lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Autorski] Turniej (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/13199-autorski-turniej.html)

zabawowy sigmund 17-09-2013 01:50

Elias x Zwiastun
Przed burzą



Przestrzeń wspólna elizjumu była co by nie mówić przestronna i dość zróżnicowana. Na altanie, pod girlandami kwiatów, nad małym stawem siedział postawny, śniady młodzieniec.
Odziany był w czarną skórznię z szaro-fioletową liberią róży. Niewielu byłoby w stanie rozpoznać, że w istocie był to Elias de Ross. Bez swej koszmarnej zbroi, unoszących się włosów i mlecznobiałej skóry wyglądał prawie łagodnie.
W dłoni trzymał puchar. Sączył z niego jakiś ciemny, słodko pachnący płyn.
Zapoznał się z wynikami pozostałych walk. Następnym świtem przyjdzie mu zmierzyć się z tym wysokim zakaftanionym widmem, które wprawiło młodego chłopaka w szaleństwo. Zaśmiał się do kubka.
Jego przyszły przeciwnik przechodził właśnie pobliską drogą. Elias pozdrowił go z uśmiechem tak bardzo niepasującym do jego szalonych, nieprzejednanych oczu.
- Zwiastunie. Podejdź.
Zwiastun zaplątany ponownie w swój kaftan zatrzymał się na wezwanie i powoli odwrócił się do mężczyzny. Obserwował walkę swojego przyszłego rywala uważnie i zastanawiało go czy przyjdzie im się spotkać na terenie Elizjum czy dopiero na arenie. Gdy się odezwał jego głos brzmiał znacznie przyjemniej niż wtedy gdy wygłaszał swą mowę na arenie
- Witaj Eliasie, synu Edwina
Elias sam chciał się przedstawić, jednak Zwiastun wyprzedził go z tą uprzejmością. Uśmiechnął się.
-Witaj A’dox(sie?), Zwiastunie Wolności... Ach, dziwnie świadczy się uprzejmości między ludźmi tylu wymiarów.
Zaśmiał się, nie spuszczając spojrzenia swych dzikich oczu z rozmówcy.
-Chciałbyś może zapoznać się, zanim jutro będzie nam dane skoczyć sobie do gardeł? - Zapytał natychmiast.
- Ależ z przyjemnością - odpowiedział Zwiastun zajmując miejsce w altanie - Jakkolwiek interesująca wydaje mi się idea tego turnieju to właśnie tego mi w nim brakuje. Kontaktu pomiędzy zawodnikami, jakiegoś takiego bardziej ludzkiego podejścia do siebie nawzajem. Nie ma sensu sprowadzać go tylko do bezmyślnych walk, nieprawdaż? Choć z ostatnim przeciwnikiem nie miałeś zbytnio okazji nawiązać rozmowy
Elias znów zaśmiał się. Gestem wezwał posługaczkę.
-Zdecydowanie! W następnym turnieju powinniśmy zorganizować koło dyskusyjne! Ale wracając… Masz rację. To trochę nieludzkie i bezmyślne. Walka dla walki. Walka dla krwawej uciechy oglądających. Przyznam, że wciąż prześladuje mnie widok twarzy tej dziewczyny, miażdżonej w wielkich łapach tego wojownika. Tam skąd pochodzę, nie krzywdzimy kobiet… Z reguły. Opowiedz mi o swoim świecie.

- Mój świat to piękne miejsce. Może nie tak malownicze jak Elizjum i nie tak różnorodne… etnicznie, ale to mój dom. Próżno szukać u nas potężnych magów a stwory zrodzone z magii pozostają tylko wspomnieniem. Sam zresztą zadbałem by tak było. Trudno jednak opowiedzieć o swoim domu w trakcie jednej rozmowy, nieprawdaż? Świat to nie jest coś co można opisać w paru słowach, to miejsce które trzeba odwiedzić i mało jednego życia by poznać choć jego fragment. Najważniejszą jego cechą, co może dziwić jest fakt że moi pobratymcy są dość pokojowi, ostatni konflikt zdażył się wiele lat temu i od tego czasu panuje u nas pokój, co jest dość niespotykanym luksusem. Jak to jednak wygląda w twoim wypadku, Eliasie de Ross?
-Masz rację. Co prawda trudno jest objąć cały świat w jednej rozmowie, jednak można całkiem przybliżyć jego naturę w krótkiej opowieści. Widziałem tu ludzi z wielu światów, którzy znają wiele dziwnych rozrywek. U nas wciąż snuje się opowieści.
- Przykucnął nad brzegiem stawu.-
-Mój świat nie ma takiego szczęścia. Ostatnimi czasy nie jest to miejsce warte zwiedzania… No chyba, że lubisz pięknych, młodych chłopców, w pięknych błyszczących zbrojach, mordujących innych chłopców z wielkimi słowami na ustach. Nazwijmy to w skrócie wojną religijną, ale nie to czyni mój świat wyjątkowym. To dość typowe i dla innych światów. My też mieliśmy jedną legendarną wojnę. Wojnę na skalę kosmiczną.-
Pochylił się nad stawem. I zanurzył ręce.
-Widzisz. Czy te ryby wiedzą kim ty, albo ja jesteśmy? Wszystko co widzą, to czubki naszych palców, groźne kolumny mięsa, gotowe schwytać ryby i zabrać je do naszego niegościnnego świata, gdzie czeka je tylko śmierć. Bezsensowna, nagła śmierć.
Jeszcze Milenium temu byliśmy takimi właśnie rybkami. W czasach tak odległych, że nikt nie mógłby tego ustalić, nasz świat zderzył się z innym światem. Widziałem to… poniekąd. Nikt nie wie czemu tak się stało. Problem tkwił w tym, że istoty z tego świata górowały nad nami, jak my dzisiaj nad tym stawikiem.
-Jego ręka wystrzeliła z wody zaciśnięta wokół małej rybki-
Mogły w każdej chwili pojawić się. zamanifestować cząstkę siebie w naszym wymiarze. Narobić szkód, a potem zwyczajnie ją wyjąć. Czasem pogryzioną. Ręka leczyła się i zawsze wracała.
-Rybka z pustym przerażeniem w oczach desperacko szukała oddechu.-
-Robiły wszystko by zabić swoją nudę. Porywały nas, przemieniały, rządziły naszymi imperiami jak bogowie.
-Wrzucił rybkę z powrotem do akwenu.-
-Jak myślisz? Co mogły zrobić w tej sytuacji rybki?- Zwrócił się do A’ Doxa.
Zwiastun uśmiechnął się
- Zapewne dokładnie to samo, co zrobiły w moim świecie gdy i my stanęliśmy w obliczu wroga zbyt potężnego by dało się go pokonać. Zmieniły zasady tak, by niemożliwe stało się możliwe
Elias zaśmiał się pogodnie.
-Uczone więc mieliście rybki. Nasze były bardziej… Brutalne? Jakby to ująć... Największe z ryb, nasi bogowie, ujawnili się jako przynęta dla rybaków. Wypowiedzieli wielką wojnę. Rybacy nie mogli odpuścić tak wspaniałej zdobyczy, więc jeden po drugim cali zanurzyli się w naszym wymiarze. Potem, kosztem śmierci wielu rybek… w końcu przykuliśmy ich do dna.
- W świecie z którego pochodzę bogowie stanowią tylko koncept, abstrakcję i niestety rybki musiały wszystko wziąć w swoje ręce. Na szczęście wśród karpi mieliśmy również parę ryb drapieżnych… lecz to za mało by powstrzymać rybaków, nieprawdaż? Dlatego jedna z ryb zdecydowała że najwyższy czas wyjść na powierzchnię, wziąć głęboki oddech i pokazać rybakom gdzie ich miejsce
Elias wzniósł oczy z nad tafli jeziora.
-Tą rybą byłeś ty? - Poniekąd zapytał. Poniekąd stwierdził
Zwiastun wzruszył delikatnie ramionami
- Rybka nie pomyślała jednak, że gdy raz wyjdzie z wody i stanie się mieszkańcem powierzchni nie będzie już dla niej powrotu do stawu… chyba, że wszystkie inne rybki podążą za nią
Rycerz uśmiechnął się.
- To odważna decyzja dla rybki, by poprowadzić cały swój lud… w nieznane. Cóż. Spotkałem dziś ludzi, którzy wierzą, że to właśnie ryba, która wyszła na ląd, jest matką człowieka. W pewnych kulturach możesz czuć się święty.
- I dlatego porównanie do ryb tak bardzo mi się podobało. Nie mówię tu o świętości, co o tym który pierwszy musiał wyjść na ląd, by poprowadzić pozostałych za sobą. By jednak to osiągnąć musiałby być silny, silniejszy niż wszyscy inni. Silny… niczym po wygraniu turnieju. Jaki jest jednak twój cel? O co walczysz?
- Gdybym streścił ci historię mojej rodziny w obliczu szalejącej w mym świecie wojny, to uznałbyś, że walczę o zemstę. Ale nie. Zemsta nie daje nic więcej, niż kolejnego trupa i dodatkowych wrogów. Potrzebuję tej mocy by wrócić i przeprowadzić rewolucję, by oddać honor starym bogom, oszczędzić dawnych bohaterów i zakończyć to szaleństwo. /
- Kwestia honoru czy zobowiązań… a może jedno i drugie?
[i]-Honoru, zobowiązań… tego kim jestem. Moja rodzina odegrała ważną rolę w całej historii z rybkami. Jako ostatni potomek mam dwie opcje, albo zwyciężyć w obronie tego, o co walczyli moi ojcowie, albo zginąć. Nie mogę porzucić pola walki. Nie zamierzam też ginąć.[i]
Jego twarz stężała.
- A zatem żaden z nas nie może przegrać nadchodzącej walki. Cieszy mnie to niezmiernie, bo bo nie ma radości w zwycięstwie nad kimś, kto wygrać nie pragnie. Będę zatem oczekiwał na drugą rundę, Eliasie. Spotkamy się na arenie

Elias odprowadzał wzrokiem, dziwną postać Zwiastuna. Zabawne. Dwóch wyrzutków z dwóch różnych światów, ze snami większymi od samych siebie. Jeszcze…
Czarny rycerz, mimo pewnego pokrewieństwa dusz nie przejmował się faktem, że wraz z nastaniem świtu ma zamiar pochlastać A’doxa na kawałki. Śmierć w Elizjum nie była ostateczna. Przez chwilę zmartwiło go, że będzie musiał zrujnować jego marzenia, nawet jeśłi było nimi wpędzenie całego wymiaru w obłęd…
No cóż… W historii Eliasa porażka nie wchodziła w rachubę.
Nie było miejsca na przegraną nawet w walce z międzywymiarowym koszmarem, jeśli w ostatecznym rozrachunku Elias będzie musiał zabić boga.

Westchnął.

Wzrokiem znów zaczął szukać posługaczki. W końcu były powody dla których kapituła nie lubiła de Rossa od samego początku.

Ajas 09-10-2013 22:13

Runda druga
Retsu vs Argena
Pięści przeciwko ostrzu


Mężczyzna w białym garniturze pojawił sie na nowej arenie. Kiedy go tu przeniesiono, akurat był w trakcie dopalania kolejnego papierosa. Po raz ostatni zaciągnął się dymem po czym wyrzucił peta przez kraty, wprost w pustkę. Znalazł sie w klatce.
Lekki uśmiech wykwitł na jego twarzy. Kiedy ostatni raz był w więzieniu, dość szybko z niego wyszedł - sam zrobił sobie wtedy drzwi.

Potężne Paluchy pokrytego bliznami, chłopaka strzeliły głośno, gdy splótł je ze soba i rozprostował ręcę.
- Nie mieliśmy wcześniej przyjemności, jestem Retsu. -rzucił w stronę swej nowej przeciwniczki. O ironio, znowu kobiety. - Co ty na to by trochę zaszaleć? Nie chce by to była nudna walka. -zaproponował osobnik w garniturze.

Mimo iż Retsu stał spokojnie, obserwując swoją przeciwniczkę, coś zdawało się w nim buzować. Nie była to żadna sekretna technika, czy iluzja. Jednak obserwator mógł mieć wrażenie, że powietrze dookoła jest gęste, niemal lepkie. Cała sylwetka oblrzymiego faceta, była niemal gotowa by wybuchnąć w każdej chwili. Jak gdyby Retsu już nie mógł doczekać sie momentu walki, chwili gdy uwolni swoją siłę.


