lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Wu Xing] Córka Szlachcica (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/10569-wu-xing-corka-szlachcica.html)

Highlander 21-12-2011 17:20

Tym razem było blisko. Naprawdę blisko. Odetchnąwszy z ulgą, członkowie drużyny całkowicie wyłonili się ze swoich kryjówek i spojrzeli po sobie, jakby chcąc się upewnić, że nikt z ich grupy nie wsiąkł jak kamień ciśnięty w wodę. Przypadkowo, czy też umyślnie. Nguyen sądziła, że ta druga opcja prędzej czy później zaistnieje odnośnie jej ulubionego ‘współklanowca’ - Onimaru. Na razie jednak, ronin udawał przynajmniej, że zamierza grać zespołowo, co wywoływało w niej złudzenie ulgi. Oczywiście to nijak się miało do umęczenia, jakie wciąż odczuwała z powodu swoich niedawnych przeżyć. Będzie musiało upłynąć jeszcze nieco wody, nim członkini Klanu Węży całkowicie dojdzie do siebie po wybuchowych wrażeniach zafundowanych jej przez tajemniczych ninja. Ale przecież zawsze mogła odwzajemnić się im z nawiązką, nieprawdaż? Wysłannicy Koalicji nie chcieli, ani tym bardziej nie mogli czekać dłużej. Ruszyli natychmiast w stronę bram.

W miarę jak zmniejszali dzielącą ich odległość, wojownicy cienia dostrzegali coraz więcej szczegółów, z których najistotniejszym wydawały się przytłaczające swoją wysokością i ponurością mury Heigenchou, z paroma patrolującymi je od niechcenia strażnikami. Zdawało się, że straż równie mocno stara się chronić miasto przed potencjalnym atakiem z zewnątrz, co ostrożnie podchodzić do potencjalnej rewolty chłopów, która mogła przecież wybuchnąć w dowolnym momencie. Nawet obserwując miasto z tak daleka, shinobi widzieli oznaki aktywności przy bramie. Nie był to oczywiście ruch turystyczny typowy na przykład dla stolicy Cesarstwa Izou. Bo jaka osoba mogąca pozwolić sobie na podróże w celach relaksacyjnych chciałaby podziwiać miasto wyrobników żywności?

Skoro już o tej mowa, kilka wozów załadowanych workami z ryżem opuściło właśnie dwuskrzydłową bramę. Tak, handel miał się dobrze jak nigdy dotąd. Nawet widmo dziwnego wybuchu na szlaku nie miało prawa zatrzymać napływu jedzenia do żołądków Cesarskich Namiestników. Potencjalne niebezpieczeństwo dla przewoźników? Bah! Kogo by to obchodziło? Osoby rządzące miastem miały głęboko w zadniej części ciała zdrowie i dobrobyt pospólstwa. Ilość dostarczonych dóbr musiała zgadzać się za wszelką cenę. Po sprawdzeniu listy załadunku przez stróża, woźnice wydobyli swoje konie ze znudzonego otępienia. Ruszyli w trasę jedną z bocznych dróg, jakie rozgałęziały się tu i ówdzie. Byli przy tym mocno podenerwowali, choć to nie powinno raczej zdziwić nikogo.


Gdzieś z tyłu, Shin usłyszał turkot drewnianych kół. Jakiś wóz przemierzał również trakt, którym przybyli sami shinobi. To z kolei oznaczało, że musiał zostać poddany inspekcji przez tych nadgorliwych żołdaków, którzy nieświadomie minęli ich grupkę nie tak dawno temu. Jeśli osiłki pilnujące bramy podążały tym samym tokiem rozumowania co młody specjalista od wywarów, to może cała ta artystyczna przebieranka nie była konieczna? Nikt nie będzie bawił się dwa razy w przeszukiwanie tego samego kupca, a medyk dokładnie wiedział jak wykorzystać ten fakt do celów swojej gromady. Choć grupa Shina była liczna, bez problemu zmieściliby się w okrytym ciemnoczerwoną płachtą wozie, pośród przewożonych towarów. Woźnica pewnie nie zauważyłby gapiów, a nawet jeśli, to zawsze mogli go przekupić, albo ogłuszyć, rzucić w krzaki i zająć jego miejsce przy lejcach. Teren uniemożliwiłby dostrzeżenie zamieszania przez stróży.


Onimaru i Sil zdawali sobie sprawę także z innej możliwości. Daleko po lewej stronie od bramy wjazdowej, mur wydawał się poważnie uszkodzony. Na wysokości dwóch metrów znajdowała się pokaźnych rozmiarów wyrwa w strukturze, nad którą obecnie pracowała maleńka grupka nie za bardzo rwących się do pracy robotników, starających się załatać uszkodzenie. Niedoskonałość powstała zapewne poprzez jakiś nieudany eksperyment alchemiczny, o czym świadczył dobitnie jej kształt i położenie. Nie było nawet mowy, żeby mężczyźni skończyli dzisiejszego dnia, zaś patrolujący mury wojacy traktowali ten ewenement jako kolejny (irytujący) element krajobrazu, nie pilnując go jakoś szczególnie. To stwarzało okazję do przekabacenia murarzy albo poczekania aż udadzą się na posiłek lub odpoczynek. Mając na uwadze zapał ‘pracujących’ i obecną porę dnia, ninja raczej nie musieliby czekać długo na zaistnienie jednej z tych opcji. A trochę subtelności w działaniu mogło okazać się potem korzystne i zaprocentować… niewiedza jednych jest potęgą drugich.


Chociaż dzielił ich spory dystans, Kurogane Iori rozpoznał sylwetkę jednego ze strażników bramy. Tego, który w przeszłości szydził z jego ubioru i rodowodu, gdy schorowany Herbalista przybył do Heigenchou rozegrać mecz z rozbisurmanionym synem Daimyo. Małomówny Mistrz Go rozumiał, że jeżeli mężczyzna teraz go spostrzeże, skutki tego będą katastroficzne dla obu stron, przez co udawanie członka trupy wędrujących artystów zdawało się dla niego wyborem iście samobójczym, a mogło nawet doprowadzić do zgonów o charakterze masowym. Presja sytuacji powoli dawała się Ioriemu we znaki, ale jeszcze nie wyjawił całej prawdy pozostałym członkom koalicyjnej eskapady. Wiedział, że wartownik nie jest odizolowanym przypadkiem i spora część obrońców Heigenchou może chcieć uznać jego twarz za tarczę strzelniczą. O tak, ostatnia niezależna misja dziedzica rodu Kurogane niosła ze sobą konsekwencje, których nie przewidział, mogące narazić zarówno jego, jak i sprzymierzeńców. Jeżeli pan tej domeny dowie się, że strateg wrócił w jego skromne progi, to cała grupa shinobi awansuje do roli kukieł ćwiczebnych na placu treningowym.

Yuen żałował tylko, że nie było razem z nimi kogoś o… wyższym statusie społecznym. Takim jak ten posiadany przez bardziej prominentnych przedstawicieli Nici Przeznaczenia lub Strażników Równowagi. Jakkolwiek idiotycznie by to nie brzmiało, szlachcic albo wojskowy otworzyłby im drzwi do miasta bez jakichkolwiek problemów, nikt nawet nie zapytałby takiej jednostki o długość czy cel wizyty. A tak? Tak musieli się stroić w przeklęte peruki i diabelne, raniące zmysł estetyczny, pstrokate kimona. Nie było nawet gwarancji, że podawanie się za trupę aktorską zda egzamin, bo część z jego sojuszników wyglądała jak zimnokrwiści zabójcy, niezależnie od ilości zaaplikowanego im makijażu. Przeszukanie? Choć teoretycznie nie powinni, to jeżeli strażnicy zdecydują się sprawdzić ich dobra, ciężko będzie wytłumaczyć kunaje, miecze i fiolki z zawartością mogącą stopić czyjąś twarz i kości.

Członkowie Koalicji Lotosu mieli przed sobą ogromną liczbę możliwości, jednakże każda z nich pociągała za sobą katastroficzne skutki w razie potencjalnego niepowodzenia. Od momentu opuszczenia Bokusou balansowali na ostrzu noża, ale utrata równowagi w tym momencie… aż strach pomyśleć.

Henshin 28-12-2011 09:09

Trzy możliwości. Każda miała wady i zalety. Najprostszą było. Oczywiście, wykorzystanie znajomości, czyli bogaty szlachcic, który swoim autorytetem sprawia, ze nikt nie śmie dostrzec w jego towarzyszach czegokolwiek niezwykłego. Zresztą pewnie podobni pod względem ubioru byli do mnóstwa innych osób przekraczających bramy. Pomysł świetny, tyle, ze należący do gatunku: co by było, gdyby było? Dobrze postawionego wsparcia nie mieli, toteż należało się zastanowić nad wykorzystaniem wozu, lub tamtego wyłomu.

Wóz był prostszy. Nie trzeba się było nigdzie wspinać, w razie zaś nagłej potrzeby, łatwiej się było bronić, lub uciekać. Wadą był jednak woźnica. Czy nie spostrzegłby grupy ludzi na swoim wozie? Wątpliwe chyba, zaś inne metody uciszenia go były albo brutalne, albo zdradzały ich. Przekupić, czy zastraszyć, miło, lecz kto następnie zagwarantuje, ze dzień później chłop nie pojawi się na posterunku straży zdradzając ich wygląd? Oczywiście dałoby się zorganizować tak, ze niczego by nie zauważył, lecz wtedy byłby przekonany, że owi przybysze planują coś okropnego. Któż wie, czy nie zdradziłby się przy strażnikach? Ponadto taki plan, całkiem wydawał się skomplikowany, zaś chłopak wiedział, że każdy plan powodzi się jedynie wtedy, kiedy jest zrealizowany każdy jego czynnik. Jeśli liczba czynników wzrasta, siłą rzeczy wzrasta również prawdopodobieństwo, ze coś pęknie.
Dlatego jeśli wóz, trzeba chłopka pacnąć po głowie oraz wrzucić na wóz. Przejechać do środka, ulotnić się, zaś do gardła nieprzytomnego wlać trochę jakiegoś trunku. Wtedy nawet, gdyby chciał się skarżyć, nikt mu nie uwierzy, bo cóż, będzie cały czas ze swoim wozem, ponadto widać, podchmielony. Zostawiony gdzieś w krzakach mógłby wywrzaskiwać później na temat jakiegoś napadu, natomiast strażnicy, po wyniszczeniu karawany, mieliby wzmożoną czujność. Mogliby starać się ustalić, kto wjechał owym wozem.

Jeśli nie wóz, proponował ową wyrwę. Jednak spokojne, wygodne wjechanie było pierwszym pomysłem, który chciał innym zaproponować. Dla ułatwienia sprawy chciał dodać jakieś przebrania, typu sztuczne wąsy, jakaś domalowana blizna, czy coś takiego. Jeden spośród nich powinien mieć też włożoną najbardziej wyrazistą część garderoby, jakąkolwiek, żeby zwróciła uwagę strażników. Stary trick ninja. Jeśli nie chcesz, żeby cię zapamiętali, włóż coś idiotycznego. Wszyscy zapamiętają twój strój, ale patrząc na ubranie, nikt nie będzie zwracał uwagi na twoją twarz oraz na twarze twoich towarzyszy.
Przemyślenia przedstawił Sil oraz pozostałym towarzyszom. Identyczna sytuacja, gdyby ktoś miał domalowaną wielką bliznę. Herbaliści powinni umieć zrobić taką niemal autentyczną. Wręcz można było usłyszeć, jak strażnicy opowiadają, że przez bramę przejechał wóz prowadzony przez człowieka z wielką blizną na policzku oraz mającego śmieszny, żółty kapelusz.

-Hmm... Sil-san? - Herbalista niby to nieśmiało spróbował zwrócić uwagę jednego z przywódców na siebie. Do tej pory pomijał bowiem pewną kwestię - liczył, że może da się jakoś sprawę rozwiązać z miejsca, ale mieli wyjątkowego pecha jeśli idzie o strażników przy bramie.
-Nie tak dawno byłem w tym mieście z pewną misją. W efekcie Daimyo i jego potomek nie pałają do mnie miłością, jeśli wiesz co mam na myśli. Ten strażnik przy bramie rozpozna mnie bez problemu, więc zastanawiam się czy nie najlepiej by było gdybym odłączył się od was na jakiś czas i spróbował dostać się do miasta na własną rękę. Co myślisz?

Sil zwolniła odwracając nieznacznie głowę w stronę Herbalisty.
- Nie. Nie będziemy się już rozdzielali. Czyli zarówno przejście jak i przejechanie odpadają? - podniosła spojrzenie, by kątem oka móc obserwować twarz Ioriego. Mówiła półgłosem za cichym, by ktokolwiek niepowołany usłyszał wiele, jednocześnie za głośnym, by zostać posądzoną o szeptanie i ukrywanie czegokolwiek.

