lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [sesja] Dziesiąta Muza (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/1468-sesja-dziesiata-muza.html)

LMGray 12-05-2006 17:38

Jeremił poczuł delikatny wiatr we włosach, jego oburzenie sięgało zenitu. Jednak widzac gniew dziesiątek dostojnych gości przybyłych na pogrzeb wyraźnie dodały mu skrzydeł. Nareszcie czuł się odpowiednio dla swojego burzliwego charakteru, a i samej tradycji rodziny od lat przewodzącej braćmi litewskimi. Już wiedział co zrobić, od zawsze przemawiał, wiedział jak reaguje rozłoszczony tłum, wystarczy tylko znaleźć przywódcę. A czym jest zbieranina ludzi na pogrzebie w porównaniu z senatem Rzeczypospolitej. Zrzucił krepujący go kontusz i uderzając szabla w żelazne obrecze ławki zawołał donośnym, czystym głosem:
- Drodzy towarzysze, przybyliscie tu z najróżniejszych stron Świata, wszyscy z jednego powodu, aby uczcić śmierć osoby zdolniejszej i znamienitszej od wszystkich tu zebranych Leonarda Wielkiego da Vinci. Sam oddałbym pokłon i uklękł przed tym niedoścignionym mistrzem, jednak nie mogę przeboleć iż ktoś osmiela sie zakłócać obrzędy. Jakim prawem kilku, nawet nie wojskowych ośmiela sie wtracać się do tej najświętszej czynności jaką jest "oddanie ostatniego pokłonu". Ośmielę sie zauważyć, iż każdy z nas tu obecnych ma większe prawa nniż którys z tych łupieżców. Skąd możemy wiedzieć coż dzieje sie właśnie z ciałem naszego ideału? Czy jeszcze zobaczymy naszego przyjaciela? Wątpię, dlatego chodźmy i uratujmy ciało Leonarda Wielkiego przed zbeszczeszczeniem! - wykrzyknął Jeremił, po czym pierwszy ruszył w stronę drzwi koscioła, pomyslał jeszcze iż wystarczy kilka osób które go poprą, a większość ruszy, tak jak domino w dzieciństwie.

Nami 12-05-2006 20:42

Caroline

Wstała już sielniejsza jednak zakiwała się i spowrotem usiadła na ławce. Złapała się drobną rączką za głowę. Przez chwilę nie mogła odnaleźć się w tym miejscu...nie wiedziała gdzie i po co jest. Rozejrzała się po okolicy przymróżonymi oczami i dopiero słowa Litwina, bodajże, ocknęły ją z niemrawego zachowania i snu na jawie. Zamknęła mocna oczka i przetarła małymi piąstkami.
- Czy ja dobrze pamietam? To Litewski książe? On wznieca bunt?! powiedziała sama do siebie wyciągając szyję lekko do przodu i znów mruząc oczy by wyostrzyć wzrok i lepiej przyjrzeć się temu co on robi.
-Czy ja dobrze widzę czy to sen? szepnęła patrząc na ziemię...uszczypnęła się w łydkę.
- Auć! O nie! To nie sen! - ocknęła się całkowicie. Co ten idio...niemądry człowiek robi! Natychmiast wstała z ławki i podciągając sukienke podbiegła do mężczyzny
- Jeremił co ty robisz?! opanuj się! Trochę więcej elokwencji! - próbowała mu to jakoś wmówic delikatnie. Cały czas szła obok niego patrząc mu w twarz, Mówiła dalej.
- Jeremił Leonaro napewno by tego nie chciał! On..on...był takim delikatnym człowiekiem! Gdyby zobaczył to wszytko to pewnie... - i tu niezdarna Caroline podknęla się w trakcie swojego przemówienia i upadła. *Ty niezdaro!* pomyślała.