“Nudna walka” była ostatnią rzeczą, jakiej Argena się spodziewała. Będąc zamkniętymi w klatce, sam na sam, skazani byli na czystą walkę wręcz, bez większej możliwości wykonywania specjalnych manewrów. Warunki te były dość wyjątkowe, ale z uwagi na siłę jej przeciwnika, zdecydowanie niesprzyjające.
- Argena Farghay - przedstawiła się na wstępnie. - Zaszaleć, zaszalejemy. Ale tak od razu, bez rozgrzewki? Szybki jesteś - powiedziała dobywając swego oburęcznego miecza. Osobiście wolałaby najpierw poznać przeciwnika z pierwszej ręki, bo widzieć jego poprzednią walkę, a samej taką toczyć, to jednak dwie różne rzeczy. Machnęła mieczem w jedną i drugą stronę, co musiało wystarczyć za całą rozgrzewkę.
Retsu spojrzał na ostrze… niemal zapomniał że je posiadała. Gdy kobieta, wykonała kilka machnięć on uniósł dłoń. Rozprostował ją w powszechnie znanym znaku stopu, skierowanym w stronę oponentki. - Zaczekaj. Zapomniałem, że masz broń. -stwierdził, jak gdyby rozmawiali przy kawie. - Nie lubie niszczyć swojego garnituru, pozwolisz że go zdejmę?- zapytał, palcami zdejmując okulary i chowając je do wewnętrznej kieszeni.
Argena uniosła lekko jedną brew. Wszelkie efekty ich działania, odcięte kończyny, połamane kości czy zniszczony garnitur, trwały tylko dopóki znajdowali się w tym wymiarze. Zatem albo olbrzym bardzo osobiście traktował swe odzienie, albo coś kombinował.
- Zdejmij spokojnie - odpowiedziała przyglądając się Retsu uważnie. - Może sobie poleżeć w kącie, z pewnością był robiony na miarę, nieprawdarz? - dodała.
Osobiście spodziewała się, że jej przeciwnik, będzie chciał użyć garnituru jako broni, używając go, aby pozbawić ją miecza i być może nie tylko. Czas pokaże, a póki co starała się przygotować na wszystko. Dowiedziała się jednocześnie, że niszcząc strój przeciwnika, rozzłości go bez problemów... Jednak nie chciała tego, zważywszy na jego siłę. Najwyżej jako ostateczność... kto wie, może to właśnie garnitur dawał mu jego siłę, nawet leżąc obok?
Retsu w podzięce kiwnął głową, po czym zaczął rozpinać guziki. Po nie długiej chwili Garnitur i koszula zostały odłożone w kąt klatki, wraz ze spodniami. Widac wojownik, naprawdę cenił swój strój.

Jednocześnie zaprezentował widowni, swoja potężną pierś, pokrytą niezliczonymi bliznami. Widać było nawet takie, które wskazywały, że w przeszłości ktoś używał wobec niego broni palnej. Na plecach Retsu, znajdował sie natomiast olbrzymi tatuaż.


Przedstawiał on postać mężczyzny o demonicznych rysach. Na plecach niósł ogromny dzwon, jednak trudno było zobaczyć szczegóły. Bowiem nawet ten rysunek, poprzecinany był wieloma bliznami, które jednak wydawały sie idealnie kompnować z jego mrocznym przesłaniem.

Gdy Retsu został w samej staro dawnej przepasce biodrowej, uśmiechnął się do przeciwniczki. - Teraz jestem gotowy. -stwierdził zaczynając powoli iść w jej stronę.

- Ciekawa kolekcja blizn. A mimo wszystko, przeżyłeś spotkania z tymi, który ci je zostawiali. Musisz być naprawdę odporny - rzuciła jeszcze Argena.
Nadszedł czas, aby sprawdzić jak jej miecz sprawi się w starciu z takim przeciwnikiem. Ruszyła do przodu. Najpierw powoli, wpatrując się czujnie w przeciwnika, aż wreszcie rzuciła się do ataku. Miecz oburęczny dawał jej nieco większy zasięg rażenia, więc zatrzymywała się w odpowiedniej odległości. Zamierzała siekać mieczem przeciwnika najskuteczniej jak się da, samej pozostając poza zasięgiem jego olbrzymich pięści.
Retsu uśmiechnął się widząc atakującą przeciwniczkę, jednak nie przyspieszył swego kroku. Powoli kroczył w jej stronę czekając na atak. Chciał coś sprawdzić… poczuć czy jego ciało może wygrać walkę z ostrzem. Ciało ludzkie to ciekawe i złożone dzieło sztuki. Jednak każdy artysta, musi znać elementy z których powstaje jedność. Retsu uznawał walkę za najwspanialsze z przedstawień.
Jednak wojownik zbyt kochał ten spektakl,by zadowalać sie tylko jednym jego elementem. Poprzednia rudna turnieju, była pojedynkiem między jego siłą, a sztukami Hanae. Tutaj zas miał inny cel - udowodnić, że miecz, zbroja, bazooka to tylko zabawki.

Kiedy wojowniczka brała pierwszy zamach, jego noga napięła się mocno. Kończyna, która musiała utrzymywac ciężar całego ciała. Ponoć były one silniejsze trzykrotnie niż pięści, jednak w przypadku tego którego ciało pokrywały blizny, limity nie istniały. Noga wystrzeliła w górę, przyspieszona tą samą techniką, która zakończyła walkę z Hanae.
Jednak noga nie wędrowała w stronę kobiety, pędziła natomiast w strone jej miecza, by uderzyć od dołu w jego tępą część. Retsu podjął dziwną walkę, chciał ozbaczyć czy jego ciało, czy też miecz ugnie się najpierw.
Walka wreszcie się zaczęła! Spore znaczenie miał w niej słynny “timing”, czyli najzwyklejsze wyczucie czasu. Kopnięcie Retsu wycelowane w miecz przeszło pod ostrzem, nawet go nie tykając. Natomiast broń odbiła się od skóry mężczyzny, nie zostawiając na nim żadnego śladu. Ot, remis.

Argena nie poddawała się w dążeniu do celu. Miecz był jej najskuteczniejszą bronią, więc jeśli nim nie zdziała czegoś konkretnego... Właśnie. Miecz musiał się sprawdzić! Należało tylko trafić w jakieś czulsze miejsce, a każda żywa istota, a nawet nie-żywa, takie miejsce posiada.
Kobieta siekała dalej, starając się trafić w jakiś słabszy punkt: gardło, oko, a przy odpowiednio szybkim i precyzyjnym ciosie może trafi w bok tłowia pod pachą, kark lub nawet krocze. Ważniejsze jednak od zadawania ciosów, było aby nie dać się samej trafić. Z tą myślą, czy raczej instynktem i odruchem, Argena trzymała lekki dystans od przeciwnika i uważała na jego poczynania.
Retsu zerknął przelotnie na swoją skórę, od której przed chwila odbiło sie potężne ostrze. Czyli jednak jego ciało było silniejsze, wola walki jego istoty była większa od determinacji ostrza. Ale jak długo tak będzie? Retsu kochał walczyć, ale nie był głupcem. Miecz - mimo iż to jedynie zabawka, mógł być niebezpieczny w rękach tego kto pragnie wygranej. Zas przeciwnik był nad wyraz ostrożny… a to irytowało spragnionego pojedynku yakuze. Dla tego też Retsu zrobił cos typowego dla niego- wybrał najbardziej szaloną i kontrowersyjną drogę. Jego olbrzymie łapsko, wystrzeliło w stronę nadlatującego ostrza, by po prostu je pochwycić. Wojownik nie miał zamiaru przejmowac się tym, czy miecz przetnie jego skóre czy też nie. Nie zważał na to czy nadejdzie ból, czy jedynie lekki zadrapanie. On pragnął konfrontacji.
Retsu miał zamiar unieść przy pomocy miecza, całe ciało kobiety, by potem cisnąć nią o ziemię. Niczym ogłuszana żabę. Trzymajac za ostrze, miał zamiar uderzać w posadzkę tak długo, aż kobieta nie wyzionie ducha, albo nie puści oręża.
Wpierw nadeszło kilka ciosów, które bardziej miały osłabić uwagę Retsu niż rzeczywiście go zranić. Ten próbował je chwycić, jednak bez większych efektów. W końcu kobieta wyczuła okazje, na którą tak czekała. Lekkie przekręcenie ręki w łokciu, włożenie ruchu obrotowego w cios i tak oto ostrze trafiło prosto w gardło Retsu… jednak jedyne co było w stanie zrobić, to rozciąć skórę, nie docierając ani do ważnych naczyń krwionośnych ani tchawicy. Mężczyzna próbował wykorzystać okazję by chwycić miecz, Argena jednak zdążyła cofnąć swoją broń.
Retsu odskoczył do tyłu, odsuwając sie tym samym od broni swej przeciwniczki. Przejechał palcem po malutkiej rance, z której uleciała jedynie malutka kropelka krwi.
- Nieźle! -zaśmiał się głośno, oblizując palec. - Ale czymś takim jak ta wykałaczka mnie nie zranisz. -dodał rozstawiając szeroko nogi. - Potrzebowałabyś armii by do mej kolekcji dołączyła kolejna blizna. -dodał unosząc dwie zaciśnięte pięści w górę.
Po chwili obie opadły na posadzke areny, niczym gromy. Cała arena zatrzęsła się, a Retsu już unosił po raz kolejny pięści by walnąc w ziemie jeszcze raz. Miał zamiar w ten sposób powalić przeciwniczkę… jednak jeżeli to sie nie uda, to w razie ataku, plan z pochwyceniem ostrza dalej był aktualny.
- Mój miecz to nie wykałaczka! - zaprzeczyła zdecydowanie Argena. Widząc manewr przeciwnika, wstrzymała na chwilę swój i dzięki temu bez większego trudu utrzymała równowagę.
- To ty jesteś jakiś ponadpancerny - powiedziała, uderzając go ostrzem w ramię, co jednak nie przyniosło żadnego rezultatu. - Masz jakieś zbroje wmontowane magicznie w skórę, czy co? - dodała, ruszając do kolejnego ataku.
Retsu wykrzywił swe pokiereszopwane usta w lekkim uśmieszku, unosząc potężne łapsko. Miecz przeciwniczki, odbił się od kończyny, niczym od tarczy, po raz kolejny nie czyniąc mężczyźnie żadnej szkody. Jego palce śmignęły w miejscu gdzie, przed chwilą była szyja Argeny, ale ta zdążyła już odskoczyć.
- Nie używam zbroi. -odparł szczerze yakuza. - Moje ciało po prostu nie chce przegrać z twoim mieczem. -odparł dość enigmatycznie. - Czemu właściwie walczysz w turnieju? -zapytał, gdy kolejny raz pięść minęła celu.
- A nie mogłoby mu się zachcieć? Byłoby miło. - odparła w pierwszej chwili, zataczając mieczem pełen obrót wokół głowy i uderzając z dużą siłą... która i tak nie przyniosła rezultatu jaki by chciała. - Długo by gadać. To ważne, abym zaszła jak najdalej i może nawet wygrała cały turniej. To ważne nie tylko dla mnie. A ty? - rzekła, ruszając do kolejnego ataku.
Tym razem Retsu zszedł z drogi oręża, by spróbować dostać się za przeciwniczkę. Jednak kolejne ciosy zadane przez kobietę, skutecznie mu to uniemożliwiły. Póki co walka, przypominała trochę stare rycerskie treningi. Kukła przeciwko drewnianemu mieczu - nikt nie mógł drugiemu zrobić poważnej krzywdy.
- Walcze, bowiem to kocham. -odparł Retsu ponownie odskakując do tyłu. - Walcze by udowodnić iż jestem najsilniejszy, toczę boje bo tak każe mi ambicja i marzenia. -odparł pochylając się nisko, by zadać potężny sierpowy nadbiegającej dziewczynie. Na szczęście dla niej, zdołała odskoczyć, bowiem cios zapewne oderwałby głowe od jej ciała, gdyby trafił.
- Jeżeli nie kochasz walki, ona nie zaszczyci Cię zwycięstwem.
Ich rozmowa była o tyle dziwna, że odbywała się podczas zaciętej walki. Póki co Argenie udawało się unikać ciosów Retsa, oraz zadawać mu swoje, choć nie przynoszące żadnych rezultatów, trafienia.
- Wynik walki zależy od tego jak się ją toczy, nie od tego jak bardzo lubi się walczyć - odparła Argena między jednym ciosem a drugim, które przeplatały się ze zwinnymi unikami.
- Samo kochanie walk to za mało. Walka musi mieć też swój powód, konkretny cel, który chce się dzięki niej osiągnąć. Wtedy zwycięstwo ma podwójne znaczenie. Nie tylko aby wygrać dla wygranej i pokazania samemu sobie, że jest się silniejszym - dodała zdecydowanie, unikając kolejnej próby pochwycenia jej miecza.
Mogli tak tańczyć jeszcze godzinami, dopóki Retsu jej nie złapie - na co w żadnym wypadku nie mogła pozwolić. Zmiana taktyki była wskazana, ale Argena miała już coś w zanadrzu.
Retsu stanął w miejscu, wpatrując się zdziwiony w kobietę. Pozwolił by miecz uderzył go w policzek, odbijają się od niego, a ruchem ręki, zmusił ją do odskoczenia w tył.
- Co powiedziałaś? -zapytał wyraźnie zmienionym głosem, niczym wulkan który mruczy przed eksplozją. Jego pięści zaciśnęły się niemal ze zgrzytem, a zęby uderzyły o siebie, gdy wojownik spojrzał gromiącym wzrokiem na Argene. - Miłość do walki to wszystko czego trzeba do wygranej! -ryknął łosem tak potężnym, że niemal zadrżały kraty klatki. - A teraz czas bym Ci pokazał czym obdarzają sie prawdziwi kochankowie! -dodał i ugiał swoje kolana.
Widac słowa kobiety, dotknęły go na tyle, iż postanowił skończy zabawy z jej mieczem.
Mięśnie w nogach napieły się do granic możliwości, a posadzka pod stopami woja popękała delikatnie. Wystrzelił on nagle do przodu, nisko przy ziemi. Pędził niczym pocisk armatni, przyspieszony swoją podstawową techniką. Olbrzymie ręce wysunięte były do przodu, jak gdyby Retsu chciał objąć przeciwniczkę.
I tak mniej więcej było!
Chłopak miał zamiar, złapać ją w pasie, w niedźwiedzim uścisku, by uniemożliwić jej w końcu te skakanie po arenie, a następnie zmiażdżyć w stalowej klamrze swych ramion.
W międzyczasie Argena odsunęła się parę kroków. Miała zamiar wykonać swój plan, ale nie trudno było zauważyć, że jej przeciwnik coś szykuje. Jedno nie musiało kolidować z drugim, więc kobieta przygotowała się do ciskania kul ognia - choć oczywiście nie musiała się jakoś specjalnie przygotowywać, do czegoś co było dla niej naturalne. Skoro miecz okazywał się nieskuteczny, to należało spróbować czegoś innego i może ogień, albo magia podziałają jak należy... a przynajmniej lepiej niż ostrze.
Gdy kobieta dostrzegła szykujący się na nią atak... konieczny był szybki unik!
Cisnęła kulą ognia w głowę mężczyzny - nawet jeśli go tym nie zrani, to powinna go nią oślepić, przynajmniej na chwilę. Miała dobrze opanowaną technikę walki mieczem oburęcznym z jednoczesnym miotaniem kulami ognia, więc posłanie kuli nie utrudniało, ani nie opóźniało jej wykonania manewru. Nisko w prawo! Odskoczyć kucając, a w następnej fazie uniku chcąc robić zgrabnego fikołka. Nisko, gdyż wysoko mogłaby nie dac rady przeskoczyć, zaś w prawo, gdyż jej przeciwnik był praworęczny i lewą ręką powinno mu być trudniej ją chwycić. Nie kalkulowała tego - była na tyle doświadczonym wojownikiem, że przyszło jej to naturalnie.
Jeśli jej się uda, zobaczy jak będą się sprawiać jej kule ognia. Oczywiście w dalszym ciągu unikając przeciwnika.
Ogień nie zrobił specjalnego wrażenia na rozpędzonym do gigantycznej prędkości mężczyźnie. Co więcej, szczęśliwie dla niego, dopadł swoją przeciwniczkę na tyle szybko i zgrabnie, że był w stanie ją chwycić. Co prawda nie dwoma rękoma i w pasie, tak jak planował, ale udało mu się dorwać lewą nogę, która była najbliżej niego, w momencie, w którym Argena wykonywała przewrót.
Soczyste przekleństwo przemknęło przez myśli kobiety. Powinna była być szybsza. Natychmiast szarpnęła mocno nogą, próbując się wyswobodzić. Wiedziała, że im prędzej to zrobi, tym większe miała szanse. Obecnie szarpnęła nogą w kierunku przeciwnym niż ten w którym zmierzał Retsu, aby jego szybkość zadziałała na jego niekorzyść. Zwykle nie miała nic przeciwko bliskiemu starciu, ale nie z tym przeciwnikiem. Szybkie wyzwolenie się, było wskazane.
- Mam cię myszko. -uśmiechnął sie gigant, zaciskając swoją dłoń na nodze oponentki. Jego głowa parowała jeszcze od spotkania z ognista kulą, ale widac takie temperatury nie robiły na nim zbytniego wrażenia. - Skończyły się podskoski. -dodał zadowolony, unosząc dziewczynę w górę niczym piórko. - Zobaczmy czy pragniesz walki na tyle, by sie wyrwać. -dodał po czym zaczął… kręcić Argenom. Niczym ręcznikiem, który mokry po kąpieli, miał zostać ostrzepany z wody. Jej ciało co chwile zbliżać sie miało do ziemi, jednak nie uderzać w nią. Mężczyzna zwiększał moment obrotowy, bezwładność i fizyka były po jego stronie. Chciał by mięśnie, mózg całe ciało przeciwniczki, poczułu wstrząsy - by zwariowało. Miała być niczym wstęga w rękach akrobatki.
Retsu stosował ten chwyt nie raz. Wiedział, że pęd powietrza, ogłusza pochwyconych przez niego, iż żołądek chce zwrócić posiłek, że kości płaczą ledwo utrzymując ciało w całości. Tak jego siła była niezmierzona, a on wiedział jak z niej korzystać.
W takiej sytuacji, jej miecz powinien być bezsilny. Kobieta z tego co widział, była za słaba, by przeciwstawić się sile jaka w jej ruchy teraz wkładał Retsu. Miecz powinien zupełnie sie jej nie słuchać.
Zakończeniem tego pokazu, miało być uderzenie jej ciałem o kraty klatki… by zaraz potem ponownie wrócić do kręcenia. Jedno było pewne - wojownik nie miał zamiaru puścić jej aż do końca tego pojedynku.

