lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   Drogocenna przesyłka (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/8546-drogocenna-przesylka.html)

Cosm0 25-09-2011 22:04

Wieści przyniesione przez Villaina nie były pomyślne. Emerahl widziała w swoim życiu kilka trupów jednak zazwyczaj w występowała ona wtedy w charakterze lekarza, któremu nie udało się pomóc konającemu, bądź który nie zdążył przybyć na czas. Rzadko kiedy widywała jednak ludzi zabitych przez kogoś, a już na pewno nie widywała ludzi zabitych i rozszarpanych na strzępy przez jakiegoś drapieżnika. Dwa trupy, i to w takim stanie, w przeciągu kilku zaledwie godzin to było stanowczo zbyt dużo i czarownica była nie na żarty zmartwiona. Gdyby tego było mało - Sevrin nie dołączył do nich od zastanawiającego długiego czasu. Ich kompan nie pierwszy raz odłączał się od kompanii jednak zawsze dość szybko wracał bądź ich doganiał, tym bardziej że teraz nie jechali za szybko. Prośba Iriala o mentalne poszukanie Sevrina zgrała się w czasie z decyzją Em o tym by takie poszukiwania poczynić. Jaźń czarownicy długo błądziła po lesie w koło nich i po opuszczonym niedawno obozie, jednak po Sevrinie nie było ani śladu. Nawoływania również nie dawały rezultatu - Sevrin musiałby być odporny na magię, podobnie jak kiedyś Theron aby Em nie mogła go w ten sposób odnaleźć. Jak jednak czarownica pamiętała - Sevrin nigdy do tej pory nie przejawiał takiego talentu. Czy istniały przedmioty pozwalające ukryć się przed takim działaniem? Istniały i Em dobrze to wiedziała, jednak były raczej rzadkie. Możliwym było, że Sevrin jest zbyt daleko aby Emerahl mogła go odszukać albo też... ostatniej opcji czarownica wolała nie dopuszczać do myśli. Trzeci trup i to tym razem znany zapewne przebrałby miarkę i to nie tylko jej miarkę.

- Zawracamy po Sevrina - podjął decyzję Irial i nikt nie dyskutował z tym postanowieniem - było jak najbardziej naturalne i ludzkie, aby dbać o swoich kompanów.

- Tam coś jest – wyrwało się w pewnym momencie Samuelowi – Coś… – urwał najwyraźniej nie potrafiąc dobrać słów by opisać co czuje.
- Miejcie się na baczności – ostrzegł Irial.

Groza sytuacji zdawała się coraz bardziej oczywista. Zdawało się jakby pętla się w koło nich zaciskała i z każdym krokiem trzeba było oczekiwać, że ktoś w końcu wykopnie spod ich stóp dający oparcie taborek a oni wszyscy runął w dół i zawisną łamiąc sobie kark. Wizja może niezbyt optymistyczna, ale jakże można było pokusić się o optymizm w takich okolicznościach - owszem możliwe, że był to zbieg okoliczności, możliwe że byli to nieszczęśnicy którzy napatoczyli się na rozszalałego niedźwiedzia. Możliwe jednak było także, że coś tu śmierdziało. Sądząc po ostrzeżeniu Samuela, zarówno dosłownie jak i w przenośni... Do tego ten sen... Rudowłosa sama nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć i wolała zdać się w osądach na najwyraźniej bardziej doświadczonego w takich sprawach Iriala. Mężczyzna także się martwił i mimo że próbował skrywać emocje pod chłodną maską obojętności i rutyny to jednak Emerahl potrafiła wyczuć uderzający od niego nastrój przez co sama denerwowała się jeszcze bardziej.

Droga do pozostawionego tego ranka obozu nie trwała długo. Węgle po ognisku nie zdążyły jeszcze na dobre ostygnąć przywołując rudowłosej czarownicy ponownie na myśl ostatni sen. Lamia zdawała się wiedzieć, co śniło się Emerahl... tak się przynajmniej zdawało. Czy należało ją o to zapytać? Czy dziewczyna nie zaprzeczy? Te odpowiedzi musiały zaczekać i ustąpić bardziej naglącym sprawom.

- Sevrin sobie pojechał. Widać nie zamierza jechać z nami dalej - odezwał się po dłuższej chwili zadumy Irial. Wyglądało na to, że niemal wszyscy w ich drużynie korzystali w jakimś stopni z magii. A Emerahl długo naiwnie wierzyła, że jest wyjątkowa w tej materii. Może i była największym specem od spraw magicznych, ale wychodziło na to, że nikomu z nich nie były one obce. No... może Ruth nie wykazywała żadnych takich zdolności... na razie, ale Emerahl wiedziała, że jej towarzysze chyba już niczym jej nie zaskoczą. Zdawało się, że mogą sobie ufać, ale najpewniej żadne z nich nie było od początku do końca szczere z resztą - Sevrin był tego doskonałym przykładem.

- Jakiś groźny zwierz czai się w okolicy. Odjeżdżamy.
-Bogom niech będą dzięki! Byle jak najszybciej! - pomyślała czarownica z ulgą przyjmując decyzję.
- Rzekłabym, że jak najszybciej. Mam nieodparte wrażenie, że zaciska się w koło nas jakaś pętla... Najchętniej skryłabym nas wszystkich za jakąś tarczą, ale po całym dniu byłabym kompletnie wykończona. Niech Lamia trzyma się mnie. Wszyscy trzymajmy się razem non stop dobrze? - posłała Emerahl Irialowi wywołując tym samym na jego twarzy konsternację i ściągając jego wzrok na swoje zmartwione oblicze - Jedźmy dziś jak najszybciej.

