lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [sesja] Dziesiąta Muza (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/1468-sesja-dziesiata-muza.html)

Lhianann 01-12-2007 09:13

Była o krok od drzwi.
Widziała dokładnie ich lekko podniszczoną powierzchnie, wypłowiałe dębowe deski, zszarzałe od słońca i dotyku setek rąk...
Nagle tuż za nimi, tak nagle, że tylko dzięki opanowaniu udało jej się stłumić jęk zaskoczenia usłyszała rozmowę za nimi odbytą:


"- ...teraz zostawimy kogoś przy głównym wyjściu, a reszta pojedzie do Pana.

- I wrócimy ze strażą?

- Tak. Nie dla nas jest krzyk i rozbijanie drzwi.

- A jeżeli on jest w środku?

- Cóż... Myślisz, że strażnicy przejmą się losem jednego biednego szaleńca?
-"


Jeden z rozmawiających za barierą drzwi mężczyzn roześmiał się nieprzyjemnie.
Po chwili kroki oddaliły się.


Najciszej jak się dało zbliżyła się do Vincenza de Medicci.
W czasie gdy ona była pod drzwiami jej towarzysze zapewne coś ustalili, gdyż usłyszała ciche potwierdzenie z ust młodszego z nich.
Gdy pociągnął ją w stronę wyjścia dla służby cichym, lekko drżącym, acz starającym się być opanowanym głosem przekazała mu treść zasłyszanej rozmowy.


Strach jak zimne kleszcze ściskał jej serce.
Ta niezwykła sytuacja w jakiej się znalazła mogła ją zawieś ku zgubie...

Kutak 02-12-2007 12:53

Wiedzieli, że nie mogą narobić zbyt wiele hałasu, a skradanie z pewnością zajęłoby zbyt dużo czasu- szli więc na tyle cicho i na tyle szybko jak było to możliwe. Lorenzo doskonale pamiętał chwile, gdy podobnym krokiem musiał przemierzać całe kondygnacje budynków, lasy i pola- ostatnimi czasy bowiem we wszelkich bitwach przegrywał nie ten, który miał lepszą strategię i taktykę, a ten który dłużej pozostał niezauważony. Anquelique stawiała kolejne kroki z prawdziwą gracją, dziesiątki nocnych ucieczek z rodzinnego domu bowiem sporo ją nauczyły. Mimo to walczyła z coraz mocniej bijącym sercem- kto wie, czy nie trafili na coś naprawdę wielkiego… Czy bowiem inkwizycja wyrażała się w takich słowach o każdym z podejrzanych? Umysł wciąż jeszcze młodej kobiety nie potrafił tego pojąć. Vincenzo zaś modlił się tylko o to, by bezpiecznie opuścili ten budynek- wszelka walka napawała go nie tyle przerażeniem, co wręcz obrzydzeniem. Niechaj hołota macha sobie szpadami, on był stworzony do rzeczy wyższych! Tyle, że znalezieni w tym miejscu mieliby zapewne prosty wybór- lochy albo starcie. A o tym, co działo się w lochach inkwizycji, papieski posłaniec wiedział nad wyraz dobrze…

W końcu opuścili budynek, wychodząc tylnymi drzwiami- zdawałoby się, dla służby. Wyszli na podwórze kamienicy, całkiem zresztą spore, z trzema drewnianymi „budynkami”- jeżeli można było tak nazwać chaty zbite z nierównych desek, już od dawna próchniejących. Poza tym rzucały się w oczy niewielkie uprawy warzyw i kwiatów oraz całkiem ładnie wyglądający „sznur” krzewów, pełniący tu rolę swoistego płotu. I chociaż wszystko wyglądało bardzo chaotycznie, to Anquelique dostrzegała w tym swoiste piękno- malutką oazę natury w na co dzień szarej mieścinie?

Zamiast jednak się zachwycać, trzeba było rozejrzeć się po okolicy. Największy z budynków- ten najbliżej kamienicy- został prędko zwiedzony przez Vincenzo- w środku zaś znajdowały się trzy ogromne, ciężkie kotły, dwie spore (zdolne do pomieszczenia nawet dwóch osób) balie, dwa ogromne paleniska i osłonięta przed deszczem studnia. Cóż, jeżeli któryś z mieszkańców domostwa chciał wziąć kąpiel, to chyba robił to w tym miejscu. Medyceuszowi, przywykłemu do dużo większych luksusów, średnio podobała się wizja całej kamienicy kąpiącej się w tych samych baliach (z pewnością nie zmieniając również wody- komu bowiem chce się ją na nowo grzać, gdy jest „jeszcze letnia”?)- lecz cóż, chamstwo miało swoje obyczaje… Jedno z palenisk zdawało się dopiero dogasać- co oznacza, iż ktoś korzystał przed chwilą z tego „przybytku wątpliwej rozkoszy”.