Śmiejąc się, przyjaźnie poklepując po plecach i rozprawiając o rzeczach przyziemnych, których oddział ninja nie mógł z takiej odległości dosłyszeć, pracujący dotąd przy naprawie muru robotnicy zaczęli kierować się w stronę głównej bramy. Najwyraźniej nastała pora obiadowa a mężczyźni zdecydowali się uzupełnić swoje zapasy energii przed kontynuowaniem renowacji. Obok nienaturalnej dziury pozostał tylko jeden, który w teorii miał pilnować aby nie zginęły narzędzia, a po okolicy nie szwendał się nikt nie porządany. W praktyce, mężczyzna nakrył głowę słomianym kapeluszem, założył nogę na nogę i rozłożył się na niewielkiej macie, ucinając sobie krótką drzemkę. Chicho pochrapujący zapewne liczył, że koledzy przyniosą mu coś do jedzenia, kiedy sami wrócą z rozepchanymi żołądkami.

Turkot osiągnął pełną głośność. Wielki wóz w kolorze brązu i czerwieni, przewożący najpewniej drogie towary z samej Daiwy, w końcu przetoczył się z wolna obok zarośli, w których kamuflował się oddział wysłany przez Koalicję Lotosu. Znalazł się tym samym w polu widzenia strażników bramy i stał się opcją niemożliwą do wykorzystania. Podstarzały woźnica z kręconą bródką i w połatanych szatach, bez przekonania trzymał kawałek skóry stanowiący lejce i kierował dwójką czarnych koni dobrej krwi. Mimo iż inni wojownicy cienia tego nie zauważyli, Onimaru wychwycił pośród zakratowanych okiennic niewielki ruch... jakby drgnienie dłoni albo mrugnięcie oka. Najwyraźniej część ‘towarów’ w tym zbitku desek była nader ruchliwa... czyżby ktoś wpadł na podobny pomysł co nasi shinobi? Bo chociaż wóz był bogato zdobiony to na karocę szlachcica zdecydowanie nie pasował, a już tym bardziej na transport więzienny. Hmm...

Onimaru patrzył z lekkim niesmakiem na skupione miny towarzyszy. Głowili się, jak dostać się do miasta, podczas gdy sam, zrobiłby to dawno temu.... Gdyby był sam. Była to dla niego nowa sytuacja, jednej osobie o wiele łatwiej przejść obok straży nie zwracając na siebie zbytniej uwagi. W grupie powstawał problem. Z drugiej strony, w ten sposób było ciekawiej.
Akurat rozmyślał, jaką historyjkę sprzedać strażnikom, gdy odezwał się Iori. Jego uśmiech rozszerzył się niebezpiecznie, strasząc donośnym parsknięciem. No tak, to było do przewidzenia.
Już chciał stwierdzić oczywiste, gdy zobaczył pracowników przy murze udających się na przerwę i dając im tym samym idealną okazję żeby się wślizgnąć do miasta. Jednak jego uwagę przykuł przejeżdżający wóz. Był niemal pewien, że dostrzegł drobne załamanie światła lub inną nieprawidłowość w strukturze wozu, co sugerowało ruch. To z kolei znaczyło, że w części wozu, bynajmniej nie przeznaczonej do przewozu pasażerów, ktoś był. Woźnica wyglądał na tyle nie pozornie, że Ronin założył wstępnie, iż nie wie o pasażerze na gapę. Czyżby ktoś skorzystał z ich pomysłu?
~No właśnie, samemu łatwiej...~ pomyślał, po czym nieznacznie zmienił pozycję, żeby mieć dostęp do Małej Żmii.
-Sil-sama, jestem niemal pewien, że widziałem w wozie jakiś ruch. Biorąc pod uwagę typ wozu, albo był to bardzo ostrożny szlachcic, albo co bardziej prawdopodobne shinobi. Być może któryś z tych którzy założyli na nas pułapkę, dobrze by było nie tracić go z oczu...-
Wiedział, że wysuwanie własnych propozycji jest dość ryzykowne, nie miał jeszcze na tyle zaufania drużyny, a tym bardziej Sil. Dlatego wysunął tylko spostrzeżenie czysto informacyjne, podszyte delikatną sugestią, że powinni się pospieszyć i odnaleźć wóz po drugiej stronie muru.
Cisnęło mu się na usta, że powinni uważać przechodząc przez wyłom w murzę, gdyż po drugiej stronie mogą być strażnicy, jednak się powstrzymał. Było to dość oczywiste, a jego towarzysze w teorii byli dobrze wyszkoleni, jednak znał ich za krótko, żeby ufać ich umiejętnością.
Miał nadzieję, że wkrótce się przekona, że nie musi się o to martwić, więc milczał i czekał na decyzję Sil. Zwłaszcza, że czas nieubłaganie przeciekał im przez palce...

Nguyen patrzyła na wóz. Nie mogła pozwolić by taka dywersja przeszła im tuż koło nosa. Złapała maskę i zwinnym ruchem ręki dorzuciła na wierzch przewożonych rzeczy. Dopiero po chwili zauważyła ruch, co wkrótce potwierdził ronin. Słuchając tego co mówił jednym uchem obserwowała podjeżdżający do bramy wóz. Miała nadzieję, że strażnicy chociaż trochę się zainteresują maską. Nie mogli jednak dłużej obserwować.
- Onimaru przodem, ja druga, Yuen zamyka. Skaczemy przez dziurę. Zróbmy to sprawnie. Osoba, która zauważy jakieś przeszkody daje znać najbliższemu dowódcy. Jasne? - kiwnęła głową nie-Wężowi, by ten mógł ruszyć przodem.

Shin czuł się w obecnej sytuacji trochę jak piąte koło u wozu. W tej chwili towarzyszom zdecydowanie wygodniej było by pracować w mniejszej grupie. Nie decydował on o ilości osób przeznaczonych do tego zadania, natomiast uważał on, że zespół, złożony z tylu osób musi być prędzej czy później zauważony.
Rozkaz od Sil był dość wyraźny, stanowczy i naturalnie niezaprzeczalny, mimo wszystko uważał on, że były jeszcze inne opcje zdecydowanie lepsze, wygodniejsze i bezpieczniejsze niż ta dziura, przez którą właśnie mieli wejść.
Mimo wszystko, wyjątkowo, odpuścił wypowiadanie się na forum w sprawie słuszności decyzji Sil. Nim jeszcze ruszył i wkomponował się w szereg „bojowy”, podniósł głowę spoglądając na powoli przesuwające się chmury.

~ Albo my zginiemy, albo ona zginie …~ Swoją pierwszą myśl, urwał w połowie zdania jak by chciał uciec od pesymistycznych myśli, które go teraz nachodziły. Pierwszą myśl stłamsiła druga. Do głowy Shina wpadł dość intrygujący pomysł, a raczej pytanie czy aby na pewno są oni jedyną drużyną, która została wysłana na tą misję. Czy być może jest druga drużyna lub kilka drużyn pracujących niezależnie od siebie... To pytanie miało znaleźć odpowiedź już w najbliższym czasie.

Highlander 29-12-2011 17:35

Dywersja ze strony Sil okazała się strzałem w dziesiątkę. Bezlitosnym, acz skutecznym. Tak jak twierdził Yuen, rzeczy nietypowe przykuwały sobą uwagę, zwłaszcza jeśli komuś płaci się za bycie upierdliwym i doczepianie się do wszystkiego, co popadnie. Pilnujących bramy zaintrygowała papierowa zasłonka twarzy zwisająca z boku wozu. Nie pasowała do reszty obrazka, przez co woźnica został natychmiast zasypany gradem pytań odnośnie jej pochodzenia. Jednak zamiast podziwiać wykreowaną tragikomedię, ninja zdecydowali się spożytkować ten czas lepiej. Szybko i bezszelestnie przemieścili się do wyłomu, przecinając powietrze nad głową nic nie świadomego, ucinającego komarka robotnika. Byli jak widma. No... prawie wszyscy. Z powodu swojego słabego wzroku, Shin katastrofalnie odmierzył odległość, zahaczając czubkiem stopy o cegłę. Wywrócił się, donośnie uderzając całym ciałem o podłoże. Aż zadudniło, a scenie towarzyszyło ciche krzyknięcie niezdarnego Herbalisty. Przysypiający pracownik budowy poruszył się niespokojnie na swoim posłaniu i odchrząknął. Szczęśliwie, efekty nieudanego skoku nie zdołały przebić się przez zasłonę jego zmęczenia.

Ku cichemu zdziwieniu bardziej pragmatycznej części shinobi i uldze pozostałych, po przeciwnej stronie dziurawej bariery nie czekał na nich kontyngent strażników z wycelowaną w wyrwę bronią palną. Przynajmniej jeszcze nie. Wysłannicy Lotosu trafili najwyraźniej na teren czyjejś prywatnej posesji. Znajdowali się w przepięknym, przesyconym zielenią ogrodzie. Sprowadzone z innych krain, niewielkie kamienie o okrągłym kształcie, otaczały oczko wodne, nad którym ulokowano idealnie zakrzywiony łuk białego mostu o szczegółowych grawerunkach, uchwytach i wykończeniach. Wiał lekki wietrzyk, roznoszący sobą zapach świeżych kwiatów. Nieco dalej, po lewej stronie, za rzędami małych, skrupulatnie przyciętych drzewek liściastych, między którymi biegła brukowana droga, ninja mogli zauważyć całkiem imponującą posesję. Istny, miniaturowy pałac o dwóch skrzydłach, takiej samej liczbie pięter, zasłonach z błękitnego jedwabiu i okrasie ze złota. Konstrukcja, jaką zwykle zamieszkiwali wysocy rangą dygnitarze, albo generałowie Cesarstwa. Trafili do czyjegoś prywatnego raju na ziemi i to chyba mniej-więcej właśnie w tym momencie, szczęście odwróciło się od naszych bohaterów.


- Co tu się dzieje!? Co ma oznaczać to najście?
Kim jesteście i co robicie w moim ogrodzie!?

Zapewne zwabiony nieudanym lądowaniem Shina, zza rzędu karłowatych drzewek ukazał się mężczyzna w granatowej pelerynie, zdobionej srebrnymi łańcuchami i karmazynowymi kamieniami szlachetnymi. Pod nią nosił proste, czarne szaty. Choć nie ulegało wątpliwości, że jest zdziwiony pojawieniem się niespodziewanych ‘gości’, to całe swoje niezrozumienie skutecznie kondensował w gniew. Zmarszczone brwi i brązowe oczy pełne zimnej determinacji świadczyły o tym, że nie jest w nastroju do zabawy, a ich agresji nie były w stanie zamaskować nawet stojące na drodze kosmyki pół-długich, kręconych włosów. Zawsze czujny Yuen od razu rozszyfrował insygnia należące do rozgniewanego właściciela ogrodu – należały, bowiem do wysoko postawionego oficera Cesarskiej Armii, który dla pewności chwycił za rękojeść swojego zdobionego ostrza przy pasie. Badając jego postawę bojową, Sil uświadomiła sobie, że mężczyzna nie jest byle płotką i będzie umiał wykorzystać raz dobyty oręż. Nawet jeśli wezmą go masą i nie poniosą żadnych strat, to w pobliżu na pewno znajduje się jego straż przyboczna, a jeżeli ta zostanie wezwana… w efekcie na oddział shinobi może zwalić się cała siła militarna jaką dysponuje Heigenchou. Zostaną zmiażdżeni.


- Kawate-Sama, co się stało? Odbiegłeś tak nagle, czy wszystko w porządku?
Skromniej (choć i tak dość imponująco) ubrana postać, tym razem nieco młodszego chłopca w wieku nie więcej jak kilkunastu wiosen, wbiegła ślamazarnie na most, starając się odzyskać oddech. Nie był on równie niewzruszony co sprowokowany wojownik, o czym dobrze zaświadczyły szeroko otwarte oczęta i odrobinkę rozdziawiona buzia. Otrząsnął się i poprawił swoje rozmierzwione (zapewne biegiem), szarawe kimono.

- Kim… kim są ci ludzie, panie? Czy powinienem pobiec po kapitana Jozou?
Kurogane żałował, że przed chwilą nie spróbował jednak swojego szczęścia przy głównej bramie. Tamta opcja wydawała mu się teraz znacznie lepsza. Wypowiedziane prze młodzieniaszka o zaróżowionych licach nazwisko było jak seria igieł rozsianych na raz po całej długości jego kręgosłupa. Kawate Masaru – Iori musiał pzygryźć język żeby nie przekląć. Wice-dowodzący oddziałów wojskowych w Heigenchou, osoba trzecia po samym Daimyo. Oddział ninja nie mógł chyba wpakować się w większe szambo, gdyby umyślnie się starali. Nguyen zamknęła oczy, by nie patrzeć na to jak chłopak w pomarańczowych spodenkach stara się przedostać na drugą stronę dziury. Hałas jakiego narobił podczas upadku odczuwała niemal jako ból fizyczny. W myślach zaczęła odmawiać modlitwę do duchów o odrobinę szczęścia, jednak - nie udało jej się zakończyć. Wszystkie myśli urwały się w momencie, gdy wojownik wszedł w jej pole widzenia. Zadrżała słysząc jego władczy głos. Już na początku sytuacja wyglądała katastroficznie, ale wraz z dostrzeganiem kolejnych szczegółów, a wreszcie pojawieniem się drugiego osobnika, umysł dziewczyny przełączył się w tryb walki. Nie miała zamiaru uciekać. Skupiła się, by dobrze odegrać rolę jaką zgotował jej los.

