Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-11-2015, 09:27   #1
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Rivoren - Filary [18+]

Filary







Cyth.




Stolica Endary, prowincji nad którą władzę sprawowała Mendara, Pani Ziemi. Nie należało ono ani do największych w Rivoren, ani też do najpiękniejszych. Niektórzy wręcz odmawiali mu jakichkolwiek zasług, uważając za biedną namiastkę pozostałych czterech stolic. To jednak tu siedzibę swą miała Hellian Kerass, namiestniczka władająca ziemiami prowincji z nadania Odwiecznej. To tu odbywał się doroczny targ, na który zjeżdżali przedstawiciele każdej profesji z każdej prowincji krainy. Jakakolwiek by zatem opinia o Cyth nie panowała, było to miasto o którym każdy słyszał, każdy odwiedził i w którym każdy zaznał słynnej, endariańskiej gościnności.

Siedziba namiestniczki, dumnie górująca nad miastem, była prostą budowlą bez zbędnych ozdób, funkcjonalną, jak na standardy Endary wypadało. Sama Hellian z rzadka tylko pokazywała się swemu ludowi, zbytnio zajęta sprawami prowincji by czas mieć na spacery zatłoczonymi uliczkami. Była ona istnym przeciwieństwem Zanory Brass, arcykapłanki Mendary, która także w tym oto mieście urzędowała. Gaj, będący obecnie główną świątynią Odwiecznej, stanowił żywy, zielony twór, do którego każdy wędrowiec mógł wstąpić, zjeść owoce z wiecznie rodzących drzew i odpocząć w ich cieniu. Sama Zanora z pasją oddawała się głoszeniu nauk swej pani, często gościem będąc czy to na targu, czy w domostwach wieśniaków, rozrzuconych po terenie całej Endary.


Wybrańcy.


Od wydarzeń w podziemiach zamku Rozetty minęło dni dziesięć. W chwili przybycia do Cyth, grupa, która składała się z trzynastu osób, dwóch psów i jednego agracha, została powitana przez samą arcykapłankę Mendary. Kobieta ta, w prosty, brązowy strój odziana i trzymająca w dłoni kostuch, powitała ich srogim spojrzeniem, które na dłuższy czas spoczęło na Sennie.
- Siostro - rozległ się stanowczy, niezbyt przyjazny głos Zanory.
- Siostro - odpowiedział jej równie nieprzyjazny głos Senny.

Grupę wpierw poprowadzono ku gajowi, jednak na wyraźnie życzenie Oren, trasę tą zmieniono tak, iż w jej efekcie wylądowali wszyscy w siedzibie namiestniczki. Nie każdy był z tego powodu zadowolony. Grupa szybko zmniejszyła się o uratowaną przez Twema kobietę, a dnia następnego, o bliźnięta. Pozostali zostali rozlokowani w zaskakująco bogatych wnętrzach zamkowych, zajmujących całe skrzydło budowli, które oddano do ich wyłącznej dyspozycji.
Namiestniczkę spotkali w południe, gdy zaproszeni zostali na wystawny obiad, w którego skład wchodziły potrawy, jakich od dni wielu nie mieli okazji kosztować. Sama Hellian okazała się osobą uprzejmą, ciepłą i niezwykle usłużną, a także… ciekawą. Szczególnie informacji o tym w jaki to sposób zginęła Rena, która wszak do jej gwardii należała.

Opowieści - nie było to coś, co każdy z grupy chciałby tego akurat dnia robić - trwały aż do wieczoru, kiedy to odbył się naprędce zorganizowany bal na cześć przybyszów.
Tak oto zarówno Wybrańcy, jak i ich Towarzysze, stali się atrakcją całego Cyth. Wkrótce mówić o nich poczęto w każdej karczmie i w każdym burdelu. Jednych to cieszyło, innym przeszkadzało. Ci, którzy korzystać lubili z darmowych napitków i poklepywania po plecach, czas spędzali w przybytkach, które zarówno jedno jak i drugie oferowały. Ci, którzy ciszę i względną anonimowość nad wrzawę sławy przekładali, wybierali zacisze zamkowych ogrodów, bibliotek i komnat.

Mar, jak rzekł do Khaidar, postarał się, by zarówno Yura jak i Oren przystały na jego propozycję. Rytuał odbył się trzeciego dnia od przybycia do Cyth, w świątyni Tahary, której to skrytobójczyni była Wybranką. Zmian dużych po jego ukończeniu nie było, nie licząc nieco niepewnych spojrzeń Yury i jej wyraźnej niechęci do naszyjnika, który Khaidar miała na szyi.



Czas płynął dalej, dzień za dniem mijał w spokoju, cieple i przyjaznej gościnności, jakże różniącej się od koszmaru, który przeżyli. Nie znaczyło to jednak, iż dane im było zapomnieć o zadaniu jakiego się podjęli. Pierwszą oznaką tego, że sielanka dobiegła końca, było przybycie Neris Kef, arcykapłanki Tahary.


Kobieta ta, jak każdy niemal wyznawca Władczyni Dusz wiedział, stanowisko swoje sprawowała już od siedemdziesięciu trzech lat, w trakcie których nigdy nie opuściła Targalen. Nie postarzała się także nawet o rok, od chwili, w której została wybrana, zachowując swój młody i niepokojący wygląd.
Wraz z Lady Neris przybyli Sitar i Ulria.



Sitar już na pierwszy rzut oka przedstawiał sobą obraz człowieka, któremu walka obcą nie była. Pewny siebie, dobrze zbudowany, o poważnym spojrzeniu czarnych oczu.




Ulria była jego odpowiedniczką w przyjemnym dla oka, kobiecym wydaniu. Jej towarzysz, Ksi, bestia pod wierzch, która jedynie nieznacznie wielkością agrachowi ustępowała, stanowiła zwieńczenie owej pary, która stanęła przed Wybrańcami i ich Towarzyszami. Oboje, wedle słów arcykapłanki, mieli zastąpić tych, którzy polegli. Nie zostało jednak sprecyzowane kto miał się kim zająć.


Dnia kolejnego, wraz z pierwszymi słońca promieniami, zamek będący siedzibą Hellian Kerass, zatrząsł się w od fundamentów, aż po sufit najwyższej wieży, a następnie począł rozpadać, niczym z kart zbudowany. Ci, którzy w popłochu uciekać poczęli, ujrzeli unoszącą się nad budowlą postać. Dla tych, którzy ramię w ramię z nią walczyli, oraz tych, którzy wraz z nią trunkiem się raczyli, imię jej brzmiało Elissa.
- Oto jak kończą ci, którzy odważyli się mi sprzeciwić - głos Darkara brzmiał mocno i pewnie, docierając do każdego zakątka Cyth, do każdego ucha i każdego umysłu. - Zawróćcie teraz lub podzielcie jej los.
Zarówno Twem jak i Litwor w swych sercach czuli że znają już tą scenę, że wiedzą co za chwilę się stanie. Ich serca się nie myliły. Krzyk przejmujący wydobył się z gardła kobiety, świadczący o bólu, który nie zna granic, aż wreszcie… Rozprysła się niczym bańka mydlana, która na swej drodze napotka przeszkodę nie do pokonania. Jej krew, jej szczątki, jej wnętrzności nie opadły jednak a zawisły nad obserwującymi, niczym sztandar, który wszem i wobec głosi zwycięstwo zła nad dobrem.


