lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   [autorski] Przeklęci: Początek [+18] (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/15757-autorski-przekleci-poczatek-18-a.html)

Nortrom 15-03-2016 21:51

Słowa Mokeza całkiem pozbawiły Veashyra dobrego humoru, którego resztki jakoś zachowały się na widok rąk gladiatora-weterana. Ciągle pamiętał ich pierwszą walkę, która zakończyła się jawnym wytarciem arenowej “podłogi” przy użyciu młodego Przeklętego, a teraz miało być gorzej. O wiele gorzej.
Chłopak szybko ocenił jak mogła działać moc jego nauczyciela. Zwiększenie siły i wytrzymałości było pierwszym co przyszło mu do głowy. Bezpiecznie było też założyć, że kamienne ręce nie straciły nic na szybkości.Było źle, zważywszy, że miał do dyspozycji tylko szpony, które, na zdrowy rozum, nie stanowił żadnej kontry na kamień. W takich chwilach bardziej przydałby się chociażby ogon.
- Coś mi się zdaje, że może nie skończyć się na złamaniach… - mruknął do siebie.
Trzeba było postawić na szybkość i taktykę, choćby prostą. Atak i ucieczka poza zasięg przeciwnika. Unikać ciosów, zamiast blokować i starać się dobrać do jego placów. Ataki w plecy wydawały się najrozsądniejsze.
- Zaczynajmy. - stwierdził krótko, przemieniając dłonie w szpony.
Za pierwszy cel obrał prawą nogę. Jeśli uda mu się ją dostatecznie zranić, Mokez straci trochę na szybkości, a to już będzie połowa sukcesu, bo łatwiej będzie utrzymać się za nim.
Weteran poruszał się wolniej niż w czasie pierwszej walki. Kean bez problemu dosięgnął swoją nogą jego nogi. Sprawdził też skąd wynikało to spowolnienie czarnoskórego. Uderzył w coś twardego, twardego jak kamień.
- Och, wybacz zapomniałem wspomnieć. - rzucił z wrednym uśmiechem, podnosząc nogawkę spodni trochę do góry. Jego dolne kończyny również były kamienne. - No to teraz moja kolej - rzucił, wymierzając cios…
Na szczęście dla nowicjusza niecelny. Owiał go jedynie podmuch powietrza, który… pozostawił na jego ciele zadrapania.
- O cholera… - wymknęło się z ust zaskoczonego Keana. Przynajmniej okazało się, że jego przeciwnik stał się wolniejszy. Postanowił więc spróbować szybko dostać się za przeciwnika i zacząć atakować plecy.
Czarnoskóry pozwolił mu dostać się za swoje plecy, lecz nagle wychylił się gwałtownie do tyłu. Ciężar ramion tylko mu w tym pomógł. Pochwycił Keana w ramiona i wychylając się do przodu cisnął nim przez całą arenę. Nowicjusz przejechał kilka metrów po piachu.
- Czemu mnie to nie dziwi? - powiedział do siebie, wstając. Skoro to nie działało, można było spróbować zwykłego, brutalnego ataku. Znów zmienił dłonie w szpony i postanowił spróbować zranić brzuch jego kamiennego przyjaciela. Było to głupie, ale może chociaż tym coś zdziała.
Zranienie się udało. Co prawda nie było głębokie, ale krew poleciała. Keanowi udało się nawet odskoczyć przed nadlatującą prawą pięścią czarnoskórego. Z lewą nie miał już tyle szczęścia, jednak zdołał otrzymać “jedynie” otarcie, które niemal zwaliło go z nóg.
Chłopak szybko odzyskał równowagę, dochodząc do wniosku, że na ten moment tułów i głowa to jedyne cele, którym może coś zrobić. Dobrym pomysłem wydało mu się klasyczne zaatakowanie nerek.
Pomysł rzeczywiście okazał się dobry. Cios w nerki sprawił, że czarnoskóry skrzywił się i lekko schylił, co dało chłopakowi możliwość kolejnego ataku.
Kean nie kazał na siebie czekać. Wyprowadził prosty cios w nos.
Cios ten napotkał na swej drodze jednak gardę. Weteran zrezygnował z kamiennych rąk, dzięki czemu zdążył się osłonić.
Choć ręce nie były już kamienne, nie zamierzał ich atakować. To mogła być prowokacja, nawet jeśli nieświadoma. Splot słoneczny był lepszym celem. Ale tylko przez chwilę. Nim atak dosięgnął celu na jego drodze stanęła zamieniona w kamień skóra. Chłopak na szczęście zatrzymał w porę rękę, dzięki czemu nie połamał sobie palców - i z pewnością kilku innych kości - jednak przez to naraził się na cios weterana.
Kean nagle miał doskonały widok na niebo. Leżał plecami na arenie. “Przynajmniej nie rzygam…” przeszło przez jego głowę. Nie zdążył swoimi oczyma zarejestrować ataku, a to źle wróżyło. Ciągle lekko ogłuszony od upadku, wstał, choć niepewnie. Coś go bolało, ale jego umysł nie zdołał jeszcze przyjąć do wiadomości co to dokładnie było. W tej chwili nie było to jednak ważne, bo jeszcze był w stanie się ruszać. Kiedy doszedł do siebie w odpowiednim stopniu, znów przemienił dłonie w szpony. Trzeba było skorzystać z okazji i spróbować uszkodzić którąś rękę. Najlepiej tą, która chroniła bolącą nerkę. Miał tylko nadzieję, że ta nagle nie zmieni się w kamień.
Ręka rzeczywiście nie zmieniła swojej struktury. Jednak nawet pomimo, że była mięsista, wcale nie była łatwa do uszkodzenia. Cios Keana jedynie zarysował skórę i może zadrapał mięśnie, jednak poważniej ich nie uszkodził. Weteran dalej miał dwie ręce do użytku.
Chłopak postanowił spróbować trochę zmienić swój wcześniejszy pomysł. Kolejnym atakiem w rękę przekonać weterana, że to ona jest jego celem, a następnym uderzyć w nerkę. Byle tylko nie oberwać w międzyczasie, bo następnego ciosu mógł już nie przetrwać.
Kean zamachnął się, by odbić rękę przeciwnika od ciała. Ten zareagował instynktownie odsuwając ją z toru ciosu, co odsłoniło jego tors na prawdziwy atak. Znów otrzymał cios w nerkę i znów się skrzywił. Nowicjusz jednak wiedział, że obecnie większej krzywdy nie będzie w stanie mu zrobić. To była zupełnie inna liga.
- Najciekawsze w tej walce jest to, że prędzej padnę ze zmęczenia niż zdołam coś zrobić... - Powiedział chłopak do Mokeza, próbując chwycić go za rękę, aby przerzucić go przez ramię. Wątpił, żeby przy takiej różnicy w sile, wzroście i wadze dał radę, ale warto było spróbować, skoro miał ku temu okazję. Jeśli jednak się uda, to będzie mógł zaatakować leżącego przeciwnika, korzystając z bardzo dogodnej pozycji.
Wątpliwości mężczyzny się sprawdziły. Weteran nawet nie drgnął.
- Jak się trochę pomęczysz to ci nie zaszkodzi, a kondycję sobie wyrobisz. - odparł czarnoskóry. Sam nie wyprowadził ataku, dając chłopakowi szansę na zmianę techniki.
Chłopak zaś czuł się coraz bardziej sflustrowany. Tylko ciosy w nerkę dawały jakiś efekt, ale tak nie wygra. Przez jego głowę przebiegały wspomnienia z czasów, gdy trenował w swoim “domu”. Żołnierze często za sobą walczyli i nie raz musieli walczyć z większymi i silniejszymi. Tylko jakich technik używali?
Szybko przypomniał sobie kilka technik, których jednak do tej pory nie próbował. Musiał wykorzystać to, że ciągle trzymał rękę Mokeza. Szybko przesunął się za przeciwnika, wyprowadzając kopnięcie w tył kolana i ciągnąc go za rękę. Przy odrobinie szczęścia straci równowagę. Zwłaszcza jeśli jego nogi ciągle są z kamienia.
Zagranie powiodło się. Czarnoskóry uderzył w ziemię. Łupnięcie uniosło pył. Wydawało się że Kean zaczął mieć przewagę… i na wydawaniu się skończyło. Ciało jego przeciwnika było w całości pokryte kamieniem. Mógł co prawda go kopać, ale nietrudno było się domyślić, kto bardziej na tym ucierpi.
Chłopak wydał z siebie westchnienie zawodu, w którym słychać było zmęczenie. Walka z o wiele silniejszym przeciwnikiem bardzo odbijała się na jego wytrzymałości. Zwłaszcza, że już kilka razy musiał zbierać się z ziemi.
- Druga runda? - zapytał, oddychając ciężko. Miał nadzieję, że nagła przemiana miała oznaczać koniec walki albo chociaż krótką przerwę na złapanie oddechu.
- Mnie tam obojętne. Ja tak mogę cały dzień. - odparł weteran. - Jak trochę pokopiesz we mnie to wzmocnią ci się nogi. Ale jak potrzebujesz odpoczynku, to nie ma sprawy słabiaku.
Choć miał ochotę odpocząć, Kean musiał przyznać, że ostatecznie jest tu żeby trenować, nie odpoczywać. Zrobi sobie przerwę, gdy nie będzie w stanie się ruszać.
- No to zaczynajmy. - stwierdził, wyprowadzając kopnięcie.
Zwykłe ciało w walce z ciałem kamienia nie miało najmniejszych szans. Chłopak kopał i kopał i kopał. Noga jedynie go coraz bardziej bolała, a efektów nie było żadnych.
Kean doszedł do wniosku, że będzie musiał szybko nauczyć się nowych zaklęć, bo inaczej połamie sobie kości. Przemienił stopy w szpony i spróbował znów. Tym razem pojawiły się zadrapania na kamieniu.
Weteran znów uśmiechnął się we wredny sposób. W następnej chwili młody Przeklęty ledwie uniknął ciosu czarnoskórego. Choć słowo “uniknął” nie oddaje całej prawdy. Chłopak poczuł pieczenie na ramieniu, o które otarła się kamienna ręka. Następne kopnięcie zostawiło kolejne zadrapania.
W odpowiedzi kamiennoręki znów posłał chłopaka w powietrze. Tym razem jednak nie miał on szans na podniesienie się, ponieważ cios był silniejszy od ostatniego, który go powalił.
- To by było na tyle. Wznowimy trening, gdy będziesz w stanie się poruszać. - poinformował półprzytomnego Keana Mokez.
Chwilę zajęło, nim chłopak zdołał przetrawić słowa swojego trenera, a jeszcze dłuższą chwilę, nim zdołał się podnieść. Dzień zakończył się dla Veashyra na trzeciej rundzie. Nie pamiętał co się wtedy stało, ale następnego dnia obudził się bardziej obolały, niż jakiegokolwiek dnia od złapania. Odkrył nawet kilka miejsc, o których nie wiedział, ale nie na ciele, a w jego wnętrzu. Nie pocieszała go myśl, że dziś, i każdego kolejnego dnia, może być tak samo. Musiał koniecznie opanować nowe zaklęcie, żeby za często tak nie kończyć. Jeśli przeżyje, to nie poczuje bólu, jeśli nie będzie to ból krocza.

harry_p 17-03-2016 23:37

Czas na wyspie płyną zdecydowanie za szybko. Pomimo że każda fucha była na pół etatu o wolny czas na wyspie nie było lekko. Praca, trening, odpoczynek i tak w kółko. Kiełkujący związek z Susanną ratowały treningi u Ralcha gdyż pani Clodac na serio zaadoptowała Su i nie zgadzała się by dziewczyna dobrego domu włóczyła się po podejrzanych karczmach. Tak jak przewidywał praca w magazynie okazała się okazją do dodatkowych ćwiczeń. Już samo uganianie się po ciasnych zakamarkach było ciekawym treningiem a jeszcze próby trafienia gryzoni wyważonym nożem których kilka sztuk kupił już drugiego dnia było prawdziwym ćwiczeniem. W karczmie też udało mu się połączyć “przyjemne z pożytecznym”. Zgodnie ze swoim snem najlepszym źródłem wibracji był dźwięk i gdy tylko w karczmie robiło się nieco spokojniej ćwiczył moc. Mimo że znał na razie tylko jedno zaklęcie był z niego dumny i zamierzał je dopracować do perfekcji. Już po kilku próbach odkrył że czar mógł rzucić niejako “na zapas” przeciągając czas od rzucenia zaklęcia do jego uwolnienia a skupić czar może w dowolnym kawałku swego ciała. Kwestią czasu potem już było nauczenie się przenoszenie raz rzuconego czaru z lewej ręki do prawej, nogi czy do dowolnego innego kawałka swego ciała.
“Jak by udało mi się pokryć tym większy kawałek ciała był by z tego całkiem niezły czar obronny ale to jeszcze trochę.”

- Heh - Clay próbował nadrabiać miną. - widać każdy ma swoją ciemną stronę. - Szczurołap przyjął postawę i spojrzał niepewnie na Junę i Su. Dał znać by dziewczyny się zbliżyły do niego.
- Panie to może spróbujemy po kolei. Cios, blok i zmiana.
Clay zbudował moc i skupił ją w dłoniach.
- Ja pierwszy - Jakoś nie mógł przemóc się by puścić płeć piękną na pierwszy ogień. - Potem Juna, Na końcu Su. Potem spróbujemy może w innej kombinacji. Jedni blokują inni atakują. To co lecimy? - Clay poczekał aż dziewczyny potwierdzą, zaatakował. Obie kobiety jedynie skinęły głową, na potwierdzenie planu mężczyzny.
Wiedział że pierwszy cios pewnie zablokuje chciał więc użyć mocy przy pierwszym kontakcie. Najpierw zwód w lewo a potem prawy sierpowy.
Mnich jednak nie miał zamiaru blokować ciosu Claya. Zamiast tego wychylił się pod nienaturalnym kątem, unikając ataku.
Clay pozwolił ponieść się energii ciosu schylając się wystawił nogę próbując podciąć nogę mnicha. Jednocześnie przeniósł moc czaru na stopę. Możliwość manipulowania mocą w obrębie ciała to było coś co trenował od kiedy znalazł się w mieście.
I tutaj również spotkał go zawód. Ralch podniósł nogę w ostatniej chwili, wykonując przy tym obrót i wyprowadzając natychmiastowo kopnięcie. Zupełnie jakby jego ciało działało bez potrzeby kontaktowania się z mózgiem. Clay nie zdążył przenieść drgań w miejsce trafienia. uderzenie sprawiło, że przerył nogami kilka metrów.
- Radzę wam zaatakować naraz. Może uda wam się mnie trafić. - zachęcił mnich, biorąc kolejny łyk.

