lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Autorskie/Steampunk] Blazon Stone (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/14545-autorskie-steampunk-blazon-stone.html)

Mi Raaz 08-09-2014 23:44

- Powiedzmy, że 65 dukatów za skrzynkę razem 455 dukatów za wszystkie siedem. - usłyszał za swoimi plecami głos Niedźwiedzia. Cóż, zerwanie wieka jedną ręką z taką łatwością było prezentacją siły, więc postawienie wygórowanych wymagań było naturalnym kolejnym krokiem w negocjacjach. Richard wziął głęboki oddech. Owies był dobrej jakości, choć nie najlepszej. Nie był wart 455 dukatów. Choć rzeczywiście wszystko wskazywało, że jest wart więcej niż szlachcic może zaoferować. Postanowił zagrać na czas. Butelkę rumu postawił na jednej ze skrzyń.
- Cóż kapitanie myślałem, że wasi załoganci mają nieco mniejszą huć. Czyż kobieta pojmana wcześniej na wyspie im nie wystarczy? Zresztą nie mnie to oceniać jak zarządasz swymi ludźmi. Domyślam się, że są na tyle zasłużeni, że pozwalasz im na gwałty na kim chcą. Wiedz, że póki nie godzi to w interesy Wolnego miasta Rigel jest mi to obojętne. Zaś co do Manueli zapewniam, że potrafi zadbać o siebie. Pewnie jeśli chłopaki się zawezmą, to ją zgwałcą, ale zapewniam, że co najmniej kilku z nich zanim do tego dojdzie już nigdy nie będą mieli czym dotknąć innej kobiety.- Richard powiedział to tak, że co najmniej kilku stojących w pobliżu korsarzy słyszało go dość wyraźnie. Richard nie chciał prowokować konfliktu, jednak też musiał pokazać swoją siłę przed rozpoczęciem negocjacji. A że nie miał jak Dewayne ramion jak niedźwiedź postanowił wykorzystać srebrny język. Teraz wszyscy wiedzieli, że Manuelę zaatakują na własne ryzyko. Wiedzieli też coś jeszcze. Gdyby z jakiegoś powodu ich kapitan zginął w walce to Richard nie będzie miał nic przeciw zostawieniu dla nich drugiej kobiety. A to przy dużej dozie szczęścia może zaowocować strzałem w plecy niedźwiedzia. Jak bardzo był pewny swoich ludzi? Jak spokojnym był człowiekiem? Richard miał się za chwile przekonać, bo dalsza część jego monologu raczej wywoła jakąś reakcję. W głębi serca miał nadzieję, że kapitan korsarzy jest spokojnym i rozsądnym człowiekiem.
- Gdzie reszta? Mam tutaj kontrakt na 840 dukatów, ale za 21 skrzyń. - Szlachcic wyjął z tuby na dokumenty zwitek papieru, który najwyraźniej był czymś w rodzaju zlecenia lub zamówienia. - Jak to rozwiążemy? Bo nie ukrywam, że w Rigel mamy całą masę bydła, które nic tylko żarłoby owies. A u nas z roślin na literę o to rośnie głównie oset. Dlatego liczyliśmy na waszą pomoc. Ile czasu potrzebujecie na złupienie kolejnych transportów?

Volkodav 09-09-2014 09:04

Dewayne uśmiechnął się.
-Dopóki tutaj jestem nic jej nie grozi, tak samo jak tamtej drugiej, ale cały wieczór za wami chodzić nie będę... to jest jeśli macie zamiar zostać w gościnie - obrócił się w stronę swoich załogantów, którzy roześmiali się porozumiewawczo - Ale mówmy o konkretach. Kontrakt nie jest opłacalny bo wychodzi na to, że skrzynka kosztuje mniej niż jest warta, a skoro w Rigel owies jest potrzebny to chyba cena też nie powinna być tak... skąpa, prawda? Druga sprawa, że to co zabrane Hanzie jest zawsze więcej warte bo... jest zabrane Hanzie. Ich konie i bydło się tym już nie nażre - Casimir odłożył wierzchnią deskę na skrzynkę i westchnął - Niech wam będzie... żeby nie było, że się nie targuję. Powiedzmy że dam Wam upust na dobry początek. 430 dukatów za całość. Pasuje?