Mekow 10-10-2013 22:25

Retsu vs Argena Farghay

Część 2


Retsu złapał Argenę... To ani trochę nie przedstawiało się dobrze i kobieta zdawała sobie sprawę, że będzie coraz gorzej. Co prawda Retsu nie wiedział o niej za wiele, ale co jej to dawało w obecnej sytuacji? Niewiele. Nawet ona musiała się oswobodzić, by móc walczyć dalej.
Mogła ugiąć nogi w kolanach i zgiąć się w pasie, żeby bez trudu sięgnąć Retsu mieczem. Przynajmniej z początku. Nie zrobiła tego, gdyż jej miecz okazał się niezbyt skuteczny na tego przeciwnika. Musiała zrobić coś innego i postawiła na kule ognia. Ciskała je, celując w dłoń, którą olbrzym ją trzymał. Może wcześniejsza kula ognia, nie zadziałała na Retsu tak jak powinna, ale co innego było przyjąć jedną na twarz, a co innego przyjąć kilkanaście na dłoń, której się używało. Jej but był odporny na ogień i z pewnością się nie spali, zaś dłoń Retsu... nie wiadomo. Oprócz tego postarała się wyślizgnąć z uchwytu, wykorzystując... pewną sztuczkę.
Strzelanie kulami ognia było znacznie łatwiejsze, jeżeli nie było się w tak kiepskiej sytuacji jak Argena. W tej chwili mogła się czuć jak przyszli astronauci w trakcie sprawdzania, czy nadają się do tej roboty. Cóż, ona najwyraźniej się nadawała, ponieważ kilka kul wystrzeliło z jej dłoni, rozbijając się na ciele Retsu, a ona przy tym nawet nie zwróciła zawartości żołądka. Gorszą sprawą było jednak to, że szybkość z jaką była obracana przez Retsu cały czas wzrastała. Mężczyzna jednak w jednej chwili poczuł, jak noga jego przeciwniczki powiększa się… po czym Argena wyślizgnęła się z morderczego uścisku, wpadając przy tym w jedną z bocznych krat.
Retsu spojrzał za uderzająca o kraty kobietą. Mało kto był wstanie wyrwać się z jego chwytu, musiał przyznać iż nieważne co zrobiła, rozegrała to sprytnie. Jednak nie był to czas na rozmyślanie i gapienie się bez celu. Było trzeba wykorzystać okazję, którą dała mu sytuację.
Argena mimo wyrwania się, wciąż nie była w najlepszej sytuacji. Nagły lot i zderzenie sie z kratami, na pewno sprawia że jej reakcja będzie trochę wolniejsza, niż przed ostatnimi chwilami.
Retsu ruszył w jej stronę biegiem, stawiając potężne i ciężkie kroki, które niemal trzęsły całym wymiarem. W czasie szarży, palce jego obu dłoni splotły się ze sobą, tworząc tak zwany młot. Głowica broni, składająca się z mocniejszych niż stal, pięści yakuzy, a jego trzon z umięśnionych ramion.
Wziął szeroki zamach, by grzmotnąć wstająca z ziemi Argene, prosto w brzuch, tak by ta znowu podleciała ponad posadzkę. Jednak ten atak, niósł ze sobą też pewną niespodziankę - coś co było czystym dowodem siły Retsu.
Argena na tyle dobrze zniosła kręcenie i zderzenie z kratą, że zdawała sobie sprawę z sytuacji, jaka miała miejsce. Nie miała czasu na wstawanie, gdyż przeciwnik już na nią nacierał, ale na szczęście nie musiała się podnosić, aby wykonać odpowiedni unik. Ruszyła szybkim koziołkiem w bok, aby zniknąć z drogi nacierającego na nią Retsu. Spodziewała się, że atak mężczyzny wstrząśnie całym wymiarem i brała to pod uwagę podczas wykonywania manewru.
Wiedziała, że nie wygra tej walki, jeśli będzie tylko uciekać i robić uniki. Było to konieczne, ale należało robić więcej. Nawet jeśli jej ataki do tej pory nie przynosiły specjalnych rezultatów, były koniecznością. Jeśli jej przewrót się uda, miała zamiar nakryć przeciwnika ostrzałem z kul ognia.
Uderzenie Retsu chybiło - po części ze względu na ociężałość walczącego, po części ze względu na szybkość i refleks Argeny. Jednak uderzenie wyzwoliło falę uderzeniowe, które odrzuciło kobietę na kilka metrów i gwarantując jej niewielkie obrażenia wewnętrzne od kolejnego uderzenia w kraty. Jednak już chwilę później była w stanie miotać kulami ognia, które niczym szalone wypadały z jej dłoni jedna za drugą. Kilka kul trafiło w Retsu, tym razem dając niewielki efekt w postaci oparzeń, jednak dwie z nich trafiły w jego garnitur, który już po chwili spłonął doszczętnie.
Retsu przez chwile patrzył na płonący, biały materiał jego ukochanego stroju. Kobieta mogła nie zdawać sobie sprawy z tego, iz zniszczyła coś bardzo drogiego sercu wojownika. Bowiem czy to co odtworzy Elizjum, będzie tym samym czy jedynie marną kopią?
- Tam gdzie kończy się honor, kończy sie i litość. -wycedził przez zęby mężczyzna, po czym ruszył biegiem w stronę dziewczyny. Mięśnie napięły się, niczym cięciwa w kuszy która miała nieść śmierć. Ten cios, miał oddać ból, jaki odczuwał chłopak po stracie swego stroju. Pięść wycelowana prosto w twarz kobiety.
Oczy yakuzy wbite były w kobietę, niemal przedzierając sie do wnętrza jej duszy. Nie było to normalne spojrzenie… niosło ze sobą dziwną moc, o której ta niedługo miała się przekonać.
Widać było jak na dłoni, że zniszczenie garnituru Retso, bardzo zdenerwowało wojownika i Argena musiała coś z tym zrobić.
- Dlaczego wątpisz w mój honor?! Celowałam w ciebie. Nie moja wina, że chybiłam i ogień trafił w coś innego! Zresztą jak będziemy opuszczać ten wymiar, to wszystko wróci do normy. Zobaczysz. Nie będzie żadnego uszkodzenia garnituru - mówiła Argena wyraźnie, cofając się szybko do tyłu przed nacierającym na nią mężczyzną, w nadziei, że... jej się uda.
Być może odwracanie uwagi przeciwnika pomogłoby, gdyby tym samym Argena nie obniżyła swojej. A to mogło ją sporo kosztować, szczególnie, jeśli przeciwnik miał więcej w zanadrzu niż mięśnie zdolne przeprowadzić fuzje atomową. Kobieta poczuła nagłą wolę… podejść do Retsu i po prostu go uderzyć. Coś jej mówiło, żeby to zrobiła - a ambicja nie pozwalała jej odmówić. Zaczęła powoli zbliżać się do przeciwnika, unosząc już zawczasu miecz, z czego mężczyzna kompletnie nic sobie nie robił. W końcu ostrze zatrzymało się na jego głowie - o dziwo zostawiając ładną kreskę. W tym także momencie Argena odzyskała kontrolę nad ciałem - widząc nadchodzącą pięść Retsu. Miała na tyle refleksu by zdążyć się osłonić przed ciosem, który i tak ponownie posłał ją w kraty. Tym razem jednak była na tyle przygotowana, że nie poturbowało jej to… aż tak bardzo.
Palec olbrzyma otarł malutką stróżkę krwi, która spłynęła po jego czole. Delikatny uśmiech wykrzywił jego poharatane usta, gdy strząsnął posokę z palca na ziemię. - Czyli jednak gdy uwolni się twoją wolę walki, potrafisz wykrzesać w sobie siłę. -oznajmił zadowolonym tonem, prostując się i prężąc swe potężne muskuły. Zdawały się one połyskiwać niczym stal, od potu oraz nikłego blasku, rozpalonego jeszcze garnituru yakuzy.
- Tego mi było trzeba, poczuć twego ducha walki. -dodał uginając nogi i skacząc wysoko do góry.
- Nie podejrzewałam cię o zdolności telepatyczne - skomentowała Argena. Zdolności wpływania na umysły innych w ogóle się nie spodziewała u przeciwnika tak silnego fizycznie, a żeby jeszcze udało mu się wpłynąć na nią, to już w ogóle... Ale! Co innego gdyby wpłynął na nią, aby stała nieruchomo, tudzież odrzuciła broń. A chciał, aby go zaatakowała! - Masz w sobie też coś z Annihilatora. Ciekawe - dodała od razu. Wyglądało na to, że siła Retsu zależała po części od tego, co skierowano przeciwko niemu. To by też wyjaśniało blizny... ale nie było czasu na analizę.
Jednak zamiast opaść po chwili na ziemię, zrobił coś zupełnie innego. Widział, że taki atak przeciwniczka wyminie bez trudu, był dla niej zbyt wolny. Ale czy coś czym rzuci tez będzie dla niej tak łatwe do uniknięcia? A co stanie się gdy rzuci… sam sobą?
Oczywiście nawet on nie był tak silny, by przysłowiowo podnieść samego siebie (chociaż warte to było spróbowania w przyszłości), ale temu sprzyjało pole walki.
Jego potężne łapska zacisnęły się na kratach stanowiących, sufit klatki. Podkulił on nogi, bazując tylko na sile swoich ramion wykonał zgrabny obrót, tak że teraz jego stopy dotykały nogi. Gdyby nie ręce zaciśnięte na kratach, wyglądałoby to jak gdyby kucał na suficie.
Po chwili jednak ustawił się on twarzą w stronę kobiety, by z impetem wyprostować dolne kończyny, a kraty uwolnił ze swego uścisku. Wystawił ręce do przodu niczym super-man, jak rakieta pędząc w stronę dziewczyny, by skruszyć ją jak robaczka. Fizyka była po jego stronie, spadając nabierał na prędkości, przez co jego atak będzie jeszcze bardziej druzgoczący.
Fakt, że Retsu bez trudu doskoczył do sufitu ich klatki, jasno świadczył o tym, że oboje byli tam zamknięci bez możliwości działania na dalszą odległość. Argena zatem dobrze zrobiła zachowując niektóre swoje zdolności w tajemnicy - i tak by ją dosięgnął.
W czasie gdy mężczyzna wykonywał swój plan, miała dość czasu, aby wykonać swój. Co prawda było to zaledwie parę sekund, ale tyle czasu w zupełności jej wystarczało. Nie tracąc ani chwili zabrała się za rozgrzanie miecza. Zrobiła to unosząc lekko ręce, aby jednocześnie widzieć co robi i mieć przeciwnika na oku. Sam proces był dla niej czymś nowym, ale było to dobrze przemyślane. Nie było to na zasadzie naszykowania kuli ognia i ogrzewania miecza za jej pomocą. To byłoby mało wydajne. Zamiast używać mocy do wygenerowania kuli ognia, Argena umieściła tę moc bezpośrednio w mieczu, rozgrzewając go do czerwoności. Było to dużo szybsze i znacznie bardziej efektywniejsze, niż trzymanie ostrza w jakimkolwiek ogniu. Oczywiście nie było czasu bawić się w rozgrzewanie całej głowni, ale gorący sztych powinien wystarczyć i zrobić swoje.