Gdy wtem...
- Mówiłem idioto - rzucił zdesperowany Yuen do Onimaru - żebyś sprawdził wcześniej, gdzie mieszka ten cholerny kupiec Lee - wymienił potężnego handlarza jedwabiu, którego składy znajdowały się w każdym niemal większym mieście imperium.
- Wujek Hung podziękuje ... -
Nie dokończył, rzucając jeszcze klasycznym “zwiewać, ratuj się, kto może”., po czym dając naturalnie drapaka w stronę ulic miasta. Jakby nie było, powrót na potężny, okalający miasto mur, właściwie nie wchodził w rachubę. Był dużo trudniejszy, niżeli ucieczka do wewnątrz. Ponadto nie rozwiązywał ich podstawowego problemu z dostaniem się do środka. Zarówno pełen strachu okrzyk, jak użycie słowa “wujek”, którym określano szefów przestępczych triad, miał wskazać oficerowi, że ma do czynienia z miejskimi bandytami. Jeśli będzie przeprowadzone badanie, kto wtargnął na teren jego posiadłości, niewątpliwie zrzucenie winy na miejscowych bandziorów mogło zapewnić im nieco swobody.

Kelly 02-01-2012 15:42

Mądrości sifu Jeung Lai Chuna

Jeung Lai Chun był znanym przeciwnikiem kobiet, uważając, że płci piękniejszej wprawdzie dostało się ciało większej urody, lecz wypełnione samymi słabościami ze skłonnością do zdrady włącznie. Kiedyś wrócił ze swych podróży na wschód imperium, zaś na pytanie: co przywiózł, ku zaskoczeniu przyjaciół, odparł: wierną kobietę.
- Co, jak, gdzie jest? - jego rozmówcy byli wstrząśnięci.
Sifu wskazał im namiot, gdzie na pięknym, baldachimowym łożu leżała piękna niewiasta. Serce jej jednak nie biło.
- Ależ szanowni sifu - odezwali się przyjaciele - przecież ona ...
- Głupcy - przerwał im Jeung Lai Chun - jakże inaczej mogłaby być naprawdę wierna.




Ninja rozpierzchli się na wszystkie strony, pokonując bez problemów zarówno ogrodowe płotki, jak i niewysokie mury posesji wojownika. Rozjuszony całą sytuacją osobnik przebiegł za nimi kilka metrów z wyciągniętą bronią, ale szybko zrozumiał, że choćby nie wiem jak się starał, nie zdoła pojmać napastników. Poprawnie działający instynkt przetrwania miał właśnie to do siebie. - dodawał uciekającym skrzydeł. Mężczyzna o kręconych włosach schował swoją broń i pogardliwym spojrzeniem odprowadził ostatniego ze ‘złodziejaszków’ opuszczającego jego teren. Młody chłopiec cicho zbliżył się do niego, wciąż zatrwożony rozegraną sceną.
- Kawate-Sama? Czy ci bandyci naprawdę byliby tak nieroztropni żeby Cię niepokoić?
Pan posiadłości nie odpowiedział, miast tego spoglądał ponuro na wyrwę w murze, która powstała w wyniku nieudanej prezentacji produktów lokalnego alchemika. Przeklęta klasa robotnicza, zawsze powodowała same problemy. A teraz jeszcze ci ‘rabusie’.
- Ciężko powiedzieć, ludzka głupota i ignorancja rzadko mają łatwe do zdefiniowania granice. Jednak jeden z tych złodziei wyglądał dość znajomo... gdzie ja widziałem tę twarz...
Wciąż zamyślony, mężczyzna odwrócił się na pięcie i kładąc uspokajająco dłoń na ramieniu swojego lękliwego podopiecznego, kontynuował w najlepsze zwiedzanie ogrodu. Jego podświadomość zaś, powoli drążyła męczącą myśl. Podobnie jak kropla drąży skałę.

Czasem człowiek jest martwy, tyko jeszcze tego nie wie. Iori był w tej chwili prawie pewien, że kolejny świt jaki zobaczy będzie jego ostatnim. Uświadczy po raz ostatni jak wstaje nowy dzień po czym zetną mu głowę. Był to wariant optymistyczny, który wykluczał tortury. Pieprzeni shinobi od siedmiu boleści... nie miałby nic przeciwko gdyby zginął przez własny błąd, ale skończenie żywota z powodu idiotyzmu kogoś innego? Mowy nie ma. Tanio skóry nie sprzeda. Skupiając się na tej myśli przebierał z zaskakującą sprawnością swoimi nogami w czasie biegu.

Szczęście w nieszczęściu po raz kolejny okazało się być domeną naszych bohaterów. Przegrupowanie nastąpiło szybko i efektywnie, podobnie jak rozeznanie odnośnie ich obecnej lokalizacji. Zaułek nieopodal wyszukanej restauracji ofiarował schronienie przed potencjalnym patrolem strażników, który przecież mógł się pojawić w każdej chwili. Yuen zdołał ustalić,
że znajdowali się w dystrykcie mieszkalnym, niedaleko od pierwszego celu ich misji - posiadłości pana Neitaki. Ruszyli więc, nie chcąc pozostawać zbyt długo w jednym miejscu. Przydzielona szlachcicowi przez Cesarza ziemia znajdowała się przy północno-wschodniej części murów miasta i... nie była równie imponująca co ta, opuszczona przed chwilą przez wysłanników Lotosu. Domostwo, choć pięknie wykończone, było mniejsze i posiadało znacznie mniej wyszukane wykończenia niż to należące do oficera wojskowego. Dziwne. Niepokojące.

Być może przedstawiciel klasy społecznej cenił sobie skromność... a może taki stan rzeczy miał zupełnie inne podstawy. Nie mając teraz czasu na takie dywagacje, Sil chwyciła złotą kołatkę i zapukała trzykrotnie w masywne, drewniane drzwi. Głucho. Cisza i... kroki.
- Tak, w czym mogę państwu pomóc? Ach... państwo są ‘pomocą’ dla pana Neitaki?
Nienaoliwione wrota otworzyły się skrzypiąc, a przed ‘wędrownymi aktorami’ stała niewielka osóbka służki. Ubrana skromnie, acz zadbana, z czarnymi włosami związanymi w kok i błękitnymi ślepiami starającymi się nie nawiązywać zbyt częstego kontaktu wzrokowego z osobami o (teorerycznie) wyższej pozycji społecznej. Skłoniła się nisko i pokornie, witając nieznajomych. Chociaż bezapelacyjnie należała do pospólstwa, pan domu najwyraźniej uświadomił ją, że spodziewa się gości o sporej zaradności i umiejętnościach.

- Pan Neitaki Sai nas wezwał - poinformowała bez zbędnych grzeczności czy wstępów Sil oglądając się na wszelki wypadek za siebie, by upewnić się po raz enty czy nikt ich nie goni czy też nie obserwuje, i wreszcie, czy wszyscy nadal są obecni.

Yuen naprawdę był pod wrażeniem ignorancji szlachcica. Czyli nawet służba wiedziała, że mają być specjalną pomocą dla dygnitarza. Liczył raczej na to, że zostaną przyjęci, jako zwykli służący, tacy nie zwracający uwagi i jako tacy poprowadzą ciche badanie. Niestety, nic z tego. Można było mieć jedynie nadzieję, że służba pana Neitaki to ludzie absolutnie sprawdzeni, szczególnie owa kobieta witająca ich w drzwiach rezydencji. Jednak wiadomo wszak, że im więcej osób zna sekret, tym mniejsza szansa jest jego utrzymania. Wystarczy niebaczne słowo, czasem nawet kompletnie mimowolne, aby zaprzepaścić całą, długo przygotowaną akcję. Biao wolał polegać na cichej pracy pod jakimś rozsądnym płaszczykiem, niż czerpać dumę z tego faktu, że jest ninja. Rzecz jasna był dumny oraz cieszył się drogą, którą przed laty wybrali dla niego ojciec oraz sifu. Póki co jednak siedział cicho. Skoro on to bowiem wiedział, inni doskonale także musieli sobie zdawać sprawę, że tajemnica ich pobytu jest co najmniej bardzo nadwątlona. Sil reprezentowała grupę, zaś on stał z boku i rozglądał się wokoło. Tak na wszelki wypadek, bowiem Yuen miał ten miły zwyczaj, że nie lubił wchodzić tam, skąd nie dawało się szybko uciec.

- Bardzo dobrze. Nazywam się Cho i przez czas waszego pobytu, jestem do państwa całkowitej dyspozycji. Proszę za mną, pan Neitaki oczekuje w swoim gabinecie.
Bez szemrania czy bezsensownego przedłużania zostali zaproszeni do środka domostwa. Co bardziej interesujące, kiedy służka prowadziła ich przez kolejne pokoje, dwójka przywódców oddziału spostrzegła, że niewielka kobieta zdaje się być jedyną osobą na usługach szlachcica. Nie było nikogo innego, jak chociażby persony odpowiedzialnej za posiłki, czy strażników. Nietypowość aż ziała od obecnej sytuacji, ale przynajmniej zdołała ona załagodzić subtelne obawy odnośnie możliwości utrzymania tajemnicy, jakie przejawiał Yuen. Idąc podłużnym, drewnianym korytarzem, ninja minęli kilka dzieł sztuki o wątpliwej jakości - wazy stojące na podwyższeniach, dwie rzeźby, a także kilka portretów zawieszonych na ścianach. Tylko te ostatnie wybijały się nieznacznie powyżej artystyczną przeciętność.

Pierwszy przedstawiał pana Neitaki wraz z rodziną - żoną i córką. Niewysoka, ubrana w czerwone kimono okraszone symbolami białych kwiatów, dziewczynka sprawiała wrażenie nie starszej jak piętnaście lat. Jej długie, brązowe włosy były perfekcyjnie zaczesane i związane w warkocz. Zdobiła je złota spinka w kształcie motyla. Dziecko uśmiechało się promiennie, tuląc się do postaci matki, która czule gładziła je po głowie. Jedyną pełną powagi osobą na malunku, był sam szlachcic, choć nawet on nie mógł wyzbyć się z twarzy lekkiego uśmieszku dumy, jaki malarz skrupulatnie i dokładnie uwzględnił na płótnie. Reszta obrazów została wykonana w tym samym stylu i ukazywała piękne pola dzikich kwiatów, przepełnione wszystkimi barwami tęczy. Równiny, niziny, łąki, wzgórza - lokalizacjom z cudowną florą nie było końca.

Kiedy shinobi skończyli już rzucać uważne spojrzenia i wyrabiać sobie zdanie odnośnie zmysłu artystycznego pana domu, stanęli przed rozsuwanymi drzwiami, które pojedyncza służka otworzyła na pełną szerokość. Neitaki Sai siedział na żółtawej macie, naprzeciw sporych rozmiarów, kwadratowego stołu wykonanego z dębowego drewna. Wyglądał jak wrak człowieka, puste, białe flakony i oczy podkrążone od wylanych łez wyjawiały prawdę na temat tego, jak radził sobie ze smutkiem i strachem o życie córki. W powietrzu unosił się delikatny zapach kadzidła i uzdrawiających ziół, przegryziony z pośpiesznie zamaskowanym odorem alkoholu.
- Właśnie przybyli oczekiwani przez pana goście.
- Dziękuję Cho. Przygotuj proszę jakiś poczęstunek, z pewnością są zmęczeni podróżą.
- Oczywiście, Neitaki-Sama. Natychmiast się tym zajmę.


Drobna osóbka zgięła się w pół i zamknęła za sobą drzwi. Pan domostwa bez słowa wskazał zaproszonym shinobi pozostałe maty do siedzenia, rozsiane dookoła stołu. Usiedli więc, dając odpocząć zmęczonym wędrówką nogom i cierpliwie czekając na słowa, które miały zaraz paść. Ponure skupienie na twarzy mężczyzny sugerowało, że powoli przygotowuje się do rozmowy o rzeczach, które z trudem przechodzą mu przez myśl, a co dopiero przez gardło.
- Dziękuję za tak pośpieszne przybycie. Cenię to, naprawdę.
Zacisnął pełne niemocy ręce na tkaninie swojego ubrania i przygryzł dolną wargę. Do krwi.
- Jeżeli pozwolicie, przejdę od razu do rzeczy. Moja córka, Maya, zaginęła trzy dni temu. Próżno szukać jej w szkole, czy w domach jej szkolnych przyjaciół, a strażnicy miejscy jak jeden mąż zarzekają się, że również jej nie widzieli.
Zaczerpnął głębszego tchu. Zbliżał się do najtrudniejszego momentu.
- Zmobilizowałem swoich tutejszych znajomych, ale... bez skutku. Zniknęła jak kamień w wodę. Sam już nie wiem, co właściwie mam robić... jakie działania podjąć... proszę. Musicie mi pomóc. Maya jest ostatnią rzeczą, jakiej jeszcze nie zabrała mi ta bezsensowna wojna.
Szlachcic zakończył uwłaczający, pełen wewnętrznej słabości wywód Opuścił pokornie głowę w nie przystojącym mu pokłonie, jakby zdawał się na łaskę wynajętych wojowników cienia.

