Tura 21 - 2020.02.26; śr; g 23:00 Czas: 2020.02.26; śr; g 23:00 Miejsce: Los Angeles, dom Eda Warunki: jasno, ciepło, sucho, cicho na zewnątrz ciemno, chłodno, d.si.wiatr i pogodnie Ed wreszcie mógł po całym dniu wrócić do siebie. Odkąd rano wyjechał do pracy nie było go w domu cały dzień. Za oknem znów wiało chociaż nie aż tak mocno jak wczoraj czy jeszcze dzisiaj rano. Przed wyjściem z biura wczoraj wieczorem nie było wiadomo jak to będzie z tym sztormem. Jak zwykle służby federalne były postawione w stan podwyższonej gotowości gdyby trzeba było nieść pomoc mieszkańcom miasta. Sztorm trwał całą noc i z połowę dzisiejszego dnia. Chociaż na szczęście już nie tak drastyczny jak wczoraj. Niemniej odkąd ataki wiatru zelżały do normalnego poziomu i alarm gdzieś o 12-ej wreszcie odwołano to z miejsca zaczęły się prace porządkowe tak w biurze jak i w całym mieście. Rano korki były wyjątkowo uciążliwe gdy drogowcy, straż pożarna i osoby prywatne usuwały osuwiska i połamane gałęzie jakie jeszcze tam i tu ograniczały ruch uliczny. Biuro też odczuło skutki wczorajszej wichury. Jakimś pechowcom na parkingu przewalony słup telefoniczny przygniótł samochody. Jak rano wyjeżdżał na spotkanie z Duffym to jeszcze były przygniecione tym słupem ale jak już wracał wieczorem do biura to słupa i połowy zgniecionych samochodów już nie było. Podobnie piętro niżej poszło parę okien. Coś gruchnęło w szyby tak mocno, że wywaliło dziurę. Służby naprawcze miały tyle zgłoszeń, że obiecali zrobić jutro. Na razie nawet z parkingu widać było żółtą taśmę ostrzegawczą i bujającą się folię jaką zaimprowizowano stłuczone szyby. No tak, całe miasto dostało cięgi od tego sztormu. Ale duch amerykańskiej nieustępliwości z miejsca zabierał się za naprawianie tych strat. Jeszcze dzień czy dwa i większość standardowych szkód powinna zostać naprawiona. Na szczęście dla planów agenta Hoovera druga połowa dnia była o wiele spokojniejsza. W sam raz by wybrać się popływać łodzią. Sam oczywiście nie mógł popływać ale mógł wynająć coś pływającego. I to nawet w tym samym klubie do jakiego należała Alyssa. Okazało się, że członkostwo w klubie daje poważne zniżki na wynajem takiego sprzętu. Pomijając to, że spora część klubowiczów miała tu własne zabawki. Od małych żagłówek, przez dumne ścigacze aż po pełnomorskie jachty którymi śmiało można by pływać po szerokich morzach i oceanach. Z oczywistych powodów w klubie tym razem było dość tłoczno. Wielu właścicieli przyjechało sprawdzić stan swoich pływających skarbów a jak nie byli osobiście to mieli kogoś do tej roboty. Niektóre rejony portu i jednostki rzeczywiście wyglądały jakby oberwały solidnie w czasie ostatniego sztormu. Ale większość chyba zniosła to starcie z siłami natury dość dobrze. Koniec końców Edowi udało się wynając coś co było chyba żaglówką. Nie znał się na tym. Było to coś wielkości przeciętnej szalupy, z jednym masztem, żaglem ale miało też i silnik. W każdym razie ten mały jacht był w niezłym stanie i można go było wynająć od ręki a właściciel był na miejscu i zgodził się popłynąć w kilkugodzinny rejs. - Pierwszy raz na morzu? - zagadnął go Tom który wziął na siebie obsługę żaglówki oraz trasy. Jak sam mówił często to robił dla turystów albo innych gości więc nie była to dla niego żadna nowość. Trasa jaką mu pasażer pokazał na GPS też jakoś nie budziła jego sensacji. - Dookoła Catalina Island. Trochę w jedną i drugą stronę. Niewyraźna ta trasa. - stwierdził w końcu gdy przyjrzał się tej morskiej trasie wyznaczonej przez elektroniczną mapę. To, że trasa jest niewyraźna to Ed wiedział już od informatyków. Ostrzegli go, że to raczej przybliżone rejony gdzie był ów GPS a nie dokładna trasa jaką zwykle wyznaczano na takich urządzeniach. - Ładny widok nie? Rób pan zdjęcia, znajomym pokażesz jak miasto z morza wygląda. - zaśmiał się rubasznie i dobrotliwie gdy już dopływali do wyspy leżącej visa-vi miasta. Dopłynęli do tej wyspy w ok 3, prawie 4 godziny. Tyle samo zajął powrót no i trochę pływania przy samej wyspie. Całej trasy z GPS nie zdążyli zwiedzić bo jak twierdził Tom trudno było zrobić w pół dnia trasę na cały dzień. Ale zapraszał na jutro albo na kiedy indziej. Jak pogoda będzie ładna to z wynajmem łodzi nie powinno być problemu. Według niego taka trasa jaką klient mu pokazał na mapie to jedna z typowych jak ktoś miał chęci popływać przez jeden dzień forsownie. Ale częściej pływano weekendowo. Na początku weekendu na wyspę bezpośrednio lub cumować w jej pobliżu a pod koniec weekendu z powrotem do portu na stałym lądzie. Widoki były całkiem ładne. Zwłaszcza jak tak już nie wiało i nie kołysało. W pogodny, spokojny dzień można było uwierzyć dlaczego ludzie dla relaksu pływali w takie rejsy. Gdy wpływali z powrotem do portu na świecie panowały już wieczorne ciemności. Wadą wodnych szlaków było to, że nie zostawiały żadnych śladów. Jakby się ktoś chciał z kimś spotkać to miał do dyspozycji całe morze. Nawet na szlaku wyznaczonym przez GPS do spotkania mogło dojść w dowolnym punkcie. A namiar z grudniowej trasy Alyssy nie był aż tak dokładny by wskazać czy dobiła gdzieś po zewnętrznej stronie wyspy czy nie. Ale Tom był sceptyczny. - Na jeden dzień to bardzo forsowna trasa. Trzeba by cały czas płynąć. Dla jednej osoby to niezły sprawdzian. Nie dla amatorów. Nie bardzo jest czas i miejsce by się gdzieś na dłużej zatrzymywać. I jeszcze dobre wiatry trzeba by mieć a to już kwestia pogody. Sam pan widzisz jak to z tą pogodą. Rano pizgało a teraz jest spokojnie. - brzuchaty wilk morski kręcił swoją ogorzałą głową w białym kapelusiku jakim zwykle używali wędkarze i im podobni turyści. Wątpił by ktoś miał czas na coś więcej niż żeglowanie. I dało się słyszeć szacunek dla kogoś kto samotnie był w stanie pokonać taką forsowną trasę. --- A pierwsza połowa dzisiejszego dnia była dość wietrzna. No ale nie aż tak jak wczoraj i w nocy. Widocznie pogoda się wyszumiała przez ten czas. Albo takie nadzieje dawały poranne prognozy pogody. Ale rano jak Ed nie musiał zmagać się z żaglami i bujaniem fal to aż tak istotne to nie było. Spotkał się rano z policyjnym detektywem który do niedawna prowadził śledztwo śmierci Salvado. Spotkali się w tej samej kawiarni z kawą i pączkami co poprzednio. Była tak blisko, że przez okna widać było budynek komisariatu w jakim pracował Duffy. Pewnie dlatego znów przynajmniej przy jednym stoliku siedzieli jacyś jego mundurowi koledzy z jakimi wymienił powitalne skinienia głową nim usiadł z facetem w cywilu przy innym stoliku. - Nie znam typa. - Ken zaczął od tego o co pytał kolega z bratniej służby. Jak mu Ed pokazał te filmy od Morgana gliniarz przyjrzał im się uważnie, coś sobie zapisał i o nim i o tym sedanie, wysłuchał co agent mówi o tym co się dowiedział z kamer ruchu ulicznego no i skończyło się na tym, że wyszli na ten wietrzny poranek i przeszli kawałek do tej kawiarni. Mimo wiatru było całkiem słonecznie więc wewnątrz było tak przyjemnie jak zwykle. Tylko ten wiatr za oknem wiał aż szyby trzeszczały. A jak się poskarżyła kelnerka w nocy im na zapleczu wywaliło śmietniki i cały ranek im zeszło na sprzątaniu tego syfu. No ale przy kawie i pączkach mogli pogadać na spokojnie. No więc Ken nie znał typa. - Widziałeś jak się ubrał do