lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   Kroniki Indium City (s1 e2) (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/18311-kroniki-indium-city-s1-e2.html)

Fenrir__ 18-02-2019 08:30

Franko dopytał o godziny w których pracuje Angela. Później poszedł do swojego pokoju zabrał nową bluzę i wyszedł na miasto - pewne rzeczy trzeba rozchodzić...

***

Franko przystanął w zaułku. Siedzenie po ciemnych kontach stawało się codziennością... Było zimno ludzie dookoła chodzili opatuleni płaszczami i szalikami, a z ich ust unosiły się kłęby pary. Franko opierał się o zimny mur. Czół chłód przechodzący przez bluzę i na próbę nabrał oddechu i wypuścił go z ust. Nic się nie stało, nawet jednego małego dymku ani kółeczka.

Sięgnął do kieszeni i wyciągnął sfatygowane zdjęcie. Omiótł spojrzeniem ulicę. Nie widział tego jegomościa. Westchnął ciężko i schował je do kieszeni. Sięgnął do drugiej i wyciągnął drugi kawałek papieru. Rozwinął go ostrożnie w ciemnościach przyglądając się obrazkowi świętego na koniu przebijającego włóczniom smoka u jego stóp. Obrazek był już mocno sfatygowany. Obrócił go na drugą stronę i zapatrzył się w litery. Zlewały się w ciemności. Mimo to Franko widział wyraźnie słowa.

"...Nie bój się! W imię Chrystusa cię obronię!"

Franko złożył kartkę uspokajając myśli. Nie był pewny, czy wróci jeszcze do tego kościoła, raczej pewno nie. Zamknął oczy i zobaczył opadający kij, rozbryzg krwi, a w uszach usłyszał krzyk konającego. Natychmiast otworzył oczy i nabrał w płuca powietrze. Mógłby przysiąc że poczuł zapach krwi... Wzdrygnął się... Na pewno nie wróci do tego kościoła... Naciągnął mocniej kaptur na głowę i podniósł wzrok na ulicę postanawiając, że może jednak jeszcze poczekać.

Mike 18-02-2019 09:55

Facet zgiął się w pół. Na tyle mocno dostał, że Jessi bez problemu wyrwała się i znikła za regałem.
- Trzymaj starego, a ja zrobię porządek z tą suką - powiedział herszt wyciągając wojskowy nóż spod kurtki - Kici kici cipeczko.
Wskoczył za regał i zamarł zdziwiony. Przykucnął by spojrzeć na niższe półki, ale tam też nie dostrzegł dziewczyny. Spojrzał w górę. Gdyby to był film akcji z pewnością stałaby na szczytach dwóch regałów robiąc szpagat. Ale to nie był film akcji. Jessi stała pół metra dalej, czuła jego dezodorant. Widziała odbicia paczek makaronów w wypolerowanym ostrzy noża.
- Masz tą dziwkę? - zawołał któryś z jego kumpli sprawdzając za kolejnym regałem. - Gdzie ona się schowała?
Max analizował szybko dostępne opcje. Polanie colą było ryzykowne, jedno zwarcie i kłopot się rozwiąże, choć nie tak jakby pragnął tego Max. Najbezpieczniejszym wyjściem było usunięcie zapalnika, ostrożnie wyjął narzędzia patrząc w telefon sięgnął pod fotel, już miał dotknąć bomby, gdy nagle komórka zapikała...
Na ekranie telefonu pojawił się napis “Cześć. Mam sprawę. Możemy się dzisiaj spotkać?”
Doktor Kovalsky czuł jak pot spływa mu po policzku. Odetchnął głęboko i otarł twarz. Wyłączył smsa i znowu skupił się na obrazie. Sprawdził gdzie idą kabelki, znalazł zapalnik i złapawszy go szczypcami wyciągnął. Bomba była prosta w budowie. Nie miała zmylić rozbrajającego. Miała jedynie wybuchnąć. Pozbywszy się zapalnika, zaczął odcinać przewody po kolei. Na wszelki wypadek.
Na korytarzu panowała cisza. Studenci rozeszli się na zajęcia i jedynym odgłosem było walenie serca Maxa i szmer przewracanych kartek w notatkach. Nagle w otwartych drzwiach pojawiła się sylwetka, jakiś obcy facet w czapce z daszkiem. Ostre rysy, lekko kwadratowa szczęka i dwudniowy zarost. Ich spojrzenia spotkały się. Max upuścił zapalnik na biurko. Facet spojrzał na zapalnik i znów na Kovalskiego, był najwyraźniej zdziwiony. Sięgnął prawą ręką pod kurtką, ale nie wyjął jej, spojrzał kątem oka na studentów. Więcej świadków niż kul w magazynku. Dotknął dłonią daszka jakby oddając salut Maxowi i wycofał się znikając z widoku. Było pewne, że to nie ostatnie spotkanie.