Yuen lubił być metodyczny, inaczej łatwo coś mogło zostać przeoczone. Tymczasem kilka kwestii wymagało wyjaśnienia.
- po pierwsze, co to znaczy, że nie ma służby? Czy miał i odprawił? Kazał gdzieś im pójść? Przecież wielkie budowle, czy ogrody wymagają ciągłej opieki. Wprawdzie ten nie był tak duży, jak opuszczony podczas ucieczki, ale nie mniej, był to dom szlachcica, a nie chłopa,
- po wtóre, jeśli jednak nie miał służby, to jakim sposobem był tak wpływową osobą? Może nawet był z natury stoickim wyznawcą prostoty. Rzeczywiście, tacy oficerowie zdarzali się również, ale na domysłach ciężko jednak budować jakąś solidniejszą konstrukcję,
- po następne, jaką powinni mieć przykrywkę, bowiem niewątpliwie najlepszą bazą było przynajmniej na początek, domostwo owego szlachcica. Czy mogli być jego służbą? Skoro miał tylu przyjaciół oraz dalszą rodzinę, ktoś oddany mu mógł po prostu wysłać mu kilka osób, żeby się nim zaopiekowało podczas zaginięcia córki. Wszak przydarzają się w takich przypadkach rozmaite choroby, słabości oraz inne. Obecność więc lekarza oraz dodatkowych strażników czy służących miała logiczne uzasadnienie,
- kolejne, istotną kwestię stanowił ich znany towarzysz, jego przebranie oraz zmiana wyglądu stanowiły palący problem, czy w tej mierze szlachcic, lub pewnie jego służąca, mogliby pomóc. Sztuczne włosy, broda, wąsy potrafiły zmienić kogoś nie do poznania. Oczywiście zawsze istniała możliwość przebrania Ioriego za kobietę. Jakaś suknia, dorobiony biust, trochę kosmetyków, które gruntownie zmieniłyby jego lico sprawiłby, że ogólnie w oczach strażników byłby kimś kompletnie obojętnym,
- wreszcie pewnie najistotniejsze, jak wyglądała kwestia owego porwania? Skąd ją zabrali? Kto coś wie? Czy porywacze się kontaktowali? Jeśli nie, może dziewczynka uciekła, lub wpadła na przykład do jakiejś studni idąc przez miasto? Była w szkole? Doskonale, z kim tam się przyjaźniła? Kto ją widział? Gdzie wtedy była? Z kim miał jakieś zatargi? Czy ktokolwiek mu groził? Czy wyeliminowanie go byłoby komukolwiek na rękę? Bowiem opowieść szlachcica stanowiła mniej więcej obraz jego myśli, totalnie załamanych całą fatalną sytuacją. Sprawdził, czy widzieli jego córkę znajomi, wypytał strażników, poprosił przyjaciół, by zwrócili na nią uwagę. Bardzo dobrze, jednak to nie było szczegółowe badanie okoliczności.
Niewątpliwie te pytania zadawali sobie wszyscy, gdyż Yuen wiedział, że jego kwestie to nic odkrywczego. Możliwe ponadto, że sam coś na tą chwilę przeoczył. Skoro Sil była przywódcą grupy, oddał jej pierwszeństwo, jednak gdyby zleciła mu prowadzenie rozmowy zrobiłby to bez jakiegokolwiek problemu.

Eyriashka 04-01-2012 19:45

Sil spokojnie przyglądała się emocjom jakie pojawiały się na twarzy szlachcica. Jak zwykle w takich sytuacjach pozostawała zimna i niewzruszona. Rejestrowała, jednocześnie wyłączając wszelką empatię - nie, nie miało znaczenia jak ona by się czuła na jego miejscu.
- Panie Neitaki, chciałabym by odpowiedział pan na kilka pytań jakie zadamy. Rozumiemy, że jest to temat bolesny, jednak im więcej informacji będziemy posiadali, tym większe będą szanse na odnalezienie pańskiej córki. Jeżeli to pana uspokoi, może pan kontynuować picie, chociaż jest to nie wskazane ze względu na możliwość mylenia faktów i pomijania istotnych szczegółów - Nguyen chociaż nie miała wielkiego doświadczenia w rozmawianiu ze swoimi celami odniosła wrażenie, że recytuje formułkę, którą dawno temu wpojono jej w czasie szkolenia. Głos był chłodny, ton czysto informujący, pozbawiony krztyny serdeczności.
- Ile lat ma Maya i proszę opisać jej harmonogram dnia - zaczęła na rozgrzewkę od najprostszego z pytań.
Uwaga odnośnie nadużywania alkoholu, co więcej, swoiste przyzwolenie na kontynuowanie tego jakże destruktywnego procesu, wywołała w mężczyźnie widoczne ukłucie wstydu.
- Ja... nie. Postaram się ograniczyć sympatyzowanie z butelką...
Honor wziął górę nad zamiłowaniem do mocniejszych trunków. W sumie to bardzo dobrze, bo kto wie co Neitaki-sama mógł nagadać grupie pod wpływem upojenia.
- Maya ma czternaście lat, jej standardowy dzień w niczym nie odbiega od normy od tych, których doświadczają inne dzieci z rodzin szlacheckich. Codziennie uczęszcza do szkoły, następnie wraca do domu, żeby odrobić zadania domowe. Czasem odwiedzają ją koleżanki i wspólnie wyprawiają się na spacery, szczególnie na okolicze łąki. Ona kocha kwiaty.
Sil szybko dodała dwa do dwóch. To wyjaśniałoby dlaczego przedpokój gabinetu szlachcica był zaścielony obrazami przedstawiającymi te wszędobylskie badyle.
- I kiedy zorientował się pan, że zaginęła?
- Jak już mówiłem... trzy dni temu. Kiedy ostatni raz ją widziałem... pokłóciliśmy się odnośnie jej nastawienia do zajęć w szkole. Nie chciała się uczyć i była niegrzeczna dla nauczyciela, a pewna osoba doniosła mi, że Maya miała również dwójkę nowych kolegów, których nigdy mi nie przedstawiła. Sądziłem, że mogli mieć na nią zły wpływ i chciałem o tym porozmawiać, ale... ona była bardzo defensywna. To nastawienie jest dla niej typowe, odkąd umarła jej matka.
Mężczyzna westchnął donośnie, starając się nie zagłębiać w tragedię ze swojej przeszłości, która z tą obecną nie miała nic wspólnego. Przynajmniej taką żywił nadzieję.
- [i]Czyli wróciła ze szkoły, pokłóciliście się, poszła do swojego pokoju i wtedy ostatni raz pan ją widział, mam rację? Kto odkrył, że jej nie ma?
- Cho. Kiedy przyszła podać mojej córce posiłek. Od razu przyszła do mnie, żeby powiedzieć, że Mayi nie ma w jej pokoju. To do niej niepodobne. Nigdy wcześniej nie uciekała z domu.
Pewnie nigdy wcześniej nie straciła także matki. Pan Neitaki pozostawał błogo nieświadomy względem ilości żalu i goryczy jakie jest w stanie wykreować śmierć jednego z rodziców.
- Jeżeli chcecie... jeśli to w czymś pomoże, możecie przeszukać jej pokój. Sam nie byłem tam odkąd zorientowałem się, że zniknęła. Cho chyba również, ale nie jestem pewien.
- Nie omieszkamy - kiwnęła głową, decydując, że pora przejść do trochę mniej wygodnych pytań - Dlaczego pańska służba ogranicza się do jednej, jedynej Cho?
Zadane przez Sil pytanie wybiło pana Neitaki nieco z rytmu. Nie wyglądał jakby miał coś do ukrycia na ten temat, po prostu nie spodziewał się, że ninja będą pytać nawet o jego poddanych.
- Hm. Po tym jak Maya zaginęła, a przed tym tym jak zgłosiłem się do was o pomoc, odprawiłem resztę służących do mojej rezydencji w stolicy. Bo w końcu im mniej osób zwróci uwagę na nietypowych gości pozostających w moich włościach, tym lepiej. Zaufać jestem w stanie jedynie Cho. Mogę być zdesperowany, ale nie jestem głupi.
Pogrążony w smutku szlachcic skrzyżował ręce na piersiach i przytaknął odrobinę głową, jakby próbując przekonać, jeśli nie innych, to samego siebie co do ostatniego stwierdzenia.
- Czy Maya przyjaźniła się z kimś ze służby?
- Jedynie z Cho. Przynajmniej z tego, co mi wiadomo.
Na chwilę się żachnął, co pozwalało przypuszczać, że nie miał większego pojęcia o kontaktach swojej córki z kimkolwiek. Być może to przez śmierć matki i wspólny wyjazd do Heigenchou, relacje między dzieckiem i ojcem stały się tak bardzo oziębłe?

Iori słuchał z uwagą odpowiedzi na wszelkie zadane dotąd pytania. Był pod niemałym podziwem siły umysłu swojej przywódczyni. Sil zadała szybko i zwięźle najważniejsze pytania uzyskując przy tym dokładne i zadowalające odpowiedzi. Niby coś prostego, ale znał aż za wielu ludzi którym ta sztuka sprawiała trudność. Kurogane nie był jednak tylko zachwycony jej polotem myśli - również jej ciało przykuwało coraz bardziej jego uwagę. O ile większość shinobi płci pięknej mogło się pochwalić nienaganną figurą to w jej ruchach było coś... jakaś taka nienaturalna zwinność i lekkość która od zawsze kojarzyła mu się z przedstawicielkami klanu Hebi. Żmijka - to określenie pasowało jak ulał. Dość łatwo było sobie wyobrazić jak jej ciało mogłoby się wić i wyginać pod wpływem jego dotyku. Niemniej na wszystko było czas i miejsce - teraz trzeba było dokończyć przesłuchiwanie, więc siłą woli odgonił nieproszone - choć przyjemne - myśli.
- Czy moglibyśmy poznać imiona tych “kolegów”, o których pan wspomniał? Jeśli pan takiej wiedzy nie posiada to przynajmniej informacja na ich temat mogłaby być przydatna. - dość możliwe było, że córeczka chcąc zrobić tatusiowi na złość uciekła i postanowiła przeczekać u nowych znajomych.
Uznał jednak, że póki co nie wartą z tą hipotezą dzielić się jeszcze z pracodawcą. Sil przeniosła spojrzenie na Ioriego i czymś pomiędzy aprobatą, a podziękowaniem przymrużyła oczy minimalnie chyląc skroń. Powróciła spojrzeniem na zatroskanego ojca.
- A także, chcielibyśmy się dowiedzieć kto jest Mayi nauczycielem prowadzącym.

- Tak, znam ich imiona. Nazywają się Isi i Goro, jacyś dwaj okoliczni hultaje. Pewnie pochodzą z chłopstwa. Naprawdę, nie wiem gdzie ich poznała, bo napewno nie w klasie. Maya nigdy wcześniej nie zwykła zadawać się z motłochem tego typu. Wraz z dziećmi pozostałych szlachciców otrzymywała prywatne zajęcia w szkole, kształcona przez samego dyrektora, pana Cheng i innych przedstawicieli kadry. Wątpię co prawda żeby on coś o tym wiedział... zdziwię się jeśli tych dwóch uczęszcza nawet do tego samego budynku co moja córka.
Ta niezwykła wylewność dość dokładnie nakreślała nastawienie pana Neitaki do szarego obywatela. Ale czego innego się spodziewać, gdy ktoś rodzi się z błękitną krwią? Kolejna część układanki ułożyła się posłusznie na swoje miejsce. Szkoda tylko, że to nie ujawniało całości obrazu.
- W takim razie jedno z ostatnich pytań. Chciałabym prosić, by przedstawił nam pan okoliczności śmierci pańskiej żony oraz powód dla którego przeprowadził się pan do Heigenchou.
Mężczyzna uśmiechnął się cierpko, z mieszanką pogardy i żalu do samego siebie. Wydawało się, że wracanie wspomnieniami do motywacji z tego okresu nie przychodzi mu łatwo.
- Przez was i przez Cesarza. Konkretniej zaś, przez toczoną między wami wojnę. Od momentu jej rozpoczęcia, byłem aktywnym przeciwnikiem Krucjaty Ninja, ponieważ jest to jedynie prywatna wendetta ze strony naszego wspaniałego władcy, napędzana stałą utratą zasobów państwa Izou oraz utratą istnień, które mogłyby zostać wykorzystane w inny, bardziej praktyczny sposób. Nie prowadzi to do niczego dobrego. Nie muszę chyba mówić, że przeciwnicy polityczni Cesarza nie mają łatwego życia. Szybko zostałem przeniesiony ze stolicy do Heigenchou, aby nie móc już dłużej głośno krzyczeć i wtykać nosa w nie swoje sprawy. Od tamtego czasu starałem się odbudować swoją pozycję. Zawiązywałem sojusze, wyświadczałem przysługi. Sprawy miały się dobrze, moje poparcie rosło i miałem już wracać... gdy jeden z wojennych fanatyków pozbawił moją żonę życia. Był to syn pewnego generała.
Niespodziewanie, pan Neitaki grzmotnął pięścią w stół. Jedna z białych butelek podskoczyła i potoczyła się w bok, spadając z mebla na ziemię. Oczy szlachcica lśniły nienawiścią.
- Włos nie spadł mu z głowy za to co zrobił. Najwidoczniej nasz system sprawiedliwości nie jest przychylny także dysydentom mojego pokroju. Heh. Cóż począć.