Clay w sumie liczył że dziewczyny nie dadzą mu czasu na gadanie tylko zmiany nastąpią szybciej. Skiną głową dziewczyną.
- Tempo drogie panie, tempo. Bach, bach, unik, blok i strzał w przeponę.
Clay pomasował trafione miejsce. Ponownie zaatakował. Zwłóczył dosłownie chwilę dość by Juna zdążyła dobiec do mnicha. Dla odmiany zaczęła od kopniaka. Ralch i tym razem unikną unosząc nogę. Clay wyprowadził prawy prosty, który tez nie doszedł. Mnich zrobił półobrót rozkładając ręce i roztrącając atakującą parę niczym kręgle.
- No postarajcie się trochę. - zaśmiał się.
Znowu zaatakowali razem Juna i Clay. Tym razem zamienili się Clay zajął się dołem. Kopną nisko i szeroko tak że mnich musiał podskoczyć Juna wyprowadziła cios w głowę który został zablokowany ramieniem Ralch uśmiechną się szykując kontratak. Nie zdążył. Metalowa pałka trafiła go w bok. Mnich odskoczył.
- Prze… Przepraszam. - zająknęła się Su.
- Dobrze - pociągną łyk z flaszki. - Teraz będzie ciekawiej. - Pociągną jeszcze raz.
- To teraz ja atakuję, a wy… robicie uniki. - rzucił weteran, ruszając do ataku.
Kołysanie się, w jakie sprawił swoje ciało, utrudniało poprawne określenie właściwego kierunku ataku. Każdy z nowicjuszy został dotknięty przez mnicha palcem. Sprawiło to, że cała trójka odjechała od niego na sporą odległość, żłobiąc ślady w ziemi.

Clay zaryzykował stworzyć trzeci obszar wibracji na swoim ciele. Dwa przeniósł na ręce a czwarty na klatce piersiowej. Docelowo chciał wprawić w wibracje całe ciało ale na to jeszcze potrzebował sporo praktyki. “Albo on mnie albo ja jego
- Juna Ty i ja atak, Su blokujesz. - Dziewczyn potwierdziły. Ruszyli razem. Stalowy drąg Su wydłużył się. Ralch pierwszy atak Clay unikną, łokieć Juny zablokował. Chciał odpowiedzieć wolną ręką ale trafił w stalową pięść Su która zaabsorbowała uderzenie. Cios musiał być silny bo odrzucił dziewczynę. Dało to jednak dość czasu by Clay trafił w zablokowaną rękę. Poczuł że czar “poszedł” Efekt... jednak był znikomy. Ramie zadrżało jakby złapał je skurcz. Mnich posłał Junie kopniaka podnosząc nogę prawie na wysokość ramienia. Przez co dziewczyna znów poleciała kilka metrów w bok masując obolałą kończynę. Clay dostał otwartą dłonią w klatkę piersiową. Drugi czar poszedł. Ralch spojrzał zdziwiony na palce które wygięły się na kształt szponu.
- No proszę. - Uśmiechną się, pociągną łyk z butelki. Wszystkie dolegliwości jakby ustąpiły. Clay tymczasem łapał oddech niczym ryba wyrzucona na brzeg.

- Jednak coś umiecie. To co, jeszcze raz?
Skoro sam nie mógł go trafić a Ralchowni okładanie ich nie sprawiało większej trudności postanowił zmienić strategię. Przechodząc obok Su która też zbliżała się do mnicha szepną.
- Zmiana. Ja blokuje wy trafiacie. - Rzucił kolejne czary na siebie skupiając wibracje na ramionach i brzuchu. Skąd najszybciej mógł przenieść czar w inne miejsce.
Juna zaatakowała pierwsza. Jej rysy zaostrzyły się. Cicho warknęła pod nosem, gdy rzuciła się do ataku. Tuż za nią ruszyła Su. Jednak zmasowany atak nie udał się specjalnie dobrze. Mnich specjalnie się nie męczył w unikaniu i zbijaniu ataków. Skończyło się tak, że Su z rozerwaną bluzką - czego jakimś cudem dokonała Juna - poleciała w stronę Claya, który zupełnie nie był na to przygotowany. Kobieta przewróciła go na ziemię. Chwila zamieszania sprawiła, że twarz mężczyzny znalazła się między piersiami jego przyjaciółki.

Wszystko wyważyło się tak szybko że Clay miał zaledwie chwilę by przerzucić
czar z dala od dziewczyny. Uwolnione zaklęcia wzbiły chmurę pyłu gdy ręce zetknęły się z ziemią.
- Psze… pomog… - Clay spróbował się odezwać ale gdy tylko poruszył ustami Susanna pisnęła i wierzgnęła nerwowo wbijając mu łokieć pod żebra próbując się zasłonić. Clay skulił się i ponownie wylądował nosem w dekolcie Su.
- IIiik!, Co, co robisz… - Zapiszczała cienko.
Szczurołap spróbował ją odsunąć od siebie ale nieopacznie chwycił ją za pierś. Su wrzasnęła i zdzieliła go stalową dłonią w twarz. Głowa mu odskoczyła, zobaczył wszystkie gwiazdy i opadł bez ducha na piasek zalewając się krwią. Dziewczyna zamarła z otwartymi ustami. Zaczęła wodzić wzrokiem między swoim biustem, dłonią a zakrwawioną twarzą Claya.
- O boże. Zabiłam go! - Załkała. - Pomóżcie… Zabiłam go. - Przylgnęła głową do jego klatki piersiowej. Oczy jej się rozszerzyły. Chwyciła jego twarz w dłonie. - Nie umieraj. Proszę. Jak chcesz to możesz… - zająknęła się zdając sobie sprawę co mu proponuje - ale nie umieraj. Nie mam tu nikogo. - Dziewczyna wypadła w panikę.
Clay powoli wracał do świata żywych. Zobaczył nad sobą zapłakaną twarz i rozerwany dekolt Su
- Co… - chciał powiedzieć więcej ale mówienie sprawiało ból.
Powoli lekko chwiejnym krokiem zbliżył się Ralch niosąc cebrzyk z wodą. Wylał go rannemu na głowę opryskując wszystko dookoła i przyjrzał się krytycznie ranie.
- Eee, nic mu nie będzie. Rozcięty łuk brwiowy i warga, obita żuchwa. Będzie żył. Nie ma co panikować z tego zawsze jest dużo krwi. - Pociągną łyk z flaszki. - Ale to ja miałem was nokautować. - Zażartował.
Cebrzyk z wodą pomógł. Przynajmniej Clayowi. Zimna woda nieco go otrzeźwiła. W końcu usiadł. Na twarzy Su malowała się bezbrzeżna ulga. Chciała przytulić jego twarz do piersi ale widząc szybko rosnący siniak, przytuliła się tylko do jego ramienia,
- Nie chciałam. Przepraszam. Ja już nigdy… - zaczęła cicho

- To już chyba koniec na dziś - Wcięła się Juna chyba miała ochotę zostawić ich samych.

- Tak. Na dzisiaj wam starczy tych wrażeń. - zdecydował mnich. - Jutro za to dostaniecie podwójny łomot.

- Już dobrze. Może poszukajmy jakiegoś medyka. - Dziewczyna pomogła mu wstać. Mokra sukienka przylepił jej się do ciała co w połączeniu z rozerwanym dekoltem stanowiło wielce ciekawy widok. Su spłonęła rumieńcem ponownie wtuliła się w jego ramię próbując zasłonić swoje wdzięki.
- Pomóż mi to ściągnąć. - Clay zaczął rozpinać kaftan. - Ubierz to. - Dziewczyna z wdzięcznością przyjęła ubranie.
- Do medyka? - potwierdziła.