 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 01-11-2015, 13:26   #2
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Kred Windath z chęcią wizytował na balach i salonach wydawanych na ich cześć. Nie robił tego jednak z myślą podbudowania ego, a raczej by odprężyć się i puścić w niepamięć wydarzenia poprzednich dni. W Cyth zmienił swój wizerunek. Zajrzał do balwierza oraz krawca. Swój podróżny strój i podniszczony cylinder schował do szafy na rzecz eleganckiego smokingu oraz gustownego kapelusika. Nowemu odzieniu brakowało funkcjonalności poprzedniego ubrania, jednak dopóki ich podróż zatrzymywała się w tym miejscu, przedkładał klasę nad praktyczność. Wszak nie wywodził się z rodziny prostaków i był gentlemanem.

Większość czasu spędzał natomiast w swojej komnacie, którą przemianował na warsztat polowy. Jeszcze po przybyciu do miasta odwiedził kilka okolicznych pracowni, by zamówić narzędzia i przyrządy, których nie mógł nosić ze sobą. W ten sposób zbudował namiastkę domu w tym obcym miejscu. Całe dnie spędzał nad produkcją pocisków do jego nowej broni. Kule oraz strzałki używane w Aniele Zguby były amunicją niestandardową, toteż nigdzie nie mógł taką zdobyć. Nie narzekał jednak, bowiem znał plany na ich wytworzenie. Poza tym wykorzystał trochę czasu na skonstruowanie nowego elementu jego ekwipunku. Narzędzie przypominające kuszę, które wystrzeliwało kotwiczkę z podczepioną liną. Dzięki temu wynalazkowi mógł tworzyć wertykalne drogi przemieszczania się. Pomysł mógł się przydać, zwłaszcza, kiedy chciał zająć dogodną pozycję do prowadzenia ostrzału.

Innowator nie zapominał także o treningach. Z drobną pomocą Oren i sporą dozą samozaparcia przełamał się, by opanować chociaż część mocy, którą wbrew jego woli mu przekazano. Czarowanie jednak nie było jego priorytetem, którego wciąż się wystrzegał. Wszystko, co chciał potrafić, to mocą magiczną sprężanie powietrza i wypełnianie nim zbiornika Anioła Zguby, będącego siłą napędową dla wystrzelonych pocisków. Wiele godzin przeznaczył także na strzelnicy, opanowując walkę dystansową do perfekcji.

Wydarzenia związanie z Elissą wstrząsnęły nim dogłębnie. Już zaczynał się zadomawiać i przyzwyczajać do spokojnego życia, kiedy przeszłość sobie o nich przypomniała. Makabryczny widok, jaki miał tam miejsce był kwintesencją tego, czego nienawidził w magii. W owych momentach cieszył się, że działał na niekorzyść takich kreatur jak Darkar. Zsuwając z głowy kapelusz oddał cześć zamordowanej, a widząc formujący się kształt na niebie, splunął pod nogi i poprzysiągł, że ten, który to uczynił, gorzko tego pożałuje.

Wyglądało na to, że raz jeszcze będzie musiał zajrzeć do szafy i przygotować się do drogi. W końcu Rozgadana Betty oraz Anioł Zguby nie byli przeznaczeni do zbierania kurzu.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 01-11-2015, 15:39   #3
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Po przybyciu do Cyth młody kapłan był w swoim żywiole i z radością oddawał się drobnym przyjemnościom życia. Wszystko, acz z umiarem, a wszystko to po to by odciążyć umysł od zbędnych pytań. Nie obyło się bez rozmów z ludźmi, odwiedzania wielu przybytków i kokietowania młodych dam które spełniały jego upodobania. Tańcząc i pijąc. Jednym z jego przystanków był Cythijski bank w którym zdeponował swoją tubę na zwoje by była bezpieczna. Zawartość jednak jej była ścisłą tajemnicą którą opłacił kilkoma złotymi monetami. Bankierzy byli bardziej niż zadowoleni z frontowej opłaty i obiecali ją ukryć w schowku do którego tylko on będzie miał dostęp.

Udał się jeszcze do jednego z zamtuzów wyższej klasy w celach biznesowych. Za kilka kamieni szlachetnych udało mu się go nabyć, a dawny właściciel został jego menadżerem. Chciał niewiele. Połowę zysków, druga połowa na rzecz nowego kierownika którego zadaniem był rozwój biznesu. Wilk syty i owca cała. Podobnie sprawa się miała z dwoma karczmami w mieście. Jednej na górnym dziedzińcu, a jednej na dolnym. Wszak budowa swojego małego Imperium, była kluczowa, tym bardziej, że zamierzał zostać arcykapłanem Sylefa, a nigdzie indziej niż w zamtuzach i karczmach nie było lepiej o informacje. Prawdę mówiąc nawet nie zależało mu na zyskach, ale potrzebował przykrywki, a stanie się tajnym właścicielem było idealną wymówką.

Wieczory jednak Hassan spędzał na lekturze księgi o podstawach czarnej magii i magii krwi. Praktyka była cenna, lecz wiedza teoretyczna mogła być jeszcze cenniejsza. Tym bardziej, że w tej niebezpiecznej misji musiał być ktoś kto poniesie to ciężkie brzemię wiedzy i akurat tak padło na niego. Czy było to jego przeznaczenie? Zbliżyć się niebezpiecznie ku mrokowi wypaczającego duszę? Być może, lecz jego przynależność była jawna. Stał po stronie krainy, po stronie Odwiecznych, po stronie Sylefa, a pokusa? Pokusa była niewyobrażalna... Nie mniej, musiał wyznaczyć swoje limity. To było priorytetem, lecz czy będzie w stanie je utrzymać? Szczęśliwie dowie się z ksiąg co mu grozi i to pomoże mu w obraniu kursu na przyszłość.

Kiedy Elissa rozbryzgła się w szczątki zamknął oczy westchnął ciężko. Elissa była piękną kobietą, a jej strata była wielką stratą dla świata. Oto Darkar postanowił raz jeszcze zadziałać tym razem uderzając w samo centrum wybrańców, którzy raz jeszcze i oby tylko raz musieli stanąć przeciwko jemu. Był gotowy, zrelaksowany, uzbrojony w kilka butelek wina, fajkę i fajkowe ziele by w drodze mieć czym oczyszczać umysł. Drobne przyjemności które pomagały utrzymać równowagę. Tak drobne, a zarazem tak wielkie. Szczęśliwie posiadał niewiele i nie musiał cofać się do zamku w przeciwieństwie do Kreda, a co wyglądało na bardzo zły pomysł.
- Nie idź! To samobójstwo! – zakrzyknął jeszcze za oddalającym się w kierunku zagłady inżyniera. Mógł za nim nie przepadać, ale był w końcu Wybrańcem, tak jak i on był.
 