Trochę później
Tim chwilę pomyślał w końcu powoli skinął głową.
- Dobra, wchodzę w to. W drużynie robią nam testy. Będziesz potrzebował siuśków i krwi. To pierwsze łatwo da się załatwić. Z drugim może być problem, bo zawsze pobiera lekarz albo pielęgniarka. Jak to załatwisz? Podmienisz potem w gabinecie?
Tommy pamiętał, że Max jeszcze pobierał mu z wnętrza policzka patyczkiem próbki. Prześwietlał go na goło i w kamiennym pancerzu, chciał mu też zrobić rezonans, ale sprzęt był za duży by pożyczyć z innego wydziału, a wbić się na badanie od tak nie udało się.
Ale chyba ci od grubasa nie będą aż tak drobiazgowi.

- Jak wyglądał ten facet? - zapytał ojciec grzebiąc w lodówce. Gdy Brooke opisała go w kilku zdaniach pokręcił głową - Nie znam go. Na pewno nie pracuje u nas. Może jakiś kontrahent. Chcesz jajecznicę?
Wystawił jajka z lodówki i wyjął patelnię. Chyba nie kłamał odnośnie tego faceta, ale Brooke odniosła wrażenie, że słysząc nazwisko McNamary lekko się spiął.
- Ach, jeszcze jedno. Mogłabym skorzystać z twojego lapka? Z moim jest coś nie tak, nie mogę go włączyć, a muszę jak najszybciej podesłać moje wypracowanie z angielskiego na maila do pana Browna.
Skłamała. Nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz. Nie miała nawet wyrzutów sumienia. Uśmiechnęła się tylko uroczo do swojego ojca.
- Pliska tatoooo...
- Dobra, tylko szybko bo mam jeszcze robotę.- Zostawił jajka i otworzywszy laptopa odblokował go. - Żadnych fejsbooków i innych głupot. Jeden mail!

Test poszedł tak dobrze, że ojciec nie zwrócił uwagi na to, jak Brooke wyśle pracę, skoro jeśli ją pisała to była na nieżywym laptopie. A jeśli nie na laptopie to wszak może wysłać ją z komórki :)


W zaułku na przeciwko nagle zapłonęła zapalniczka osłonięta dłonią. Facet miał kaptur i widać było tylko kawałek twarzy, ale patrzył w kierunku pralni. Franko spojrzał tam i zobaczył Angelę krzątającą się i planującą zaraz zamykać i wyjść. Spojrzał znowu na kolesia po drugiej stronie. Ten akurat rozglądał się czy nikt nie idzie po chodniku. Ten moment wystarczył bo zobaczyć jego twarz. To był on. Nerwowym ruchem zaciągnął się, wyrzucił niedopalonego papierosa i zaczął zakładać skórzane rękawiczki.