Dhratlach 26-03-2016 20:23

Quinn zaniemówiła patrząc na ich nowego sparing partnera. Czuła się dziwnie przy Ricie. Spojrzała pytająco na Vila, ale ten tylko ponaglająco machnął ręką.
Torm nieco stremowała się obecnością kobiety. Nie było tajemnicą, że nie gustowała w towarzystwie osób swojej płci i nigdy z własnej woli z żadną nie podejmowała rozmowy. Lepiej jej się dogadywało i współpracowało z facetami. Ale skoro Vil stwierdził, że to dobry pomysł to czemu chociażby nie spróbować?
- Walczymy na miecze, bez użycia mocy, tak? - upewniła się Quinn, ale słowa skierowała do Rity. Z jakiegoś powodu uśmiechnęła się przy tym do niej.
- Wy walczycie mieczami, a co do użycia mocy jest mi to obojętne. - odparła kobieta, odwzajemniając uśmiech. - Ja będę walczyła patykiem. Sądzę, że da wam to jakieś szanse.
- To może się przydać - odparła Quinn dobywając miecza. - Najwyżej Tugal będzie miał w końcu okazję wytestować swoje moce na mnie - dodała nie przestając się uśmiechać. - Mogę pierwsza zacząć z tobą sparing?
- Nie. Walczycie oboje jednocześnie. Jakbyś walczyła sama, byłoby za nudno. - weteranka przyjrzała się uważnie Quinn - A co powiecie na mały dodatek. Za każde otrzymane trafienie, trafiony zdejmuje jedną sztukę ubrania?
- W takim przypadku szybko bylibyśmy nadzy. - odpowiedział Tugal - Chyba, że dotyczy to tylko Pani to wtedy możemy zobaczyć co da się zrobić.
Torm spojrzała z rozbawieniem na Nidrosa.
- Zgodzę się z nim. Zapewne wiele czasu tobie to nie zajmie by nas pozbawić ubrań - stwierdziła Quinn. - A ja wolałabym się tu nie obnażać.
- Nie to nie. Skoro wy nie chcecie to ja też nie będę się rozbierała. - rzuciła Rita - To zaczynajcie.
- To zaczynajmy - zgodziła się Quinn spoglądając na Tugala czy jest gotowy.
Nidros dobył miecza i trzymając go w obu dłoniach przybrał postawę obronną kiwając głową Quinn.
Torm widząc jego gest przyjęła postawę szermierczą i zaatakowała Ritę celując w jej lewy bok.
Kobieta od niechcenia machnęła kijem trzymanym w ręku, po czym wręcz zatańczyła z nim, omijając ostrze nowicjuszki. Ta mogłaby przysiąść, że została klepnięta patykiem w oba pośladki, prawie jednocześnie.
Mężczyzna widząc unik kobiety wykorzystał moment jej obrotu by zaatakować. Cel był prosty, kiedy ta jest zajęta unikiem, czy raczej tańcem, dosięgnąć ją bronią.
Kolejne machnięcie od niechcenia kijem i broń trzymana przez Tugala omal nie wypadła mu z ręki od drgań wywołanych siłą uderzenia.
Torm zakręciła ostrzem i ponowiła atak. Tym razem celując w rękę trzymającą patyk.
Mężczyzna z kolei zaatakował nisko, celując w udo z drugiej strony.
Gdyby walczyli z kimś mniej doświadczonym i sprawnym, z pewnością właśnie świętowaliby zwycięstwo. Jednak walczyli z Ritą. Miecz Quinn znalazł się pod pachą kobiety, tak że nowicjuszka nie mogła go poruszyć. Miecz Tugala spotkał podobny los, z tą różnicą, że był trzymany między udami kobiety.
- No nieźle. Współpracować umiecie. Może was nagrodzę i będę walczyła bez patyka? Co wy na to? - zapytała się weteranka, zupełnie jakby piła z nimi herbatę, a nie trenowała.
Quinn puściła miecz po tym jak próba wytargania go Ricie była bezowocna.
- Nie, mi patyk całkiem nie przeszkadza, a tobie - zapytała Tugala. - Ja zdecydowanie wolę oberwać patykiem niż tym wieeelkim mieczem.
- Jak dobrze rozumiem to chce walczyć wręcz jeśli się nie mylę przeciwko nam. - odpowiedział na pytanie Nidros.
- No, rękami. Co to wojna jakaś, bym miała miecz dobywać? Nie chce mi się.
- Czy takie rozwiązanie Ciebie satysfakcjonuje? - zapytał Tugal Quinn.
Torm pokiwała głową zgadzając się.
- Dobrze, to weźcie miecze. - wężowymi wręcz ruchami Rita wydostała się spomiędzy dwójki nowicjuszy. - Radzę unikać moich ciosów, jeśli tylko jesteście w stanie. - wyszeptała, prostując wskazujące palce obu dłoni.
Mężczyzna dobrze wiedział, że nie należy ignorować tej wskazówki. W prawej dłoni dzierżył miecz, a w lewą ująć sztylet. To nie były przelewki. Jak weteranka sięgnie po Moc, to jednym ciosem będzie mogła ich pozbawić zdolności do walki.
Torm korciło by użyć swojej mocy. Nie chciała jednak zrazić do siebie Rity, ani przypadkowo razić nią Tugala. Nie panowała dość nad tym by teraz tego używać.
Chwyciła swój miecz i była gotowa na drugą rundę. Stanęła jednak w pozycji gotowej do ataku.
Kobieta zgięła oba palce, dając znać dwójce nowicjuszy by na nią natarli.
Quinn ponownie ruszyła pierwsza. Zaatakowała w jej prawe udo ale w ostatniej chwili zrobiła zmyłkę i ostrze zawirowało kierując się w lewy bok Rity.
Tugal wyprowadził pchnięcie a potem obrót ci cios sztyletem w górne partie torusu przeciwniczki na wysokości obojczyków.
Rita uśmiechnęła się lekko, widząc atakujących przeklętych. Nie miała najmniejszego zamiaru cierpliwie stać i pozwolić się trafić. Ruszyła z kontratakiem. Ostrze Quinn już niemal sięgało boku kobiety, gdy ta jakby nigdy nic, zbiła je swoim palcem. Pchnięcie Tugala zostało potraktowane podobnie, a sztylet nie natrafił na przeciwnika, który zwyczajnie się schylił. Jakby tego było mało, ubranie na piersiach Torm i plecach Nidrosa zostało rozerwane, czy raczej przecięte, co niespecjalnie miało sens, gdy weteranka walczyła tylko palcami.
Tugal skrzywił się z niezadowolenia. Widać było, że weteranka używa mocy co mu się nie podobało. Szczęśliwie to było ubranie do ćwiczeń i mogło pójść na straty, nie to co jego nowe odzienie, o nie…
Obrócił ostrze sztyletu by trzymać go odwrotnie w pozycji gardy i skupił ataki mieczem na ciało Rity, a sztylet? Sztylet był po to by parować jej dłonie i wyłączyć je z gry, lub chociaż wziąć na cel jej kokardkę która trzymała biust w ryzach. Zależy na co będzie okazja.
Quinn odskoczyła w tył i wolną ręką odruchowo złapała się za dekolt. Spojrzała w dół i z ulgą stwierdziła, że rozcięcie materiału nie spowodowało obnażenia jej. Po upewnieniu się, że dalsze ruchy nie sprawią, że będzie paradować topless mogła kontynuować.
Uśmiechnęła się jednak na myśl, która pojawiła się w jej głowie. Uznała bowiem, że Rita pewnie jest na tyle dobrze wyszkolona, że nie będzie miała nic przeciw by i ona użyła swych mocy. Torm poczuła ekscytację, że spróbuje pierwszy raz użyć swojej mocy na drugim człowieku.
Na pozór styl walki Quinn nie zmienił się. Ale teraz po prostu czatowała na moment kiedy będzie mogła chwycić Ritę wolną ręką za jej ramię by użyć na niej swojej mocy.
Kobieta nie zdawała sobie sprawy z zamiarów dwójki nowicjuszy, lub zwyczajnie miała je gdzieś. Znów na nich natarła. Pierwsza na cel poszła Torm. Jej plan dotknięcia weteranki powiódł się, chociaż nie w taki sposób w jaki by planowała. Ubranie kobiety znów zostało rozcięte na piersiach, tym razem poziomo. Nie było więc możliwości, by poruszając się, nie odsłaniała swoich piersi.
Moc jednak zadziałała. Rita była wyraźnie tym zaskoczona, przez co dała się trafić Tugalowi. Jego atak nie zrobił jej większej krzywdy. Jedynie rozciął kokardkę, którą miała związana połówki swej koszuli. I w taki oto sposób obie kobiety skończyły niemalże w stylu topless.
- Ładnie to tak rozbierać obcą kobietę? - rzuciła do mężczyzny, z wrednym uśmiechem. Nidros mógł być bardziej niż pewny, że Rita odwzajemni mu się w jakiś paskudny sposób.
Quinn odskoczyła zasłaniając swój dekolt dłonią.
- Nie będę wytykać kto pierwszy to zaczął - odparła Torm z lekkim rozbawieniem. Wyssanie energii z Rity było niezwykle przyjemnym odczuciem dla przeklętej. - To chyba tyle jeśli chodzi o sparing, bo mój mężczyzna nie pozwala mi się publicznie negliżować - stwierdziła puszczając oczko do Nidrosa.
- Zaraz tam publicznie. - rzuciła Rita - Jesteśmy tylko my. Poza tym on mnie rozebrał, więc mnie też się coś należy. - dodała, puszczając Quinn buziaka.
- Rozebrałaś moją kobietę… - odpowiedział z czarującym uśmiechem Tugal - Więc ja odwzajemniłem się tym samym. Jesteśmy kwita.
- To co, walczymy dalej, czy takie głupoty jak brak ubrania wam przeszkadza? - mówiąc to, weteranka zdjęła z ramion koszulę, która swobodnie opadła, tworząc coś podobnego do spódnicy. Odsłoniła w ten sposób koronkowy stanik skrywający jędrne piersi.
- No co? Ja stanika nie mam - wzruszyła ramionami Quinn. - Zacznę na te treningi chyba ubierać przepaski na pierś - odwróciła się do nich tyłem by sprawdzić czy da się coś poradzić na jej poszarpaną bluzkę.
- Chodź, pomogę ci z tą bluzką. - zaproponowała Rita, podchodząc do dziewczyny. Nie czekając na jej pozwolenie zdarła z niej resztę odzienia. Następnie kilkoma ruchami przerobiła to co do niedawna zasłaniało cały tors w coś co zasłaniało tylko piersi. - Daj, zawiążę ci. - przy tej czynności weteranka nie omieszkała zacisnąć ręki na jednej z piersi Quinn i cicho zamruczeć jej do ucha. - To co, godowi na kolejną rundę? Może jednak będę walczyła kijem? Nic wam nie rozetnę. - zapytała jakby nigdy nic, gdy nowicjuszka miała już ukryty biust.
- Szkoda by było przekładać walkę skoro jesteśmy tutaj by się uczyć - powiedział Nidros chowając sztylet do pochwy przy pasie. Jak kobieta będzie walczyć kijem to będzie potrzebował obu rąk na głowni miecza.
Quinn nie widziała problemu w tym, żeby Rita jej pomogła. W swoim dawnym życiu miała służki które wyręczały ją w wielu przyziemnych sytuacjach choćby takich jak dobór stroju, czy pomaganie jej w ubieraniu się. Zakryła się rękami, gdy Rita przerabiała jej bluzkę. Nie miała też nic przeciw by pomogła jej to ubrać. Ale już nie mało się zdziwiła, gdy kobieta zaczęła jej obmacywać biust i jeszcze to zachowanie... Torm poczuła się tym speszona nie rozumiejąc o co chodzi tej kobiecie.
- Dobrze, teraz możemy kontynuować - powiedziała starając się nie dać poznać po sobie zakłopotania w jakie wprowadziło ją zachowanie Rity. Quinn wzięła do ręki miecz i postanowiła znów spróbować użyć na niej swojej mocy. To było w końcu takie przyjemne.
- To kontynuujcie. Na co czekacie? Aż zacznę wam klaskać? - spytała weteranka, biorąc do ręki kij. - Jak tak będziecie czekać, aż zrobię ruch, to nigdy nie wygracie.
Torm zaatakowała, gdy tylko Rita skończyła zagrzewać ich do walki. Celowała nisko, w biodra, zamierzała trzymać się blisko niej, by sprowokować ją do kontaktu fizycznego.
Tugal z kolei atakował wysoko mając na uwadze ciosy kierowane w górne partie torsu, lecz nie głowy. Nie zamierzał dawać weterance możliwości uniku poprzez przechylenie głowy, lub ukucnięcie.
Problem pojawił się w momencie, w którym okazało się, że Rity wcale nie trzeba prowokować do kontaktu z Quinn. Bez żadnych skrupułów - po wcześniejszym wykonaniu piruetu - przytuliła się do niej plecami i ściskając mocno jej rękę trzymającą miecz zaczęła wymachiwać bronią w stronę Tugala. Mruczała przy tym za każdym razem, gdy piersi kobiety ocierały się o jej plecy.
Mężczyzna uniósł brew i zapytał z zadziornym uśmiechem.
- Walczymy, czy się bawimy?
Wszystko to po to by kupić Quinn czas. Miała jeszcze sztylet. Gdyby go tak dobyła…
Torm nie mogła się powstrzymać. Pozwoliła Ricie kierować swoją prawą ręką i w tym czasie chwyciła kobietę lewą ręką za jej drugą dłoń i przytrzymała mocno. Uśmiechnęła się i pozwoliła mocy działać. Najpierw powoli, tak by Rita nie zorientowała się nagłym spadkiem sił. Quinn nawet mruknęła cicho z przyjemnością czując jak ciepło przechodzi na nią. Z każdą chwilą chciała wyssać z niej więcej energii.
- Nie wiem jak wy, ale ja się bawię doskonale. - odparła Rita. - Nie uważasz, że zrobiło się trochę cieplej… słonko? - zwróciła się do Quinn, po czym szarpnęła za rękę, którą trzymała. Pojedynek na siłę był krótki. Nowicjuszka go przegrała. Została rzucona w stronę Tugala - No to poprzytulajcie się gołąbeczki. - rzuciła weteranka. Lekko dyszała. Chyba moc Torm na nią zadziałała.
Quinn zatrzymała się przed Nidrosem tak by przypadkiem go nie dotknąć. Moc to co zabrała Ricie to w pewnym stopniu dodało sił niej samej.
- Przytulać się jeszcze przyjdzie nam czas - stwierdziła Torm i odwróciła się przodem do sparingpartnerki. Na twarzy miała bardzo zadowolony uśmiech zdradzający jak dobrze się bawi. - Teraz dopiero zaczynam się rozkręcać - dodała nie zdradzając oznak zmęczenia w swej postawie. I po tych słowach natarła na Ritę celując ostrzem miecza nisko w jej uda.
Tugal w czasie kiedy Torm była zajęta przemową oflankował weterankę i czekał na ruch swojej kobiety by zgrać się z atakiem. Nie potrzeba było geniuszu by wywnioskować co się właśnie wydarzyło. Jego uśmiech nie schodził mu z twarzy kiedy wyprowadził atak jak ostatnio. W tors kobiety.
- No wiecie, co. Nie dacie się kobiecie pobawić? - westchnęła Rita, ruszając do kontrataku.
Cios Quinn został zbity kijem, a sama kobieta ominięta zgrabnym piruetem. Ręka, którą Tugal trzymał miecz została pochwycona przez weterankę. Chwila szamotaniny i mężczyzna skończył w pozycji z tańca, z rękami trzymanymi przez Ritę za jej plecami. Kobieta chamsko przyciskała do niego swoje piersi, patrząc jednocześnie wrednie na Quinn.
Tugal szybką pracą nóg i natarciem ciała próbował zmusić kobietę do utraty równowagi i efektywnemu przewróceniu się na bok w tył. Ot, kiedy ręce są bezwolne, to nogi i ciało muszą pracować. Wątpił, by weteranka spodziewała się takiego obrotu spraw. Tym bardziej, że była zajęta wpatrywaniem się w Torm.
Quinn spojrzała na nich przekrzywiając nieco głowę w zdziwieniu.
- My tu mamy szermierkę trenować, a nie zapasy - upomniała Torm obściskującą się parę udając przy tym oburzenie. Musiała przyznać, że bardzo dobrze się tu bawiła. A może po prostu użycie swojej mocy tak ją nastrajało?
Zamierzenia mężczyzny spełzły na niczym, gdy próby podcięcia jej nóg przerobiła na kroki taneczne. Przez co został on wygięty do tyłu w kobiecej pozie.
- Wiesz młoda, co jest ważniejsze od fechtowania się z przeciwnikiem? Niedopuszczenie go by mógł to zrobić. Z resztą kto wam broni ćwiczyć szermierkę… a fakt, ja! - weteranka uśmiechnęła się radośnie, po czym szarpnęła Tugala, tak, że ten znów znalazł się w pozycji wyprostowanej. - Gdybyś był ładniejszy to dostałbyś buzi, a tak… - odchyliła zawadiacko głowę do tyłu i grzmotnęła w tors mężczyzny czołem, puszczając jednocześnie jego ręce.
Tugal zrobił kilka kroków w tył łapiąc równowagę po czym poprawił swój uchwyt na mieczu i przybrał postawę szermierczą.
- Masz kogoś? - zapytał z uśmiechem jak gdyby nigdy nic. - Czy to frustracja każe nawiązać bliski cielesny kontakt z nowicjuszami?
- To już nie można się bez niczego poocierać o innych? - Rita zrobiła zdziwioną minę. - A to, że nie dostałeś buzi, to nie moja wina.
- Ja ciebie chętnie przytulę - zaoferowała jej Quinn z nagłym zaangażowaniem.
- Jak założysz kajdanki, to mogę się do ciebie przytulać ile tylko wlezie. A tak to się pocałuj. Twoja moc jest zbyt upierdliwa. - weteranka niczym dziecko pokazała kobiecie język.
Torm roześmiała się po jej słowach.
- Widzisz Tugal, z moją mocą to nikt inny mnie nawet nie zechce - mruknęła udając niezadowolenie.
- Oj moja kochana, ona po prostu nie wie co traci… - powiedział mężczyzna po czym uśmiechnął się szeroko- Oj nie wie… może ją nauczymy? Kiedyś.
- Ty mnie niczego uczyć nie musisz. - zwróciła się do Tugala. - Ale ty ślicznotko jakbyś tylko chciała… - odparła Rita. - No ale wracamy do ćwiczeń.

Karmazyn 26-03-2016 21:31

Czas niczym rzeka, która wylała ze swego koryta, nieubłaganie parł naprzód, nie przejmując się nikim ani niczym. I robił to zdecydowanie szybciej, niżby przeklęci sobie tego życzyli. Każdy upływający dzień zbliżał ich do udziału w igrzyskach na kontynencie. Jednak życie w Kreinhof wymagało skupienia się na chwili obecnej. Czas był na tyle miły, że nie oferować się w wystarczającej ilości, by ludzie mogli poświęcać więcej niż chwilę przed snem na depresyjne myśli. A i to było skutecznie utrudnione przez zmęczenie całym dniem aktywności. Nowicjusze z reguły padali na swoje posłania i od razu odpływali w świat snu, gdzie przynajmniej nic ich nie bolało. A boleć bolało codziennie. Nauczyciele dbali o to, by treningi były urozmaicone. By ciała przeklętych nie przyzwyczajały się za bardzo do jednych warunków. Potłuczenia i zadrapania były codziennością. Krew na szczęście lała się tylko w sporadycznych sytuacjach, a trzeba było być niezwykłym pechowcem, by coś sobie złamać lub choćby zwichnąć. Z każdym mijającym dniem przyszli gladiatorzy odkrywali, że mogą więcej. Nie były to, co prawda gwałtowne skoki na przód, lecz pojedyncze, drobniutkie kroki. To jednak nie było ważne. Ważna była obserwacja stawania się coraz lepszym.

Od przybycia do miasta minął miesiąc. Przez ten czas nie wydarzyło się nic wartego uwagi. Niestety tylko z pozoru. Po ulicach krążyły plotki o incydentach, które miały miejsce za murami. Podobno ludzie znikali. Podobno po jakiś czasie pojawiali się jako chodzące trupy. Podobno widywano – niewystępujące w tej części wyspy – zwierzołaki. Plotek była cała masa. Jedne mniej, drugie bardziej prawdopodobne.
Faktem natomiast było przeniesienie wszystkich pracujących poza miastem nowicjuszy do prac stacjonarnych w obrębie murów. Juna i Sevi, zmuszone zrezygnować z łowiectwa, musiały zająć się obróbką upolowanego przez innych myśliwych mięsa. Ponadto część nowicjuszy zniknęła, najwyraźniej uciekając z miasta. Na ten temat też istniały plotki. Według nich, gdzieś na północy, żyli sobie przeklęci, którzy za nic mieli zasady panujące na wyspie. Żyli niczym dzikusy jednak byli na tyle wolni, jak bardzo było to możliwe w miejscu mającym być więzieniem. To właśnie tam mieli udać się nowicjusze, którzy zniknęli.

Jakby tego wszystkiego było, przyszli gladiatorzy zostali zwołani na plac, na którym odbyło się spotkanie pierwszego dnia ich obecności w mieście. Tam czekała już na nich Beth z kolejnym zadaniem.

– Witajcie. Mam nadzieję, że wszyscy odnaleźli się już całkowicie w nowych warunkach i rozwinęli swoje umiejętności w maksymalnym, możliwym stopniu. Do tej pory większość was trenowała samodzielnie. Jednak walki na arenie to sprawa drużyny. Konkretnie pięcioosobowej drużyny. Waszym celem na najbliższy tydzień jest znalezienie osób, z którymi takową utworzycie. Sposób, w jaki się dobierzecie, jest całkowicie zależny od was. Może to byś podobny styl walki, rodzaj mocy, czy całkowita przypadkowość. – kobieta przerwała, przejeżdżając wzrokiem po nowicjuszach. Liczyła ich. – Jest was niewystarczająco, by utworzyć wymaganą liczbę pełnych drużyn, dlatego zostaniecie uzupełnieni weteranami, którzy odpadli z poprzednich igrzysk. W związku z tym, waszym głównym celem jest znalezienie dwóch osób do współpracy. Oczywiście nie zabraniam znalezienia pełnej grupy. Ci, którzy nie zrealizują głównego celu, zostaną podzieleni w sposób losowy.

To przekazaniu informacji kobieta zostawiła nowicjuszy samych. Tym razem obeszło się bez żadnych objawów pożądania. Jedynie, ci, w których typie Beth była mieli kłopoty z koncentracją. Cała reszta mogła w spokoju jej wysłuchać.

