lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Marvel] Defenders: Next Wave (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/17538-marvel-defenders-next-wave.html)

Tabasa 15-10-2017 10:09

Zawsze po wspólnych naradach odnosiła dziwne wrażenie, że niemal każdy z drużyny chciał, by to jego plan był tym, którego będą się trzymać na akcji, jednocześnie nikt nie chciał podjąć się dowodzenia zespołem. Vesta się do tego nie nadawała, więc też nie próbowała na siłę forsować swoich przekonań. Podobało jej się mimo wszystko podejście IP - dziewczyna miała na wszystko wywalone, choć Shudder nie była w stanie stwierdzić, na ile to była prawda, a na ile kreacja. W końcu w dzisiejszych czasach cały świat uprawiał aktorstwo, czyż nie?

Do momentu wyjścia na akcję nie za bardzo wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Niecierpliwiła się, chodząc z kąta w kąt - zawsze tak miała, gdy czekała na coś, co ma się dopiero wydarzyć, a gdy chodziło o pójście z chłopakami na akcję, to już w ogóle. Ostatecznie zrobiła sobie kubek gorącej kawy, ze "specjalnej-szafki-z-łakociami" w kuchni zgarnęła tabliczkę czekolady i poszła do swojej sypialni, by spędzić trochę czasu z najnowszą książką Jo Nesbø "Pragnienie".


Uwielbiała serię z Harry'm Hole i w ogóle połykała kryminały swoich ulubionych autorów jak szalona. O ile oczywiście miała na to czas. Zajadając czekoladę nawet nie zastanawiała się, czy pójdzie jej w boczki, bo dawno temu dowiedziała się od profesora Xaviera, że jako mutant ma zupełnie inny metabolizm, niż zwykły człowiek, dlatego nie przejmowała się swoją wagą i opychała słodyczami, gdy tylko miała okazję. I wciąż była szczupła i zgrabna, więc Xavier nie mógł się mylić.

Zdążyła przeczytać kilka rozdziałów, gdy na jacht wrócili Blink i Bane. To, co usłyszała od Ariego nieco ją zaniepokoiło. Bo jeśli Serpent Skulls mieli w swoich szeregach aż tak zdolnego hakera (o ile to był haker), to przewaga technologiczno-wirtualna Defenders mogła nie być aż taką przewagą, choć oczywiście wierzyła w zdolności IP i Blinka.
- Przykro mi z powodu twojego laptopa, Ari - powiedziała, kładąc koledze dłoń na ramieniu. - Jeśli nie uda się go naprawić, daj znać. Posiedzimy razem i poszukamy ci na Amazonie jakiegoś wypasionego sprzętu. Oczywiście ceną się nie przejmuj. - Uśmiechnęła się do niego szeroko, podekscytowana tym pomysłem, bo Vesta uwielbiała robić zakupy. Chyba była już pod tym względem delikatną shopoholiczką.

Poczekała na pozostałych, przygotowując się odpowiednio. Nie miała kostiumu jako takiego, ot, przerobiła stary kombinezon X-Men na swoje potrzeby, a czerń idealnie kontrastowała z bielą jej skóry, gdy zamieniała się w Shudder. W końcu wpakowali się do wielkiego samochodu i pojechali w ustalone miejsce.


Vesta nie cierpiała czekać, uważała to za marnowanie czasu, jednak czasami nie dawało się inaczej. Obserwowali te magazyny i obserwowali i nic się nie działo. Ostatecznie zgłosiła się nawet na ochotnika, by przynieść coś do jedzenia z lokalnego fast-food'u, więc polecieli tam z Pun-ditem. Nawet nie zdążyła dokończyć frytek, gdy na horyzoncie pojawiło się dwóch paskudnych typków, którzy ewidentnie chcieli dostać się do środka jednego z magazynów. Ten większy mówił coś o ratowaniu kolegi... czyżby tamten też padł ofiarą Vipera? W sumie wyglądał dość strasznie i obleśnie. Potem pojawili się ochroniarze i blondynka aż się skrzywiła, a frytki cofnęły jej się do gardła, gdy ten trupkowaty rozpuścił jednemu z nich twarz.

IP dość szybko przedstawiła im personalia i zdolności obu mężczyzn, podczas gdy Shudder nie zamierzała stać bezczynnie i przyglądać się, jak tamci masakrują kolejnych ochroniarzy. Może i pracowali dla Serpent Skulls, czy jakiegoś tam Life Foundation, ale mogli mieć przecież rodziny. Kogoś, do kogo wracali po pracy.
- Ruszmy się, trzeba ich powstrzymać! - krzyknęła Vesta i w chwilę aktywowała swoje zdolności. Skóra młodej kobiety w ułamku sekundy pokryła się szronem, bił od niej przeraźliwy chłód. Po uroczej, wydawałoby się niegroźnej, uśmiechniętej blondynce nie było już śladu.


- Biorę na siebie tego zombiaka, osłaniajcie mnie - rzuciła do pozostałych, wbijając się w powietrze. Uwielbiała tę część swojej mocy - latanie bez ograniczeń było czymś pięknym, czuła się wtedy wolna, niczym ptak.

Podleciała w stronę obleśnego typa i zawisła nieopodal w powietrzu, wyrzucając przed siebie obie ręce. Zamierzała uwolnić wiązkę lodu, która przymrozi Styxa do powierzchni, nie pozwalając mu się poruszyć i skrzywdzić jeszcze kogoś. Oprócz tego chciała mieć oko na Stone'a i towarzyszy z drużyny. Gdyby któreś z nich potrzebowało jej pomocy, ruszy bez wahania.


