lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   "Po grani! Po grani!" (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/2436-po-grani-po-grani.html)

Redone 22-05-2007 20:41

Po ciszy nastąpił jeszcze jeden dźwięk. Odgłos upadającej broni. Ale doskonale słyszalny w tej chwili.

Nigdy bym nie pomyślała, że mogę zabić człowieka z zimną krwią. Jednak właśnie to zrobiłam. I jakoś dziwnie mi z tym dobrze. Za dobrze.

Pomogłam Sol z Michaelem, na dziś chyba dość trupów. Tylko co z ciałem Callersa? Zabiłam ścierwo, ale wobec prawa zabiłam człowieka.

- Zakopiemy go. Niech się przyda na coś ten wykopany grób. A samochód... może porzucimy go gdzieś w lesie, tak żeby go szybko nie znaleźli.

To był dobry plan. I szybko zabrałam się do jego wykonywania.

Milly 12-06-2007 21:32

Marylin znowu znalazła się na tylnym siedzeniu samochodu. Gdy pojawił się obok niej Michael przytuliła się resztkami sił do jego zimnego ciała. Była zmarznięta na kość, ale po głowie krążyły jej inne myśli. Chciała znaleźć komórkę Michaela, ale zdrętwiałe dłonie odmówiły posłuszeństwa. Gdyby tylko miała telefon...
Póki tamte dwie... kobiety były zajęte, mogłaby zadzwonić na policję. Tylko jak wytłumaczyłaby im całą tą sytuację? Dlaczego uciekła ze szpitala w samej koszuli, dlaczego zabrała po drodze obcą dziewczynę i dlaczego przyjechali akurat tutaj, gdzie... gdzie popełniono morderstwo. Przecież to jasne, że i ona odpowie za współudział w zamordowaniu policjanta, chociaż była to ostatnia rzecz, jaką chciała zrobić. Przecież nie uwierzą jej gdy powie, że to wizje z przeszłości i przeczucia doprowadziły ją tutaj i że chciała jedynie wyjaśnić dlaczego wciąż przeżywają te same sceny... Dzwonienie na policję odpada. Ale do domu? Do ukochanej niani, która na pewno wiedziałaby co teraz należy zrobić... Żeby tylko mieć telefon...

Kutak 17-08-2007 18:20

"Take your life easy!", przeczytała Solveig nagłówek jednej z gazet rzuconej gdzieś na tylne siedzenie samochodu, gdy wręcz siłą wpychała Marylin do wnętrza wozu. I najchętniej wepchnęłaby całą tą gazetę autorowi w... Wiadomo gdzie.

Nic nie było tak proste, jakby się wydawało. Gdy po chwili Marie chwyciła za saperkę, którą wcześniej rzucił jej sam Callers zrozumiała absurdalność jego polecenia. Mimo, iż wiosna powinna już się zaczynać, ziemia była całkowicie zamrożona. Z pewnością rosły mężczyzna byłby w stanie wykopać tu jakąś dziurę, ale rosłych mężczyzn było tu dwóch. Jeden był nieprzytomny, głowa drugiego była już tylko mieszanką mózgu, krwi i czaszki rozrzuconą w promieniu paru metrów od jego martwego ciała. Kopać zaś mogły jedynie trzy kobiety- słabe, zmarznięte i przerażone...

- Nie da się!- krzyknęła w końcu piosenkarka, rzucając łopatą w śnieg. I miała rację.

Żeby tylko mieć telefon..., wyszeptała jakby w przestrzeń Marylin. I znów jej łzy, coraz to nowe krople żalu spływające po jej policzkach zabłysnęły odbitym światłem słonecznym. Trwało to jakby ułamek sekundy, jakby znów stało się coś dziwnego, może cudownego...

Jest. Jest telefon! Tylko czy nie lepiej zawiadomić policji...?

