lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   Kroniki Neverendaaru (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/8037-kroniki-neverendaaru.html)

Suryiel 05-04-2010 19:30

Sen powoli zdawał się wypuszczać ją ze swych objęć, jednak Azrael bynajmniej nie miał takiego zamiaru, przynajmniej nie teraz. Jego towarzyszka, nie będąc jeszcze do końca wybudzona, jedyne co czuła to lekki uścisk na ramieniu i łaskotanie jego długich włosów na swym policzku. Mężczyzna chciał skorzystać z takiego jej stanu, stanu w którym już nie śpi się tak naprawdę, ale nie jest się jeszcze w stanie do końca wybudzić.

- Wiem, że obiecałem Ci dawno temu, że nie opuszczę nigdy Twego boku, siostro. – szepnął, mocniej zaciskając dłoń na jej szczupłym nadgarstku.- Wiesz, że nie mam w zwyczaju rzucać swych słów na wiatr, jednak... Doprowadziłem Cię tutaj, zapewniając Ci bezpieczeństwo w czasie Twej podróży. Tu jednak się z Tobą rozstanę...

Długo musiał bić się z myślami i własnymi uczuciami, nim wreszcie wstał od jej łózka i bezszelestnie podszedł do drzwi. Za oknem powoli wschodził świt, zalewając niewielki pokoik bladoróżowym światłem.

- Niech Cie Światło prowadzi, najdroższa...

Gdy parę chwil później Uriel, oddychając ciężko usiadła na łóżku, w pokoju nie było już nikogo prócz niej. Z przerażeniem w oczach rozejrzała się dookoła, jednak im bardziej kręciła głową, im bardziej starała się wmówić sobie, że to jakiś żart, tym bardziej jej dłonie drżały. Ze strachu.

- Azrael? – wyszeptała cicho, odrzucając cienkie przykrycie pod którym spała, wstała i podbiegła do drzwi, jednak korytarz za nimi również był pusty, a na domiar złego nieoświetlony i ciemny.- Azrael?! – krzyknęła, chociaż powoli zdawała sobie sprawę z tego, że krzyczenie donikąd ją nie zaprowadzi, a jedynie ściągnie tu kogoś poruszonego jej wrzaskiem. Na wpół skulona usadowiła się na podłodze, przyciskając mocno plecy do ściany nawet nie zauważyła jak przez szpary w zawilgotniałej podłodze zaczynają przedzierać się pojedyncze, zielone pędy trawy. Nienawidziła być sama, miała do tego dobre powody...

* * *

Z gospody wyszła o poranku, na brukowanej ulicy zalegała jeszcze gęsta, zimna mgła jednak nie przeszkadzała jej ona w ogóle. Wręcz przeciwnie, otoczona nią czuła się bezpieczniej, szybkim krokiem ruszyła przed siebie, dokładnie tą samą ścieżką, którą schodziła wczoraj z Azraelem, wchodziła teraz z powrotem do wyższych partii miasta. Zabudowania wokół niej stawały się czystsze i schludniejsze, jednak słońce nie zdawało się podzielać entuzjazmu tutejszych architektów, na każdą część miasta, czy to slumsy czy ogrody bogaczy świeciło tak samo. Lub raczej nie świeciło, bo pogoda tego ranka nie była nawet odrobinę lepsza od wczorajszej. Właściwie to pogrzmiewało już od samego rana, brakowało jeszcze tylko deszczu, ale tego wolała nie wypowiadać na głos. Złośliwość natury nie znała granic, w końcu to wiedziała, można by powiedzieć, z pierwszej ręki.

Gdy dotarła wreszcie do Grzmiącej Twierdzy usadowiła się wygodnie na kamiennym murku okalającym upstrzone białymi kwiatami klomby. Nie chciała na razie ryzykować ponownego spotkania z tutejszymi zbrojnymi, bo choć miała przy sobie wszelkie potrzebne papiery, bez Azraela u jej boku nie czuła się zbyt pewnie. Od paru dobrych dziesięcioleci podróżowali razem, zawsze nierozłączni, on zawsze w gotowości gdy dziać się miała jej jakaś krzywda, zawsze na miejscu gdy wspomnienia ostatnich stuleci wracały doń w najmniej odpowiednich momentach. Westchnęła cicho, czując przyjemny zapach kwiecia stała się nieco spokojniejsza, nico tylko, bo dziwaczna aura nieskończonego, którą wyczuła wczoraj, była tu jeszcze bardziej namacalna. Uniosła lekko głowę i zadarła nos, przyglądając się samemu czubkowi sławetnej twierdzy, a do głowy przyszło jej pewne bardzo stare przysłowie.