Famir 05-01-2012 23:18

Nguyen zaczynało powoli brakować pomysłów o to co jeszcze może być istotne. To zapewne zdarzenia ostatnich 6 czy 8 godzin dawały jej się we znaki. Miała już kilka propozycji dotyczących przebiegu zdarzeń i rozpraszała ją ciekawość odnośnie przemyśleń towarzyszy. Yuena w szczególności, w końcu wiedziała na co go stać i to, że milczy nie było oznaką braku pomysłów, a jedynie grzecznościowym ustąpieniem miejsca przywódcy.
- Czy bierze pan pod uwagę, że porwanie Mayi było formą nacisku? Szantarzem lub po prostu groźbą? Proszę się zastanowić czy planował pan uczestnictwo w istotnym spotkaniu lub przedsięwzięciu.

Sil rzeczywiście zadawała doskonałe pytania,. Ale w umyśle Yuena błąkała się ciągłe kwestia: dlaczego wszyscy uważają, że dziewczyna została porwana? Przybywając wypełnić polecenie Rady Lotosu był całkowicie przekonany, że ma do czynienia z sytuacją oczywistą. Czyli świadkowie porwania, którzy widzieli sam atak, jakiś list z żądaniami, czy cokolwiek. Ba, nawet w takim przypadku niekoniecznie musiało to świadczyć o rzeczywistej sytuacji, tylko być sfingowane. Kto mógł sfingować? Dwie konkretne strony:
- nieszczęśliwy pozornie ojciec, który postanowił usunąć córkę z widoku,może nawet chroniąc Mayę przed czymś,
- dziewczyna, która chciała zagrać ojcu na nosie.
Tymczasem to były dwie dopiero możliwości. Póki co, według Biao, najsensowniejszą odpowiedzią na pytanie szlachcica: co się stało? Były słowa: pańska córka po prostu uciekła. Czternastoletnia dziewczyna! Żyjąca w dosyć hermetycznym środowisku, rozpieszczana przez ojca … Okres buntu? Możliwe, szczególnie, że pan Neitaki wspomniał o kłótni. Dokładając do tego jeszcze nowych, podejrzanych przyjaciół, mogło się wydarzyć wszystko. Kolejna kwestia, że dziewczęta w tym wieku, to niemal kobiety, przynajmniej pod względem fizycznym oraz częściowo emocjonalnym. Wprawdzie czasy w imperium, kiedy czternastolatki wydawano za mąż, minęły, ale Maya mogła się spodziewać, że ojciec będzie się zastanawiał, za kogo ją wydać. Instytucja swatów była przy tego typu sytuacjach w rodzinach arystokratycznych nieodzowna. Czyż dziewczyna nie mogła się więc zakochać i uciec ze swoim wybrankiem? Bo to raz zdarzyła się taka sytuacja, kiedy odruch pierwszej fascynacji jakimś chłopakiem przełamywał bariery?

Tak, zdawało się, że dowódcy drużyny biorą pod uwagę każdą możliwość. Nguyen zadawała trafne pytania, zaś Biao brał pod uwagę to, co w innym wypadku mogło zostać całkowicie zignorowane lub pominięte w czasie przesłuchania. Przypuszczenia młodego Strażnika Równowagi miały otrzymać częściowe potwierdzenie w odpowiedzi szlachcica na pytanie Sil.
- Tak, dopuszczam taką możliwość, choć sądzę, że gdyby tak było, ktoś już wytoczyłby względem mnie jakieś żądania. Inne rodziny szlacheckie zamieszkujące Heigenchou nie są wobec rodu jakoś szczególnie nieprzystępnie nastawione. Nie są również moimi przyjaciółmi, jeśli rozumiecie co mam na myśli, ale nikt tutaj nie okazywał mi otwarcie wrogości.

- Sądzę, wasza dostojność – Biao zawsze pamiętał o etykiecie, pozwolił jednak wtrącić się do dyskusji – że gdyby pańską córkę porwał ktokolwiek, żądania miałby pan już na biurku. Jeśli pospolici bandyci, powinno być wezwanie do okupu. Jeśli ktokolwiek inny, także. Byłaby to właściwie pomyślna wiadomość, gdyż oznaczałaby, że panna Maya żyje oraz jest względnie bezpieczna. Porywaczom zależałoby powiem na spełnieniu żądań. Skoro jednak nikt się nie odezwał, wydaje mi się, że należałoby rozważyć inną możliwość, że jednak panna Maya nie została uprowadzona. Może odeszła z kimś dobrowolnie, może została oszukana … oczywiście zawsze jest też możliwe, że nowo uzyskane fakty mogą spowodować zupełną zmianę kierunku przemyśleń – doskonale wiedział, że póki co poruszają się niemal po omacku, próbując dopiero poznać całą skomplikowaną sytuację.

Starszy mężczyzna zmrużył swoje ślepia słuchając wypowiedzi Yuena. Jego twarz przybrała kamienny wyraz i ziała ponurą determinacją, podobną do tej, jaką okazuje się przebijając komuś serce sztyletem. Przejechał dłonią po brodzie w pragmatycznym zamyśleniu. Była to niemiła i nietypowa metamorfoza, biorąc pod uwagę ‘potulny’ stan w jakim znajdował się chwilę temu.
- Być może jeden z tych przeklętych, złodziejskich bękartów namotał jej w głowie! Tak, to by się zgadzało! Powinniście ich znaleźć i wypytać o wszystko co wiedzą!
Trudno było oprzeć się wrażeniu, że szlachcic za wszelką cenę stara się znaleźć chociaż pojedynczą wysepkę logiki i racjonalności pośród tego morza chaosu. Nawet jeśli po drodze będzie musiał uczynić z kogoś przysłowiowego kozła ofiarnego.

- Oczywiście, wasza dostojność, niewątpliwie sprawdzimy ten trop. Jeśli coś wiedzą, wyjawią. Proszę uwierzyć, kiedy my pytamy, naprawdę rzadko ktoś odmawia odpowiedzi. Ściśle mówiąc, jeszcze się taki nie trafił – błysnął złowrogo spod oka, aczkolwiek jedynie dlatego, żeby dodać panu Neitaki nadziei. Oczywiście, byłby to rozsądny trop, który należało sprawdzić. Wszak dwójka biedaków mogła nawet namówić córkę na fałszywe porwanie, by wyciągnąć od ojca nieco pieniędzy. Po co? Chociażby dla dalszej ucieczki, jeśli Maya nie chciałaby wracać, albo żałując ich, jeśli wrócić by jednak planowała. Oczywiście zakładając jej udział, lecz bez tego również owa dwójka mogła się złakomić na okup. Dziwne było jedynie to, że nikt się z ojcem nie kontaktował. Jeśli nie ma takich oczekiwań przez kilka dni, to albo całe porwanie to psia kicha, albo Maya zginęła podczas uprowadzenia. Jednak nawet w takim przypadku, porywacze powinni się skontaktować żądając okupu oraz okłamując ojca, co do stanu córki. Jednak póki co, tego nie było. Oczywiście, teoretyczni porywacze mogli mieć własne, nieodgadnione jeszcze kłopoty, przez które wszystko się opóźniło. Póki co, istniało jeszcze wiele niewiadomych. Musieli obejrzeć pokój Mayi, porozmawiać z panią Cho. To na początek.

Przy pokoju istotne było na przykład, czy zginęły jakieś dodatkowe ubrania Mayi, czy nie. Jeśli tak, prawdopodobieństwo ucieczki rosło. Porywacze nieczęsto mają czas na zabranie strojów porwanej kobiety. Muszą wszystko wykonać jak najszybciej, aby pozostać niezauważonymi. Jednak uciekająca dziewczyna swobodnie mogłaby coś sobie przygotować. Kolejna rzecz, to położenie pokoju Mayi. Czy da się stamtąd normalnie zejść, czy też potrzebna jest choćby drabina. Zakonotował także, ze trzeba będzie obejść cały budynek sprawdzając, którędy mogli uciec i przepytać chociażby żebraków, straganiarzy, mieszkańców innych domów, czy wtedy, kiedy Maya miała zniknąć, widzieli coś ciekawego, oczywiście całkowicie dyskretnie.

Nguyen przez chwilę milczała. “Wasza dostojność” albo była bardzo zmęczona i czegoś nie pojmowała albo jej przyjaciel postanowił zabawić się w psychologiczne gierki. Ktoś z drużyny miał wywoływać chęć zwierzenia się, a inny ktoś sprawiać wrażenie, jakby miał po trupach dojść do prawdy. Padło na nią. Palcami rozmasowała nasadę nosa i przywołując ostatki silnej woli sapnęła ciężko. Gdy odezwała się jej głos nie był już neutralny, raczej chłodny z subtelnie rozbrzmiewającymi nutkami groźby.
- Jeżeli się mylę, proszę mnie poprawić: odpowiadał pan na te same pytania strażnikom co nam, prawda? Jeśli tak, czy wie pan jak przebiega ich śledztwo? Czy przepytywali już “znajomych” Mayi?
- Nie byli tak dociekliwi jak wy przy zadawaniu pytań. Pomocni zaś, nie byli wcale, bo mając dwie lewe ręce do wszystkiego, nie wykazali się wystarczającymi chęciami żeby znaleźć tych młodych ludzi. Rzekomo wciąż ‘szukają’ ich do tej pory. Oczywiście należy pamiętać, że strażnicy noszą swoje mundury, a sądzę, że złodzieje chcieliby pozostawać najdalej od tego typu ubioru. Jeśli mają zamiar kontynuować swój ‘zawód’.

To fakt. Osobnicy reprezentujący przeciwne strony medalu prawa rzadko kiedy nawiązywali ze sobą przyjemne znajomości. Chyba, że przyjemne stricte dla jednej ze stron.
-Dziękujemy, wasza dostojność że odpowiedziałeś na wszystkie nasze pytania. Od razu zaczniemy poszukiwania i będziemy was informować na bieżąco. Teraz proszę o wybaczenie, ale musimy ustalić między sobą plan działania. - wszyscy sobie gawędzą aż miło a czas ucieka. Najważniejsze pytania zostały zadane i czas było zacząć poszukiwania. Możliwe, że Iori trochę wybiegł przed szereg, ale jeszcze chwila a przesłuchanie przemieniło by się w przeciąganą dysputę. Postanowił więc to zakończyć, w miarę grzeczny sposób. Skłonił się zgodnie z etykietą po czym wyszedł z pomieszczenia rzucając reszcie pociągłe spojrzenie - czas wziąć się do pracy. Kierowany przezornością wolał widocznie kwestie planu działania ustalić bez obecności pracodawcy. Ściany mają uszy.

Henshin 09-01-2012 12:10

Przeciągłe spojrzenie Ioriego napotkało na swojej drodze nieznacznie zwężone dezaprobatą spojrzenie Nguyen. Zadziwiająco szybko przyzwyczaiła się do narzuconej tego poranka pozycji. Nie mniej, powróciła spojrzeniem do zleceniodawcy i oszczędnym ruchem głowy podziękowawszy za udzielenie pytań powstała, by wyjść za Herbalistą z pokoju. Z tym wyjątkiem, że nie miała zamiaru rzucać się od razu w wir poszukiwań. Organizm coraz dotkliwiej przypominał o sobie, a ona nie chciała dłużej go zwodzić czczymi obiecankami o posiłku, herbacie, drzemce czy wreszcie, fajce. Spokojnym krokiem idąc tropem węchowym ruszyła na przygotowany dla nich posiłek.

Dopełnili odpowiednich podziękowań i pożegnali się z osobą szlachcica, obiecując powrócić do jego gabinetu, gdy tylko znajdą jakieś konkretniejsze informacje na temat jego córki. Burczący w najlepsze żołądek Sil przewodził nie gorzej niż ona sama, torując wojownikom cienia drogę do obszernej izby jadalnej, otwartej na odrobinę zaniedbany ogródek. Zapewne nigdy nie została użyta do przeznaczonego celu - wyprawienia wielkiego przyjęcia, mającego w pełni ukazać gościnność i dobry gust właściciela domu. Miast tego, duchom opiekuńczym tego miejsca musiała wystarczyć obecność grupy płatnych zabójców, którzy przybyli odnaleźć zaginioną.

- Ach! Już państwo są. Zapraszam do stołu, wszystko gotowe. W razie potrzeby, szukajcie mnie w kuchni. To drugie pomieszczenie wzdłuż korytarza, po lewej stronie. Smacznego!

Rozumiejąc, że najprawdopodobniej będą chcieli zostać sami ze swoimi przemyśleniami i uzgodnić plan działania, Cho nie kazała dłużej shinobi znosić swojej obecności. Pokłoniła się tak jak nakazywał tego obyczaj i zamknęła drzwi. Jej kroki po chwili zupełnie ucichły.


Neitaki-sama nie oszczędzał na poczęstunku dla swoich gości. A już na pewno nie dla takich, którzy mieli uratować jego jedyne dziecko. Przepysznie pachnące curry uderzyło głodnych wędrowców swoim słodko-kwaśnym aromatem, podobnie jak obłoczki pary unoszącej się jeszcze z gotowanych kawałków kurczaka, okraszonych bukietem warzywnym. Brązowy ryż z wielkiego garnca dopełniał tego wartościowego posiłku. Jako napitek ofiarowano im herbatę oraz coś znacznie mocniejszego. Zarówno artystycznie dopracowana zastawa herbaciana jak i rządek białych butelek z czarną pieczęcią zdawały się działać iście hipnotyzująco.