Fenrir__ 18-02-2019 11:34

Franko ruszył do przodu w biegu naciągając na twarz maskę. Nie lubił wujaszka, ale nikt go lubić nie powinien. Facet go zauważył bo zamarł przyglądając mu się. Gdy Franko zbliżał się facet cofnął się w głąb zaułka. Myślał, że cień go skryje gdy dobywał nóż ale Franko widział to jak na dłoni. Wpadł w zaułek i warknął
- Musimy pogadać! - W odpowiedzi facet rzucił się do przodu tnąc nożem

Franko odruchowo zatrzymał się i nóż rozciął tylko bluzę. Korzystając z tego że przeciwnik był wychylony franko uderzył. Ale zakapturzony osobnik uchylił się i pięść minęła cel. Adwersarz franko odskoczył i pchnął, tym razem franko był już zdecydowany sprawę zakończyć odepchnął ostrze na bok. Jednak to była tylko zmyłka zaraz za pchnięciem do przodu wyskoczył przeciwnik uderzając lewą ręka. Tym razem Franko jednak nie cofał się i nie zatrzymywał. Cios sięgnął celu jednak zatrzymał się na twardych węzłach mięśniach brzucha olbrzymiego włocha. Jęk zawodu połączył się z jękiem bólu z powodu nadwyrężonego nadgarstka napastnika. Franko nie czekał na kolejny atak złapał obiema rękami za barki i uderzył czołem w twarz przeciwnika. Głowa trafionego odskoczyła do tyłu, a twarz zalała się krwią z rozbitego nosa. Franko poprawił solidnym ciosem w brzuch i pchnął go na kontener ze śmieciami. Podszedł do niego i uklęknął.
- A teraz porozmawiamy - warknął...- Boli?... - zaczął nieco filozoficznie, robiąc pauzę dla efektu po czym dodał - Uwierz, że może boleć bardziej. Wszyscy dookoła wiedzą że jesteś skończonym synem kozy i że nawet nie zadbasz o własne dziecko. Prześladujesz bezbronną kobietę i jesteś niczym wrzód na dupie społeczeństwa. Uwierz mi kolego… Ja jestem w tym mieście od wygniatania takich syfów jak Ty! Potraktuj to jako ostrzeżenie, póki jesteś w stanie chodzić i ruszać rękami to spieprzaj stąd i zacznij regulować swoje należności jak przystało, jeśli nie kwestia rąk i nóg ulegnie drastycznemu pogorszeniu...

Col Frost 18-02-2019 14:19

- Tak to sobie wyobrażałem - odpowiedział Tommy. - Szczegóły jeszcze dopracowuję, ale mam kilka pomysłów jak to zrobić. Wiesz, w zależności od sytuacji.

Przerwał na chwilę.

- Pewnie masz rację, co do tych próbek, ale jakby mieli badać coś jeszcze, nie wiem, ślinę na przykład, będę wiedział z wyprzedzeniem. Pojemniki na próbki i strzykawkę załatwię - wyciągnął rękę do Tima. - Dam ci znać jak będę znał dokładny termin. Pamiętaj, że musimy to zrobić tego samego dnia, najlepiej krótko przed badaniem. A na razie dzięki i trzymaj się.

Chłopcy uścisnęli sobie dłonie i rozeszli się. Tommy ruszył pod klasę, w której mieli mieć następną lekcję i zgodnie z przypuszczeniami znalazł tam Zacka. Jego przyjaciel pogrążony był w lekturze książki o tytule, który O'Connorowi nie mówił absolutnie niczego. Zack zmienił się od czasu... wypadku. Autentycznie zainteresował się nauką. A może po prostu wcześniej nie miał na nią czasu, bo Tommy wciąż go gdzieś za sobą ciągnął?

Rozmawiali jakiś czas o różnych bzdurach, komentowali ostatni odcinek programu Rickiego, pomstowali na dziennikarzy, którzy nie byli tak przyjaźnie usposobieni jak youtuber, Tommy spytał też o Kate, ich koleżankę z klasy, która wyraźnie interesowała się Zackiem, ale chłopak na razie nie zrobił żadnego ruchu. Zawsze był trochę nieśmiały. Na koniec O'Connor przypomniał mu, że do bidula wróci dopiero późnym wieczorem, po czym się pożegnał.

- To nie zostajesz na bioli? - spytał Zack.

