lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   Pięć Pieczęci (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/12296-piec-pieczeci.html)

Redone 05-10-2013 12:05

O Boże... ten ból głowy był nie do zniesienia. Mateusz trochę jej się rozmywał bo w głowie wciąż jej wirowało. Musiała wczoraj naprawdę sporo wypić.
- Dziękuję, chyba - odpowiedziała dyrektorowi. - Nie masz też przypadkiem aspiryny?
- Na pewno znajdziesz w apteczce w kuchni, mogę Ci przynieść jeśli chcesz.
- Nie, nie trzeba. Muszę wstać, najwyższa pora. Czy mogłabym zostać sama? Chciałabym się przebrać.

Mateusz zrobił smutną minę, choć i tak jego oczy się śmiały.
- Na pewno muszę wychodzić? Szkoda, no ale dobrze. Musisz się przygotować. Zobaczymy się później.

Gdy drzwi zamknęły się Aniela znowu opadła na łóżko. Leżała tak jeszcze chwilę próbując uspokoić wirujący pokój. Dobrze, że dziś miała tylko 4 lekcje, nie wyobrażała sobie, by mogła poprowadzić dziś więcej niż to.

Przypomniała sobie ten dziwny sen. Cieszyła się, że to nie Stefan ją dziś obudził. Nie wiedziała jakby na niego zareagowała po takich scenach, które przywołał jej mózg. Co to w ogóle do jasnej cholery znaczyło? Teraz będzie śniła o swoim szefie pod postacią anioła? Ciekawe co by na to powiedział Freud...

Zebrała się w końcu z łóżka, wzięła prysznic i dopiła wodę. Czuła się już trochę lepiej. Ubrała się i poszła do kuchni zrobić sobie śniadanie. O tej porze na szczęście nikogo tam nie było. Wmusiła w siebie jedną kanapkę i zrobiła sobie mocną herbatę. Aspiryna rzeczywiście była w apteczce i kobieta miała nadzieję, że zacznie szybko działać. Nie może przecież zawalić zajęć bo się spiła. Co by pomyśleli o niej Kossowie? Z tym przeświadczeniem ruszyła na zajęcia, odnotowując w pamięci, że musi potem spisać kolejny sen do swojego notatnika.

Felidae 09-10-2013 20:09

Coraz więcej zagadek. Przecież to co właśnie zobaczyła we śnie, nie mogło być tym ... czym było.Prawda?
Koniec świata?? Biblijny koniec świata, a ona miała zadecydować? Ale o czym? O tym czy ma nastąpić?

Była coraz mocniej skonfundowana. Gabriel.... pewnie nie opowie jej nic, przynajmniej nie tak jakby oczekiwała.
Mimo tego postanowiła spróbować.

- Gabrielu. Co to wszystko ma znaczyć? Kim jestem, kim są inni naznaczeni tym piętnem w kształcie gwiazdy?
Mówisz o wyborze...Mam..mamy wybierać czy... czy koniec świata ma nastąpić? Nic nie rozumiem. Dlaczego miałabym chcieć niszczyć? Co się stanie po tym jak świat się skończy?

Złapała go za rękę patrząc mu głęboko w oczy.

- Musisz mi odpowiedzieć. Czy to już kiedyś miało miejsce? Czy te inne osoby, te w starożytności, które nosiły nasze piętno... czy też dokonywały wyboru? Jakie są alternatywy? Co będzie jeśli nie będzie apokalipsy? - z oczu Leny toczyły się powoli łzy wielkie jak grochy.

Czy nie dosyć wycierpiała w życiu? Dlaczego ktoś pogrywa z nią w kolejne gierki? Czy to wszystko co wydarzyło się w ostatnich dniach było w ogóle prawdziwe? Dlaczego to ona właśnie miała udźwignąć tak wielka odpowiedzialność?

Krakov 09-10-2013 21:22

Mateusz dłuższą chwilę leżał nieruchomo wpatrując się tępym wzrokiem w swojego gościa. Właśnie wybudził się z jednego snu, a im dłużej przyglądał się lewitującemu dzieciakowi tym większej nabierał pewności, że pryska kolejny sen. Złudzenie, którego tak mocno pragnął się trzymać. Że te wszystkie rzeczy, które mu się ostatnio przytrafiły, nie wydarzyły się naprawdę. Że nie zwariował, ani nie stał się nagle mimowolnym bohaterem taniego filmu fantasy.

“A więc to tak musi się czuć szaleniec” - myślał Jabłoński, gdy włochata istotka wciąż szczerzyła kiełki i wymachiwała kopytkami. I istotnie czuł się jak wariat. Jak wariat, który przestaje łączyć fakty w spójną całość zwaną rzeczywistością. Wariat, który przestaje odróżniać co rzeczywistością jest, a co już nie. Wariat, któremu… zaczyna być wszystko jedno. Wariat, który ma ochotę wysmarować się kiślem i tarzać po podłodze histerycznie się śmiejąc.

- Ty… jesteś… faunem? - spytał w końcu, a jego własny głos wydał mu się bardzo odległy, nienaturalny. Obcy.