Gdy Retsu skoczył w jej stronę, ona szybko skoczyła w lewo. Kierunek miał spore znaczenie, gdyż swój miecz oburęczny trzymała w prawej dłoni. W ten sposób miała możliwość i zamiar zostawić mu na trasie lotu ostrze, którym pod koniec manewru dodatkowo machnie w górę. Jeśli Argena zdąży odskoczyć, siła skoku mężczyzny i jego prędkość obrócą się przeciwko niemu, znacznie wzmacniając cios... Jeśli zdąży odskoczyć…
Starcie tytanów mogło się skończyć tylko w jeden sposób - źle. Dla obu stron.
Cóż, prawdą jest to, że przez błąd Argena nie mogła wykonać uniku na czas, przez co Retsu wpadł na nią z całym jego impetem, wbijając ją w podłogę.
Z drugiej strony, mężczyzna miał niebywałą okazję nadziać się na miecz, który przebił się przez cały jego bark, wychodząc pod pachą.
Retsu wyszczerzył sie niczym szaleniec, prezentując rząd całkiem równych zębów. - Co mnie przebiło, twoja wola walki, czy moja tak wielka ze aż przeszła na twój miecz? -zapytał, niezwykle wesoły, jak gdyby fakt bycia przebitym na wylot bardzo mu odpowiadał. Jedno jednak było trzeba przyznać - był na górze, a to o wiele lepsza pozycja, do walki. - Powoli zaczynałem się nudzić, ale to mi się podoba. - dodał nie schodząc z kobiety. Nawet miecza nie miał zamiar wyjmować!
- Aczkolwiek muszę przyznać, że jest lekko ciepławy! - krzyknął jeszcze radośnie, rozszerzając bardziej oczy, niczym narkoman który w końcu dostał upragnionej używki. Jedna z jego dłoni ruszyła w stronę krtani, wbitej w posadzkę kobiety, należała do tej której bark był uszkodzony. Jednak jedno było dość dziwne… Retsu poruszał nią jak gdyby wcale nie czuł bólu, czy nie byłaby ona uszkodzona.
Drugie całkowite ramie miało gruchnąć w twarz kobiety, tak by głowa zagłębiła sie jeszcze dalej w posadzce… trzymanie za szyje miało być tylko zabezpieczeniem, by ta mu nie uciekła.
- Jeszcze nie raz cię zaskoczę! - Odpowiedziała krótko Argena. Nie siliła się na nic więcej, gdyż był to czas na działanie, a nie gadanie.
Wiedziała, że nie będzie jej łatwo się oswobodzić. Szkoda, ponieważ z tym przeciwnikiem, lepiej jej się walczyło na dystans, niż w zwarciu. Zawsze była jednak szansa, a w tym przypadku najlepiej było przejść szybko do ataku. Szybko, zanim będzie za późno, aby zrobić cokolwiek.
Zdaniem Argeny, Retsu popełnił błąd. Nie należy całkowicie ignorować bólu i ran - jest to ważna informacja o własnych siłach i słabych punktach. Zignorowanie przebijającego na wylot ostrza, wbitego w ciało, było dla niej niewątpliwą okazją. Dla odmiany złapała rękojeść obiema dłońmi i niczym dźwignią zaczęła gwałtownie szarpać raz w jedną, raz w drugą stronę - zgodnie z płaszczyzną ostrza. Nie łudziła się, że urwie mężczyźnie rękę... ale taki miała cel.
Retsu ruszył ręką w kierunku gardła Argeny, jednak nie była to najłatwiejsza rzecz do zrobienia. Po pierwsze nie była ona tak sprawna jakby chciał, po drugie kobieta wierciła sie nieznośnie. Co więcej, chwyciła za rękojeść swojej broni, zadając jeszcze więcej bólu. Ten był na tyle spory, że wybił mężczyznę z rytmu i pogłębił zadane rany.
Mała błyskawica niosąca ból, w postaci wiązek elektrycznych przeszyła jego ciało, gdy kobieta machała mieczem. Jak dawno tego nie czuł, prawdziwego bólu, który zostawi na ciele prawdziwą i duża bliznę. Jednak nawet on nie mógł pozwolić na taka bezkarność, zwłaszcza, że duma i ambicje nie chciały by okazał słabość chociaż na chwile. Nie mógł być na gorszej pozycji, nie w tej walce.
Wystarczyłby jeden porządny cios, ale dziewcze zapewne będzie wiło sie i machało swoja wykałaczką, by go przed tym powstrzymać. Należało więc trochę bardziej się wysilić.
Na karku i czole yakuzy pojawiły się żyły, gdy ten wygiął głowę w tył. Twarz zrobiła się czerwona, od wysiłku wszystkich dostępnych mięśni, a oczy przelała ta sama barwa.
Retsu machnął głową, jak gdyby chciał uderzyć w kobietę, jednak nie taki był efekt. Zamiast tego ten ruch wytworzył potężną fale powietrza, wycelowana prosto w przygniecioną Argene. Mogła unikać pięści, ale wiatr to inna kwestia, może nie był on tak silny jak ten który potrafił wytworzyć ramionami, ale powinien starczy by zamroczyć wojowniczkę.
Ponadto zaraz za tym wietrznym pociskiem, nadlecieć miała pięść olbrzyma, by dokończyć dzieła.
Argena natomiast cały czas trzymała obiema dłońmi swój miecz, który nadal przebijał na wylot bark mężczyzny. Niczym dźwignią, szarpała nim w górę i w dół, utrzymując jego ruchy w jednej płaszczyźnie. Miała nadzieję uszkodzić go najbardziej jak się da, licząc że ostatecznie całkowicie unieszkodliwi prawą rękę przeciwnika. Oprócz tego starała się wyrwać mężczyźnie, zdając sobie sprawę z zagrożenia jakie niosło za sobą bycie unieruchomioną. Trzymając rękojeść swej broni, miała też punkt oparcia, do którego mogła się przyciągać i odpychać w swych próbach oswobodzenia się. Dwa cele - uszkodzenie przeciwnika i oswobodzenie się, łączyły się w jedno.
Gdy kobieta dostrzegła, że Retsu przymierza się do ataku, zareagowała nieomal odruchowo. Złapała miecz mocniej, starając się utrzymać go w jego górnej pozycji i napiąć mięśnie mocniej niż to dotychczas robiła. Jeśli spadnie na nią uderzenie Retsu, kobieta użyje swego ostrza do wyhamowania impetu, co w efekcie powinno obrócić siłę ciosu mężczyzny przeciwko niemu. Nadal nie zamierzała jednak ustawać w swych działaniach oswobodzenia się.
Pierwszy atak wykonany przez Retsu został przez kobietę dosyć zgrabnie wybroniony. Odpowiednia manipulacja własnym ciałem jak i mieczem pozwoliła zminimalizować straty przez nie wykonane. Jednak pięść przeciwnika była znacznie większym wyzwaniem. Chociaż Argena zasłoniła mieczem swoją twarz przed nadchodzącą lewicą wroga, to ta… po prostu przeszła przez ostrze, wytracając część impetu, by skończyć swoją podróż na twarzy Argeny, zapewniając przy tym lekki wstrząs mózgu.
Oczy Retsu rozszerzyły się zadowolone, wygrał postawioną sobie walkę. Jego ciało pokonało ostrze, pięści okazały sie twardsze od stali, a wole walki ostrzejsza niż, zrodzony w ogniu i młocie oręż.
Ale czy okaże się na tyle silny by pokonać Zwiastuna? Mężczyznę, z którym walki tak pragnął, potyczki która zbliżała się nieubłaganie. Musiał szybko skończyć, tą nudną rozgrzewkę, by w końcu zaspokoić swoją rządzę prawdziwego starcia.
Gdy pięść gruchnęła w twarz kobiety, Retsu nie cofnął jej nawet o milimetr. Dalej z przegubem, odzianym w nową bransoletę, stworzoną ze złamanego ostrza, rozluźnił pięść rozkładając palce. By pochwycić w nie dziewczęcą głowę, wbić je w policzki i skronie, a potem ściskać, tak długo i mocno, aż ta nie ustąpi pod naporem tej prasy hydraulicznej.
- Wybacz, Zwiastun czeka na mnie. -dodał nie mając zamiaru hamować swej potęgi.
Argena była bardziej niż zaskoczona, faktem, że jej miecz został złamany. Nie sądziła, że to w ogóle możliwe w tej sytuacji. Miał go wbitego w ciało przeciwnika i szła za ciosem, a on zwyczajnie to ignorował... Walka z istotami na tym poziomie była unikalna. Zachowanie, zdolności, moce i odporność. Silne i słabe strony. Wszystko trzeba było odkryć samodzielnie.
Choć sytuacja nie wyglądała dla kobiety najlepiej, to poddanie się było ostatnią rzeczą jaką miała na myśli. Nigdy nie należało się poddawać.
Gdy mężczyzna złapał ja za twarz, ona zrobiła to samo. Takiego starcia jeszcze nie mieli.
W pierwszej chwili przemknęło jej przez myśli, aby wbijać w oczy przeciwnika, swe uzbrojone w paznokcie kciuki. To by się sprawdziło przy większości przeciwników, jednak na tego warto było zastosować coś więcej.
- Nie spiesz się tak - odparła krótko, wykonując swój własny atak.
Nie tracąc cennego czasu, posyłała dwie ogniste kule, po jednej z każdej ręki. Wcześniej Retsu ignorował jej zaklęcia i dobrze o tym pamiętała. Była jednak różnica, pomiędzy zwykłym trafieniem, nawet takim w głowę, a kulami ognia bezpośrednio wypalającymi oczy. To powinno zdziałać coś konkretnego. Musiało, skoro miała wygrać tę walkę.
Nie czekając na efekty, szła za ciosem, posyłając w oczy przeciwnika jedną parę ognistych kul za drugą. Seria ataków zaklęciem była bardzo intensywna, gdyż Argena wiedziała, że musi powalić go, zanim on powali ją.
Obie strony zaryzykowały sporo - a może jednak nie aż tak wiele? Wszakże jedyne co stawiali na szali to wynik walki. Jaki on by nie był, ile członków by nie stracili i ile bólu by im nie zadano, to po zakończeniu bitwy wszystko wracało do normy. Może poza niezbyt przyjemnymi wspomnieniami.
Więc tak naprawdę teraz liczyło się tylko zwycięstwo, niezależnie od kosztów. Dlatego też obie strony postawiły wszystko na jedną kartę. Wygrana bądź przegrana. Cała walka miała rozstrzygnąć się za chwile.
Ogień wypalał oczy Retsu, który nie był w stanie powstrzymać krzyku. Jednak z bólem mieszała się wola walki, a im bardziej zagłębiały się palce Argeny, tym bardziej zaciskała się dłoń mężczyzny. W tym pojedynku miał wygrać ten, kto okaże się wytrzymalszy.
Po chwili wymiar rozpłynął się i zwycięzca był znany.
Triumf mógł świętować Retsu.