tego numeru u Morgana? Skubany musiał wiedzieć, że tam są kamery. Ani razu nie spojrzał bezpośrednio w kamerę. Zresztą potem u nas w komisariacie też. - detektyw podzielił się swoimi uwagami na temat obejrzanego materiału filmowego. Właściwie nie zamówił sobie pączków ale pełnoprawne śniadanie z jajkami sadzonymi, frytkami, bekonem i surówką. Zresztą polecał koledze tutejszą kuchnię. Sam w domu zwykle nie jadł i stołował się tutaj. Jak spora część kolegów z komisariatu. - Jacyś ogarnięci. Równie dobrze mogli mieć jakąś charakteryzację pod tymi czapkami i kapturami. Poza wzrostem i tego, że to białas nawet na filmie niewiele widać. Zobaczymy z tym sedanem. Może coś się znajdzie. Orange mówisz? Zobaczymy. - zerknął w przelocie na swojego kolegę federalnego i z zapałem zaczął kroić kawałek bekonu który zaraz wpakował sobie do ust i namiętnie zaczął go przeżuwać. - My nic nie mamy o tych monterach. Nie pasuje nam żaden gang. Może jacyś cyngle. Albo kasiarze. Muszą mieć kogoś od komputerów. Może to jeden z nich albo ktoś trzeci. Ten co gadał z naszym dyspozytorem i podszył się pod biuro Morgana. Ale analiza głosu nic nie wykazała. Byli w rękawicach więc odcisków palców też nie ma. Nie było strzelaniny ani seksu więc śladów krwi ani nasienia nie ma. Mieli te czapeczki i kaptury to z włosami ciężko. Generalnie nie zostawili po sobie zbyt wielu śladów. Właściwie są tylko nagrania. Te co widziałeś. Nieźli są. Naprawdę nieźli. To ktoś z zewnątrz. Spoza miasta. Nie pasuje nam do żadnej ze znanych ekip jakich znamy. Albo to nowa ekipa albo ktoś sprowadził zawodowców spoza miasta. Ale daliśmy znać innym komisariatom. Może ktoś się z czymś zgłosi. Na razie cisza. Ale jak na mój psi nos mamy nową ekipę kowbojów w mieście. - w miarę jak jadł Ken trochę niewyraźnie przez to, że jadł ale podzielił się z agentem swoimi wnioskami na temat fałszywych monterów. Zbyt wiele tego nie było. Raczej wnioski jakie razem z partnerem wyciągnęli głównie z filmów albo rozmów ze świadkami. - Macie u siebie jakichś łebskich kolesi od komputerów? Może wasi coś znajdą. Nasi mówią, że kowboje musieli przygotować ten numer, zeskanować co się dało z Morgana, podszyć się pod niego a potem czekać na zgłoszenie. Mogli nawet sprawdzić ile czasu zajmie dojazd od nich do nas bo mniej więcej przyjechali o czasie. O tak, przygotowali się. Dobrze się przygotowali. - Ken odwdzięczył się małym szczurem z nagraniem owej rozmowy z końca stycznia z podstawionym biurem Morgana. Czy informatycy z DEA wyciągnął coś więcej niż ci z komisariatu tego na razie ani Ken ani Ed nie wiedzieli. - Jest jeszcze coś. Furgonetka. - policyjny detektyw podjął kolejny wątek tak samo jak kolejny kęs swojego śniadania. - O ile stary Morgan nie prowadzi jakiejś podwójnej ewidencji to każda z jego furgonetek ma alibi na ten dzień. Co oznacza, że kowboje musieli użyć własnej. No biały Transit to jeszcze nic specjalnego. Może taką mieli. Jak nie to musieli przemalować na biało. Ale te naklejki napisów firmowych to już musieli gdzieś zrobić specjalnie na ten numer. Albo skorzystali z jakichś firm reklamowych albo mają odpowiedni sprzęt by zrobić to samemu. Na razie wysłaliśmy zapytanie do firm zajmujących się poligrafią ale na razie cisza. I jeśli nie są durniami, a raczej na to nie wygląda, to po tym numerze powinni się pozbyć tego Transita. Jak by im poszło tak sprawnie jak u nas to pewnie nigdy go nie znajdziemy. - detektyw rozłożył ramiona na znak, że próbują ugryźć tą sprawę z każdej możliwej strony no ale na razie wymownych postępów za bardzo nie mają. Jakby dało się odnaleźć taki samochód użyty do przestępstwa mógłby być do dowód albo chociaż poważna poszlaka w śledztwie. No ale pewnie sprawcy o tym wiedzieli i często pozbywali się takich obciążających dowodów. Mniej lub bardziej skutecznie. Czasem po paru dniach, tygodniach, miesiącach czy latach policja natrafiała na jakiś spalony czy “zgubiony” pojazd jakiego użyto w jakimś przestępstwie albo były zamieszane w coś podejrzanego. Tylko amatorzy albo desperaci używali do takich rzeczy swoich własnych pojazdów. --- Wcześniejszy sztormowy dzień przyniósł natomiast wysyp nazwisk, twarzy i ksywek członków różnych gangów, przestępców, członków karteli i innych podejrzanych typów. Jak się zawęziło do samych mężczyzn rasy kaukaskiej to też nadal było z ćwierć setki, pół albo dwie setki pozycji. W zależności jak ścisłe kryteria się brało pod uwagę. Ale przy kolejnym wąskim gardle ludzi o policyjnym, federalnym czy rządowym przeszkoleniu zrobiło się z tego pół tuzina do tuzina. Znów w zależności od przyjętych widełek. Jednym z kandydatów jakich sugerował komputer był Philip Ruis. Anarchista i antyglobalista. Miał na koncie sporo spraw sądowych ale zwykle za zakłócanie porządku i niszczenie mienia. Mniej więcej pasował do rysopisu, białas, chuderlawy, z małą bródką. Jakby go ubrać w te bejsbolówki i raperskie, luźne ciuchy to nawet podobny do tego typa co był u Morgana pod koniec stycznia. Miał też do pewnego stopnia podobny styl “pracy” jaki wykonano na komisariacie. A więc zwykle podszywał się za listonosza, kuriera czy dostawcę pizzy i czasem udawało mu się pod tą przykrywką dotrzeć naprawdę daleko. Tylko zwykle “na mecie” walił pacyfy sprejem lub coś podobnego a potem ulatniał się zanim się ktoś połapał co jest grane. Nie zawsze mu się udawało stąd te wyroki. Ale wręcz szczycił się takimi numerami a na swoim blogu całkiem chętnie o nich opowiadał jak z policji i systemu zrobił durniów. Ale o numerze z końca stycznia nie było ani słowa. Pod względem schematu działania to Ruis okazał się najbardziej wpasowany w schemat działania. Wydawał się mieć możliwości i nerwy wykonać taki numer. To przemawiało za nim. Przeciw był brak pacyfy na komisariacie no i cisza na blogu. Drugim z kandydatów był Nelson. Max Nelson, lat 28. Urodzony w Kaliforni, zdawał na akademię policyjną, nawet był już na rekruckim stażu czyli jeździł na patrole z prawdziwymi gliniarzami ale odszedł. Akta ujawniały, że był zamieszany w dilowanie, haracze, nadużywanie władzy i pały i takie tam. Groził mu proces sądowy ale się zwolnił w porę. Od czasu do czasu robił różne numery podszywając się pod policjanta. Ze dwa razy był tak wiarygodny, że nabrał nawet zawodowych gliniarzy. Co więcej podczas swoich policyjnych praktyk miał nawet przez parę dni dyżury na obrobionym w styczniu komisariacie. Chociaż to było ładne parę lat temu. Za nim przemawiało to, że znał gliniarzy, umiał się pod nich podszyć i parę lat temu ale bywał na właściwym komisariacie. Przeciw było to, że brakło rabunku. Zwykle Nelsonowi chodziło o pieniądze jak odstawiał swoje numery z odznaką. No i nie było znane obecne miejsce zamieszkania. Trzecim był Henry Knotz. Były agent FBI który parę lat temu zwolnił się ze służby. Ekstremista w sprawie napływu imigrantów do USA. Członek organizacji paramilitarnej jaka jeździła wzdłuż meksykańskiej granicy by wyłapywać nielegalnych. W ogóle nie był podobny do rysopisu żadnego z monterów. Głównie z powodu swojego wydatnego brzucha zdradzającego niezdrowy tryb życia. Ale charakter i umiejętności sytuowały go na czele listy podejrzanych jeśli chodziło o kogoś kto byłby zdolny zaplanować taki numer. Minusem był brak motywu. Po