Kutak 12-05-2006 21:08

[user=2530, 2226] Inkwizytor tylko uśmiechnął się dość chłodno, poczym dodał:
- Jak wolicie, jaśnie panie, jak wolicie...- zamyślił się na chwilke niemłody już mężczyzna, poczym skomentował- Nazwiemy to więc przyjacielskimi przysługami[/user]
- Na Boga, nie znacie okoliczności znalezienia zwłok wielkiego Leonardo!? - zawołał wręcz zdziwiony starszy inkwizytor do Vincenza- Tożto sam Franciszek I nawiedził jego progi, rzec można, iż Leonardo umarł na jego rękach! A dokładniej, to król usunął się z obrzydzeniem i natychmiastowo wyjechał, gdy da Vinci zaczął krwawić- lecz był on przy tym, w jego sypialni! Więc uduszenie nie jest możliwe, a co do trucizn, to Leonardo od dłuższego czasu nie czuł się za dobrze- a nie znamy trucizny, która działałaby tak długo... Pozatym, zacny panie, truciciel jest raczej niemożliwy- jedyna osoba, która była przy nim to jego zaufany sługa, a tacy ludzie nie zdradzają po latach.
Inkwizytor czuł się coraz pewniej- był tutaj ze swoimi, a Medyceusz nie był tak groźny, jak się zdawało. Na jego twarzy pojawiał się już uśmiech i odrobina pewności siebie...
- Panie dobrodzieju, ni da się...- powiedział ojciec Gabriel, wyglądający na wioskowego przygłupa, którego ojciec nauczył jedynie dobrze pisać- Żyłądek to i z pół dnia zejdzie, a nic nie znajdziem... Ni da się panie, ni da


Jeremił czuł się naprawdę dobrze- w końcu ilu prawdziwych Sarmatów czuje się dobrze wśród przepychu i fałszywych manier? Przecież byli oni stworzeni do walki o swoje prawa, o prawdę, o słuszności i wolę Boską!
Gdy przemawiał wiele kapeluszy poleciało ku górze, blisko ćwierć placu z naprawdę nieciekawymi minami poszła za swoim słowiańskim wodzem ku wrotom katedry. I wtedy wybiegł zrozpaczony ksiądz, czy tam kardynał- używali ciągle dwóch, zamiennych tytułów.
- W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego... Ludzie!- zawył zrozpaczony ksiądz, padając na kolana- Błagam was! Nie niszczcie pogrzebu Leonarda, na Boga, za godzinę zaczniemy! Błagam was... Błagam Ciebie panie...
Zapłakany, stary mężczyzna nigdy nie wyglądał za dobrze. Szczególnie zapłakany, stary mężczyzna będący księdzem, błagającym wiernych o spokój...