Wśród świeżynek zapanował rozłam na trzy obozy. Jedni chcieli załatwić organizację drużyny jak najszybciej, inni mieli to zwyczajnie w dupie lub woleli przełożyć to na później. Byli też tacy, którzy coraz bardziej myśleli o opuszczeniu miasta i dołączeniu do przeklętych.

harry_p 06-04-2016 00:11

"Moc upaja. Walka z Ralchem studzi. "Ogłuszenie w sprzyjających warunkach było przydatnym czarem. Walka z weteranem pokazała jednak że czar mógł być równie niebezpieczny dla “swoich” co przeciwników. O czym przekonał się Juna już pierwszego a Su kolejnego dnia. Gdy Ralch lepiej rozeznał się w możliwościach swoich podopiecznych zaczęło robić się jeszcze trudniej. Zaczął używać ich mocy przeciw sobie. Unikami, chwytami i dźwigniami dosłownie “rzucał” uczniami o siebie. Clay kilka razy dostał żelazną pięścią Su doprowadzając dziewczyna do płaczu. Sui oberwała kilka razy od Juny. Natomiast Clayem Ralch bezlitośnie ciskał o oby dwie dziewczyny. Przez co w walce zaczęły obawiać się nie tylko weterana ale też szczurołapa. Udało mu się nawet raz sprawić że Clay własnym czarem strzelił sobie samobója.
Weteran w końcu zorientował się że zaklęcie szybciej było przeżuci w inne miejsce niż wygasić. O czym szybko przekonała się także Juna. Gdy Clay kumulował kolejną serię “ogłuszaczy” dziewczyny grały na czas. Gdy szczurołap w końcu ruszył do araku Ralch chwycił dziewczyny za nadgarstki zakręcił nimi prawie jak w tańcu i pchną na Claya. Chwila zdziwienia kosztowała grajka cenne sekundy zostawiając mu jedynie dość czasu przerzucenie czaru z jednego ramienia do drugiego. Wybór był oczywisty. Jedna porcja była paskudna i potrafiła podciąć nogi. Podwójna dosłownie rzuciła Juną o ziemie i pozbawiła śniadania.
Gdy już dziewczyna w końcu się pozbierała posłała Clayowi spojrzenie pełne urazy.
- Dzięki. - Splunęła żółcią. próbując pozbyć się gorzkiego smaki z ust.
- To pomorze. - Ralch podał jej swoją flaszkę. - To jak kontynuujemy? - Dodał gdy Juna odzyskała mniej więcej kolory.

Walka z Ralchem gdy używał swojej mocy była wymagająca, zarówno od strony mocy jak i techniki walki. Za to efekty były wręcz piorunujące. Już po dwóch tygodniach ciągłego bojowego używania zaklęcia efekt czaru zaczął się utrzymywać również po zerwaniu dotyku a ilość czarów które mógł przygotować i zmagazynować na swoim ciele praktycznie się podwoiła.

Po miesiącu ciężkiej nauki, po tygodniach walk Clay nadal miał wrażenie jakby przybył do miasta góra kilka dni temu. Minimum czasu wolnego i stały rytm zajęć pochłaniały dni niczym grabarz samogon. O upływie czasu świadczył tylko postępy w treningach.
Gdy ludziom w końcu zgrał się temat świeżych przeklętych, miastem wstrząsnęła nowa plotka. Tajemnicze zniknięcia, druga kolonia, chodzący zmarli... Co kilka dni historyjka robiła się coraz bardziej fantazyjna. I jak Clay początkowo był gotów uwierzyć w opowieści tak po dwóch tygodniach puszczał już każdą kolejną wersję mimo uszu. Wtedy znów objawiła się Beth i tym razem chyba przestała bawić się w magię. Stwierdził z ulgą Clay. Tym razem “nie odpłyną”. Powiedziała co miała i zostawiła nowych aby załatwili sprawę między sobą.
Clayowi się nie spieszyło. Gdyby miał decydować tylko za siebie było by mu obojętnie. Zawsze dawał sobie radę. Tyle że teraz myślał jeszcze o Su. Jej moc jakoś nie pasowała do jej charakteru i nie chciał mieć jej na sumieniu gdyby na arenie poszło coś nie tak. Postanowił odłożyć decyzję na później. Su jak zwykle nie protestowała.


Praca na “dwa etaty” pozwalała kontynuować ćwiczenia również po lekcjach z Ralchem. I tak jak na początku praca w knajpie sprzyjała nauce manipulacją mocy. Tak teraz etat w magazynie okazał się nieoceniona przy tworzeniu nowego czaru. Pomysł na nowy czar zrodził się niejako w odpowiedzi na zapotrzebowanie. Szkodniki stawały cię cwańsze z tygodnia na tydzień i dla ułatwienia sobie roboty spróbował użyć mocy. Czarny mówił o tym że jego moc tworzy fale podobnie jak na stawie. Od tego czasu Clay często obserwował powierzchnię wody aby lepiej zrozumieć swój dar i zauważył że gdy fale się spotkają znikają. Jego nowy czar miał w podobny sposób “zniknąć” dźwięki wokół niego które ponoć też są tak te fale na wodzie. W teorii wydawało się to proste. Niby wystarczyło się wsłuchać w każdy dźwięk otoczenia wyłapać dzięki i stworzyć coś do nich przeciwnego. To była teoria. Gdy się skupił, potrafił wychwycić dźwięki z zewnątrz i nawet z własnego ciała wysłać przeciwną fale. Wtedy wokół niego robiło się cicho. A nie do końca o to mu chodziło bo dźwięki które sam wytworzył prześlizgały się na zewnątrz. Gdy próbował je zbić to tylko je wzmacniał. I tutaj znów przydatne było porównanie do wody. Żeby fale się zniosły musiały pędzić na siebie a skoro dźwięki niejako uciekał od niego, nie mógł ich gonić. Na szczęście tam gdzie pojawiały się ograniczenia ciała wkraczała magia. Wymagało to prób i błędów ale Clayowi udało się stworzyć coś na kształt małej bańki mocy. Gdzie fale dźwięku mógł wytwarzać w dowolnym kierunku. Gdy w końcu załapał metodę reszta okazała się tylko sprawą poukładanie wszystkiego w całość i nabranie praktyki. Miał w ręku wszystkie elementy układanki. Zmniejszenie mocy by była mniej “agresywna”, nadanie jej bardziej swobodnego charakteru, by moc reagowała na dźwięki bez udziału świadomości. Rozlokowanie punktów mocy po całym ciele i jakby wypchnięcie ich na zewnątrz aby bańka objęła całą osobę. Skupienie, zakotwiczenie jednej dawki mocy na uszach i połączenie wszystkiego w całość magiczną struną. Na koniec zostało napięcie tej magicznej struny by wszystkie te elementy wibrowały ze sobą jako całość.

Teraz starczyło nauczyć się układać odpowiedni wzór dostatecznie szybko by dało się go zastosować w praktyce.

Pierwsze próby były podobne do tego co robił z ogłuszaczem. Skupił czar na nogach. Z początku towarzyszyły temu nieprzyjemne wibracje mięśni i mrowienie ale gdy zdołał przenieść wysiłek tworzenia fal z siły swego ciała na potęgę mocy nieprzyjemne sensacje ustały. Jego kroki stały się bezgłośne co więcej gdy chodził po deskach poza bańkę ciszy nie przedostawali się nie tylko dźwięki ale też wibracje podłoża. Największą trudnością okazało się rozszerzenie czaru na całe ciało. Początkowo rzucał czar kilka razy tworzyć kilka baniek osłaniających całe ciało tyle że za każdym razem jedna trzecia mocy trafiał do głowy. Co przy trzecim czarze powodowało migrenę, przy czwartym utratę przyjemności. Musiał nauczyć się jednym czarem objąć całe ciało zajęło mu to dobre dwa tygodnie ale ostatecznie dopiął swego.

W walce z Ralchem czar przydał się raz. Mnich zbyt dobrze wykorzystywał wszystkie zmysły by dać się zaskoczyć powtórnie. Za to dla zrównoważenia nowej umiejętności weteran podwoił wysiłki w wykorzystywaniu mocy uczniów przeciw nim samym.

“[i]Kurcze… Trzeba coś z tym zrobić.[i]” Gryzł się tym Clay po każdym treningu. “[i]Skoro umiem osłabiać może uda mi się też wzmacniać.[i]”
Nie mógł, ani nie chciał uczyć się na Junie ani tym bardziej na Su. Przynajmniej do czasu aż nabierze pewności że nie zrobi im krzywdy. W magazynie za to ochotników było pełno. Złapane gryzonie stanowiły idealne obiekty. Pierwsze próby nie skończyły się dla szkodników najlepiej. Dopiero któryś kolejny przeżył aby dało się zaobserwować jaki kolwiek efekt. Kilka kolejnych dni i w końcu znalazł schemat po którym “obiekt” nie tylko żył dalej ale też wydawał się być bardziej energiczny i pobudzony.

Przyszedł czas na prawdziwą próbę. Po treningu u Ralcha odprowadził Jak zwykle Su do “madam Clodac”.
- Su pracuję nad nowym czarem i potrzebuję pomocy. Ma działać wzmacniająco tak że gdy znów Ralch pchnie was na mnie zamiast osłabić to was wzmocnie.
- Naprawdę dał byś rade? - Ucieszyła się dziewczyna. - Jak tak, to pomogę.
Jak zwykle przywitali się z panią Clodac i udali z Su na poddasze gdzie znajdował się jej pokój. Usiedli na przeciw siebie.
- To co mam robić? - zapytała nieco speszona dziewczyna.
- Nic, podaj mi rękę i jak coś poczujesz, to mów. - Clay ujął drobną dłoń. Zaczął mruczeć dla lepszej koncentracji. Stworzył wzór, napełnił go mocą i uwolnił.
- I jak?
- Hmm…- dziewczyna chwile milczała zastanawiając się na odpowiedzią - Coś poczułam, jak by mrowienie ale nie czuję się specjalnie silniejsza.
- To jak? jeszcze raz? - Su przytaknęła i wyciągnęła do niego dłoń.
Ułożył wzór ponownie nieco zmieniając częstotliwość.
- Ach… - Westchnęła.- Poczułam. Chyba działa. Serce, serce bije mi szybciej i jest mi jakby cieplej.
Clay uśmiechną się zadowolony a Su dosłownie zaświeciły się oczy bo poczuła że w tej chwili jak by mogła sama powstrzymać wszystkie Czarne Skrzydła na raz. Rzuciła mu się na szyję i uściskała.
- Ojej - zaczerwieniła odsuwając się od niego zawstydzona.
- Ja też się cieszę ale na razie starczy. Czeka nasz jeszcze pańszczyzna. - Zadecydował gdy doszedł ich dźwięk krosna. Był to znak że pani Clodac potrzebuje pomocnicy na dole. - Jutro znów spróbujemy dobrze?
Su przytaknęła energicznie.
Następnego popołudnia znów spotkali się na poddaszy tkalni. Skupienie, moc, dotyk.
- Hy… - Nabrała gwałtownie powietrza jak by ktoś ją wystraszył - To, to było mocniejsze.
- Coś nie tak?
- Nie, nie. Tylko że serce znów bije jak szalone.
- Dostałaś rumieńców. - Dotkną jej policzka.Su przechyliła głowę przytulając twarz do jego ręki.
- Tak, jest mi cieplej. - powiedziała prawie mrucząc.
- Nie wiem czy to dobry objaw.- zaczął się zastanawiać Clay. - Na dziś może starczy, muszę jeszcze to dopracować.
Su spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma jakby chciała zaprotestować.
- Ale jutro też spróbujemy?
- Oczywiście. - Uśmiechną się. Clayowi podobał się entuzjazm dziewczyny.
Najbliższą zmianę miał znów w magazynie więc mógł dowolnie ćwiczyć na gryzoniach. Tak że gdy kolejny raz spotkał się z Susą był pewien że czar zadziała jak powinien.
Gdy zostali sami w pokoju dziewczyna od razu zdjęła bluzkę zostając jedyne cienkiej koszulce. Clay zdziwiony uniósł brew.
- No... jak się znów zrobi ciepło. - powiedziała zawstydzona podciągając koszulkę by zakryła więcej ciała. - Umówiłam się z panią Clodac że dziś zacznę później. Że będę Ci pomagać więc będziemy mogli… - znów się zaczerwieniła.
Chwycili się za ręce. Clay tym razem uważnie przyglądał się dziewczynie gdy uwalniał magię. Przez chwilę nic się nie wydążyło. Po chili dziewczynie rozszerzyły się źrenice, dłoń pokryła potem. Zerkną w dół i przełkną ślinę. Pod cieniutką koszulką sterczały sutki nabrzmiałe tak że ich kolor prześwitywał przez materiał.
- I jak? Czujesz się mocniejsza. - Zapytał niepewnie.
- Nie… nie wiem. Jest podobnie jak ostatnio. Może spróbujesz jeszcze raz?
Clay skiną głową zebrał moc, sprawdził jeszcze raz każdy element czaru.
No policzkach Su pojawiły się rumieńce, przygryzła zmysłowo wargę. Wzięła głęboki oddech a jej koszulka napięła się bardzo, bardzo kusząco. Opuściła dłonie tak że ręka Claya spoczęła na jej udzie. Na jej szyi pojawiła się gęsia skórka.
- To chyba nie działa tak jak powinno. - wypalił Clay skupiony na magii.
- Mhm. - Zgodziła się Susa. - ale, ale spróbuj jeszcze raz.
Powiedziała to tak zmysłowym głosem że chłopak zgodził się bez słowa protestu. W chwili gdy miał uwolnić zaklęcie Susanna położyła jego dłoń na jego udzie. Clay poraził się własną mocą.
- Wzmacnia... - Su odezwała się ponownie jakby przestraszona - Wzmacnia coś innego. - Zajrzała w jego oczy z takim żarem że aż przeszły go dreszcze. Susanna jeszcze nigdy nie wyglądała tak kusząco. Zalała go fala gorąc, romantyzmu, podniecenia, odwagi, wszystkie jego myśli kręciły się wokół niej. Pragną jej, jej ciała, jej głosu, jej zapachu, jej zachwytu, chciał ją jednocześnie bronić i posiąść, kochać i zniewolić, być delikatny i zerwać z niej ubranie. Ucałował jej dłoń, potem drugą. Bał się śpieszyć by nie puściły wszelkie jego hamulce. Nachylił się nad nią i pocałował w usta. Zsuną ramiączka jej koszulki odsłaniając piersi i zaczął je pieścić. Nachylił się by je ugryźć. Wtedy ona zadarła jego bluzę próbując ją z ciągnąc przez głowę. Zaplątali się w jego ubranie i sturlali z łóżka. Parsknęli śmiechem i dosłownie rzucili się na siebie. Gdy Clay majstrował przy portkach próbując pośpiesznie się ich pozbyć, drzwi otwarły się z hukiem. Stanęła w nich pani Clodak dosłownie kipiąc gniewem i mocą. Nim zdążył zareagować dostał mokrą szmatą w plecy z siłą która zmiotła go z dziewczyny. Su pisnęła jedną ręką zakrywając piersi drugą próbując podciągnąć koszulę.
- Ej no! CO to kur...- Nie zdążył zdążył dokończyć bo w jego stronę poleciał kolejny mokry pocisk.
- Ja ci dam bluzdać pod moim dachem - Grzmiała korpulentna szwaczka. - Zboczeńcu, zbereźniku, moją córeczkę... gnojku. - Z każdym epitetem leciała kolejna mokra szmata.
Pranie robiła czy jak” Pomyślał zwijając się w unikach. W końcu nie widząc innej drogi ucieczki bo babsztyl blokował swą posturą jedyne wyjście, musiał się salwować ucieczką przez okno.
Dobrze że nie zdążyłem rozwiązać portyków” Pomyślał lądując na ziemi.