co miałby grzebać w jakiejś płycie na zapleczu miejskiego komisariatu? No ale był podejrzany o kilka niewyjaśnionych przestępstw które cechowały się starannym planowaniem. Ale zwykle chodziło o coś przeciw kolorowym albo imigrantom. Nigdy niczego mu jednak nie udowodniono. Żaden z kandydatów nie wydawał się powiązany z Salvado i jej śmiercią. Niektórzy jednak mogli mieć umiejętności albo charakter aby wyrolować posterunek na jakim pracowali Duffy i MacNamara. --- To wszystko jednak było wczoraj albo dzisiaj. Teraz był wreszcie w domu i mógł odpocząć. Choćby przejrzeć jeszcze raz listę osób jakie przebywały tamtej nocy w hotelu. Tak gości jak i obsługi. Z obsługą było łatwiej bo skoro placowali w hotelu to raczej byli na miejscu. Z gośćmi trudniej bo po miesiącu od zdarzenia raczej nie należało oczekiwać, że wciąż będą mieszkać w hotelu. Niemniej obaj policyjni detektywi sprokurowali listę kilkudziesięciu osób. Ale koncentrowali się w przesłuchaniach albo na gościach będących w sąsiednich pokojach, w restauracji albo na obsłudze hotelowej. No i już z godzinę przed północą okazało się, że dniówka agenta federalnego niekoniecznie się kończy gdy wraca on do siebie do domu. Najpierw zadzwoniła koleżanka z pracy. - Cześć Ed. Mam nadzieję, że nie budzę. - zaczęła Patricia tonem sugerujacym, że do głowy nie bierze, że jest już w piżamie i w łóżku. - Właśnie staram się nie wkurzać bardziej mojego chłopaka, że rozmawiam z kolejnym facetem którego on nie zna jak dopiero co “flirtowałam” z jakimś Hiszpanem z Majorki na randkowej stronie. - zaczęła z grubej rury po krótce dając znać koledze jak wygląda u niej sytuacja. Zanim zdążył coś powiedzieć szybko ciągnęła dalej. - Nieźle mówi po angielsku ale widać, że obcokrajowiec. Niezły bajerant. Może podobać się kobietom. Jakbym tam była u niego pewnie bym popłynęła z nim łódką na te akwalungi. O Salvado on nic nie mówił ani ja nie pytałam. Nie chciałam go płoszyć. Pytałam czy był ostatnio w USA albo na Karaibach. Mówił, że nigdy nie był ale bardzo chciałby. A teraz wybacz muszę przytulić do piersi mojego mężczyznę. Ciao. - tak szybko jak zaczęła to i skończyła. Nawet nie była to rozmowa tylko zdanie na gorąco relacji z rozmowy z Longo. A gdy Ed odłożył telefon i jeszcze był na etapie zastanawiania się nad tym wszystkim telefon znów zadzwonił. Chociaż tym razem nie dzwoniła sympatyczna koleżanka z pracy. - Cześć Ed. Jak pogoda? Nie zmyło was do morza? - agent Johnson z Margarity wydawał się być bezczelnie zadowolony z siebie, że dzwoni o tak późnej porze. Zaśmiał się krótko i zdawkowo ale okazało się, że nie dzwonił tylko po to by sobie pożartować. - Słuchaj Ed, siedzisz jeszcze w tej sprawie Salvado? Miałem trochę czasu tutaj to się rozejrzałem. Teraz jak wiadomo za kim to łatwiej. Pewnie wiesz, że cała ta twoja trójka z agencji turystycznej zaliczyła lot z Wenezueli do LA 15-go? - zapytał pro forma. Akurat tak podstawowe dane kolega z LA znał odkąd dostał tą sprawę. To akurat nie budziło żadnych właściwości, że cała trójka przyleciała porannym lotem w środę 15-go stycznia. Potem pojechali do hotelu no a koło północy znaleziono Salvado martwą na hotelowym chodniku. Tak więc akurat tu nie było nic niejasnego. Ale ton Johnsona sugerował, że jednak coś odkrył. - No zakładam, że wiesz skoro przysłałeś nam tą makulaturę. A wiesz, że oni mieli zamówiony lot powrotny do LA tydzień później? Mieli wracać po następnym weekendzie. W poniedziałek 20-go. Ale we wtorek, 14-go zmienili plany i zamówili lot na następne rano. Dlatego wrócili 15-go. Może to nic ale skoro się dowiedziałem to pomyślałem, że ci powiem. - rzucił tak luźnym tonem jakby sobie siedział przy skraju basenu pięciogwiazdkowego hotelu popijając drinka z parasolką. I właściwie tyle miał do powiedzenia więc rozmowa potem już dość szybko się skończyła. |
|
Tura 22 - 2020.02.28; pt; g 20:00 Czas: 2020.02.28; pt; g 20:00 Miejsce: San Diego, restauracja “U Bena” Warunki: jasno, ciepło, sucho, cicho na zewnątrz ciemno, umiarkowanie, umi.wiatr i ulewa Na zewnątrz niby było 24*C. Tak przynajmniej pokazywały termometry. Ale na zewnątrz było już ciemno jak w nocy i przez tą ulewę jaka zalała ulice zrobiło się dość nieprzyjemnie. Dobrze, że chociaż wewnątrz restauracji było cicho, ciepło i spokojnie. Ale z tego powodu także i pusto. Poza nimi dwoma siedziało ledwo parę osób rozsypanych pojedynczo albo w parach po tym lokalu nastawionym na podawanie różnych posiłków o różnych porach doby no i niezastąpionych, dolewkach kawy. Były agent FBI nie sprawiał osoby prowadzącej zbyt aktywny tryb życia. Raczej na zwolennika szybkiego, śmieciowego jedzenia. Ale jednak zgodził się na to by inny agent federalny go odwiedził w San Diego. Z LA nie było tak daleko, zresztą adres Knotza też był jakiś z okolic San Diego a nie samego miasta. No ale widocznie wolał się spotkać na w miarę neutralnym gruncie. Chociaż skoro to on zaproponował lokal to pewnie nie był mu obcy. - Ale leje nie? - zapytał grubas bawiąc się papierowym kubkiem po coli jaką zamówił do bardzo kalorycznej kolacji. Zdążył wysłuchać co szczuplejszy kolega ma do powiedzenia z tą propozycją i widocznie sobie teraz kalkulował nad odpowiedzią zagajając po drodze o pogodę. No faktycznie Ed mógł potwierdzić bo musiał przejechać samochodem ten kawałek między miastami w tą ulewę. Dobrze, że nie było takiego sztormu jak ostatnio bo chyba by trzeba przełożyć to spotkanie. Czekając aż gruby się namyśli Ed, tak samo jak po drodze do San Diego miał okazję wspomnieć południowe spotkanie z dwoma kolegami Salvado. W środę jak do nich zadzwonił to Grinberg wydawał się zdziwiony tym telefonem i samym zaproszeniem. Maxwell już mniej no ale może kolega zdążył mu coś powiedzieć zanim agent specjalny DEA do niego zadzwonił. No ale żaden nie robił trudności, obaj zgodzili się przyjechać w piątkowe południe. Czyli dzisiaj parę godzin wcześniej. Więc ten etap planu poszedł bez większych trudności. Ale albo tamci nie do końca wierzyli w szczere i przyjazne intencje agenta Hoovera, albo ten się czymś zdradził no albo po prostu zadziałali profilaktycznie bo przyjechali z adwokatem. Jednym ale Maxwell nie zgodził się rozmawiać bez adwokata więc skończyło się na tym, że Chris z Edem rozmawiali najpierw z jednym a potem drugim w towarzystwie ich papugi. Obaj też mówili całkiem chętnie i nie sprawiali wrażenia, że coś mataczą. - No tak, to prawda, zmieniliśmy termin powrotu. - mimo zdziwienia tematem rozmowy to Grinberg przyznał bez większych oporów do tego o czym parę dni temu mówił Johnson. - To przez Al. Kompletnie się posypała. A nasza trójka działa jak sprawny mechanizm jak kogoś nie ma to mechanizm nie działa zbyt dobrze. No i martwiliśmy się o nią. Dlatego postanowiliśmy, że jej dobro jest ważniejsze niż nasza praca i postanowiliśmy wrócić do domu wcześniej. - kolega Salvado wyjaśniał motywy jakie nimi kierowały przy zmianie tego terminu powrotu do Stanów. - A nie mówiłem o tym wcześniej bo wydało mi się to mało istotne no i właściwie wyleciało mi to z głowy. No ale jak teraz pytasz to rzeczywiście tak było. - przyznał z pewnym zażenowaniem i skruchą, że nie pamiętał o tym podczas pierwszej rozmowy. Natomiast ten wariant o ochronie w zamian za zeznania