Nami 12-05-2006 21:27

Caroline

W życiu dziewczyny nastała dziwna przemiana...przewróciła się i leżąc tak na ziemi podpierając się rękami i ze spuszczoną w dół głową pierwszy raz nie płakała. tyle nieszczęść i zrządzeń losu, a ona nic. po prostu...twarda zniej kobieta. Chodziaż napewno to tylko taka chwilowa zaduma albo po prostu nie zdawa sobie sprawy z powagi sytuacji. Tłum szedł dalej, a ona nie mogła go powstrzymać. Gdy ksiądz wybiegł z katedry próbując powstrzymać tłum podniosła natychmiastowo głowę i jej wzrok zaczepił się wyłącznie na tym człowieku. O Jezusie jak on cierpiał! W Caroline coś drgnęło. Szybko podniosła się i wyprzedziła tłum, podciągając suknie jak najszybciek wbiegła po schodach. Stanęła na przeciwko tłumu i ze zgrozą w oczach i powagą na twarzy krzyknęła.
- Staaaaaaaaaaać!!! -krzyknęła wyciągając ręce przed siebie.
- Zwariowaliście?! Co wy sobie myslicie?! Nie palą tu ludzi na stosie, nikogo nie torturują ani nawet nie mordują czy tez nie przetrzymują! Ludzie zróbcie coś ze sobą! Pomyślcie! Czy nasz najdroższy przyjaciel, wspaniały artysta, wybitny i wykształcony człowiek, który zawsze niusł pomoc i ukojenie dla duszy chciałby czegoś takiego?! Czy był by dumny i usatysfakcjonowany widząc jak tłum wściekłych ludzi idzie w stronę jego spoczynku z okrzykami godnymi bydła?! Zastanówcie się! Spójrzcie na tego człowieka - podchodząc do księca ciągnęła dalej - myślicie, żemu jest lekko? W pewnym sensie sprzeciwił się swoim zasodom dla dobra kościoła i Leonarda...zamiast załamywać go i innych ludzi zachowując się jak stado pędzące ku zagładzie wesprzyjcie tych, którym pomoc jest potrzebna i pomyslcie czy sami cieszylibyście się gdyby taki incydent zaistniał na waszym pogrzebie?! Więc prosze o spokój i cierpliwośc...nie tylko was dotknął ból związany ze śmiercią artysty...nie bądźcie egoistami. Dziekuje. Proszę...rozejdzcie się. - po swoim przemówieniu przymróżyła oczy ze zgrozą i spojrzała na Jeremiła. Odwróciła szybko głowę jakby sięobraziła i ukucnęła przy księdzu. Położyła mu rękę na ramieniu
- Prosze sięnie martwić...Bóg jest po naszej stronie... uśmiechnęła się życzliwie.

Lhianann 12-05-2006 22:09

Angelique

Spokojnie doszła do pierwszej ławeczki w cieniu drzew, gdzie czekał na nią Jakub.
Usiadła z zamiarem spokojnego poczekania do chwili rozpoczęcia się uroczystości pogrzebowych.
Nagły tumult i gwar pod katedrą wywołały na jej twarzy najpierw zdziwienie, potem zaniepokojenie a na końcu niesmak. Zwłaszcza ostatnia scena w wykonaniu kobiety w czerni.
Czyżby jacyś komedianci chcieli w ten sposób ściągnąc na siebie uwagę?
Po chwili jendak zdała sobie sprawe z tego, że ta dziwna para naprawdę za chwile wywoła coś arcynieprzyjemnego.
No cóż, a mówi się, że tomieszkańcy miast są eleganccy i wysublimowani...
Ojcze, niech ci będą dzieki za życie poza miastem....

LMGray 25-06-2006 10:58

Jeremił stanął naprzeciw księdza, całkowicie ignorujac wołającą dziewczynę. Przez mysl przemkneło mu tylko, jak szybko ludzie mogą zmieniać nastroje. Skinął delikatnie na rozsierdzonych ludzi, po czym spokojnym tonem przemówił do klechy:
- Czcigodny ojcze, przepraszamy Ciebie i Boga naszego za bałagan jaki robimy, jednak sam przyznaj, jak my, zwykli grzesznicy, martwimy sie o ciało mistrza naszego. Dlatego też nie dziw się, iż wzburzenie zagościło w sercach naszch, gdyż jest napisane: "Pochowasz go jak nakazuje prawo, z czcią i nabożeństwem", toteż strach zagościł w oczach naszych gdy spostrzegliśmy zbrodnię jaka mogła odegrać sie na naszych oczach. Dlatego też dopuścić do zbeszczeszczenia świętych zwłok nie możmy. Jednakże biorąc na poważanie słowa twe i spokój niebieski zmarłego zadowolimy sie delegacją, która dopilnuje aby nic złego nie miało miejsca.
Książe usmiechnął sie nieznacznie, poprawił szablę i zerknał na tłum ludzi stojacch za nim. W niedbałej pozycji czekał na odpowiedź.