Oboje znajdowali się teraz w Elizjum. Cali i zdrowi. Garnitur Retso był w idealnym stanie. Tak samo miecz Argeny, choć nie pocieszało jej to za bardzo, zważywszy na wynik walki.
Przeciwnik, arena w postaci klatki, technika i użyte ataki. Kobieta miała co przemyśleć.

zabawowy sigmund 12-10-2013 21:33

de Ross vs Zwiastun

Historia pewnego szaleństwa

Zwiastun pojawił się na arenie w rozpiętym kaftanie który płynnym ruchem zrzucił na ziemię uwalniając pełnię swojej mocy. W całkowicie pozbawionym wszelkich ozdób stroju wyróżniał się jednak pewien nowy w stosunku do poprzedniej walki element - malutka złota odznaka otrzymana niedawno od Retsu. Miała mu przypominać o nagrodzie jaka będzie go czekała jeśli zwycięży w tej walce


- Witaj Eliasie, synu Edwina, nadziejo rodu de Ross. Cieszę się na nasze ponowne spotkanie - odezwał się Zwiastun skłaniając się lekko swojemu przeciwnikowi - Nasza ostatnia rozmowa dała mi sporo do myślenia
Elias stał naprzeciwko swojego przeciwnika. Bez hełmu. W jego postaci zaszła pewna przemiana. Zdawał się emanować jakimś złowieszczym rodzajem energii.


Na powitanie Zwiastuna uśmiechnął się, po czym skłoniwszy się w pas odrzekł.
- Witaj znów A’doxie, wyzwolicielu. Nie mówiłbym tu o żadnej, szczególnej nadziei. To bardziej misja, którą muszę wykonać. No cóż, nie przeciągajmy tego zanadto.

Wbił miecz w ziemię. W jego dłoni z cienia zmaterializował się hełm. Narzucił go na głowę, po czym, wyrwawszy miecz z ziemi rozpoczął marsz w kierunku przeciwnika.


Głos Zwiastuna zadźwięczał odbijając się nienaturalnym echem od ścian areny
- Masz rację, nie ma tego co przeciągać. Niech uraduje się twoje serce, nadszedł bowiem czas twego wyzwolenia Eliasie. Tak jak uwolniłem Kalyana od idei która pętała jego umysł tak teraz czas byś zapomniał o swojej misji i uwolnił się od odpowiedzialności jaka na ciebie spadła. Oto jestem Zwiastunem twojej doskonałości

W przeciwieństwie do poprzedniej walki Zwiastun wydawał się nieco większą uwagę przykładać do nadchodzącej walki, choć i tym razem nie wykazywał żadnej inicjatywy. Stał niczym posąg, oczekując aż Elias zbliży się wystarczająco, cały czas wpatrując się świdrującym spojrzeniem w swojego przeciwnika

Głos Eliasa zadźwięczał ponownie - głębokim, metalicznym basem. Cięższy, dyszący.
Coś zdecydowanie niepokojącego działo się z jego postacią. Nie z jej kształtem, nie z jej ruchem, lecz z samą jej istotą. Zwiastun być może zauważał to, ale nie był do końca w stanie zidentyfikować tej różnicy.

-Nie rozczarowuj mnie zwiastunie. Długie przemowy to domena tych, których tak wytrwale morduję.
Mówił, radośnie wręcz w podskokach zbliżając się do Zwiastuna, bawił się mieczem, wykręcając nim kolejne młyńce, rysując głębokie bruzdy w ścianach zabijalni.

-Poza tym, świadczą one o marności stylu, a to nie pomaga w żadnej misji. A co do doskonałości. Podziękuję. Ja w mojej misji już jestem niczego...

Czarny rycerz dywagował w swym leniwym pląsie. Wręcz tańcu. Obrócił się przez ramię i nagle… wybuchł w chmurze czarnego dymu. Zwiastun nie zdążył nawet skupić się na nimbie. Zasłaniała ją martwa maska de Rossa i coś znacznie bardziej niepokojącego - jego siekący na wysokości szczęki A’doxa miecz.
Gdzieś w trakcie tego przejśćia padło ostatnie słowo Eliasa.

- ...sobie..
Tak różni a jednak w pewien sposób tak bliscy sob

ie. Elias i A’Dox, którzy zostali rzuceni przeciwko sobie, jakby sam los chciałby sobie z nich zakpić. Jednak stawka była zbyt wysoka, by przejmować się czymś innym niż zwycięstwem.

Pierwszy krok wykonał rycerz, teleportując się nagle i wykonując atak mieczem. Zwiastun mógł go uniknąć bezproblemowo, lecz na jego nieszczęście, to był tylko zwód. Celem tej małej szopki było nadzianie go na szybko unoszące się kolano Eliasa, co się udało. Cios okazał się bolesny, co więcej, brzuch A’Doxa… przykleił się do rycerza w trakcie tego uderzenia! Znacznie ułatwiło to dwa następne ciosy, jakim było uderzenie tarczą a następnie mieczem. Od kontaktu z tym pierwszym nieco ucierpiała twarz Zwiastuna, od drugiego została mu na barku pamiątka w postaci dosyć głębokiej rany ciętej.

Elias postanowił kuć żelazo, póki gorące. Uderzył zwiastuna opancerzonym łokciem w tył głowy i dociskając jego bok tarczą, szykował się do pchnięcia z góry w lewą stronę klatki piersiowej.
Zwiastun był zaskoczony. Liczył, że jego zrozumienie natury rycerza wystarczy by zbudować tarczę zdolną na zatrzymanie jego ataku jednak najwyraźniej się pomylił. To już nie był niedoświadczony chłystek z jakim przyszło mu walczyć w poprzedniej rundzie, wyglądało na to że nie może tak po prostu pasywnie czekać aż popełni błąd. Bycie rannym miało jednak w jego przypadku pewne zalety, podobnie jak fakt że przeciwnik był tak blisko - zebrał nieco krwi z rany zadanej mu przez Eliasa w obie dłonie by spróbować go nią ochlapać
Zwiastun nie przejął się szczególnie uderzeniem łokcia. Jego głowa nawet nie odskoczyła, jedynie przykleiła się do zbroi, kiedy sam A’Dox gromadził swoją krew w dłoniach. Chwilę później chlusnął nią w stronę przeciwnika. Ta wydawała się lecieć w zwolnionym tempie, jednak przyśpieszyła nagle… i przeszła przez całego rycerza niczym przez masło, za nic mając zbroję czy mięśnie. Co więcej, ten niezbyt silny atak odrzucił go kilkanaście metrów dalej, rzucając w ścianę - tym razem jednak już bez Zwiastuna, który najwyraźniej przestał być żywym lepem na muchy czy innych rycerzy.
Zabawne, niewiele było rzeczy w multiwersum, które były w stanie przebić zbroję Eliasa. To, że krew Zwiastuna była w stanie miało najpewniej związek z jego międzywymiarowym charakterem.

Elias odbił się od ściany, po czym odrzuciwszy tarczę rzucił się do szarży na Zwiastuna. Miał pewien plan.