zdumiał go kompletnie. Nawet może trochę obraził. - Chyba sobie za dużo pozwalasz. - żachnął się przesłuchiwany, zwłaszcza, że adwokat przytomnie wspomniał, że takie rzeczy to trzeba specjalny wyrok sądowy i tak dalej i to znacznie wykracza poza standardowy nakaz sądowy od prokuratora co zresztą było prawdą. - Nie wiem czego się dopatrujesz w tej sprawie. Jakieś nie wiadomo co. Przyjechałem tu aby wam pomóc. Mówię jak było, poświęcam swój czas jaki powinienem być teraz w pracy by oczyścić imię naszej przyjaciółki i pomóc wam wyjaśnić wszelkie niejasności. A ty mi tutaj wyskakujesz z czymś takim? - Grinberg popatrzył na przesłuchującego urażonym wzrokiem jakby zawiódł jego zaufanie i podważał dobrą wolę i chęć współpracy. - I nawet nie wniosłem sprawy do sądu za to nachodzenie bo prosiłeś o to. - przypomniał o ich rozmowie telefonicznej z początku miesiąca gdy chyba rzeczywiście zrezygnował z pozwania DEA do sądu bo do tej pory żadne wezwanie do biura nie przyszło. W każdym razie chociaż obaj koledzy Alyssy złożyli podobne zeznania to na jakiś przełom to nie wyglądało. Grinberg miał chyba za złe agentom, że doszukują się nie wiadomo czego i tak jakby celowo coś zataił a nie przez nieuwagę czy pomyłkę. Wyglądał na rozgniewanego czy wzburzonego chociaż starał się nad tym zapanować w czym pomagał mu adwokat przypominając wszystkim, że nie musi odpowiadać na żadne pytania a agentom, że jeśli nie mają podstaw do postawienia jego klienta w stan oskarżenia to lepiej by puścili ich do domu. Sens zeznań Maxwella był mniej więcej podobny. W ogóle mu wyleciało z głowy ta zamiana biletów, Chris o to wcześniej nie pytał a to o co pytał to przecież mu odpowiedział. Ale z ich dwóch to widać było, że to żylasty i starszy Grinberg jest ten od gadania. Pulchny informatyk jak tylko zorientował się co Ed chce mu zaproponować czy uderzyć w ostrzejszy ton właściwie zamilkł i pozwolił mówić adwokatowi. Więc ostatecznie okazał się jeszcze bardziej powściągliwy niż jego kolega z pracy. Ed w końcu nie mówił im wcześniej po co chce ich wezwać więc raczej nie mogli wiedzieć, że będzie pytał o te zmiany terminu powrotu. A niezależnie od siebie złożyli podobne zeznania. Czyli albo ustalili zeznania wcześniej albo po prostu było tak jak mówili. - No niezłe z nich numery. - zaśmiał się cicho Knotz gdy spojrzał na ekran gdzie zamarł kadr z fałszywymi monterami. - Ale wyjaśnijmy sobie jedno na samym początku. - przerwał na chwilę by przykuć uwagę rozmówcy do tego co powie. - Ja nie miałem z tym nic wspólnego. Pierwsze słyszę, że ktoś u was wywinął taki numer krawężnikom. - zaznaczył dobitnie odcinając się od tego przekrętu. - Znam parę osób co mogłoby się pokusić o taki numer. Ale nie widzę motywu. To jacyś zawodowcy. Na pewno nie jest to ich pierwszy taki numer. Zrobili to praktycznie bezbłędnie. Z rysopisem ciężko bo się zamaskowali. Jak są aż tak dobrzy to nawet to co widać może być podpucha. Odcisków palców też pewnie nie ma co? - były agent FBI odsapnął po obfitej kolacji i zabrał się za lody jakie zamówił na deser. Zerknął sponad miseczki pełnej lodowych pyszności na rozmówcę i chyba nie spodziewał się potwierdzenia z tymi odciskami. - Miałbym ich sam zacząć szukać to zacząłbym od samochodów. Skądeś musieli je wziąć i jeździć nimi po ulicach. Nawet jak je potem zutylizowali. - przerwał by nabrać łyżeczką kolejną zimną porcję lodów i wpakować sobie do ust. - I cała akcja wygląda jak z dupy. Po co oni weszli na ten komisariat? By zniszczyć nagrania z jakiegoś hotelu? - popatrzył sceptycznie na rozmówcę. Znów pokręcił głową jakby mu się to kompletnie nie kleiło. - Jak dla mnie bez sensu albo jest coś czego mi nie mówisz. Zobacz jak się przygotowali. U tego kolesia z serwisu, z samochodami, przebierankami. I co? Wchodzą na komisariat w biały dzień po to by skasować nagrania? Bzdura. Łatwiej by było zabrać te płyty albo podmienić. No albo to tylko wierzchnia warstwa i chodzi o coś jeszcze. - Henry znów pokręcił głową na znak, że nie kupuje takiej wersji. Akurat z zabraniem płyt mógł mieć rację a mógł nie mieć. Ed nie był pewny jak dokładnie ich pilnowano gdy łazili po zaciemnionym komisariacie ale było jakieś ryzyko, że policjanci mogli ich jednak zrewidować przy wyjściu. Podobnie z podłożeniem fałszywek. Te były ręcznie podpisane przez ochronę hotelu co byłoby trudne do podrobienia. Trzeba by wiedzieć jak wyglądają te płyty i jakie napisy podrobić. Pod tym względem przejechanie ich szmatką z kwasem wydawało się dość proste i bezpieczne do zrobienia. Z mokrej szmatki w kieszeni monter mógł się wytłumaczyć na różne sposoby. A z tego co pokazywali mu informatycy to przejechanie szmatką po płycie to wystarczyła tylko chwila. No ale to by wyjaśniało tylko część wątpliwości jakie żywił Henry. - Motyw mi się nie klei w tej całej sprawie. Niezły numer, z jajem, widać rękę zawodowców ale po co? Po co to wszystko? Nawet jak to zawodowcy wynajęci do tej roboty to tylko przesuwa to pytanie o krok dalej. Po co to wszystko? Wygląda mi na jakąś przykrywkę. Może nie chcieli coś zabrać czy zniszczyć tylko podłożyć? Tacy kolesie nie są tani. Ktoś musiał mieć cholernie dobry powód czyli nieźle trząść gaciami by sięgnąć po takich spryciarzy. - Knotz widocznie zgadzał się, że akcja fałszywych monterów była przygotowana i przeprowadzona bardzo profesjonalnie. No ale nie mógł doszukać się motywu takiego numeru. Motyw z wyskakującą przez okno laską, nawet jakby ktoś jej w tym pomógł wydał mu się naciągany. - Nie znasz podstaw Ed? A kto by najbardziej zyskał na śmierci denata? I to nie filmy by szukać jakiś kosmicznych zabójców z Marsa. W ilu procentach ofiara znała swojego zabójcę? W 80? W 90? Bo przestałem chodzić na kursy szkoleniowe ale za moich czasów to jakoś tak to szło. Przejrzyj jej znajomych. Partnerów, byłych partnerów, rodzinę, przyjaciół, kolegów z pracy, kochanków, nawet tych co byli wtedy w hotelu. Jasne, mógł jej pomóc wyskoczyć ktoś kto akurat przechodził korytarzem i wlazł do jej pokoju. No ale chyba słyszysz jak to brzmi? - przerwał na chwilę jedzenie lodów z pucharku by przekrzywić głowę i dać wyraz jak jego zdaniem to niedorzecznie brzmi. - Jak nie było śladów włamania do pokoju to pewnie sama wpuściła swojego zabójcę. Skoro nie wierzysz w samobójstwo. Ja bym zaczął od hotelu. Jak ktoś jej pomógł wypaść przez okno to cudów, nie ma, musiał być w tamtą noc w tamtym hotelu. A co mają z tym wspólnego ci monterzy to nie mam pojęcia. Ale bez tej laski pewnie nie byłoby tych monterów i całej reszty. - mruknął dość obojętnie ale wydawał się być przekonany co do swoich racji i trafności uwag. Nawet jeśli nie wiedział wszystkiego i chyba nawet niekoniecznie go interesowały wszystkie detale. - Dobra lody mi się skończyły. Masz coś jeszcze do zaoferowania to nawijaj jak nie to spadam do siebie. - grubas powiedział odsuwając od siebie już pusty pucharek gdy wreszcie skończył jeść na ten wieczór. Albo na to spotkanie. |
|