Mekow 26-09-2011 18:42

Wszystko to było jakoś nie tak. Najpierw Theron, teraz Sevrin. Podróż nie była tą wesołą wyprawą jak na początku, ludzie na niej ginęli i było to bardzo niepokojące, zważywszy na szmat drogi jaki ich czekał.
Therona wcale nie zdążyła poznać. Prosty umysł złodziejki nie był w stanie przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek z nim rozmawiała. Z jednej strony mogła tego żałować, z drugiej zaś łatwiej pogodzić się ze śmiercią niepoznanego, niż ukochanego... A gdyby to był Samuel? Co by wówczas zrobiła?
Z Sevrinem rozmawiała co najmniej raz. Wtedy gdy poszedł z nią do lekarza i był wówczas dla niej bardzo miły. Podczas ostatniej warty już niezbyt szła im rozmowa, ale mimo to go lubiła... Trochę żałowała, że nie zdążyła poznać go lepiej. Ba, nawet się z nim nie przespała. Ale z drugiej zaś strony, było tak jak z Theronem, łatwiej pochować kogoś ledwo poznanego niż bliskiego przyjaciela.
Tylko, że Sevrina nie pochowali. Najwidoczniej, w jakiś dziwny sposób wyczuli bestię, oraz uznali, że ryzyko jest za duże... Ruth nie była co do tego przekonana. Jak to? Zostawimy jednego z naszych? Jednak coś tu nie pasowało, a dziewczyna nie wiedziała co. Może chodziło o to że sam zdecydował że zostanie, a może o to że tak nagle się wycofują. Ona już nic z tego nie rozumiała, ale w tej kwestii, zdecydowanie nie był to jej pierwszy raz.
Spędziła nieco czasu ze zmasakrowanym ciałem i rozumiała jednak z czym mogą mieć do czynienia. A oni eskortowali Lamię, a nie Sevrina. Bezpieczeństwo smarkuli, było ważniejsze niż kogokolwiek innego z ich ekipy.
Ruth postanowiła, że kiedyś tu wróci. W te okolice, w to miejsce. Wróci, aby poszukać mężczyzny i dowiedzieć się co właściwie się z nim stało.

Ruth zamyśliła się na dłuższą chwilę. Podobnie było z Rezem, jej najlepszym kumplem. Kilka miesięcy temu, a może już nawet rok, los ich rozdzielił i od tamtej pory absolutnie nie wiedziała co się z nim dzieje. Żyje, czy nie? Pamiętała dobrze, jak zaczynali pić w jakiejś karczmie, tak budzili się czasem w łóżkach, czasem w dybach, a czasem różnych dziwnych miejscach: na całkowicie pozbawionym załogi statku po środku morza, na jadącym gdzieś wozie zamknięci w skrzyniach niczym worki kartofli, czy wreszcie w oddalonej o kilka godzin drogi wiosce ubrani w drogocenną kolekcje biżuterii... i tylko w nią.

Ruth westchnęła rozmarzona wspomnieniami. Teraz już nieprędko będzie mogła się napić.
Wróciła myślami do porzuconego przez nich Sevrina. Mimo wszystko mała nadzieję, że kiedyś dowie się, co się z nim stało. Chciała wiedzieć.
Nie chciała jednak za tę wiedzę przypłacać własnym życiem, ani życiem Samuela. Dlatego nic nie powiedziała, ani nie zrobiła, potulnie wycofując się z innymi.
Oczywiście, gdy już się zebrała, aby skupić się na chwili obecnej, zaczęła uważnie rozglądać się na boki. Odruchowo przyjęła strategię trzymania się blisko Samuela i tak też prowadziła Drzazgę.

echidna 05-10-2011 14:19

Wszyscy

Sevrin odszedł, to wydawało się być oczywiste. Jakie miał ku temu powody, tego już nie wiedział nikt. Po głowach pozostałej czwórki opiekunów Lamii krążyły na ten temat różne myśli. Być może młodzieniec nie spodziewał się komplikacji w podróży, a te, które zaistniały, odstręczyły go. Może owa ucieczka była podyktowała strachem o własne życie. A może… może Sevrin, którego tak naprawdę nigdy nie poznali, miał jakieś swoje własne, zupełnie niezwiązane z wynagrodzeniem, powody, by dołączyć do wyprawy, a także, by w odpowiednim dla siebie momencie ją opuścić

Jakie powódki by nim nie kierowały, fakt pozostawał faktem: odszedł bez słowa. Tym samym ich wyprawa skurczyła się do czterech osób. No, gwoli ścisłości – pięciu, był z nimi wszak rycerz właściwy tego przedsięwzięła, czyli Lamia, ale ją trudno było uznać, za pełnoprawnego członka grupy.

Zawrócili. Ponownie przemierzali te same zakręty mijając te same drzewa i kamienie. Teraz jednak ich umysły opuścił niepokój o towarzysza podróży, zastąpiony przez niesmak spowodowany jego wręcz ucieczką. Konie szły niespiesznie, wiatr szumiał w koronach drzew, ptaki powoli wracały do swoich śpiewów. Było rześko i spokojnie.

Niebawem wrócili do miejsca, w którym zastała ich informacja o znalezieniu kolejnego trupa. Nic się tu nie zmieniło. Drzewa i krzewy nie zmieniły się, przydrożne głazy leżały tak, jak je zostawili, nawet pozostawione przez nich ślady końskich kopyt nie zdążyły się jeszcze zamazać. Nie mogło to dziwić, wszak nie było ich tu raptem godzinę. Nie zmieniła się również świadomość tego, że za sobą zostawili jedno bezgłowe ciało, natomiast przed nimi było kolejne, którego jeszcze nie mieli okazji oglądać. Świadomość ta była przytłaczająca, bowiem w dalszym ciągu nie mieli pojęcia cóż spotkało tych nieszczęśników. Ta niewiedza z jednej strony napawała lękiem, pradawnym i pierwotnym lękiem przed tym, co nieznane. Z drugiej zaś paradoksalnie dawała pewne uczucie ulgi, wszak, czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

Przystanęli na chwilę na chwilę na środku drogi. Nie po to, by ustalić, dokąd jechać. Bardziej po to, by pogodzić się z myślą, że muszą podążyć na przód. Nie mieli wyboru, już raz zawrócili z drogi i – jak się okazało – zrobili to tylko po to, by przekonać się, że opuścił ich towarzysz. Teraz nie było już innego wyjścia, musieli jechać przed siebie, na spotkanie z ciałem nieszczęśnikiem, a być może i tym, co go dopadło.