- Nie mogę, mam jeszcze coś do załatwienia - Tommy wzruszył ramionami. - Muszę być przygotowany, rozumiesz. Na razie.

- Cześć.

Wychodząc z budynku chłopak spojrzał na ekran swojego telefonu, ale odpowiedzi od Maxa wciąż nie było. Już dawno powinien skończyć wykład, o ile jakiś miał w tym czasie. A może nie spojrzał na komórkę? Znając go mógł się nawet zamknąć w laboratorium, pochłonięty przez jakiś swój projekt i nie widzieć świata wokół siebie. Może warto wybrać się na kampus? Chyba tak zrobi...

Mike 18-02-2019 16:09

Facet był w szoku, jak dotąd to on był drapieżnikiem. Największą rybą w akwarium. Tyle, że nagle zrozumiał, że poza akwarium jest ocean. Wycofał się rakiem, taplając się w brejowatym śniegu zaułka. W końcu wstał na nogi i rzucił się do ucieczki. Parę chwil później już go nie było, jedynie rozbryzgi krwi na śniegu świadczyły o niedawnych zdarzeniach.
Franko paroma ruchami nóg pozbył się i tych śladów, a potem zamarł bez ruchu. Ktoś przeszedł obok zaułka. Angela szła do domu. W mroku nie mogła zobaczyć stojącego na sfatygowanym śniegu Franko.

Nagle zawibrował mu telefon w kieszeni. Spojrzał na pęknięty wyświetlacz. Ortega.
- Cześć…
- Zamknij się i słuchaj
- przerwała mu - Przy szpitalu jest incydent… cholera… potrzebuję cię tutaj, koleś właśnie...
Przedsiębiorstwo autobusowe musiało chyba ciąć koszty, bo w środku było tak samo zimno jak na zewnątrz. Jedyną różnicą był brak wiatru. Siadanie groziło przymarznięciem. Chwilę żałował, że nie pojechał kolejką, ale gdy minęli stojące wagony między stacjami żal minął. Próbował wyglądać, ale wszystkie szyby były zamarznięte. Tylko kierowca coś tam widział. Mało nie przymarzając do poręczy patrzył na wycieraczki rozgarniające śnieg. Nagle kierowca wcisnął hamulce, sekundę później Tommy ujrzał dlaczego. Żółte combi przeturlało się w poprzek jezdni i wprasowało w szpitalny mur. Autobus stanął w poprzek, na parkingu po przeciwnej stronie jezdni niż szpital drgnął kolejny samochód. Podniósł się i poleciał na jezdnię. Przez padający śnieg Tommy zobaczył jakąś sylwetkę. Niedaleko była też jakaś kobieta, właśnie skończyła telefonować i schowała komórkę do kieszeni. Wiatr szarpał jej czarnymi włosami. Wyglądała znajomo. Sekundę później zobaczył broń w jej dłoni.
- ICPD, kładź się na glebę! - usłyszał stłumiony przez szyby krzyk. Głos był więcej niż znajomy.


Tommy jest na miejscu, w autobusie tylko parę osób. Franko jakoś musi się tu dostać. Daleko nie jest. Ot, parę ulic. Może jakieś alternatywne wykorzystanie mocy za fuksa?


Col Frost 19-02-2019 09:42

Czy mu się wydawało czy z każdą chwilą robiło się coraz zimniej? Brak wiatru wewnątrz autobusu niewiele pomógł. Na sam wiatr Tommy miał prosty sposób: kaptur i podwinięta kominiarka, noszona jak zwykła wełniana czapka. Zmarzł na tyle, że nawet w autobusie nie zdjął okrycia głowy.

Ostre hamowanie wyrzuciło z jego głowy ponure myśli o zbliżających się badaniach. Jakieś koziołkujące auto uderzyło w pobliski mur. Chłopak nigdy wcześniej nie był świadkiem wypadku. Tylko że to nie był wypadek drogowy. O'Connor przecierał oczy ze zdumienia, widząc jak kolejne auto samodzielnie opuszcza parking, by wtargnąć na jezdnię. Tuż obok stał jakiś człowiek.