Młoda Żmijka z westchnieniem ulgi uchyliła okno już czując napływający spokój, promieniujący od kieszeni w której trzymała tytoń. Upakowała prostą mieszankę do komina, a przy zaciąganiu się przypluszyła oczy popadając w błogostan. Myśli klarowały się, problemy stawały mniejsze, a przynajmniej nie tak jaskrawe. Wypuściła dym z płuc, jak zwykle prosto przed siebie. Nie widziała powodu, by bawić się w tworzenie kółeczek zawsze wyobrażała sobie cyrkowca lub dziecko tworzące mydlane bańki. Oba adekwatne do sytuacji i nijak nie mające się do zawodu. Powtórzyła inhalację tym razem rozglądając się uważniej po ogrodzie. Czy istniała chociaż drobna szansa by Maya przeszła przez ogrodzenie? Czy istniała możliwość, by ktoś przeszedł z nią nieprzytomną na ramionach?

Dźwięk otwieranej butelki wytrącił ją z rozważań jednocześnie przypominając, że oprócz płuc ma jeszcze coś co wymaga jej natychmiastowej atencji - żołądek. Podeszła z fajką i zajęła przygotowane przez Yuena miejsce. Nie była w stanie zmazać uśmiechu ze swoich ust, gdy patrzyła na tą wcale-skromną strawę.

Onimaru szedł na samym końcu pochodu po jadło zamyślony. Podczas swoistego przesłuchania jakie miało parę chwil wcześniej, podpierał ścianę, pogrążony w myślach. Nie były to wnikliwe analizy jakimi mógł popisać się Biao, jedynie logiczne myślenie, sprowadzające się do jednego. Maya albo została porwana, albo uciekła sama. Jeśli ktoś ją porwał, musiał mieć ku temu powód, jednak brak żądań okupu czy prób szantażu stawiał tą opcję pod znakiem zapytania. Jeśli młoda szlachcianka uciekła sama, cóż, ustalenie powodu może okazać się trudne. Ronin nie zawracał sobie tym głowy, zakładając, że znajomość powodu ucieczki nie jest w tej chwili niezbędny. Bardziej zastanawiało go, kto mógł mieć udział w zniknięciu młodej damy.

Pogrążony w myślach, wszedł do sali w której mieli się posilić. Spojrzał na parujące jadło z niechęcią. Jadł całkiem niedawno, poza tym, czuł dyskomfort gdy jedzenie podawał mu ktoś niezaufany, zwłaszcza gdy ten ktoś wiedział, kim on jest.
Obserwował wnikliwie Cho, gdy ta wychodziła z izby. Zdawała mu się najbardziej podejrzana o udział w wydarzeniu które tak zmartwiło Pana Neitaki, z wielu oczywistych powodów. Gdy tylko zniknęła za cienką warstwą ryżowego papieru z którego zrobione były suwane drzwi, spojrzał wymownie na Sil. Domyślał się, że może mieć podobne zdanie na temat służki, jednak nie mógł się powstrzymać przed tym niewerbalnym przedstawieniem swojej opinii.

Gdy wszyscy zasiedli do posiłku, ale jeszcze zanim zaczęli jeść, przemówił do drużyny:

-Wybaczcie, ale nie jestem głodny.- spojrzał na Małą Żmiję, mówiąc dalej do ogółu. -Jeśli nie macie nic przeciwko, rozejrzę po ogrodzie.- Wiążącej odpowiedzi z oczywistych powodów mogła udzielić tylko Sil, jednak musiał zachować pozór przestrzegania niepisanych zasad zwanych etykietą. Nie lubił być zmuszany do takich zachowań, jego pozycja społeczna ocierała się o dno, choć wielu było by skłonnych stwierdzić, że puka w nie od spodu.

Siłą rzeczy nie przepadał za szlachcicami z wszystkimi ich grzecznościami, ceremoniami i zasadami. Znał je bardzo dobrze, było to wymagane od shinobi, tym lepiej, że nie przekuł owej niechęci w nienawiść, co wielu czyniło w obliczu niesprawiedliwości losu.

Nguyen podniosła baczne spojrzenie znad parującej miseczki. Wyglądała jakby nie rozumiała, że ktoś może nie być głodny. Nie po wybuchu. I nie miał szczególnego znaczenia fakt, że tylko ona z tu obecnych w nim uczestniczyła.

- Dobrze, zostawimy ci trochę.

Wychyliła filiżankę kawy, starając się utrzymać naturalny tembr głosu. Nie chciała zdradzić się z uczuciami, przynajmniej nie tymi których nie rozumiała. Natomiast zmęczenie było idealną przykrywką.

Ronin ukłonił się nieznacznie, porwał płynnym ruchem ze stołu owoc, po czym wyszedł na zarośnięty ogród. Mógł znaleźć tu jakieś ślady, jeżeli trasa ucieczki Mayi prowadziła przez ogród.

Spacerował przez owe miejsce tempem godnym podstarzałego samuraja podziwiającego uroki kwitnącej wiśni. Miał chwilę dla siebie, zanim reszta zje posiłek, a może uda mu się znaleźć przydatnego... Ruszył w stronę okna pokoju córki Pana Neitaki.

Chociaż nie wiedział gdzie dokładnie jest szukane przez niego pomieszczenie, metodą prób i błędów bezklanowy ninja znalazł w końcu to, czego szukał. Szkoda tylko, że po drodze musiał zawitać spojrzeniem zarówno do kuchni, jak i pomieszczeń służby, bo ani nie była to szczególnie szybka, ani efektywna metoda lokalizacji. Pokój Mayi stanowił średnich rozmiarów pomieszczenie, ze ścianami wyłożonymi tapetą różowego koloru w złote kwiaty. Okno było otwarte, prawdopodobnie Cho regularnie wietrzyła tu i sprzątała, nawet jeśli główna lokatorka wsiąknęła jak kamień w wodę. Widział łóżko, komodę, szafkę i stolik do makijażu z okrągłym lustrem w ozdobnej ramie. Z takiej odległości trudno było jednak doszukać się jakichś subtelnych śladów, bo punkt obserwacyjny na zewnątrz czyjegoś okna nie jest najlepszym do zabawy w śledczego. Oczywiście, mógł wejść tą drogą. Mógł też skorzystać z drzwi, gdyby jakimś cudem te natrętne myśli o etykiecie ponownie powróciły aby zaatakować znienacka jego umysł.

Ronin wpatrywał się w otwarte okno, zastanawiając się co zrobić. Zastanawiał się tylko moment, gdyż po chwili konspiracyjnie rozglądał się, czy nie ma nikogo w pobliżu. Nikogo nie zauważył, więc bez większych krępacji wybił się w powietrze. Wystarczyło to, żeby mógł chwycić się parapetu. Podciągnął się i zaraz znalazł się w pokoju. Wszystko trwało nie dłużej niż dwa uderzenia serca. Omiótł pomieszczenie wzrokiem, zastanawiając się, gdzie mógł znaleźć jakieś wskazówki.

~ Gdzie bym chował osobiste rzeczy gdybym był czternastoletnią dziewczynką...~

Musiał wykluczyć miejsca, w których Cho mogła ‘sprzątać’. Nie podejrzewał żeby Maya miała w swoim pokoju specjalnie przygotowane schowki w stylu podwójnego dna w szufladzie, bardziej prawdopodobne były miejsca w stylu poluzowanej deski w podłodze. Nie wykluczał możliwości, że ślady mogą być całkiem na wierzchu, jednak nie liczył na to, więc po sprawdzeniu najbardziej oczywistych miejsc, zaczął przeszukiwać meble, sprawdził pod łóżkiem po czym zaczął metodycznie obstukiwać wszystko, co mogło być wydrążone, a co za tym idzie, mogło posłużyć za schowek.

Highlander 10-01-2012 19:01

Wędrowny styl życia Ronina opływał w liczne sytuacje, gdzie talenty złodziejskie i uważne oko sprawdzały się lepiej niż użycie widowiskowych Wushu, czy lekkomyślne dobywanie miecza celem upuszczenia czyjejś krwi. Los chciał, że tak było i w tym przypadku. Jedna z płytek podłogowych, zlokalizowana nieopodal komody i stoliczka z lustrem, faktycznie została przez kogoś poluzowana, o czym świadczyła niewyraźna szczelina między nią, a pozostałymi. Po odsłonięciu tejże przesłony Onimaru ujrzał dość dziwny schowek - mały otwór, 50 na 50 centymetrów, wyłożony drewnianymi ściankami. Ale to dopiero jego zawartość zdołała zdumieć mężczyznę, który widział już niejedno w swoim życiu. Luźno porozrzucane kawałki jadeitu, na wpół opróżnione sakiewki wykonane z różnorakich materiałów, obrączki, kolczyki, bransoletki, pięknie udekorowany naszyjnik z bursztynami... zupełnie jak w tobołku jakiegoś bardzo wprawnego kieszonkowca. Ale jak to tak? Córka szlachcica? Niemożliwe. Niedorzeczne. Chyba, że te chłopaczki z którymi się zaprzyjaźniła faktycznie miały na nią wyjątkowo destrukcyjny wpływ.


Jej łóżko także zdradzało pewną niespójność. Było idealnie zasłane, ale kiedy Onimaru zmrużył ślepia, dostrzegł na aksamitnych prześcieradłach cienką, niemalże widmową warstwę kurzu. Jeśli Maya zniknęła zaledwie trzy dni temu, to coś było mocno nie tak, bo nikt nie używał tego posłania przynajmniej od dobrych dwóch tygodni. Spędzała noce poza domem i nikt nie zwrócił na to uwagi? Czy też może służka wiedziała doskonale co się święci? Ale nawet jeśli ktoś odpowiedziałby na to pytanie twierdząco, trudno się dziwić, że trzymała język za zębami. Rozpoczęcie konwersacji ze swoim chlebodawcą od słów ‘panie znalazłam kradzione rzeczy w pokoju pańskiej córki’ nie jest dobrym pomysłem jeśli liczy się na szczęśliwą emeryturę.

W czasie gdy inni wypoczywali i zajadali się najlepsze, a Onimaru badał pokój zaginionej, Iori uważnie analizował wszystkie elementy układanki, starając się ułożyć je we wspólną całość. Dopatrując się elementów, które brygada shinobi mogła przeoczyć, lub zwyczajnie zignorować. Choć nie zdążył jeszcze na żaden wpaść, jego uwaga została drastycznie przekierowana na coś zupełnie innego. Za marmurowym ogrodzeniem posesji i koronami ogrodowych drzewek, jego wzrok wychwycił przelotnie bardzo znajomy kolor brązowej szaty pewnego podróżnika. Taki, który kojarzył mu się z przelewaniem krwi, a wspomnienia te nie były starsze niż kilka godzin. Właśnie tak, pośród ledwie widocznych postaci przemierzających świat za kamiennym płotkiem, Kurogane dostrzegł jedną, która mogła być zamaskowanym typkiem wysługującym się zbirami celem załatwienia swojej brudnej roboty. Herbalista przechylił głowę i zrobił kilka kroków do przodu, aby widzieć lepiej. Mężczyzna przemierzał ulicę sam, pośród dziesiątek innych ludzi, udając się Fortuny wiedzą gdzie. Najpewniej nawet nie zdawał sobie sprawy z faktu, że jest obserwowany, nie mówiąc już o tym, że jego cichym ‘adoratorem’ jest osoba, której chciał się niedawno pozbyć przy użyciu grupy zakapiorów.

Kurogane miał dylemat. Zwołać resztę drużyny i zaryzykować, że mężczyzna się wymknie czy iść za nim i ryzykować swoim życiem? Podróżnik nie był raczej związany z ich zadaniem, ale odpowiadał za śmierć ich towarzyszki. Poza tym ciekawiła go niezwykle jego historia i motywy. Musiał to zbadać. Podjęcie decyzji zajęło mu ułamek sekundy. Był niczym woda - nie mógł ustać w miejscu, a pojawienie się wroga otwierało wiele nowych możliwości. Musi tylko umieć je odpowiednio wykorzystać. Upewnił się, że nikt z pozostałych shinobi go nie obserwuje po czym ruszył za człowiekiem, którego kilka godzin temu próbował zabić.

Sil obserwowała kątem oka jak Iori opuszcza bez słowa ich towarzystwo. Starała się pamiętać nauki dziadka na temat Herbalistów. “Źle znoszą zamknięcie”, “pociąg do niebezpiecznych sytuacji”. A nie można było odrzucić możliwości, że Kurogane ponadto wolał wypoczywać w samotności w ogrodzie niż z nimi. Jeżeli tak było, to dlaczego gdzieś z tyłu jej głowy świeciło się wątłym światłem czerwone światełko zwiastujące przyszłe kłopoty? Najlepiej byłoby go obserwować, ale w aktualnym stanie towarzyszy... Jedyne co pozostawało, to wierzyć, że nie przeliczała intelektu herbalisty i ten pragnie przez chwilę odpocząć w samotności. Odwróciła więc wzrok i podjęła próbę rozpoczęcia lżejszej rozmowy na tematy nie związane z ich aktualną misją. Co nie miało prawa trwać zbyt długo.