Mi Raaz 09-09-2014 21:06

Richard był zadowolony z obrotu sprawy. Wprawdzie wszelkie działania mające wywołać niepokój u korsarzy spaliły na panewce, ale kapitan był skłonny do negocjacji. Mimo wywodu o Hanzie Richard nie łudził się nawet przez chwilę, że ma do czynienia z patriotmi walczącymi o swoją ojczyznę.
- Rozumiem, że nawet nie zapoznasz się z dokumentem który chciałem Ci przekazać. - Delegat cofnął dłoń ze zwiniętym papierem.
- Jest tam punkt mówiący o możliwości wzajemnych ustępstw, a ponieważ podoba mi się pańskie podejście do kwestii konfliktu z Hanzą zaproponuję podniesienie wartości kontraktu - zmarszczył czoło jakby coś liczył.
- Powiedzmy okrągły 900 dukatów za 21 skrzyń, a na znak dobrej woli te skrzynie zabiorę za 320 dukatów. - Richard nawet nie pozwolił dojść do słowa liderowi korsarzy.
- Rozumiem obiekcje związane z ceną owsa. Pewnie na targowisku w Rigel sprzedalibyście każdą skrzynię za 65 dukatów i jeszcze wielmożni panowie byliby wdzięczni za rabat. Zrozumiem jeśli odrzucicie ofertę. Jednak wszyscy wiemy, że jeśli Hanza znajdzie was z ich owsem, to wylądujecie na szafocie. W mieście przecież działają ich agenci. Jest też masa donosicieli, których bez pomocy Rady miasta trudno uniknąć. Drugim aspektem mojej oferty jest kolejne "zamówienie". Jeżeli kupie od was teraz owies za te 400 dukatów, to uściśniemy sobie dłonie wymienimy towar i więcej się nie zobaczymy. Rada poszuka innej załogi, która zdecyduje się na kontrakt. A coś tak czuję, że transporty owsa nie są chronione przez doborową gwardię. To z kolei znaczy, że oferuję dość łatwy zarobek w stosunku do ryzyka które poniesiecie. Jeśli się nie zdecydujecie może się okazać, że za kilka tygodni będziecie przymierać głodem. Pewnie zdecydujecie się wtedy na piractwo, ale to z kolei spowoduje bezpowrotne odwrócenie się Rady Miasta od pana kapitanie. Przemyślcie to dobrze. Dostarczymy wam informacje o transportach czasie i miejscu najbliższych transportów Hanzy, w końcu nie tylko oni mają szpiegów. - Gdy delegat skończył swój monolog otworzył butelkę rumu.
- Macie jakieś szkło? Czy będziemy podawać sobie butelkę na znak pokoju?

Volkodav 09-09-2014 23:25

Casimir odetchnął głęboko. Coś tu śmierdziało i to nie był ten przeklęty owies. Rigel chciało go potraktować jak chłoptasia na posyłki, wyrzucając na misje, które im się podobały i dodatkowo płacąc za to ochłapy, które nie były godne nawet oferty targowej przekupy.
W kościach czuł, że ten tutaj szlachcic został wysłany na straceńczą misję, taką, z której można wrócić tylko jako przegrany bo albo korsarze w końcu stracą cierpliwość i noże pójdą w ruch albo po powrocie straci pracę. Raczej chyba nikt na serio nie myślał, że delegat przywiezie to co chcieli za pieniądze, które mieli zamiar zapłacić.
-No to mamy problem - pogładził się po brodzie jednocześnie odwracając wzrok na skrzynki - Ryzyko i walka nam nieobce. Owies łupiliśmy na wasze życzenie, a nie z własnej woli. Dla mnie i moich chłopaków dużo ciekawszą była by bitka z galeonem niźli tymi statkami kupieckimi, ale robiliśmy co chcieliście... Łatwość zarobku nie jest tutaj żadnym czynnikiem - nie dokończył bo miał wrażenie, że wyraźnie powiedział co jemu i jego ludziom leży na wątrobie - Słuchaj pan... 430 dukatów to moje ostatnie słowo. Bierzecie, czy nie?