Mike 15-10-2017 21:45

Mary Jane?

Klocki wskoczyły na miejsce, cudze wspomnienia. Symbionty zabierały część wspomnień swoich rodziców. Potrząsnął głową, przesyłając Trixi mem z symbiontem stającym na baczność. By przywołać ją do porządku, nie czas na wspominki. W odpowiedzi dostał obrazek z kreskówkowym wyobrażaniem zdziwienia.
- On1 - powiedział dwugłosem, jak zwykle, gdy był w kostiumie - zajmij się tym chudym. Spróbujcie ocalić tych patałachów, a ja wykorzystam okazję by wejść do środka. Lepsza dywersja się nam nie trafi.
Przez czarno fioletowy kostium przebiegły fale przezroczystości. Po chwili tylko załamanie światła na konturach zdradzało uważnemu obserwatorowi gdzie stoi Bane.
Skok na dach i ostrożne wejście nie powinny nastręczyć mu trudności, gdy strażnicy są zajęci.

Alaron Elessedil 16-10-2017 16:11

Trzasnęła klapa zamykanej matrycy. Kliknęła wysuwana bateria niedbale rzucona zaledwie chwile później na narożnik, na którym Ari siedział jeszcze przed sekundą, a obecnie wydobywał z szuflady kuchennej srebrną rolkę. Ponownie był przy narożniku, zaś powierzchnia sprzętu pokryła się szczelną warstwą folii. Błyszczący pakunek w kolejnym momencie spoczął za lodówką.

Chłopak zastanowił się podrzucając w dłoni baterię. Poszukiwania planów dolnych pomieszczeń spełzły na niczym, ale już odnalezienie planów kanalizacji nie dostarczyło żadnych problemów.
Jeden minus, jeden plus.

Wtrącenie się informatycznego oponenta? Plusominus.
Producenci narkotyku wynajęli profesjonalistę szybko potrafiącego włamać się na dobrze chronione serwery. Ariego Erikssona znał tylko dostawca internetu, służba zdrowia oraz organy administracji publicznej i rządowej. Absolutne minimum pozwalające na zachowanie możliwie dużej anonimowości przy jednoczesnym pozostawaniu w zgodzie z prawem. Nawet stypendia pobierał w formie gotówkowej i tak właśnie dokonywał płatności tuż po ich otrzymaniu. Przez co w rzeczywistości wystarczało głównie na jedzenie.

Czy wiedział zatem, że Eriksson jest Blinkiem?
Całkowicie wykluczone. Chyba, że prócz specem od cyfrowych zabezpieczeń jest również potężnym telepatą zdolnym czytać myślach. Małe prawdopodobieństwo. Ari mniej uważał przy zabezpieczeniach podczas kontaktów seksualnych niż w kwestii ukrywania drugiej tożsamości. W zasadzie nie było takiej rzeczy, przy której byłby równie skrupulatny. Nie rozpoczynał biegu w zasięgu kamer miejskich, oczu świadków, a nawet miejscach, gdzie istniało prawdopodobieństwo natknięcia się na jakąkolwiek, nawet przypadkową kamerę przeciętnego człowieka. Wchodził tam, gdzie jego dłuższa obecność nie budziła wątpliwości, zaś po pewnym czasie stamtąd wychodził. Monitoring miejski oraz wszelkie kamery były ślepymi uliczkami. Spalone systemy podtrzymywania w urządzeniach elektronicznych gwarantowały całkowite odizolowanie od prądu laptopa czy smartphone'a, gdyby nawet był obserwowany przez tego hakera, tamten nie zobaczyłby zupełnie nic poza zniknięciem i pojawieniem się po sporej jednostce czasu w innym miejscu. Zaprzągł do pracy cały swój potencjał intelektualny, aby się ukryć i nikt nie wiedział, że Ari to Blink. Nikt, nawet jego siostra.

Same dane na sprzętach elektronicznych również były bezużyteczne w tej materii. Do czego mógł dotrzeć przeciwnik? Do tego, że Eriksson był całkiem sprawny i bystry, szwenda się po dosłownie całym internecie. Ale co przegląda? Nie do końca wiadomo. Nie pozostawianie śladów to przedszkole hakerstwa, poznawanie alfabetu. A nawet gdyby jakimś cudem dowiedział się kiedy i co oglądał, trafiłby głównie na chaos informacyjny z brakiem powiązań z Blinkiem czy Defendersami. Rzadko wyszukiwał informacje przed akcjami, bo i cele nie były zwykle poważne.

Czego z kolei Ari mógł dowiedzieć się o przeciwniku? Oprócz stopnia zaawansowania.
Posiadał sporą pewność siebie odnośnie poruszania się w cyfrowym świecie i najprawdopodobniej uważał Erikssona za bystrego, sprytnego hakera. Nic więcej. Zakwalifikował chłopaka do teczki: "ciekawski, niegroźny". W przeciwnym wypadku powiadomiłby kumpli, których chronił zamiast wysyłać komunikat. I odsłaniać się.

Ari Eriksson uśmiechnął się do siebie.
IP będzie miała robotę. Znalazł punkt zaczepienia.

Odłożył baterię i rzucił się na łóżko z kolejną porcją przysmaku.