***


Donośne krakanie, które rozległo się nad ich głowami, miało zapewne oznaczać, że zbliżają się do celu. Villain od dłuższego czasu kołował nad nimi służąc jako „latające oko” i obserwując teren z góry. Owo tajemnicze coś, co zostawiło za sobą ślady w postaci dwóch trupów mogło czaić się w okolicy, wiec należało wykorzystać każdą sposobność, by zauważyć to w porę.

Polana była cicha i pusta. Otaczające ją zarośla rosły gęsto, toteż widzieli tylko jej fragment, odsłonięty przez wylot traktu, rozświetlony blaskiem wiosennego słońca. Wszystko wyglądało normalnie: soczysta zielona trawa, parę mniejszych drzewek, kilka głazów. Ani śladu dzikich zwierząt, czy pazurzastej bestii czekającej na strudzonego wędrowca. Ponad wszystko zaś ani śladu trupa, którego spodziewali się tu znaleźć?


- Villain, jesteś pewien, że to tutaj? – zapytał Irial z powątpiewaniem w głosie. Wjechali już bowiem na polanę na tyle daleko, że widzieli ją niemal całą, a jednak ciała w dalszym ciągu widać nie było.

Ptaszysko zatoczyło koło nad głową swego pana, a następnie zapikowało ostro w dół, by ostatecznie usiąść na łęku jego siodła. Jego czarne jak węgliki oczy patrzyły na mężczyznę z wyraźnym wyrzutem. Najwyraźniej skrzydlaty zwiadowca wziął sobie do serca domniemywania, że mógłby się pomylić.

- Trrrrrrrrrrrrup tam, krrrrra – odparł z naciskiem wskazując dziobem na polanę, co zapewne miało oznaczać, że i owszem, jest pewien. Po chwili rozłożył swe czarno upierzone skrzydła i ponownie wzbił się w powietrze.

Nie było innej rady, należało to sprawdzić. Powoli, rozglądając się uważnie, gotowi w każdej chwili odeprzeć atak, wjechali na polanę. Najpierw Irial i Samuel, potem Ruth, a na końcu Emerahl z Lamią jadącą tuż obok.

Na polanie trupa nie było, to nie ulegało wątpliwości. Nie ulegało również wątpliwości, że jeszcze niedawno tam był. Świadczyły o tym ślady krwi, jakimi upstrzona była trawa, oraz specyficzny zapach, jaki uderzał w nozdrza Samuela.

Las wkoło był cichy. Śpiew ptaków ponownie zamilkł, nie słychać było zwierząt przemykających ukradkiem w zaroślach, nawet wiatr ustał zupełnie, tak iż na drzewach nie poruszał się żaden listek. Miękka ziemia i trawa amortyzowały stukot końskich kopyt. Oni również milczeli, bojąc się zmącić tę wszechogarniającą ciszę.

W owej przytłaczającej ciszy znaleźli się na samym środku polany i właśnie wtedy ją ujrzeli. Półnagą kobietę, odzianą jedynie w strzępki ubrań, skuloną pod drzewem i chlipiącą cicho. Długie do pasa włosy były zmierzwione, osłaniała się nimi, niby płaszczem, bezskutecznie starając się zakryć swe wdzięki. A zakrywać, owszem, miała co. Jej skóra była jasna, niemal biała. Spod postrzępionych resztek materiału na świat spoglądały krągłe pośladki. Obfite piersi wylewały się spod kurczowo zaciśniętych rąk. Kobieta trzęsła się cała, z zimna, choć pewnie i z emocji, jakie musiały nią targać. Zajęta płaczem i osłanianiem nagiego ciała, zdawała się nie zauważać piątki jeźdźców, jacy nagle pojawili się na drodze.

Samuel przez dłuższą chwilę przyglądał się kobiecie z zainteresowaniem. Nie żeby chciał nacieszyć oczy jej wdziękami. Owszem, była hojnie obdarzona przez Wielką Staphię, ale prawdę powiedziawszy, w chwili obecnej wyglądała bardziej żałośnie niż pociągająco, a on nie takie pośladki i piersi już ściskał w chwilach uniesienia. Dużo bardziej od smukłego ciała nieszczęśnicy, interesował kuriera jej zapach. Kobieta pachniała bowiem zjawiskowo.

Mimo iż znajdowała się w znacznej odległości od niego, Lestre wyraźnie czuł zapach jej skóry. Właściwie nie był to jeden czysty aromat, lecz mieszanina kilku różnych, ale bez wątpienia pochodzących z jednego źródła. Zapach ten choć dziwny i niepokojący, wydał się mężczyźnie przyjemny, wręcz… pociągający. Kurier złapał się nawet na myśli, że z pewnością tak musiała pachnieć Wielka Matka: życiem, ale i śmiercią, krwią i potem, łzami i deszczem, ziemią i lasem, wreszcie pożądaniem, ale też cierpieniem.

Ów specyficzny zapach bił od skulonej kobiety, ale nie tylko od niej. Bił zewsząd wokół, całe to miejsce było nim przesiąknięte, niczym dom perfumiarza.