- ICPD, kładź się na glebę!

No nie, ona tutaj?! Z drugiej strony ze wszystkich mundurowych stróżów miasta, lepiej że to ona niż ktoś inny, ale Tommy wolałby, gdyby w ogóle żadnego tu nie było. Podjął już bowiem decyzję. Rozejrzał się wewnątrz pojazdu, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Wcześniej raczej też nikt się nim nie interesował, im jest zimniej tym mniej uwagi ludzie poświęcają na to, co się dzieje wokół. Naciągnął na twarz kominiarkę, podszedł do tylnych drzwi, które ręcznie rozchylił i wydostał się na zewnątrz.

Atak frontalny odpadał. Jeśli koleś potrafi rzucać samochodami, to zbroja na niewiele się tu przyda. W pierwszej chwili chciał osłonić Ortegę, ale to z kolei zwróciłoby na niego uwagę tego drania. W końcu doszedł do wniosku, że kobieta sobie poradzi, była w końcu zawodowcem. Niech na razie ściąga jego uwagę, a w tym czasie chłopak spróbuje go zajść od tyłu i znokautować, lub w najgorszym razie wdać się z nim w walkę w zwarciu. To lepsze rozwiązanie niż wymiana ognia, zwłaszcza że facet zdawał się dysponować lepszym arsenałem.

Fenrir__ 19-02-2019 12:29

Głos w telefonie zagłuszył przerażający huk, zgrzyt i trzask. To było ledwie parę przecznic stąd!

Franko obrócił się i ruszył nie patrząc na nic wypadł na ulicę cudem niemal unikając zderzenia z nadjeżdżającym samochodem. Głośny dźwięk klaksonu dotarł do niego gdy Franko zbliżał się już ściany najbliższego bloku. Nie była to wysoka zabudowa, ledwo 4 piętra. Franko wykorzystując rozbieg wybił się z obu nóg i wyskoczył wysoko. Wyżej niż sam przypuszczał, ale i tak za nisko. Zderzył się ze ścianą na wysokości drugiego piętra. Jednak jakaś nadludzka energia, która go napędzała kazała mu uderzyć w ścianę z całych sił. Otwarte dłonie wbiły się w mur sypiąc w dół tynk i kawałki cegieł. Zaprał się rękami i nogami i wybił się do góry. Jakby znalazł się w transie raz za razem wbijał dłonie i nogi w ścianę piął się do góry w nadludzkim tempie. Nie bacząc, że zostawił za sobą zrujnowaną elewację. Ludzie na ulicy zamarli odsuwając się od ściany z której sypały się cegły z głośnym łoskotem uderzając w chodnik poniżej. Ktoś zaczął krzyczeć. Facet od klaksonu wystawił głowę przez szybę oniemiały.
Nim włoch się zorientował był nie tyle na dachu co już przy jego drugiej krawędzi. Pędził niczym rozpędzona kula burząca. Od miejsca dzieliła go ulica i jeszcze jeden dach… Rozpędzony Franko nawet nie zauważył kiedy wybił się z krawędzi dachu i pomknął nad ulicą. Nie miał szans przeskoczyć. - zorientował się jednak dopiero w locie. Jaki pieprzony diabeł go do tego podkusił zdążył jedynie pomyśleć. Ogromna postać zwinęła się w kulę i uderzyła w ścianę na ostatnim piętrze. Wybijając w niej dziurę i zawalając część dachu. Podniósł się momentalnie na nogi. Oparł się o biurko, które jednak nie wytrzymało jego ciężaru i pękło na pół. Z trudem utrzymał się na nogach. Z wściekłości złapał za krawędź złamanego mebla jednym szarpnięciem posłał jego jedną połowę przez wybitą dziurę prosto na ulicę. Rozległy się ogłuszający trzask i odgłosy panicznego hamowania.
Całe szczęście wbił się na opustoszały strych i nikomu nic się nie stało, ale Franko na to w tym momencie na to nie zważał. Wyskoczył na pobliski stół i w mgnieniu oka znalazł się na nadwyrężonym dachu. Podbiegł do krawędzi i spojrzał w dół. Był cały zakurzony. Na jego twarzy powiewała podarta chusta, a z bluzy zostały podarte strzępy. Zimny wiatr kąsał jego odkryte ciało, szarpiąc podartym ubraniem. Wyglądał jak olbrzymi upiór pochylający się nad zdobyczą.