Tura 23 - 2020.03.02; pn; g 10:00 Czas: 2020.03.02; pn; g 10:00 Miejsce: Los Angeles, biuro Eda Warunki: jasno, ciepło, sucho, cicho na zewnątrz jasno, umiarkowanie, powiew i pogodnie Agent Hoover siedział przy swoim klimatyzowanym biurku. Dzisiaj na zewnątrz było całkiem przyjemnie. Słonecznie i pogoda w sam raz by chodzić nawet bez marynarki. Chociaż wewnątrz klimatyzowanego biura gdzie panowały stabilne warunki i tak to było trochę abstrakcyjne warunki póki było się wewnątrz. A agent Hoover poza swoimi codziennymi obowiązkami i powinnościami agenta specjalnego DEA musiał sprokurować comiesięczny raport. W końcu skończył się jeden i zaczął kolejny miesiąc. Cały miesiąc siedział już nad tą sprawą Salvado. A wydawało się jakby dostał tą sprawę wczoraj. W ostatnią sobotę Blecher przywitał go z miną wiecznego niezadowolenia. Jak zwykle Ed nie był pewny czy to z powodu jego wizyty, tego z czym przychodzi czy też coś innego jak zwykle zaprzątało głowę szefa. Zresztą może i coś innego bo podobno z każdym rozmawiał podobnie. - Księgowy? Hoover my tu mamy kartele do rozpracowania, mafię a ty chcesz poświęcić jednego z naszych speców od pralni pieniędzy na sprawdzenie ludzi z sąsiedniego komisariatu? Myślałem, że prowadzisz sprawę w sprawie podejrzanego samobójstwa jakiejś laski z agencji turystycznej. - zapytał z miną ociekającą sceptycyzmem. Nie wyglądał na całkiem przekonanego gdy Ed przyszedł do niego z prośbą o przydzielenie księgowego dla sprawdzenia ludzi z 14-go komisariatu. Pokręcił głową na znak, że nie bardzo mu się to widzi, ani podoba ale skończyło się na tym, że “zobaczy co da się zrobić”. No i tak ten wątek się skończył aż do dzisiejszego poranka. Widocznie mimo sceptycyzmu coś się jednak dało zrobić bo dziś rano do biura przyszedł pulchny grubasek w okularach i trochę wymiętej koszuli. Przedstawił się jako Rob Dobson. Ed znał go z widzenia jak wielu innych agentów różnych specjalności jacy przewijali się przez biurowiec ale dotąd nie współpracowali ze sobą. Rob okazał się sympatyczniejszy od sceptycznego szefa. No ale o to akurat nie było trudno. - To powiedz mi o co chodzi Ed. Szef mi tylko powiedział, że o 14-y posterunek. Ale czego dokładnie mam szukać? Kogo wziąć na tapetę? - zapytał gdy usiadł po drugiej stronie biurka zwykle przeznaczonego dla gości i petentów po tym gdy się wstępnie przywitali. Nie ukrywał, że najlepiej jakby chodziło o jedną czy dwie konkretne sposoby. Bo szukanie w ciemno to zajmuje sporo czasu. Prześwietlenie kilkudziesięciu ludzi z całego komisariatu to by mogło zająć parę tygodni. Może i miesiąc. Więc właśnie łatwiej by było jakby Ed miał swoich “faworytów” do sprawdzenia. No i tak sobie miał Ed okazję porozmawiać dzisiaj z rana z Robem na temat obsady 14-go komisariatu. Jego własne śledztwo w sprawie śledztw prowadzonych ostatnio na tym komisariacie przyniosło średnie wyniki. Po części dlatego, że nie miał pewności czy dotarł do wszystkich spraw prowadzonych przez ten komisariat. W końcu nie miał wglądu w dokumenty tej placówki. Niemniej były spore szanse, że jeśli poszło o jakieś grubsze sprawy to jakaś wzmianka powinna być. Ja nie w gazetach to mediach społecznościowych albo nawet stronie internetowej samej 14-ki gdzie pojawiał się biuletyn informacyjny w sprawie zakończonych lub toczonych spraw. Zwłaszcza tych zakończonych pozytywnie gdzie policja miała czym się pochwalić swoim obywatelom. Wyglądało na to, że ten taki raczej przeciętny posterunek prowadzi przeciętne raczej przeciętne sprawy. Kradzieże aut, włamania do domów, napady rabunkowe, interwencje w klubach gdy chodziło o jakieś burdy, zgarnianie dziwek czy meneli za zakłócanie porządku. Pod tym względem sprawa Salvado się o tyle wybijała, że jako jedna z nielicznych została wspomniana w mediach. Dokładniej w tym lokalnym brukowcu, w kronice kryminalnej. Podobnie jak jeden z napadów na sklep wielobranżowy “211” bo był z użyciem broni i kilku zamaskowanych przestępców oraz zabójstwo prostytutki jaką znaleziono na ulicy. W “Daily LA” opisano to jakby chodziło o kolejnego Kubę Rozpruwacza pewnie dlatego, że chodziło o prostytutkę właśnie. Ale nawet w artykule pisało wyraźnie, że przyczyną śmierci było przedawkowanie narkotyków chociaż było o tyle podejrzane, że kobieta nosiła ślady przemocy fizycznej. Jako kogoś z DEA mogło też interesować nalot na siedzibę dealera jaką przeprowadzili funkcjonariusze posterunku. Aresztowano cztery osoby które oskarżono potem między innymi o handel i posiadanie narkotyków, stawianie oporu przy aresztowaniu, posiadanie nielegalnej broni i tego typu klimaty raczej rutynowe gdy chodziło o handel narkotykami. Chociaż sprawa raczej wyglądała na zgarnięcie kolejnej płotki i może jakiegoś pechowego klienta albo kumpli co akurat byli u niego podczas nalotu. Żadne z tych przestępstw jednak nie wydawało się jakoś powiązane ani ze śmiercią Salvado ani z jakimiś kartelami które by mogły interesować DEA. Nawet jeśli zgarnięcie tego dealera mogło podnieść adrenalinę jakiemuś zjadaczowi gazetowej makulatury, że po sąsiedzku dzieją się “takie rzeczy” no ale na agencie federalnym raczej nie robiło wrażenia. W końcu od tego była policja by zajmować się takimi płotkami rutynowo. I właściwie wyglądało na to, że ci z 14-ki za najbarwniejsze sprawy z początku tego roku to mieli właśnie tą Salvado, napad na sklep z bronią w ręku, śmierć tej prostytutki znalezionej na ulicy no i zgarnięcie tego dealera. I tyle. Reszta to była drobnica jaką nawet policja zajmowała się raczej rutynowo. W międzyczasie na chwilę wpadła Patricia. Powiedziała, że w weekend rozmawiała z Londo, nawet przyjemnie się rozmawiało, zawodowy flirciarz i amant, jak speca od nurkowania określiła agentka. Nawet starała się go nakierować czy już z jakimiś Amerykankami przed nią się nie kontaktował wcześniej ale zarzekał się, że nie. W sensie, że nie w stanach czy Karaibach. Tylko z tymi co przylatywały na Majorkę. A nie chciała go pytać bezpośrednio czy znał Salvado albo się z nią spotkał. - No ale mogę go zapytać. Na moje oko to to zwykły bajerant jest, korzysta z tej strony randkowej by się zareklamować i umówić z jakimiś dziewczynami co tam bawią na Majorce. Sprawdziłam jego wizę i wyloty. Nie znalazłam by był u nas albo na Karaibach. Salvado zostawiam tobie ale jeśli ona też nigdy nie była tam u niego to raczej się pewnie nigdy nie spotkali osobiście. I to pewnie nie on pomógł jej zejść z tego świata. - młoda agentka nadal nie przejawiała przekonania, że Lando jest jakoś zamieszany w sprawę śmierci Amerykanki w LA w połowie stycznia. I dała do zrozumienia, że ten bonus współpracy o jaką ją Ed prosił w zamian za te pijane fotki Truckera to chyba właśnie zaczyna się wyczerpywać. Blecher co prawda nie widział przeszkód by Ed poprosił Racetti’ego o to badanie na wykrywaczu kłamstw. Tylko, że to badanie było dobrowolne. Jak z badaniem na alkomacie czy prawem do odmowy zeznań. Jeśli ktoś nie miał ochoty nie musiał się poddać takim badaniom. Co prawda mogło to budzić wątpliwości na rozprawie sądowej czy opinii publicznej no ale było jak najbardziej legalne. Ale zostawiał tutaj wolną rękę agentowi prowadzącemu tą sprawę. No ale na razie czekało go trochę papierkowej roboty z tym miesięcznym sprawozdaniem jakie dziś czy jutro powinien oddać do archiwum. Mógł napisać, że dalej prowadzi sprawę śmierci Salvado no ale jakby na koniec marcowego sprawozdania też miał napisać, że dalej prowadzi tą samą sprawę to już by nie wyglądało zbyt dobrze. W końcu ile można siedzieć nad jedną sprawą która zdawała się już rozwiązana i zamknięta przez policję? No a poza tym musiał właśnie zastanowić się jakie kolejne kroki przedsięwziąć w tej sprawie. |