Odchrząknął cicho, spoglądając na blondynkę.
- Głupio prosić, ale rzeczywiście pozbawiło mnie to narzędzia pracy... Jeśli mógłbym to... no... istotnie. Nic wielkiego. Zwyczajne wystarczy. No i... mogę oddać, choć nie od razu... Hmmm... Moglibyśmy może... jutro?

Zakłopotany Blink nie był częstym widokiem. Szczególnie, iż kombinezon zwykle całkiem skutecznie zasłaniał nie tylko ciało, ale także emocje pojawiające się pod nim. Tym razem nie dał rady.
Sprinter był zażenowany. Co innego prosić o elementy do wykorzystania dla całego zespołu, a co innego dla siebie, do celów całkowicie niezwiązanych z działalnością grupy.
Gdyby nie strój zimnolubna Shudder najprawdopodobniej poczułaby jak płonie ze wstydu, bo ponad to wszystko trochę gonił go czas. Musiał zapytać o dość szybkie kupno. Sprawy i projekty uczelniane, jak zwykle, do załatwienia na wczoraj. Owszem, mógłby skorzystać ze smartphone'a, ale dziubanie na nim było dość czasochłonne. Nawet dla niego.

Na szczęście Bane'owi poszło znacznie lepiej. Zwiad przyniósł wiedzę o rozmieszczeniu kamer i nikt nie dostrzegł jego obecności.
Wkrótce przybyli pozostali. Nie pozostało nic innego jak poczekać na nadejście zmierzchu.




Ustawili się na dachu ulicę od pozostawionego samochodu. Blink jechał z pozostałymi wyłącznie przez grzeczność, gdyż osiągi auta były mizerne w porównaniu z jego możliwościami. Ale jak drużyna, to drużyna. Drużyna A.
Uśmiechnął się do własnych myśli.

Pun-dit i Shudder wyskoczyli po narzędzia tortur dla sprintera. Jedzenie, którego nie mógł tknąć. Solennie postanowił, że kolejny strój przemyśli znacznie lepiej. Będzie mógł jeść i pić ile tylko zapragnie. I będzie z tego korzystał tyle, iż dalsze jedzenie grozić będzie eksplozją na skalę zrzucenia bomby wodorowej. Przeżre cały stan Nowy Jork.

Kiedy tylko do nozdrzy Blinka dotarł cudowny aromat, zaczęło się coś dziać. Spojrzał tęsknie na porzucone frytki, po czym zmusił się do skupienia uwagi na wydarzeniach.

Stone i Styx, jak poinformowała ich IP. Siła, wytrzymałość, inteligencja oraz dezintegracja tkanek organicznych przy dotyku.
Blink pomyślał, że dobrze, iż tworzywa sztuczne przykrywają każdy centymetr jego ciała.

Tymczasem Stone i Styx poradzili sobie z pierwszymi ochroniarzami. Ci najprawdopodobniej nigdy już się nie podniosą, zaś widząc co z nich zostało, może to i lepiej. Nadbiegali następni nieszczęśnicy.

Zdawało się, iż pod wpływem śmierci ludzi wypowiedź upiornego duetu zaginęła, została wyparta. Częściowo słusznie, jednakże mogła to być niezwykle istotna informacja. Niewykluczone, iż Styx zatruł się Viperem. Niewykluczone, iż narkotyk działa inaczej na obdarzonych mocami niż na zwykłych ludzi. Możliwe, że dla tych pierwszych śmierć jest powolna. To oznaczało szereg rozmaitych implikacji jak to, iż mogli dążyć do tego samego celu. Mogli zatem walczyć z własnymi sojusznikami.

Blink szybko położył jedną rękę na ramieniu 0-n1, zaś drugą na ramieniu Bane'a.
- Stone ratuje Styxa. Nasi sojusznicy? - rzucił do robotycznego towarzysza, zdjął dłoń i klepnął go w ramię dając znać, że to wszystkie spostrzeżenia, jakie miał. Liczył na to, iż mistrz ninjitsu jako pokojowo nastawiona osoba wykorzysta tę szansę.

Jednocześnie zwrócił się do Bane'a.
- Jeśli IP nie da rady, to jesteś najlepszym co mamy, by poznać skurwiela - zdjął rękę z ramienia siłacza. Ten natomiast wydawał się podchwycić pomysł lub wpaść na identyczny.

Podczas gdy część już ruszyła do akcji Blink zamierzał poczekać, obserwować, pozostać na nasłuchu z IP. Nie mógł całkowicie odłączyć się od niej pomimo groźby hakera, a może zwłaszcza ze względu na to. Nie odzywał się do dziewczyny, ponieważ nie było nic do zakomunikowania, lecz ta w każdej chwili mogła zgłosić zapotrzebowanie na pomoc. Ktoś musiał być w stanie do niej przybyć. W końcu wyciągnęli ją na akcję i nie mogli zostawić samą sobie.

Najkorzystniej byłoby, gdyby pozostał asem atutowym, ale nie miał zamiaru czekać za wszelką cenę do ostatniej chwili. Jeśli którykolwiek z członków drużyny będzie potrzebował pomocy, zjawi się z... cegłą. Rozpędzoną do jednego macha. Nie ośmieliłby się użyć niczego mniejszego, gdyż zadziałałoby jak supernabój z superpistoletu, a nie miał zamiaru zabijać.

Avdima 17-10-2017 08:36

Współczesny świat wydawał się straszny. Brak prywatności, każdy mógł z niemal dowolnego miejsca na ziemi obejrzeć Twój dom. Służby wywiadowcze musiały mieć zupełnie inne metody, pewnie godzinami siedzieli w cyberprzestrzeni, żrąc pączki i popijając kawą. Jedno spojrzenie na IP wystarczyło, żeby utrzymać to wyobrażenie.