Gdy Onimaru poczuł, że jeden element podłogi jest poluzowany, wiedział, że znalazł to, czego szukał. Nie umniejszyło to jego zdziwienia, gdy zobaczył zawartość schowka, ani nagłej chęci wybuchnięcia śmiechem. A to dobre! Bogata dziewuszka bawi się we włamywacza! Po chwili, jak już ochłonął, wpadł na inną możliwość. Możliwe, że to jej dwaj chłoptasie kradli, a ona służyła im praktycznie niewykrywalną ‘dziuplą’. Przy pierwszej opcji, która była o wiele mniej prawdopodobna, dziwnym się wydawało, że zostawiła łup za sobą. Z drugiej strony, mogło to oznaczać, że okradła niewłaściwą osobę, której się to nie spodobało...

Pomachał energicznie głową na boki, próbując pozbyć się takich myśli. Szansa na to była tak mała, że nie warto było myśleć na owy temat. Wpadł na inny pomysł, gdy zwrócił uwagę na łóżko. I tak już podejrzana Cho, zapomniała wspomnieć o tym, że mebel jest nieużywany od dłuższego czasu... Może to nie Maya korzystała ze schowka? Westchnął zrezygnowany. Niby znalazł, czego szukał, ale pytań zamiast ubywać, wciąż przybywało. Postanowił pochwalić się swoimi odkryciami, tym samym zrzucając zadanie przeanalizowania faktów na resztę. Wziął małą próbkę ‘łupów’ nieletniej złodziejki, omiótł jeszcze raz pomieszczenie upewniając się, że nie zostawił śladów swojej obecności, po czym skierował się do okna w celu powrotu do reszty drużyny. Sprawdził ponownie, czy w pobliżu nie ma niepożądanych osób, po czym wyskoczył przez otwór, lądując miękko na trawie. Otrzepał się z nieistniejącego kurzu i znowu ruszył dziarskim krokiem. Parę chwil później, był na powrót w sali jadalnej. Podszedł do stołu bez słowa, usiadł naprzeciw Sil z uśmiechem od ucha do ucha.

- Mam coś dla Ciebie... - Stwierdził krótko, rzucając na mebel swoje znalezisko. Po chwili jakby sobie coś przypomniał i szybko dodał: -... Sil-sama.


Krótkie urwane zakrztuszenie było pierwszą i najbardziej naturalną reakcją jaką ciało Nguyen powzięło na długo zanim mózg zdołał zdecydować co odpowiedzieć. Odstawiła z trzaskiem czarkę na stół. Dłonie zacisnęły się na naczynku, jak gdyby świecidełka były naturalnym wrogiem dziewczyny, a uduszenie ceramicznej filiżanki miało sprawić, że znikną. Poczuła, że policzki jej płoną, miała jedynie nadzieje, że otoczenie zrzuci to na karb zakrztuszenia, a nie zażenowania. Czy złości. Zimne spojrzenie wbiło się w twarz ronina.

- Co to? - zapytała zduszonym głosem, czując jak gardło lekko piecze.

Reakcja Nguyen trochę zaskoczyła Ronina. Spodziewał się co prawda zdziwienia, ale nie aż takiego. Z miny dowodzącej, mógł wywnioskować, że igra z rozwścieczonym wężem... Poczuł dreszcz który zrobił sobie szybki spacer w dół jego pleców. Nie zamierzał jednak się tłumaczyć, nie od razu.

- To?- powiedział zdziwiony, jakby dopiero zauważył błyskotki leżące przed nim.

-Złoto, jadeit, różne świecidełka...- zaczął wymieniać, bacznie obserwując Małą Żmiję, która właśnie wahała się pomiędzy wybuchem złości, a rozpaczy. Krew powoli odpływała z policzków. W końcu chyba Sil doszła do momentu, w którym nie ma dalszej drogi tylko skok. Spuściła z westchnięciem spojrzenie na biżuterię.

- Ładne - odezwała się bezbarwnym głosem i postanowiła znowu zapalić.

Onimaru był odrobinę zawiedziony, że jego rozmówczyni koniec końców się opanowała. Trudno, jeszcze będzie okazja nadrobić to skromne niedociągnięcie.

- Cieszę się, że Ci się podobają...-

Powiedział niemal szeptem, świdrując ją wzrokiem. Przez parę sekund nikt się nie odzywał, jakby wszyscy zastygli w oczekiwaniu na dalszą część konwersacji.

- Tym bardziej żałuję, że nie mogę Ci ich podarować...-

Urwał jakby w połowie, zbierając żniwo zdziwienia z twarzy swoich słuchaczy.

Nguyen natomiast z pełną determinacją unikała jego wzroku. Nie wiedziała do czego ronin zmierza, ale nie chciała mu dać satysfakcji zobaczenia chociażby krztyny myśli czy emocji. Drań. Wahała się czy jego to bawi czy nie. Miała wrażenie, że tam w lesie coś zrozumiała, jednak chyba wszystko to było dla niego tylko zabawą. Poczuła się trochę jak zaklęta w kamień. Nie miała możliwości ruchu.
Może to i lepiej - słuchała uważniej.

Kelly 11-01-2012 11:09

Mądrości sifu Jeung Lai Chuna

W pięknej stolicy cesarstwa spotkali się na wąskiej ścieżce w parku Jeung Lai Chun i pewien ekspert ćwiczący sztuki walki oraz uważający się za najlepszego znawcę kung fu. Zobaczywszy Jeung Lai Chuna, ów dumny ekspert warknął pogardliwie:
- Nie ustępuję drogi najsłabszemu głąbowi, który nawet nie liznął podstaw sztuk walki..
- A jak tak - odpowiedział Jeung Lai Chuni zszedł na bok.



-... gdyż znalazłem je w pokoju panienki Mayi.- dokończył dramatycznie, wiedząc, że nikt się tego nie spodziewał. W tym momencie, na jego twarzy nie malował się zwyczajowy uśmiech, a zawód. Przyłapał sie na tym, że rzeczywiście żałował, że nie mógł podarować swojego znaleziska Małej Żmii. Teraz gdy na Nią patrzył, z jego oczu można było wyczytać tylko zawód, zawód, który czuje człowiek, uświadamiając sobie, że nie może mieć czegoś, czego bardzo pragnie.

Sil westchnęła. Ulga jaką odczuwała była wszechogarniająca. Mogła znowu oddychać, więc zaciągnęła się i wypuściła powoli dym. Po czym podniosła spojrzenie na ronina, a na twarz przykleiła ten jego paskudny, uprzejmy uśmiech.
- Trzeba było od tego zacząć - powiedziała spokojnie i odważyła się wziąć trochę tych kosztowności do dłoni. Wypuściła trochę dymu na branzoletkę - Ciekawe do kogo należały wcześniej? Matki czy kradzione? - Żmijka zawsze stawiała na pierwszym miejscu domniemanie niewinności. Nie żeby się litowała, ot, po prostu poszerzało to horyzonty.

Panna Nguyen zaskoczyła go, gdy podniosła na niego wzrok. Szybko zrzucił z twarzy wyraz żałości, ubierając ją w uśmiech, który w tej chwili całkiem sprawnie parodiowała Sil. Jeśli zdążyła uchwycić jego zbolałe spojrzenie, nie dała tego po sobie poznać.
- Biorąc pod uwagę, miejsce gdzie to ukryła, stawiał bym że kradzione.- powiedział. Jego głos brzmiał cicho i niepewnie. Odchrząknął, żeby oczyścić gardło. Co za brak profesjonalizmu. Poczuł wściekłość na samego siebie. Mówił dalej, żeby odgonić mroczne myśli.
- Poza tym, łóżko panienki wyglądało jakby nikt go nie używał od dwóch tygodni, dziwne że umknęło to uwadze Cho...

Shin podczas rozmowy z Panem Domu jak i podczas posiłku wyglądał jak by dowiedział się, że jego sensei właśnie został zabity z rąk jakiegoś potężnego wroga. Nic bardziej mylnego. Rzeczywiście pogrążył się z zadumie, aczkolwiek obserwował on swoich towarzyszy, nie mógł odgonić od siebie myśli, że już niedługo w drużynie zostanie związany jakiś cichy sojusz. Tak to już jest gdy grupa liczy więcej niż 3 osoby, ktoś zawsze będzie nieprzychylnie nastawiony do otaczającego go „tłumu”. Naturalnie zdawał sobie sprawę, że wszyscy są „profesjonalistami”, aczkolwiek wszyscy są też ludźmi, którzy mają zakorzenione dwie zasady: twórz społeczeństwo, oraz bądź przywódcą. Taka sytuacja miała najczęściej miejsce, gdy w „stadzie” jest wielu silnych członków.

W tej chwili przy posiłku Shin, jak by na siłę szukał spisku, który chyba nie miał miejsca. Aczkolwiek każdy ruch, każdy gest był dla Shina jednoznaczny. Każde spojrzenie Ronina na Sil, podobnie każde spojrzenie Biao na Onimaru wywoływało u herbalisty dreszcz odkrycia prawdy.
~ Muszę się napić bo trzeźwe myślenie mi nie idzie ~ poklepał się po policzkach by przywrócić swój rozsądek. Shin nie należał do osób, które posiadają idealną manierę, dlatego jego etykieta jedzenia sprowadzała się do jednego „jedz tak szybko jak tylko możesz”. I tym razem jego idea na pochłanianie strawy go nie myliła, Ronin jak by znikąd pojawił się w pomieszczeniu i zaczął dostarczać nowych informacji odnośnie czternastolatki.

Dzisiejszego popołudnia Shin wszędzie czuł podstęp. Podobnie w tej sytuacji, być może porywacze, lub nawet służąca specjalnie podrzuciła jej te „dary”, być może to Cho wraz z dziewczyną knują przeciwko ojcu… Swoje pomysły na razie pozostawił zachować sam sobie, Spojrzał wymownie swoją chwilową szefową i krótko zapytał :
- Jakie są twoje rozkazy Sil-sama ? – wypowiadał słowa jeszcze ze strawą w zębach, aczkolwiek kilka szybkich mlaśnięć i już wstał by ruszyć w drogę.

- Nie ma sensu byśmy wszyscy wybierali się do tego pokoju. Jeśli będzie coś ważnego, wartego zobaczenia to takim tłumem możemy to zadeptać. Yuen, zawsze byłeś lepszy ode mnie w dostrzeganiu szczegółów... Kiedy uznasz za stosowne prosiłabym byś się udał do sypialni Mayi i sprawdzili czy coś nie umknęło Onimaru. Warto to zrobić przed podjęciem jakichkolwiek dalszych działań - głos dziewczyny był łagodny i grzeczny. Uśmiechnęła się nawet do swojego przyjaciela.

Onimaru wyglądał na zauroczonego Sil. Zresztą Biao nawet mu się nie dziwił. Każdy by był … przynajmniej sądząc po sobie. Cokolwiek myślał jednak, zachowywał to dla siebie, natomiast swobodnie rozglądał się po pokoju, po swoich towarzyszach. Możliwe, że bezwiednie nieco częściej zerkał na rozmawiającą dwójkę ninja, co bezbłędnie wyłapał Herbalista, o czym, rzecz jasna, Yuen nie miał kompletnie pojęcia.

Zasadniczo badanie, które prowadzili, miało dla Biao trzy etapy:
1. Poznanie faktów.
2. Analiza faktów.
3. Działanie.
Rzecz jasna wszystkie trzy się przenikały, nie mniej, bez przeprowadzenia chociaż wstępnej części etapu pierwszego, podejmowanie się pozostałych przypominało grę w cesarską ruletkę przy pomocy ostro zakończonych strzał. Oni niewątpliwie byli właśnie jeszcze na etapie pierwszym, choć nagromadzone informacje zaczynały się nadawać do analizy. Yuen zaś lubił analizować. Szczególnie kiedy Onimaru przyniósł swoje rewelacyjne nowinki na temat owego wzoru dziewczęcego wychowania, czyli panny Mayi. Jednak sądził, że praktycznie wszyscy wykonali owe rozumowanie z roninem na czele, który osobiście oglądał pokój córki pana Neitaki. Było jasne po wyjaśnieniach Onimaru, że dziewczyna nie spała w swoim łóżku od dwóch tygodni. Dobrowolnie więc opuszczała swój pokój, aczkolwiek być może szantażowana, lub nakłaniana, ale nie pod wpływem fizycznej przemocy. Skoro tak, szansą na odkrycie z kim ewentualnie wychodziła, było przepytanie miejscowych pijaków, czy żebraków. Drobna moneta każdemu takiemu powinna odświeżyć gwałtownie pamięć. Skoro zaś panna Maya noc po nocy znikała, szansa, że ktoś ją zauważył, rosła. Również skrytka mogła być wyłącznie wskazana przez dziewczynę. Jednak właśnie ta skrytka stanowiła źródło niepokoju ninja.