|
Tura 24 - 2020.03.03; wt; g 18:30 Czas: 2020.03.03; wt; g 18:30 Miejsce: Los Angeles, biuro Eda Warunki: jasno, ciepło, sucho, cicho na zewnątrz jasno, chłodno, b.si.wiatr i zachmurzenie Edowi te wszystkie poniedziałkowe plany zeszły jednak do wtorku. Dopiero dzisiaj pod koniec roboczego dnia oddał raport miesięczny Blecherowi. A ten, co by o nim nie mówić, co prawda obdarzył młodszego szarżą i wiekiem agenta krzywym spojrzeniem gdy ten oddawał mu cieniutką teczkę z raportem no ale oszczędził sobie komentarzy. W końcu kiedyś też prowadził swoje śledztwa i oddawał szefowi swoje raporty tak samo jak teraz agent specjalny Hoover. Właściwie nadal robił miesięczne raporty. Tylko już nie za samego siebie a za cały wydział. Między innymi po to były mu potrzebne takie raporty pojedynczych agentów. Ale koniec końców w jego gabinecie Ed zabawił dość krótko. Skoro potrzebował jeszcze czasu na dokończenie śledztwa to Blecher jakoś nie naciskał. Wiele czasu nie zabrała mu też rozmowa z prawnikiem jaki reprezentował kolegów Alyssy Salvado. Ten wczoraj odebrał telefon z DEA, wysłuchał co agent Hoover ma do powiedzenia i krótko potwierdził, że wie o co chodzi i przekaże sprawę klientom. Więc Edowi zostało czekać na jakąś reakcję od niego albo jego klientów. A póki co mógł się zająć innymi sprawami. Choćby Dobsonem. Ale z nim ustalał wczoraj szczegóły kto jest kto w tym śledztwie, jakie ma podejrzenia co do kogo i tak dalej. I to im zajęło z godzinę, jeszcze przed lunchem. Chociaż potem jeszcze ze dwa czy trzy razy Rob dzwonił do niego by się dopytać o parę detali ale dziś rano dał mu tylko znać, że zabrał się za trzech wskazanych przez Eda kandydatów na podejrzanych po czym dał mu już spokój. Więc pewnie siedział w swojej przegródce i dłubał z tymi kontami i przelewami. Jego zdaniem “to może potrwać parę dni”. Chociaż nie powiedział czy tak dosłownie czy w przenośni. W każdym razie nie wyglądało by miał skończyć dziś czy jutro. Ale jak coś będzie miał to się miał zgłosić. Tak samo jakby okazali się czyści. Więc drugą połowę poniedziałku spędził na wertowaniu policyjnych akt. Tym razem w sprawie śmierci prostytutki. Sonię Hamby znaleziono w styczniu na ulicy. Adres podpadał pod 14-y posterunek dlatego koledzy Duffy’ego i MacNamary prowadzili sprawę. Sonia Hamby, kobieta rasy kaukaskiej, lat 26, znaleziona na ulicy w rozchłestanym ubraniu i śladami pobicia. Raport koronera stiwerdzał ślady pobicia ale raczej wykluczył, że to pobicie było przyczyną śmierci. Część tych siniaków, zadrapań i obtarć mogła powstać w jakiejś szarpaninie. Ale większość powstała zapewne już po śmierci w trakcie przenoszenia ciała. Ze względu na wykonywany zawód i to gdzie znaleziono ciało i w jakim stanie to w pierwszej chwili podejrzewano gwałt. Ale nie znaleziono śladów nasienia ani nic takiego. Niemniej do końca nie wykluczano próby gwałtu lub napaści o charakterze seksualnym. Zasadniczą przyczyną śmierci było jednak przedawkowanie narkotyków. Patolog miał chyba problem z ustaleniem co ostatecznie załatwiło dziewczynę. Miała tak zużyty prochami organizm, że ten koktajl był bardzo bogaty. Ale określił te prochy jakie znalazł w ciele jako zaskakująco dobrej jakości. Prawdopodobnie jakaś pochodna LSD lub z jakimiś domieszkami. Trochę trudno było rozpoznać czy to ostatnia dawka była z czymś zmieszana czy nałożyło się to na to wszystko co Hamby brała wcześniej. Kariera “dziewczynki” wcale nie była trudna do prześledzenia. Młoda kobieta zostawiła po sobie całkiem przyzwoity ślad w policyjnych kartotekach. Zaczynała jak tysiące dziewczyn z prowincji przed nią od marzeń o karierze w wielkim mieście a zwłaszcza Hoolywood. Potem od kelnerki w zwykłym barze, przez kelnerkę w nocnym klubie w odważnym wdzianku, przez tancerkę na rurzę aż w końcu bez skrupułów zabrała się za najstarszy zawód świata spadając do poziomu zwykłej, uzależnionej ulicznicy. Przez cały ten czas miała sporo wykroczeń jakie wpasowywały się w ten typ ludzki. Zakłócanie spokoju, nieprzyzwoite zachowanie, spanie po ławkach w parku, zatrzymanie za włócżegostwo, jazdę pod wpływem, drobne kradzieże i tak dalej. Praktycznie jak w zegarku co parę miesięcy dostawała nowy wpis do swojej kartoteki. Właściwie drobnica z tymi paragrafami dlatego nigdy nie trafiła za prawdziwe kratki. Co najwyżej na areszt czy prace społeczne. No aż w styczniu taki tryb życia wykończył ją ostatecznie. Z całej tej smutnej czy nawet żałosnej historii Ed wyłapał tylko jeden znajomy element. Chociaż nie związany właściwie ze sprawą jaką prowadził. A mianowicie nocny klub “Red Parrot”. Ten sam gdzie niedawno zaczaili się pod wodzą Żelaznej Ann na “Fiolecika”. Humby pracowała tam przez kilka miesięcy ale przestała gdzieś zeszłej jesieni. Poza tym detalem jakoś nie dopatrzył się uchybień w prowadzonym śledztwie prowadzonych przez Williamsa i Carneya albo powiązań z fałszywymi monterami. No ale tyle mu to wszystko wczoraj zajęło, że do napadniętego na początku roku sklepu musiał się wybrać już dzisiaj. Wczoraj między innymi trafił na zwykłego pracownika co sam z siebie bał się coś udostępniać i w ogóle prosił by gadać z szefem. No a z szefem czyli Rustym udało się spotkać dzisiaj. Był dość zaskoczony, że DEA interesuje się napadem na jego sklep. Ale też chyba i mile połechtany, że taka poważna instytucja prosi go o pomoc. Pewnie dlatego dla agenta federalnego był aż wylewny. Zaprosił go na zaplecze do kanciapy którą dumnie nazywał biurem. No ale był tam komputer i ekrany z nagraniami z kamer. Chuderlawy Rusty o siwych i przerzedzonych już włosach chwilę szukał odpowiednich nagrań ze stycznia. - O! O tutaj! Widzisz! No sam zobacz jak rozwalają! A dopiero co towar był układany! - wpieniał się dziadek pokazując na ekranie bezczelne zachowanie napastników. Właśnie któryś na ekranie wpadadł do sklepu i celowo, pewnie dla zastraszenia sprzedawcy kopnął regał z czipsami który się przewrócił na podłogę z lawiną kolorowych torebek. Styczniowy napad na “211” przebiegał wręcz podręcznikowo. Mógłby robić za przykład szkoleniowy jak robić napady z bronią w ręku a dla stróżów prawa jak to zazwyczaj wygląda. Pierwsze ujęcie z kamery zewnętrznej, trochę z góry i oczywiście czarno - białe. Kolejne też z góry i wejścia ale już po wewnętrznej stronie. Więc trzy wbiegające z bronią w reku przestępców widać było w pierwszej chwili głównie od pleców. Potem dwóch wycelowało klamki w przestraszonego sprzedawcę i zaczęło coś do niego wrzeszczeć i machać tymi spluwami. A jeden z nich właśnie kopnął ten regał z czipsami. Sprzedawca po chwili wahania i coś mówił bo ruszał ustami ale film był niemy. Aleotworzył kasę i wydał pieniądze napastnikom. Jeden z nich przeskoczył przez ladę, średnio zgrabnie, wywalając przy okazji stojak z lizakami i stanął obok sprzedawcy. Upojony adrenaliną i agresją zdzielił rączką pistoletu twarz sprzedawcy powalając go na ziemię. Ten zalał się krwią i łzami trzymając się za twarz i zostając na podłodze. Pewnie nie chciał ryzykować wstawania. A napastnik chyba chciał sprawdzić czy to wszystko bo wyrzucił szufladę z kasy i pod