lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Komedia] Świąt nie będzie (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/12020-komedia-swiat-nie-bedzie.html)

Rebirth 19-12-2012 12:19

Przez moment myślał że znalazł się w krainie marzeń. Jeszcze nigdy nie doznał tak przyjemnego odjazdu, nawet kiedy był jeszcze maszynistą Ekspresu Polarnego. Jego ciało tonęło w procentach, ba było żywymi procentami, sfermentowana ciecz przepełniała go na wskroś... Niestety szybko też odparowała.
- To już przesada - wrzasnął piskliwym głosikiem Bruno - Jak dorwę tego sklepikarza, co mi to wino... Ej, gdzie wy idziecie *hik* , no jak to impreza beze mnie tak i bez ostrzeżenia?!
Małe ciało to też znacznie szybszy metabolizm (ku przyszłemu jego niezadowoleniu), toteż Bruno można powiedzieć "wytrzeźwiał". Przez moment miał nadzieję, że butelka choć nie zmalała. Wyobrażał sobie jak wskakuje do niej w tej formie i zaczyna pływać niczym w basenie. Niestety. Również ona zmalała, a to było zbyt wiele. On jeszcze pół biedy, ale ten pyszny trunek za dwa i pół ojro? O nie! Bruno pobiegł za stawką, wrzeszcząc - Wy dranie, zwiększyć mi z powrotem majne sznapsen, i to już! - nawet nie zauważył, jak zmieścił się w dziurze siatki i przedostał się na płytę lotniska.

F.leja 19-12-2012 12:20

Zanim Chomiś był w stanie zareagować, od tyłu wpadł na niego rozpędzony biały futrzak. Obaj potoczyli się po posadzce pomiędzy nogami Noso-Górnika i zatrzymali dopiero na rzędzie metalowych szafek. Rozległo się glośne łup, a gruby pilot wrzasnął ze strachu. W mocno zakodowanym odruchu uniósł nogę i opuścił.
Pinky i John J. Rambo zobaczyli jak wielka czarna podeszwa opada na nich w zwolnionym tempie.

Gob1in 19-12-2012 13:32

Płot nie był pod napięciem.

Rikko, jak rasowy komandos przedostał się przez siatkę ogradzającą płytę lotniska. Otrzepał skrzydła i zamarł, bowiem wokół niego coś pociemniało. Spojrzał w górę i zobaczył wielkie pomarańczowe warzywo zbliżające się z dużą prędkością. Mimo natychmiastowego odruchu nie zdołał uskoczyć przed wyszczerzonym krzywo helloweenskim lampionem. Lub wkładem do zupy.

Padł płasko, a dynia pacnęła go w grzbiet. Ściśnięty pingwin wydobył z siebie znajome "Bhłebłeee..." i na śniegu zmaterializował się piękny młot do wbijania stempli. Na twarzy... eee... dziobie Rikko pojawił się niepokojący, morderczy uśmieszek.
- Masz, warzywie wstrętny! - zawołał wykonując niemal idealne uderzenie, zgodnie z zasadami krykieta. Łupnięta dynia potoczyła się pod płot. Ślad po obuchu będzie przypominał o zasadach dobrego wychowania - nie wolno przecież spadać nikomu na głowę. Chyba, że temu, komu wolno... czy jakoś tak.
- Żeby mi to było ostatni raz! - pogroził skrzydłem.

Wrócił do wykonywania zadania, to jest do siłowego opanowania dowolnego samolotu rejsowego i udania się do Kanady.

- Drużyna A - zwołał ochotników - bierzemy jak największy, już zatankowany samolot. Najlepiej z pilotem, za to bez pasażerów! - zarekomendował.

Zamierzał przyczaić się gdzieś w okolicy cysterny i poczekać, aż obsługa uzupełni paliwo w samolocie i podładuje akumulatory. Wtedy kantem skrzydła "ciach" i ludzie przestaną być problemem, przynajmniej do czasu, kiedy się ockną. Musieli jeszcze poczekać na pilota, któremu przedstawią ultimatum - albo Kanada, albo śmierć.
- No to śmiedziałem... - przypomniał mu się stary dowcip. Rikko zarechotał.

Carasell 19-12-2012 17:33

Podziwiał, jak jego kaszlnięcie lata od jednego ludzia czyniąc ich pięknymi.. to znaczy małymi, ale że małe jest piękne..
- A może jeszcze frytki usmażyć? Co ja, mikołaj, żeby spełniać życzenia?
Spojrzał zaciekawiony na laskę. Do tej pory myślał, że to tylko zwyczajny kijek którym co najwyżej można kogoś zdzielić przez łeb. Na jego twarzy wykwitł więc diaboliczny uśmiech. Odbiegł gdzieś na bok i zaczął machać kijem w kierunku przechodniów.
Za pierwszym i drugim razem nic się nie stało, lecz gdy przyszła kolej na jakąś szlajającą się samotnie dziewczynkę, z jego laski wystrzelił kolejny świecący promień i.. zamienił ją w butelkę starego burbonu.
Potem przyszła kolej na grupę robotników. jednemu wyrosły reniferze rogi, drugi otrzymał w świątecznym podarunku piersi godne jakiejś gwiazdki porno, jeszcze innemu zmieniła się anatomia ciała i tak w miejscu buzi miał teraz.. mniejsza. W każdym razie jego magia potrafiła płatać nie lada figle.
Gdy zdał sobie sprawę, że większość jego kompanów się gdzieś ulotniła, zwinął ze środka ulicy burbon (do którego dobierał się już jakiś menel.. ciekawe ile zejdzie mu na przyzwyczajeniu sie do lewej ręki zamiast prawej) i pobiegł za ferajną planującą uprowadzenie żelaznego ptaka.

