lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [sesja] Dziesiąta Muza (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/1468-sesja-dziesiata-muza.html)

Milly 02-10-2006 19:57

Służąca spłoniła się od czubka nosa po same uszy. Natychmiast bardzo szybko znalazła się przy Caroline i oddała jej kolczyki, jakby parzyły ją w dłonie. Spłoszona, przerażonym wzrokiem patrzyła to na Lorenza, to na Angelique i znowu na Caroline. Potem rozejrzała się dookoła, czy ktoś jeszcze był świadkiem tej sceny.
- Ależ piękna pani! Ja nie śmiem nic przyjąć! To jest... to jest mój obowiązek... - zrobiła się bardzo zmieszana i jeszcze bardziej przerażona - Ten człowiek, który prosił mnie, żebym oddała ten list na ręce wielmożnych państwa... - tu się profilaktycznie skłoniła - ...Mówił, że jego pani kazała go doręczyć. I że będzie czekał na odpowiedź, jeśli szanowni państwo się zdecydują jej udzielić. Ja... ja nie wiem jak wyglądał... był po prostu taki... zwyczajny. Jak każdy inny... Ja tego listu nie czytałam! Panie Boże i Przenajświętsza Panienko, ja go naprawdę nie czytałam i nie wiem od kogo on i co tam jest! Ja tylko miałam przekazać...
Młodziutka dziewczyna, chyba po raz pierwszy służyła na tak wielkiej uroczystości wśród tylu wielmożów. Gorące łzy pojawiły się w jej oczach i gotowa była klęknąć przed trójką jaśniepaństwa, byle tylko nie skazywali ją na cierpienie niewiedzy co do tego, jak się ma zachować i co mówić. Biedactwo była bardzo przerażona...

Kutak 03-10-2006 14:35

Tymczasem Benedykt Ressiere, jak na prawdziwego męża przystało, łzy swe starał się ukrywać. Lecz w chwili, gdy młody Medyceusz skończył swą wypowiedź, w oczach mężczyzny pojawił się gniew, złość, irytacja...
- Nie wiem! Nie wiem, nie wiem- nie dowiedziałem się, w tym jest cały problem, Medyceuszu! To właśnie jest koszmar, który dręczy mnie co noc, to jest powód tej całej klątwy i choroby, Bóg nie wybaczy mi grzechu niewiedzy, nie w tym wypadku...- powoli złość ustępowała, a jej miejsce na twarzy podróżnika powoli zastępował smutek.
- Widzę, iż do pańskiej towarzyszki dotarła jakaś przesyłka, tak więc- odszedł krok do tyłu i skłonił się dość nisko- Żegnam i mam nadzieje, iż nasze drogi jeszcze wiele razy się skrzyżują.
Benedykt odwrócił się na pięcie i dystyngowanym, acz szybkim krokiem zniknął po chwili za jednym z fantazyjnie przyciętych krzewów. A myśli w głowie Vincenza zostały same...

Tom Atos 04-10-2006 08:17

Vincenzo :

W głowie Medyceusza zostały same kłębiące się pytania, które po zachowaniu Benedykta zaczęły być przeplatane coraz częstszymi i coraz bardziej wymyślnymi przekleństwami we wszystkich znanych dyplomacie językach. Wulgaryzmy owe, acz soczyste i wymyślne nie wydostały się poza zaciśnięte wargi młodzieńca, szalejąc jedynie w jego głowie.
Florentyńczyk przymknął oczy i policzył w duchu do dziesięciu, by się uspokoić, po czym zgrabnie się odwrócił w stronę reszty kompanii i spokojnie podszedł do Lorenza lekko kłaniając się Caroline
- Mademoiselle pozwól, że się przedstawię. Jestem Vincenzo de Medici. Poseł Jego Świątobliwości Leona X.
Przedstawił się dość lakonicznie darując sobie wymienianie reszty swoich tytułów.
Dyplomata spojrzał na trzymaną w ręku kapitana kopertę starając sobie przypomnieć, czy gdzieś nie widział tego charakteru pisma. Przypominając sobie słowa służącej pomyślał, że to by się zgadzało. Spotkali w katedrze mężczyznę, który szukał ich na polecenie swej tajemniczej Pani i to prawdopodobnie on wręczył w imieniu swej plenipotentki list służącej. Dziwne czemu nie wręczył go osobiście. Czyżby obawiał się, że są obserwowani ? Czy na przyjęciu był ktoś, kto mógłby go kojarzyć z jego Panią ? Czy obawia się inkwizycji ? Pewnie tak. Vincenzo wiedział, że Officjum umieściło na przyjęciu swoich ludzi. Co najmniej kilka osób, które przedstawiał Angelique znane mu były jako tajni informatorzy inkwizycji.
- Prego. Otwórz list signore Lorenzo. Przekonajmy się co też pisze do nas owa tajemnicza nieznajoma.
Czekając na reakcję kapitana rzucił przelotne spojrzenie na służącą i uśmiechnął się uspakajająco. Nie wyglądała na nikogo ważnego. Tym niemniej jej uczciwość wobec nieznanych zleceniodawców, była godna uwagi.