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 01-11-2015 o 15:53.
Dhratlach jest offline  
Stary 04-11-2015, 16:52   #4
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Pomysł ruszenia do zamku miał tylko jedną przewagę. Można było wyspać się jak człowiek w wielkim łóżku, zamiast na posłaniu, czy z głową na korzeniu. Tutejszy gaj zapewne byłby ciekawym miejscem dla Litwora, zwłaszcza że w lasach Endary spędził sporo czasu. Wir wydarzeń jednak porywał go ostatnio w dość niecodzienne dla Aigama miejsca.

W opowieściach starał się być oszczędny. Miał dość niewyparzony język, a biorąc pod uwagę, jak ponure były ostatnie wydarzenia. Co prawda udało im się odnowić filar, ale w trakcie powstało sporo napięć. Ot chociażby puszczanie Kreda przodem, tak żeby nie mieć go za plecami zbyt często. Sama kolacja i pobyt u namiestniczki były zadziwiająco przyjemne.

Magobójca starał się nie próżnować, mimo że przemęczać się nie zamierzał. Część zdobycznych kleinotów zainwestował w ziemię, konkretniej wioskę ze sporym lasem i pobliskim jeziorem. Cena była zawrotna, ale nie rujnująca, a więcej nie potrzebował. Pompa i wystawne życie zostawiał innym. Obecnie miał plan na hodowlę magicznych stworzeń, nie był jeszcze pewien czy pegazów, jakichś wodnych lub leśnych, ale w tym miał wprawę. Chociaż musiał znaleźć też odpowiednich ludzi.

W międzyczasie oddał również do sprawdzenia magiczne bronie znalezione u nekromantki. Co prawda na niego nie działały, ale mogły być przydatne. Zwłaszcza, gdyby niszcząco działały na wrogów. Dokładne wybadanie tego zostawił jednak Yurze. Na koniec, udało mu się nabyć zajazd w połowie drogi do swoich włości. Tu nie miał zamiaru niczego zmieniać.

Sprawienie sobie odpowiednio mocnej skrzyni na kosztowności, było sensownym rozwiązaniem. Cztery takie, z czego trzy puste, zakopał, zaś ostatnią, wypełnioną głównie brązowymi i srebrnymi rivami, umieścił w swoim nowym domu. Co prawda mógł zawsze wrócić do Veronii, ale miło było czasem wrócić do czegoś swojego, przynajmniej z nazwy.

Śmierć Elissy posłała ciarki po kręgosłupie. Skoro Darkar mógł ich wyłuskać w ten sposób i to tak łatwo, czemu nie zrobił tego wcześniej. Co ważniejsze, jak duży był jego wpływ, skoro udało mu się tu, pod samym nosem arcykapłanki Tahary i całej reszty. Rodzaj śmierci może był okrutny, ale przynajmniej za długo nie cierpiała, nie miała jak. – Chyba pora ruszać odnowić kolejne filary i to jak najszybciej. – Powiedział głucho Aigam.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 04-11-2015, 23:03   #5
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tańce, hulanki, swawole...
Nic z tego Twemowi nie odpowiadało. No, może prócz tego ostatniego, na dodatek w bardzo, ale to bardzo wąskim gronie.
Na sławie i rozgłosie nie zależało mu w najmniejszym nawet stopniu. Wprost przeciwnie - jego działania wymagały pozostawania w cieniu, a rozpoznawalność była mu potrzebna jak dziura w moście. Z tego też powodu, chociaż wziął udział w uroczystym przyjęciu na cześć herosów, którzy pokonali Rozettę, później zdecydowanie przestał udzielać się towarzysko i publicznie. I to nie tylko z wymienionych wcześniej powodów. Miał świadomość tego, że pokonanie Rozetty nie wszystkim się spodobało, podobnie jak i uwolnienie Senny nie wszystkim przypadło do gustu.
Po co więc miał się narażać na różne nieprzyjemności?
No i nie musiał korzystać z darmowych poczęstunków, ofiarowanych przez tych, którzy chcieli się grzać w blasku jego sławy. Stać go było na to, by z własnej kieszeni płacić za rachunki. Prawdę mówiąc stać go było na to, by wykupić wszystkie gospody i burdele w Cyth, ale to również do szczęścia nie było mu potrzebne. Przynajmniej na razie.
Jako że na głowie miał ważniejsze rzeczy, złożył część zdobyczy w skrytce w banku H&R, zaś sam zaczął szukać sposobów i środków, które mogłyby mu pomóc w realizacji kolejnego zadania. Wszak nikt nie powiedział, że z czasem będzie prościej. Raczej można się było spodziewać czegoś całkiem przeciwnego.

* * *

Mieszkańcy Cyth chwalili się tym, że można tu dostać wszystko - od przypraw z dalekich stron, przez stroje, broń, księgi, po przedmioty magiczne. Problemem jednak było to, że nic z tych rzeczy Twemowi nie odpowiadało. No, prawie nic. Dzięki pomocy Lorett kupił więc parę drobiazgów, po czym zaszył się w laboratorium, by między innymi uzupełnić zapas bełtów, których sporo zużył podczas niedawnych starć.

* * *

Księgi, rozmowy z mądrymi i doświadczonymi ludźmi - to wszystko zdało się Twemowi niewystarczającym źródłem wiedzy. Dlatego też, gdy tylko w Cyth pojawiła się arcykapłanka Tahary, Twem od razu postarał się o spotkanie w cztery oczy.