To chyba alternatywne użycie mocy ;-)


Adi 19-02-2019 13:09

Jessica była niewidzialna, albo to było tylko jej urojenie, ale skutkowało. Faktycznie gdyby to był film akcji na miarę “Kobiety kota” to faktycznie stała by teraz w szpagacie między dwoma regałami jak w jakimś horrorze klasy D, ale to nie był taki film, a już nie taka aktorka w nie tym ubraniu. Jeden z nich zawołał ją jak do kota, stąd porównanie do filmu. Gdyby miała instynkt koteczka to by nawet przyszła, ale nie chciała. Była pół metra od zbira, który pachną Bondem, albo innym dezodorantem.

Jaki Bond takie perfumy - pomyślała dziewczyna omal się strzelając śmiechem. Wyjrzała zza jednego z regałów oddalając się od delikwenta z nożem i spojrzała na drugiego typa, wiedziała że nie wyjdzie z tego żywa. Może jednego by zdołała pokonać, ale drugi by ją zabił. Na nieszczęście drzwi były zamknięte, a dzwonki by każdy usłyszał jakby wychodziła. Pozostało tylko czekać aż im się znudzi to poszukiwanie i dadzą mu spokój. Tylko, że taka akcja trwała by aż do nocy, a wtedy to obudziłby się w niej kot. Napięcie było spore tylko brakowało muzyki w tle, jak to film akcji nie. Jakaś nie wiem gitara czy bębny by jakoś rozruszać to tałatajstwo. Piłka zaczęła się jej odbijać od głowy jak w Pomysłowym Dobromirze. Tyle, że piłka była wielkości lekarskiej, taka pół okrągła, owalna i tocząca się niczym opona traktora. Piłka w końcu przestała się odbijać po jakiś stu uderzeniach i wymyśliła jak tu załatwić delikwenta z nożem. Rozejrzała się po półkach sklepowych w poszukiwaniu patelni, podobno zabójcza broń, a nie wygląda. Wystarczyło by tylko go ogłuszyć i miałaby jednego z głowy, ale najpierw musiała to znaleźć.

Pan Elf 19-02-2019 18:43

Na pytanie o jajecznicę Brooke jedynie pokręciła głową. Było już za późno, by jeść, poza tym wcale nie była głodna.
Nie zdziwiła się za bardzo, kiedy okazało się, że jej ojciec nic nie wiedział na temat tajemniczego znajomego McNamary. Zastanowiło ją jedynie widoczne spięcie w momencie, kiedy wspomniała Thomasa, ale z drugiej strony domyśliła się, że ojciec mógł wiedzieć więcej o jego mrocznych sekretach, stąd taka reakcja. Być może nawet bał się go?

- Jasne, jasne. Wprowadzę tylko jeszcze kilka poprawek i od razu wysyłam maila - zapewniła ojca, sięgając po laptopa, po czym udała się z nim do salonu.
Tam rozsiadła się wygodnie na kanapie i zaczęła węszyć. Początkowo zaczęła przeglądać bardzo pośpiesznie wszystkie foldery na pulpicie, poszukując czegoś, co mogło wydać jej się podejrzane. W końcu skorzystała też z opcji wyszukiwania plików, wpisując tam hasła takie jak “McNamara”, “IronsLabs”, “Maria Caldwell”. Wpisała też z ciekawości swoje imię.
Musiała coś znaleźć. Z każdą kolejną straconą na poszukiwaniach minutą serce biło jej coraz szybciej. Czas jej uciekał.