Kerm 05-10-2011 23:18

W takiej sytuacji chciałoby się mieć oczy dokoła głowy. Gdzieś w okolicy grasowała potworna bestia. Oprócz tego działał tutaj jakiś kolekcjoner głów. Ani jedno, ani drugie nie stanowiło towarzystwa, do którego Irial pragnąłby się dołączyć. Ba, nawet samo spotkanie stanowiłoby zdecydowany nadmiar przyjemności.
Oczywiście istniała możliwość, całkiem prawdopodobna, że bestia jest inteligentna, a zbieranie głów swych ofiar traktuje jako hobby... Wszystko było możliwe.
Widzisz gdzieś jakąś bestię?, zwrócił się do Villaina, który krążył nad nimi od chwili, gdy Irial dowiedział się o istnieniu tajemniczego drapieżnika.
Brrrrak potworrrra! odparł Villain. Darrremny trrrrud wypatrrrrywać! dodał, najwyraźniej znudzony mało efektywnym lataniem w kółko.
A gdzie tamten trup?, spytał Irial/
Parrrrę krrrroków, zabrzmiała odpowiedź.

Faktycznie dość szybko dotarli do polanki, na której, według Villaina, miało leżeć kolejne bezgłowe ciało.
- Villain, jesteś pewien, że to tutaj? - spytał Irial. Miał dość dobry wzrok, ale zwłok jakoś wypatrzeć nie potrafił.
Kruk wylądował na łęku siodła i, nieco oburzony faktem, iż Irial ma jakieś wątpliwości, spojrzał na swego dwunożnego przyjaciela z wyrzutem.
- Trrrrrup tam, krrrra.
No dobra, dobra, nie złość się. Irial pogładził kruka po nieco nastroszonym łepku, a potem wyciągnął z kieszeni kawałek sera, przeznaczony zapewne na takie właśnie okazje.
O tym, że - przynajmniej teoretycznie - Villain miał rację, świadczyły wyraźne ślady krwi na trawie. Było jej zbyt dużo jak na zwykłą ranę. Ale truposza nie było w miejscu, gdzie powinien leżeć. Był - i zniknął. I z pewnością nikt go nie odciągnął, bo zostałaby krwawa, z daleka widoczna smuga.
Kolejna zagadka.
Na dodatek wcale nie ostatnia.

Nie wierząc własnym oczom Irial zatrzymał konia.
Wiele rzeczy można znaleźć w lesie - grzyby, mrowisko, złego niedźwiedzia... Ale żeby zamiast potwora - półnaga niewiasta? To już była lekka przesada. Czyżby potwór mężczyzn pozbawiał głów, a kobiety - cnoty? A może była świadkiem tego, jak jej towarzysz stracił życie i głowę (nie dla niej zresztą)? Tylko czemu ona przeżyła? I dlaczego jest w takim stanie? Napadła na nią banda rozbójników spragnionych kobiet? W takim razie powinna już nie żyć, nawet z takim ciałem. A nawet gdyby darowali jej życie, to przecież nie wolność...
Skąd się tu więc wzięła w takim stanie? Bo przecież nie wykluła z nieboszczyka... To ona jest bestią?

Villain, rozejrzyj się, poprosił Irial zsiadając z konia.
Kruk posłusznie rozpostarł skrzydła, a Irial ruszył powoli w stronę płaczącej niewiasty. I z pewnością nie brak zaufania do kobiet sprawił, że na wszelki wypadek między nią, a sobą postawił niewidzialną tarczę.
Jego kroki tłumiła wysoka trawa. Może dlatego kobieta nie usłyszała go, nawet wówczas, gdy znalazł się dwa metry od niej.
- Można ci jakoś pomóc, pani? - spytał.

abishai 11-10-2011 21:45

Zapach był piękny i pociągający, ale... w kurierze budził niepokój. Jak i całe to miejsce. Czuł się niemal jak zwierzę w pułapce, dla którego ów zapach miał być przynętą.
Nic więc dziwnego, że przede wszystkim rozglądał się nerwowo, szukając zagrożenia. Nie miał pojęcia, co się stało tej kobiecie, ale jeśli ją napadnięto i gwałtem wzięto, to ostatnie czego jej potrzeba to widok kolejnego mężczyzny. Dlatego też na razie zostawił kobietę w spokoju. Za to do działania wkroczył Irial. Nie wiedzieć, czemu zaczął rozmawiać z nieszczęsną kobietą.

-Powinniśmy stąd ruszać, jak najszybciej. To nie jest dobre miejsce.- rzekł nieco nerwowo Samuel, po czym zwrócił się do Emerahl.- Możesz ją uspokoić jakoś, na tyle by mogła się zabrać z nami stąd? I masz może jakiś płaszcz do jej okrycia? Ewentualnie mogę dać jeden ze swoich.
Po czym dodał głośniej.- Proponuję rozmowy i przesłuchania zostawić sobie na następne obozowisko. Ciepły posiłek poprawi wszystkim nastrój.
- Napicie się czegoś, to bardziej poprawia nastrój. Szkoda, że ja nie mogę - zauważyła Ruth. W obecnej sytuacji sama chętnie upiła by kilka łyków czegoś mocniejszego, wszak jak by nie patrzeć...
- A co ty się tak na nią zapatrzyłeś? - powiedziała z mieszaniną ciekawości, zdziwienia i... zazdrości?
-Nie napa... nie zapatrzyłem.-odparł Samuel, zaciskając dłonie na cuglach swego wierzchowca. W innych okolicznościach, zapach tutejszy mógłby być powodem ciekawości i fascynacji. Ale woń krwi wzbudzała strach. A odejście Servina, krążący po okolicy potwór i trupy... nieco wyprowadzały kuriera z równowagi. Spojrzał na Ruth i rzekł.-Może z tym alkoholem, nie jest zły pomysł... tej biedaczce przyda się łyk, o ile...- chciał dodać "o ile jest człowiekiem". Ale pewności nie miał. Mogła przesiąknąć zapachem tego miejsca.-... o ile lubi.
Ruth wystarczyło takie wytłumaczenie i uśmiechnęła się uwodzicielsko, posyłając jednoczenie badawcze... a może karcące spojrzenie. W zasadzie to preferowała "swobodę" w związkach i takie drobnostki jej nie przeszkadzały... choć Samuel nie musiał o tym wiedzieć tak od razu. Odrobina zazdrości pokazywała zaś, ze dziewczynie zależy na mężczyźnie.
- Lubi czy nie, na pewno jej się przyda. Tylko, że ja już nie mam - odparła spokojnym głosem. - Zresztą nie rozumiem. Jak można nie lubić alkoholu? - dodała zdziwiona i rozbawiona.

