lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   Nim zetrą się światy. (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/6674-nim-zetra-sie-swiaty.html)

Callisto 31-12-2009 11:35

Raina nie miała pojęcia, co zrobić w tej sytuacji. Nie po raz pierwszy żałowała, że nie ma zdolności uzdrawiania ludzi. Gdyby tak było, pomogłaby Vanyi, która krztusiła się własną krwią. To nie wyglądało za dobrze… Złamane żebro mogło uszkodzić płuco, a wtedy jej sytuacja mogła się okazać śmiertelna. Gdy Vanya oparła się o Rainę, ta nie protestowała, ze zdumieniem spoglądając jak krew, którą kobieta wypluła wnika w ziemię z zadziwiająca prędkością. Czegoś takiego nigdy nie widziała. Ziemia była jej żywiołem i jasne było, że coś nie gra. Zmartwienie stanem towarzyszki nie pozwalało jej jednak zbyt jasno myśleć…
Mimo iż nie znała tej kobiety zbyt dobrze, tak samo jak i całej reszty bandy czuła się z nimi w jakiś sposób związana.

Midnight 06-01-2010 20:43

Co się z nią działo? Przecież Dantlan powinien być jej wrogiem. Wszyscy powinni być jej wrogami, a zamiast tego pozwala by... Pokręciła głową ignorując całe to zamieszanie wokół elfki. Co ją ona tak właściwie obchodziła? Nic.. Mniej niż nic. Zamiast na tej żałosnej istocie powinna się skupić na sobie. Na tym co czuje. Na tym co działo się z jej ciałem. Granica. Była tak blisko, tak blisko... Wyciągnęła dłoń w próbie dotknięcia tej niewidzialnej bariery, która chroniła ją od.. Właśnie.. Od czego? Od uczuć? Przecież czuła. Gniew, nienawiść, radość... Czułą więcej niż ktokolwiek, doświadczała więcej. Każda śmierć której sprawczynią się stawała niosła za sobą fale uczuć. Pięknych uczuć. Spełnienie.. Jedyne w swoim rodzaju. Radość... Sięgająca najgłębszych zakamarków duszy. Miłość... Tak, czuła ją. Za każdym razem gdy sztylet zagłębiał się w ciele ofiary, a z ust jej wydobywał krzyk bólu... Kochała całym sercem. Ten ból, ten krzyk... Krew na dłoniach, w ustach, na ubraniu... To miłość nakazywała jej czynić z ich ciał dzieła sztuki. Zła, mroczna miłość... Zła, mroczna radość... Nienawiść...

Krzyk buntu, walki... Zdziwiona odwróciła się w kierunku z którego dochodził. Elfka. Żyła jeszcze, walczyła. Co sprawiało, że oni zawsze walczyli? Czy to życie było dla nich aż takie cenne? Co w nim było takiego? Nic... Śmierć... Cel życia, meta do której każdy zdążał. Cokolwiek by nie uczynił na końcu zawsze była śmierć. Czy nie prościej by było poddać się temu co i tak było nieuniknione?
Opuściła dłoń i ruszyła w kierunku kobiet.

- Pomogę ci. - Zaoferowała z łagodnym uśmiechem na twarzy.
- Tak będzie szybciej.

Mówiąc podtrzymała elfkę z drugiej strony. Jednocześnie skupiła w sobie resztkę mocy jaka jej jeszcze została. Lewą dłonią odszukała skrawek skóry której nie chroniło odzienie. Prawą sięgnęła po sztylet. Tak.. Tak będzie zdecydowanie szybciej. Pomyślała po czym zaatakowała jednocześnie magią i ostrzem.

Aegon 09-01-2010 02:24

Vaelen powoli wracał do siebie. Oparzenia zagoiły się, a umysł elfa pracował już na normalnym poziomie. Potrzebował jeszcze tylko chwili odpoczynku… Widział, jak Dantlan i Miriam udają się do sąsiedniego pomieszczenia po rozwiązaniu zagadki jajek. Zastanawiał się, czy i kiedy tamta dwójka wróci. Nigdy nic nie było wiadomo – mogli nagle skoczyć sobie do gardeł.