- No na Jezusa to chyba nie wyglądam. - odpowiedział chłopiec nonszalancko. Znów zaczął poruszać się w powietrzu, lewitując ponad głową Mateusza - Nie martw się. Gustuję w laskach. Swoją drogą... masz jakąś pannę?

- Czyli… - Jabłoński nie wyglądał na zbitego z tropu. Przeciwnie, przypomniał mu się właśnie jakiś głupi film. Tak głupi, że aż niewart tego, by pamiętać jego tytuł. W filmie tym padło jedno zdanie, które aż się prosiło, by je teraz wykorzystać. Równie głupie jak reszta, ale… przecież i tak jest świrem, więc co mu zależy.
- Czyli… twój stary przeleciał kozę?

Twarz chłopca nagle znalazła się naprzeciwko jego twarzy. Przypominała teraz jednak bardziej demoniczną maskę niż pucułowate oblicze słodkiego berbecia.

- Uważaj na słowa śmiertelniku - ten głos był inny. Dobywał się jakby z wnętrza głowy Mateusza, a nie z paszczy potworka.

- Może nie mogę cię dotknąć, ale... mogę uprzykrzyć ci życie.
Satyr spojrzał nań jeszcze raz ostrzegawczo, po czym uśmiechnął się milutko. Znów był tym chłopcem, którego Mateusz zobaczył na początku.
- Masz jednak szczęście, ogierze. Moim zadaniem jest ci pomagać.

Mężczyznę przeszedł chwilowy dreszcz. Nie pierwszy zresztą tego poranka. Leżął w łóżku zlany potem, gadając z prawdopodobnie wyimaginowaną postacią rodem z mitologii. Na przemian robiło mu się zimno i bardzo ciepło. Może majaczy w gorączce? Była by to kolejna opcja do wyboru poza “zwariował”, “umarł” i “właśnie rozmawia z wcieleniem szatana”.
“A teraz” - podpowiedział mu wewnetrzny głos - “uporządkuj je sobie w kolejności od najbardziej do najmniej prawdopodobnego wyjaśnienia”.
Odwzajemnił uśmiech chłopca.

- Pomagać mówisz… To zajebiście. A w czym, jeśli można spytać?

- To zależy z czym masz problem... Mogę ci sprzedać kilka patentów jak zrobić dobrze lasencji. Co ty na to?

- No dajesz. Chętnie się czegoś nowego nauczę.

Dzieciak aż zrobił fikołka w powietrzu z radości.
- To chodź, idziemy na miasto coś wyrwać!

Mateusz czuł, że się stacza. Stromym zboczem, prosto w otchłań obłędu. Co gorsza, przestał się temu opierać. Nie bardzo wiedział jak to zrobić. Po co zresztą, kiedy wszelkie jego próby trzymania się normalności zdawały się skazane na porażkę? Wciąż jakieś widziadła, mary, duchy, baśniowe stwory. Tego się nie dało zatrzymać. Może więc lepiej płynąć z prądem? Rozpędzać się dalej z tej górki, aż się nie roztrzaska z hukiem na jakimś skalistym zakręcie? Albo nie obudzi na sali w trakcie operacji na głowę. Pomysł z guzem mózgu znów nie wydawał się taki abstrakcyjny… Chociaż czekaj. Było jeszcze coś, co kazało mu trzymać się realnego świata. Przynajmniej jedna mała rzecz…

- Wybacz stary, ale dziś nie mogę. Muszę postawić na nogi Klementynę.
Satyr westchnął ciężko.

- Wiedziałem, że nie może być zbyt pięknie...
Zmarkotniał, lecz bynajmniej nie wydawał się mieć zamiaru porzucać Jabłońskiego.

- Jeśli znasz się na mechanice równie dobrze, jak na wyrywaniu lachonów to możesz mi pomóc w tej kwestii.

Mateusz mimowolnie zaczął się godzić z tym, że spędzi z lewitującym upierdliwcem trochę czasu. Czemu więc nie miałby go jakoś kreatywnie wykorzystać? W garażu dodatkowa para rąk się przyda. Co prawda jeszcze nigdy nie pracował wespół z wytworem swojej wyobraźni, ale… zawsze musi być ten pierwszy raz. Podobno.

- Sorki, ale... specjalizuję się tylko w pannach i końcach świata. - chłopiec rozłożył bezradnie pulchne rączki.

- No tak… westchnął Mateusz podnosząc się z łóżka i sięgając po spodnie. - Panny i końce świata. A robić to nie ma komu…

Ignorując nierealnego gościa ubrał się i poszedł do kuchni. Spokojnie wstawił wodę na kawę i usiadł przy stole. Z wolna docierało do niego, że coś mu się śniło, na chwilę przed tym jak otworzył oczy i zobaczył… małego fauna. Próbował sobie przypomnieć co to takiego, jednak wszystkim co odnajdywał w głowie były strzępki informacji. Nawet nie obrazów, bardziej… odczuć. Pamiętał, że działo się coś złego. Pamiętaj strach. Nie taki zwyczajny, własny. Bardziej przypominało to strach wielu osób.. tysięcy osób. To takie uczucie jak wtedy, gdy grupa ludzi jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie i zaczyna wpadać w zbiorową histerię. Wtedy strach przestaje być czymś indywidualnym. Unosi się wokół, ponad głowami. Wszyscy czują go jednocześnie, wdychają jak zatrute powietrze.