spodem rzeczywiście było widać jeszcze jakieś banknoty. Wtedy wkurzony kilka razy kopnął sprzedawcę i je zabrał. A potem wybiegli. Jeden z nich chyba próbował zbić tą kamerę przy wewnętrznym wejściu bo podskoczył i uderzył ją pistoletem. Ale widocznie tylko trochę ją przekrzywił bo chociaż obraz zamigotał na obraz to kamera nagrywała dalej. Tylko głównie już kawałek podłogi tuż przed drzwiami. No i ostatnie nagranie, znów z zewnątrz pokazywało jak trzy sylwetki wybiegają na zewnątrz znikając poza kadrem. Tak to całkiem często wyglądało. Adrenalina, strach, nerwy, broń, chaos. Cały napad wyglądał jakby dokonali go jakieś lokalne rzezimieszki, może z jakiegoś ulicznego gangu. Całe szczęście poza strachem no i złamanym nosem sprzedawcy nic się właściwie nikomu nie stało. Nawet straty nie były tak duże zwłaszcza, że Rusty był ubezpieczony od rabunku więc dostał odszkodowanie. Ale o ile jeszcze można by uznać, że tych trzech napastników ubrało się podobnie jak ten co odwiedził Morgana parę dni przed numerem na 14-ce bo były tu i tu kaptury i luźne ubrania maskujące sylwetki to na tym podobieństwa się kończyły. 14-ka wyglądała na załatwioną przez jakichś chłodnych profesjonalistów a “211-ka” raczej jak standardowy napad rabunkowy ulicznych opryszków. - Nie… Nie znam ich… Nie kojarzę… - Rusty kręcił głową gdy przyglądał się zdjęciom monterów jacy w podobnym czasie do napadu na jego sklep wyrolowali 14-y posterunek i tego od Morgana podobnie. - Chociaż ten to wygląda mi jak ci bandyci co mnie napadli. Na pewno jest winny i powinien gnić w więzieniu. - i widocznie podobnie dostrzegł pewne podobieństwo w tych dresach i luźnych ubraniach tych trzech typków i tego co był w biurze serwisu elektrycznego. No i jak Ed wrócił z miasta od Rusty’ego to miał czas by dokończyć ten raport co nie zdążył wczoraj. Już go kończył gdy zadzwonił telefon i to od prawnika jaki reprezentował Grinberga i Maxwella. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam agencie Hoover. - zaczął grzecznie jak na prawnika wypadało. Dalej zresztą też był grzeczny. Tak, porozumiał się ze swoimi klientami i Maxwell odmówił poddania się badaniu. Nie czuł się na siłach, był przybity i przygnębiony śmiercią koleżanki nie chciał do tego wracać. Jeśl trzeba prawnik był gotów pokazać zaświadczenie od psychologa o tej depresji i niezdolności do prawidłowego funkcjonowania. Do tego żywił obawy, że agencja która drąży już zakończone przez policję śledztwo zechce go w coś wplątać. Więc skracając - był na nie. Natomiast Grinberg wyraził zgodę na takie badanie ale oczywiście w obecności swojego adwokata. Mógł przyjechać w piątek w południe. - Mój klient wierzy i żywi nadzieję, że to badanie ostatecznie rozwieje wszelkie wątpliwości. I robi to by oczyścić imię swoje, kolegi i tragicznie zmarłej koleżanki. Jeśli jednak agencja dalej nie przestanie ich nachodzić to jednak będą musieli uruchomić odpowiednie kroki prawne by zapobiec temu nadużywaniu prawa i odznaki. - więc na swój prawniczy sposób adwokat też odgryzł się Edowi za wczorajszą niezbyt zawoalowaną groźbę. No ale niestety gdy obywatele uważali, że stróże prawa przeginają to mieli prawo zgłosić to odpowiednim władzom. Co zwykle kończyło się pozwem sądowym. No ale przynajmniej na tą chwilę jeden z nich zgodził się poddać badaniu na wariografie pod warunkiem, że będzie obecny jego adwokat i lekarz. |
Hoover wprawił maszynę w ruch i pozostawało czekać na efekty pracy księgowego. Z zadowoleniem też przyjął fakt, że Grinberg zgodził się na wykrywacz kłamstw, miał jednak z tyłu głowy, że w duecie z Maxwellem, to on jest tym silniejszym psychicznie. Wymówki drugiego z kolegów Alyssi Salvado go w ogóle nie przekonały. Zwolnienie lekarskie, dobre sobie. Agent zawczasu postanowił się zabezpieczyć i wynegocjował z papugą Grinberga, by przed przesłuchaniem ten poddał się testom na obecność środków uspokajających, które mogły zafałszować wyniki. Druga sprawa, jeśli Grinberg jest socjopatą, puls mu nie podskoczy nawet gdyby twierdził, że nazywa się Ed Hoover i jest agentem DEA. Ale co mu siedzi w głowie mógł stwierdzić tylko biegły psychiatra. Agent nie miał zbyt wiele do roboty, nie zamierzał jednak siedzieć bezczynnie. Jeszcze raz przejrzał raporty ze sprawy Soni Hamby. To co wzbudziło jego wątpliwości to zabójczy koktajl z prochów, które przyczyniły się do jej śmierci oraz fakt, że ciało prostytutki zostało przeniesione. Hoover nigdy nie pracował w obyczajówce ale miał jako takie pojęcie o tym środowisku. Większość dziewczyn do towarzystwa pracujących na ulicy lub w tanich burdelach ćpała heroinę albo słabej jakości metę, LSD i jej pochodne były raczej po za zasięgiem ich zainteresowań i potrzeb. Ed postanowił nie zwlekać i zadzwonić do Kena Duffy. |
Tura 25 - 2020.03.06; pt; g 12:00 Czas: 2020.03.06; pt; g 12:00 Miejsce: Los Angeles, biuro Eda Warunki: jasno, ciepło, sucho, cicho na zewnątrz jasno, chłodno, b.si.wiatr i zachmurzenie - Hej Ed! Goście do ciebie idą! I jak mogłeś pokazać Pat moje pijane fotki z imprezy! Zemszczę się! - Tucker przechodząc korytarzem rzucił krótką uwagą do siedzącego przy swoim biurku kolegi. Widocznie Patti się wygadała czy co z tymi fotkami. Ale co do gości to aż tak dziwne nie było. Zbliżało się samo południe czyli czas gdy Grinberg w asyście lekarza i prawnika miał przyjechać by poddać się badaniu na wariografie. Widocznie już przyjechali. Punktualnie. Ed miał jeszcze parę chwil by wygrzebać się ze swojego biurka i złapać ostatni oddech nim znajdą się w gabinecie z machiną do wykrywania kłamstw. Ci co mieli coś na sumieniu zwykle unikali takiego badania. Ale jak ktoś był bardzo pewny siebie mógł wierzyć, że uda mu się oszukać maszynę. Ed z doświadczenia wiedział, że cała sztuka polega nie tyle na podpięciu pacjenta pod elektrody. Ile w zadawaniu pytań oraz ich interpretacji. Czytaniem samych wykresów zajmował się technik co obsługiwał samą maszynę. Na niego spadało więc prowadzenie rozmowy. Ten system oczywiście nie był bezbłędny. Dane i reakcje podlegały interpretacji. Dlatego, jak każde narzędzie, potrafił być albo bardzo pomocny w stwierdzeniu czy ktoś coś ukrywa czy nie ale też mógł tylko zaciemnić obraz. Dlatego sądy traktowały wyniki badań wariografem jako wskazówkę a nie dowód. Idąc na to spotkanie Ed zostawiał za sobą śledztwo jakie w ciągu ostatnich parę dni podjął w sprawie kolejnego śledztwa zamkniętego a prowadzonego przez detektywów 14-go posterunku. Też chodziło o sprawę śmierci młodej kobiety no ale tym razem kompletnie innej niż Alyssa Salvado. O tak, Sonia Hamby była kompletnie inną osobą niż Alyssa. Poza płcią i śledztwem prowadzonym w sprawie ich śmierci przez 14 posterunek to różniły się chyba wszystkim. Hamby była z jakiejś wiochy z Kaliforni w przeciwieństwie do Alyssy której rodzina pochodziła z samego LA. Sonia pochodziła z rodziny z jakiej pewnie raczej niewielu by chciało się chwalić. I może dlatego była z nimi skłócona. Tak bardzo, że nawet nikt z rodziny nie przyjechał odebrać jej ciało. Ciało odebrała Tammy Burgess. Ona się też podpisała jako ta co zidentyfikowała ciało. Tammy nie była trudna do namierzenia. Kartotek policyjnych nie miała tak bogatych jak Sonia no ale trudno było powiedzieć by przeciekała