Z Su spotkali się dopiero na treningu u Ralcha. Sparing wybitnie im się nie układał. Zniecierpliwiony weteran w końcu zarządził przerwę.
- Wyjaśnicie sobie to co was gryzie bo tak nie dojdziemy do niczego.
Niedoszli kochankowie usiedli gdzieś na uboczu. Dłuższą chwilę milczeli w końcu Clay odezwał się pierwszy.
- Su… Ja chciałem, znaczy nie chciałem… znaczy się...- zaczął się plątać. Zależało mu na niej bardziej niż był gotów jeszcze do nie dawna przyznać. A im silniejsze było to uczucie tym bardziej czół się wobec niej niepewny a to sprawiało że była jedną z niewielu osób wobec której zapominał języka w gębie.
- Wiem. Ja też. - Przerwała mu Susanna.- To nie to że nie chce, nie chciała bym. - powiedział cicho. Wzięła głęboki oddech i kontynuowała nieco pewniej - Tyle że nie tak. Chciała bym, żebym to, to by było moje, a nie żadne czary.
- Nie wiedziałem że czar tak zadziała. Mogłaś powiedzieć co się dzieje. - tłumaczył się.
- Naprawdę nie wiedziałeś? - Zdziwiła się - Ja wiedziałam, znaczy się domyśliłam się. Po drugim dniu. Nie mogłam się na niczym skupić ani myśleć o niczym innym. Tyle że wtedy wcale mi to nie przeszkadzało bo ja naprawdę cię… - zarumieniła się- Nadal mam ochotę, ale muszę wiedzieć że to co czuje jest moje a nie twoja magia.
Chłopaka zamurowało. Susanna cicha, delikatna wręcz filigranowa go przegadała. Nie otrząsną się jeszcze od wczorajszego popołudnia a teraz to. Siedział z otwartą gebą wpatrując się w dziewczynę.
- I jeszcze pani Clodac - kontynuowała - dała mi wybór albo z tobą zrywam albo zostaję u niej.
- Że co? Ta stara purchawa … - żachną się Clay.
- Przestań. - Powiedział cicho smutnym głosem i to wystarczyło by zamilkł. - Nie traktuj mnie jak dziecko. Nie Ty.
Nadal nie mógł się nadziwić zmianie jaka zaszłą w dziewczynie w jeden wieczór. “Czyżby czar miał głębsze działanie”. Przeleciało mu przez głowę.
- Dopiero gdy zaczęłam się pakować zmieniła zdanie. - Zarumieniła się jak piwonia i to chyba nawet bardziej niż gdy była z Clayem sam na sam. - Pierwszy raz... się komuś sprzeciwiłam i najpierw... było mi strasznie wstyd prawie się rozpłakałam, ale teraz jestem z siebie dumna.
- Gratulacje. - Wykrztusił z siebie. Su spojrzała na niego zmieszana szukając śladu drwiny - Serio. To wymaga odwagi, zawsze. - Dodał poważnie.
Dziewczyna pojaśniała w oczach. Clay też się odprężył.
- Tylko sobie teraz nie wyobrażaj...

Więcej nie zdążyła powiedzieć. Ralch wznowił trening.
W kilka dni Susanna na powrót stała się “dawną” sobą. “Jednak nie tak łatwo wyjść z szuflady w którą wciskają nas całe życie”. Niemniej udało mu się dostrzec błysk w oczach dziewczyny gdy na treningu coś jej się wyjątkowo zmyślnie udało.

Mag 06-04-2016 21:30

Skupiona na swoim szkoleniu zarówno w szermierce jak i w panowaniu na magii Quinn nie interesowała się pogłoskami. Gdyby jednak ktoś pytał ją o zdanie co uważała o tych dzikusach to tylko komentowała to pełnym pogardy prychnięciem.
Jak można byłoby z własnej woli chcieć pozostawić nawet tą niewielką namiastkę cywilizacji jaką dawało miasto by opuścić je dla życia w lepiankach, wystawiania się na stworzenia chcące pożreć nieuważnych, picia wody z kałuży czy jedzenia jagód? Tak właśnie widziała dzikusów Torm: jak osoby kontynuujące swoje barbarzyńskie przyzwyczajenia z poprzedniego życia w tym miejscu. Z pewnością gdyby ktoś zaproponował jej uczestnictwo w tym procederze to otrzymałby miecz wbity w pierś aż na wylot.

Poświęcenie się pracy i nauce procentowało. Vil nie miał do czego się przyczepić w jej pracy, a i entuzjazm do swoich zajęć wykazywała znaczny. Treningi z nią zaczynały się robić co raz trudniejsze odkąd już nie musiała nawet dotykać swej ofiary... Z drugiej strony, dla Torm stanowiły one co raz większą zabawę. Musiała jednak teraz jak nigdy wcześniej pilnować się, żeby przypadkiem nie zrobić komuś krzywdy przez przypadek. Moc ją kusiła przyjemnością jaka szła z jej używaniem. Najtrudniej było jej się oprzeć jej użyciu wraz z tym im bardziej była poirytowana czy zezłoszczona. Ale i na to znalazła sposób. Taki który bardzo przypadł do gustu Nidrosowi. Mianowicie, gdy była zaspokojona seksualnie to łatwiej było jej panować nad emocjami i skupić się na magii.
I to właśnie panowanie nad swoją mocą przez ten miesiąc najlepiej jej wychodziło przez co poczyniła zdecydowanie większe postępy w użytkowaniu jej niż wcześniej. Nagle te wszystkie wskazówki jakie starała się wyciągnąć z pamięci zaczynały być dla niej zrozumiałe gdzie wcześnie po prostu bezmyślnie wprowadzała je w życie.

Oczywistym dla niej było, że da z siebie wszystko w eliminacjach. Był to jedyny sposób, żeby dokonać zemsty, której potrzeba wciąż nie pozwalała o sobie zapomnieć. No i jeszcze jej moc... Nadawała się tylko do jednego i jeśli uda jej się ją w pełni rozwinąć to tylko dzięki walkom na śmierć i życie. Może jeszcze uda jej się na treningach ją podszlifować, ale czuła, że zbliża się do tej ściany, której pokonanie będzie wymagało od niej nadludzkiej siły, takiej której człowiek może się po sobie spodziewać tylko w momencie prawdziwego zagrożenia gdy staje oko w oko z kimś kto chce cie zabić. A takich na pewno nie będzie brakowało na arenie. Może jak pierwszy raz odbierze komuś życie to będzie to dla niej punkt przełomowy po którym wszystko nabierze rozpędu?
Zawsze w takich momentach wspominała swój sen. Teraz zaczynała rozumieć czemu wszechobecna śmierć tak bardzo ją cieszyła. Dawniej był to dla niej koszmar. Teraz stawał się co raz bardziej marzeniem sennym.

***

Clay’owi w końcu udało się złapać Quinn i Tugala gdy stali razem. Po krótkim przywitaniu odwiedzili pierwszą lepszą karczmę. Przez długość kufla gadali o niczym i dopiero przy drugim zdecydował się przejść do rzeczy.
- Wy jak widzę nadal razem? - Zapytał retorycznie. - Bo potrzebował bym pomocy. Wiecie, pracuję nad czymś nowym. To miał być czar wzmacniający ale nie działa dokładnie tak jak myślałem. - Zrobił przerwę czekając odpowiedzi.
Zamyślona nad czymś Quinn spojrzała na Claya, gdy ten do nich zagadał.
- Cóż, chyba się mu jeszcze nie znudziłam - powiedziała i z uśmiechem mrugnęła do Nidrosa. Skrzyżowała ręce przed sobą i spojrzała ponownie na Claya. Zdobyczny miecz uczepiony był u jej pasa.
- A cóż takiego możemy ci pomóc? - zapytała Quinn.
- Potrzebuję…muszę mieć na kim… dopracować czar. To nie jest czar ofensywny krzywdy wam nie zrobię. Macie jakieś, takie miejsce gdzie… możecie być sami?
- I co ma robić ten czar? - dopytywała dalej kobieta. Zdecydowanie nie była typem który bierze cokolwiek w ciemno. - I po co ci ustronne miejsce? - zdziwiła się nieco tym warunkiem.
- No ech. Jesteśmy dorośli. - “Chyba za dużo przebywam z Su” skarcił się w myślach - W dużym uproszczeniu ma podniecać. Do tego stopnia, że nie można się skupić na niczym innym.
Quinn wyszczerzyła się w radosnym uśmiechu ewidentnie powstrzymując by się nie roześmiać.
- No cóż... Możemy być mało wiarygodni w testowaniu tej mocy - stwierdziła z rozbawieniem - spojrzała na Tugala z miną, że w sumie jej wszystko jedno, a i ciekawość kryła się w jej spojrzeniu. - Co o tym sądzisz mój drogi? - zapytała Nidrosa udając oficjalny ton.
- Też o tym myślałem. Tyle że nie mam do kogo się z tym zwrócić. Tak żeby się nikomu nie narazić jak efekt przekroczy moje oczekiwania. - Clay wyszczerzył zęby.
Tugal wzruszył ramionami. Ciekawą moc miał Clay, nie ma co.
- Obiektywni raczej nie będziemy, ale jest na to rozwiązanie. Możemy udać się tam gdzie mieszkasz, lub wynająć jakieś lokum na tą okazję. Nasze jest dość… ekscentryczne. - powiedział z uśmiechem.
- Swoją drogą, nie możesz testować na tej swojej kruszynce? - brew mężczyzny uniosła się lekko ku górze. - Co prawda efekt mógłby być… interesujący.
- Próbowałem ale mam już dość tej maszkary. - Odparł pośpiesznie wzdychając.
- Maszkary? - zapytał z szerokim uśmiechem Nidros. - Ładne czułe słówka jak nic. Przyznaj się, boisz się, że się na Ciebie rzuci, czy boisz się tego, że na nią nie zadziała?
Quinn spojrzała na Claya z dezaprobatą wymalowaną na twarzy po usłyszeniu jego słów.
- Chyba sobie to odpuścimy - stwierdziła krótko Torm odwracając spojrzenie od nich dwóch.
- Nie no, co Wy? - zaczerwienił się. - Nie chodzi o Su ale o panią Clodac. Ona u niej pracuje i mieszka. Stara raszpla ubzdurała sobie że przygarnie Suse jako swoją córkę. “Kruszyna” - uśmiechną się do Tugala - wygląda jeszcze młodziej niż ja i u starej najwyraźniej obudził się instynkt opiekuńczy. Do niedawna był to nieszkodliwy bzik. A od kiedy dowiedziała się nad czym pracujemy i jakie ma działanie nie mogę się nawet pokazać w pobliżu jej tkalni. O tym że chciała zmusić Su żeby ze mną zerwała nie wspomnę.
- Innymi słowy dałeś ciała - odpowiedział Tugal - Lepiej było siedzieć cicho i robić swoje.
- Ja bym tego tak nie nazwał. Bo w zasadzie robiliśmy swoje. Co najwyżej nie doceniłem urojeń tego babsztyla. Ale kto by się spodziewał, że potraktuje nas jak parę, no nie wiem … gówniarzy. To jak pomożecie?
- To wy się jeszcze nie bzykaliście? - Quinn zapytała wprost i z lekkim zdziwieniem. - Nie no, dobra, możemy ci "pomóc" - jej werbalny cudzysłów był aż nad to widoczny.
- Nim to się stanie ustalmy parę rzeczy - powiedział aspirujący medyk - Idziesz z nami na arenę i czy dajemy z siebie wszystko, czy odpadamy w eliminacjach. Z chęcią bym odpadł, ale… ci co odpadli to w tym roku idą na arenę, więc nie wiem czy to nam się kalkuluje.
- Ja to bym się z chęcią sprawdził. Ta cała moc to mi się strasznie podoba i jestem ciekaw co jeszcze mi się uda. - Odparł pomijając pytanie Quinn.
- Moje zdanie na ten temat już znasz - powiedziała Torm do Nidrosa. - Ja zamierzam się wykazać - stwierdziła by i Clay wiedział o jej decyzji. - Dobra to gdzie idziemy? - zapytała patrząc po towarzyszach.
- Na obrzeżach miasta jest sporo pustostanów. Znajdziemy coś ustronnego. Byle były by dwie izby. - Co jak co, ale nie miał zamiaru siedzieć z nimi w jednym pokoju jak czar w końcu zadziała.
- No to chodźmy, nie ma na co czekać - odparła Quinn.
Clay poprowadził znajomych ku obrzeżom miasta.