Arango 25-06-2006 11:28

Gnał na złamanie karku, ale koń pomału zaczynał chrapać, a płaty białej piany znaczyły przebytą drogę. Na szczęście widział już wieże katedry w której złożono zwłoki jego przyjaciela. Zmusił konia do ostatniego wysiłku, jednocześnie kikut lewej ręki zaczął pulsować ostrym bólem. Pietnaście lat wojaczki nauczyło go odporności zacisnął więc zęby i galopem wjechał na plac przed kościołem.
Zaskoczył go zgoła nieprzystajacy powadze chwili rejwach i zamęt. Zeskoczył z konia i nie troszcząc się o karego ogiera rzucił na łęk wodze. Ten chwiał się na szeroko rozstawionych nogach i zdawało się, że zaraz padnie. Nie oglądając się na niego zaczął przebijać sie przez tłum w stronę drzwi kościoła. Torował sobie drogę jak okręt przebijajacy sie przez fale. Leciały za nim gniewne okrzyki popchniętych i nawet podniosło się parę pięści co bardziej krewkich żałobników. Hamował ich jednak oficerski strój świeżo przybyłego.
Tłum zaczął napierać na drzwi lecz powstrzymała go jakaś młoda dziewczyna , obok stal mężczyzna w dziwnym stroju. Odważna dzierlatka- pomyślał, tłum po jej interwencji odruchowo cofnął się , dzięki czemu wydostał się z niego i dotarł pod drzwi.

Tom Atos 26-06-2006 09:30

Vincenzo :

Florentyńczyk zaczynał mieć powoli dość tej całej sytuacji. Inkwizytor zaczynał być impertynencki, a Gabriel udawał przygłupa. Medici był cierpliwy i miły, ale potrafił też być władczy. Zwłaszcza w chwili gdy go lekceważono, a uprzejmość mylono ze słabością. Spiorunował wzrokiem inkwizytora i wycedził wolno i wyraźnie :
- Zapewniam, że znam oficjalną wersję śmierci Leonarda. – zaakcentował słowo „oficjalną” – Skoro jednak inkwizycja pofatygowała się zbadać ciało, to zakładam iż macie wątpliwości co do tej wersji. Teraz zadam pytania i mam uzyskać na nie odpowiedź. Jeśli ich nie otrzymam, wyjaśnienia złożycie przed Ojcem Świętym. I zapewniam że będziecie się musieli gęsto tłumaczyć. Zatem Mości Inkwizytorze dlaczego chcieliście zbadać ciało Leonarda ? Skąd powzięliście podejrzenie, iż zgon nie jest naturalny ? Prawdę proszę.
Odwrócił się w stronę medyka :
- A ty bracie Armelu jaką podejrzewasz przyczynę śmierci da Vinci. Tylko Mi się nie zasłaniaj niewiedzą, bo mnie naprawdę zirytujesz. Jeśli nie masz pewności mów o swoich podejrzeniach, bo na mękę Naszego Pana nie zginął przecież od zadrapań. Skoro robimy oględziny ciała, to chcę usłyszeć wnioski.
Vincenzo założył ręce na piersi dumnie podnosząc głowę i ciskając wzrokiem pioruny.
- Mówcie !
W myślach zaś dodał inne pytanie. „Ciekawe po co im był potrzebny medyk, skoro sekcję przeprowadza ten stary inkwizytor. Coś mi tu kręcą”.