Arango 04-10-2006 13:01

Lorenzo

Spojrzał na Caroline. No tak, artystka, serce dobre i za grosz realizmu. Ciekawe co powiedziałaby sąsiadki, albo matka dziewczyny, gdy zobaczyłyby ją w diamentowych kolczykach. Reakcja zapewne byłaby jedna - ma bogatego kochanka.
Wcisnął dziewczynie parę talarów i ujął za podbródek.

- Uspokój się dziecko, zle nas zrozumiałaś. Wcale nie mówimy, że czytałaś list, tylko ze oglądałaś kopertę.
Jego głos stał się o parę tonów niższy , bardziej szeptał niż mówił, stracił też swą chropowatość i nabrał melodyjności. W ten sam sposób, uspokajał zbyt nerwowe, lub znarowione konie. jak widać działało to i na ludzi, bo służąca wyraznie się uspokoiła.

- Te parę talarów, to tylko w podzięce za doręczenie ważnego dla nas listu. Przynieś nam teraz parę kieliszków wina, a my przeczytamy list i zastanowimy się nad tym czy będzie odpowiedz. Może też międzyczasie przypomnisz sobie coś o człowieku, który przyniósł list.

Uśmiechnął się ciepło do dziewczyny i odwrócił w stronę przybyłego właśnie Medyceusza.
- Messere Vinzenco rozmowa była zapewne owocna i interesująca - nie czekając na odpowiedz zwrócił się do Angelique.

- Skoro signore Medici i mademoiselle Caroline poznali się już, może panno Angelique przeczytasz nam tę wiadomość ?

Lhianann 11-10-2006 23:44

Anqelique de Rousseau

Nieco zmieszana nagłym 'tłumem' jaki się wokół niej zebrał zarumieniła się lekko.
Souściła przez chwilę wzrok zastanawiając się czego dotyczyć mogła rozmowa pomiędzy Vincenzem i mężczyzną jaki przedstawił się jako Benedykt którą chcąc nie chcąc usłyszała.

Rozmyślania dziewczyny przerwało najpierw powitanie panny w czerni jakiej nie dało się nie zauważyć pod katedrą przed pogrzebem.

-Miło mi rzekła do artystki nieco nieobecnym tonem.

Bliska znajoma Leonarda?
Zmarszyczła lekko brwi próbując umiejsowić jakoś w swej pamięci jej wygląd i nazwisko...

Hymmm...

Tym razem krótką pogoń myśli przerwało pojawienie się służacej z listem.

Cóż próba dyplomatycznego zagrania ze strony mości Lorenza została praktycznie spalona przez propozycję panny Schatte, ale....

Skineła lekko głową w odpowiedzi na propozycję monsiera Lorenza.

Gdy służąca oddaliła się delikatnie wygładziła smukłymi palcami powierzchnię koperty, poczym ostrożnie ją otworzyła.

Przebiegła szybko wzrokiem treść listu, poczym przeczyta go tak by jego zawartość mogły usłyszeć osoby ją otaczające ale by nie dobiegła do uszu osób postronnych.

Milly 12-10-2006 00:03

W kopercie znajdowała się złożona na cztery ozdobna karta pergaminu, na której ładnym, stylowym charakterem pisma nakreślono kilka słów:

"Drodzy Przyjaciele Świętej Pamięci Szlachetnego Leonarda!