Sytuacji nie poprawiał fakt, że Vanya została poważnie zraniona. Vaelen wiedział, że kobieta nie wytrzyma długo, ale też bał się za wcześnie użyć czarów. Jedna pomyłka i skutki mogły być katastrofalne. Wkrótce ujrzał Miriam wyłaniającą się zza przejścia. Jej spojrzenie nie niosło dobrych zamiarów. Gdy wiedźma wyciągnęła sztylet, nie było czasu na wstrzymywanie magii. To się mogło źle skończyć...

-Zostaw ją! – krzyknął elf – Nie masz prawa do jej energii! Odejdź!

W tym samym momencie uaktywnił sferę ochrony, która miała osłonić Vanyę i odepchnąć nieco Miriam. Następnie, zaczął się przemieszczać w kierunku elfki i wiedźmy, aby postarać się jakoś wyjść z tej sytuacji i, chociaż niezbyt mu się to podobało, w skrajnej sytuacji zabić. Kątem oka ocenił stan zdrowia elfki. Tu potrzeba było natychmiastowego leczenia. Za długo już zwlekał. W jego dłoni wezbrała energia lecznicza.

Bebop 11-01-2010 15:13

Komnata w której znalazł się Lenard nie wyglądała zbyt przytulnie, jej zielone ściany zdawały się lekko drgać co potęgowało narastający niepokój najemnika. Gdzie znalazł się tym razem? Kolejna wizja? Jeśli tak, to w jaki sposób miał rozróżnić to, co prawdziwe od tego, co jest jedynie iluzją? Zaczął się nawet zastanawiać, czy wizyta u króla i wszystkie pojedynki z potworami nie były jedynie wymysłem jego własnej wyobraźni. Być może popadł w szaleństwo... tak, to by wiele wyjaśniało. Dawniej wiele słyszał o ludziach, którzy popadłszy w obłęd, widywali różne zmory. A może po prostu zginął tam w Sarrin, wraz z jego mieszkańcami i teraz jedynie błąka się po jakimś dziwnym świecie nie mogąc znaleźć sobie miejsca? Nie, to wydawało się jeszcze mniej prawdopodobne niż szaleństwo. Na szukanie odpowiedzi przyjdzie jeszcze zresztą czas, najpierw powinien zająć się tym co tu i teraz, a zdecydowanie było czym...

Dopiero po chwili zorientował się, iż w pomieszczeniu wcale nie jest sam. Towarzyszyła mu bowiem jakaś zakapturzona postać uzbrojona w długi miecz obowiązkowo w barwie zielonej. Spoon pocił się coraz bardziej, być może ze strachu przed ponurym nieznajomym albo też przez atmosferę panującą w tym miejscu. Jego dłonie odruchowo powędrowały w kierunku mieczy, lecz ostrza pozostały jeszcze w pochwie, coś mu bowiem podpowiadało, iż póki co nie grozi mu niebezpieczeństwo. Oby się nie mylił....

- Kim jesteś? - wyszeptał cicho wycierając pot spływający z jego czoła - Co to za miejsce?

Nieznajomy wykonał ledwie dostrzegalny ruch głową, który zwrócił uwagę najemnika i ten po chwili również skierował swój wzrok w tym samym kierunku. Lustro, wcześniej go nie zauważył, gdyż znajdowało się dokładnie za jego plecami. Odbicie ukazywało wnętrze pomieszczenia, jednak element jednej ze ścian w ogóle nie pasował do wystroju. Chodziło mianowicie o kamienną powierzchnię, która wyjątkowo rzucała się w oczy. Zrobił kilka długich kroków i błyskawicznie znalazł się tuż obok niej, w tym dziwnym miejscu, było to jedyne co mogło uchodzić za normalne. Niesiony jakimś niewytłumaczalnym przeczuciem zaczął w niewiadomym celu dokładnie dotykać tą kamienną powierzchnię, jakby oczekując, iż cokolwiek się stanie.

