- Zabezpieczony towar to idziemy - rzucił kapitan i odwrócił się - Nie ma czasu do stracenia. Moi ludzie osłaniają kilku cywilów. - Hey, cap. gdzie twoja tarcza? - spytał Spidey. - Nie moglem przecież zostawić bezbronnych bez osłony. gdyby nie to, że tylko ja bylem w stanie się przedrzeć to byłbym teraz tam na miejscu. Chodźcie. Ruszył biegiem, pozostało tylko dotrzymać mu towarzystwa. - To ten magazyn - powiedział kapitan - Przy wejściach z tyłu i przodu jest po około dziesięciu ludzi. Nasi są mniej więcej w centrum, ukryci za skrzyniami. Plan jest taki, ja odwracam ich uwagę od frontu, ty Wade zaskoczysz ich od tyłu. Pozostali wejdą przez dach, są tam świetliki. Od strony magazynu nie było słychać strzałów. - Mam nadzieje, że nie przybyliśmy za późno. Ruszajmy, za minutę zacznę hałasować z przodu. Potem wchodzicie wy. |
Eddie skinął głową słysząc plan Kapitana - Toxin tym razem podejdźmy po cichu tak jak ty zrobiłeś na stacji - Zaproponował po czym skorzystał z kolejnej umiejętności kostiumu i przybrał barwę otoczenia. Nauczony przykrym doświadczeniem spróbuje wkroczyć do walki po cichu zakamufluje się i podejdzie do zbroi z zaskoczenia, aby wpuścić tam nieco symbiotycznej substancji po cichu a następnie rozsadzić zawory hydrauliczne w stawach maszyny, aby dopiero na koniec wyłuskać kierującego. Taka taktyka powinna pomóc mu oszczędzić nieco symbiotycznej materii której sporo zużył w ostatnich walkach. |
- Hey, cap. gdzie twoja tarcza? - spytał Spidey zdziwiony widząc Kapitana bez swojej legendarnej broni. Po usłyszawszy odpowiedzi i dokładnego planu kiwnął tylko głową i rzucił: - Da radę zrobić. Peter skoczył jako pierwszy na ścianę i zwinnie szybko zaczął się wspinać na dach gdzie przy pomocy pajęczyny miał zamiar po cicho spuścić się na niej na doł. W ten sposób zaszedłby przeciwników od tyłu. |
Toxin, trzymając pod pachą parę wziątek z ostatniego przesłuchania, w milczeniu skierował się na dach. Pod osłoną symbiotycznego kamuflażu Patrick zbliżył się do świetlika i obejrzał wnętrze budynku. |
Toxin czekał na kapitana, ale cisza przedłużała się. Coś było nie tak. Kapitan był zawodowcem i jeśli ktoś załatwił go po cichu był naprawdę niezły. Brock i Spidey po cichu weszli przez dach. Pajęczy instynkt milczał. W półmroku magazynu nie było widać nikogo. |
- Mówiłem że to PODSTĘP Hydrowców! To był jakiś aktor! Nie ma tarczy nie ma Kapitana ani żadnej zbroi! Szybo z powrotem do kamienia pewnie już z nim uciekają!- Warknął wściekle po czym ruszył z powrotem do miejsca gdzie zostawili pakunek. |
~ Czy nie wydaje się wam dziwne, że Cap ot tak pozwolił nam zaatakować przeciwników? ~ Daj spokój, niby czemu mielibyśmy się tym przejmować? ~ ~ W sumie. Jakby się nad tym zastanowić? ~ ~Z twojego zastanawiania się, nigdy nie wychodzi nic dobrego~ ~ Ta, bo Twoje rozkminki są lepsze ~ Deadpool stał na środku chodnika niczym mim prowadzący wewnętrzny monolog. - A może to jednak jest pułapka? - zastanawiał się. - Hej chłopaki, jak myslicie, czy Kapitan Ameryka pozwoliłby mi tak atakować bez ostrzeżenia z tyłu? Nie czytałem komiksów, więc nie wiem jak powinienem się zachować? - nadał przez komunikator do reszty. ~ Nie wiesz jak się zachować? Nie żartuj, Kapitan dał nam wolną rękę, idziemy! ~ ~ Tak myślicie? ~ ~ Tego się obawiam ~ ~Szybko, zanim zrozumiemy, że to bez sensu~ ~ Ale co? ... ~ Deadpool jednak nie odpowiedział. Mignął tylko na umówioną pozycję i bez ostrzeżenia puścił serię z karabinów maszynowych. - Ta jest frajerzy! - krzyknął, jednak nim zdołał zobaczyć co się dzieje, trafił w paletę gaśnic samochodowych, które wystrzeliły z hukiem i pokryły całą okolicę białą chmurą. Wade kaszląc cofnął się za róg. ~ Trafiliśmy! ~ ucieszył się głos w głowie ~ Tak idioto, trafiliśmy w paletę gaśnic, teraz cała ulica wygląda jak jak ze świątecznej reklamy Coca-Coli ~ ~ Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta... ~ zanucił głos ~ Hej, możemy ulepić bałwana? ~ ~ Niezły pomysł, ale może innym razem. ~ urwał wewnętrzne rozterki Wade. - Hej, MG! Trafiłem coś? - |
Symbiont Patricka był w stanie odnaleźć każdego, pod warunkiem, że miał od czego zacząć. ~ Przypomnij sobie zapach Kapitana Ameryki, którego spotkaliśmy chwilę temu tutaj - gliniarz skontaktował się ze swoim symbiontem, kiedy stał dokładnie w miejscu, gdzie rozmawiali z pierwszym członkiem Avengers ~ Prowadź mnie jego śladem, |
Gdy Brock dotarł na miejsce ukrycia meteoru zobaczył tylko parę strzępów sieci. ktoś z wielką siło oderwał przyklejony pakunek. Nagle zobaczył coś na ziemi, przyjrzał się u rozpoznał pajęczą pluskwę, którą ktoś potraktował obcasem. Toxin tymczasem tropił "Kapitana" ślad prowadził do miejsca gdzie ukryli meteor. Rozglądający się tam AntyVenom był jasnym znakiem, że coś stało się z meteorem. Deadpool tymczasem z terroryzował towar w magazynie. Żaden mu nie fiknął po tym co stało się z gaśnicami. Szybkie przeszukanie do spółki z pająkiem i ślepcem było bezowocne. Nie znaleźli nawet śladów bytności kogokolwiek. |
- Miałeś rację - Toxin przyznał słuszność z Brockowi - dałem się zrobić jak idiota. Idę śladem tego przebierańca, jeśli nie masz lepszych pomysłów. Toxin nadał komunikat do reszty zespołu przekazując im hiobowe informacje od Anti-Venoma. Nie dość, że stracili tyle czasu, to jeszcze dali sobie odebrać kawałek meteoru. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:44. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0