Wybaczcie mi kłopot, w jaki zapewne wpędził Was ten list, pisany ręką nieznajomej kobiety. Nie jestem jednak tak zupełnie Wam obca, ponieważ wszystkich nas łączy jedna bardzo ważna rzecz - przyjaźń i oddanie dla naszego wspólnego Przyjaciela, teraz spowitego czarnym całunem śmierci. Miłość do Leonarda.
Nie wątpię w to, że Wasze uczucia dla tego Wielkiego Człowieka są równie mocne jak moje. Kto choć raz zetknął się z Leonardem nie mógł Go nie pokochać całą duszą. I ja Go znałam, od wielu już lat. I ja Go kochałam.
Niestety! Z powodu trawiącej me ciało choroby nie dane mi było odprowadzić Go w tym ostatnim marszu, złożyć pełen czci pocałunek na dłoni Mistrza. Nie mogłam godnie pożegnać Go i towarzyszyć Wam i wielu Jego przyjaciołom w cierpieniu i wspólnym bólu. Tym większa jest moja rozpacz i męka!
Dlatego zwracam się do Was. Wiem, że jesteście ludźmi szlachetnymi, najlepszymi spośród wszystkich, którzy pojawili się na pogrzebie. Błagam, zrelacjonujcie mi jak najpełniej Ostatnią Drogę mego największego Przyjaciela! Ból, jaki towarzyszy mi od dnia Jego śmierci może być złagodzony jedynie słowami prawdy. Nie wiem nawet w jaki sposób zginął! Myśl, że nie mogę być przy Nim doprowadza mnie do rozpaczy!
Przyjaciele, wyzwólcie mnie z męki niewiedzy. Jedyne o co proszę Was - zapewniając, że i Drogi Leonardo życzyłby sobie tego samego - to choć kilka słów. Będę Wam niewypowiedzianie wdzięczna i zrobię co będę w stanie, aby Wam tę wdzięczność okazać.

Z wielkim bólem mej duszy i szacunkiem dla Was
Lady Maria Luiza Anais de Negrepelisse"

Tom Atos 13-10-2006 08:15

Vincenzo :

Stojąc przy Angelique florentyńczyk czytał bezgłośnie razem z nią, dyskretnie spoglądając na list. Pismo było z jednej strony nieco dziwne, a z drugiej cokolwiek rozczarowujące. Medyceusz miał nadzieję, że z niego czegoś dowie o śmierci Leonarda, a tu proszę nie dość, że niczego prócz nazwiska się nie dowiedział, to jeszcze otrzymali ofertę wyjaśnienia okoliczności śmierci da Vinci. Co z resztą Vincenzo już robił.
Dyplomata podparł rękę w geście zadumy chwytając się za brodę.
- Cóż. Choć z listu można by wnioskować, że jego autorce chodzi o opisanie ceremonii pogrzebowej, to jednak najpewniej ma na myśli okoliczności śmierci Leonarda. Wszak uroczystości z pewnością opisał jej ów spotkany w katedrze sługa.
Stwierdził ubierając w słowa to co już sam wiedział. Tak naprawdę zastanawiał się nad inną kwestią. Być może każdy z nich posiadał pewną tajemnicę związaną z Leonardem. Być może próbując wyjaśnić tajemnicę jego śmierci udało by się poznać te sekrety. Znając zaś je nakłonienie stojących przy nim osób do współpracy dla dobra papiestwa byłoby całkiem proste. Wprawdzie Caroline wydawała się zupełnie nieprzydatna przez swoją niepraktyczność, ale już Angelique miała pewną wartość. Zaś Lorenzo jako kapitan w służbie Franciszka I zdecydowanie byłby cennym nabytkiem. Spoglądając na swoich, jak to już mógł teraz powiedzieć „towarzyszy” spytał :
- Cóż zatem moi drodzy odpowiemy ?
Swoim zwyczajem nie powiedział wprost jakiej decyzji oczekuje. Wolał popatrzeć jak dobrowolnie wchodzą w pułapkę.