***

Znalezienie pustostanu nie nastręczyło problemu, takiego który się nadał, w sumie też.
- Generalnie to jest czar dotykowy. Miał być to czar wzmacniający ale okazało się że wzmacnia tylko podniecenie albo ochotę na seks przy częstszym stosowaniu sprawia że myśli błądzą wokół tylko jednego tematu. Tyle udało mi się ustalić i osiągnąć z Su. Docelowo umyśliłem sobie że czar ma to wszystko sprawiać już za pierwszym podejściem. Ogromna chcica i niemożność skupienia na niczym innym, a może nawet przejście do natychmiastowego działania… - zachichotał. - Wtedy będzie sens użyć go w walce. - Nabrał powietrza
- Czego od was potrzebuję to informacji o efektach. Mam też nadzieję że wytrzymacie więcej niż jednorazowe rzucenie czaru bo cel ma się rzucić na najbliższą babkę po pierwszym razie a nie po kumulacji czaru. To jak gotowi?
- Rzucisz to na mnie czy na niego? - zapytała Quinn stojąc z założonymi rękami.
- Na przemian. Więcej okazji do ćwiczeń. Jak dacie rade wytrzymajcie do puki to nie będzie “seks albo życie”.
Clay zaczął mruczeć by łatwiej zebrać moc. Uformował zaklęcie zebrał je w dłoni.
- To kto pierwszy? Starczy uścisk dłoni. - Wyciągną dłoń w ich kierunku.
- Ale zwykłe klepnięcie kogoś też działa? - zapytała go Quinn. - Bo w walce ciężko ci będzie o uścisk dłoni - stwierdziła z rozbawieniem. - Dobrze zacznij od Tugala - zdecydowała i spojrzała na swojego kochanka z uroczym uśmiechem.
- Tak. Klepnięcie, uścisk dłoni, otarcie się o kogoś starczy. - Po czym uścisną dłoń mężczyzny uwalniając moc. Gdy poczuł, że wibracja przeszła, zerwał kontakt.
Ku zaskoczeniu Clay’a Tugal specjalnie nie zareagował na jego moc. Musiało to wynikać z różnicy w zachowaniach między mężczyzną a Su. On najwyraźniej był bardziej śmiały i lekkie podbicie mu chcicy nie sprawiało na nim większego wrażenia.
- I jak? - Zapytał zaciekawiony. - Teraz Ty? - Zwrócił się do Quinn
Torm przekrzywiła głowę przyglądając się twarzy Nidrosa.
- Chyba nie podziałało - wyraziła swoje zdanie Quinn. - Ale może to przez to, że ostatniej nocy sobie nie folgowaliśmy - wzruszyła ramionami, ale zaraz mrugnęła do Tugala. Kobieta spojrzała na Claya i wyciągnęła swoja rękę w jego kierunku. - Próbuj dalej.
Ponownie wyciągną rękę “uzbrojoną” w zaklęcie tym razem użył więcej mocy. Wyciągną palec wskazujący i dotkną opuszką jej palec.
- Nawet w ten sposób zadziała. - nie widząc reakcji dodał strapionym głosem. - Przynajmniej powinno.
Kolejny czar przygotował bardziej starannie. I podał jej rękę jak należy.
- Przy ogłuszaczu wystarczyło nawet muśnięcie.
Dopiero czwarta próba przyniosła namacalne skutki.
I w tym przypadku zadziałało. Tugal mógł to zobaczyć w jej spojrzeniu.
- Podziałało, teraz ćwiczysz na mnie. Masz sposób by anulować tą moc? - zapytał Clay’a.
Clay zamyślił się próbując zapamiętać wzór ostatniego zaklęcia.
- A wrażenia?- Zapytał Quinn - Nie mam przeciw zaklęcia. Zasadniczo samo przechodzi . - Zwrócił się do Quinn - Jak by co mam czar ogłuszający w zestawie. Co prawda nie pozbawia przytomności ale osłabia i ogólnie jest nieprzyjemny, może podziała. Acha zapomniałem zapytać. Po udanej próbie to znaczy kiedy wy już ten tego - wykonał ręką bliżej nieokreślony gest. - Będziecie chcieli drugi raz? Znaczy drugą serię czarów?
Torm po tym jak za trzecim razem Clayowi nie wyszedł czar już miała mu powiedzieć, żeby sobie darował. Dlatego tak bardzo zdziwiła się, gdy za czwartym podejściem poczuła nagłą i bardzo poważną ochotę by zaspokoić swoje cielesne żądze. Nie odzywała się do nich bo starała się ze wszystkich sił zachować fason i nie rzucić się na Tugala. Ten natomiast na pewno miał ubaw patrząc na jej zmagania. Quinn z trudem cofnęła się od Nidrosa.
- Mam ochotę zrobić komuś krzywdę - odparła w końcu Torm. - Ale to chyba przez to, że staram się tłumic tą drugą żądzę... - stwierdziła zaciskając pięści i patrząc nader pożądliwie na Tugala.
- To chyba idziemy w dobrą stronę. Chcesz to na przyduszenie? - Zapytał zupełnie poważnie Clay.
- Testuj to szybciej na nim i wyjdź w końcu - warknęła na niego Quinn.
- Dobra, dobra. - Chwycił Tugala za ramię. Świdrujący wzrok i ciężki oddech na plecach szczurołapa zdecydowanie nie sprzyjał koncentracji dopiero piąta próba przyniosła spodziewany efekt.
Szeroki uśmiech pojawił się na ustach Tugala i powiedział.
- A teraz bądź tak miły i stań na czujce by nikt nam nie przeszkadzał. - po czym spojrzał na Quinn z ognikami w oczach - Bo nie wiem jak długo dam radę się kontrolować.
Torm nie odpowiedziała nic. Nie czekając nawet aż Clay zrobi to co powinien po prostu dopadła do Nidrosa obejmując go ściśle za szyję i łapczywie całując go w usta.
Mężczyzna objął ją nisko w pasie i mocno przyciągnął do siebie odwzajemniając z ferworem pocałunek.
Clayowi nie pozostało nic jak tylko cichaczem się oddalić. Staną gdzieś dalej i wyciągną flet. Muzyka zawsze pomagała mu się skupić i ogarnąć moc. Skoro nie miał nic więcej do roboty zamierzał poćwiczyć “na sucho” do puki miał świeże wzorce w pamięci.

Para nie zauważyła momentu kiedy Clay zostawił ich samych. Szczerze mówiąc byli tak zaabsorbowani sobą, że nie zwróciliby na niego uwagi nawet, gdyby ten nadal tu przebywał. Quinn czuła nęcące ją ciepło jakie biło od Nidrosa, a pokusa by po nie sięgnąć była prawie nie do odparcia. I właśnie na tym “prawie” się skupiła. Już dawno temu obiecała sobie, że nie zrobi nigdy krzywdy Tugalowi i choć teraz korciło ją to niczym pragnienie w zaschniętym gardle to musiała wytrwać. Skupić się na rozładowaniu emocji.
Torm silnie popchnęła kochanka na wcześniej przygotowane posłanie, a gdy ten upadł na nim kobieta zaraz usiadła na nim okrakiem. W jej ruchach był znaczny pośpiech. Chciała jak najszybciej pozbyć się ich ubrań i zaznać przyjemności, która uwolni ją od tego drugiego pragnienia. Zachłannie całowała Nidrosa obejmując jego twarz w dłonie jakby nie chcąc mu dać szansy przerwać pocałunku.

Nortrom 21-04-2016 19:00

Wielu “wierzy, że może latać”. Większość z nich nie traktuje tego zdania dosłownie, a jedynie jako piękną przenośnię, lecz niewielka grupa może poszczycić się tym, że faktycznie lata, tym, czy innym sposobem. Kean zaliczał się to tej grupy szczęśliwców, którzy doznali tego uczucia. Niestety wiązało się to z uczuciem silnego uderzenia kamiennej pięści jego trenera. I tak cały miesiąc.
Ciężkie treningi przyzwyczajały go do coraz to większych obciążeń, a to wiązało się z coraz mniejszymi oporami jego trenera w okładaniu go. Jeśli taka forma treningów miałaby się utrzymać jeszcze przez kilka miesięcy to chłopak mógłby zostać pierwszym uczestnikiem pierwszego programu kosmicznego. Na jego szczęście dla niego zebranie na placu zapowiadało zmianę formy treningu. Teraz oprócz obrywania, będzie mógł popatrzyć jak inni obrywają.

Gdy tylko Beth zostawiła ich samych, natychmiast pomyślał z kim mógłby stworzyć drużynę. Dobrze znał raptem kilka osób, więc tylko z nich mógł wybierać. Niemal natychmiast zdecydował się na parę, którą znał najlepiej: Torm i Nidrosa. Szybko zaczął ich wypatrywać w tłumie. Znalazł ich po drugiej stronie tłumu, dlatego też musiał poświęcić chwilę na przedarcie się.
- Cześć. Dawno się nie widzieliśmy. - przywitał się.
- Hej Kean, co u ciebie słychać? - ucieszyła się na jego widok Quinn przyglądając mu się uważnie.
- Wszystko po staremu. Raz dostanę po gębie, innym razem dam, a najważniejsze, że płacą. No i jak kończy się rozgrzewka za pieniądze to mam nauki latania bez skrzydeł z moim nauczycielem. Wybicie się zostawia więcej siniaków, niż najgorsze lądowanie. - Po tych słowach podciągnął rękaw. Jego przedramię było w połowie ciemnofioletowe, ale chyba nie przeszkadzało to Keanowi. - A co u was słychać?
- Nie wygląda to dobrze - skomentowała kolorystykę jego ręki Quinn. - My mamy się świetnie - uśmiechnęła się szeroko. - Może chcesz z nami być w drużynie? - zaproponowała. - Ale od razu ostrzegam, że nie będzie u nas miejsca na pozerstwo smoku - mrugnęła do Keana Torm.
- Oj, tam zaraz smoku. Moimi szponami mogę sobie co najwyżej resztki wyciągać spomiędzy zębów, więc nawet na pisklę się nie łapię. - Odpowiedział. - I chętnie do was dołączę. Myśleliście o kimś jeszcze, czy chcecie poczekać, aż chętni sami się zgłoszą?
- Szczerze? Tak naprawdę nie mamy pomysłu jak się do tego zabrać. - odpowiedziała mu Torm z rozbrajającą szczerością. - Na razie chyba poczekamy aż ktoś się zgłosi. Nie chciałabym później słuchać że zmusiłam kogoś do dołączenia tym bardziej że zależy mi na wykazaniu się na arenie. Więc… Specjalizujesz się w walce wręcz? My z Tugalem szkolimy się w szermierce poza tym on ma magię leczenia a ja… Obszarowo osłabiam przeciwników. - dodała na koniec szeptem.
- O! - Kean wydał dźwięk zaskoczenia. - Wiecie, nie ma sensu tak stać. Chodźmy się napić i porozmawiać na spokojnie, ja stawiam. - Zaproponował.
- Doskonały pomysł! - zgodziła się z nim Quinn po czym spojrzała pytająco na Tugala.
- Skoro moja droga wtajemniczyła ciebie w nasze plany, dobrze byłoby je omówić na spokojnie w szczególe. - odpowiedział Tugal z lekkim uśmiechem - Prowadź mistrzu.

Po kilku minutach przechadzki cała trójka dotarła do karczmy “Pod znokautowanym opojem”. Budynek nie wyglądał zbyt okazale, ale na pewno nie był brzydki i zaniedbany. Co więcej, znajdował się niedaleko areny, na której zwykł walczyć Kean. W środku prezentował się lepiej, niż na zewnątrz.
Gdy zajęli miejsce przy jednym ze stołów, chłopak podniósł rękę i zawołał.
- To co zwykle!
- Czyli znów dałeś się obić, młody? - odpowiedział mężczyzna około czterdziestki, nalewając piwa.
- Tak, ale na treningu, więc nie jest źle. - Zaśmiał się chłopak. - Mokez wreszcie spłacił swoje długi?
- Nie, więc chyba się do niego przejdę. - Stwierdził karczmarz, przynosząc piwo. - Skoro już jesteśmy przy płaceniu… Twoi znajomi będą coś zamawiać, czy tylko popatrzą jak ty pijesz? - zapytał, spoglądając na Quinn i Tugala.
Tugal uśmiechnął się półgębkiem słysząc wymianę zdań, a zapytany odpowiedział.
- I dla nas piwo. To daje dwa.
Quinn pokiwała głową potwierdzając tym samym to co zamówił Nidros.
- Często tu przychodzisz. - stwierdziła ze śmiechem, że Kean jest tu tak dobrze rozpoznawalną osobą. - To może toast za przyszłe zwycięstwa na arenie? - zaproponowała kobieta.
- Toast! - zgodził się Kean, gdy właściciel przyniósł piwo.
- Tak, często tu przychodzę... - kontynuował po toaście - ...bo jest blisko, tanio, właściciel często przychodzi oglądać walki, więc daje nam na krechę i… patrzcie uważnie. - stwierdził, podciągając rękaw. Gdy cały siniak, który wcześniej im pokazywał, zaczął pić swoje piwo. Ten z każdym łykiem zmniejszał się odrobinę. Po wypiciu połowy piwa nie zajmował połowy przedramienia, ale ciągle był spory. Kolor też miał już odrobinę ładniejszy. - Jeśli właściciel lubi kogoś z walczących to pozwala zamawiać swoją specjalność: piwo, na którym użył swojej mocy. Nie leczy ono nic poważniejszego, niż lekkie rany, ale zwykle to wystarczy, więc płacimy z wdzięcznością. No i możemy upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: podleczyć się i nawalić. Dla stałych bywalców to już synonimy. - Zaśmiał się młody Veashyr. - Nie martw się, nie potrafi stworzyć mocniejszych leków, więc będziesz miał robotę. - Stwierdził, ciągle się śmiejąc.
Quinn przyglądała się temu pokazowi w zdumieniu. Nawet podniosła się ze swojego miejsca by palcem wskazującym trącić siniak Keana. Wiadoma była jego reakcja.
- Nieźle - stwierdziła z uznaniem. - Nie tylko leczy ból egzystencjalny, ale fizyczny też - usiadła i powąchała swoje piwo. - My też mamy ten specyfik dodany? - zapytała go przyglądając się kuflowi. - Nie żebym się przechwalała, ale mi dziś nie potrzeba. Odkąd umiem nowe sztuczki to Rita już nie chce się do mnie tulić - dodała na koniec z udawanym zawodem w głosie.
- To nie specyfik. Zwyczajnie może nadać jakąś właściwość alkoholom w jakiejś odległości. Nie znam szczegółów, ale jednego jestem pewien. Zamówić go mogą tylko ci, którzy walczą na naszej arenie, więc wy dostaliście zwykłe piwo. - wyjaśnił Kean - O co chodzi z tym tuleniem? Wydawało mi się, że nie ćwiczyliście walki wręcz.
- Masz rację bo razem z Tugalem trenujemy szermierkę - przyznała mu rację. - Nawet fajnie wyszło że mój pracodawca zechciał być naszym nauczycielem - wyjaśniła Quinn. - Ale w pewnym momencie zrobiło się zabawnie jak Tugal zaczął być zazdrosny o mnie przez Vila, mojego pracodawcę - kobieta spojrzała na Nidrosa z czułością. - Tym bardziej się zrobiło wesoło gdy nasz nauczyciel zaprosił na treningi Ritę. A uwierz mi ona jest tak ładną że nawet ja zwątpiłam w swoją orientację - zaśmiała się i upiła piwo.
- Początkowo myśleliśmy - wskazała na siebie i Nidrosa. - Że Vil chce nas poróżnić. No i w sumie mieliśmy rację. Ale okazało się że Rita wcale nie była zainteresowana nim a Vilmond mną ... - nie dokończyła bo po tych słowach Torm roześmiała się na głos.
- Pozostaje się cieszyć, że to nie była Beth, bo faktycznie moglibyście zamienić szermierkę na… walkę wręcz. - Stwierdził Kean uśmiechając się. - Skoro chcieli was poróżnić to pewnie okazywali zainteresowanie dość często. Wasze treningi bardzo na tym ucierpiały, czy jakoś niespecjalnie? - zapytał z lekkim zainteresowaniem w głosie.
- Ani trochę. - odpowiedział z lisim uśmiechem Tugal - Po prostu nie znają odpowiednich technik by nas poróżnić. Można powiedzieć, że odnieśli odwrotny skutek do zamierzonego.
- I za to warto się napić! - Stwierdził Veashyr, wznosząc kufel.
- Toast! - odpowiedział Nidros wznosząc kufel i następnie upijając złocistego trunku.
- Więc mówisz, żeś arenowiec? Ciężka to robota tak lać się po pysku? - zapytał Tugal Keana - Bo przyznam, przyda się nam na igrzyskach ktoś kto zna się na tym i owym.
- Samo lanie się po pyskach nie jest ciężkie. Ciężkie jest wyjście o własnych siłach z areny po walce. Chyba, że się przegra, bo wtedy wynoszą i następnego dnia jest ciężko wrócić o własnych siłach. Nie byłby tak źle, gdybym nie dostawał od Mokaza podczas codziennych treningów. Jego kamienne pięści zostawiają po jednym ciosie równie silne obrażenia co przeciętne walka. - Na potwierdzenie tych słów znów pokazał swój siniak, który teraz był tylko wielkości jego pięści. - Jeszcze jedno! - Zawołał do właściciela. - Skoro już przeszliśmy do konkretów. - Chłopak trochę spoważniał. - Rozumiem, że naszym celem jest wygrać lub przegrać próbując?
- Uśmiecha Ci się zostać psem magów? Mi nie. Będziemy walczyć by zajść jak najdalej i nie odpaść w eliminacjach. Jeśli moje informacje są prawdziwe, to ci co odpadają biorą udział w igrzyskach w następnym roku, a to nam nie potrzebne prawda? - zapytał jego rozmówca.
- O tym nie słyszałem, ale jeśli to prawda to podoba mi się wasz plan. - Przyznał Kean. - Warto przynajmniej spróbować. Słyszałeś jeszcze coś ciekawego?
- Niewiele, chyba, że interesują ciebie babskie ploty. - odpowiedział z szerokim uśmiechem Tugal.
- Niespecjalnie, chociaż czasem trafiają się ciekawe. Jak rozwinęliście wasze moce? Moja tylko wydłużyła swoje działanie. - Stwierdził Kean z lekkim zawodem w głosie.
Nidros wzruszył ramionami.
- Na tą chwilę pochłonęła mnie szermierka. Nie miałem zbytnio okazji popracować nad mocą.
- Szkoda, bo mogłaby się przydać. - Odpowiedział Kean. - Rozumiem, że “nowe sztuczki”, o których mówiłaś to rozwinięta moc? - Zwrócił się do Torm, przypominając sobie, że Rita nie chce się już do niej tulić.
Quinn pokiwała głową.
- Ja postawiłam na rozwijanie się w mocy, na tą chwilę dla mnie szermierka to w dużej mierze tylko droga do zbliżenia się do przeciwnika na tyle by zacząć go osłabiać i jednocześnie nie oberwać za mocno - wyjaśniła Torm. - Nie sprawdzałam swojego zasięgu, ale to pewnie promień 1,5 do 2 metrów.