- No dalej, dalej… Coś tu musi być - mówiła pod nosem, przeglądając kolejne foldery.
Jeśli tylko udało jej się znaleźć coś, co mogło wydawać się podejrzane i przydatne, wysyłała ten plik na swoją skrzynkę. Później będzie miała czas, by na spokojnie przejrzeć wszystko na swoim laptopie w swojej sypialni.

Mike 20-02-2019 00:50

Wyskoczywszy z autobusu Tommy zdjął rękawiczkę i zaklął. Drogowcy jak zwykle zaskoczeni. Kilkucentymetrowa warstwa zamarzniętego śniegu oddzielała go od chodnika. Dobiegł do wbitego w mur samochodu i tam, jak odpowiedzialny i szanujący cudzą własność bohater, opancerzył się korzystając z gruzu. Ominął samochód i pobiegł dalej. Widział jak Ortega strzeliła. Koleś na parkingu nie padł. Mogła nie trafić. Mogła, ale czy nie trafiła?
W końcu uznał, że dostatecznie odbiegł i szybkim sprintem przeciął ulicę. Nie oberwał samochodem więc pewnie osobnik go nie widział. Zobaczył kolejny samochód wystający ponad inne. Usłyszał szyderczy śmiech faceta i auto pofrunęło w kierunku Ortegi. Policjantka na szczęście zdołała odskoczyć, ale samochód potoczył się w kierunku autobusu. Szczęśliwie wytracił siłę i ledwo stuknął drugi pojazd.
Przebiegając chyłkiem od jednego do drugiego pojazdu zbliżył się do faceta. Barczysty osobnik, wysoki, ale niższy od Franko. Twarz miał osłoniętą kominiarką. Podobna do tej w jaką ubrany był Tommy.
Odczekawszy jak będzie się schylał by podnieść kolejny samochód Tommy wyskoczył z kryjówki i dopadł przeciwnika w kilku krokach. Skrzypienie śniegu pod butami zdradziło go, ale koleś nie zdążył się zasłonić, pokryta kamieniem pięść trafiła go w szczękę. Okręciło nim, ale ustał. Potrząsnął tylko głową i uderzył na odlew. Ale godziny treningów na sali zaowocowały. Tommy zanurkował pod ciosem i potężnym hakiem wyprostował kolesia. Spod strzępów kominiarki ciekła krew.
Franko chwilę postał na krawędzi dachu rozeznając się w sytuacji. Podartymi łachami targał wiatr, ale nie przejmował się tym. Czasy, gdy mógł się przeziębić minęły bezpowrotnie. Poprawił tylko chustę na twarzy.
Widział skradającego się Tommiego. Zaklął widząc co robi osobnik na parkingu. Był silniejszy od Mistrza, a ten jednym ciosem skruszył pancerz Tommiego. Musiał szybko dostać się na dół. Po balkonach? Piorunochron? Nie nie utrzyma jego ciężaru. Zostają balkony. Zeskoczył na pierwszy, przelazł przez barierkę i opuścił się niżej, stopami wymacał kolejną barierkę.
- Wujaszek? To naprawdę ty? - zerknął zaskoczony sięgając dłonią ku barierce by się chwycić. - Przybij pionę.
Jakoś nastolatek klepnął dłoń Franko, ten nie trafił barierkę, chwyt ześlizgnął się po śniegu i jedyne co zdołał odpowiedzieć fanowi to:
- O kurwa!
Rąbał w zaspę, wyrzucony tuman śniegu powoli na niego opadał. Szumiało mu we łbie, pomacał i wyciągnął spod głowy kawał ukruszonego krawężnika. Powoli stał…
- Stary, przepraszam. Naprawdę, to był wypadek - usłyszał z góry. - nic ci nie jest?
Taa, jakby upadek z trzeciego piętra był czymś co Franko robił co dzień dla sportu. Kątem oka zobaczył jak Avalanche Kid okłada kamienną pięcia kolesia w kominiarce. Po kilku trafieniach kamienna pięścią wciąż stał. Franko wiedział co potrafi Tommy, zdarzyło im się przeprowadzić parę sparingów. I uderzenia Tommiego naprawdę robiły wrażenia na Franko.
Ale jeśli młody dostanie do kolesia rzucającego samochody, może nie być różowo. Właśnie zobaczył jak tomy uchyla się przed kolejnym ciosem, który gnie blachę na masce samochodu i druzgocze blok silnika.