Milly 17-08-2007 20:27

Ręce trzęsły jej się strasznie. Skostniałe palce z trudem otworzyły klapkę telefonu. Michael poruszył się, wyschnięte gardło wydało z siebie dziwny, nieartykułowany dźwięk. Mężczyzną wstrząsnął dreszcz, zacisnął mocniej powieki, usiłował coś powiedzieć, ale znowu skończyło się to niezrozumiałym bełkotem.
- Michael... - szepnęła Marylin - Obudź się, potrzebuję Cię...
Michael jednak nie mógł, a może nie chciał jeszcze przekroczyć granicy między jawą, a światem w którym się znalazł. Dziewczyna znowu skupiła się na telefonie. Nerwowo zerkała na swoje towarzyszki, bała się, że nie pozwolą jej zadzwonić, że i jej zrobią krzywdę. Szyby samochodu były jednak zaparowane od wewnątrz i oszronione od zewnątrz. Nie mogła zobaczyć co robią tamte dwie kobiety, ale jednocześnie one nie mogły zobaczyć jak Marylin z grymasem bólu na twarzy wciskała klawisze, szukając w pamięci telefonu numeru do swojego domu. Wreszcie udało jej się znaleźć odpowiedni kontakt JANSEN - STACJONARNY. Ostatni wysiłek, aby drętwe palce nacisnęły przycisk zielonej słuchawki i albinoska przycisnęła drżącą dłoń z telefonem do ucha.

Biiiiiip.

Biiiiiip.

Biiiiiip.


- Halo? - odezwał się wreszcie dobrze znany głos - Tu rezydencja państwa Jensen, mówi Lizzy Cooper, czym mogę służyć?
- Lizzy...
- Marylin! Święta Panienko, gdzie jesteś? Co się z Tobą dzieje?! - niania nie dała jej dojść do głosu, w słuchawce było też słychać głosy młodszych dziewczynek dopytujących się co dzieje się ze starszą siostrą.
- Lizzy posłuchaj mnie... jestem z Michaelem i dwoma kobietami... Michael jest ranny, nieprzytomny a ta jedna kobieta właśnie... zabiła kogoś...
- Jezu, dziecko kochane! Ty zostałaś porwana? Co to za kobiety? Gdzie jesteś?! Nic Ci się nie stało?!
- Nic mi nie jest, ale boję się, o Michaela, boję się tej kobiety. Jestem... - próbowała gorączkowo przypomnieć sobie gdzie kierowała Michaela - Gdzieś za miastem... Lizzy, pamiętasz jak jeździliśmy do sanatorium? To była ta sama droga, ale trochę bliżej, zaraz za przedmieściami. Lizzy... zadzwoń na policję! Nie mogę długo rozmawiać, one są blisko samochodu, mogą tu przyjść, zobaczyć mnie! Nie wiem co będzie dalej, nie wiem co ona zrobi... zabiła człowieka!
- Marylin kochanie, nie wychylaj się, siedź cichutko, trzymaj się blisko Michaela. Ja dzwonię na policję, będziemy Cię szukać, zaraz tam będziemy, nic się nie bój kochanie, moje małe biedactwo... - Lizzy była bliska histerii, jednak próbowała się hamować podczas rozmowy. Marylin miała nadzieję, że to nie przeszkodzi jej powiadomić policji i wszystkiego dobrze przekazać.
- Lizzy kocham Cię. Muszę już kończyć...
Po drugiej stronie, w rezydencji państwa Jensen, w słuchawce zapadła głucha cisza. Cztery małe dziewczynki otoczyły swoją kochaną nianię, która resztkami sił starała się opanować, aby nie przestraszyć dzieci. Wiedziała tylko jedno - jej kochana Marylin została porwana, a ona musi zrobić wszystko, żeby ją uratować!

Lhianann 22-08-2007 16:43

Próba wykopania dołu w zmarzniętej glebie rzeczywiście nie miała żadnego sensu.
Sol stała koło Marie drżąc z zimna.
Gruby sweter z golfem, rękawiczki i szal nie dawały praktycznie żadnej ochrony przed temperaturą panującą na dworze.

Ale jej płaszcz ma Marylin która go o wiele bardziej od niej samej potrzebuje...
Właśnie...Marylin i Michael.
Zimno i upływający czas wcale im nie pomagają....