Obdarta, półnaga dziewczyna zdawała się ich nie zauważać, ani tego, że zbliżył się do niej Irial, ani tego, że jest tematem rozmowy. Siedziała skulona pod drzewem, jak jak ją zastali. Ze zmierzwionymi włosami całkowicie zasłaniającymi jej twarz. Na pytanie Iriala nie zareagowała w ogóle, trudno nawet było uznać, że zrozumiała, czy usłyszała jego słowa. Może wciąż jeszcze była w szoku, może niedawne zdarzenia pomieszały jej zmysły, a może były jakieś inne, nieznane im jeszcze, powody, dla których nie odpowiedziała.

Mekow 11-10-2011 22:18

- Irialu, może ja - zaoferowała Ruth i zsiadła z konia. Nie wiedziała co ta kobieta przeżyła, ale sama nie raz już straciła ubranie, więc była bliżej ofiary niż Irial. No i wydawało jej się, że poszkodowanej łatwiej w takiej sytuacji zaufać drugiej kobiecie niż mężczyźnie. Ruth ruszyła w stronę nieznajomej.
Irial odwrócił się w stronę nadchodzącej.
- Może jednak jeszcze nie - powiedział cicho. - Poczekaj, co powie Emerahl.
Na te słowa Ruth zatrzymała się i spokojnie odwróciła się w stronę czarodziejki, ciekawa tego co też ona wykombinuje swoimi... zdolnościami przesyłania myśli.
Znaleziona w lesie niewiasta mogła być w szoku, mogła być głucha, mogła być szalona. Mogła być po prostu niebezpieczna. Dlatego też akurat Ruth powinna trzymać się od niej z daleka.
Jako że na razie próby porozumienia się z kobietą nic nie dały, Irial spróbował porozmawiać z ptakami by dowiedzieć się, co ostatnio widziały i zapamiętały. Dokoła jednak nie było żadnych ptaków. A te z dalszych okolic o niczym nie wiedziały. Ich myśli przepełnione były lekiem przed straszną, wielką, tajemniczą bestią.

Emea bez słowa zsiadła z konia. Rzuciła Lamii spojrzenie dając jej w ten sposób znać, że dziewczyna ma się nigdzie nie ruszać. Następnie ruszyła w stronę zszokowanej kobiety. Minęła złodziejkę, a zrównawszy się z Irialem, zatrzymała się. Spojrzała bacznie na nieszczęśnicę, później na chwilę na stojącego z nią ramię w ramię mężczyznę. Skinęła głową, jakby na znak, że rozumie, czego on od niej oczekuje, po czym chwyciła jego ramię i zamknęła oczy.
Em stała przez dłuższy czas w całkowitym bezruchu. Miało się wrażenie, że jest niczym woskowa figura, wystarczy ją delikatnie popchnąć, a runie na ziemię i roztrzaska się w drobny mak. Podczas gdy czarownica skupiała się na czynieniu magii, reszta drużyny uważnie obserwowała to ją, to skuloną nieopodal kobietę. Tymczasem w okolicznych zaroślach dał się słyszeć cichy szelest, a do nozdrzy Samuela cudowna, zniewalająca woń uderzyła ze zdwojoną siłą, nieomal pozbawiając go woli.

- I co z nią jest? - spytał w końcu Irial. Nie bardzo rozumiał, na co czeka Emerahl. Zwykle 'wejście do czyjejś głowy' nie zajmowało jej tyle czasu. - Stało się coś?
Lestre zachwiał się, próbując skupić myśli na czymkolwiek, co pozwoli mu zachować kontrolę nad sobą. Sięgnął po sztylet i wysunąwszy go z pochwy, przesunął serdecznym palcem po ostrzu. Popłynęła krew, barwiąc na czerwono stal. Samuel przysunął sztylet do nosa, by zapach jego własnej krwi odpędził narkotyczną niemalże woń.
-Powinniśmy. Coś się czai w pobliżu. Zachowajmy czujność.
Bez wątpienia czujności im nie brakowało. Przynajmniej jeśli chodziło o Iriala, bowiem Emerahl stale zachowywała się jak nieobecna duchem.
Ruth zdawała sobie sprawę, że słowa Samuela nie są rzucane na wiatr. Jeśli coś czaiło się w pobliżu, właśnie TO coś które zostawiało po sobie zmasakrowane ciała, to jej zdaniem powinni nie tyle zachować ostrożność ile natychmiast zabierać stamtąd swoje tyłki... a przynajmniej ewakuować szlachetny tyłek panienki Lamii.
Ruth nie chciała, aby bestia ją zaskoczyła nieprzygotowaną, więc dziewczyna wróciła się parę kroków i dosiadła Drzazgi. Rozglądała się dookoła, trzymając lejce w lewej ręce, a jej prawa dłoń sama powędrowała na rękojeść sztyletu.

echidna 14-10-2011 19:44

Emerahl

Świat postrzegany przez magiczne zmysły nigdy nie jest taki, jak ten na jawie. Em doskonale o tym wiedziała. Nieraz przekonywała się, że to, co odbiera nasz wzrok, czy słuch może drastycznie różnić się od prawdziwej natury rzecz.

Nieraz powodowało to miłe zaskoczenie. Kiedy stare drzewo z konarami powyginanymi niczym reumatyzmem okazywało się przyczółkiem pradawnej i odwiecznej potęgi Natury, w którego cieniu można odetchnąć od słońca, a w którym ma się pewność, że relaksującej drzemki nie zmącą koszmary.