- Witaj, pani - przywitał się, do słów powitania dołączając ukłon, któremu jednak dużo brakło do czołobitności.
Kobieta odwróciła się do niego, zaprzestając podziwiania nocnego nieba, które upstrzone gwiazdami, skłaniało do refleksji. Jej postać na owym tle, w niezbyt przyjemny sposób sprowadzała myśli ku zadaniu jakie czekało na Wybranych. Białe włosy, szkarłatne spojrzenie, młodość trwająca kilkadziesiąt lat.
- Witaj, Wybrańcze - odezwała się cichym, melodyjnym głosem, opuszczając zasłony, tak iż widok na balkon i gwiazdy, został mu odebrany. Dłonią wskazała na wygodny z wyglądu fotel, stojący przy kominku. Ledwie tlący się żar oraz liczne świece, sprawiały że salonik w którym arcykapłanka przyjęła swego gościa, sprawiał przytulne wrażenie. - Z czym do mnie przychodzisz? - zapytała, siadając na drugim z foteli i nalewając wina z karafki, która stała na znajdującym się między nimi stoliku.
- Chodzi mi o naszą kolejną misję. - Twem usiadł wygodniej. - A dokładniej o naszych przyszłych przeciwników i sposoby walki z nimi. Ty, pani, powinnaś o tym wiedzieć najwięcej.
- O waszym kolejnym celu nic mi jeszcze nie wiadomo, czy mógłbyś wyjaśnić nieco dokładniej? - zapytała odkładając karafkę i przesuwając kielich w jego stronę.
Twem upił odrobinę wina
- Naszym celem są Łzy Tahary - odparł.
- Kalante - skinęła głową w odpowiedzi, a jej mina, przyjazna od chwili gdy na niego spojrzała, stwardniała. - Zatem czeka was ciężka walka. Możliwe także, że do walki tej nie dojdzie. Pani Nocy słynie ze swej nieprzewidywalności. Masz jednak rację, że oczekujesz najgorszego. Ja jednak - rozłożyła ręce, w geście bezradności - niewiele mogę ci pomóc. Nie posiadam odpowiedniego artefaktu, który mógłby ją pokonać. Jedyne co mogę ci zaofiarować to…
Nie dokończyła. Miast tego jej spojrzenie powędrowało w stronę balkonu. Zasłony poruszały się lekko, unoszone powiewami wiatru. Panowała cisza… Głęboka, pełna sekretów cisza.
Twem również spojrzał w stronę balkonu, ale natychmiast przeniósł wzrok na arcykapłankę.
- Ktoś nas może podsłuchiwać? - spytał uprzejmie.
Na odpowiedź musiał odczekać dłuższą chwilę. Kobieta bowiem sprawiała wrażenie jakby zapomniała o jego obecności.
- Ktoś zawsze słucha - odparła, gdy jej spojrzenie ponownie spoczęło na Twemie. - Niekiedy także odpowiada na to co zostało powiedziane.
Mówiąc podniosła się z fotela i kroki swe skierowała ku balkonowi.
- Być może będę jednak mogła ci pomóc - oznajmiła rozchylając zasłony i opuszczając salon.
Twem wstał i poszedł za arcykapłanką.
Mimo iż odległość jaka ich od siebie dzieliła nie była zbyt duża, to jednak dopiero gdy wkroczył na balkon, dostrzegł kolejnego gościa arcykapłanki, przed którym ta się zatrzymała. Dziewczę, nie więcej niż lat piętnaście mające, stało spokojnie, z oczami przymkniętymi, i łagodnym, słodkim uśmiechem na twarz. Jej strój był wyszukany, zdobny i nieco zbyt wiele odsłaniający. Była to jednak kwestia gustów, a te, jak wiadomo, nie w każdej części krainy takie same były. W blasku gwiazd i księżyca jej skóra lekko promieniała - blada i doskonała.
Gość nie w porę... A dokładniej - Twem nie spodziewał się, że Neris Kef trzyma kogoś na balkonie.
- Dobry wieczór - powiedział, chociaż nie był całkowicie pewien, co sądzić o spotkanej na balkonie dziewczynie. Coś mu się w niej nie podobało... I bynajmniej nie chodziło tu o strój.
- Nie odpowie - miast dziewczęcia, głos zabrała Neris. - Chciałeś pomocy i została ci ona ofiarowana. Przynieś proszę pusty kielich - dodała, delikatnie muskając twarz nieznajomej opuszkami palców.
Twemowi cała sytuacja coraz mniej się podobała, ale po sekundzie wahania wykonał polecenie. Wziął jeden ze stojących na stoliku kielichów i wrócił na balkon.
- Proszę... - Podał kielich arcykapłance.
Ta, gdy Twem zajmował się zadaniem jakie mu zleciła, zdążyła dobyć sztyletu.
- Dziękuję - odparła odbierając od niego naczynie i podchodząc bliżej dziewczęcia, a następnie wbiła go w jej szyję. Krew pojawiła się natychmiast i wartkim strumieniem spływać poczęła do podstawionego naczynia.
Twem skrzywił się i cofnął o krok. Była to jednak jedyna reakcja na to, co widział.
Gdy kielich się napełnił, odstąpiła od swej ofiary i zwróciła do Twema.
- Teraz możesz ją zabić. Celuj w serce i użyj podarowanego ci sztyletu - poleciła.
- Zabić? Dlaczego? - Twem nie potrafił zrozumieć, jakim celom miało to wszystko służyć. I coraz bardziej żałował, że przyszedł prosić o pomoc i informacje.
- Ponieważ, Wybrańcze - odparła, łagodnie się do niego uśmiechając - masz przed sobą Dziecię Nocy, twego wroga, który, gdyby dano mu ku temu okazję, zabiłby cię bez chwili wahania, wcześniej pobawiwszy nieco by krew twa lepszego smaku nabrała.
Dziecię Nocy... Wampirzyca... Twem najchętniej obejrzałby zęby owego dziewczęcia, chociaż i tak w tym momencie był niemal pewny, że arcykapłanka mówi prawdę.
- Nóż?
Nijak nie pasowało to do plotek, które opowiadano na temat wampirów. Kołek w serce, głowę odciąć, wystawić na światło słoneczne...
- Sztylet - poprawiła go, mierząc przy tym zaniepokojonym spojrzeniem. - Z pewnością już wcześniej zabijałeś więc nie powinno być z tym problemu, prawda?
- Zwykle moja... ofiara... usiłowała mnie zabić - odparł. - Ale skoro mówisz...
Sięgnął po sztylet, z którym się nie rozstawał od chwili, gdy dostał go od Arin, po czym wbił go w serce dziewczyny.
Na efekt działania nie trzeba było długo czekać. Dziewczyna otworzyła oczy, krwiste, lśniące niczym kamienie szlachetne. Z otwartych ust wydobył się długi, przeciągły jęk. Kły były przy tym doskonale widoczne, co pozwoliło Twemowi na pełne usprawiedliwienie swego czynu.
Skóra zaczęła odpadać od ciała, ciało od kości. Kości zaś poczęły zamieniać się w pył. Wkrótce jedynym co zostało ze słodkiej dziewczyny był kopczyk prochu, który wiatr porwał w swe władanie, sprawiając iż wszelki ślad po niej odszedł w zapomnienie. Niemal…
- To należy do ciebie - oznajmiła Lady Neris, wyciągając w stronę Twema kielich z krwią.
- Wino, to jeszcze rozumiem - powiedział Twem - można wypić. A co mam zrobić z tą krwią? Wysmarować i wampiry uznają mnie za swojego?
- Masz ją wypić gdy dotrzecie na miejsce - wyjaśniła mu spokojnie. - Nie całość, wystarczy fiolka.
Twem skinął głową.
- A jakieś inne sposoby? Bardziej materialne? - spytał. - Coś jak ten sztylet? Ludzie wiele opowiadają, a nie we wszystko należy wierzyć. Czosnek, święcona woda, bieżąca woda..
- Czosnek raczej na niewiele się zda - odparła, uśmiechając się. - Woda także, nawet ta, na którą zostaną odprawione rytuały. Światło dnia, wasze sztylety, to najpewniejsze sposoby. Ogień także zapewne mógłby im szkody poczynić, lecz aby dostać się w pobliże Kalante, będziesz musiał posiadać coś więcej niż środki, które wymieniłam. Krew jej dzieci w twym ciele powinna ochronić cię przed jej urokami oraz dać ci szansę na to by wzgardziła twą krwią. Wbrew bowiem wierzeniom, nie żywi się ona na swych dzieciach.
- Czyli, w razie czego, mogę się tym - uniósł puchar - podzielić z innymi?
- Oczywiście - zgodziła się.
- A jak na wampiry działają iluzje? Potrafią je przejrzeć, czy też można je oszukać dobrą iluzją?
- Będziesz musiał sam się przekonać, jednak nie liczyłabym na to, że ułuda cokolwiek pomoże. W końcu kto jak kto ale Pani Nocy jest jej mistrzynią.
Odpowiadając, skierowała swe kroki ku wnętrzu salonu.
- Też prawda... Trucizny zapewne też nie działa na Dzieci Nocy? - Strzałki usypiające?
Odpowiedziała po chwili, sadowiąc się w fotelu.
- To broń przeciwko żywym, w zaś do czynienia z martwymi istotami będziecie mieli. Choć martwe to nie do końca odpowiednie określenie. Wiecznie żyjące - prędzej.
- Rozumiem. - Twem uśmiechnął się, niezbyt radośnie. - Potrafią latać? Zamieniać się w mgłę? Są szybsze od zwykłego człowieka?
- Odpowiedź brzmi tak na dwa ostatnie pytania - odparła.
Twem westchnął.
- Nie brzmi to najlepiej. Z mgłą niezbyt dobrze się walczy. Jest na to jakiś sposób?
- Jeżeli istnieje, to nie jest mi znany. Te sztuczki jednak tylko ze strony Kalante was czekają, a ona, jak rzekłam, może okazać się zarówno wrogiem jak i sojusznikiem. Nikt tak naprawdę nie wie, co siedzi w jej głowie, może poza samą Taharą, która najwyraźniej wszelkimi środkami dąży do tego, by wspomóc was w tym zadaniu - odpowiedziała, sięgając po wino.
- Cóż... wystarczy zatem, ze dotrzemy do Kalante i z nią porozmawiamy. - W głosie Twema zabrzmiał ledwo zauważalny cień ironii. - Dziękuję ci, pani, za rady. A o to - wziął do ręki kielich z krwią Dziecka Nocy - szczególnie zadbam.
- Do zobaczenia - powiedział.