„Najciemniej jest pod pochodnią”

- Gdybym wierzyła w przeznaczenie, gdzie powinnam się teraz udać? – zapytała po cichu samą siebie, gładząc palcem rudą wiewiórkę, która nader przyjaźnie podbiegła do niej, całkowicie bez lęku jakby tresowana. Kobieta uśmiechnęła się lekko, kątem oka obserwując plac. Gdyby była Nieskończonym w świecie pełnym swych wrogów, najlepszą dlań pozycją byłaby ta na samym szczycie hierarchii społecznej...

Endless 22-04-2010 18:24

Uriel:

Aura, którą czułaś z obserwowanego zamczyska wyrażała smutek i ból. Dopiero teraz, po dłuższej obserwacji wieży z której wyczuwałaś energię duchową, potrafiłaś rozpoznać i nazwać te uczucia. Jednocześnie przypomniałaś sobie o śnie. Zamek był identyczny w porównaniu z tym, który ci się śnił. I ta skrzydlata kobieta... To, co czułaś wydawało się pochodzić od niej. Ktoś wyraźnie więził na zamku Nieskończonego, w dodatku nieprzeciętnego. Ktokolwiek był właścicielem tej aury, nie wydawał się przebywać na zamku dobrowolnie.

Gdy tak siedziałaś na murku, usłyszałaś za sobą czyjeś okrzyki i groźby, a gdy się odwróciłaś spostrzegłaś brązowowłosą kobietę uciekającą przed pięcioma strażnikami. Na czele grupy strażników biegł mężczyzna, w postrzępionym płaszczu i głową skrytą pod kapturem. Kimkolwiek był, zależało mu na schwytaniu bezbronnej kobiety.

Emanuel:

Od czasu pamiętnego incydentu minęły dwa lata... Sam już nie wiesz w jaki sposób udało ci się uciec. To był cud. Cudem tym było odnalezienie przypadkowo czynnego przejścia międzywymiarowego, które ocaliło cię przed ścigającymi. Podróżowałeś przez wiele wymiarów, wykonując zlecenia dla tych, którzy dobrze płacili. Zabij tego stwora, schwytaj tego złodzieja, zdobądź cenny przedmiot... Szybko cię to znużyło, ale kiedy przybyłeś do Mithios wszystko się zmieniło. Twojej przynależności do specjalnej grupy Nieskończonych zawdzięczałeś cenny dar ukrywania swej prawdziwej tożsamości, toteż łatwo było ci zdobyć posadę w szeregach Zakonu Czterech Słońc.

Biegłeś na czele grupy strażników, goniąc za kobietą. Była ona szpiegiem Rebeliantów, dobrze ukrywającej się grupy, której członkowie jako jedni z nielicznych sprzeciwiali się władzy Zakonu. Kobiecie udało się zdobyć cenne informacje prosto z Wielkiej Cytadeli - zamku, który był siedzibą główną Zakonu w Grzmiącej Twierdzy. Gdyby udało jej się uciec, Zakon miałby nie lada kłopoty...

Drużyna Valerii:

Po skończonej walce i przesłuchaniu maga, drużyna stanęła przed dylematem. W komnacie, w której się teraz znajdowali, były trzy wrota. Valeria spojrzała na każde z nich i westchnęła.
- Są trzy wrota... Musimy znaleźć dowody wskazujące na zamiary Zakonu. Szybciej byłoby się rozdzielić...

michau 26-04-2010 22:03

Sprawa przedstawiała się co najmniej niejednolicie. Co więcej, cholernie przekręcało się wspak, na odwrót, nie po kolei, do tyłu. I dupa. Myślisz, że możesz, a tu dupa. Wypiąć się jedynie na to wszystko. Bo co ty niby możesz? Arnthaniel tępo patrzył w drzwi, które znajdowały się przed nim. Dupy tam co prawda nie zobaczył, ale drzwi wydawały się być jakieś inne...






- Ten tego, te są jakieś ciekawsze- Skrzydlaty wskazał palcem na drzwi przed swoim nosem. Były to drzwi znajdujące się po lewej stronie, tuz przy niewielkiej szafce, której półki były przepełnione zwojami z magicznymi inskrypcjami. Teraz niektóre z nich ochlapane były krwią magów. Nieciekawie to wyglądało. To tak jakby ktoś rozlał dużo keczupu i obsmarował woluminy zwojów niczym pizzę.
- Mie się skromnie wydaje, że ktoś nienadaremno je odznaczył. Znaczy się te drzwi. Byłbym ostrożny otwierając je. Nie wyczuwam aury, ani żadnej energii, ale mój nos mówi mi, że lepiej z nimi uważać. Dlatego pójdę tymi po prawej, jeśli już mamy się rozdzielać. Kto idzie ze mną?. Skrzydlaty oderwał nos od drzwi i spojrzał na towarzyszy.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:47.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172