Pijąc długo wyczekiwaną kawę przypomniał sobie jeszcze jedno zdanie z tego snu. “Czy tego chcecie?” Wydawało się takie nieskończenie odległe.. albo ten, kto je wypowiedział był bardzo odległy. Tylko kim jest “to” czego mamy chcieć? I kim do cholery jesteśmy “my”?

Posilony kawą postanowił wrócić do swoich przyziemnych zajęć. Wyszedł z domu zatrzaskując drzwi i udał się do garażu, gdzie czekała na niego Klementyna. Wciąż nosząca znamiona niedawnej przygody, a teraz na dodatek rozebrana na kilkadziesiąt części porozkładanych w równe rządki na betonowej wylewce. Nie wiadomo skąd, obok niego pojawił się znów ten lewitujący dzieciak. Obleciał wszystko dookoła, po czym wylądował i wziął do ręki głowicę. Przez chwilę oglądał ją z każdej strony, później zaczął się bawić podrzucając ją do góry i łapiąc jakby była jakąś piłeczką.

- Hej, odłóż to natychmiast! - skarcił go Mateusz

Chłopiec przestał podrzucać przedmiot. Spojrzał na mężczyznę nienawistnie, jakby zamierzał za chwilę cisnąć nim o ziemię i roztrzaskać, po to tylko, by udowodnić, że nie ma ochoty by mu rozkazywano. Ostatecznie jednak odłożył część w miarę delikatnie na swoje miejsce i odsunął się.
Jabłoński zabrał się do roboty.

woltron 09-10-2013 22:00

- Nie wiem kim, kurwa, jesteś, ale gówno mnie obchodzi co masz mi do powiedzenia - odpowiedział Brzyski nieznajomenu, uważnie mu się przy tym przyglądając. Piotr miał mętlik w głowie, ale nie miał żadnego powodu by wierzyć facetowi, który zaatakował go nożem. Z drugiej strony nie miał też żadnego powodu by wierzyć, że kobieta którą spotkał jest jego matką. Może w innych okolicznościach by uwierzył od razu, ale widział puste mieszkanie, akt zgonu, list w więzieniu z informacją o śmierci matki. No i przez ostatnie dni widział i przeżył tyle dziwnych rzeczy, że nie mógł uwierzyć od tak sobie, potrzebował dowodów.
Mężczyzna tylko wzruszył ramionami.
- Ostrzegałem - rzekł i jak gdyby nigdy nic, ruszył przed siebie.
Odpowiedź mężczyzny wkurwiła Brzyskiego na maksa. Gdy facet go minął, Brzyski postanowił chwycić faceta za fraki i złamać mu nos, a potem w kilku, prostych zdaniach by powiedział o co w tym wszystkim chodzi. Może był to idiotyczny pomysł, ale zmęczony i wkurwiony Brzyski nie myślał o konsekwencjach.

Mira 15-10-2013 10:22

II Trąba Anielska
 

[MEDIA]http://www.youtube.com/v/N954Bbylu6A?
[/MEDIA]
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?

WSZYSCY
Wtem wraz z uderzeniem serca sceneria się zmieniła. Zapadła ciemność dookoła tak głęboka, że aż namacalna. Słychać było w pobliżu tylko urywane oddechy. Czy to znów widmowi towarzysze z wieży?
Tym razem na pewno nie był to sen!

I drugi anioł zatrąbił: i jakby wielka góra płonąca ogniem została w morze rzucona, a trzecia część morza stała się krwią i wyginęła w morzu trzecia część stworzeń - te, które mają dusze - i trzecia część okrętów uległa zniszczeniu.

Gdy zmysły zaczynały szaleć, a skołatany umysł nawiedzała coraz bardziej uporczywa myśl o utracie wzroku… coś rozbłysło. Mały, wątły chochlik zawisł przed wybrańcami.

Głos miał spokojny, kobiecy.*

- Dawno temu podczas buntu aniołów, Lucyferowi coś się udało. Upadły Archanioł spowodował, że Bóg stracił pewność co do doskonałości swego dzieła. Gdy w dodatku Ewa i Adam złamali jego zakaz, Bóg postanowił, że skoro dał ludziom wolną wolę, musi tez dać im szansę na odkupienie, gdy zbłądzą zanadto. Tak powstała zasada 5 pieczęci. Pieczęcie noszą wybrani przez Boga ludzie. Raz na 1 000 lat rodzi się 5 osób, które w roku swoich 33 urodzin pod wpływem znaków trafiają w jedno miejsce, gdzie mają głosować o dalszym losie ziemi. Czy chcą zachować stary porządek czy zburzyć dotychczasowy świat i powołać nowy.

Chochlik zniknął na chwilę, po czym znów pojawił się, otulony delikatnym snopem światła.