Kutak 26-06-2006 19:09

-Panie najjaśniejszy...- mruknął brat Gabriel- Za Pana Boga ni da się powiedzieć, a nasze przypuszczynia są głębokie i siarką śmierdzące jak samo piekieło!
-Gabriel się nie myli, jaśnie Medyceuszu...- wysapał zmęczony już całym zabiegiem najstarszy z inkwizytorów- Mamy wrażenie, iż jaśnie Leonardo sam sobie szkodził, iż sam chciał coś ze sobą zrobić... Czy to magiczny eksperyment? W końcu w naszych archiwach znajduje się kilka podejrzeń, czy raczej domysłów, które obciążały duszę da Vinci...- mówił, pocąc się coraz bardziej- Ale to temat, o którym mówić nie wypada, bo jeno to domysły, a i oskarżenie wielkiej wagi...
Ciało było już szyte- wprawna ręka brata Armela działała naprawdę szybko, lecz był on bardziej rzemieślnikiem- w ruchach jego nie widać było tej lekarskiej finezji, zaś jego oko nie oceniało każdego fragmentu ciała.
- Moje wnioski, wielce jasny i wspaniały panie, to iż da Vinci zmarł na chorobę jakąś dziwną, egzotyczną. Ostatnio przez jego dom przewinęło się wielu różnych podróżników, jeden z nich mieszka nawet w naszym mieście, toteż pewnie któryś z nich coś przywlókł... Za dwa dni odwiedzamy naszego podróżnika, wtedy wszystko się wyjaśni... Tak ja to widzę, wielki Medyceuszu...- powiedział już o wiele bardziej życzliwym tonem brat Armel.- No proszę- minęło zaledwie minut 40, może i 50, a już po zabiegu... Jaśnie panie, może zdecydujecie się obwieścić nowinę proboszczowi?


Ludzie mawiają, iż swój swojego zawsze zrozumie. I tym razem to porzekadło się sprawdziło- gdy Caroline była targana uczuciami, owszem- część szlachty skrzywiła się znacząco, lecz inni zrozumieli młodą i poetycką duszę owej jeszcze nie całkiem kobiety. Duchowny zaś uśmiechnął się życzliwie i wysapał słowa podziękowania- w prawdzie niezbyt wielkie, ale powoli brakowało mu sił. A kolejne ciosy nadchodziły...
Słysząc słowa Jeremiła, przyklęknął już- nie miał siły znosić dalej tych słów. Zmówił pacierz, drugi, trzeci... Tłum troszkę , wiele osób cofało się. Ten człowiek właśnie upadł pierwszy raz ze swoim krzyżem, krzyżem odpowiedzialności za całą świątynie. Tak, tak- to on był w najgorszej sytuacji. Inkwizycja, ludzie, arbitraż członka papieskiego rodu...
Na widok oficera jego oczy jeszcze bardziej okryły sie mgłą. Podparł się jedną ręką, by nie upaść na zimny kamień. Bał się, napewno...
- Więc może jaśnie pan wraz z panienką i panem oficerem udadzą się do inkwizycji? Bo ten krzyż łamie me ramiona... Błagam...- ksiądz płakał już jak dziecko. Był tak radosny, iż zaczyna się największa celebracja śmierci jaką widział i smutny zarazem, iż jego znajomy odszedł. Ale cóż ma robić teraz, gdy jak Jezus pod sądem Żydów błagał o zbawienie? Okropnie...


-Angelique, nie możemy tutaj tak siedzieć... Tam dzieje się za dużo, dużo rzeczy, a nas tam jeszcze nie ma... - mruknął Jakub. Był już okropnie znudzony, wściekły na ludzi i całą tą sytuacją. Zresztą czy Angelique też czuła się dobrze? Wątpliwa rzecz...

LMGray 26-06-2006 21:24

Jeremił skrzywił sie znacząco, po czym pierwszy ruszył w stronę wejścia. Spojrzał z politowaniem na księdza i otworzył ciężkie drzwi kościoła. W głebi ducha śmiał się z klechy, który nie potrafi zapanować nawet nad własnym przybytkiem. Zaczynał już tęsknić za przydługimi kazaniami polskich biskupów i rezolutnym zachowaniem ich podwładnych. Tak, niech ta cała bajka się już skończy i pojedzie na zasłużony odpoczynek. A tych miękkich włochów, francuzów i czort wie kogo jeszcze zostawi daleko za sobą.
Zamyślony nie zdążył powiedzieć niczego więcej do pozostałych żałobników, tylko w delikatnym skłonie wszedł do wnętrza światyni.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:19.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172