Całą trójka spędziła jeszcze chwilę, ustalając kilka mniej istotnych szczegółów. Przez kolejne dwie godziny spędzili na piciu i rozmowie o różnych pierdołach. Im więcej alkoholu wypili, tym mniej poważne tematy poruszali. Pod koniec zdarzało im się nawet nie trzymać tematu. Gdy rozeszli się, Kean wracał opierając się o ściany, a jego mieszek był lżejszy o dwudniowe zarobki. Następnego dnia głowa bolała go równie mocno co po ciężkiej walce.

Ryo 24-04-2016 23:47

9: Z kim trzymać, z kim walczyć?

Pięści na polu walki w przypadku wielu osób to broń bliskiego zasięgu. Często zbyt bliskiego, a jednocześnie niedogodnego. Topór przy pięściach wydaje się skuteczniejszą, lecz brutalniejszą bronią, kojarzącą się dziewczynie - niegdyś z narzędziem do rąbania drewna czy ucinania łbów zwierzętom, teraz - coraz częściej narzędziem do zabijania i masakrowania innych. Włócznia łączyła zaletę zasięgu topora z "humanitarnością" pięści, przy której nie musiała kogoś zabijać, lecz w razie potrzeby mogła dobijać bez zadawania dodatkowego, zbędnego cierpienia - dlatego też Juna w pewnym momencie treningu podjęła decyzję, by poprosić mistrza o naukę władania włócznią. Nie było z tym większego problemu, zwłaszcza że nauczanie władania tą bronią leżało w jego kompetencjach. W tym przypadku włócznia nieco lepiej leżała jej w dłoniach, lecz znacznie lżej nią manewrowała niż wielgachnym toporem Zoe. Choć jak w przypadku walki wręcz Junie brakowało techniki, którą musiała szybko opanować, jeśli nie chciała zginąć na polu walki. Brunetka zorganizowała sobie czas na tyle dobrze, że znajdowała jeszcze siły na trening obu stylów walki. Magię zostawiła na dalszy plan, jako że tylko nieznacznie zmniejszyła się jej antypatia do tej potęgi. Czasem myślała nad tym, że nie zależy jej tak bardzo na osiągnięciu mistrzostwa w tych igrzyskach - ważniejsze było bowiem przetrwanie od wygrywania walk.
Z jej perspektywy wydawało się, że każdemu tak bardzo zależy na wygraniu igrzysk, chyba nawet Ralph więcej przykładał energii do tego celu niż ona. Od czasu do czasu wymieniała zdania z Clay'em i Su, lecz parka miała już swoje sprawy, nawet bardziej niż ona z Cedilem, z którym z kolei spotykała się tylko w czasie wolnym od treningów i pracy. Zresztą Clay i Su zaczęli obracać się częściej w innym towarzystwie i w jakimś momencie Juna zaczęła tracić z nimi wątki. Wciąż nie mogła się dowiedzieć, czym się para, zresztą na to już brakowało jej czasu, którego i tak specjalnie dużo nie miała. Skoncentrowała się na pchnięciach grotem w kierunku Ralpha, który bez trudu blokował ataki gołymi dłońmi, gołymi stopami, a nawet - gdy przychodziło co do czego - głową. Nie wkładała w te powtarzające się czynności ani krztyny serca, tak samo jak serca nie wkładała w prawie żadną czynność związaną z igrzyskami i magią. Nie znaczyło to, że zupełnie lekceważyła te rzeczy; wszelakie wymachy włócznią z biegiem czasu stawały się coraz płynniejsze, a wymachy celniejsze, podobnie jak walki wręcz z Ralphem powoli przestawały kończyć się w ciągu jednej wymiany razów i natychmiastową glebą na podłodze.

=***=

Kolejna konfrontacja z Beth. Tej nie polubiła już raz, i nie polubiła z siebie jej po raz kolejny, póki rudy babsztyl nie zastosował magii. Trzeba to było jakoś przeżyć, wytrzepać ją z głowy na jakiś czas, a gdy było to możliwe - trzymać się od jej towarzystwa z daleka.
Potem przyszła kolej na szukanie drużyny. Cedila automatycznie przyjęła do swojego grona, teraz musiała odszukać jeszcze trójkę chętnych do nauki sztuki przetrwania na arenie, którą po raz pierwszy miała zobaczyć wkrótce na oczy; bądź wraz z nim dołączyć się do którejś trójki. Niemniej Juna nieszczególnie chciała pracować z nieznajomymi - niemniej to czas pokaże, czy dziewczyna zostanie do tego zmuszona; raczej na pewno tak.
Znajoma parka włączyła w swe szeregi chłopaka o imieniu Kean, z tego, na co to wyglądało. Juna zastanawiała się, czy Clay z Su też się do nich przyłączą, czy może wybiorą sobie inne towarzystwo.
Sevi od razu pomyślała o Junie, co ją samą wprawiło w niemałe zdziwienie. Musiała tylko znaleźć dziewczynę w tłumie przeklętych, co wydawało się niezbyt łatwym zadaniem.
I była tam. Juna stała spory kawałek za nią, więc z pewnością zauważy Sevi, gdy ta będzie się zbliżać.
Dlatego Sevi podeszła do niej zdecydowanym krokiem, a sam wyraz twarzy zdradzał jej zamiary. “Nie chcę, ale muszę, więc równie dobrze mogę zapewnić sobie miłe towarzystwo”. Jedynie skłoniła głowę w ramach powitania z Juną. Na co Juna też kiwnęła jej głową na powitanie. Były już we dwójkę. Brakowało jeszcze Cedila, oraz Clay’a i Su. Byliby wtedy w piątkę wymaganą do przystąpienia do turnieju.

Cedil uśmiechnął się do obu kobiet i również kiwnął głową. Jednocześnie przywitał się i dał znać, że też jest w drużynie. Brakowało już dwójki.

- I co dalej? - zapytała Sevi. - Będziemy tak czekać, aż ktoś się przypląta?*

Clay z Su wysłuchali słów Beth i byli w kropce. Chwilę cicho rozmawiali co zrobić jednak uznali że za wcześnie na decyzję z kim stworzyć drużynę. Z pozoru decyzja wydawał się prosta. Junę już znali i jej styl wali też. Łatwiej będzie się zgrać z dodatkową dwójką niż z trójką gdyby chcieli szukać zupełni nowej ekipy. Z drugiej strony może uda się znaleźć ekipę w której będzie łatwiej zapewnić bezpieczeństwo Su. Rozmawiając i przyglądając się ludziom podeszli do Juny, Sevi i Cedila.
- Widzę że już się dobieracie. My się jeszcze porozglądamy. Co nagle to po diable. Jak byśmy zwlekali zanadto z decyzją nie oglądajcie się na nas. Najwyżej Caela i jej kaprys za nas wybiorą.
Chwilę jeszcze stali w piątkę przysłuchując się rozmowom gdy Su silniej zacisnęła ramie chłopaka. Na ten znak Clay pożegnał się uprzejmie.
- Skoro mamy kawałek wolnego dnia było by grzechem nie skorzystać z niego. No to na razie.
Sevi odprowadziła ich wzrokiem. Czyżby coś przegapiła?
Juna też nie za bardzo wiedziała, czemu Clayowi nagle się odechciało być z nimi w drużynie, ale po chwili przestała o tym myśleć. W końcu z Clayem nie była na tyle zżyta, by się tym przejąć - i na odwrót. Poza tym każdy dbał tu głównie o swój interes. Nie należało spodziewać się po weteranach Przechowalni bezinteresowności, nawet wśród tych, co posiedzieli w niej raptem parę tygodni.
Musieli po prostu poszukać dwójki i zdać się na swoje szczęście - jeżeli o nim można było wspominać. I tak prawdopodobnie mało kto pokazywał pełnię swoich możliwości.
- Możemy przyjrzeć się weteranom i przyjąć któregoś z nich - Juna zaproponowała Sevi i Cedilowi. Nie zależało jej na natychmiastowym dotarciu do głównych walk - równie łatwo mogła odpaść w eliminacjach i wrócić na wyspę, choćby na jakiś czas.
- Jak chcecie, to mogę przyprowadzić weterankę, z którą pracuję. - zaproponował chłopak. - Dość dobrze jej się tutaj żyje, więc nie powinna oponować przed odpadnięciem w eliminacjach. Jeśli oczywiście wszyscy się na to zgadzamy. - tutaj pytająco spojrzał na Sevi.
- Nie zgłaszam sprzeciwu.
Sevi nie do końca była pewna co powiedzieć. Z jednej strony chciała się wykazać, ale z drugiej walka na arenie nie wydawała się czymś co by jej pasowało. Podobało jej się w mieście, mimo, że nie mogła już przebywać w lesie. Nie wydawało jej się, żeby walcząc na arenie miała dużo okazji na zobaczenie lasu.
- Jak dla mnie może być. Ale wciąż będzie brakować nam jednej osoby.
Kandydat na rozwiązanie tego problemu pojawił się tuż po tym, jak Sevi zamknęła usta. Był to jeden z nowicjuszy. Znany obu dziewczynom - razem pracowali przy obróbce mięsa. Podobnie jak Feeran, jego ciało zdobiły blizny po oparzeniu, jednak w jego przypadku były one na lewej części ciała.

[media]http://vignette1.wikia.nocookie.net/magi/images/e/e1/HakuPort.png[/media]

Z tego co kobiety kojarzyły na imię miał Haku i był dość nieśmiały jak i zapatrzony w Sevi.
- Em… mógłbym się do was przyłączyć? - spytał po chwili milczenia i intensywnego przyglądania się swoim stopom.
Cedil zmierzył go od głowy do stóp, zupełnie jakby sprawdzał go jako rywala o względy Juny.
- Jak dla mnie możesz, ale ja tutaj tylko dobre wrażenie robię. One są od decydowania. - wskazał na dziewczyny.
Sevi uniosła brew, jakby wszystko właśnie niespodziewanie wróciło do porządku wszechrzeczy.
- Hakuś. Jestem za.
U Juny założenie się nie zmieniło. Jej zdaniem mało kto tutaj pokazywał wszystko, na co kogo było stać, toteż nie miała nic przeciw, by Haku dołączył do ich grupy, co też jej mowa ciała oznajmiła. W tym momencie mieliby cztery osoby i musieliby rekrutować jeszcze jedną. Dziewczynie było w zasadzie obojętne, kto do nich dołączy i tutaj zdała się na towarzyszy, który z nich kogo by dołączył. Sama mało kogo znała na tej wyspie, bo nie pałała się do nawiązywania znajomości jak leciało, a ci, których znała, “odwrócili” się od niej.
A ponieważ Cedil odparł, że zna jedną weterankę, Juna odparła mu, że jego znajoma może dołączyć do ich zespołu.
Chłopak opuścił dziewczyny i Haku, ruszając w sobie tylko znaną stronę. Dobre kilkadziesiąt minut minęło, nim powrócił. Obok niego szła jakaś kobieta.
[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/82/3e/24/823e249bf00ff97aeecdc176284dd73b.jpg [/media]

Miała ciemną cerę, tę z rodzaju opalonych, a nie czarnych. Falowane włosy opadały jej swobodnie na ramiona. Na szyi nosiła czarny kołnierz i biżuterię. Suknia - również czarna jakby od niechcenia zsuwała się jej z ramion.
- To Elena. - Cedil przedstawił ją swojej drużynie - Weteranka, o której wam opowiadałem. Eleno, to Juna, moja dziewczyna, Sevi, znajoma i Haru, znajomy Juny i Sevi. Chcielibyśmy prosić byś dołączyła do naszej drużyny. Planujemy odpaść w eliminacjach.
Kobieta przywitała się z każdą z wymienionych osób lekkim skinieniem głowy.
- Hm… No nie ma sprawy. Ale za to sam skończysz budować ten dom, młody.
Cedil zgodził się na warunki kobiety i wyraźnie oczekiwał na reakcje reszty drużyny. Haru zarumienił się tylko i mocniej zaczął wpatrywać się w swoje stopy.
Czy na tej wyspie nie ma brzydkich kobiet?
- Świetnie. - Sevi przytaknęła. - Mamy komplet. Możemy jeszcze wymyślić jakąś głupią nazwę dla drużyny... - Dziewczyna przerwała na chwilę i pogrążyła się w rozmyślaniach.
Juna zgodziła się przyjąć nową do drużyny..
- Potrzebna jest nazwa drużyny? - zdziwiła się, bowiem wciąż nie znała całkowicie meandrów walk na arenie i nigdy dotychczas takowych nie oglądała. Teraz sama miała wystąpić w eliminacjach razem z czwórką innych przeklętych. Nie miała żadnego pomysłu, jak nazwać drużynę, a jeśli miała pomysł, to uznała go za głupi.
- A bo ja wiem… - mruknęła Sevi wzruszając ramionami. - Zawsze krócej niż wymienić pięć osób z nazwiska.
- Nie potrzeba nazwy drużyny w eliminacjach. Dopiero po nich mamy sobie wybrać. - odezwała się Elena. - Czyli w naszym przypadku nigdy.
- Dobra, chodźmy na piwo, czy gdzieś. Lepiej się dyskutuje na siedząco. - rzucił Cedil. - Zna ktoś jakąś fajną karczmę, czy idziemy szukać na farta?
- Szukamy na farta - oświadczyła Juna.