Nieraz jednak człowiek przekonywał się, że słodki widok przesłaniał wzrok kryjąc jedynie rozkład i ohydę. Tak było niestety i tym razem. Opuściwszy swe ciało, Emea ujrzała las w całej okazałości. W miejsce młodej brzeziny obsypanej soczystą zielenią liści zobaczyła na wpół spróchniałe pnie drzew. Przegniłe konary wyciągały się w ich kierunku niczym macki, lub szpony bestii.

Sceneria, jaka roztaczała się wokół wiedźmy, napawała ją niepokojem, sprawiała, że z jeszcze większym lękiem zbliżała swój umysł do umysłu półnagiej dziewczyny. Wreszcie była na tyle blisko, że jej jaźń nieomal dotykała myśli kobiety.

Emerahl chciała jak najszybciej zakończyć swoją wizytę w tym wymiarze rzeczywistości, dlatego bez zwłoki zabrała się do penetrowania umysłu napotkanej nieszczęśnicy. Sprawa okazała się nie tak prosta, jak można by się spodziewać. Umysł czarownicy napotkał bowiem na swej drodze dziwną barierę, ni to mgłę, ni to bezkształtną masę broniącą dostępu do nawet powierzchownych myśli kobiety.

Wiedźma musiała się mocno skupić, by przebić ów tajemniczy bąbel, którego pochodzenia ani natury nie znała. Było to bowiem coś zupełnie innego od wszystkich rodzajów ochrony umysłu, z jakimi miała do tej pory styczność. W niczym nie przypominało to barier tworzonych dzięki zaklęciom, ani nawet tej specyficznej właściwości, jaką posiadał Theron.

Początkowo bańka nie chciała pęknąć, w końcu jednak ustąpiła pod naporem umysłu Emerahl. Stało się to tak nagle i gwałtownie, że czarownica zdała sobie z tego sprawę dopiero po chwili - w momencie, w którym zobaczyła myśli kobiety oraz dostrzegła parę ognistych, demonicznych wręcz oczu patrzących na nią z nienaturalnie sinej twarzy.


Em aż wrzasnęła z przerażenia. Jeszcze nigdy coś takiego jej się nie zdarzyło. Owszem, nie raz doświadczała tego, że skanowany przez nią osobnik miał pełną świadomość gmerania w jego myślach, lecz jeszcze nigdy telepatycznie nie stanęła z nikim oko w oko.

Właściwie niewiele spośród myśli tej... istoty - bo co do tego, że nie jest to człowiek, Em była teraz pewna – wiedźma zdołała prześledzić, obejrzała je jedynie pobieżnie. Pełno w nich było krwi i trupów. Drastyczne obrazy rozczłonkowanych ciał sprawiły, że czarownica aż wzdrygnęła się z odrazą.

Wiedźma nie prześledziła tych obrazów dokładnie, nie zdołała. Chwilę po tym jak udało jej się przebić bańkę chroniącą umysł tego... czegoś, została z niego brutalnie wyrzucona. Poczuła jakby jakaś niewidzialna ręką szarpnęła ją gwałtownie w tył. Jedno mgnienie oka później była już w swoim ciele usiłując opanować gigantyczne zawroty głowy, kolejne i...

Wszyscy

Jeźdźcy z napięciem śledzili każdy najmniejszy ruch pogrążonej w transie wiedźmy, każdy oddech, czy uderzenie serca. Najpierw nie działo się nic, długo, podejrzanie długo. Kiedy już wreszcie ta nienaturalna stagnacja minęła, rzeczy zaczęły się dziać niemal jednocześnie.

Najpierw Emerahl otworzyła oczy, zaraz potem jej regularne rysy twarzy wykrzywił dziwny grymas. Irial poczuł, że kobieta opiera się o niego całym ciężarem ciała. Jeden rzut oka na jej pobladłą twarz wystarczył, by stwierdzić, że coś jest nie tak. Kolejny, tym razem skierowany na tajemniczą dziewczynę, wystarczył, by dowiedzieć się, co.

W jednej chwili półnaga kobieta siedziała skulona pod drzewem, w następnej, krótszej niż mgnienie oka, już stała. Teraz mogli ją ujrzeć w całej okazałości. Nie wyglądała już tak żałośnie. Jej ciało było smukłe i sprężyste. Umięśnione nogi i ręce wskazywały na fakt, że wysiłek fizyczny nie był jej obcy. Długie włosy w dalszym ciągu swobodnie opadały na kształtną szyję i ramiona, tym razem jednak nie przesłaniały twarzy. I właśnie ta twarz, wzbudzała największy niepokój.


Jej oczy nie były ludzkie. Miały nienaturalny kolor, jaskrawy, płomienny, a ich źrenice były tak małe, że niemal niewidoczne. W ogóle cała jej twarz była dziwnie nieludzka, o ostrych rysach, niezdrowo blada. Sine usta wygięła w kpiącym uśmieszku. Spod górnej wargi wystawały kły, nieco dłuższe niż u przeciętnego człowieka, ostro zakończone.

Stała w bezruchu. Całe jej ciało było napięte, tak jakby szykowała się do ataku. Trwało to zaledwie kilka sekund. Gdy w otaczających ich zaroślach ponownie rozległy się szmery, skoczyła, tak jakby to właśnie owe odgłosy były dla niej sygnałem.

Jej ruchy były dzikie i zwinne, przede wszystkim zaś szybkie, nienaturalnie szybkie. Tak szybkie, że z trudem mogli śledzić je wzrokiem. Teraz wszyscy już pojęli to, o czym Emea przekonała się chwilę wcześniej: choć dziewczyna wyglądała jak człowiek, człowiekiem z całą pewnością nie była.

Właściwie nie był to skok, przynajmniej nie taki, jak robią to zwykli ludzie. Ten sus był zwierzęcy, na wszystkie cztery kończyny. Celowała wprost w Emerahl, z pewnością po to, by powalić, a pewnie i zabić. I z pewnością udałoby jej się, gdyby nie ochronna tarcza, jaką wytworzył Irial. Choć miała chronić jego, Em miała to szczęście, że stała wystarczająco blisko, by objęła swym zasięgiem i ją. Gdyby nie magiczna tarcza, nie wiadomo, co by się stało. Może zdołałaby w porę utkać zaklęcie. A może i nie.