Może inni nie byli robotami i nie mieli całego czasu we wszechświecie do siedzenia i cierpliwego wypatrywania, ale mogliby wykazać chociaż odrobinę powagi. Walczyli z organizacją, która zabijała swoim towarem ludzi, na fast food przyszłaby pora później.
Dlatego też 0-n1 tkwił niemal bez ruchu przez cały czas, aż do momentu pojawienia się dwójki złoczyńców.

Atak nieproszonego duo mógł posłużyć im za odwrócenie uwagi. Niestety, zaczęli zabijać. Posłuchał uwag IP, ale zanim był w stanie ułożyć odpowiedni plan, Shudder już rzucała się do walki. Nie musieli działać w pośpiechu, nie oni byli atakowani, ale skoro właścicielka Ulissesa zaryzykowała ich szansę powodzenia misji, nie pozostało wiele więcej, jak pomóc jej.

0-n1 wskazał na Pun-dita i krótkim gestem zasygnalizował, by zajął się Stonem. Samemu zeskoczył na dół, chcąc jak najszybciej obezwładnić Styxa, rażąc go odpowiednią dawką elektryczności. Jeżeli oczywiście był na nią podatny, jak większość żywych organizmów - w świecie nadludzi było tyle wyjątków i różnych przypadków, że inaczej, niż po prostu próbując, nie dało się tego określić.

Na rozmowy było już za późno. Złoczyńcy bez wahania przekroczyli barierę tolerancji, mordując jednego z ochroniarzy ledwie po tym, jak przybyli na scenę. Nie były to osoby godne współpracy, jak zasugerował Blink, chociaż nie mógł potępiać go za to spostrzeżenie. Czasami wróg Twojego wroga jest sojusznikiem, niekoniecznie zamierzenie.

psionik 17-10-2017 13:47


Dave pozostał na jachcie marnując czas na jakąś prostą grę na telefonie.

Miał wolne, w pracy nie musiał się dziś pojawiać, mógł więc przygotować się do akcji, czyli odprężyć. Ciało chłopaka aż drżało z podniecenia, Dave ledwie trzymał telefon w dłoni. Spojrzał na swoje nogi nie mogąc opanować nagłych ataków dreszczy.
~ Zaczęło się ~ pomyślał. Odłożył telefon i zaczął chodzić po jachcie. Zawsze w takich chwilach, gdy czekał na akcję, która miała zmienić jego życie, nie potrafił opanować swojego ciała. Starał się omijać kajutę Shudder aż wreszcie wziął prysznic, by spłukać z siebie napięcie.


Gdy wyszedł, przebrany w swój strój "bojowy", w salonie już był Blink. Dave wysłuchał rewelacji zastanawiając się jakie są możliwe implikacje zebranych rewelacji.

Będąc w prawie kompletnym stroju, czuł się zdecydowanie pewniej, jakby strój dodawał mu pewności siebie. Pomimo faktu, że cały strój był głównie szary, dobrze dopasowany, czuł bijącą z niego moc. Może to sprytnie wszyte elementy pancerza w kształcie mięśni, może nienaganne zapięcia stalowych, matowych guzików na piersi dość dobrze symulujących dwurzędówkę z szerokimi klapami przechodzącymi z tyłu w kaptur, który chwilowo leżał ułożony na plecach. Rękawy tego stroju również przypominały rękawy marynarki, choć mniej formalne z zakończeniem koszulowym na barkach i tymi samymi stalowymi guzikami przy mankietach.



Szare rękawiczki trzymał w kieszeni równie szarych spodni. Pun-dit nie nosił żadnego emblematu na swoim stroju, z prostej przyczyny - nie udało mu się jeszcze wymyślić nic, co by pasowało do niego. Z niemałą zazdrością patrzył na Blinka i Shudder, którzy nie mieli najmniejszych problemów z "reklamą" swoich mocy. Nawet prosty płatek śniegu, czy kilka rozmazanych kresek mogą idealnie oddać kwintesencje ich mocy.



- Skoro mają dobrego hakera i wiedzą, że ktoś szukał informacji o magazynie akurat przed przyjazdem szychy, to chyba możemy spokojnie założyć, że jesteśmy spaleni, nie? - spytał obawiając się, czy jego spostrzeżenia nie spowodują odwołania akcji. - Szczególnie, jeśli aktywność IP również została choćby w małym stopniu wykryta. - dodał.


Pozostali spojrzeli na niego nie odzywając się ani słowem. Dave czuł gęstniejącą atmosferę, którą jak zwykle rozładowała Vesta swoim czarującym uśmiechem. Dave nie słyszał już dokładnie odpowiedzi. Czuł jak czerwieni się ze wstydu.








Czekanie zdecydowanie nie należało do ulubionych czynności Pun-dita, szczególnie, jeśli nie wiedział co właściwie ma robić. Po raz kolejny poprawiał maskę założoną na twarz narzekając na ciepło i trudności z oddychaniem. Zdecydowanie będzie musiał pomyśleć o innym sposobie zakrywania twarzy. Jego plan zakładał, że nie będzie musiał zasłaniać twarzy, jednak dopóki nie zapewni sobie wystarczającej sławy, a rodzinie ochrony, nie będzie się wysilać. Nie miał też odwagi poprosić Shudder o nowy kostium, więc raz na jakiś czas wzdychał jedynie do siebie.