* * *

Laboratorium, znajdujące się w podziemiach siedziby namiestniczki, było wspaniale wyposażone, a fiolek różnych rozmiarów było tam pod dostatkiem. Oczywiście Twem mógł przelać zawartość pucharu do jakiejś flaszki, a potem, w krytycznej sytuacji, pociągnąć z gwinta, jednak ten sposób zdał mu się nieco mało elegancki. Poza tym, gdyby miał się dzielić z innymi...
Fiolki, starannie zakorkowane, trafiły do wyściełanej szkatułki, gdzie były zabezpieczone przed stłuczeniem, i mogły spokojnie czekać na na chwilę, gdy powinny zostać użyte.
Potem Twem wrócił do swego pokoju, zjadł spóźnioną kolację, po czym poszedł spać.

* * *

Twem spał snem sprawiedliwego, gdy nagle cały zamek, siedziba namiestniczki, zatrząsł się w posadach, a sekundę później z sufitu jego sypialni zaczął się sypać tynk.
Nivio, najwyraźniej obdarzony lepszym refleksem, niż jego pan, rzucił się w stronę wychodzących na ogród drzwi.
Twem był w nieco gorszej sytuacji, niż pies, który cały swój dobytek miał na grzbiecie. Co prawda od dawna się nauczył, że najważniejsze rzeczy trzeba mieć w plecaku, przy łóżku, ale owe najważniejsze rzeczy to nie było wszystko, co posiadał. Wciągnąwszy błyskawicznie spodnie i buty wyrzucił przez rozwalone drzwi plecak, a potem, poganiany szczekaniem psa, chwycił w rękę broń, i z resztą ubrania pod pachą wybiegł z budowli, która na jego oczach zaczęła się rozsypywać...
Znalazłszy się w bezpiecznej odległości od zamieniającego się w ruinę zamku, gdzie już nie groziło mu oberwanie spadającą cegłą, ubrał się do końca, a potem, w towarzystwie jeżącego sierść Nivio, wybrał się na poszukiwanie pozostałych Wybrańców i Towarzyszy.


To, co stało się z Elissą, oznaczało nie tylko to, że nikt z nich nie jest bezpieczny. Oznaczało to również, ze powinni jak najszybciej ruszyć w drogę, powstrzymać Darkara. Za wszelką cenę.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-11-2015, 19:15   #6
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Poczucie bezpieczeństwa, jakie dało się odczuć pośrodku ludnego miasta, okazało się równie złudne i ulotne, co smużka dymu ze zgaszonej świecy. Spokój został zburzony nagle i brutalnie, zaś konsekwencje śmierci Elissy dotknęły każdego kto ją znał na swój sposób. Rodziły wątpliwości, a także masę pytań, na które odpowiedzi wydawały się oczywiste i deprymujące jednocześnie. Może taki właśnie ich przeciwnik miał plan - zasiać zwątpienie w sercach grupki straceńców, wplątanej w walkę bogów? Khaidar widziała mnóstwo śmierci, do większości z nich osobiście przyłożyła rękę z ostrzem, lecz koniec rudowłosej przypomniał jej o beznadziejności ich położenia, odbierając te nędzne resztki radości z drobnego zwycięstwa nad Rozettą, czy naprawy pierwszego z Filarów. Bezsens...czysty bezsens. Dokonali tego jedynie ze względu na niesamowite szczęście, nic więcej. Gdyby nie Mar zamknęłaby się w swojej komnacie i nie wystawiała z niej nosa aż do momentu ruszenia w dalszą drogę. Postawiono przed nimi zadanie i jakie by nie było, Pani wymagała od niej posłuszeństwa i wykonania go choćby za cenę życia. Proste, jasne i klarowne zasady. Sentis akceptowała je bez mrugnięcia okiem.