Mi Raaz 11-09-2014 06:34

Ostentacyjnie pociągnął rum z butelki. Ciepło rozlało się po gardle.
- Nie jest zatruty nie martwcie się. - odstawił butelkę na najbliższą skrzynię.
- Norbercie, gotówka! - krzyknął. Ze sterowca spadł miech wypchany monetami.
- 350 dukatów, bo tyle tylko mam. Nie ma sensu dalej negocjować kwoty. Masz swoje racje, rozumiem to. Ja dostałem ograniczone fundusze, bo Wolne Miasto chce iść w ślady Hanzy i wyssać wszystko ze swoich podwładnych. Gdyby to ode mnie zależało, to dałbym wam te pieniądze, bo uważam, że Hanzę trzeba tępić na każdym kroku. Ale jak się okazuje dla wielu osób w Rigel nie jest to oczywiste i stawiają przede wszystkim na własne interesy. Żeby pokryć wasze straty kapitanie proponuję, że zabierzemy 6 skrzyń. Nie wiem co zrobicie z ostatnią skrzynią, ale mnie najzwyczajniej nie stać na cenę którą proponujecie.
- rozłożył dłonie w geście oczekiwania na odpowiedź.

Caleb 12-09-2014 11:03

Zdjęcie przykuwało wzrok. Prawdopodobnie wzdychał do niego kiedyś pewien aktor. Denis mógł być z siebie dumny. Wiedział, że szacunek do takich miejsc oraz wynikająca z niego cierpliwość prędzej czy później dawały owoce. Jeden z nich trzymał teraz w dłoniach.
Nie mógł nic więcej wskórać. Chętnie zostałby tutaj dla samego faktu obcowania z enigmatyczną kulturą. Szczególnie, że stary teatr wręcz pobudzał wrażliwe struny jego duszy. Aczkolwiek musiał wracać. Marudzenie tutaj zbyt długo byłoby zwyczajnie niebezpieczne. Wuj, chociaż zawsze wierzył w umiejętności młodzieńca, równocześnie bardzo się o niego martwił. Na pewno nie było inaczej i tym razem. Staruszek musiał rwać z nerwów ostatnie kępki swojej siwizny.
Piętnaście minut zajął Denisowi powrót do przewodu, jaki pozostawił za terenem ruin. Ostrożnie podczepił całość okablowania na swoje miejsce. Ciche syknięcie potwierdziło sukces zabiegu. Louis natychmiast zareagował.
- Żadnych przecieków, kombinezon sprawny? Dobra. Wciągam cię z powrotem młody.
Denis poczuł szarpnięcie do góry. Jeszcze nie opuścił tego miejsca, a już za nim tęsknił.
- Sto metrów, wszystkie podzespoły w normie.
Rozpoczęła się odwrócona procedura. Ruiny, które jeszcze przed chwilą zwiedzał Arcon, teraz znikały w odmętach. Miernik ciśnienia hydrostatycznego obniżał się stopniowo, zaś otoczenie zaczęło przechodzić od głębokiego granatu do jasnego błękitu.
Wynurzenie zawsze było szokiem dla organizmu. Dopiero gdy opadły emocje, człowiek czuł zmęczenie. Denis ledwie się wynurzył i walnął ciałem o deski kutra. Zaczął głęboko i intensywnie oddychać. Krewniak zręcznie pomógł mu zdjąć hełm.


Pomarszczona, ogorzała twarz Louisa zawsze poprawiała nadwątlone samopoczucie. Mężczyzna w starej kamizelce i z nieodzowną fajką, uśmiechnął się do siostrzeńca. Ten walczył z zakrztuszeniem, jakie spowodowało świeże powietrze.
- No i jak tam młody, co widziałeś?

