabli wiedzieli, do czego była zdolna. Zapewne mogła ich nawet zabić, ale dobrze, że tego nie zrobiła. - Nic im nie będzie? - to pytanie skierował już bezpośrednio do Oren, uchylając przy tym cylinder i drapiąc się po głowie.
- Dojdą do siebie, gdy tylko my oddalimy się na odpowiednią odległość. Nic im się nie stanie. Nie sądziłeś chyba, że zabiję wszystkich mieszkańców tak dużego miasta tylko z powodu paru kamieni? - Niedowierzanie było zarówno słyszalne w jej głosie jak i widoczne na obliczu.
- Chyba nie muszę ci ponownie przypominać, że nie jesteś człowiekiem - zaczął, raz jeszcze nachylając się nad mężczyzną. Kred upewnił się, że mieszczanin ma udrożnione drogi oddechowe. Wszyscy wokół upadli tak spontanicznie. Na pewno znajdzie się kilku z otarciami, ale tym już się nie martwił. - Nie mogę ci ufać w kwestiach, jak zareagujesz na pewne emocje. Ludzie, którzy są szykanowani, czasami popadają w skrajność. Szlag bierze ich zdrowy rozsądek, przez co działają bez zastanowienia i nierzadko z katastrofalnym skutkiem - przemawiał nadal, wspinając się już na swojego wierzchowca. - Nie wiem, jak zareagujesz na nienawiść tłumu. Jesteś powiązana z Odwiecznymi, więc zapewne w kręgach wyznawców należy ci się szacunek. Ale teraz masz ludzką formę i nikt nie posądza cię o konszachty z niebiosami. Boję się, że kiedyś potraktują cię jak człowieka. W ten mniej przyjemny sposób. - Kred poprawił się w siodle i ostatni raz omiótł wzrokiem to dziwne zjawisko. Nic im nie jest - powtórzył w myślach. Muszą ruszać dalej.
- Gdy tak się stanie, otrzymają zapłatę, jaka się im będzie należeć. Podobnie jak ci, którzy rzucili pierwsze kamienie - odpowiedziała, wskazując na mężczyzn w czarnych szatach, niezbyt pasujących do reszty jednak nie wyróżniających się też w szczególny sposób. Ot, przyjezdni, jedni z wielu. - Teraz zaś jedźmy, czas nie stoi w miejscu, nawet dla nas.
Kred wzdrygnął się, kiedy Oren wspomniała o wymierzaniu sprawiedliwości ludziom, którzy mogą ją źle potraktować. Nic już jednak na to nie odpowiedział. Wiedział, że dyskusja wiele tu nie zdziała. Poza tym kim był on, żeby nauczać o moralności? Sam spotykał się z krytyką i niepochlebnymi opiniami na temat jego nastawienia do religii.
- Prowadź - zawołał beznamiętnie. Spuścił wzrok, kiedy przypomniał sobie makabryczny widok nad zamkiem. Ta kobieta… on już raz próbował uratować jej życie. Wtedy zawiódł, a teraz też nie mógł nic zrobić. Wszystko przez tą cholerną magię! - przeklął w myślach, po czym zmusił wierzchowca do ruchu. Zaraz też wyjechali z miasta i wskoczyli na trakt.
Ciekawe co z pozostałymi? - pomyślał.

Plomiennoluski 11-11-2015 11:06

Litwor dobył łuku i nałożył strzałę na cięciwę. - Co jest wielgachu, wyczułeś coś paskudnego? - Zapytał kociaka a następnie schodząc z traktu, podszedł ku brzegowi rzeki, by móc przyjrzeć się konstrukcji z boku. Ręką dał znak reszcie, by nie podchodziła. Coś musiał wyczuć że się tak zachowywał, a i brak ruchu w okolicy wskazywał że coś jest nie tak. Tylko czy chodziło mu o przeprawę, coś, co było pod mostem, czy samą rzekę.


Po drodze rozglądał się za jakimiś nietypowymi śladami, chociaż w tak tłumnym na co dzień miejscu, ciężko było powiedzieć co to dokładnie mogłoby oznaczać. Bandyci zwykle mieli takie same buty jak inni podróżni, czasem wręcz dokładnie te same. Aigam w końcu wtopił się w porastające brzeg rośliny i zbliżył ku mostowi. Zostawiając jednak rozsądną odległość.

Kerm 11-11-2015 19:37

Nie rozumiesz, nie rozumiesz... Twem w myślach powtórzył słowa Nymph. Panna wszystkowiedząca, dodał z krzywym uśmiechem. Stale w myślach.
Widział, ze mógłby poprosić o wyjaśnienia. I, przy odrobinie szczęścia lub dobrego humoru, nawet by odpowiedź otrzymał. Ale nie musiał... Równie dobrze mogłaby jego pytania skwitować krótkim "pomyśl". Poza tym nie zamierzał pozostawać w mieście dłużej, niż musiał. Nie tak znowu dawno miał do czynienia z ożywionymi truposzami. Gdyby ktoś tak samo postąpił z mieszkańcami Cyth... Strach pomyśleć.


Spokój na drodze stanowił miłą odmianę po tym, co się działo w mieście, ale był i nieco niepokojący. Droga do Cyth powinna tętnić życiem, a nie tętniła. Przynajmniej nie życiem tych, co do Cyth powinni podążać.
Lorett miała sporo racji.

Niepokój Twema pogłębił się, gdy na ich drodze stanął agrach.
- Rozumie ktoś z was tego kotka? - spytał.
Oczywiście był ciekaw, przed czym ich ostrzega agrach, ale ta ciekawość nie była na tyle wielka, żeby iść tam i osobiście to sprawdzać. Ciekawość dla wielu stanowiła pierwszy krok do zguby.
Poza tym Nivio również nie pałał chęcią zwiedzania brzegu rzeki i zachowywał się podobnie jak magiczna kicia.
- Litwor, poczekaj chwilę - powiedział Twem.
Na drodze pojawiła się kopia Aigama, zmierzająca szybkim krokiem w stronę mostu.
Sam Twem natomiast odsunął się od brzegu rzeki. Z wysokości siodła i tak widział dosyć dużo.

Dhratlach 12-11-2015 18:53

Hassan spojrzał na kotowatego, następnie na konstrukcję od której ich oddzielał. Nie trwało długo, a zaledwie chwilę, aż sięgnął po swój łuk i nałożył cięciwę na strzałę. Cokolwiek tam było, zapewne nie było mile nastawione. Lecz co mogło wzbudzić w bestii strach i gniew który okazywała? Czyży sługi Krwawej Namiestniczki już ruszyły ich tropem? Tego nie wiedział, acz niedługo miał się przekonać. Pozostało czekać na to kto pierwszy ujawni swoją pozycję.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:27.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172