Cicha, dyskretna obecność ducha była dla niej czymś nowym, intrygującym. Do tej pory każdy kontakt z drugim człowiekiem przypłacała bólem głowy, rozsadzającym czaszkę głuchym dudnieniem. Teraz zaś w szalonym umyśle panowała błoga cisza, mimo że oponent znajdował się tuż obok, przyczajony zaraz za jej ramieniem. Wbrew wszelkiej logice cieszyła się z tego, mimo że doskonale zdawała sobie sprawę, ze stanu rozmówcy… a może właśnie o to chodziło? Nie musiała się odzywać, zastanawiać się jak ująć dany problem albo wyrazić wątpliwości - białowłosy wiedział doskonale co czuje i co chce powiedzieć bez konieczności mącenia milczenia. Towarzyszył kobiecie podczas bezsennych nocy na dachu, godzinami kręcił się po bibliotece kiedy trawiła wolny czas czytając kolejne zakurzone tomy. Unikała żywych, zgiełku, bali i pokazywania się publicznie, celebrując być może ostatnie wolne od zgiełku momenty egzystencji. Męczyło ją zainteresowanie jakie wzbudzała, drażniła ją Yura ze swoimi dyskretnymi spojrzeniami kierowanymi na szyję skrytobójczyni, a raczej to co na niej nosiła. Może chciała dobrze, lecz wszyscy wiedzieli co jest wybrukowane dobrymi intencjami. Rozmowę z nią pozostawiła sobie już na szlak. Przecież będą mieć jeszcze wiele nocy na ustalenie szczegółów i dopytanie o najbardziej palące kwestie.
Teraz dla Khaidar liczył się spokój i to jego pragnęła.
Ostatnich dni tylko dla siebie.


***


Krew i chaos zapanowały zarówno na dziedzińcu zamkowym jak i ulicach Cyth.
- Powinnaś zniknąć - odezwał się Mar, tuż przy uchu Khaidar. - Wszyscy powinniście.
Kobieta nawet nie drgnęła. Zdążyła się już przyzwyczaić do podobnych, pojawiających się znikąd szeptów i na swój sposób ich wyczekiwała. Porady, wskazówek, innego spojrzenia na dany problem. Śmierć Elissy zebrała wokół jej rozerwanych zwłok stado sępów, wyczekujących sutego posiłku. Ona się do nich nie zaliczała, nie potrzebowała rozprawiać nad zaistniałą sytuacją, wymieniać pustych, nikomu niepotrzebnych frazesów celem poprawienia własnego nastroju. Nie patrząc na ducha sformułowała w głowie proste, krótkie, podszyte cynizmem pytanie:
”Obawiasz się czegoś?”
- Wkrótce zaczną ginąć ludzie, a wtedy.. Wtedy zacznie się szukanie winnych tego wszystkiego - odparł, zataczając ręką krąg obejmujący zarówno zamek jak i sam motłoch.
Lincz...lincz wściekłej, napędzanej strachem i szałem tłuszczy. Na samą myśl Khaidar zrobiło się niedobrze, z kątów przed jej oczami wypełzła buro brunatna mgła. Paskudny koniec, bez dwóch zdań. Nie powinni spędzać tyle czasu w jednym miejscu, ale mieli zadanie. Każdy przygotowywał się do niego na swój sposób. Zresztą wątpiła aby reszta Wybranych i towarzyszących im istot chciała usunąć się w cień. Przecież nic złego nie zrobili, działali w majestacie prawa, obowiązku i całej reszty nic niewartych bzdur. Poza tym rozmowa z nimi i wykładanie czegokolwiek było dla skrytobójczyni równie miłą opcją, co wsadzenie wysmarowanej miodem głowy w mrowisko. Wystarczyło, że na sam ich widok znów rozbolała ją głowa. Skrzywiła się wyraźnie, obracając twarz w kierunku ducha, a pulsowanie w skroniach zmalało do znośnego poziomu.
”Sugerujesz żeby uciekać stąd jak najszybciej? Jeśli uciekniemy to tak jakbyśmy przyznawali się do winy, nie uważasz?”
- Wolisz zostać i z nimi dyskutować? - zapytał, wskazując na tłum, który właśnie zaczynał w pośpiechu opuszczać dziedziniec, w obawie przed zostaniem zranionym, lub zabitym przez spadające kawałki ścian.
Odpowiedzią było pełne politowania spojrzenie oraz delikatne skrzywienie warg. Do roli Sentis nie zaliczały się dyskusje, zaś w razie potrzeby mogła zniknąć z oczu prześladowcom, gubiąc ich wśród plam cieni i krętych zaułków. To nie o nią musiała się martwić białowłosa zjawa, lecz o resztę...z tym że los pozostałych skazańców średnią ją obchodził. Należeli do ludzi dorosłych, potrafiących radzić sobie z przeciwnościami losu. Pytanie pozostawało też gdzie winni się udać po opuszczeniu miasta. Czy podążyć do pierwotnego celu, czy…
Zawiesiła niemą kwestię w próżni, spoglądając na Mar’a wyjątkowo poważnie.
- Decyzja należy do ciebie. Pozostali zostaną namówieni by udać się w stronę przystani. MI jest obojętnym którędy i gdzie podążymy.
-A zadanie?- tym razem wypowiedziała palącą kwestię na głos, chrypiąc przy tym nieprzyjemnie. Odchrząknęła aby oczyścić gardło i naraz wyszczerzyła się bezczelnie. Gdyby duch chciał ją mieć tylko dla siebie, wystarczyło poprosić. Uciekanie się do podstępów nie było konieczne. Podobna niedorzeczność chwilowo poprawiła jej humor, mimo powagi sytuacji.
- Zadanie, moja droga, wykonać można na wiele sposobów. Niekoniecznie musisz podążać w owym tłumie. - Odparł, obdarzając ją lekkim, niezobowiązującym uśmiechem.
W głowie Sentis pojawił się obraz białowłosej dziewczynki, o bladej twarzy porcelanowej lalki i nienagannych manierach. Yurę też mieli zostawić i wybrać się w nieznane we dwójkę...o ile umarłego dało się policzyć za osobę.
”Przynajmniej zaoszczędzimy na czasie i zapasach”- prychnęła pod nosem i oparłszy plecy o ścianę za sobą, skrzyżowała ramiona na piersi, odruchowo gładząc zwisający z szyi wisior.
- Yurą nie musisz się przejmować - odparł w odpowiedzi na niewypowiedziane myśli. - I masz rację, oszczędność czasu będzie znaczna.
-Możesz… opętać kogoś wbrew jego woli?- wymamrotała samymi wargami, zagapiwszy się gdzieś przed siebie.
- Jeżeli takie będzie twoje życzenie, wybranko… - odpowiedział, a jego uśmiech pogłębił się nieco nabierając przy tym krwiożerczego wyrazu.
Oczy kobiety zwęziły się, mięśnie na krótką chwilę stężały. Opcja kusiła z wielu względów. Dobrze było znać zawczasu ograniczenia i przydatne funkcje swojego...obrońcy. Zachichotała na to określenie. Do czego to doszło. Gdyby jeszcze za kurateli Szarego Człowieka ktoś poczęstował ją podobną bzdurą wyśmiałaby go w żywe oczy, a potem zabiła. Ot, dla higieny psychicznej, bądź przez wzgląd na urażona dumę. Powód zawsze by się jakiś znalazł. Ręce zaświerzbiły, palce powędrowały do schowanych za pazuchą noży. Ze swojego dość oddalonego od reszty miejsca na dziedzińcu miała świetny widok na całe to irytujące teatrum z gawiedzią w roli głównej.
-Mów mi po imieniu.- mruknęła. Skoro białowłosy tak bardzo pragnął spełniać życzenia swojej wybranki, powinni zacząć właśnie od tej drobnostki.
- Jak sobie życzysz - odparł, a następnie nachyliwszy się nad jej uchem, wyszeptał - Khaidar.
-Uważaj bo zemdleję z wrażenia.- znów się uśmiechnęła. Bajerant się znalazł...tylko z postawieniem do pionu omdlałej niewiasty miałby delikatny problem przez niematerialność, bycie martwym i resztę błahostek. Na początek jednak mogło być. - Chcesz się pożegnać z Yurą?
- Już to zrobiłem - odpowiedział, a w jego głosie zabrzmiała ledwie wykrywalna nutka satysfakcji.
Khaidar kiwnęła na to nieznacznie i odkleiwszy plecy od ściany, ruszyła w stronę stajni. Kosztowności zabrane Pierwszej Nekromantce powinny pokryć koszty podróży, a zaopatrzyć się prowiant zawsze mogła po drodze. Dość czasu już zmarnowała, teraz przyszedł czas na działanie - to wychodziło jej najlepiej. Każde narzędzie winno być wykorzystywane, nie kurzyć się na półce.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 05-11-2015 o 22:09. Powód: dodanie dialogu, za który serdecznie dziekuję MG :)
Zombianna jest offline  
Stary 05-11-2015, 22:31   #7
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Zamek, duma i radość mieszkańców Cyth, siedziba ich namiestniczki, zamieniał się w ruinę. Krzyki ludzkie dobiegały zarówno z wnętrza budowli jak i dookoła. Ciżba poczęła się zbiegać zwabiona hałasem. Wciąż świeża krew Elissy opadła wreszcie, wraz z pozostałymi szczątkami, wzbudzając przerażenie w tłumie, który zebrał się by obserwować bieg wydarzeń. Ci, którzy się z nią zetknęli, padali nieprzytomni na ziemię. Była to ostatnia kropla, niemal dosłownie, która przechyliła czarę strachu. Szlachta, służba i widzowie, poczęli uciekać w popłochu, tratując się nawzajem. Chaos na dobre zapanował w tym pięknym i spokojnym zazwyczaj mieście.


