Trzasnęła klapa zamykanej matrycy. Kliknęła wysuwana bateria niedbale rzucona zaledwie chwile później na narożnik, na którym Ari siedział jeszcze przed sekundą, a obecnie wydobywał z szuflady kuchennej srebrną rolkę. Ponownie był przy narożniku, zaś powierzchnia sprzętu pokryła się szczelną warstwą folii. Błyszczący pakunek w kolejnym momencie spoczął za lodówką.
Chłopak zastanowił się podrzucając w dłoni baterię. Poszukiwania planów dolnych pomieszczeń spełzły na niczym, ale już odnalezienie planów kanalizacji nie dostarczyło żadnych problemów.
Jeden minus, jeden plus.
Wtrącenie się informatycznego oponenta? Plusominus.
Producenci narkotyku wynajęli profesjonalistę szybko potrafiącego włamać się na dobrze chronione serwery. Ariego Erikssona znał tylko dostawca internetu, służba zdrowia oraz organy administracji publicznej i rządowej. Absolutne minimum pozwalające na zachowanie możliwie dużej anonimowości przy jednoczesnym pozostawaniu w zgodzie z prawem. Nawet stypendia pobierał w formie gotówkowej i tak właśnie dokonywał płatności tuż po ich otrzymaniu. Przez co w rzeczywistości wystarczało głównie na jedzenie.
Czy wiedział zatem, że Eriksson jest Blinkiem?
Całkowicie wykluczone. Chyba, że prócz specem od cyfrowych zabezpieczeń jest również potężnym telepatą zdolnym czytać myślach. Małe prawdopodobieństwo. Ari mniej uważał przy zabezpieczeniach podczas kontaktów seksualnych niż w kwestii ukrywania drugiej tożsamości. W zasadzie nie było takiej rzeczy, przy której byłby równie skrupulatny. Nie rozpoczynał biegu w zasięgu kamer miejskich, oczu świadków, a nawet miejscach, gdzie istniało prawdopodobieństwo natknięcia się na jakąkolwiek, nawet przypadkową kamerę przeciętnego człowieka. Wchodził tam, gdzie jego dłuższa obecność nie budziła wątpliwości, zaś po pewnym czasie stamtąd wychodził. Monitoring miejski oraz wszelkie kamery były ślepymi uliczkami. Spalone systemy podtrzymywania w urządzeniach elektronicznych gwarantowały całkowite odizolowanie od prądu laptopa czy smartphone'a, gdyby nawet był obserwowany przez tego hakera, tamten nie zobaczyłby zupełnie nic poza zniknięciem i pojawieniem się po sporej jednostce czasu w innym miejscu. Zaprzągł do pracy cały swój potencjał intelektualny, aby się ukryć i nikt nie wiedział, że Ari to Blink. Nikt, nawet jego siostra.
Same dane na sprzętach elektronicznych również były bezużyteczne w tej materii. Do czego mógł dotrzeć przeciwnik? Do tego, że Eriksson był całkiem sprawny i bystry, szwenda się po dosłownie całym internecie. Ale co przegląda? Nie do końca wiadomo. Nie pozostawianie śladów to przedszkole hakerstwa, poznawanie alfabetu. A nawet gdyby jakimś cudem dowiedział się kiedy i co oglądał, trafiłby głównie na chaos informacyjny z brakiem powiązań z Blinkiem czy Defendersami. Rzadko wyszukiwał informacje przed akcjami, bo i cele nie były zwykle poważne.
Czego z kolei Ari mógł dowiedzieć się o przeciwniku? Oprócz stopnia zaawansowania.
Posiadał sporą pewność siebie odnośnie poruszania się w cyfrowym świecie i najprawdopodobniej uważał Erikssona za bystrego, sprytnego hakera. Nic więcej. Zakwalifikował chłopaka do teczki: "ciekawski, niegroźny". W przeciwnym wypadku powiadomiłby kumpli, których chronił zamiast wysyłać komunikat. I odsłaniać się.
Ari Eriksson uśmiechnął się do siebie.
IP będzie miała robotę. Znalazł punkt zaczepienia.
Odłożył baterię i rzucił się na łóżko z kolejną porcją przysmaku.
Odchrząknął cicho, spoglądając na blondynkę.
-
Głupio prosić, ale rzeczywiście pozbawiło mnie to narzędzia pracy... Jeśli mógłbym to... no... istotnie. Nic wielkiego. Zwyczajne wystarczy. No i... mogę oddać, choć nie od razu... Hmmm... Moglibyśmy może... jutro?
Zakłopotany Blink nie był częstym widokiem. Szczególnie, iż kombinezon zwykle całkiem skutecznie zasłaniał nie tylko ciało, ale także emocje pojawiające się pod nim. Tym razem nie dał rady.