Zwiastun natomiast korzystając z okazji że nie jest już przyklejony do przeciwnika rzucił się do ucieczki, najwyraźniej przerażony mocą swojego oponenta. Nie mógł stawić mu czoła w otwartej walce, więc w tej chwili ratowanie własnego życia miało dla niego priorytet.
Tak oto poważna walka zamieniła się w ganianego. Zwiastun zaczął uciekać, Elias natomiast biegł za nim, jednak im bardziej się do niego zbliżał… tym szybciej A’Dox zdawał się biec, przez co dogonienie go póki co okazało się niemożliwe. W końcu Zwiastun wbiegł do jednego z pomieszczeń, gdzie delikatnie falowały kartonowe cele w różnych kolorach. Rycerz wbiegł tuż za nim… jednak go nie dojrzał. Kiedy zaczął go szukać po pomieszczeniu, dostrzegł go tuż nad sobą. Wtedy było za późno. Kolejne chlapnięcie krwią trafiło Eliasa, ponownie przechodząc przez jego zbroję. Chociaż krople nie były zbyt duże, to jednak przeszły przez całe ciało rycerza.
Elias zaczął czuć się wyraźnie poirytowany. Nie bał się bólu. Można by rzec, że znał każdy ból, jaki mogło przynieść istnienie w jego świecie i niektóre były znacznie mroczniejsze od bólu przeszywanego ciała. Był jednak pewien ból, a raczej uczucie, którego Elias nie miał wcale zamiaru poczuć - gorycz porażki.
Uczucie, gdy upragniona nagroda wyślizguje się z dłoni. Elias zapoznał się z ostatnią walką zwiastuna. Wiedział dobrze, że od ścigania go zaczęła się cała porażka chłopaka z jego muzyką.
Postanowił zignorować pościg. Krople krwi nie wydały mu się również szczególnie niebezpieczne. Postanowił po prostu wypatrywać i unikać kolejnych ataków. W końcy zwisały dość długo w powietrzu, nim zaczęły pikować. Poza tym - zwiastun nie mógł krawić w nieskończoność, co Elias miał zamiar udowodnić w bardziej dogodnym momencie…
Teraz należało przygotować pole walki. Elias nabrał rozpędu i rzucił się barkiem w cienką, ceglaną ścianę killhouse’u.
Zwiastun zachichotał widząc jak jego krew przebija się przez zaskoczonego rycerza który jeszcze chwilę wcześniej zdawał się tak pewny swojego zwycięstwa. Oczywiście w żadnym razie nie zamierzał go lekceważyć, wciąż mając w pamięci ból zadany serią jego ciosów, dlatego też ponownie rzucił się w przeciwną stronę niż jego oponent by móc spokojnie dokończyć przygotowanie swej pułapki. W międzyczasie ponownie ujął w dłoń kilka kropel swojej przeczącej fizyce krwi by móc w dobrej chwili zrobić z niej użytek
I tak oto walczący znaleźli się w pomieszczeniach na tyle innych, że nie byli w stanie siebie dojrzeć. Jednak nie znaczy to, że było nudno, oj nie, co to to nie! Przecież publice trzeba dostarczyć ZABAWY! A trzeba przyznać, predyspozycje do tego obu walczących posiada, nawet niekoniecznie stojąc twarzą w twarz.
Cóż, zacznijmy od tego najbardziej widocznego. Wszystkie cele, jak jeden mąż, stwierdziły, że chcą być żywe. I tak oto tarcze strzelnicze oderwały się od swoich podstawek i zaczęły krążyć dookoła, bez żadnego celu, niczym najedzone zombie.
Jednak całkiem ciekawie było także w umysłach walcząch. Gdzieś w podświadomości Eliasa pojawiło się dziwne uczucie przypominające niepokój, który cichutko drapał bramy jego umysłu. Podobne uczucie, lecz znacznie agresywniejsze i bardziej chaotyczne, pojawiło się w głowie A’Doxa.
Na widok przeciwników w zasięgu miecza, Elias odetchnął wręcz z ulgą. Wykręcił młyńca, po czym ruszył w kierunku najbliższego “celu”. Trochę żałował, że wcześniej wyrzucił tarczę, wbrew pozorom tarcze bywały czasami bardziej ofensywnymi od mieczy.
Poza tym, pomagały w tłumie nieznanych kreatur.
Elias zastanawiał się nad źródłem tego nadnaturalnego niepokoju w swej głowie. Czy był on tym, co poczuł tamten grajek, nim jego oczy zaszkliły się wpatrzone w nicość?
Ciekawe… de Ross był z natury dociekliwy. Tym razem postanowił zamknąć szczelnie bramy swego umysłu. Tak jak jego ciało chronił nieprzebyty mur mrocznej stali, tak samo jego duch krył się za pancerzem żelaznej woli. Ach… gdyby oni zrozumieli, co przeżywa Elias za każdym razem, gdy przywdziewa Różaną Zbroję… Jedynym, co trzymało go przy zdrowych zmysłach była jego wewnętrzna dyscyplina, która często zabraniała spojrzeć w otchłań, bez względu na to, jakimi wizjami ta go kusiła.
Nie było czasu na mniemania. Elias postanowił zmyć skazę ze swojego umysłu starym, dobrym sposobem - orzeźwiającym strumieniem adrenaliny, płynącym z zadawania innym śmierci.
Chociaż publiczność nie mogła tego dostrzec walka pomiędzy Zwiastunem a Eliasem trwała cały czas, tylko głupiec bowiem sądzi, że toczyć boje można tylko na płaszczyźnie fizycznej, lekceważąc psychologiczny aspekt każdego starcia. Istota której niewielką tylko część stanowił A’Dox poznany przez Eliasa, Retsu czy Asphyxię na pozór trwała w bezruchu, w rzeczywistości tkała jednak swoją sieć. Dużo wygodniejsze dla niego byłoby gdyby rycerz jednak zdecydował się go ścigać, otwarte starcie szybciej pozwalało zrozumieć naturę przeciwnika by później móc ją ostatecznie złamać wyzwalając go od zbędnych myśli i ograniczeń jednak taka statyczna sytuacja również miała swoje plusy. Cały ten wymiar powoli naginał się do reguł Zwiastuna zbliżając się powoli do doskonałości, podobnie jak wszystko co w nim przebywało. Jak długo rycerz będzie w stanie przetrwać w świecie który ulegnie rozpadowi…? Sam wyzwoliciel miał wrażenie że jest gotów przyśpieszyć nieco tą konfrontację, dlatego mrużąc z zadowolenia oczy ruszył powoli by przemierzać korytarze areny.
Elias zaprezentował istny taniec śmierci na tarczach strzeleckich. Kolejne kartonowe cele zamieniały się w zbitki makulatury bez żadnego ładu i składu. Chcąc zapewnić sobie ciągły transport adrenaliny, rycerz wskoczył do nastepnego pokoju, gdzie też urządził, całkiem głośną swoją drogą, rzeźnie.
Zacny “rozlew” tektury i kleju sprawił, że Elias poczuł się ożywiony. Przedzierając się przez kolejne tekturowe ciała, rozejrzał się, próbując namierzyć Zwiastuna.
Rozejrzenie się okazało się genialnym pomysłem, który pozwolił dojrzeć A’Doxa czającego się na suficie. Niemalże w tej samej chwili cały wymiar zaczął się zmieniać, powoli wydłużając sie w jednym z kierunków. Pomieszczenie zaczęło stawać się coraz dłuższe, z sekundy na sekundę o kolejny centymetr.
Elias nie miał nawet zamiaru głowić się nad zmieniającymi się miarami. Jego postać pękła w dziwnym, zastanawiającym kłębie… jakby ptaków. Zwiastun znów nie miał czasu, by się mu przyjrzeć, gdyż czarny rycerz zmaterializował się za jego plecami. Szybkim, zdecydowanym ruchem objął nieuzbrojonym ramieniem korpus Zwiastuna, po czym zawisnąłwszy na przeciwniku, skierował ostrze ku górze, by poderżnąć gardło.

Zwiastun widząc że został zauważony uśmiechnął się, zastanawiając się czemu zajęło to rycerzowi aż tyle czasu. Pozostawało zrealizować dalszy ciąg pułapki polegającej na sprowokowaniu go do ataku, wykorzystując krew zebraną w trakcie oczekiwania na przeciwnika.
Świat nieznacznie przyśpieszył swoje przemiany, nieznacznie przyśpieszając z rozciąganiem się. Znacznie ciekawiej było natomiast w umysłach dwójki walczących. Nieznośne drapanie u Eliasa zmieniło się w głośne i irytujące, któremu towarzyszyły ciche szepty dochodzące znikąd. Szaleństwo zaczęło postępować. Z drugiej strony, A’Dox czuł coraz więcej nienawiści wobec swego przeciwnika i coraz bardziej miał ochotę rzucić sie na niego z gołymi rękoma.
Tak się jednak nie stało. Rycerz pojawił się nagle za swoim przeciwnikiem, próbując go chwycić. Zwiastun jednak po prostu opadł na ziemię, gwałtownie zwalniając tuż przed podłogą, dzięki czemu nic mu się nie stało.
Upadłwszy, rycerz nie miał czasu do stracenia, rzucił w chwycie na ramiona zwiastuna, chcąc zblokować jego ręce. Miał nadzieję, że ta kleista aura wciąż się utrzymywała.
Zwiastun natomiast nie zamierzał dawać przeciwnikowi czasu na atak, odpychając się lekko od ziemi jak gdyby nic nie ważył wzniósł się z powrotem na wysokość sufitu rozpylając swą krew pod sobą
Tym razem A’Dox nie miał szczęścia. Zanim zdążył się odepchnąć, na nim już siedział Elias, zakładając przy tym mocny chwyt na ręce. Jednak tym razem przynajmniej się nie przykleił.

Blacker 16-10-2013 12:58

Runda 2: Więzień zobowiązań

Zwiastun vs Elias de Ross

Porzućcie więzy swej przeszłości
Nie przejmujcie się przyszłością
Bowiem istnieje tylko tu i teraz
W tej myśli odnajdźcie wolność



Osób zdolnych zainteresować Zwiastuna nie jest wiele. Odkąd wojna która doprowadziła do jego powstania dobiegła końca w swoim rodzimym świecie nie spotkał nikogo takiego, jednak tutaj na Elizjum okazało się że istoty takie istnieją i podobnie jak on zostały przyciągnięte przez turniej niczym ćmy przez światło świecy. Kobieta której piękno ukryte było pod maską potworności, mężczyzna którego szlachetność zasłaniały blizny. Wydawałoby się że to niemożliwe by nawet tu, w Elizjum trafić jeszcze na kogoś tak godnego wyzwolenia jak tamta dwójka, jednak los pokazał mu że jest inaczej stawiając na jego drodze de Rossa. Rycerz, tak boleśnie podobny do Zwiastuna był wszystkim tym czym mógł być A'Dox gdyby zamienili się miejscami. Każdy z nich by bronić swój ojczysty świat gotów był oddać samego siebie i przez chwilę szaleniec zastanawiał się czy po prostu nie poddać się nim walka się rozpocznie... Jednak istniały dwa powody dla których uczynić tego nie mógł. Jednym z nich była obietnica której materialnym przypomnieniem była niewielka złota odznaka widoczna na piersi Zwiastuna. Drugim był fakt że sam de Ross zapewne uznałby to za niehonorowe. Jedynym co pozostało A'Doxowi to uwolnić swojego przeciwnika od ciężaru jaki na nim spoczywał by choć przez chwilę mógł poczuć się wolny

***

Wspaniale… Elias uśmiechnął się. Szczerze jeszcze pod hełmem. Miecz wbił niedbale w plecy przeciwnika. Trzasnął głową Zwiastuna o posadzę, by odrobinę spacyfikować oponenta. Wir szaleństwa w jego głowie stawał się całkiem nieznośny. Dobrym pomysłem było się wygadać…

- Pyszna sztuczka Zwiastunie. Jednak dobrze byłoby się zastanowić, czy zdrowe zmysły już z początku nie były cnotą mi nie daną. .
Powiedział Elias. Jego tubalny, zmodulowany głos, powrócił do jego zwyczajnego brzmienia, choć niepozbawiony elektrycznej nuty, kiedy wolną ręką zdjął hełm. Jego marmurowo biała twarz przybrała wyraz zmienny i nieokreślony niczym miraż. Dobrotliwy, a zarazem okrutny.
- Nie żywię urazy. Każdy z nas ma swoją misję, którą chce wykonać. Nie będzie tobie to dane. NIie teraz. Dam ci za to coś wspanialszego...
Płynnym ruchem zarzucił hełm na głowę Zwiastuna, po czym wmusił go na jego ramiona.
Gdy oczy zwiastuna wpatrzyły się we wnętrze chełmu zauważył, że hełm zamiast czarnej pustki miał w sobie coś więcej, miał przestrzeń. Przestrzeń pełną nieskładnych, chorych obrazów przesuwających się jak w kalejdoskopie. Zwiastun nie był jeszcze w stanie ich rozpoznać. Mimo że sytuacja wydawała się naprawdę nieciekawa w głosie Zwiastuna dało się słyszeć radość
- Nie zależy mi na twych zdrowych zmysłach, one nigdy nie były moim celem. Pozbawię cię twojej ambicji, twoich wspomnień i twoich celów. Odbierając wszystko co cię definiuje, co więzi cię w schematach dam ci wolność. Raduj się, bo dokładnie w tej chwili otwarłeś drogę do swego zbawienia
- Ciiiii…. - Uciszył przeciwnika Elias, teraz już wyraźnie roztkliwiony, przesuwając się swym ciężkim, pancernym cielskiem coraz wyżej po jego sylwetce, zostawiając mu coraz mniej ruchu, coraz mniej oporu, przed dokonaniem jego planu.
- Walczysz ze mną. Masz więc cel. I nie jest nim moje zbawienie. - skwitował.
Zwiastun roześmiał się
- Ależ jest. W tej chwili jesteś dla mnie najważniejszą osobą we wszechświecie, nie ma nic ważniejszego niż twoja doskonałość. Pozwól, że pokażę ci o czym mówię
-To bardzo piękne podejście. Godne podziwu. Osobiście jestem potwornie wręcz zblazowany, toteż czekam z niecierpliwosćią .