- Pieczęcie dowiadują się o swoim powołaniu dopiero, gdy trąby anielskie zaczną grać… tak, jak i wy się teraz dowiedzieliście. Wszyscy nosicie to samo znamię gwiazdy betlejemskiej. Wszyscy jesteście w wieku chrystusowym. Wszyscy poznaliście czym jest smutek i radość, dlatego już wkrótce przyjdzie czas głosowania czy Pieczęcie tego świata mają zostać zachowane czy… zechcecie je zerwać, by stworzyć nowy porządek… lub chaos. Zdecydujcie mądrze i… niech Pan Was prowadzi.


Kolejne uderzenie serca…

... i znów wszystko wróciło do normy.


* Adam rozpoznaje głos Joanny





Aniela

Nauczycielka zatoczyła się, gdy znów świadomością znalazła się w klasie. Potrąciła przy tym stojak na mapy i omal sama się nie wywróciła ku uciesze kilku chłopców.

- Nic pani nie jest? – zapytała zatroskana uczennica – Może powinna pani pójść do pielęgniarki?

Czy nic jej nie jest? Dobre pytanie... w obliczu końca świata... lub utraty zmysłów.



Mateusz


Zamrugał oczami, zupełnie rozbity przez wizję, jaka go nawiedziła. Szedł do swojego mieszkania... Kątem oka tylko zauważył, że idzie prosto na jakąś kobietę.

- Przepraszam. – powiedział odruchowo, widząc, że nie da rady uniknąć zderzenia, lecz… kobieta po prostu przeszła przez niego.

Gdy Jabłoński obejrzał się za nią, dostrzegł dopiero, że długa sukienka ze sznurowanym gorsetem i kapelusz z woalką nijak nie pasują do bieżącej epoki. Co więcej, gdy rozejrzał się – zauważył, że to samo można powiedzieć o jeszcze kilku przechodniach, którzy często nic sobie nie robili z przeszkód w postaci pachołków czy innych ludzi - przenikając przez nie bez problemu.


Adam

- Jest pan następny.

Wizja zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Czyżby spotkał w śnie Joannę? Czyżby zobaczył ją w prawdziwej postaci?

- Hallo, proszę pana! – nagle słusznej postury sekretarka przykuła jego uwagę – Ordynator przyjmie pana. Tylko proszę się pospieszyć. Inne rodziny też czekają.


Lena


Otworzyła oczy. Gabriel znów odgarnął niesforny kosmyk włosów z jej czoła.

- Teraz już rozumiesz, prawda?


Uśmiechnął się smutno.

- Ten kamień, który Maja miała przy narodzinach… to był prezent dla ciebie, by… ułatwić Ci decyzję. By pomóc ci. Niestety, nie jestem wszechwładny. Jest jeszcze ten drugi, który utrudnia mi kontakt z tobą, który chce byś… byś pozbyła się poczucia odpowiedzialności.

Mężczyzna westchnął, po czym wstał. Sprężystym krokiem podszedł do drzwi.

- Wciąż mamy trochę czasu zanim zagra ostatnia z trąb. Spróbuję, go dla Ciebie odzyskać, Leno. Jeszcze się zobaczymy… przynajmniej raz.


… i wyszedł, zostawiając kobietę samą w mieszkaniu.


Piotr

Co do…?
Co to było?!

Nagle znów znalazł się w szpitalu, pochylając nad łóżkiem kobiety, która wyglądała jak jego matka. Była przytomna, a jej oczy… jej oczy były pełne zrozumienia.

- Zostałeś wybrany, kochanie – szeptały lekko spierzchnięte wargi – Możesz wszystko naprawić… możesz stworzyć ten świat od nowa… i możesz uzyskać przebaczenie… Jestem z ciebie dumna. Och, po raz pierwszy w życiu jestem z Ciebie naprawdę dumna, syneczku.

Czule pogładziła jego dłoń. Czy mógłby ją teraz zasmucić?

Redone 18-10-2013 11:33

Spojrzała wciąż lekko nieświadomym wzrokiem na uczennicę. Jej twarz wyrażała zaniepokojenie, w przeciwieństwie do kilku innych twarzy, które miały przyklejony wielki uśmiech. W pokoju było ciemno, bo pogoda na zewnątrz nie dopisywała i dziś wcale nie było widać słońca. Dla Anieli ta ciemność wydawała się przez pewien czas kompletnym mrokiem. Zajęło jej to chwilę by zmysły całkowicie do niej wróciły.

- Już dobrze Kasiu, zakręciło mi się w głowie. Tak to jest gdy się nie zje porządnego śniadania - nauczycielka postanowiła wcisnąć w sytuację jakiś morał, żeby dzieciaki sobie nie myślały.

- Otwórzcie podręczniki na stronie 127. Jest tam tekst z zadaniami. Przeczytajcie go i wypełnijcie wszystkie zadania. Macie na to dziesięć minut. Pierwsze trzy osoby które zrobią wszystko dobrze dostaną plusa.