Gettor 12-01-2010 23:47

Miriam, Raina, Vanya, Vaelen

Nic się nie udało. Nikomu.
Ani Miriam, która próbowała jednocześnie dźgnąć Vanyę sztyletem i za pomocą magii wyssać resztkę energii z elfki. Nic się nie udało.
Magia, raz puszczona w ruch, jakby powędrowała w przeciwną stronę… do Dantlana, który niewiadomo skąd wziął się nagle obok was. Jednak to nie był wasz czarodziej, dopiero teraz to zauważyliście. Bowiem Dantlan nie był przecież cały czarny, zupełnie jak tamten chłopak, który was prześladował.
- Dziękuję. – powiedział wchłaniając energię zaklęcia Miriam, po czym rozsypał się na tysiąc czarnych ziarenek.

Z tego wszystkiego nekromantka nie trafiła też i sztyletem – zamiast wbić go elfce w bok, wsunęła ostrze pod nią. Kwaśną miną wyraziła dezaprobatę, lecz nim ktokolwiek zdążył cokolwiek zrobić, usłyszeliście huk.
To Vaelen, który upadł dopiero co wstawszy z podłogi. Mag przecenił swoje odzyskane siły – czuł się względnie dobrze póki siedział oparty o ścianę, lecz gdy tylko wstał, świat wokół niego zawirował i kolana się pod nim ugięły.
To i upadł, na twarz. Tak boleśnie, że aż nie wiedział co mu doskwiera bardziej – czarna, spalona dłoń o której sądził, że już wyzdrowiała, czy nowo nabyte rany i zadrapania na twarzy.

Dodatkowo poczuł w ustach metaliczny posmak jakiejś cieczy. Wypluł na bok. Krew, jego krew. I coś białego… ząb. Świetnie.

Na nieszczęście dla Vanyi, żadne z tych wydarzeń jej nie pomagało. Nie mogła oddychać, dusiła się. Czuła w piersi dotkliwy ból, jakby ten sprzed kilku minut stwierdził że nie dokucza jej wystarczająco.
Nie mogła oddychać… była cała blada…
Przestała oddychać.

Vanya

W mgnieniu oka byłaś gdzieś indziej. W całkiem przyjemnej okolicy.
Przed tobą była ścieżka, dookoła niej zaś bujny, zielony las. Wydawało się, że jest środek dnia, jednak patrząc w niebo widziałaś dziwny, ciemnoniebieski wir który zdawał się wszystko wsysać ku górze.

Jednak jedna rzecz nie dawała ci spokoju… czemu pod tobą była przepaść?... I gdzie było twoje ciało?!

Patrząc w dół nie widziałaś siebie, tylko jakąś niewyraźną, niebieskawą chmurkę pod którą rozciągała się nicość. Spanikowałaś – nie wiedziałaś co robić. Nawet nie mogłaś machać rękami w przerażeniu, bowiem nie miałaś rąk. Ba, nawet nie mogłaś krzyczeć.

W tej panice jednak wykrzesałaś z siebie pewną istotną, jak się zdawało, myśl – chciałabym się znaleźć na tej ścieżce…

I zaczęłaś ku niej sunąć – powoli, lecz nieubłaganie. W miarę pokonywania kilku metrów czułaś się coraz bardziej zmęczona – płuca, których nie miałaś, paliły; nogi, których również nie posiadałaś, bolały.

Wreszcie dotarłaś. Byłaś na ścieżce. Nogi cię bolały jak nigdy, zachłannymi haustami wciągałaś do płuc powietrze. Chwila…
Nogi? Płuca? Miałaś je… tak jak i resztę ciała! Tak jakby…

Patrząc teraz na siebie nie widziałaś siebie. Widziałaś makabryczne ciało na widok którego cię mdliło. I to mocno.
Wszędzie widoczne były tkanki, mięśnie i kości – nie miałaś skóry. Czerwone mięso w ręce ruszało się za każdym razem kiedy zginałaś palec, nadgarstek, lub całą rękę. Mimo iż niesamowicie obrzydliwe, musiałaś przyznać, że było to również nieco ciekawe…

- O, nowy. – usłyszałaś głos. Zobaczyłaś przed sobą istotę wyglądającą dokładnie tak jak ty – no, może nieco wyższą i z większą ilością mięśni. – Witam w zaświatach.