Elias zaczął już zbliżać hełm do głowy swego przeciwnika, już niemalże go nałożył - gdy nagle ręce odmówiły mu posłuszeństwa. Głosy w głowie, przynajmniej, na tą chwilę okazały się silniejsze od jego rozsądku, doprowadzając do kompletnego znieruchomienia. Zwiastun wykorzystał okazję by wydostać się spod Eliasa, jednak tym razem nie zamierzał uciekać. Wstał i pogłaskał go czule po twarzy, wpatrując się w niego z czułością
- Jesteś już prawie doskonały, dokładnie tak jak obiecywałem. Jesteś naprawdę wspaniałym wojownikiem i zasługujesz na zwycięstwo, ale jeszcze bardziej zasługujesz na wolność jaką oferuję
Elias wściekły do czerwoności, wypuścił z siebie gwałtownie obłok czarnej pary. Nie miał zamiaru wysłuchiwać biernie całego wywodu przeciwnika. Jego szał zdawał się karmić szałem tłumionym przez wroga, stapiać się z nim. Zerwał się z nieludzką prędkością na równe nogi i wrzeszcząc:
- Ja już jestem doskonały!
Staranował Zwiastuna swoim wciąż sztywnym barkiem, rozpędzona góra opancerzonej stali wbiła się w przeciwnika jak coś, co w innych wymiarach nazywają ciężarówką…. a przynajmniej wbić się miała…

Obu walczących wyglądało, jakby zapomnieli o tym, co dzieje się z wymiarem. Ten najwyraźniej postanowił przypomnieć o swojej obecności. Jedną sprawą było, że pokój o długości 5 metrów wydłużył się ponad stukrotnie - drugą to, że obu walczących nagle bezwładnie przeleciało dwieście metrów w tym samym kierunku, jakby gdzieś tam, przez chwilę, pojawiło się wszechpotężne źródło grawitacji, które zniknęło równie szybko co się pojawiło. Obu walczących wylądowało kilka metrów od siebie. Znów z zatrważającą prędkością, Elias poderwał się na nogi. Kolejne fale czarnego dymu pulsowały z jego postaci. Rycerz stanął wręcz paradnie i odzyskawszy władzę w członkach wykonał gest ręka. Z dymu zmaterializowało się w niej nic innego, jak złowieszczy hełm. Nie było czasu szukać miecza. Elias wznowił szarżę na Zwiastuna. Zwiastun natomiast rozłożył szeroko ręce, oczekując na swego przeciwnika
- Widzę, że wciąż się nie poddajesz. To takie słodkie, Eliasie de Ross. Raduj się, bo czas zbawienia jest coraz bliżej
Rycerz wleciał w Zwiastuna z całym swoim impetem. Ten drugi nie zdążył się przygotować tak dobrze jakby chciał, co szybko odbiło się na jego stanie. A’Dox poleciał bezwładnie kilka metrów, by w końcu wylądować na podłodze.
-Yupiyaheey!- Wyrzyknął Elias, wyraźnie radując się nadchodzącym wyzwoleniem, kiedy to postać wroga zaczęła toczyć się po podłodze. Zwiastun mimo wybitnie dobrej woli cierpiał z powodu karygodnego braku danych, który to Elias za punkt honoru postawił sobie naprostować. Pomyśleć… jedna z niewielu okazji by ktokolwiek poza nim samym doświadczył wizji, które nosiła w sobie zbroja i ostatecznie cały proces przeżył. Tak, to była okazja, której nie wypadało zmarnować. Tumult ciężkich kroków Eliasa wypełniał korytarz przeraźliwym echem gdy rycerz ruszył w stronę swego przeciwnika

Obserwatorzy którzy widzieli tą walkę z zewnątrz mogli zauważyć pewną istotną różnicę w stosunku do tego jak wyglądało starcie z Kalyanem. Młodego chłopaka Zwiastun starał się nakłonić do poddania chcąc zaoszczędzić czasu i zbliżyć go do doskonałości najszybciej jak to tylko możliwe. W tej jednak walce A’Dox wiedząc już że magia areny cofnie zmiany jakich dokona w rycerzu nie śpieszył się, delektując się samym procesem uwalniania Eliasa by ten zdołał choć częściowo zrozumieć dar jaki otrzymuje nim runda dobiegnie końca i na powrót stanie się tym samym, zwyczajnym de Rossem. Chociaż rycerz wciąż najwyraźniej nie zrozumiał, że kluczem do pokonania Zwiastuna nie jest atakowanie go wprost to i tak nie zamierzał czekać aż opancerzony przeciwnik zrealizuje swój plan, wiedząc, że im szybciej zrozumie swój błąd, tym szybciej nadejdzie jego wyzwolenie. Tym razem Zwiastun poradził sobie własnymi siłami, bez mieszania w umyśle przeciwnika. Chociaż, być może dalej miało to swój wpływ? Niezależnie od prawdziwości tego stwierdzenia, A’Dox odepchnął się od podłogi i płynnym ruchem doszybował do sufitu. Ponownie się od niego odbił, jednak tym razem… spadł na ziemię. Poruszanie się w taki sposób w jaki by chciał okazywało się z każdą sekundą coraz cięższe. Zdołał jednak odturlać się od Eliasa, który próbował wykorzystać tą okazje do ponownej próby nałożenia hełmu.

Elias westchnął, po czym podniósł się z klęczek.
-Dlaczego nie jest mi dane walczyć z kimś, kto zechciałby krzyżować miecz?
Czy wiesz, że nawet jeśli wygram, to będę walczył albo z kobietą, albo tym szympansem w dziwnym odzieniu.

Dziwnie rozswietlone oblicze Eliasa zmarszczyło brwi.
- Słabo. Słabo doprawdy. Czasami zastanawiam się… co by było, gdybym dał się ponieść wizjom. Tak w pełni, jak zwykli postronni, którzy mieli pecha założyć różaną zbroję…
Czarny paladyn spojrzał tęsknie na porzucony gdzieś daleko miecz. Nie wiedział, czy chciał dalej bawić się w tą szopkę z zapasami, czy po prostu przejść się po miecz i skończyć z tym wszystkim w najmożliwiej brutalny sposób. Zastanawiało go, czy zmiana parametrów wymiaru miała przełożenie w korelacji między punktami przeskoków. Chodziło tu o dystans. Narzucił hełm. Tym razem na swoją głowę.
Był tylko jeden sposób by to sprawdzić.
Przez chwilę zwrócony obojętnie bokiem do przeciwnika rycerz po raz któy z kolei ekspodował w chmurze małych czarnych odłamków, jakby ptaków. Rozpoczął bardzo krótki skok. Taki, by znaleźć się w powietrzu gdzieś nieznacznie nad A’doxem, gdzieś odrobinę przed nim. By wylądować opancorzoną pięścią, na jego twarzy, bądź splocie.
Zwiastun był zadowolony. Chociaż proces uwalniania rycerza był dużo mozolniejszy niż wcześniejszego przeciwnika to właśnie w tej chwili sam Elias wyjaśnił dlaczego tak się stało, co dawało dość przyjemną możliwość naprawienia tego błędu. Gdy opancerzony przeciwnik przemawiał A’Dox przez cały czas wpatrywał się w niego z zaciekawieniem, a jego ręka bezwiednie przesunęła się by dotknąć niewielkiej złotej odznaki którą miał przypiętą do piersi. On miał powód by oczekiwać następnej walki z niecierpliwością, złożył obietnicę Retsu której zamierzał dotrzymać. Elias był blisko, naprawdę blisko zrozumienia jak obronić się przed wpływem Zwiastuna, jednak ciążące na nim brzemię które nakładała na niego zarówno zbroja w którą było zakute jego ciało jak i odpowiedzialność w którą zakuty był jego umysł uniemożliwiało mu ujrzenie prawdy

Walka zbliżała się do finału, chociaż proces dostosowania świata zdawał się być nieco wolniejszy niż jeszcze przed chwilą. Już niedługo wszystkie działania A’Doxa nabiorą sensu a przygotowane przez niego elementy niczym najwspanialsze z instrumentów zagrają razem symfonię doskonałości by zedrzeć z rycerza zbroję ukrywającą jego słabość. Już niedługo jego umysł pozbawiony kłamstw za którymi ukrywał się strwożony stanie nagi w obliczu prawdy i zostanie zmuszony by ją zaakceptować, wyzbywając się swych słabości stanie się doskonały. Zwiastun widział strach Eliasa, nawet jeśli on sam go nie dostrzegał skryty w skorupie swego pancerza i odczuwał smutek że zmuszony był dręczyć go tak długo. Na szczęście na końcu tej drogi, choć tylko przez chwilę nim magia areny cofnie dobrodziejstwo jakim go obdarzy, rycerz będzie szczęśliwy. A wraz z nim, cieszyć się jego szczęściem będzie Zwiastun
- Chcesz bym skrzyżował z tobą ostrza? Zatem podnieś swój miecz i zakończmy to
-Aby wyląduję.- Rzucił Elias, nim jego pięść opadła w chmurze odłamków na ziemię.
Elias wciąż miał attawistyczną nadzieję, podzielić się ze zwiastunem bogactwem wizji, które niosła zbroja. Nie wiedział co tak naprawdę widział A’dox, ale jego monomaniczne uparcie świadczyło o tym, że potrzebował jednego - perspektywy. Pozostawał jednak problem jego mobilności… i faktu, że w całym swym uniesieniu Zwiastun wcale nie kwapił się, by dostąpić udziału w wiedzy rycerza.
-Sugerujesz zatem, bym nagle odstąpił cię i udał się na spacer po mój miecz? Kuszące. Mam pewien lepszy pomysł... - Rzucił Elias swym zagiętym w mechaniczne buczenie głosem, po czym ponowił swój atak. Oto nadchodził koniec walki. Wymiar domagał się go, nie mogąc już wytrzymać obecności dwóch

Kto miał wygrać ten pojedynek?

Być może Elias, który wykonał naprawdę zaskakujący ruch, teleportując się… wprost w przeciwnika. O ile nie jesteśmy w stanie poznać jego pobudek, to skutki - jak najbardziej.
Rycerz niedocenił bądź niezrozumiał mocy Zwiastuna - a może oba. Kiedy znalazł się w środku, wymiar zwariował kompletnie, tracąc swoją materialność. Dalsza walka odbywała się już tylko pomiędzy umysłami tej dwójki, które krążyły gdzieś po tej pustce bez żadnej materii.
Na pola Elizjum z tarczą wrócił Zwiastun.

