Poetka spostrzegła zmiany w mężczyźnie. Nie był więc głazem bez żadnych uczuć, coś się tliło w tym spokojnym ciele. Po jego słowach nastała chwila ciszy, którą rudowłosa chciała wykorzystać do rozmowy, nawet jeśli miałby to być monolog. Nie zdążyła, kiedy to wytatuowana kobieta się uniosła nerwami. Panna Greanleaf spojrzała na Felicię jakby odruchowo i zrozumiała.
- W sensie, że płytko weszło pod skórę i minie? To śmiertelne? - dopytała Alex, stając obok Felicii i kładąc dłoń na jej ramieniu. Potarła kciukiem jej skórę, jakby chcąc uspokoić wzburzone emocje. Nie tak dawno sama miała dosyć, chciała zniknąć, obudzić się, umrzeć i mieć święty spokój - ale przeszło jej. Czuła się spokojniejsza przy Indianinie, choć wcale go nie znała. W dodatku był milczący i tajemniczy, wzbudzał niepokój z powodu swojego zachowania, mógł być nieprzewidywalny; a jednak Alex czuła się przy nim bezpieczniej. Zupełnie jakby był odpowiedzią na wszystko, czego nie rozumieją.
- Czy każdej nocy będziemy tutaj? - spytała kierując spojrzenie na Indianina. Jej ton głosu był spokojny i ciepły, brzmiał z lekkim drżeniem, ale i nutą harmonii. Był mieszanką czułości i spokoju, niecierpliwości i strachu. Bała się, że w odpowiedzi nawet nie kiwnie głową.
- Nie pamiętam, bym tutaj szła. Po prostu się znalazłam. Co powinniśmy zrobić, by... By nie ucierpieć? - chciała spytać o wiele innych rzeczy, ale wątpiła, by mężczyzna znał na nie odpowiedź. Odpowie pewnie jednym słowem, albo wzruszy ramionami, więc pytania nie powinny być rozbudowane na tyle, aby musiał odpowiadać pełnym zdaniem. Bo nie odpowie.
Alex spojrzała w tym samym kierunku, co nie tak dawno Indianin. Czyżby niedługo miało wzejść słońce?