Arango 13-10-2006 18:36

Lorenzo

- Wie, że jesteśmy szlachetni, wie że zginął, a nie umarł, kochała go jako kto ? Ja też Go kochałem, jak przyjaciela, Panie jak kogoś z rodziny, messer Medici zapewne go szanował. Każdy z Nas darzył Leonarda głębokim uczuciem, ale każde z Nas jakże innym.
Spotkanie z tą kobietą może Nam sporo wyjaśnić, ale mamy też jutro i inne spotkanie. Jak na razie mnożą się tylko pytania, a ten list nic nie wyjaśnia
.

Wskazał nań lekceważącym gestem. Jednocześnie zastanawiał się. " Lady" wskazywało na Angielkę natomiast nazwisko raczej na przybrane. " Negre" - czarne, czarna ? Czyżby aluzja do noszonej żałoby ?

- Na razie nic nie możemy zrobić, poza odszukaniem Carnotta i przepytaniem służby.
Chodz może signore Vinzenco spędził ten czas na bardziej owocnych rozmowach ?


Szansa zaskoczenia młodego dyplomaty tak bezpośrednim pytaniem, była niewielka, ale w końcu był tylko żołnierzem, prostym i nieskomplikowanym.
A rolę tę zwykł odgrywać znakomicie.[/i]

Tom Atos 24-10-2006 09:28

Vincenzo :

Dyplomata uśmiechnął się nieznacznie słysząc pytanie Lorenza.
- Niestety kapitanie mój rozmówca nie powiedział nic, czego byśmy sami już nie wiedzieli. – stwierdził cierpko. – Bo wiadomość, że Leonardo zmarł na jakąś tajemniczą chorobę jest powszechnie znana. Jednakże ... – Medyceusz zawiesił głos jakby coś rozważał.
- Jestem winny Państwu pewne wyjaśnienia, a szczególnie Tobie Panno Angelique. – dyplomata skłonił się przed dziewczyną i ująwszy w ręce jej dłoń pocałował ją delikatnie.
- Wybacz mi proszę pewną obcesowość z jaką Cię potraktowałem. Benedykt Ressiere mój rozmówca jest bowiem chory na tajemniczą chorobę, która może być zaraźliwą, a która być może spowodowała śmierć Leonarda. Osoba owa podróżowała na wschód i być może w krajach orientu nabawiła się tej przypadłości. – Vincenzo podniósł rękę uspakajająco.
- Lecz nie jest to nic pewnego. Jedynie przypuszczenie. Tym niemniej zalecałbym na przyszłość moi drodzy ostrożność w kontaktach z imć Benedyktem.

Arango 27-10-2006 00:39

Lorenzo

- Mimo wszystko list Damy nie wolno pozostawić bez odpowiedzi. Tym bardziej, że leży złożona chorobą i była zapewne równie wielką jak my przyjaciółką Leonarda.Choć muszę przyznać - ciągnął po małej przerwie - że nazwisko to mimo iż stacjonuję w okolicy kilka lat nie jest mi znane.

Przerwał, albowiem jakiś zażywny jegomość, kroczący wespół z równie okazałym towarzyszem mijając ich popchnął go. Odwrócił sie do natrętów wściekły na ich nieuwagę. Opasłe brzuszyska, nalane twarze i szary kolor kaftanów wskazywał jednoznacznie na przynależność do szacownego stanu kupieckiego. Zresztą po chwili rozpoznał imć Scarlotto i Fruzellote'a dwóch największych wytwórców wędlin w Amboise.

- Panowie swym zachowaniem przeszkadzacie tym oto paniom jak widzicie obu pogrążonym w melancholii i żałobie po stracie, która nas dotknęła. Mniemam iż i wy odczuwacie ją równie boleśnie - dorzucił złośliwie wskazując na pełne puchary handlarzy. Obaj mamrocząc przeprosiny i kłaniając się Angelique i Caroline wycofali się pospiesznie.


- Signoriny i mości Vincenzo tu w na tym jarmarku próżności i zakłamania nie uda nam się ułożyć stosownej odpowiedzi do listu jaki nam wręczono. Medici odjął międzyczasie od twarzy uperfumowaną chustkę jaką przytknął w czasie rozmowy Lorenza z rzeznikami.
- Proponuję zatem by udać się do domu Mistrza i tam napisać godną odpowiedz na prośbę lady Negrepelisse. Popatrzył pytająco na swych Współtowarzyszy.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:30.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172