Znowu naszło ją to podskórne wrażenie, że jeśli któraś z nich nie zadecyduje co robić dalej, to może być jeszcze gorzej niż jest teraz.

-Marie, słuchaj uważnie. Zawsze można Callersa wsadzić do jego samochodu i zostawić gdzieś w lesie.
Przy takiej pogodzie długo minie nim ktoś go znajdzie.
Umiesz prowadzić samochód, prawda?
A Marylin i Michaela trzeba jak najszybciej zabrać do szpitala.
O reszcie pomyślimy później.

W duchu się modliła, by Marie miała prawo jazdy, i żeby nie wpadła na jakiś następny 'genialny' pomysł.
Skądś miała pewność, że tej dziewczynie jaka chwile temu rozwaliła mężczyźnie głowę, często przychodzą do głowy niestandardowe, często niebezpieczne pomysły, które potrafią często ją i osoby w jej towarzystwie wpędzać w kłopoty....

Redone 26-08-2007 18:30

Wciąż roztrzęsiona nie tylko z powodu ostatnich wrażeń, ale także z powodu przejmującego zimna, starałam się skupić na słowach Sol. Świat wydawał mi się wirować w zwolnionym tempie. Mój wzrok padł na ciało Callersa, tak okrutnie teraz zmasakrowane. Krew zaznaczyła swoją bytność na śniegu w złowieszczy sposób.

- Tak, wywiozę go gdzieś, tak będzie najlepiej. A ty zawieź ich do szpitala, jak najszybciej. Nie możemy jej stracić, mamy tylko siebie. - wymamrotałam przez zmarznięte wargi.

Sama nie wiem skąd u mnie ta ufność dla nich. Chociaż to dzięki nim jeszcze żyję... i mam jedno więcej morderstwo na sumieniu. Sumienie? Czy ja je jeszcze w ogóle mam?

- Jedź i nie przejmuj się mną, już i tak po mnie. Wy nie jesteście jeszcze w to zamieszane i niech tak pozostanie. Ja jakoś sobie poradzę... chyba.

Podeszłam do ciała Callersa i próbuję zaciągnąć je do jego samochodu, chociaż zdaję sobie sprawę jak trudne to dla mnie będzie. Nie mogę jednak oczekiwać od dziewczyn by mi pomogły, to mój bajzel, już i tak wiele dla mnie zrobiły, nie mogą płacić za decyzję, którą podjęłam ja.

Lhianann 27-08-2007 12:24

- Nie, Marie. Nie zostawimy Ciebie. Ty pojedziesz samochodem z Callersem, my kawałek za tobą. Kolejne trybiki w jej głowie czasem przeskakiwały szybciej, niż by chciała, musiała skupić się na tym, by bez kłopotu przelewać myśli w słowa, tak by miało to sens.
-Gdy znajdziemy jakieś dobre miejsce na ukrycie samochodu wraz z zawartością, to razem wracamy do miasta.

Westchnęła ciężko.
- A teraz musimy jego ciało i bron włożyć do jego samochodu.
Mówiąc to wszystko chwyciła ciało Callersa z drugiej strony i zaczęła pomagać Marie.
Miała silną, wewnętrzną świadomość tego, że nie może teraz zostawić Marie samej sobie.
Cokolwiek by się działo, teraz nie wolno sobie pozwolić na luksus myślenia tylko o sobie...

Kutak 31-08-2007 00:20

Po chwili oba samochody były już załadowane. Marie w tym z ciałem Callersa, Solveig zaś w wozie z Marylin i Michaelem- obie przekręciły kluczyki w stacyjkach w jednym momencie. Oba silniki uruchomiły się po krótkim krztuszeniu się (samochód Iana zapalił jednak zdecydowanie szybciej), oba samochody wyruszyły w mniej-więcej tym samym czasie. Po chwili wszyscy wjechali już na główną szosę. Dwóch mężczyzn- jeden martwy, drugi nieprzytomny- i trzy przerażone kobiety… Czy tak właśnie miał wyglądać ósmy marca?