Dobra motywacja zawsze działa. Dzieciaki od razu zabrały się do roboty, a ona miała chwilę spokoju. Pociągnęła długi łyk herbaty i zapatrzyła się w okno. Jej myśli wirowały. Czuła, że tym razem koło niej były te same osoby co ostatnio, choć wcale ich nie widziała. Anioły, chochliki, Bóg... Przecież już dawno przestała wierzyć, Bóg opuścił ją, nie pozwolił jej cieszyć się macierzyństwem, którego tak pragnęła. I teraz czegoś od niej wymaga? Jakim prawem? Jeśli to ona ma zdecydować o nowym porządku to puści cały ten świat z dymem, niech cała planeta pójdzie w cholerę. Nie obchodziło jej specjalnie co potem: chaos czy nowy porządek. Obie opcje miały swoje zalety.

Aniela złapała się na tym, że naprawdę rozważa ewentualności. A przecież to tylko sny i efekty kaca! Uśmiechnęła się do swojej głupoty i dała jej całusa na pożegnanie. Odstawiła herbatę i przeszła się po klasie, sprawdzając czy na pewno wszyscy pracują. To przecież na pewno były jakieś przywidzenia, a ona musi się zająć uczeniem, a nie banialukami.

Ombrose 22-10-2013 16:41

"Inne rodziny też czekają".

Po prostu - no kurwa. Dwie zmasakrowane kobiety zawitały na SOR i krewny jednej z nich, a zarazem przyjaciel drugiej chce zapytać o ich stan. Przy okazji sam został na noc na oględziny, więc i z nim nie za dobrze. No ale co z tego, powinien się spieszyć, bo są też inne rodziny. Czy one przeżyły to, co on? Czy zmierzyli się z niebezpiecznym szaleńcem i zawodowymi mordercami? Czy ich ukochane osoby stały nad sadzawką pełną wody przesyconej elektrycznością? Nie, nikogo to nie obchodziło. Ważniejsze były czyjeś wyrostki robaczkowe, migdałki, czy bolesne miesiączki. Polska.

Pokój, w którym przyjmował ordynator wskazywał na pewną przerażającą… bezosobowość. Sterylna czystość podkreślona przez promienie jaskrawego słońca, które biły z odsłoniętych okien. Brak jakiegokolwiek osobistego elementu - płaszczu na wieszaku, skórzanej aktówki, wody mineralnej…. Jedynie segregatory na półkach, gdzie cały człowiek zawierał się w numerze PESEL i kilku tabeleczkach. Być może jeden z dokumentów zawierał już bezpośrednie stwierdzenie dotyczące Ewy, Leny, lub obu kobiet. Być może czarny tusz zdążył ułożyć się w słowo "denat". Być może Adam wróci sam do domu.

- Panie doktorze, proszę powiedzieć wszystko - zaczął bez przywitania. Podświadomie uznał, że przy tak poważnych okolicznościach konieczność oraz wartość wymiany grzeczności schodzi na dalszy plan.

Ordynator z kozią bródką zmierzył go pełnym dezaprobaty wzrokiem. Był to starszy mężczyzna z gładko zaczesanymi do tyłu włosami, w białym kitlu. 100% doktora w doktorze. Kiedy Adam już zastanawiał się jak zareagować, gdy ów jegomość wyrzuci go z gabinetu, człowiek zaczął mówić.

- Z wiadomych przyczyn nie mogę zdradzić panu szczegółów dotyczących stanu zdrowia znajomej. Rozumiem jednak troskę i mogę chyba rzec, że jej życiu nie grozi niebezpieczeństwo. Istnieje ryzyko komplikacji, jeśli jednak ich unikniemy, pani Lena powinna odzyskać pełną sprawność ruchową. Gorzej niestety rzecz się ma z pana siostrą. Musiała być wycieńczona lub... zniechęcona do życia. W każdym razie jej organizm nie chce walczyć. Reaguje minimalnie na leki. Niestety, wciąż też się nie wybudziła. Istnieje ryzyko, że wpadła w śpiączkę, choć jeszcze za wcześnie, by o tym wyrokować.

Adam ujrzał we wzroku doktora nie tylko dezaprobatę, lecz też inteligencję oraz zwykłe ludzkie współczucie. Smutek człowieka, który widział już wiele przypadków krytycznych i za każdym razem głęboko je przeżywał. Jak odreagowywał każdą śmierć, czy śpiączkę? Brał długą, relaksującą kąpiel? Zbierał grzyby, lub łowił ryby? Bił żonę i dzieci?


Zupełnie inaczej patrzy się na wizję apokalipsy w kontekście całej ludzkości. Wtedy koniec i nowy początek jest obiecujący, bo… tyle zła się dzieje. Wojny światowe, kataklizmy, terroryści, babcie wykorzystujące wodę z prania do spłukiwania toalety, gdyż są zbyt biedne na rozrzutną gospodarkę wodną. W pewnym momencie wszystko potoczyło się w złym kierunku. Lecz po Apokalipsie mógł nastąpić nowy początek, nowy Eden - tyle że trwający wiecznie. Bez węży. Jedynie Adam i Ewa, ich potomstwo, i…

Adam i Ewa. Co za ironia.