Dave siedział na gzymsie wpatrując się w ulice. Najpierw liczył samochody, potem zdecydował się liczyć konkretne marki. Ciekawiło go, w jaki sposób przybędzie ta szycha? Czy objedzie magazyn parę razy upewniwszy się, że nie jest śledzony, czy na pewniaka zatrzyma się tuż przed drzwiami...


Z zastanowienia wyrwało go pytanie o jedzenie. Shudder chciała lecieć po coś do jedzenia dla wszystkich, a on jako druga latająca osoba w zespole zaofiarował się, że pomoże. Zawsze to lepsze niż siedzenie na dachu...




Gdy Styx i Stone zaczęli rozrabiać, Dave w pierwszej chwili nie chciał reagować. Nie czuł się zobligowany do pomocy strażnikom i bardziej zastanawiał się, czy nie jest to rodzaj dywersji. Jednak, gdy Shudder ruszyła na pomoc ochroniarzom, Pun-dit chciał zareagować. Zamknąć dłonie Styxa w ochronnych rękawicach mocy, blokując jego możliwości dezintegracyjne, jednak inni mieli podobne pomysły. Zdaje się, że wszyscy uznali go za bardziej niebezpiecznego pozostawiając drugiego prawie bez opieki.

Dopiero 0-n1 wyrwał Dave'a z bezczynności. Młodzik kiwnął głową i wyciągnął ręce w kierunku przeciwnika. Póki co Pun-dit zamierzał operować z daleka pozostając w dobrej pozycji obserwacyjnej. Choć mógł operować w pierwszej linii, o wiele lepiej czuł się jako wsparcie.
- Styx and Stone's may break my bones but words will never hurt me - zanucił dziecięcą piosenkę sięgając mocą w kierunku przeciwników.
Poczuł lekkie drżenie rąk, jakie towarzyszyło mu w chwilach, gdy sięgał po głębokie zasoby swoich mocy, następnie posłał moc w kierunku wprasowując przeciwnika w ziemię. Dave miał nadzieję, że pod naporem mocy Stone położy się grzecznie o przestanie wariować. Nie na co dzień można chodzić z kilkudziesięcioma tonami ciągnącymi do ziemi. Nawet, jeśli posiada się super siłę.
- Blink, rozejrzyj się, czy w okolicy nie ma naszej szychy. W razie czego weź mój aparat - powiedział obserwując pole walki w każdej chwili gotowy do działania.



Grave Witch 17-10-2017 20:29

- Więc go tam po prostu zostawiłaś? - pytanie Tima wdarło się w pogrążony badaniem otoczenia magazynów, umysł IP. Wyślizgnęła się więc z sieci i spojrzała na krzątającego się w kuchni brata. Jako że nie miał już dzisiaj żadnych spraw do załatwienia, miał na sobie tylko podkoszulek i jeansy. Gdyby ją ktoś o to zapytał to ewentualnie odpowiedziałaby że gówno ją obchodzi jak Tim wygląda. Prawda jednak tkwiła gdzie indziej.

Uśmiechnęła się i wywaliła nogi na stół, huśtając się leniwie na tylnych nogach krzesła.
- Przecież nie jest dzieckiem tylko robotem o duszy mającej setki lat czy coś około - poinformowała go po raz już któryś w sumie, ignorując przy tym karcące spojrzenie, które posłał w kierunku jej odzianych w misiowe skarpetki, stóp. Mowa była oczywiście o Oni’m, który aktualnie tkwił w piwnicy i skrupulatnie przycinał swoją roślinkę.



- Może byś je tak zdjęła ze stołu? - zadał pytanie, na które jednak odpowiedzi nie oczekiwał, co wskazywało na dogłębną znajomość sposobów funkcjonowania młodej hacker’ki. - Wiem że dzieckiem nie jest - kontynuował dalej, przemawiając spokojnym, hipnotyzującym głosem zawodowego prawnika. - Dobrze by jednak było gdyby przy okazji tak ryzykownych akcji był on przy tobie stale. W końcu jesteś jego mistrzynią, prawda?
- Od spraw technicznych - zwróciła uwagę bratu, poprawiając ułożenie skrzypiec, którymi się przy okazji rozmowy bawiła. - Poza tym jest przecież w domu, co nie? Zrobiłam co do mnie należało Tim. I tak w tym wszystkim wychodzę na stratną. Do tego ten dupek z LF nie daje mi spokoju. Jego możliwości… - zasępiła się, a kuchnię wypełnił przeciągły, jękliwy dźwięk, który wydały z siebie skrzypce, gdy przeciągnęła smyczkiem po strunach.
- Dorwiesz go, maleńka - zapewnił Tim, unosząc w górę dwa kubki. Z pierwszego wydobywała się nader pobudzająca woń kawy, z drugiego uwodzicielski aromat świeżo zrobionej, gorącej czekolady. - Może przestaniesz robić konkurencję kotom i ruszysz ten swój tyłek na zewnątrz?

Propozycja była nader kusząca. Pogoda tego dnia obdarzyła ich swą łaską, zsyłając w miarę przyjemne promienie które kusiły by wystawić się na ich oddziaływanie. Niewielka przestrzeń za domem została przeobrażona w iście magiczny ogródek, pełen altan, zieleniny i zawieszonych na ścianach lampek. Przed ciekawskimi spojrzeniami chroniły ich wysokie, ustawione z trzech stron, drewniane płoty. Tim osobiście zadbał o to by miejsce to było dla nich enklawą w którą mogli się udać razem by pohuśtać się na szerokiej, ogrodowej huśtawce, lub zafundować sobie grilla na kamiennym palenisku. Tia uwielbiała spędzać w tym miejscu czas. Wystarczyło nałożyć słuchawki na uszy, przymknąć oczy i można się było relaksować.