Dla wszystkich z wyjątkiem Iriala wyglądało to co najmniej dziwacznie. Człekokształtna istota rzuciła się wprost na Em i Iriala, lecz nie dosięgła celu. Odbiła się od jakiejś niewidzialnej ściany i runęła w dół. Wylądowała jednak miękko, niczym kocica, na cztery łapy.

Już po chwili stała na nogach i uśmiechała się, tak jak poprzednio, z drwiną. Oblizała posiniałe usta i spojrzała przed siebie, nie wprost na nich, lecz w przestrzeń za nimi, tak jakby czegoś tam szukała.

I chyba się doszukała, bo po chwili dały się słyszeć kolejne szmery, a zaraz potem również śmiechy, nie radosne, bardziej upiorne. Nim zobaczyli, co się święci, Samuel to poczuł. Do jego nozdrzy zniewalająca woń uderzyła jeszcze mocniej. Była nie do odpędzenia, przez dziurkę w nosie wwiercał się do mózgu. Teraz również Irial poczuł ten zapach. I tak jak chwilę wcześniej Lestre, tak teraz on musiał wytężać wszystkie siły, by nie dać się ponieść pierwotnym, prymitywnym instynktom.

Już wkrótce je zobaczyli. Wysokie, półnagie, o gładkiej alabastrowej skórze i burzy długich zmierzwionych włosów. Były tak samo jak ta pierwsza pociągające i tak jak ona nadludzko zwinne. I tak jak u tej pierwszej, tak również ich oczy były jaskrawo ubarwione, o źrenicach pionowych, niczym u węża.


Przed sobą ujrzeli dwie człekokształtne istoty wyłaniające się z zarośli, za sobą usłyszeli kroki kolejnych dwóch. Łącznie było ich pięć, po jednym dla każdego członka ich kompanii.

Ta pierwsza stała w bezruchu, pozostałe cztery postąpiły do przodu kilka kroków, po czym również się zatrzymały. Na twarzy każdej z nich widniał niemal identyczny, kpiący uśmieszek ujawniający ostro zakończone, nieco dłuższe niż ludzkie kły.

- No i mamy nasze człowieki – zaśmiała się ta pierwsza. Głos jej był dziwnie chrapliwy, nieprzyjemny dla ucha.

Kerm 15-10-2011 10:03

Nie wypadało zabijać każdej osoby, którą się spotkało na szlaku. Niestety. Tym razem stara zasada - najpierw strzelaj, potem pytaj - okazała się aż nazbyt słuszną.
To, co spotkali na swej drodze, nie było człowiekiem. Co do tego Irial nie miał żadnych wątpliwości. I, bez wątpienia, tak samo sądzili pozostali członkowie drużyny. Co prawda nie miał czasu, by ich wypytać, ale idiotami w końcu nie byli. I umieli myśleć. Gratulując sobie pomysłu z tarczą Irial żałował jedynie, że nie użył jej bojowej wersji. Kilka sterczących szpikulców z pewnością ostudziłoby zapał tego czegoś, co udawało kobietę. Nie wyglądało na to, by jej skóra była bardziej odporna niż ludzka, a z pewnością pod względem ochrony nie dorównywało stalowej, lub choćby skórzanej zbroi.
Potworrrry, potworrrry! dobiegło do niego ostrzeżenie krążącego nad ich głowami Villaina. Parrrra, parrrra, rrrrazem czterrrry!
Zapach, jaki Irial poczuł mniej więcej w tym samym czasie, był przedziwną mieszanką, zachęcającą do zostawienia gdzieś daleko wszelkich obowiązków i rzucenia się w wir pierwotnych przyjemności. Sądząc po wyglądzie stojącej przed nimi potworzycy przyjemności nie trwałyby zbyt długo i byłyby całkowicie jednostronne.

Oczywiście nie musieli walczyć. Wystarczyłoby, żeby Emerahl otoczyła ich ochronną strefą, przez którą kły i pazury tych stworów nie zdołałyby się przedostać. A potem powoli ruszyliby przed siebie, zwartą grupą. Po jakimś czasie niby-kobietom by się to znudziło. Pytanie tylko, jak długo ich drużynowa wiedźma zdołałaby taką ochronę utrzymać. I czy potworne istoty nie podążałyby za nimi bez końca, czekając na sprzyjającą okazję.
Na zabawy w uprzejmość czy na negocjacje raczej nie było tu miejsca. Stwory nie wyglądały na takie, co zechcą rozmawiać. Zastosowanie broni konwencjonalnej również mogło jeszcze poczekać. Dopóki tamte stwory znajdowały się dość daleko warto było potraktować je czymś mocniejszym. A las? Ostatnio nie było suszy. A poza tym... czy to był jego las?
Irial, stale utrzymujący tarczę, ukształtował kulę ognia i rzucił ją w potworzycę znajdującą się najbliżej Lamii.

abishai 16-10-2011 22:43

Samuel przypadkowo odgadł. To były zwierzołaki. Czy też zwierzołaczki.
To one mordowały w tym lesie.
Co prawda nie przypominały zarośniętych dwumetrowych bestii o gębie jak z koszmarów, to jednak stanowiły zagrożenie, większe niż mogłoby się zdawać sądząc po ich zmysłowych ciałach. Zagrożenie większe niż te w opowieściach przy kuflu.
Było źle. Było bardzo źle.
Atak nastąpił błyskawicznie. I tylko cudem, nie zakończył się źle dla podróżników. Po czym Irial zaczął formować kulę ognistą. I tyle? Żadnych rozkazów, żadnej strategii, żadnego planowania?
Zapach był silny, był kuszący, był niebezpieczny.
Lestre nie wiedział jak długo będzie mu się w stanie oprzeć. Irial pewnie też z czasem ulegnie tej woni.
Instynkt... cóż... instynkt chciał, by kurier uległ tej woni. Rozum podpowiadał coś przeciwnego.
Nie powinni tu zostać, nie powinni się angażować w walkę na obcym terytorium.