*****



Kred, który postanowił wrócić nie bacząc na to co działo się z budowlą, ledwie tylko z życiem uszedł gdy dużych rozmiarów fragment sufitu postanowił odłączyć się od reszty i dołączyć do kamiennej posadzki. Ledwie łokieć dzielił go od głowy wybrańca, gdy został wstrzymany w swym dążeniu.
- Czyżbyś chciał już mnie zostawić? - zapytała Oren, która wszak za zadanie miała dbanie o niefrasobliwego inżyniera.


****



Wśród Wybrańców i ich Towarzyszy z rzadka tylko zdarzało się by decyzja odnośnie dalszych poczynań zapadła przy zgodzie każdego. Tym razem było inaczej. Każdy z osobna doszedł bowiem do tego samego wniosku - Cyth należało opuścić i to jak najszybciej. Jeżeli ingerencja Darkara nie była wystarczającą, pomogło im w decyzji nastawienie mieszkańców. Gdy bowiem pierwszy strach minął poczęto szukać winnego. Jako że Wyklętego nikt dosięgnąć nie mógł, znaleziono nowego kozła ofiarnego. Wybrańcy… Wszak to oni narazili się Darkarowi. To oni odważyli się przybyć to stolicy Endary, pławić w chwale i korzystać z gościnności jej mieszkańców. To z ich winy życie stracili ci, którzy nie zdążyli na czas opuścić upadającego zamku. Gdzie jednak byli? Co się z nimi stało? Na te pytania tylko niektórzy znali odpowiedź, ci zaś wiedzą tą nie zamierzali się dzielić.





Khaidar

Zabranie wierzchowca, gdy wokoło panował chaos, nie zabrało wiele czasu. Mar zadbał także o to by nikt jej nie przeszkadzał w opuszczeniu miasta. Te nieszczęsne jednostki, które stawały im na drodze, kończyły marnie w rozbryzgach krwi.
Skierowali się, za namową ducha, na północ, ku przeprawie przez jezioro Karrum. Droga była niemal pusta, słońce wszak niedawno wstało. Prom przewożący podróżnych z jednego brzegu rzeki Bren, na drugi, złapali tuż przed opuszczeniem przystani. Kolejny miał ruszyć dopiero w południe.


Pozostali

Towarzysze, wierni swym powinnościom, pojawili się u ich boku, gdy tylko sytuacja zaczęła się pogarszać. Wraz z nimi nadeszła dwójka przybyszy, którzy wciąż obcy byli dla członków drużyny.
- Musimy wyruszyć teraz - oznajmiła Ulria, stając przy Litworze.
- To miasto wkrótce przestanie być bezpieczną dla was przystanią - zawtórował jej Sitar.
- Najlepiej będzie jak ruszymy traktem i wynajmiemy statek, który zabierze nas do Kallyie - zabrała głos Nymph, która niepewnie zerkała zarówno na nowych towarzyszy, jak i na mieszkańców.
- Cokolwiek zdecydujecie, zróbcie to szybko - ostrzegła Lorett, wyłapując pierwsze, wrogie spojrzenia.
Sława bowiem była przyjemna, jednak nie zawsze dobrze zdrowiu służyła.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 06-11-2015, 18:44   #8
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Hassan widział sytuację na obrazku i wcale ten obrazek mu się nie podobał. Naturalne było, że mieszkańcy Cyth zaczną szukać kozła ofiarnego, a że akurat oni znajdowali się w centrum owego zainteresowania... trzeba było się stąd ulotnić. Natychmiast.

- Bierzemy trakt. Ruszamy teraz, natychmiast, w składzie który mamy. - oznajmił kapłan i ruszył w kierunku stajni po swojego wierzchowca. Nie miał zamiaru czekać ani chwili dłużej. Zostanie tu, czekać na resztę, aż się prosiło o lincz i rychłe zakończenie ich misji. Wiedział, że postawi to Khaidar i Kreda w niekorzystnej sytuacji, ale obydwoje mieli potężnych towarzyszy. Przetrwają to. Oboje mieli rozum w głowie, jakoś się wykaraskają.
 