Najbardziej jednak lubiła spędzać w ogrodzie popołudnia i wieczory razem z bratem. Takich okazji nie było ostatnio wiele, więc nawet biorąc pod uwagę zbliżające się starcie, do którego wedle opinii IP dojść musiało bo gdzieżby inaczej, nie miała zamiaru rezygnować z zaproszenia. Nie znaczyło to jednak, że pobiegnie za Tim’em w podskokach niczym młody źrebak. Gdzie tam… Okazując ogromną i niczym nie uzasadnioną łaskę, raczyła zdjąć nogi ze stołu i odsunąć smyczek od strun. Zanim to jednak zrobiła, instrument wydał z siebie kolejny, jękliwy dźwięk. Cóż, obraza jej zdolności z zakresu gry na skrzypcach nie mogła być pozostawiona bez kary.
Wczesny wieczór był przyjemny, w miarę ciepły jednak bez przesady, w sam raz by rozpalić w palenisku i żłopać gorącą czekoladę wtulając się przy okazji w ciepłe ciało brata. Perfekcja…
Do czasu oczywiście.

Przycinanie drzewka nie mogło trwać wiecznie więc w końcu cisza, spokój i intymność rodzeństwa została zakłócona przez pojawienie się robota. Tia od razu skrzywiła się jakby ją ktoś zmusił do wypicia szklanki czystego soku z cytryny, jednak Tim nawet się nie zająknął zapraszając Oni’ego by zajął jeden z dwóch, ogrodowych foteli, stanowiących komplet z zajmowana przez nich huśtawką. Brak rozmowy i nieme porozumienie zostało zastąpione debatą wojenną, prowadzoną przez obu panów, której to debaty ukrytym celem było zabezpieczenie cennego obiektu, jakim najwyraźniej miała być młoda panna Marshall. Tia słuchała dokładnie przez minutę po czym ułożyła głowę na kolanach brata, i ukojona głaskaniem po głowie, najzwyczajniej strzeliła sobie drzemkę, wiedząc doskonale, że gdy nadejdzie czas Oni z pewnością ją obudzi, nawet jeżeli Tim zdecyduje się na sabotaż w postaci usilnego namawiania robota by tego nie robił. Bycie senpai miało jednak pewne zalety.





IP zdecydowanie, ale to bardzo, bardzo zdecydowanie odmówiła podróży drużynowym wozem. Ba! Wracając do swoich zwyczajów, nawet się nie pofatygowała do bazy. W końcu od czegoś mieli komunikatory, to równie dobrze mogli z nich korzystać. Decyzja dziewczyny nie była pozbawiona porządnych argumentów, wśród których prym wiódł ten, który wyraźnie wskazywał, że wciskanie dupska do jednego wozu z całą grupą Defenders’ów równoznaczne było z doczepieniem sobie na plecach kartki oświadczającej wszem i wobec że do nich należy. Jedna wizyta na jachcie nie wpłynęła znacząco na ów argument, który dla IP zachował swą moc. W końcu teren przystani kontrolowała już od jakiegoś czasu, wiedziała co w linach trzeszczy. Magazyny i teren wokoło były jednak inną bajeczką. Z tego też powodu zdała się na sprawdzony sposób dla tych, którzy chcą zachować anonimowość i skorzystała z transportu publicznego.

Docierając do wybranego wcześniej budynku upewniła się, że żadna z nadzorujących teren kamer nie jest skierowana w niekorzystnym dla nich kierunku. Jej ingerencja nie była wielka, ot lekkie zacięcia w mechanicznym obrocie, nieco dłuższe tkwienie w miejscu. Nic, czego by się nie dało wytłumaczyć normalnymi problemami technicznymi. Każdy w końcu wiedział że rzeczy martwe wredne były, a gdy dodać do nich cokolwiek związanego z elektryką to już w ogóle pewne było że coś się będzie pieprzyło.

Gdy ponownie, tu akurat wbrew swojemu zwyczajowi, znalazła się w grupie, wybrała sobie możliwie jak najodgleglejszy skrawek dachu gdzie rozłożyła swój sprzęt. Przede wszystkim były to lizaki, bez których nie ruszała się nigdzie, włączając w to prysznic i łóżko. W drugiej kolejności znajdował się lapek, który jednak trzymała w stanie uśpienia. Nie potrzebowała go. Świat wokół niej lśnił i migotał. Miliardy danych przepływały tworząc kolaż przeplatających się ze sobą fragmentów życia. Tego prawdziwego i tego, które toczyło się w sieci. Zaś w tle, bardziej wyczuwalne niż widoczne, czaiły się urządzenia zasilane energią elektryczną. Każde z nich miało swój specyficzny kod, określający jego zastosowanie, ilość przepływającej przez niego mocy i miejsce, w którym się znajdowało. Była to druga strona jej mocy, znacznie rzadziej wykorzystywana jednak nie mniej przydatna. W sytuacji, w której mogło się zdarzyć, że zostanie zmuszona do tego by odciąć się od głównej strony mocy, ta poboczna mogła się okazać jedyną bronią, jaką posiadała. Fizyczną bronią.