Keith

Postanowiłeś przejść się po pokoju tak, by zobaczyć demona w lustrze na ścianie. Nie było to trudne, bowiem stwór – trzymając szpony na broniach zatkniętych za pas – przesuwał się ku ścianie i w pewnym momencie przeszedł przez twoją linię wzroku odbitą w lustrze.

I zniknął demon, a na jego miejscu ktoś postawił Lenarda. Tak po prostu. Najemnik, tak jak demon chwilę wcześniej, trzymał dłonie na rękojeściach mieczy w pochwach.
Nie spuszczając z ciebie swojego pełnego podejrzeń wzroku, Spoon doszedł do ściany i zaczął ją gładzić, jakby coś sprawdzając.

Wtedy dopiero dostrzegłeś, że w miarę jak się przemieszczałeś po pokoju, coraz większe kawałki ścian widziane w lustrze „zmieniały się” z nieociosanych, wystających głazów w gładką, kamienną ścianę.

Spostrzegłeś coś jeszcze. Dyszałeś, byłeś cały oblany potem. Musiałeś wręcz rękawem otrzeć pot z czoła i twarzy, bowiem płyn napływał ci już do oczu. Jakby tego było mało, gorąco odbijało się również na twoim stanie fizycznym – kręciło ci się w głowie, miałeś mdłości.

Lenard

Dziwna postać ruszyła się w stronę przeciwną do twojej – ty w prawo, on w lewo. W pewnym momencie jednak się zatrzymał i… gapił się na ciebie. Nie wiedziałeś, czy przygotowywać się do ataku, do obrony, czy co w ogóle robić.

Doszedłeś do niezwykłego kawałka ściany i pogładziłeś go – faktycznie była to szara, kamienna ściana. Chyba, że ktoś kpił sobie nie tylko z twojego wzroku, lecz także z dotyku… wszystko już ci się mieszało.

Wilgoć odczuwana w powietrzu ani myślała zmaleć i czułeś się coraz gorzej – kręciło ci się w głowie i ciężko ci było się skoncentrować. Pot, spływający ci obficie po twarzy, napływający do oczu i ogólnie oblepiający całego ciebie, tylko pogarszał sprawę.

Kerm 14-01-2010 11:08

- Co jest, na demony? - powiedział cicho widząc, jak nagle w pomieszczeniu zamiast dziwacznego demona pojawia się Lenard.
Było to niczym najlepsza sztuczka magiczna. W jednym momencie demon, w następnym - Lenard. Ktoś nagle dokonał szybkiej zamiany, czy też poprzedni widok był tylko i wyłącznie złudzeniem? Złudzeniem, które zniknęło tylko i wyłącznie dzięki temu, że Keith ujrzał odbicie demona-Lenarda w zwierciadle? jedynym przedmiocie, jaki do wystroju wnętrza nie pasował?

Pojawiło się od razu następne pytanie... Skoro Keith widział demona, to kogo - lub co - widział Lenard? Innego demona?
Z pewnością coś niezbyt sympatycznego, skoro Lenard trzymał dłonie na rękojeściach swoich mieczy i z niepokojem wymalowanym na twarzy wpatrywał się w Keitha.
Ten, na wszelki wypadek, odsunął dłonie od swojej broni. Miał nadzieję, że Lenard - bez względu na to, co widzi - zinterpretuje taki gest jako pokojowy. Zazwyczaj nikt, kto miał złe zamiary, nie pozbawiał się możliwości natychmiastowego użycia swej broni.
No, chyba ze nosił ja w głowie. Wtedy pozbycie się jej nie wyszłoby właścicielowi owej głowy na zdrowie...

