Wioska.
Wędrowcowi na szlaku nazwa ta kojarzy się zwykle z miejscem, gdzie można odpocząć po długiej wędrówce, zajść do gospody, zjeść coś, czego nie trzeba samemu ugotować. No i spędzić noc pod dachem.
Bezimienna wioska, do której wkraczali, zdecydowanie nie kojarzyła się Maelarowi z wizją odpoczynku. I gdyby nie to, że mogli tam znaleźć wierzchowce i prowiant, w życiu nie skierowałby się między cuchnące śmiercią zabudowania.
Jeśli coś ma cztery nogi i da się dosiąść, to niekoniecznie musi być koniem. A bywają i takie konie, które nie zasługują na tę szlachetną nazwę.
Znaleziony przez Nata osiołek mógł co prawda nosić zapasy, a nawet - w razie najkonieczniejszej konieczności - nieść kogoś na grzbiecie, ale biedna kobyła wyglądała na taką, co przepracowała już długie lata i bardziej zasługiwała na odpoczynek w stajni, przy pełnym żłobie, niż na włóczenie się po niebezpiecznym świecie z bandą desperatów. Ale, jak powiadają, na bezrybiu i rak ryba. Oba czworonogi zostały zabrane na wycieczkę, w charakterze środków transportu - z perspektywą, że przy najbliższej okazji zostaną odesłane na zieloną trawkę (gdy da się znaleźć dla nich jakieś przyzwoite zastępstwo).
Zabrane ze stajni siodła i juki powinny ułatwić życie wędrowcom.
Logiczną rzeczą było, że gospoda, centrum życia kulturalnego i wieczornego wioski, powinna się znajdować w środku wioski. A w gospodzie, nawet jeśli ktoś wioskę wywrócił do góry nogami, powinny znaleźć się jakieś produkty, które przyspieszą dalszą podróż. W znalezienie koni Maelar przestał wierzyć, ale jedzenie - to było możliwe.
Odpoczynek natomiast z góry odrzucił - nawet gdyby mu zapłacono, albo umierałby ze zmęczenia, to znalazłby jeszcze tyle siły, by odejść od wioski jak najdalej, chociażby na czworakach.
Po kilkunastu krokach Maelarowi gospoda wyleciała z głowy, a myśli o zapasach ukryły się bardzo głęboko, zastąpione szokiem i przerażeniem.
Czegoś takiego nigdy nie widział. Ba - nawet nie słyszał o takim zastosowaniu magii. Bo cóż innego mogło tu działać, jeśli nie najczarniejsza z magii?
Co zrobiono z tymi ludźmi?
Pytanie pojawiło się i zniknęło. Maelar zdecydowanie nie chciał wiedzieć, co im zrobiono i w jaki sposób. Chciał się znaleźć jak najdalej stąd.
Nim jednak zdążył zaproponować bardzo pospieszny odwrót okazało się, że do wioski, od strony lasu i dworku, nadciągają kolejni goście.
Sprawcy masakry wracają? Demoniczka wróciła do domu i wysłała kogoś? Mieszkańcy dworku chcą sprawdzić, co się dzieje w wiosce?
Wiara w to, że przybysze będą przyjaźnie nastawieni, świadczyłaby o krańcowej naiwności. A nawet gdyby nie mieli nic wspólnego ze śmiercią mieszkańców wioski, to i tak na widok intruzów mogliby najpierw strzelać, a potem dopiero pytać... tudzież zwrócić uwagę na to, że wieśniacy zginęli dawno temu.
- Chowamy się - syknął Maelar, machnięciem ręki wskazując dwie najbliższe chaty. Sam natychmiast zaczął realizować własną sugestię.