Do kolejnego, mniejszego pomieszczenia podeszło już trzech mężczyzn, lecz szybko odskoczyli od drzwi- sam zapach unoszący się w okolicy i wnętrze malutkiego budyneczku (siedzisko z dziurą w środku, a pod spodem z pewnością jakiś dół) pozwoliło ustalić do czego służy owo miejsce. Tym razem Vincenzo i Lorenzo byli w pełni zgodni, iż miejsce to nie jest godne zwiedzania i udali się do trzeciego z budynków, znajdującego się po drugiej stronie podwórza.

- Moment…- odezwał się nagle wojskowy, a jego spojrzenie wyrażało jedynie koncentrację. Dłonią zakreślił pewną linię, jak gdyby ścieżkę- od drzwi do krzewów. Gdy reszta zebranych wysiliła wzrok, dostrzegła to samo…

- Ktoś tędy przebiegał…- wymruczał Giovanni

- W rzeczy samej. Nie tak dawno, bardzo prędko. Bez wielkich oporów zdeptał roślinki, a tu…- mówił Lorenzo, podchodząc do „żywopłotu” i wskazując na naprawdę sporą ilość połamanych gałęzi- Tu pośpiech zadziałał negatywnie- uciekinierowi najpewniej podwinęła się noga i upadł wprost na krzaki. A potem musiał popędzić gdzieś dalej, w kierunku innych budynków.- skończył i, już w dużo bardziej nerwowej atmosferze, udał się do ostatniego z budynków.

Cóż, z pewnością był to jakiś składzik. Pełno narąbanego drewna zajmowało ponad połowę jego powierzchni, resztę zaś zajmowały rozliczne beczki, skrzynki i pakunki owijane w różnorakie tkaniny. Unosiły się tu dziesiątki zapachów- poprzez woń próchniejącego drewna i nieprzyjemny odór smoły, aż po pieszczący nozdrza aromat wschodnich przypraw… Czy warto jednak przeszukiwać to miejsce?

Zza drzwi dobiegły do nich kroki. Parunastu mężczyzn. Wchodzą po schodach. Inkwizycja? Cóż, z pewnością…

Arango 08-12-2007 13:07

Lorenzo

Popatrzył na budynek. Kroki kierowały się do góry pech chciał, że okna z pokoju sługi Leonarda wychodziły na tył budynku. Każdy kto wyjrzałby przez nie widziałby ich jak na dłoni.

Niedobrze, nie ma czasu do stracenia.

- Pani - zwrócił się do Angelique - musimy stąd oddalić się jak najprędzej. Signor Vincenzo jeśli chcesz tam zajrzeć pospiesz się na Boga, ja ze swą ręką niewiele pomogę w tej graciarni - wskazał wymownie na pusty rękaw.
- Mademoiselle pozwól, że utoruję Ci drogę.
Mówiąc to zbliżył się do żywopłotu oferując swą pomoc podczas próby przejścia.

Tom Atos 14-12-2007 12:15

Vincenzo :

W sumie Medyceusz nie miał nic przeciwko, by czym prędzej oddalić się z tego miejsca. Zwłaszcza, że ewentualne spotkanie z inkwizytorami byłoby delikatnie mówiąc niezręczne. Wszak niejako byli podwładnymi tego samego zwierzchnika. Jednak w tym wypadku lepiej było dla dyplomaty by „lewica nie wiedziała co czyni prawica”.
Jednak, choć to z pewnością było pozbawione większego sensu, nie mógł oprzeć się pokusie sprawdzenia co też kryje się w składziku.
Zapewne bezpodstawnie, by usprawiedliwić swoja lekkomyślność, założył iż może tam się kryć coś ciekawego, co być może należało do sługi Leonarda.
- Choć Giovanni. – skinął na sługę.
- Czym prędzej sprawdźmy te rupiecie zanim nas dostrzegą. Mademoiselle Angelique, Signore Lorenzo spotkamy się niebawem za żywopłotem.
Co stwierdziwszy niezbyt elegancko popchnął sługę, by ten wszedł do składziku pierwszy. Po czym udał się za nim.
Nie mieli zbyt dużo czasu na myszkowanie. W zasadzie rozglądali się za czymś interesującym, bądź nie pasującym do tego miejsca. Vincenzo zaczął ostukiwać beczki i pakunki.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:05.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172