Volkodav 12-09-2014 16:55

Dewayne spojrzał na szlachcia spokojnie, ale stanowczo. Ciekawe czy grał, czy mówił prawdę? Kapitan miał mieszane uczucia bo delegat mógł po prostu zagrać ostateczną kartą i powołać się na 'siłę wyższą', brak możliwości itd. Nie takie sztuczki widział już Casimir...
-Panie kapitanie i co tera? - odezwał się jeden z załogantów - Wszystko psu w dupe?
-Wszystko nie, ale część na pewno tak - Dewayne przetarł dłonią twarz i westchnął dość nerwowo
-To może wyprujemy im flaki i zobaczymy czy tam nie ma więcej dukatów? Co? Albo może przeruchamy damulkę... chociaż dymanko będzie za darmo - odezwał się inny z załogantów, Jack "Uszko", pirat z oderwanym uchem, który towarzyszył Casimirowi jeszcze w starych czasach pirackich wypraw
-Albo weżmy ich w niewole - odezwał się ktoś jeszcze z tyłu - Ci na cygarze zapłacą dukatem albo w naturze jak będzie trzeba. A przy okazji przelecimy damulkę w tą i z powrotem. Zresztą tych dwóch też można by przelecieć...
-Chyba kijem od miotły! - wrzasnął Larry "Dukat" - Ale panienkę to możemy przelecieć tam i z powrotem!
Rozległ się rumor i śmiech przerywany przekleństwami. Tylko Dewayne się nie śmiał i dalej myślał o tym wszystkim rozważając podstawowe pytanie - dlaczego Rigel chciało go wydymać.
-Cicho! - wyprostował się i spojrzał na szlachcica - Najchętniej palnął bym teraz komuś w łeb, ale zabijanie posłańców to głupota. Jednak sprawdzimy czy to prawda, że Rigel traktuje nas jak chłoptasiów na posyłki! - przerwał odwracając się do załogi - Płyniemy do Rigel! A teraz dawaj Pan tyle ile masz i bierzcie mi to cholerstwo! Niedługo u źródła dowiemy się dlaczego wasi mocodawcy uważają, że można wychędożyć korsarską załogę!
Na plaży rozległ się dziki ryk. Załoga powyciągała szable i machała nimi w powietrzu roztaczając wszem i wobec sterty najgorszych przekleństw jakie wymyślono. Ktoś nawet strzelał z pistoletu i ryczał coś o chędożeniu rady miasta...
-Chodźmy tam na bok. Chcę jeszcze pogadać jeśli można - wskazał drzewa nieopodal plaży i gestem ręki zaprosił 'delegację'

Deszatie 13-09-2014 10:54

Powrót na powierzchnię zawsze powodował rozterki u akwanauty. Miał poczucie, że opuszcza swój naturalny świat, na rzecz tego obcego, gdzie królowały korupcja, intrygi i konflikty. Spór Hanzy z Wolnymi Miastami, budził niesmak nurka. Arcon z wrodzoną potrzebą nieskrępowanej wolności sympatyzował z tą drugą frakcją. Ale z reguły trzymał się z daleka od obu. Miał bowiem wrażenie, że są awersem i rewersem tej samej, zaśniedziałej monety...

Z żalem opuszczał głębinę, lecz jednocześnie potrafił cieszyć znaleziskiem. Pamiętał też o wuju, ostatnim ogniwie łączącym go ze stałym lądem. Gdyby zabrakło Louisa szala wagi zapewne ostatecznie przesunęłaby się w stronę królestwa błękitu...

Sprzęt działał dobrze, sprawnie podłączył węża, dostarczającego świeży tlen. Wyrównał ciśnienie w skafandrze. Mimo tego zachował czujność podczas wynurzania, bacznie kontrolował oddech. Każdy błąd miałby poważne konsekwencje, jeśli nie teraz, to z nieznacznym opóźnieniem.

Kolory oceanu zmieniały się, kiedy z każdym metrem światło coraz śmielej atakowało głębię. Wreszcie zapanowało całkowicie. Arcon poczuł się jak wyrzucony na plażę rozbitek. Z wysiłkiem zaczął wspinaczkę po drabince na pokład „Nauty”. Cała lekkość, którą czuł pod wodą wyparowała w jednej chwili. Chociaż pokonał tylko kilka szczebli, czuł się jakby wszedł schodami na wieżę ratusza w Rigel... Na szczęście jego krewny czuwał i pomógł mu przesadzić burtę. Po chwili wuj energicznie zabrał się do odkręcania śrub przy kołnierzu. Wkrótce Denis uwolniony od ciężaru hełmu, zaczerpnął tchu, który wywołał trudny do stłumienia atak kaszlu.