Czekając na rozwój wypadków rozważała zachowanie dupka od LF i obserwowała niekoniecznie najlepszej jakości obrazy z kamer ochrony. To, że Blink został nakryty wyjątkowo się jej nie podobało, chociaż można się było spodziewać, że przed wizytą szyszki aktywność przeciwnika wzrośnie. Jednak jego brak poważania dla stopnia zagrożenia, które stanowił sprinter, budziło pewne nadzieje. Albo typ nie wiedział z kim ma do czynienia, co wydawało się jej nieco naciągane ale możliwe, albo zignorował to, pewny swych mocy i możliwości. Ta druga opcja świadczyła co prawda o tym, że jest dobry, to jednak wiedzieli już wcześniej. To zaś czego nie wiedzieli to to, że dupek był zadufanym w sobie fagasem. O ile oczywiście, druga opcja była tą poprawną. Mogły w końcu istnieć także trzecie, czwarte i na dobrą sprawę niezliczona ich ilość. Dopóki nie mieli czegoś konkretnego jak facjata czy dane osobowe, IP zastosowała metodę czujnej ostrożności, starając być przygotowaną na wszystkie możliwości.

Nawet jednak ten stopień przygotowania nie był w stanie przewidzieć tego, co się zaczęło dziać przy magazynach. IP miała ochotę trzepnąć się w czoło ale daszek czapki jej w tym przeszkodził. Czy im wszystkim równo odpierdzieliło? Najwyraźniej tak, chociaż na szczęście nie wszystkim.
- Mam oko na okolicę - warknęła, słysząc słowa Pun-dita. To, że nie do niej skierowane niewiele ją obchodziło.
Musiała na wszystko uważać skoro część drużyny postanowiła włączyć się do walki która ich nijak nie dotyczyła i ściągnąć na siebie uwagę. I dziwili się, że do tej pory odmawiała osobistego udziału. Pewnie, cholera, że odmawiała i zamierzała się tych odmów trzymać mocniej na przyszłość.
- Po cholerę pchacie się w to gówno…? - dorzuciła kolejne warknięcie, zaraz jednak jej uwaga w pełni skupiła się na kontrolowaniu środków przekazu wokół magazynów, wypatrując wszelkich podejrzanych aktywności. Mogła co prawda włączyć się do walki, nie sądziła jednak by wyeliminowanie strażników spotkało się z dobrym przyjęciem tej nieco bardziej “świętej” części grupy, chociaż z jej punktu widzenia tym właśnie powinni się zająć. O ile w ogóle… Nie, nie o ile… Cholera, powinni siedzieć cicho i obserwować przebieg wypadków, a nie pchać się na widok! “Pracuję z idiotami” stwierdziła w myślach, tylko ostatnim wysiłkiem woli powstrzymując się przed wypowiedzeniem tych słów na głos.

Kenshi 18-10-2017 11:29


Nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał możliwości podziałania na tyłach wroga. W narzuconym kamuflażu przeskoczył zręcznie z jednego dachu na drugi, po czym dopadł do uchylonego okienka i wpełzł do środka. Jego oczom ukazał się magazyn pełen zafoliowanych, wielkich pudeł i skrzyń czekających na załadunek a także masa uzbrojonych mężczyzn w kombinezonach taktycznych i dwójka ludzi wyróżniająca się ubiorem - różowo włosa kobieta w obcisłym spandeksie oraz pulsujący zielenią mężczyzna o wyraźnie widocznym pod skórą czarnym szkielecie.

Bane widział, jak bramka rampy otwiera się i tamci wyskakują na zewnątrz. Mężczyźni krzyczeli coś o strzelaniu, a kobieta nakazała wychodzić pozostałym członkom Defenders z ukrycia. Wyglądało na to, że koledzy mają jakieś kłopoty. Bane musiał podjąć decyzję, co robić, zwłaszcza, że w oko wpadło mu trzech innych, uzbrojonych mężczyzn pilnujących w głębi magazynu jednej ze skrzyń, co było dość osobliwym widokiem, biorąc pod uwagę obecne wydarzenia na zewnątrz.


Część drużyny miała obiekcje co do tego, jak toczyła się ta akcja, ale w momencie, gdy Shudder i Pun-dit natarli na przeciwników, straciło to zupełnie znaczenie. Mutantka nie miała problemu, by otoczyć wysuszonego Styxa lodem, całkowicie go unieruchamiając, a O-n1 tylko na to czekał. Zeskoczył sprawnie i cicho z dachu, w mig pojawiając się przy zaskoczonym, szpetnym mężczyźnie i częstując go wyładowaniami elektrycznymi. Tamten zabulgotał tylko, po czym zwiotczał ze zwieszonymi na bryle lodu rękoma.

W tym momencie cyber-ninja odskoczył instynktownie, gdy wielka, kamienna łapa Stone'a niemal wkomponowała go w ziemię. Wielki mężczyzna nie poddawał się telekinezie Pun-dita, próbując zaciekle wydostać się spod jej działania, jednak ostatecznie najpierw klęknął a potem zwalił się ciężko pod naporem mocy Dave'a, choć ten sam musiał się nieźle skupić, by wciąż utrzymać wielkie, kamienne cielsko w miejscu.