Jednak wizję apokalipsy można było też przyrównać do jednostki. Do lekarza, który miał własne życie - lepsze, gorsze - ale własne. Problemy, marzenia, radości, smutki. Jak Adam mógł mu to odebrać? Jak mógł zadecydować jako jedna z pięciu osób, czy zakończyć sześć miliardów różnych opowieści? Krew sześciu miliardów ludzi na jego dłoniach?

Zasada pięciu pieczęci to spektakl, nie "szansa na odkupienie". Jak określić Boga, który zrzeka się odpowiedzialności na rzecz garstki pozbawionych kompetencji ludzi? Czy nie czyni to ich bardziej potężnymi od niego samego? Wycofany, rzekomo wszechmocny twór, który woli oddać pilot, niż ponieść odpowiedzialność za wybór nieodpowiedniego kanału. Żenada.

W jednej chwili wszystko stało się jasne - to nie świat jest zły, lecz Bóg nieodpowiedni. Gdyby tylko głosowanie miało dotyczyć właśnie tej kwestii… Adam nie wahałby się ani chwili i wybrał nowego "Stwórcę". Jakiegoś lepszego.

- Co mogę zrobić? Czy są droższe, lepsze leki, które mógłbym zakupić? Proszę mi powiedzieć… - wyszeptał. - Mogę ją zobaczyć…?

"Ona musi wyzdrowieć", dodał w myślach. Następnie zauważył jak śmiesznie przyziemna wydaje się być koncepcja wydania pieniędzy na droższe leki, gdy niedługo miał skończyć się świat.

Nie - mógł skończyć się świat, a to właśnie Adam był jednym z tych, którzy zadecydują. I nie miał zielonego pojęcia, po której stronie stanie.

Lekarz tylko pokręcił głową.

- Może ją pan odwiedzić. Może pan do niej mówić, śpiewać, czytać coś co lubi... czasem to pomaga.

"Już prędzej homeopatia postawi ją na nogi", odparł w myślach Adam.

- Tak zrobię, panie ordynatorze - rzekł, po czym podziękował, pożegnał się i wyszedł z pomieszczenia.

Podszedł do pielęgniarki, która miała go skierować do pokoju Ewy. Prawdopodobnie za chwilę w szpitalu znajdzie się jego rodzina - i dobrze, odciągnie jego myśli od mniej przyjemnych spraw.

Adam zamierzał wyciągnąć karty i powróżyć. Powróżyć dla Ewy, dla Leny, dla siebie. Dla świata, dla pozostałych Pieczęci, dla Apokalipsy. Postanowił też… złożyć dłonie na ranach siostry i spróbować przelać leczniczą energię. Poczuł zażenowanie z powodu tego pomysłu, lecz nie mógł pomóc w inny sposób.

Zastanowił się ile czasu pozostało do Głosowania. I czy jest jeszcze coś, co powinien uczynić.

Felidae 22-10-2013 23:17

Lena ukryła twarz w dłoniach pogrążając się w niewesołych myślach. Co to wszystko miało znaczyć? Ktoś… Gabriel… kimkolwiek był… Czy też czymkolwiek – zachichotała histerycznie do obrazów w głowie dopinających Gabrielowi skrzydła. I jeszcze jakaś wróżka czy elf…. Boże czy ja zwariowałam???

Oznajmili jej po prostu, że jest jakąś piekielnie ważną pieczęcią – śmiech ponownie dławił ją w gardle.

A najlepsze w tym wszystkim było to, że ma zagłosować czy świat, który znała zostanie zmieciony z powierzchni ziemi i na jego gruzach powstanie coś nieznanego, z szansą na podobno lepszą przyszłość…. czy też pozostawić wszystko tak jak jest czy może pozwolić rządzić światem chaosowi?

Ile razy tacy nieszczęśnicy jak ona stawali przed podobnym wyborem? Jakie podjęli decyzje i jakie były tego konsekwencje? Dlaczego nikt im niczego nie wyjaśniał, nie uczył na błędach innych?

Bo skoro co 1000 lat pojawiają się te… pieczęcie, to chyba ludziom nie udaje się sprostać wymaganiom Boga???

Co za bzdety! Jak miała w ogóle rozważać taką możliwość? Jak pozwolić uśmiercić miliony ludzi dla niepewnej przyszłości? Jak zniszczyć tyle piękna i dobra, które udało się ludzkości stworzyć? Jak zrezygnować z własnych marzeń, marzeń swojej córki i innych wartościowych ludzi, których znała, kochała i szanowała?

Zło zawsze istniało i nic nie zmieni tego faktu. Jeśli zburzą ten świat… nie pozbędą się zła jako takiego.

No bo czy pięcioro ludzi jest w stanie zapoczątkować coś innego? Przecież znali tylko to co istniało teraz. A skoro będą mogli tylko odtworzyć jedynie znane sobie schematy to jaki to wszystko ma sens?

Bóg daje ludziom szansę? Na co? Pozostawiając ich ponownie w niewiedzy i ciemności? Bo gdyby nagle nastać miał raj, to przecież cykl 1000 lat nie powtarzałby się, prawda?

Zerwała się z łóżka.

- Do dupy to wszystko! – wykrzyknęła głośno. - Niech cię szlag Gabrielu, niech szlag trafi to wszystko. Boga, diabła i tych, którzy bawią się nami jak jakimiś pionkami do gry!! Sami sobie decydujcie!