Keith na moment przeniósł wzrok z Lenarda na otoczenie.
Ściany przestały być jednolite - nierówne, byle jak kładzione kamienie zostały zastąpione przez tak samo kamienną, ale gładką ścianę. Nie wszędzie... Tam tylko, gdzie padł odbity od lustra wzrok Keitha.
Zwierciadło odczyniające iluzję? Być może... Może warto by było je zbadać. Ale z pewnością nie z wbitym w Keitha podejrzliwym wzrokiem Lenarda. Nie można było mieć pewności, że Lenard nie zaatakuje Keitha, a raczej tego czegoś, co widzi, ledwo Kieth odwróci się do niego plecami.

Otarł pot z czoła. W pomieszczeniu było coraz cieplej. Niemal gorąco. I chociaż był przyzwyczajony do chodzenia w zbroi nawet w upalne dni, to teraz poczuł nagle pragnienie pozbycia się kolczugi. Mało rozsądne odczucie, zważywszy na okoliczności.
Przysunął się do ściany, chcąc - podobnie jak Lenard - zbadać jej strukturę. A potem zaczął się przesuwać w stronę lustra. Miał nadzieję, ze gdy znajdzie się między lustrem a Lenardem tamten zdoła go rozpoznać...
Wtedy będą mogli ze spokojem zbadać całe pomieszczenie. I znaleźć wyjście, zanim się tu ugotują.
Może gdzieś, ukryte za iluzją kamieni, znajdą drzwi? A może, w ostateczności, trzeba będzie stłuc lustro?
Może za nim kryje się wyjście.

Bebop 21-01-2010 19:11

Tajemnicza postać coraz bardziej go niepokoiła, co prawda nie wykonywała żadnych gestów, które mogłyby zwiastować niebezpieczeństwo, lecz wciąż wbijała swój wzrok w najemnika. Bacznie obserwując swego towarzysza Lenard skierował się w kierunku szarej powierzchni, w innym miejscu pewnie bez wątpliwości stwierdziłby, że jest to normalna kamienna ściana, lecz tutaj niczego nie mógł być pewien.

Starał się zachować koncentrację, lecz z każdą chwilą stawało się to trudniejsze, pojawiły się zawroty głowy, a pot spływał coraz obfitszym strumieniem. Powoli przesuwając stopy zbliżył się do ściany by się o nią oprzeć i przemyśleć swoją sytuację, zachwiał się jednak i kilka sekund później wylądował na ziemi. Kilka razy próbował się podnieść, lecz wysiłek nie przynosił rezultatów. Zmęczenie wzięło górę, oddychanie stawało się coraz bardziej uciążliwe, a do tego dochodził jeszcze ten straszliwy, spływający po całym jego ciele, pot.

Po raz kolejny przetarł oczy i ukradkiem spojrzał na swego towarzysza, wyciągnął jeden ze swoich mieczy i wspierając się na nim znów rozpoczął mozolne próby wstania na równe nogi. Dyszał ciężko za każdym razem, lecz mimo wszytko nie ustawał. W końcu udało mu się, lecz chwiejny krok zwiastował, iż lada moment może on wrócić do poprzedniego położenia.

Z gniewem spojrzał na towarzysza, ktoś przecież musiał być odpowiedzialny za jego cierpienie, a tajemniczy nieznajomy wydawał się idealnym kandydatem do tej roli. Lenard mocniej zacisnął dłoń na rękojeści miecza.

- Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz? ODPOWIADAJ!

Jeśli jeszcze jakaś mała część rozsądku podpowiadała mu, iż zachowuje się irracjonalnie, że to do niczego nie prowadzi, to właśnie została ostatecznie stłumiona przez furię, która w pełni ogarnęła Spoon'a. Niewątpliwie jego siły wciąż słabły, lecz teraz nie było tego po nim widać, w jego oczach pojawił się żar, który nie mógł zwiastować nic dobrego. Pełen determinacji przyjął bojową pozę i wycelował ostrzem w gardło nieznajomego.

- ODPOWIADAJ!


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:09.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172