Tylko na moment wyglądało, że sytuacja jest opanowana. IP najpierw wyczuła przeładowywaną broń, a chwilę później brama magazynu uniosła się, wypuszczając na zewnątrz sześciu odzianych w pancerze taktyczne i dobrze uzbrojonych mężczyzn, którzy pokrzykując, wycelowali karabinki automatyczne w Shudder i O-n1'ego. Póki co nie zauważyli przyczajonych na dachu IP, Blinka oraz Pun-dita trzymającego Stone'a w telekinetycznym uścisku. Sekundy później na rampie pojawiła się zgrabna, zamaskowana kobieta w obcisłym stroju a towarzyszył jej wysoki mężczyzna, którego skóra promieniała niezdrową zielenią, odsłaniając przy okazji jego szkielet.

- Naprawdę sądziliście, że pozwolimy wam wejść na teren Serpent Skulls bez naszej wiedzy? - Różowo włosa prychnęła z pogardą, zwieszając dłonie na biodrach. - Gdzie są wasi przyjaciele? A zresztą, nie odpowiadajcie, sami zaraz do nas wpadną... Gdziekolwiek się ukrywacie, radzę się pokazać, albo zrobimy z tej dwójki ser szwajcarski! - Krzyknęła, rozglądając się po okolicy.


Podłączyła się na moment do kamer znajdujących się wewnątrz magazynu i w głębi hali dostrzegła trzech dobrze uzbrojonych mężczyzn pilnujących jednej z masywnych skrzyń, co uznała za nieco podejrzane. W tym momencie również odczuła przeładowywaną broń i po chwili na zewnątrz zrobiło się gorąco. Nie miała nawet sekundy, by powiadomić o niebezpieczeństwie Shudder i O-n1'ego. Zerkając na zamaskowaną kobietę i jej pulsującego zielenią towarzysza, szybko zanurkowała w odmęty Sieci, by poznać ich tożsamość oraz możliwości.

Pierwsze wyświetliły się dane kobiety z akt Raft na wyspie Rykera. Rachel Leighton, pseudonim Diamondback - nieznajoma była świetnie wyszkolona w sztukach walki i akrobatyce, dodatkowo miała podniesione atrybuty fizyczne a jej bronią dystansową były diamentowe ostrza, którymi rzucała z niezwykłą precyzją. Próbując dowiedzieć się czegoś o zielonoskórym, trafiła na dziwną blokadę z której nagle ułożyło się migoczące zdanie:

"NIEŁADNIE TAK MYSZKOWAĆ, SKARBIE, ALE PODZIWIAM ZA UPÓR. NIEBAWEM SIĘ SPOTKAMY i NIE BĘDZIE TAK PRZYJEMNIE."

Nagle słowa po prostu eksplodowały oślepiającą bielą, wyrzucając IP do rzeczywistości z bólem głowy i stróżką krwi płynącą z nosa. Technopatka potrzebowała chwili, by zebrać się w sobie i znów działać, a słowa pochylającego się nad nią Blinka słyszała jak przez mgłę.


Avdima 18-10-2017 13:59

0-n1 ukłonił się w stronę różowowłosej.
- Nie musisz dziękować za ocalenie tych ludzi.

Nie tracąc więcej czasu i dając możliwość odpowiedzi, wysunął na swoich busterach skokowych, otwierając w locie rolki i rzucając shurikenami w trzech ochroniarzy znajdujących się po lewej stronie. Samemu mógł przyjąć na siebie kilka strzałów, byłoby mu łatwiej pozbierać się po nich, Shudder zaś pod szronem była wyłącznie człowiekiem - na takiego przynajmniej wyglądała.

Kierował się w stronę zimowej dziewczyny, chcąc chwycić ją i odciągnąć od zagrożenia. Tym sposobem, miał nadzieję, trójka na dachu nie będzie musiała się ujawniać, wystawiając na łaskę oddziału strzelców.


Mike 19-10-2017 11:36

Nie było czasu do stracenia, skoczył z sufitu na ziemię jednocześnie sięgając niewidzialnymi mackami po trzech strażników. Gdy tylko wylądował szarpnął mackami, zakręcił nimi w powietrzu i cisnął w otwarte drzwi, celując w różową i jej dziwnego kompana. Miał zamiar dopaść tajemniczą paczką i zajrzeć co tam w środku jest. Liczył, że zamieszanie, które zrobi się po jego "grze w kręgle" pozwoli reszcie działać.

Tabasa 19-10-2017 15:25

Początkowo wszystko szło po ich myśli, a potem niestety się zepsuło, gdy z magazynu wyskoczyło kilku uzbrojonych facetów, jakaś babka w różowym stroju i dziwny gość, któremu szkielet przebijał przez zielone ciało (o ile w ogóle można to było tak nazwać). Shudder zawisła w powietrzu z uniesionymi rękoma, bo w sumie nie miała innego wyjścia. Oczywiście, mogła spróbować uciec i pewnie by jej się udało, ale nie chciała wystawiać ich spokojnego cyber towarzysza na pierwszy cel i ostrzał.

O-n1 był jednak innego zdania, gdyż rzucił się do walki, więc Vesta też nie miała wyboru. Wyrzuciła ręce do przodu, starając się w mig postawić przed sobą grubą, lodową tarczę, w razie, gdyby tamci zdecydowali się do niej strzelać, a potem, gdy będzie mieć możliwość, po prostu potraktuje przeciwników lodowymi ostrzami. Nie zamierzała na razie brać na cel różowej lali i jej zielokawego kumpla - najpierw trzeba było się zająć facetami z bronią. Liczyła przy okazji na wsparcie od pozostałych. Na przeprosiny za to, że pokomplikowała im zadanie, próbując ratować ochroniarzy, przyjdzie czas później...





Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:56.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172