Karmazyn 30-04-2016 12:40

Tydzień dany przez Beth na znalezienie drużyny jednym upłynął na spokojnym sączeniu piwa w karczmach, innym na gorączkowych poszukiwaniach ludzi, z którymi będą walczyć ramię w ramię na arenie. Wśród obu grup znalazły się osoby, którym nie udało się znaleźć zespołu. Ci pijący w karczmie mieli po prostu to w dupie, ci poszukujący gorączkowo mieli pecha. Drużyny Juny i Sevi oraz Quinn, Claya, Keana i Tugala powstały najszybciej. Dzięki temu ta szóstka, wraz z towarzyszącymi im osobami mogła przesiadywać w karczmie przy kuflu piwa lub innego trunku i wysłuchiwać informacji, którymi dzielili się z nimi weterani lub - wytężając słuch – otrzymywali porcję świeżych plotek.

~*~*~*~*~*~

– Nie myślcie, że samo bycie tutaj sprawi, że traficie na arenę. – Elena powoli popijała piwo – Nim sobie na to zasłużycie, będziecie musieli przejść co najmniej jeden test. Z tych w rodzaju albo zdaję, albo jestem trupem. Mój rocznik polował na zwierzołaki. Teraz nie wiem, jak będzie, skoro bramy miasta są zamknięte dla nowicjuszy.

~*~*~*~*~*~

– Widzę, że wy z tych ambitnych. – karczmarz w ulubionej karczmie Keana rozmawiał z grupą chłopaka. – I bardzo dobrze. Może będziecie mieli na tyle szczęścia, że wygracie eliminacje. Gdyby tak się nie stało, spędzilibyście w kopalni miesiąc za każdą przegraną walkę. No nie patrzcie się tak. To takie zabezpieczenie, żebyście chociaż sprawiali pozory, że wam zależy.

~*~*~*~*~*~

– Słyszałeś, że Herg zniknął? – jeden z klientów karczmy odezwał się do drugiego w przerwach między piciem.
– Znając jego, pewnie leży gdzieś zalany.
– Od tygodnia nikt go nie widział. Nawet jego żona. Jeśli zniknął, to będzie już dziesiąty w tym miesiącu.
– Myślisz, że ktoś ich porywa?
– Niby kurwa kto? I po co?
– No wiesz, różne rzeczy ludzie mówią. Podobno myśliwi widzieli jakiegoś kolesia chodzącego bez głowy.
– A pierdolisz. Pewnie znowu nażarli się grzybków i im odpierdala.

~*~*~*~*~*~

– Nie myślałaś, by rzucić to w cholerę i udać się do Dzikich?
– Pojebało cię? Słyszałam, że mieszkają w lepiankach, a myją się tylko wtedy, gdy pada deszcz.
– No coś ty. Żyją w mieście podobnym do tego, jeśli nie lepszym. A z higieną u nich lepiej niż u nas. No i mają święty spokój z tą całą areną i wyścigiem szczurów.
– Taa? A niby skąd wiesz? Byłaś u nich?
– Ja… ja tak słyszałam. Napijmy się.

~*~*~*~*~*~

Po tygodniu została utworzona niecała setka drużyn, które miały wziąć udział w igrzyskach, a raczej w teście dopuszczającym do igrzysk. Dbano o to, by w danej grupie nie było więcej niż dwóch weteranów. Ci, którzy zaciągnęli języka wśród mieszkańców miasta, wiedzieli, że w eliminacjach bierze udział osiemdziesiąt drużyn. Dotychczasowe doświadczenie świeżynek wskazywało na to, że nadmiar kandydatów na gladiatorów nie będzie większym problemem a jedynie kompostem dla roślin.
Treningi stały się w pełni zespołowe, z nowymi nauczycielami.

Juna & Sevi

Drużyna złożona w większości z kobiet została skierowana do bogatej dzielnicy. Tam miała znaleźć dom niejakiego Nythluza. Poszukiwania nie zajęły im długo. Na szczęście – w przeciwieństwie do biedniejszych dzielnic – ta zbudowana w pełni z kamienia miała tabliczki informujące kto, gdzie mieszka. Grupa stanęła przed piętrowym domostwem z rzeźbionymi drzwiami wejściowymi. Cedil zapukał kołatką. Po chwili drzwi się otworzyły, ukazując trochę ponad trzydziestoletniego mężczyznę.

[media]https://cdn2.artstation.com/p/assets/images/images/000/492/814/large/max-emmert-berserker.jpg[/media]

Był wysoki. Czarne, długie włosy i broda były zadbane. Ubrany był w brązową, skórzaną zbroję z elementami zbroi płytowej – głównie na ramionach. Przy boku miał przewieszony miecz dwuręczny.

– Witajcie, więc to was mam uczyć? – spytał raczej retorycznie, wpuszczając przeklętych do środka. – Zaczniemy od przedstawienia się. Kobiety zaczynają.

Quinn & Clay & Kean & Tugal

Głównie męska drużyna została skierowana do jednej z karczm w biedniejszej dzielnicy miasta. To właśnie tam miał znajdować się ich nowy nauczyciel. A raczej nauczycielka. No cóż, trochę dziwne miejsce dla takich osób, ale co poradzić. Gdy weszli do środka, w ich nozdrza uderzył zapach alkoholu, zarówno jeszcze niespożytego jak już wydalonego, tak samo, jak zapach niekoniecznie czystych ciał. Zwątpili w znalezienie tutaj swej przyszłej nauczycielki, jednak jedna z kobiet leżących na stole powstała i chwiejąc się podeszła do nich.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/87/5d/ae/875dae2d93204120b3aec053ec2440da.jpg[/media]

Ubrana była na czarno z wyjątkiem czerwonej podszewki jej płaszcza. Wyraźnie było, że pod dość przyzwoitym strojem, skrywała się kolczuga. Jej buty były połączeniem butów na obcasie i tych od zbroi. Jedynym, brązowym okiem spoglądała na świeżynki.

– To *hep* was mam *hep* trenować? – spytała, bełkocząc niewyraźnie i owiewając piątkę nowicjuszy swym oddechem. – No *hep * niech *hep* będzie. Przedstawiać się. *hep* już. Ty *hep* zaczynasz. – wskazała na Quinn, czy raczej na obok niej.

harry_p 04-05-2016 01:57

Wolny tydzień niewątpliwie przysłużył się Su i Clayowi. Mogli spędzić ze sobą więcej czasu niż przez cały ostatni miesiąc. Dystans jaki dziewczyna utrzymywała po wpadce z czarem pożądania całkiem znikną. I tylko nada pani Clodac patrzyła na niego gniewnym wzrokiem gdy odprowadzał dziewczynę do domu. Chcąc mieć spokój musiał ją jakoś udobruchać. Chwilowo jednak była to rzec bardzo odległa na jego liście zadań zwłaszcza że i tak nie miał na nią pomysłu.
Plotki krążyły po karczmach, wśród robotników magazynowych i przekupek. Nie sposób było pozostać na nie głuchym. Gdyby nie “naturalny” optymizm pewnie by się nimi przeją ale… Raz, na dobór zadań dla nowicjuszy mieli równie wielki wpływ jak pchła na psa. Dwa nie uśmiechało mu się szukać na oślep jakiegoś mitycznego azylu zwłaszcza że jeżeli plotki miałby by być prawdziwe na drodze Jego i zapewne Su stały zwierzołaki na które roczniaki polowały w piątkę a nie parami. Trzy jakoś nie wierzył że znajdzie znajdzie miejsce gdzie zdobywa się umiejętności szybciej niż tu. Poza tym tutaj miał szansę ją ochronić, jakoś. Przynajmniej jakoś bardziej niż poza murami miasteczka. Dyskusję z Su na ten temat kończyli zwykle stwierdzeniem “Może później’ jak będą silniejsi.

Nowy czar nadal nie był dopracowany i to ciągle mąciło jego spokój. Quinn i Tugal pomogli, tyle że szybko się “zużyli”. A przy ilości prób jakich zwykle potrzebował na opanowanie nowego czaru potrzebował więcej celów aby nie trwało to wieki, albo przynajmniej miesiąc. Musiał zwiększyć ilość celów. Pomysł jaki podsunęła mu znajoma para nie do końca się sprawdził. Ćwiczyć na rynku w tłumie ludzi. Celów niby w bród ale pewność że czar zadziałał znikoma. Czasem dostrzegł “jakąś” reakcją ale pewności nie miał nigdy. Wracając z rynku wpadł na lepszy pomysł. Wpierw poczynił jednak pewne przygotowania. Wystarał się za pośrednictwem Su o coś pomiędzy długim płaszczem z kapturem a togą. Kolor i krój był mu w zasadzie obojętny więc gdy “to” przymierzył przypomniał bardziej obleczony brązowym kocem wieszak niż tajemniczego czarodzieja. Niemniej efekt był zadowalający. Następnego dnia zamieścił na jednym z rynków ogłoszenie.

“Poszukuję ochotników do przetestowania nowych czarów. Efekt erotyczny i niewątpliwie spektakularny. Pary oczekuję wieczorem w opuszczonej oberży Garkuchnia o’Brayana"

Na miejsce zjawił się pierwszy, by móc obserwować ochotników. Otoczył się strefą ciszy i liczył kandydatów. Pojawiło się sześć par. Dwie młode pary, jak na oko pierwszoroczniaki, dwie rok góra dwa lata starsze, para na oko trzydziestoparoletnich przeklętych i emeryta z blond ślicznotką. Pary zajęły miejsca przy stolikach na których przygotował butelki całkiem niezłego wina i puchary. Wszedł dopiero gdy zaczeły się przyciszone rozmowy. Nadal otoczony strefą ciszy i okryty nowym płaszczem.
- Witam - Przerwał zaklęcie wyciszające. Rozmowy ucichły jak ucięte nożem. Jego nagłe pojawienie się zrobiło wrażenie.
- Jesteście tu aby zakosztować, przyjemności. Poczuć żar który wypala wnętrze, spala na popiół i odradza się niczym ognisty ptak. - Zaczął swoją przemowę majestatycznie naśladując manierę potężnych tego świata.
- A co my z tego będziemy mieć? - Rzucił któryś zdecydowanie za pyskaty świerzak.
Spodziewał się tego.
- To, co z wami zrobię, będzie nagrodą samą w sobie. - kontynuował tym samym tonem.
Walał udawać potężnego cwaniaka niż spłukanego cwaniaka.
- E lipa. nawet złamanego czarnego? Dalej Lucy spadamy. - Para wstała szurając krzesłem. Po chwili cichych szeptów druga para kotów też opuściła pomieszczenie. Clay zacisną nerwowo pięści, modląc się w duchu by nie zostać z niczym a dokładnie z nikim. Toga ukryła jego zdenerwowanie i dla pozostałej ósemki wyglądał niczym oaza spokoju.
- Zapraszam, w kolejności w której przybyliście. - Odezwał się gdy był już pewien że panuje nad swoim głosem.

Wskazał pierwszy z pokoi oberży a potem łóżko. Gdy usiedli, bez słowa wyciągną ku nim swoje ręce. Tamci bez słowa chwycili. Uwolnił czar, potem kolejny. Chwila przerwy i druga seria zaklęć. To wystarczyło aby spojrzeli na siebie maślanym wzrokiem. Opuszczając pokój nie był do końca pewien czy był to efekt czaru atmosfery.
Wskazał na drugą parę i na drugi pokój. Oni wytrzymali dłużej.

Trzecią parą byli kochankowie w średnim wieku.
- Wytrzymajcie jak najdłużej.
Uwolnił czar i nic. Nie poczuł nawet aby moc od niego wyszła. Wyprostował się.
- Wytrzymać, nie powstrzymać mnie.
Kobieta uśmiechnęła się nieco wymuszenie.
- Myślałam że… nieważne. - Atrakcyjna brunetka chyba połapała się że ma do czynienia z pierwszoroczniakiem. Niemniej przyszła tu dla wrażeń.
Clay postanowił pójść na całość. Rzucał czary raz za razem. Pierwsza seria chyba trafiła w pustkę ale druga, trzecia już tak. Przy czwartej prawie podskoczyli, a na ręce Claya zostały ślady kobiecych paznokci. Po piątym zaklęciu kobieta rozerwała bluzkę a facet odepchną szczurołapa z taką siłą że zatrzymał się dopiero na barierce a drzwi pokoju zamknęły się z hukiem.

Ostatnią parą był sądząc po strojach jakiś “dziany” dziadek z swoją panienką. Wiek magnata był wyzwaniem i to chyba nie tylko dla młodego czarodzieja bo blondynka już zdążyła się nieco znieczulić winem.
- Spraw się młody a też będziesz zadowolony.
Chwycili się za ręce. Moc zaczęła krążyć. Pierwsza tura podziałała tylko na blondynkę. Wyczuł to w jej uścisku dłoni. Druga wpłynęła na dziadka i… i chyba na kobietę też. Trudno było określić po pierwszej dawkce. Trzecia tura znów trafiła w dziadka i chyba w końcu przyniosła pożądany efekt bo magnat uśmiechną się w osobliwy sposób i spoczął na blondynę. Kobieta wzniosła oczy ku powale, co staremu wcale nie popsuło nastroju. Widząc to postanowił zafundować im czwartą dawkę. Obie trafiły i jak chodzi o dziadka było to o jeden raz za dużo. Dziadek chwycił się za klatkę piersiowa, wytrzeszczył oczy i zaczął łapać oddech niczym wyrzucona na brzeg ryba.
Blondynka zerknęła na niego obojętnie. Wolną rękę położyła na udzie Claya i pocałowała nim zdążył zareagować.
- Dobry jesteś. - oblizała wargi - Naprawdę, dobry.
- To nie tak… - Wyjąkał.
- Spokojnie, prawie... Prawie - powtórzyła dobitniej, kładąc jednocześnie dłoń na jego policzku - była bym gotowa go zostawić dla chwili przyjemności z tobą. A teraz zostaw nas. Muszę zdążyć ująć mu parę latek nim zejdzie na zawał - zaczęła dobierać się dziadkowi do rozporka. - Taka moc - Wzruszyła ramionami - [i]Czas zarobić na swoje utrzymanie.[i]
Na więcej nie czekał. Wyszedł z pokoju zamykając drzwi. Spodziewał się różnych przypadków ale po ostatniej parze… No chwilowo miał dość treningów z “Dotykiem Przyjemności”


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:34.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172