pteroslaw 27-10-2013 21:31

Arashi vs Asphyxia

Arashi rozejrzał się szybko po miejscu, w którym miała toczyć się walka. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, tym razem teren nieco bardziej mu odpowiadał. Mężczyzna, zdawkowo ukłonił się swojemu przeciwnikowi.
-Witam. Wychodzi na to, że przyjdzie nam się pojedynkować.- Rzucił krótko.
Królowa Permafrost pociągnęła tylko nosem, po czym gumką do włosów spieła fryzurę w kuca. Zaraz po tym założyła, wcześniej otrzymane rękawice bez palców z srebrnymi ćwiekami na kostkach. Zwykle właśnie je nosiła gdy dochodziło do starć, ale w poprzednim pojedynku najzwyczajniej o nich zapomniała. Zapinając rzepy przemówiła do swego przeciwnika.
- Poprzedniego skurwiela zlekceważyłam. A tego samego błędu nie popełniam. - Jej słowa były ostre, a od niej samej bił nieprzyjemny chłód. Także dosłownie.
Arashi rozmasował sobie kark.
-Jestem bardzo wdzięczny, że nie zamierzasz mnie lekceważyć. Odwdzięczę się tym samym, możesz być pewna.- Mężczyzna uśmiechnął. Czekał na ruch przeciwnika, było to widać w jego oczach.
Lamia uniosła tylko brew i podniosła otwartą dłoń w stronę Arashiego. Zaczęła formować małe sopelki, które miały pognać na spotkanie ze swym celem z prędkością broni maszynowej.
Cóż, najcięższe to przełamać pierwsze lody! Królowa rozpoczęła swój ostrzał soplami, który okazał się być całkiem skuteczny. Seria niczym z karabinu maszynowego rozbiła się na ciele Arashiego, zostawiając mu sporo mniejszych jak i większych ran oraz siniakiów. Jednak to była jedynie przykrywka - o czym wiedziała Asphyxia. Mężczyzna, na jego szczęście, także to zauważył. Pozwoliło mu to uskoczyć przed sporych rozmiarów soplem, który został stworzony nad nim i wystrzelony w jego kierunku… cóż, prawie. Została mu pamiątka w postaci głębokiej rany na prawej ręce.
Męzczyżna przetoczył się na bok, jego dłoń spotkała się z ziemią. Oczy Arashiego wpatrywały się w lamię, zupełnie jakby na coś czekał.
Lamia zaś nie miała zamiaru czekać. Jakby to nie było absurdalne, wokół niej zaczeła wytwarzać się śnieżna zamieć, która bez przerwy się rozrastała jak i częściowo ukrywała ruchy Królowej Permafrost. Gdy zamieć przybrała już na rozmiarach Lamia oparła dłoń na podłodze.
W tym wypadku śnieżyca jedynie pogorszyła sytuacje Jej Wysokości. Śnieg przykrył niespodziankę jaką przygotował jej przeciwnik. Podłoga pod nią ni stąd ni zowąd zmieniła się w… najeżoną palami dziurę, w którą wpadła.
Niezwykle zaskoczona Asphyxia lecąc w dół wycelowała dłońmi pod siebie, formując platformę z lodu. Miało to uchronić Lamię przed upadkiem na pale, co by z pewnością sprawiło jej uszczerbek na zdrowiu. Niestety Jej Śliska Mość nie zdążyła zabezpieczyć się przed pułapką. Wpadła do środka - co więcej, jej przeciwnik próbował zamknąć ją w środku. Na jej szczęście, nieskutecznie.
Arashi ponownie uderzył dłonią w ziemię wysyłając w kierunku dziury energię i nadając jej pożądany kształt. Królowa Permafrost, gdy już wygrzebała się z dziury, skręciła swój ogon w sprężyne by wystrzelić w stronę Arashi’ego. Już w locie w jednej dłoni uformuje ogromny shuriken z lodu, a w drugiej młot z tego samego materiału. Shuriken poleci pierwszy, a gdy już będzie przy nim kafarem wybije mu z łba niemądre pomysły.
Asphyxia rzeczywiście opuściła pułapkę, jednak nieco za późno by uniknąć kolejnych ran. Sięgło jej kilka wystrzelonych kolców, które opuściły pułapkę. Nie ucierpiała na tym jakoś szczególnie - no, chyba, że jej duma. Jej atak okazał się równie nieskuteczny - shuriken ledwie drasnął przeciwnika, przygotowując go do ucieczki - co zresztą zrobił, unikając lodowego młota.
Lamia zatrzymała się na moment by poskrobać się po policzku. Wyglądało na to że zastanawiała się nad czymś. Jej rozmyślanie przerwało pojedyńcze klaśnięcie.
- Mam pomysł! Walczymy bez żadnych pułapek, gdyż takie tylko mnie męczą. W zamian nie zawale ci tego budynku na głowę. Co ty na to? - Skrzyżowała ręce pod piersiami, wpatrując się w Arashiego.
Mężczyzna wyprostował się, jego prawa ręka zwisała po boku nieco bezwładnie.
-Niech pomyślę.-Zaczął- Chcesz żebym porzucił moje pułapki. Pytanie co ty odrzucisz?- Zapytał z uśmiechem.
- Ja także zrezygnuje z podstępnych sztuczek. Takie jak moje pierwsze zagranie. - Odpowiedziałą od razu, kiwając się na boki.
-Przystałbym na twoją propozycję. Problem polega na tym, że jak na razie twoje sztuczki nie były zbyt wyrafinowane, a ja jestem ciekaw co jeszcze możesz zrobić.- Uśmieszek nie znikał z twarzy Arashiego, zupełnie jakby ta dyskusja go bawiła.
Asphyxia cmoknęła. - Wyrafinowane czy nie, zadziałało. Ale ja wolę walki gdy obie strony pokazują swój własny potencjał. Nie uciekać się do przywołań czy wyżej wymienionych pułapek. Wiem że sama z tego korzystałam, ale to nie znaczy że czerpałam z tego radość. - Kończąc wypowiedź, podskoczyła dwukrotnie na ogonie. - To jak? -
-Mam jeszcze jedno pytanie. Przez “pułapki” masz na myśli wszystkie podstępy? Tak, że będziemy walczyć tylko twarzą w twarz?
Lamia tylko pokiwała potwierdzająco głową.
-Cóż to może być interesujące doświadczenie. Zgoda. Podałbym ci rękę, ale jakoś nie chcę się zbliżać.- Odparł ze szczerym uśmiechem na twarzy.
- Wyśmienicie. Lubię cię, jak turniej się skończy mozesz zostać jednym z moich mężów. - Zachichotała, po czym jej skóra zaszła szronem. W jej dłoniach zaś pojawiła się troszkę przydluga katana z lodu.
-Wątpię. Wybacz, ale ten ogon jest nieco, odstraszający.- Rzucił Arashi uderzając nogą w ziemię pod stopą. Następnie schylił się i wyjął z ziemi niemal dwumetrową włócznię, którą wycelował w Lamię. Królowa permafrost pochwyciła katanę oburącz i także wycelowała czubkiem ostrza w przeciwnika, z tym że rękojeść trzymałą blisko twarzy jak to ninja właśnie robią. Jej uśmiech porzeszył się jeszcze bardziej, a Arashi mógł zauważyć jak na ostrzu pojawiają się kolejne warstwy lodu, które za zadanie miały utwardzenie ostrza. Wtem nagle wystrzeliła w stronę mężczyzny by pochlastać go jak najwięcej i jak najbrutalniej.
Włócznia w dłoniach Arashiego obróciła się w popiół. Mężczyzna uderzył ręką w ziemię. W kierunku Lamii wystrzeliły kamienne kolce, dodatkowo na jej drodze pojawiło się kilka ścian mających utrzymać ją na jednym torze.
Ziemne zapory połączone z ostrzałem okazały się zbyt wielką przeszkodą dla Asphyxii, która mogła poczuć się jak żołdak na polach pierwszej wojny światowej. Juz druga ziemna zapora zatrzymała ją kompletnie, a ona miała pełno dokuczliwych ran od wystrzelonych kolców.
- No i się doigrałeś insekcie… - Warknęła rozeźlona Lamią, a jej skóra zaczęła pokrywać się warstwami lodu. W efekcie utworzyło to lodowy pancerz, głównie pokrywający jej bardziej ludzką połowę ciała. Kiedy już pancerz był kompletny, Asphyxia wydałą z siebie nieludzki ryk, posyłając w stronę Arashiego zamieć śnieżną. Chłód jaki temu towarzyszył, drwił z temperatur spotykanych na Antarktydzie czy Syberii. Dodatkowo, Królowa Permafrost rzuciła się do “biegu” zygzakiem w stronę mężczyzny. Trzymana oburącz katana, przeistoczyła się w Naginatę, którą miała zamiar rzucić prosto w pysk przeciwnika.
Plan Królowej był bardzo dobry, gdyby tylko Arashi nie zrobił czegoś niespodziewanego, co takiego zrobił? Zniknął. pojawił się pod jedną z wielkich skrzyń, miał nadzieję, że poza zasięgiem zamieci. Jego lewa dłoń nadal dotykała podłogi. Królowa stała się centrum pięcio metrowego okręgu w którym podłoga zmieniła się w potas. Potas, który przynajmniej według wiedzy Arashiego, zapalał się w kontakcie z powietrzem.
Rzeczywiście, mężczyzna uniknął spotkania z naginatą za pomocą jednej z swych umiejętności. Nieszczęśliwie, przemiana nie poszła po jego myśli - zamiast potasu pojawiło się mało groźne żelazo. Ot, ironia losu.

Deadpool 27-10-2013 21:54

- Tch… teraz się chował będzie. Jebani ludzie… kto ich wymyślił?! - Burczała pod nosem Lamia, tworząc pod sobą lodową platformę, która uniosła ją w górę. Rozglądała się dookoła bez skutku próbując odnaleść przeciwnika. Kiedy unosiła się w powietrzu, nad jej głową utworzyły się trzy kolczaste kule. Lamia wykonała delikatny gest dłonią i… czekała. Nie dało się także nie zauważyc że śnieżyca po prostu zniknęła.
Arashi przyłożył dłoń do podłogi sprawiając, że jego posągi pojawiły się kilku przypadkowych miejscach. Jednocześnie popatrzył w górę, szybkich gestem dłoni stworzył kilka włóczni z cieni, który pomknęły w kierunku lamii każda z innego kierunku, jednocześnie liczył na to, że posągi sprawią, że Królowa spudłuje swoim atakiem, uderzając w kopię.
Łut szczęścia pozwolił Asphyxii dostrzec przeciwnikia, w kierunku którego natychmiastowo poleciały lodowe kule. Arashi został przez to zmuszony do zaprzestania tworzenia posągów, żeby mieć jakiekolwiek szanse na unik czy przeżycie tego ataku. Chociaż żadna z kul nie trafiła go bezpośrednio, to po uderzeniu w ziemię rozbiły się, posyłając dookoła odłamki, które zraniły mężczyznę.
Królowa Permafrost nie zamierzała na tym poprzestać. Tam gdzie stał Arashi miała utworzyć się swego rodzaju klatka, by uwięzić go w środku i natychmiast poprzeszywać go lodowymi kolcami.
Arashi nie stał w jednym miejscu, zaczął biec w kierunku platformy na której stała Lamia. Bięgnąc dotknął dłonią ziemi w kilku miejscach, z tych punktów wystrzeliły kamienne słupy mające uderzyć platformę Asphyxii.
Atak lodowej pani nie udał się, ze względu na mobilność przeciwnika, który już po chwili wystrzelił kilka kamiennych słupów. Te jednak nie były tak szybkie jak ich twórca, przez co Asphyxia była w stanie je wymanewrować, odpowiednio poruszając swoją platformą.
Mobilność… u przeciwnika przejawia się to w taki sam sposób, jak to chce się zabić muchę. Sprawnie unika uderzeń, ale gdyby naprawdę się uprzeć to insekt jest martwy jak by szybki nie był. Królowa Permafrost zeskoczyła ze swej platformy, którą zresztą posłała na spotkanie z Arashim, następnie wycelowała obiema dłońmi by wystrzelić zamrażający promień. Z tym jednak poczeka aż przeciwnik uniknie platformy. Cierpliwość Asphyxii zaczęła przypominać nadęty balonik, który mógł pęknąć w każdej chwili.
Arashi był niemal wściekły. walczyli już długo, a nadal nie zadał przeciwnikowi jakichkolwiek poważniejszych ran. Na dodatek zaczął postępować zupełnie niezgodnie z jakąkolwiek logiką. Zamiast unikać ataku Asphyxii stanął w miejscu i założył ręce na piersi zupełnie jak czekał na coś ważnego.
Arashi zaryzykował. Okazało się to dosyć sporym błędem, ponieważ platforma okazała się szybsza niż jego umiejętność. Bryła lodu trafiła go w brzuch, skutecznie wyłączając na chwilę z walki. Kiedy udało mu się wstać, jego sytuacja wcale się nie polepszyła - z dłoni Asphyxii wystrzeliły zamrażające promienie, które doszczętnie zamroziły jego nogi. W tej chwili jednak fortuna ponownie zatoczyła swym kołem.
Na terenie całego pola walki, w dosłownie jednej chwili, wyrósł olbrzymi labirynt, sięgający aż dachu hali w której ta walka się toczyła. Kamienne ściany pokryte tajemniczymi wzorami skutecznie ograniczały widoczność, nie mówiąc o kompletnym zniszczeniu jakiegokolwiek wyczucia kierunku.
Jednak wcale nie oznaczało to spokoju. Śmiałbym rzec, że wręcz przeciwnie. Ogromny huk pochodzący gdzieś z góry zbliżał się z gigantyczną prędkością. Chwilę później dach roztrzaskał się na maleńkie kawałeczki, które latały w wszystkich kierunkach. Powód był dosyć zaskakujący - został on trafiony przez meteor, który nie miał zamiaru zatrzymywać się na nim. Kontynuował on swą podróż, lecąc wprost na Arashiego, niszcząc przy tym kilka ścian labiryntu które próbowały go powstrzymać. Fala uderzeniowa powaliła nie tylko mężczyznę, ale i jego przeciwniczkę a latające kamienne odłamki były dosłownie wszędzie, także w ciałach obu walczących.
Jednak co z samym meteorytem? Cóż, zatrzymał się on jakieś pięć metrów nad mężczyzną, gdy wytracił swą energię na labiryncie. Jednak wcale nie oznaczało to przetrwania. Z nieba nadleciał kolejny, jeszcze większy, który dokończył robotę mniejszego brata.
Obu walczących zginęło w wyniku tego uderzenia. Przegranym był jednak Arashi, który poległ jako pierwszy.
Apshyxia poprzeszywana odłamkami osunęła się na podłogę, kasłając krwią patrzyła jak jej kolejny twór sunie z nieba.
-"Power is not will... it is the phenomenon of physically making things happen." - Wyrecytowała pod nosem słowa swej mistrzyni, zanim Lamiia wyrwała jej kręgosłup. Co jak co ale tamto stare próchno potrafiło prawić mądrości.

***

Wymiar zniknął, a Królowa Permafrost pojawiła się przed swoją służką. Lilith podała swej pani chłodny napój, a tackę przyłożyła do piersi.
- Gratuluję wygranej Asphyxia-sama. - Rzekła kłaniają się odrobnię.
Lamia wzięła napój, który wypiła dwoma haustami, po czym mocno odetchnęła.
- Fakt że zabiłam się sama nie do końca mi odpowiada. Nie znam umiaru używając tej umiejętności. - Wzruszyła ramionami, a gdy wychwyciła że zaczyna się walka A'doxa uśmiechnęła się promieniście.
- Adoś walczy! Znajdź jakieś miejsce do obejrzenia walki. - Podyrygowała królowa, lecz po sekundzie dodała. - Albo nie! Mam ochotę na padlinę. Dokładnie mówiąc na pieczeń z Garlhaakha w cieście Udmraskim, z sosem tym no.... sojowym? Jakieś zioła jesio do tego. No raz raz! Głodna jestem. - Klasnęła w dłonie, a gdy Lilith rozpłynęła się w powietrzu poszła szukać sobie dogodnego miejsca do obejrzenia walki jej lubego.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:52.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172