Dhratlach jest offline  
Stary 06-11-2015, 21:25   #9
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zamek, walący się im na głowy, to był pierwszy powód, by jak najszybciej opuścić Cyth. Kto bowiem chciał oberwać w głowę cegłą, albo i, w najgorszym razie, żyrandolem.
To, co spotkało Elissę, dowodziło tylko, że sprawę Darkara należy jak najszybciej załatwić, zanim przeklętemu Władcy Ciemności wpadną do głowy jeszcze gorsze i tragiczniejsze w skutkach pomysły.
No i jeszcze dochodziły do tego spojrzenia tak do niedawna entuzjastycznie nastawionego tłumu, które w tym momencie jeśli zawierały jakieś uczucia, to tylko takie z gatunku negatywnych. I nie potrzebne były żadne podpowiedzi ze strony Ulrii by wiedzieć, co w tym momencie należy zrobić.
- Jeśli ktoś chce, to niech zostanie tu dłużej - rzucił Twem w stronę stojących obok Wybrańców tudzież wszystkich towarzyszy. - Ja idę w ślady Hassana, zanim ktoś zrobi ze mnie kozła ofiarnego.

Skierował się w stronę stajni. By jednak niepotrzebnie nie zwracać na siebie uwagi, zastosował swe zdolności, by zniknąć z oczu większości zebranych. Podobnie zniknęli towarzyszący mu Nivio i Lorett, która bez wahania ruszyła za swoim Wybrańcem.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-11-2015, 22:13   #10
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Kred Windath z otwartymi ustami spojrzał nad swoją głowę. Ogromny fragment sklepienia zawisł nad nim, a on potrzebował chwili, by przeanalizować sytuację i usunąć się z miejsca, w którym owe głazy miały upaść.
- Po moim trupie - odpowiedział na słowa jej towarzyszki Oren, która swą magiczną mocą uratowała go od zmienia swej ludzkiej formy w naleśnik. - Jednak muszę dostać się do mojej komnaty. Bez swojego wyposażenia na wiele się nie przydam - odpowiedział, uśmiechając się do niej słabo.
- Nie masz wiele czasu - odparła na to, podchodząc bliżej. - Zamek za chwilę runie - oznajmiła kładąc dłoń na jego piersi. - Szkoda jednak, by twoje drogie zabawki się zniszczyły - zakończyła z uśmiechem, od którego Kredowi zakręciło się w głowie i to dosłownie. Świat począł wirować wokoło, z każdym kolejnym obrotem zmieniając nieco swój wygląd, by na koniec przemienić się w dobrze już mu znaną komnatę zamkową. Jedyna różnica polegała na tym że brakowało części ściany wychodzącej na ogrody.
Innowator chciał krzyknąć, ale zanim zdołał wydusić z siebie jakikolwiek dźwięk, było już po wszystkim. To znaczy, znalazł się w innym miejscu, tak jak to wydarzyło się w zamku Rozetty. Kred podejrzewał Oren o potężną magię przemieszczania się w przestrzeni, ale nigdy nie zdołał zastrzec, iż nie chce brać już w tym udziału. Jak zwykle odbyło się to bezboleśnie.
- Błagam cię, Oren, następnym razem mów, że zaczynasz czynić. Nie lubię być zaskakiwany - powiedział nieco zgryźliwie i począł się rozglądać po swojej komnacie. Jak zwykle była zawalona różnymi narzędziami i przyborami. On jednak wiedział, czego tu szuka. Najpierw musiał się przebrać. Torby podróżne czekały już spakowane. Tak samo broń.
- Poczułbym się swobodnie, gdybyś odwróciła wzrok - rzekł, otwierając zdobioną szafę, w której trzymał swój strój podróżny.
- To byłoby nierozsądne - odparła, rozglądając się po wnętrzu. - Twoje ciało nie ma tajemnic, których bym nie znała, a tak będę mogła zareagować na niebezpieczeństwo, które mogłoby ci zagrozić. Pospiesz się jednak - ostrzegła na koniec, podchodząc do dziury w ścianie i wyglądając na ogród.
- Przypominam, że jestem gentlemanem i nie wypada mi się obnażać w towarzystwie niewiast - zaczął. Ostatecznie prychnął i począł rozpinać guziki od smokingu, a swój dotychczasowy kapelusik rzucił w kąt. Pozbywając się niewygodnej i niepraktycznej krochmalonej koszuli odsłonił swój tors, który nie imponował podkreślonymi połaciami mięśni. Kred wierzył, że jego największa siła znajdowała się pod czaszką. Równie sprawnymi ruchami pozbył się eleganckich spodni i zostając w samej bieliźnie, wydobył swój strój. Jakże za nim tęsknił. Mnóstwo pojemnych kieszeni. Tych widocznych i tych ukrytych. Mógł w nim przenosić wiele podstawowych narzędzi, które ułatwiały mu życie. Wspomniana odzież była dla niego jak mundur. Mundur inżyniera. Nie zwlekając, szybko wskoczył w spodnie i buty oraz nałożył przewiewną koszulę i kurtę. Nie mógł zapomnieć o cylindrze, który zbierał kurz od jakiegoś czasu. Jeszcze tylko zapiąć pas, narzucić podręczne torby oraz pokrowce z bronią i był gotowy.
- Dobra, zabieraj nas stąd. Chyba, że odwidziała ci się już walka o swoją wolność.
Oren nie odpowiedziała, zamiast tego ruszyła w jego kierunku, w tym samym momencie, w którym za jej plecami pozostała cześć ściany runęła w dół, zabierając ze sobą całkiem pokaźnych rozmiarów fragment posadzki.
- Potrzebujemy naszych wierzchowców - oznajmiła mu, ponownie kładąc dłoń na jego piersi. - Pozostali już wyruszyli.
Krótka chwila zawirowań i byli w stajni, aczkolwiek tym razem wyglądało na to, że owa podróż wywarła nieco niekorzystny wpływ na Oren, gdyż ta zachwiała się nieco, szybko jednak równowagę odzyskując.
- Agracha wysłałam za pozostałymi. Ruszajmy…
Kred ponownie przemilczał zmianę miejsca położenia w przestrzeni, od której robiło mu się niedobrze. Może w końcu się przyzwyczai. Zamiast tego rozejrzał się po stajni. Dostrzegł tu wierzchowce, którymi wcześniej się poruszali.
- Jesteś w stanie jechać? - zapytał, intonując głos w czymś, co mogło uchodzić za zatroskanie.
Odpowiedziało mu stanowcze skinięcie głową, jednak żadne słowa nie padły.
Windath uznał, że każda chwila spędzona w tym miejscu była już niepotrzebną zwłoką, toteż naprędce zarzucił siodło na swego wierzchowca i dosiadł go. Nim zdążył się z tym uporać, Oren wyjechała ze stajni, toteż Kred ruszył w pościg za nią.

Może będzie miał jeszcze okazję, by jej podziękować. Nie chciał się do tego przyznać, ale uratowała mu życie.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172