między nimi jak woda. Wyglądało na to, że to koleżanka Hamby po fachu. Ze trzy razy nawet je zatrzymano razem a to za nagabywanie, a to za włóczęgostwo czy zakłócanie spokoju. Tammy okazała się parę lat młodsza od Soni ale karierę miała dość podobną. Z akt wyglądało, że musiały mieć ze sobą sporo wspólnego. Wydawało się, że skoro Hamby raczej nie utrzymywała widocznych kontaktów z rodziną to środowisko jej koleżanek chyba było najbliższym miejscem gdzie można było zasięgnąć o niej języka. Tylko jakoś tak to bywało na ulicy, że “panienki” nie przepadały za rozmowami z przedstawicielami prawa. Z tymi federalnymi też nie bardzo. Samej Tammy nie udało mu się złapać. Prawie na pewno nie był to przypadek. Unikała go. Ale inne dziewczynki choć niechętnie to jednak potwierdziły, że Sonia się z nimi trzymała a najbardziej właśnie z Tammy. Ale kto wie, może po prostu chciały się go pozbyć i przekierować jego uwagę na tą której nie było w pobliżu. Tego nie był pewny. Niemniej zbliżał się weekend a z kartotek miał obszar ograniczony do dwóch czy trzech klubów i dyskotek w jakich zwykle Tammy powinna mieć swój rewir. Zwykle polowała w takich rozrywkowych miejscach lub ich pobliżu. Raz ją nawet nakryto na numerku w samochodzie. Na parkingu “Red Parrot”. Za to potem miała ten mandat za zakłócanie porządku. No a weekend to w tym zawodzie była okazja by zarobić na tą zwykle słabszą część roboczego tygodnia. Więc były szanse, że w weekend szczupła blondynka o mocnym makijażu gdzieś się pokaże. Inne koleżanki Soni nie bardzo były skore do rozmowy. Niespecjalnie dobrze poszła mu też wtorkowa rozmowa z Kenem. Z początku szło nieźle. Duffy odebrał telefon i z początku wydawał się przyjaźnie nastawiony do rozmówcy. Zmieniło się to gdy uznał, że agent DEA chce by policyjny detektyw szpiegował i donosił na swoich policyjnych kolegów. Więc zostawało czekać na nakaz od Racetti’ego do prawa zajrzenia w akta sprawy Soni Hamby. - Nie będę twoim kapusiem. - warknął krótko i się rozłączył. Chyba “się poczuł” taką propozycją. Więc zrobiło się dość niezręcznie co mogło rzutować na dalsze kontakty z tym detektywem. Trzeba to było jakoś odkręcić jeśli zależało mu na poprawie stosunków z policjantem. No albo nie i tak to zostawić. W każdym razie Dobson na razie nie znalazł na niego haka chociaż zgodnie z sugestią Eda wziął go do sprawdzenia jako jedno z pierwszych nazwisk. Dzisiaj rano mówił właśnie, że nic nie znalazł. No i pewnie jak do początku przyszłego tygodnia nic nie znajdzie to… No nic nie znajdzie. Czyli albo gliniarz był czysty albo miał tak wszystko zakamuflowane, że nawet księgowy DEA nie mógłby tego znaleźć. Jednak Rob lojalnie go uprzedził na początku tygodnia. - Tylko wiesz Ed. Ja to mogę wykryć coś co zostawia ślad w systemie. Jak ktoś zgarnie walizkę lewej gotówki i zakopie w ogródku to po czymś takim nie będzie śladu. Chyba, że zacznie szastać forsą niewiadomego pochodzenia. Wtedy ich łapiemy. Jak szastają forsą. Ale jak ktoś chomikuje to może być problem by to namierzyć. - Robson tak to jakoś ujął zanim zabrał się za sprawdzanie pierwszych nazwisk z 14-ki. Sprawa była na tyle świeża, że jeśli ktoś z 14-ki dopiero co by dostał jakąś brudną forsę do ręki to w przelwach i na koncie nie byłoby po tym śladu. A tak świeżo po takim numerze nawet jak miałby taką forsę skitraną w przysłowiowej skarpecie no to musiałby być głupcem z samobójczymi skłonnościami by tak szybko zacząć szastać lewą forsą. Agent kojarzył przypadki jak choćby po napadach na banki czy podobne zasoby pieniędzy rabusie potrafili czekać po kilka lat, zwykle aż się sprawa przedawni w danym stanie. A póki nie było trupów i podobnych poważnych paragrafów no to były na to szanse. Chociaż bandziory to mało cierpliwy naród więc zwykle mało który potrafił wytrzymać w takim samozaparciu by nie sięgnąć po ten pliczek czy dwa. Albo dziesięć. Przed upływem przedawnienia. Rob miał też całkiem inne podejście do spraw popełnianych zbrodni. Ekonomiczne. Co jak na księgowego nie było dziwne. - Ten napad na ten posterunek ekonomicznie w ogóle się nie kalkuluje. - podczas jednej z przerw gdy się spotkali przy automacie z kawą pozwolił sobie na komentarz skoro już i tak został zamieszany w tą sprawę. - No sam zobacz. - zaczął odliczać na palcach póki miał je wolny gdy czekał na swoją kolej. - Ktoś wynajął tych bandytów albo nie. Jak wynajął musiał im zabulić. Jak nie to ma ich na stałe. To też musi im bulić. Jak nie no to sama ekipa mogła to zrobić z innych przyczyn. Znaczy jakby sami się wynajęli do tej roboty. No ale robisz taki numer, na komisariacie, w środku dnia i co? No bierzesz coś co da się opchnąć. Kasę, prochy, broń czy coś takiego. Najlepsze są prochy. A tu co zabrali? Nic. Chyba, że mi czegoś nie mówisz. Ale jak nic nie zabrali to nic nie opchnęli. Czy oni sami czy ten co ich wynajął to też nic nie dostał. A już miałby koszty. A zysków wcale. A do tego jeszcze trzeba by opłacić jakiegoś gliniarza. To dodatkowy koszt. - w końcu Dobsonowi skończyły się argumenty albo palce. No i kolejka do automatu. Więc zaczął używać palców by wstukać kod na zamówiony napar. Wybrał sobie słodkie cappuccino. - Więc nie wiem Ed. Albo w tym napadzie nie chodzi o pieniądze. Albo chodzi o takie pieniądze, że mucha nie siada. - powiedział na zakończenie kiwając papierowym kubkiem pełnym gorących słodkości na pożegnanie. No ale Burgess, Duffy, Robson to wszystko zostało za plecami Eda i zamykającymi się drzwiami gabinetu. Teraz czekało go spotkanie z Grinbergiem. Cała trójka też weszła do środka przyprowadzona przez Patti. Agentka wyszła zostawiając ich samych. - Dzień dobry. Mam nadzieję, że załatwimy to szybko i sprawnie. - przywitał się pracownik agencji turystycznej. Przywitał się grzecznie chociaż bez serdeczności. Raczej tak jak wypadało ludziom na pewnym poziomie. Musiał być bardzo pewny siebie. Ludzie zazwyczaj okazywali tremę przed badaniem na wariografie czy samym przesłuchaniem przez agentów czy policjantów. Ale Arthur Grinberg nie wydawał się ani zmieszany ani przestraszony. Może dlatego, że był już tu wcześniej i nawet rozmawiał z agentem Hooverem a może dlatego, że był w towarzystwie swojego lekarza i prawnika. Zgodził się oddać próbkę krwi by stwierdzić czy nie jest na jakiś prochach. Ale wyniki i tak najprędzej mogły być jutro albo w poniedziałek. Więc to już by wyszło po badaniu. - Mam nadzieję, że wszelkie prawa mojego klienta będą poszanowane. Przypominam, że to jedynie dobra wola pana Grinberga poddać się temu badaniu i może je przerwać w każdej chwili. - uprzedził jego prawnik który miał wszelkie atrybuty prawnika. Nienaganny wygląd, wzbudzający zaufanie garnitur, elegancką aktówkę. Nie wyglądał na jakiegoś praktykanta co dopiero zaczyna prawniczą karierę. Przy okazji przyniósł też zwolnienie lekarskie Maxwella. Wyglądało poważnie. Rozstrój nerwowy, migrena, depresja, kłopoty ze snem. Podpisane przez psychologa. - Czy ta rozmowa może być nagrywana? - zapytał wskazując na mały dyktafon jaki wyjął z tej eleganckiej aktówki. Wyglądało jakby obawiał się, że DEA będzie stosować jakieś sztuczki podczas przesłuchania. |
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:24. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0