- Oczywiście Sil – odpowiedział na jej polecenie. Nie używał żadnych dodatków, gdyż znali się już tak długo oraz tyle wspólnie przeszli … - ale to nie wygląda dobrze. Gdyby dziewczyna chciała uciec z domu, zabrałaby zawartość skrytki. Wszak to coś, co umożliwiłoby jej spokojne przetrwanie w jakim takim dobrobycie przynajmniej na trochę. Sprawdzę jeszcze, czy zabrała jakieś swoje ubrania, szczególnie bieliznę. Jeśli tak, będziemy w kropce, jeśli jednak nie, można się spodziewać, że Maya wyszła ponownie, lecz planowała wrócić. Możliwe, że ktoś ją przechwycił. Jeśli tak, miejmy nadzieję, że miała dość rozumu, żeby nie ujawniać, kim jest. Wtedy, może po prostu oddano ją do jakiegoś lochu. Może porozmawiać z Neitakim, żeby to sprawdził, czy ostatnimi dniami, jakaś młoda kobieta, mniej więcej czternastoletnia, została oddana straży. Nawet, jeśli było ich kilkanaście, warto sprawdzić wszystkie, może akurat się trafi … - była to jakaś szansa, nawet, jeśli niewielka, nie można było jej zaniedbać. Gdyby Mayę znaleziono bowiem w lochu, ojciec jakąś łapówką zdołałby wydostać córkę bez większego problemu. – Jeśli jednak wpadła ujawniając się, albo ten ktoś ją znał, może być nieciekawie. Oczywiście całkiem możliwe, że dzieciaków pozbyła się konkurencja. Podobno gildie łotrów nie lubią takich, którzy kłusują na ich rewirach bez specjalnych opłat. Zobaczymy – przez momencik ich spojrzenie spotkało się, po czym ninja wstał, żeby udać się na powtórne, dokładne oględziny pokoju. Ewentualną rozmowę z panem Neitakim pozostawiał decyzji Sil, chociaż rzeczywiście widział jej istotną potrzebę.

Famir 11-01-2012 20:12

Dziedzic rodu Kurogane poruszał się bezszelestnie i pozostawał niezauważony w tłumie innych ludzi, zajmujących się swoimi codziennymi sprawami. Ukrywał się na widoku, tak właśnie. Nie to żeby musiał się jakoś szczególnie starać, aby uzyskać ten niemal magiczny efekt. Wyglądał przecież jak zwyczajny zubożały szlachcic, zaś jego cel na pewno nie obracał się w kręgach, w których rodowe imię Ioriego byłoby znane, nie wspominając nawet o pobieżnym rysopisie. Niewielu ninja grało w Go, może dlatego, że owa niechlubna profesja wywodziła się z szeregów pospólstwa. Mężczyzna w brązowych szatach faktycznie posiadał imponujące gabaryty ciała, tak jak opisał to przesłuchiwany rabuś. Górował nad mijanymi mieszkańcami miasta i mimo tłoku panującego na ulicy pokonywana przezeń droga zdawała się dziwnie pusta. Strój, maska i rozmiar sprawiały, że był łatwy do zapamiętania i wypatrzenia pośród innych, jednak mimo to nie podejmował szczególnych środków aby zaradzić takiemu stanowi rzeczy.

Słońce powoli znikało na horyzoncie, pozostawiając za sobą tylko pomarańczową łunę, stanowiącą cień jej majestatu. Śledzący i śledzony mijali kolejne ulice, a schorowany shinobi szybko zdał sobie sprawę, że nie są już w dystrykcie mieszkalnym, zamieniwszy go na ten handlowo-rozrywkowy. Wszędobylska tłuszcza ludzi stała się jeszcze trudniejsza do nawigacji, trudno było postawić krok aby nie nadepnąć komuś na stopę. Mimo późnej godziny, kupcy na swoich straganach nadal krzyczeli w najlepsze, zachwalając towary od biżuterii poprzez przyprawy, na urządzeniach rolnych skończywszy. Gdyby cel Herbalisty był normalnych rozmiarów, istniałaby spora szansa, że straci go z widoku. Ale ten bydlak wywoływał natychmiastowe skojarzenie ze statkiem, przecinającym fale zrobione z ludzi.

Zmysł zapachu mistrza strategii zalały wymieszane ze sobą aromaty tanich perfum, kadzidła i potu. Ciężko przychodziło zaczerpnięcie oddechu, co jednak nie miało powiązania ze stanem zdrowia. Musiał przymrużyć oczy, aby powstrzymać irytujący blask jaki powstawał gdzieś nad jego głową. Dopiero po kilku dobrych sekundach pojął przyczynę owego rozeźlenia i ataku na zmysły. Tam, znacznie wyżej, mniej-więcej na wysokości drugiego piętra każdego z okolicznych budynków, zawieszono na czarnych sznurkach rzędy papierowych, czerwonych latarni. W istocie, Kurogane stąpał niepewnie po ulicy cielesnych uciech. Pan ‘wysoki jak brzoza a głupi jak koza’, otworzył podwójne drzwi jednego z największych w okolicy. Trzypiętrowa konstrukcja wykonana z drewna i pokryta czarnymi kaflami wabiła klientów do środka odgłosami lekkodusznej muzyki, chichotami skąpo ubranych dziewcząt stojących na balkonach oraz odgłosami seksualnych igraszek i zmysłowych jęków, jakie dochodziły z wyższych kondygnacji. Kilka z niewiast wątpliwej cnoty nawet pomachało w stronę shinobi, chichocząc naiwnie i wymieniając szeptem uwagi między sobą.


Życiowe wybory bywają tak ciężkie, bardzo ciężkie. Iori po raz kolejny miał zderzenie z ponurą rzeczywistością. Z jednej strony misja i ciekawość a z drugich opcja spędzenia kilku godzin w towarzystwie bardziej niż chętnych dam. Miał wrażenie, że to jakiś sąd niebieski zebrał się i stwierdzi, że zrobi mu na złość. Cóż... udało mu się. Patrzył to co chwilę wraz w jedną a wraz w drugą stronę nie mogąc się zdecydować. Ostatecznie stwierdził że pójdzie na kompromis. Będzie kontynuował śledztwo a w drodze powrotnej zajdzie tu z powrotem. W ten sposób niczego nie straci z tego wieczoru. Osobiście mógł próbować swoich szans u Sil ale wątpił by ta - zwłaszcza po jego małej ucieczce - była jakkolwiek zainteresowana jego osobą. Z tymi “Paniami” zaś nie powinno być problemów.

Wybór został dokonany, a ninja przekroczył podwójne wrota ruszając za gigantem. Tylko, że ta krótka chwila poświęcona na zastanowienie wystarczyła aby osiłek zniknął gdzieś w przybytku. Nie! Jednak nie. Kątem oka chorowity wojownik cienia zauważył zarysowanie figury giganta za jednym z papierowych parawanów, gdy ten kierował się na wyższe piętro wraz z jakąś nader chętną młódką, która miała pomóc mu się odprężyć, zrelaksować i miło spędzić czas. Całość lokalu sprawiała wrażenie tego wątpliwego rodzaju herbaciarni, gdzie geisze prócz śpiewu, tańca oraz opowiadania historii z zakresu ludowych legend świadczą jeszcze szereg innych, nie do końca honorowych czy szlachetnych usług. Nie ulegało nawet wątpliwości, że władze miasta wiedzą co się święci, po prostu przymykając na całą sprawę oko, bo oto trójka zaprawionych alkoholem żołnierzy schodziła właśnie drugą parą schodów po prawej stronie, śpiewając sprośne przyśpiewki i rozlewając pozostałości trunku, jaki znajdował się w ich dzbanach.


- Lilia Siedmiu Splendorów wita kolejnego gościa w swych skromnych progach. Jak Ci na imię panie? Nie, nie ma takiej potrzeby. Nie musisz zdradzać tego prawdziwego... tu wszyscy używają naprędce wymyślonych pseudonimów. Czy przybyłeś do nas aby spędzić przyjemnie tę ponurą noc? Zakosztować delikatnego niewieściego ciała, w akompaniamencie najlepszego opium oraz sake? Jeżeli posiadasz jadeit, my mamy wszystko, czego tylko mógłbyś zapragnąć... wystarczy, że powiesz słowo, a stanie się to rzeczywistością.
Robiący rekonesans ninja nawet nie zauważył gdy absolutnie z nikąd pojawiła się przed nim młoda dziewczyna, zapewne pełniąca rolę koordynatorki przybytku. Jej głębokie oczy w kolorze głębokiego brązu uważnie sondowały kolejnego gościa, zupełnie jakby posiadały umiejętność wejrzenia w jego duszę i odkrycia najbardziej perwersyjnych, zdegradowanych zachcianek. Każde wypowiadane przez nią słowo było jak zbyt krótki oddech, uwalniany przez kochankę podczas stosunku. Wypowiadane zdania pobudzały wyobraźnię, prawie własnoręcznie snuły fantazje. Biała, niemalże porcelanowa cera stała w całkowitej opozycji do włosów czarnych jak najciemniejsza otchłań. Ułożonych w kok, przez który przebiegały dwie szpile w kolorze świeżo upuszczonej krwi. O odcieniu podobnym do tego jaki nosiła na ustach i który opasał jej ciało. Jedynie kilka skromnych stokrotek wplecionych w jeden z kosmyków odwracało uwagę od idealnie proporcjonalnej, symetrycznej twarzy. Te pospolite kwiaty wręcz jej uwłaczały.
- Panie mój? Czego więc sobie życzysz?

- Zwą mnie Jiraiya. Wybacz, ale jestem umówiony tutaj z przyjacielem choć nie omieszkam potem skorzystać z zaoferowanej... gościnności. - odparł pięknej nieznajomej po czym wręczył jej niewielką sakiewkę. Nie było tam dużo, ale wystarczająco by kobieta nie zawracała mu już głowy. Teraz wiedział, że z całą pewnością skorzysta z usług lokalu - nie cierpiał pieniędzy wyrzucanych w błoto. Podczas tego wszystkiego starał się nie stracić swojego celu z zasięgu wzroku. Zastanawiał się też czym tak wkurzył niebiosa, bo te ewidentnie wystawiały jego umysł i siłę woli na tak ciężką próbę.
- Pani wybaczy. - skinął głową na pożegnanie po czym ruszył dalej.

- Oczywiście, Jiraya-Sama. Obyś spędził swój czas błogo.
Kobieta pokłoniła się w powabny, acz usłużny sposób, a ofiarowana jej sakiewka po prostu zniknęła z widoku. Jednak Kurogane nie miał czasu rozpaczać nad utratą wszystkich sztuk jadeitu, jakie otrzymał od swoich przełożonych na czas podróży. Jego misja wciąż czekała i miała największy priorytet. Mijający go przy schodach Cesarscy Zbrojni nie poświęcili mu nawet grama uwagi. Byli przyjemnie wycieńczeni, a ich idealny świat za bardzo się kręcił. Ninja ruszył po dębowych deskach w górę niczym przecinak, starając się jak mógł żeby odzyskać zmarnowany czas. Najwyraźniej pchany do działania przez swoje libido mięśniak ruszał się kapkę szybciej niż zwykle, bo shinobi stracił jednak kontakt wzrokowy i obecnie kontynuował śledztwo tylko dzięki ciężkim odgłosom jego kroków. Dotarł za nimi aż na trzecie piętro. Po każdej z jego stron znajdowały się cztery odsuwane drzwi, wyłożone karmazynowym papierem. Teraz pozostawało tylko jedno pytanie... za którymi znajdowała się jego ‘nagroda’?

Shinobi podszedł szybkim krokiem drzwi. Jego cel mógł użyć każdych z nich. Najbardziej obawiał się, że pokoje nie były celem wędrówki tylko kolejnym przystankiem. Ścigany mógł zbiec przez okno a sama lokacja miała być jedną ze zmyłek. Rozwarzał taki wariant bo sam tak by pewnie zrobił. Więc pierwszą rzeczą jaką zrobił było nasłuchiwanie. Starał się usłyszeć dalsze kroki nieznajomego bądź też ewentualnie jakiś głos sugerujący że jakiś z pokojów jest zajęty. Dla pewności wziął w jedną dłoń sai i przykrył ją rękawem a do drugiej wziął jedną ze swoich kulek gromu łykając przedtem w czasie drogi odtrutkę na ten konkretny specyfik. Pośród tych wszystkich jęków, stęków, krzyków, ochów i achów znalezienie ciężko stąpającego mężczyzny okazało się jednak zupełnie niemożliwe. Iori nigdy nie był zbyt dobry w nasłuchiwaniu a takie warunki wprawiłyby w otępienie nawet jego dobrego znajomego z Klanu Cieni. Cóż. Musiał więc zaryzykować. Przemieścił się błyskawicznie, w stronę ostatniego pokoju po lewej. Złapał za uchwyt, szarpnął drzwi. Raz, drugi. Nic. Były zamknięte.
- Czego tam?! Prosiłem chyba żeby mi nie przeszkadzać!
Ktoś ryknął z drugiej strony, z wyraźnym oburzeniem. Głos był silny i basowy, rozchodził się echem po całym korytarzu z taką siłą, że dźwięki w pozostałych pokoikach cielesnej perwersji na moment przycichły. To mógł być szukany gagatek... ale czy na pewno?
-To ja kurwa, otwieraj. - odparł Iori z odrobinę głośniejszym tonem niż zamierzał. Postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Najwyżej się pomyli i uda pijanego klienta lokalu. Nie miałby problemów z symulacją. Pozostało tylko czekać.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:08.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172