koleś - 2 rany i szok, z szoku wyszedł
Tommy - zdrowy
Franko - tylko szok i wyszedł z niego, dwie jedynki na wspinaczkę więc musiało się coś stać malowniczego :)


Brooke grzebała po pulpicie. Połowa katalogów wołała o hasła dostępu. Nie dało się też ich nigdzie wysłać, bo też wołały o hasło. Najwięcej ciekawości wzbudził katalog o nazwie “Lazarus”. Miał kilka giga wielkości.
Reszta plików i katalogów zawierała typowo biurowo-laboratoryjne śmieci. Zamówienia na sprzęt, odczynniki, faktury itp. Zapewne można by coś z tego wydedukować mając pojęcie o tej dziedzinie nauki, ale nie zawierały żadnych wrażliwych danych.
Znalazła też początek raportu. Nie zawierał jeszcze tytułu, ale mówił o dużych postępach. O dających nadzieję wynikach i potrzebie szerszego testowania na ochotnikach. Coś o właściwie działających Inicjatorach w przypadku posiadania przez obiekt wyselekcjonowanego genu. Oraz o obiecujących wynikach hodowli transgenicznych obiektów. Co w połączeniu zaowocować miało milowym krokiem na… i tu się kończył raport. Data utworzenia pliku była dzisiejsza, wiec to to pewnie miał dokończyć ojciec.
O ile wyszukiwanie haseł “McNamara”, “IronsLabs”, “Maria Caldwell” nic nie dało, o tyle “Brooke” zaowocowało znaleziskiem. Brook rozpoznała, że to są wyniki badań genetycznych, choć co konkretnie oznaczają nie miała pojęcia. I nie były zabezpieczone hasłem.
Szybko przesłała wybrane pliki. Czas się jej kończył, słyszała jak ojciec zmywa po jedzeniu.
Jessi gorączkowo rozglądała się za patelnią.
“...podobno zabójcza broń...” gdy tylko przemknęło jej przez myśl, poczuła jak po ciele przebiegł jej nagły dreszcz. Od karku w dół, niczym mała fala płytki kombinezonu odwracały się zmieniając polaryzację, znowu stała się widzialna, ale tym razem kombinezon zdawał się być grubszy. Popatrzyła na swoje dłonie, pokryte rękawicami ze wzmocnieniami na kostkach. Z wierzchu dłoni płynnie formowało się ostrze. Nie miała pojęcia skąd, ale wiedziała, że niewielkie zgrubienia na przedramionach ukrywają wyrzutnie ładunków. Spojrzała w swoje odbicie w szybie lodówki z napojami. Dopasowany kombinezon pokrywał całe ciało, tworząc zgrubienia na witalnych obszarach. Podziwianie przerwał jej głos:
- O kurwa, co to ma być? Za wcześnie na helloween? - powiedział koleś z nożem. Jego wzrok padł na kończące formować się ostrze. - Chcesz na ostro? Nikt nie będzie pogrywał ze mną.
Mówiąc to skoczył tnąc nożem. Ze zdziwieniem zobaczyła, że odruchowo zbiła jego cios poza obręb ciała i poczuła jak jej druga ręka samoistnie zaczyna wymierzać cios. W ostatniej chwili odzyskała kontrolę, a ostrze minęło bandziora i kilka cali.
Po raz pierwszy zdarzyło się Jessi coś takiego, wcześniejsze odkrycia przy dniu dzisiejszym bladły. Najwyraźniej ta funkcja potrzebowała silniejszego bodźca by się uaktywnić. Co jeszcze mogła? Musiała się szybko dowiedzieć, bo reszta zaraz tu wpadnie.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:49.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172