[Mini sesja] Urzeczywistnianie Amerykańskiego Snu Był deszczowy dzień, późny wieczór. Mimo wszystko, miasto nie szło spać. Metro, tramwaje i samochody, kursowały jak zaprogramowane przez cały czas w tą i w tamtą stronę. Ludzie mimo późnej pory, chodzili jak roboty w tą i w drugą stronę. Z okna pewnego lokalu, widać było opuszczających kino ludzi. Kiedyś w tamtym budynku mieścił się teatr, ale kto teraz chodził do teatru? Jednostki, które musiały się zadowolić przedstawieniami okazjonalnymi w jednej z sal w galerii sztuki. Prawie w jednym czasie, pod lokal podjechało kilka samochodów. Kilka uśmiechów, kilka uścisków dłoni. Zdeprawowani, ale znający się od kilku lat przyjaciele, spotkali się w małym pubie w centrum na wyspie centralnej w mieście Lost Heaven. Sprawa była bardzo prosta, ustawić się do końca życia i zarobić tyle forsy, by starczyło na dożywotnie wakacje na jakiś rajskich wyspach. Pomysł był ambitny… Ale brakowało planu i materiałów… * * * Do stolika pod oknem, z którego widać było ulice i młodzież opuszczającą kino, podeszła wolno kelnerka wodząc wzrokiem po towarzystwie. Uśmiechnęła się blado do Brusa, po czym zebrała zamówienia. Po jakimś czasie wróciła z tacą, z zamówionymi napojami. Kiedy do lokalu weszła ostatnia osoba i zajęła miejsca wśród znajomych, można było zająć obrady... Oczywiście, chyba nikt nie miał zamiaru planować napadu w miejscu publicznym. Można to było nazwać spotkaniem zapoznawczym... Wszyscy mieli nadzieję, że owocnym. |
- Na każdym zebraniu jest taka sytuacja, że ktoś musi zacząć pierwszy. - zacząłem pierwszy. I dodałem: - Jak już pewnie wiecie mamy zamiar zrobić sporo szmalu. To ostatni moment, żeby się wycofać. Ktoś ma ochotę? - odczekałem chwilę, nikt nie chciał wycofać się, więc zapytałem oznajmiając: - Ja mam plan, ale może ktoś z was chce przedstawić swój. Potem gremialnie zadecydujemy. Mamy plan banku jak coś. Mamy dużo. Chcemy więcej. |
Nie tutaj. Rozglądam się ostrożnie po lokalu. |
-Nie ma czasu na zbędne gadanie wypisać to się można było miesiąc temu. - powiedział spoglądając na Billego - Wypijmy to i spadamy. - odparł Brus, zachowywał się dość naturalnie pomimo, że czuł się diametralnie inaczej Podniósł swoją szklankę z napojem i przystawił do ust. Wyglądało jak gdyby zaschło mu w gardle, ale gdy ją ostawił siedział dalej w milczeniu, skanując swoim wzrokiem towarzyszy. Wiedział doskonale, że każdy z nich miał swoje plany co do swojej działki, jak i swoje zdolności, które można było użyć w napadzie. Każdy z nich jest inny. |
Pub, jak to pub. Ten akurat był raczej pusty, w środku tygodnia mieszkańcy raczej nie wybierali na spędzenie wolnego czasu Wyspy Centralnej. Było tu drogo i raczej tylko śmietanka towarzyska, a on wybierała wykwintne restauracje. Z tego też powodu nie było tu zbyt wielu ludzi. Jakby ktoś chciał was podsłuchiwać, nie miałby z tym problemu. Mimo wszystko, ludzie którzy byli w lokalu, raczej nie skupiali na was uwagi. Jedynie kelnerka czujnie obserwowała, gdzie stoją puste kufle i kieliszki oraz czy jakiś klient nie chce więcej alkoholu. Lub jakiś przekąsek. |
- Zluzujcie. Musimy pogadać. No chyba, że idziecie na mój plan. No, ale dobra. To gdzie chcecie iść pogadać? Zresztą musimy poczekać na piątą osobę. Nie odpierdalajcie tylko paranoi. - mówię po czym wypijam trochę piwa. |
Myślę, że w takim lokalu jak ten raczej na razie nie będziemy podsłuchiwani. - rozejżałam się dookoła siebie. - Śmietanka toważyska, która do nich uczęszcza raczej ceni sobie dyskrecję jaka panuje tutaj, a skoro masz plan to powiedz co Ci będzie potrzebne do jego realizacji. Ja się nie za bardzo znam na takich rzeczach. - upiłam mały łyczek martini i zaczełam bawić się zanużoną w kieliszku oliwką na wykałaczce. - Jestem ciekawa kim jest ta ostatnia osoba. Nigdy wczesniej nie miałam sposobności prowadzić z nią interesów. I proponowałabym tak w przyszłości określać nasz cel - interes. |
Wypijam solidny łyk mojego IPA i słucham co pozostali mają do powiedzenia. |
Wyjmuje na stół narysowany na kartce plan banku. Nie jest wyskalowany, bo sam to narysowałem. - Mam dokładny w bezpiecznym miejscu. [jak mg ma plan banku to niech zapoda albo wyśle mi na PW a ja dam taki narysowany w ms paint] |
Cholera, cholera … walnęła raz i drugi pięścią w kierownicę, ale pieprzony grat nie zamierzał ruszyć. Był martwy jak ścierwo skunksa na pustyni i równie użyteczny. Wyskoczyła z auta i nie zważając na wściekłe trąbienie innych kierowców – jej jeep blokował cały pas ruchu – pobiegła w stronę odjeżdżającego tramwaju. Wskoczyła do środka, zanim zamykające się drzwi przytrząsnęły tył jej służbowego żakietu. Wyglądała jak przerośnięty kurczak w tym kanarkowym wdzianku. Spieszyła się na spotkanie w pubie, umówili się zaraz po jej zmianie, miała je zostawić w samochodzie, teraz już i tak za późno… „Widzę, ze moje oszczędności są bezpieczne” uśmiechnął się od niej kierowca, podając bilet. Zajęła miejsce i zerknęła na wyświetlacz komórki – zadzwoni, uprzedzi o spóźnieniu. Zaczęła wybierać numer, ale urządzenie zamigotało czerwoną diodką i zdechło. Cholera, znów zapomniała go naładować.. cholera, cholera. Nie mogła sobie przypomnieć, czy wzięła swoje antydepresanty. Na pewno coś brała, rano, pamiętała dokładnie, ale jaki kolor miała ta pigułka? Cholera, cholera… |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:03. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0