Sprinter był zażenowany. Co innego prosić o elementy do wykorzystania dla całego zespołu, a co innego dla siebie, do celów całkowicie niezwiązanych z działalnością grupy.
Gdyby nie strój zimnolubna Shudder najprawdopodobniej poczułaby jak płonie ze wstydu, bo ponad to wszystko trochę gonił go czas. Musiał zapytać o dość szybkie kupno. Sprawy i projekty uczelniane, jak zwykle, do załatwienia na wczoraj. Owszem, mógłby skorzystać ze smartphone'a, ale dziubanie na nim było dość czasochłonne. Nawet dla niego.
Na szczęście Bane'owi poszło znacznie lepiej. Zwiad przyniósł wiedzę o rozmieszczeniu kamer i nikt nie dostrzegł jego obecności.
Wkrótce przybyli pozostali. Nie pozostało nic innego jak poczekać na nadejście zmierzchu.
Ustawili się na dachu ulicę od pozostawionego samochodu. Blink jechał z pozostałymi wyłącznie przez grzeczność, gdyż osiągi auta były mizerne w porównaniu z jego możliwościami. Ale jak drużyna, to drużyna. Drużyna A.
Uśmiechnął się do własnych myśli.
Pun-dit i Shudder wyskoczyli po narzędzia tortur dla sprintera. Jedzenie, którego nie mógł tknąć. Solennie postanowił, że kolejny strój przemyśli znacznie lepiej. Będzie mógł jeść i pić ile tylko zapragnie. I będzie z tego korzystał tyle, iż dalsze jedzenie grozić będzie eksplozją na skalę zrzucenia bomby wodorowej. Przeżre cały stan Nowy Jork.
Kiedy tylko do nozdrzy Blinka dotarł cudowny aromat, zaczęło się coś dziać. Spojrzał tęsknie na porzucone frytki, po czym zmusił się do skupienia uwagi na wydarzeniach.
Stone i Styx, jak poinformowała ich IP. Siła, wytrzymałość, inteligencja oraz dezintegracja tkanek organicznych przy dotyku.
Blink pomyślał, że dobrze, iż tworzywa sztuczne przykrywają każdy centymetr jego ciała.
Tymczasem Stone i Styx poradzili sobie z pierwszymi ochroniarzami. Ci najprawdopodobniej nigdy już się nie podniosą, zaś widząc co z nich zostało, może to i lepiej. Nadbiegali następni nieszczęśnicy.
Zdawało się, iż pod wpływem śmierci ludzi wypowiedź upiornego duetu zaginęła, została wyparta. Częściowo słusznie, jednakże mogła to być niezwykle istotna informacja. Niewykluczone, iż Styx zatruł się Viperem. Niewykluczone, iż narkotyk działa inaczej na obdarzonych mocami niż na zwykłych ludzi. Możliwe, że dla tych pierwszych śmierć jest powolna. To oznaczało szereg rozmaitych implikacji jak to, iż mogli dążyć do tego samego celu. Mogli zatem walczyć z własnymi sojusznikami.
Blink szybko położył jedną rękę na ramieniu 0-n1, zaś drugą na ramieniu Bane'a.
-
Stone ratuje Styxa. Nasi sojusznicy? - rzucił do robotycznego towarzysza, zdjął dłoń i klepnął go w ramię dając znać, że to wszystkie spostrzeżenia, jakie miał. Liczył na to, iż mistrz ninjitsu jako pokojowo nastawiona osoba wykorzysta tę szansę.
Jednocześnie zwrócił się do Bane'a.
-
Jeśli IP nie da rady, to jesteś najlepszym co mamy, by poznać skurwiela - zdjął rękę z ramienia siłacza. Ten natomiast wydawał się podchwycić pomysł lub wpaść na identyczny.
Podczas gdy część już ruszyła do akcji Blink zamierzał poczekać, obserwować, pozostać na nasłuchu z IP. Nie mógł całkowicie odłączyć się od niej pomimo groźby hakera, a może zwłaszcza ze względu na to. Nie odzywał się do dziewczyny, ponieważ nie było nic do zakomunikowania, lecz ta w każdej chwili mogła zgłosić zapotrzebowanie na pomoc. Ktoś musiał być w stanie do niej przybyć. W końcu wyciągnęli ją na akcję i nie mogli zostawić samą sobie.
Najkorzystniej byłoby, gdyby pozostał asem atutowym, ale nie miał zamiaru czekać za wszelką cenę do ostatniej chwili. Jeśli którykolwiek z członków drużyny będzie potrzebował pomocy, zjawi się z... cegłą. Rozpędzoną do jednego macha. Nie ośmieliłby się użyć niczego mniejszego, gdyż zadziałałoby jak supernabój z superpistoletu, a nie miał zamiaru zabijać.