Gniew w sercu Leny zapłonął silnym płomieniem. Zawsze coś musiało pochrzanić się w jej życiu. Kiedy już uwierzyła, że może być szczęśliwa, na tyle ile jej zraniona psychika pozwalała, to pojawił się jakiś przystojny mięśniak z planem rozpieprzenia jej życia w drobny mak.

Zapragnęła wyjechać jak najdalej stąd. Uciec, schować się razem z rodziną w jakimś azylu i nie wiedzieć o żadnych gierkach pomiędzy niebem i piekłem.
Ale to było niemożliwe. Usiadła ponownie na brzegu łóżka uspokajając oddech.
Co mogła zrobić? Jak dowiedzieć się jaką decyzję ma podjąć? Jak skontaktować się z innymi pieczęciami?



Postanowiła posurfować w necie, poszukać na forach, czatach, dać ogłoszenia. Może któreś z innych naznaczonych znajdzie ją właśnie w sieci?

Potrzebowała wsparcia, ich opinii… A przynajmniej potwierdzenia, że nic jej się nie przywidziało....

Krakov 23-10-2013 22:25

Mateusz stracił rachubę czasu. Nie wiedział jak długo tak stał i obserwował tych ludzi, te.. widma… przenikające przez każdy obiekt jaki napotkały na swojej drodze. Czuł się obserwatorem i nikim więcej. Nie był uczestnikiem, częścią tego wszystkiego. Chwilami miał wrażenie, że za chwilę zmieni się perspektywa i ujrzy świat z trzeciej osoby, jak w grze komputerowej. Zobaczy swoje plecy, ruszy rękoma by się upewnić, że to właśnie tą postacią przyszło mu sterować. Później znów skupiał się na tym dość niecodziennym widowisku, jakie rozgrywało się na jego oczach i przyszło mu do głowy, że to trochę tak, jakby siedział w kinie, w którym operator spartaczył sprawę i puścił dwa filmy jednocześnie.

W końcu udało mu się otrząsnąć na tyle, by wolnym krokiem powlec się do swojego mieszkania. Czuł się zmęczony całodzienną pracą, wszystkimi tymi wizjami. Gdyby był bardziej wierzący, powiedziałby, że jest mu ciężko na duszy. Pogrążył się w myślach. W ostatniej, desperackiej próbie ogarnięcia tego wszystkiego. Jednocześnie zaś, jak automat szedł po schodach, przekręcał klucz w drzwiach, parzył sobie herbatę. W końcu usiadł na fotelu beznamiętnie wpatrując się w parujący kubek.

Nagle przypomniał sobie o czymś. A co z jego wkurzającym gościem? Gdzie ten mały, lewitujący gnojek przypominający fauna czy inną cholerę? Rozejrzał się po pokoju, ale nigdzie go nie widział. Na pewno kręcił się przy nim w garażu, a później… później Jabłoński zapomniał o nim i mały, kimkolwiek był, musiał się uwolnić. Cholera, akurat teraz, gdy chciał mu zadać kilka pytań.

Czuł się idiotycznie, że chce domagać się wyjaśnień od tego czegoś, co najprawdopodobniej jest wytworem jego chorego umysłu. Co, nie może być niczym innym jak wytworem jego umysłu. Z drugiej jednak strony… właściwie dlaczego nie? W gruncie rzeczy był już najzupełniej przekonany, że wokół niego rozgrywa się jakieś szaleństwo. Pytanie tylko: jaka jest skala tego szaleństwa? Czy jest to szaleństwo, które sprawi, że resztę życia spędzi w zakładzie dla przeciętnych inaczej, czy też takie, które sprawi, że cały świat pójdzie się pieprzyć?

- Tęskniłeś? - odezwał się znajomy głos. Mateusz odwrócił głowę i zobaczył znajomą twarz, lewitującą obok niego.

- Tak bym tego nie nazwał - westchnął głęboko odstawiając herbatę na stolik - ale faktycznie, możesz mi się trochę przydać. Na początek wyjaśnij mi proszę o co chodzi z tymi pieczęciami - tu uniósł dłoń pokazując satyrowi swoje znamię.

- A co, masz coś do tatuaży? - chłopczyk przysiadł na stoliku naprzeciwko Mateusza i bezczelnie patrzył mu prosto w oczy.

- Ta… wolę kolorowe i mniej permanentne. Te z czipsów są spoko. Ale w tej chwili pytam poważnie. Mówiłeś, że jesteś tu, by mi pomagać. To mi pomóż i odpowiedz na parę pytań. A jak nie chcesz albo nie umiesz to wracaj do swojego grajdołka.

- Co za... - satyr przez chwilę szukał słowa - buc. Tak, buc! No masz znamię. Wylosowali cię na loterii końca świata. Jako przedstawiciel ludzkości masz prawo głosu czy chcesz zostawić ten świat takim, jakim jest, czy chcesz go rozpieprzyć, zabić wszystkich, po to żeby ułożyć klocki po swojemu... Oczywiście, nie znaczy to, że lepiej. Ot bagatelna odpowiedzialność za miliardy ludzi i tryliardy innych istot. Jakiś problem?