Fiath 19-12-2012 19:14

A więc teraz prowadzi pingwin? No w sumie dynia straciła na moment ciało.
- Leć na około albo coś. - poradził chodzącej części jednego z kompanów po czym podniósł Dynię i udał się za pingwinem.
- Nie mam pojęcia jak chcesz stwierdzić który samolot jest pełen paliwa. - przyznał faraon po czym spojrzał na lotnisko aby upewnić się czy żadnego przypadkiem nie tankują właśnie w tym momencie.

SWAT 19-12-2012 19:22

Zadziałał instyktownie, niczym prawdziwy bohater. Odepchnął białą mysz z krzykiem:

- Uciekaj idioto! - samemu unosząc łapki do góry chcąc zatzymać zbliżąjącą się nieubłaganie podeszwę.
Pytanie, czy starczy mu siły.

F.leja 19-12-2012 19:42

Na płycie stał jeden Tu-154M, a przy nim wóz z paliwem, o który opierał się właśnie zaczytany w "Cytate Matrony" pracownik lotniska. Zagapiony nie dostrzegł zbliżającej się drużyny, ani nadciągającej w postaci Psujka zguby.

Psujek poczywniwszy zamęt i wywoławszy kilka omdleń, chwycił wódę i biegusiem ruszył za towarzyszami. Wyminął gramolącą się na ogrodzenie dolną część Dyniogłowego i śmigał właśnie poprzez zaspy, gdy zobaczył, że wpatrzona w samolot grupa zatrzymała się w miejscu. Chciał machnąć butelką by zwrócić ich uwagę, ale poślignął się na skitranej pod śniegiem pokrywie lodowej, wypizgnął na twarz i przedwcześnie wystrzelił ze swojego magicznego kostura. Usłyszał też niepokojący trzask i był pewien, że złamał sobie co najmniej jeden członek.

Fioletowy błysk śmignął między członkami Drużyny owiewając ich delikatną bryzą świeżej magii, która miała woń zbliżoną do mieszanki cytrusów i achovis. Nikogo nic nie trafiło, na całe szczęście, ale radosny promyk uderzył centralnie w ruski samolot, eksplodował feerią barw i zamienił maszynę w ... sanie, a niczego nie spodziewającego się zbolka w renifera o bardzo zaskoczonym wyrazie twarzy.
Mister Saint i Smartass od razu rozpoznali ten napędzany śniegiem i cukierkami model - SS Delight z silnikiem jednoreniferowym z roku pańskiego 1234 ze sportowym zawieszeniem i idiotycznie rozbudowanym tylnym spoilerem, który niestety podczas mocnego wiatru zachowywał się jak żagiel i znosił sanie na prawo. Wycofany z produkcji jeszcze w średniowieczu.



~"~

Nie znasz potęgi nad determinację chomika.
John już myślał, że zginie z flaczkami na wierzchu pod śmierdzącą podeszwą opresji. Przynajmniej uratował życie Pinkyemu, odpychając go z linii deptu. Po chwili zorientował się jednak, że ludź, który próbował go właśnie wprasować w linoleum, był słaby jak barszcz. Z całej siły, próbował wcisnąć gaz do dechy, ale żelazne mięśnie chomika nie dawały za wygraną. Zwycięstwo było jego.

Shooty 19-12-2012 20:06

- Jak widać nasz problem rozwiązał się sam! Jupi! - udał entuzjazm Dyniogłowy, "rozglądając" się za tułowiem. Na szczęście okazało się, że jego nieporadnej, pełzającej części w końcu udało się przedostać przez ogrodzenie, co skwitowała głuchym uderzeniem spadającego na ziemię ciała. - Dobra, wygląda na to, że już prawie tu jestem. Pędźmy w stronę sań, towarzyszu! Tułów sobie poradzi.

Irregular 19-12-2012 21:37

Chcąc uniknąć losu trafionych magią dobrego rozmiaru-trzymającego laskę Snovy poleciała do przodu, ponad ogrodzeniem, chcąc dogonić dużego-upierdliwego-dziwnogłowego. Definitywnie małe jest piękne, a dobrego rozmiaru-rzucający czary powiększał liczbę piękna, ale śnieżynka była już dość urocza.
Może i duży-dziwnogłowy ją poprzednio irytował, ale ktoś, kto nie jest w stanie upilnować własnej głowy (lub tułowia, zależy, z której strony na to popatrzeć) zdecydowanie nie powinien pozostawać sam.
- Hej, mże wam pmóc? - zapytała, podlatując w stronę dyni.

SWAT 19-12-2012 22:52

Uśmiechnął się szeroko i bardzo, bardzo źle. Ów człowiek, zadarł z niewłaściwym chomikiem. Chomikiem, który za nic ma przeważnie przeważająca siły wroga i zawsze lepiej wyposażone niż on. A człowiek co prawda nie miał 15 cm, ale miał z 180, ale za to był sam.

Oczy chomika zaświeciły się na czerwono. Wyciągnął nóż zza paska (oczwiście adekwatny do jego rozmairów) i dźgnął wielkoluda w podeszwę, aż ten odskoczył przerażony.

- Co do ch... - zdążył wypowiedzieć, nim na twarzy nie poczuł uderzenia chomiczej łapki.
Prosto między oczy!



Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:30.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172