-Ruth zabieraj stąd Lamię, jak najdalej. Dogonimy was.- krzyknął głośno kurier. Skoro Irial nie brał się za dowodzenie, to ktoś go musiał zastąpić. Zresztą miał niepokojące wrażenie, że tym istotom jakoś nie zależy na kobietach.
Kula ognia poleciała w kierunku kobiet, a Samuel szeptał.
Wiatr zerwał się w koronach drzew posłuszny jego słowom. Nie był silny. Jeszcze nie.
Kurier szykował się do walki. Jego oczy świeciły lekkim niebieskim blaskiem, a wokół prawej dłoni formowały się drobne powietrzne wiry.
Nie sądził bowiem, by ognista kula powstrzymała, bądź zraziła do nich te bestie. Poruszały się zbyt zwinnie.
Co innego mały wir powietrzny. Gdy Samuel był gotów wykonał zamach ręką wywołując przed sobą małe tornado. Wicher pognał w kierunku kobiet, by uderzyć całą swą siłą...


Małe, acz zabójcze tornado.
Zazwyczaj wystarczyło pchnięcie myślą takim wichrem w konkretnym kierunku i tyle. Tym razem jednak Lestre zachował nad nim pewną kontrolę, by móc reagować na ich uniki dziewcząt. Ciśnięte przez tornado zwierzołaczki powinny wylecieć jak z katapulty na odległość paru metrów, co przy terenie zalesionym oznacza bolesne uderzanie o kolejne pnie.
Tyle teorii, a jak wyjdzie w praktyce? Bądź co bądź sytuacja była groźna. A takich wrogów nie należało lekceważyć.

Cosm0 20-10-2011 12:47

Emerahl czuła silny opór próbując odczytać myśli kobiety. Czarownica od samego początku miała złe przeczucia i najchętniej by to 'biedactwo' zostawiła i nawet do niej nie podchodziła. Naga samotna kobieta pośród dziczy? Jakoś szczerze wątpiła w niewinność takiej sytuacji. Niema prośba Iriala nakłoniła jednak rudowłosą do działania. Początkowo wszystko było jak zwykle - czarownica pogrążyła się w świecie magii, gdzieś pośród magicznymi zmysłami. Gdy jednak odnalazła umysł kobiety napotkała opór. To było coś jakby kobieta roztaczała silną barierę wkoło swojego umysłu. Mało kiedy takie coś się zdarzało - nawet Theron nie roztaczał wkoło siebie bariery - on był po prostu niewidzialny magicznymi zmysłami, a ta kobieta zdawała się świadomie otaczać się magiczną ochroną i to całkiem silną. Em zaczynała podejrzewać, że kobieta jest czarownicą... i to całkiem niezłą... Próba jedna, druga i kolejna... bezskutecznie Emerahl próbowała przebić się przez zasłonę. Przy ostatniej próbie czarownica naparła swoja magią na barierę z całej siły i w pewnym momencie bańka otaczająca umysł kobiety zniknęła - nie pękła lecz zniknęła, a Emerahl 'wpadła' do umysłu kobiety z impetem tarana zanurzając się w odmęty krwi, fruwającego mięsa, flaków i odoru śmierci, by w następnej chwili zostać wyrzuconą z taką siłą, że aż zatoczyła się w tył na Iriala w realnym świecie. To coś... to na pewno nie była kobieta. Emerahl otworzyła oczy i jęknęła, a jej twarzy wykrzywił grymas obrzydzenia na wspomnienie tego co zobaczyła. 'Kobieta' w ułamku sekundy rzuciła się na Emerahl nienaturalnym dla człowieka skokiem, a właściwie susem atakującej bestii. Czarownica chwilę później dziękowała Erwinowi, że tak dobrał towarzystwo, iż to nie tylko ona była biegła w magii. Irial zapewne postawił wkoło nich jakąś tarczę, bo to coś roztrzaskało się o nią nie dosięgając celu. Szmer wkoło nich świadczył, że tego czegoś jest więcej. Emerahl rozejrzała się - po bokach i za nimi pojawiły się kolejne nagie kobiety o kanciastych rysach i dzikim kocim spojrzeniu. Byli otoczeni.

- No i mamy nasze człowieki! - zacharczała jedna z nich.

Jak długo Emerahl byłaby w stanie utrzymywać tarczę kinetyczny mającą ochronić wszystkich przed atakami tej piątki? Za pewne długo jeśli jedyne co potrafiły to uderzać, drapać i gryźć, co innego jeśli dysponowały mocą. Irial i Samuel najwyraźniej nie mieli takich dylematów, gdyż od razu przeszli do działania w myśl twierdzenia jakoby najlepszą obroną był atak. Emerahl wyciągnęła zza pasa długi, zakrzywiony sztylet, ostry niczym brzytwa, który zakupiła kiedyś od jakiegoś południowego handlarza.


Podrzuciła go w powietrze posyłając w jego stronę potężną dawkę kinetycznej energii nadającej lecącemu sztyletowi nienaturalny pęd, który pchnął sztylet z prędkością błyskawicy wprost w tors 'kobiety'. Sztylet ruszył jak wystrzelony z kuszy przez samego boga z impetem mogącym z łatwością przeszyć ciało tego czegoś na wylot.

- Lamia do mnie! - krzyknęła za siebie mając nadzieję, że tym razem Lamia odrzuci na bok fochy i bez wahania wykona polecenie. Czarownica nie spuszczała kobiet stojących przed nimi z oczy w każdej chwili gotowa postawić jakąś ochronną barierę bądź zbić atakującego przeciwnika solidnym telekinetycznym pchnięciem by połamać żebra.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:09.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172