Potworek uśmiechnął się cynicznie.

- Chcesz mi powiedzieć, że Bóg serio wpadł na ten idiotyczny pomysł, by raz na tysiąc lat dać przypadkowej piątce oszołomów możliwość rozwalenia Ziemi i stworzenia jej na nowo tak jak im się spodoba? - w głosie Jabłońskiego narastało niedowierzanie i irytacja.

- Taka jest oficjalna wersja. - satyr rozłożył bezradnie ramiona - Ja tam nie wiem kto za tym stoi, niemniej... na to wygląda, że jesteś jednym z pięciu oszołomów z pałerem... ale bez laski. Trochę wtopa, nie?

- Zajebiście. Po prostu zajebiście. Myślałem, że pozbawienie starych ludzi kontroli nad stolcem było przegięciem z jego strony... - Mateusz potarł dłonią czoło, przez chwilę coś rozważał. - A pozostała czwórka? Możesz mi coś o nich powiedzieć?

- Dwie niezłe dupcie, przystojniak z żurnala i żul spod budki z piwem. Generalnie teraz wszyscy kręcą się w okolicy Wrocka.

- A więc jednak czeka mnie wycieczka do Breslau - powiedział już bardziej do siebie niż do chłopca, po czym wypił herbatę jednym haustem. - No nic. Dzięki wielkie.

Jabłoński wstał i ruszył ku drzwiom. Przed wyjściem zatrzymał się i sprawdził, czy o niczym nie zapomniał. Miał przy sobie kamień i kartkę od starego, miał trochę kasy na benzynę. Powinno wystarczyć. Zamknął za sobą mieszkanie i zszedł na dół do garażu.

- Czeka nas niezła jazda próbna - mruknął do Klementyny, wlewając do baku resztkę paliwa z kanistra. Nie było tego wiele, ale do najbliższej stacji wystarczy. A później.. w drogę do Wrocławia. Gdzieś w połowie drogi będzie się musiał zatrzymać na nocleg, ale chciał wyruszyć już teraz. W trasie ułoży myśli, uspokoi się nieco. Dobrze by było odnaleźć samego siebie w tym wszystkim, zanim przystąpi do odnajdywania reszty “wybrańców”. Jeśli oczywiście istnieją - poprawił się natychmiast.

woltron 23-10-2013 23:00

Jak tu się znalazł i kim jest ta kobieta - te dwa pytania zadawał sobie Brzyski. Choć bardzo chciał wierzyć w to co powiedziała kobieta to nie umiał. Zbyt wiele razy w życiu dał się nabrać, zbyt wiele razy zaufał losowi i ludziom. Zbyt wiele razy dostał po dupie. A poza tym nie wierzył w cuda. Zresztą dlaczego miał wierzyć, skoro żaden cud nie nastąpił wtedy, gdy jego matka zachorowała? Albo gdy go złapali, gdy kradł na jej kurację? Albo gdy zostawiła go narzeczona? Albo gdy ojciec pił na umór i bił go pasem. Zaczęła w nim rosnąć złość, ale nie dał tego po sobie poznać.
Zamiast tego chwycił delikatnie rękę kobiety, a potem spojrzał w jej oczy.
- Nie rozumiem tego co mówisz- powiedział smutno. - Nie wiem też kim jesteś, ale widziałem grób mojej matki i nekrologi po jej śmierci - Brzyski zapomniał już o tym, że słowa też potrafią boleć. - Nie wiem czego chcesz, ale skoro wiesz więcej niż ja to możesz mi opowiedzieć... - w myślach zaś dodał "jak za dawnych lat".
- Zostałam wezwana, synku. Wkrótce zdecydujesz o losach tego świata. Stałeś się kimś ważnym... a ja mam ci pomóc, byś podjął dobrą decyzję.
- Dobrą decyzję? - powtórzył z nie dowierzaniem Piotr. A więc nie przewidziało mu się, nie wymyślił głosu mówiącego o końcu świata i o tym, że będzie musiał dokonać wyboru z innymi. - Wezwana przez kogo? - zadał kolejne pytanie na głos, próbując w głowie poukładać sobie to wszystko prze co przeszedł w ostatnich paru dniach.
Kobieta wymownie spojrzała w górę. Na jej wargach wciąż błądził delikatny, matczyny uśmiech.*
Matczyny uśmiech to była cała odpowiedź jaką mógł uzyskać. Oczywiście to było dużo, bardzo dużo, ale jednocześnie w żaden sposób nie pomagało Piotrowi w podjęciu decyzji. Mężczyzn poprawił włosy nerwowym ruchem i wstał.
- Muszę z kimś porozmawiać - powiedział, po czym szybko, trochę nieśmiało, rzucił - wrócę niedługo - i wyszedł z sali, nie czekając na odpowiedź.

Musiał znaleźć Adama, musiał dowiedzieć się co z Leną i Ewą. A w końcu musiał przemyśleć wszystko w samotności, uporządkować wszystko i zrobić rachunek sumienia.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:26.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172