- No i jak tam młody, co widziałeś? - wuj ekscytował się jak młodzik, gdyż od ponad dziesięciu lat to chrześniak był jego zmysłami i łącznikiem z utraconą miłością. Po przebytym wypadku, stan zdrowia nie pozwalał mu kontynuować swej pasji. Całe doświadczenie przekazał krewniakowi. Ten mógł mu odpłacić tylko w jeden sposób.
- Mistyczne ruiny na dnie... Teatr utraconych słów i tajemnicze tunele. Mieliśmy dobre przeczucie... Opowiem ci wszystko wieczorem... Sięgnął do kieszeni wydobył znalezisko i wręczył staruszkowi. Ten przyjrzał się naszyjnikowi, westchnął w momencie, gdy spojrzał na portret.
- Powinienem był się ożenić... dawno temu... Nie popełnij mego błędu chłopcze... - widok dziewczyny wyraźnie wywołał wspomnienia z młodości.
- Żadna nie wytrzyma życia z lurkerem – odparł Denis – Chyba, że będzie nią syrena z podwodnego miasta – uśmiechnął się ujmująco.
- Ale ktoś powinien się Tobą zaopiekować... marzycielu, poza tym czekam na wnuka, który będzie kontynuował rodzinne tradycje...- głos Louisa brzmiał poważnie, była w nim tęsknota, której Arcon się nie spodziewał.
- Pomyślę o tym, wujaszku, ale wpierw pomóż mi wydostać się ze skafandra...
Denis przypuszczał, że do późnej nocy czas upłynie im na rozmowach, więc jak najszybciej chciał się choć trochę zregenerować. Potrzebował snu, jutro bowiem wróci na dno badać tajemnicze tunele...
Nie zapomniał łyknąć presur- tabletek, które musieli zażywać lurkerzy po nurkowaniach. Ci, co tego zaniechali, płacili ponoć olbrzymią cenę, popadając w obłęd... Kilka razy kusiło go, by je odstawić i sprawdzić, jak zareaguje jego ciało i umysł. Nie był jednak jeszcze na to gotowy...

Śnił o syrenie, która miała twarz dziewczyny z portretu...

Mi Raaz 14-09-2014 20:29

Richardowi po plecach spływał zimny pot. Prawa dłoń odruchowo spoczęła na rękojeści rapiera. Widział niepokój na twarzy swoich towarzyszy i chęć mordu w oczach korsarzy. Choć w takich momentach pasuje bardziej do nich określenie "piraci". Ich dowódca równiez był wyprowadzony z równowagi. Jednak sprawiał wrażenie człowieka bardzo rozważnego. Jego słowa dawały nadzieję na to że sir la Croix wróci na swój statek bez dodatkowego uśmiechu od ucha do ucha... poprowadzonego przez szyję kordelasem.
- Załaduj te skrzynki z Oczkiem. I nie wracaj już na ląd, oni już mają tutaj jedną kobietę i nie wróżę jej długiego życia. Nie chcę, żebyś podzieliła jej los. Ja pójdę porozmawiać z przywódcą naszych gospodarzy. - Szepnął do Manueli po czym poszedł za Dewayne'm.

Gdy byli już poza zasięgiem głosu innych korsarzy oraz załogi sterowca Richard powiedział:
- Radzie miasta nie spodoba się wizyta twojej załogi kapitanie. Co więcej głównie agenturze Hanzy nie spodoba się wizyta korsarzy w Wolnym Mieście. Obawiam się, że w takim wypadku Rada Miasta odetnie się od wszelkiej współpracy i wezwie Niebieską Armię na pomoc. Niestety ta banda tłustych handlarzy mięsem z Rady będzie tak bardzo srać pod siebie, że dobrowolnie oddadzą Rigel Hanzie. Nie ukrywam, że taki obrót wydarzeń nie wchodzi w grę. Nie oddam dobrowolnie rodzinnej wyspy tym skubańcom z Hanzy. Może spróbujecie to załatwić nieco subtelniej? Rozumiem w jakiej znaleźliście się sytuacji, ale nie możemy kierować się emocjami.

Volkodav 16-09-2014 13:47

-Nie kieruję się emocjami... może wbrew pozorom. Zupełnie racjonalnym jest, że nie dam się traktować jak dziwka z burdelu! - podniósł głos, ale szybko wrócił do spokojnego tonu - Chcę wiedzieć co kombinuje Rigel i czy opłaca się z nimi pracować. Idee ideami, ale za coś trzeba żyć a ja oddałem wam właśnie towar za pół darmo. To był wyraz dobrej woli, ale więcej dobrej woli już u mnie nie ma, więc albo się dogadamy albo statki handlowe zaczną się bać pływać do Rigel gdy Czarna Betty będzie na nie polować. Rozumiemy się?
Kapitan założył rękę na rękę i wziął głęboki oddech. W głębi ducha musiał chwilę przemyśleć sprawę.
-Jeśli w Rigel są jeszcze jacyś ludzie z jajami, którzy chcą walczyć z hanzyckimi kurwami to może czas by było ich znaleźć? Co nie?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:37.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172