Śnieg wciąż padał…

***
- Durna suka!- wykrzyknął umysł podinspektora Iana Callersa w chwili rozłączenia z ciałem. Przez chwilę jeszcze spoglądał na zrozpaczoną Marie trzymającą mocno w dłoniach jego strzelbę, po czym odpłynął gdzieś daleko, w niebyt…

Odpłynął, by powrócić. A śnieg wciąż padał…

***
- O nie…- wyszeptała Marie, słysząc znajomy dźwięk. Sygnały policyjne. Spoglądnęła w lusterko- i to nie było byle co! Trzy radiowozy pędziły za nimi, funkcjonariusze dawali wszelkie możliwe znaki… To samo po chwili dojrzała Solveig wraz z Marylin- przez twarz tej ostatniej przemknąłby nawet delikatny uśmiech gdyby nie to, że na całej powierzchni ciała czuła odmrożenia- i każdy ruch, nawet uśmiech czy otworzenie ust- zadawał jej ból, okropnie drażniący ból…

- Marylin… Co się dzieje…?- odezwał się nagle Michael. I nagle albinoska poczuła jego ciepło, jego bliskość… Sam jego oddech łagodził ból, sama świadomość, że jest obok… Dlaczego wcześniej tego nie czuła? I jakim sposobem ten chłód, który ogarniał jej ciało, niknął pod wpływem zwyczajnych emocji?

***
Spojrzał na swe dłonie. Były trochę inne, jakby większe- ale też chyba silniejsze. Ścisnął leżącą na biurku paczkę papierosów- tak, zdecydowanie silniejsze. I znów dobrze trafił, ta postać wydawała się jeszcze doskonalsza od poprzedniej- a i na pewno mogła dużo, dużo więcej. W prawdzie później będzie go czekało trochę papierkowej roboty, ale gdy wypełni swoje przeznaczenie to nie będzie już tak istotne…

- Pułkowniku Callers, kapitan Damdelly na rozkaz!- odezwał się jakiś młodzik wchodzący do nowego, stylowego gabinetu Iana. Rozkaz… Tak, Callers miał już parę pomysłów…

Redone 01-09-2007 15:12

Znowu? Czy to piekło się kiedyś skończy? Hahaha, ależ ja jestem naiwna. To przedstawienie trwało, trwa, i będzie trwać całe wieki. Cokolwiek zrobię lub nie zrobię, nic nie da. To tylko kolejna linijka wciąż tego samego aktu, wciąż tej samej sceny.

Policja to moje najmniejsze zmartwienie, trzeba umożliwić ucieczkę dziewczynom, one nie mogą zostać ze mną, jestem zbyt wielkim zagrożeniem. Wystawiłam rękę przez okno i dałam znać Sol że ma mnie wyprzedzić i jechać dalej. Ja sama zwalniam, tak by policja mogła mnie zaraz dogonić. Muszę całą ich uwagę ściągnąć na siebie, żaden policjant nie może pojechać dalej.

Mam nadzieję że Sol zastosuje się do moich wskazówek. Kiedy zatrzymam samochód wysiądę z bronią Callersa w ręku, to na pewno przyciągnie uwagę policjantów i żaden nie ośmieli się jechać za dziewczynami.

Milly 06-09-2007 13:36

Marylin przytuliła się mocno, wtuliła w Michaela jak najbardziej mogła. Jego bliskość była jej teraz bardzo potrzebna.

- Już nic nam nie grozi - szepnęła do niego - Wszystko będzie dobrze, zaraz tu będzie policja, wrócimy do domu... Już będzie dobrze...

Ni to szlochała, ni to bełkotała w kółko. Była zmęczona, zmarznięta, ledwo żywa i chciała, żeby to wszystko jak najszybciej się skończyło. Oczyma wyobraźni widziała, jak leży na swoim wielkim łóżku, o idealnie ułożonej pościeli, na której nie ma ani jednej fałdki, ani jednego zagniecenia; obok siedzi Michael, uśmiechnięty, trzyma w jednej ręce bukiet czerwonych róż, w drugiej delikatnie ściska jej białą dłoń. Wszystkie dziewczynki, które do tej pory grzecznie siedziały dookoła dotrzymując jej towarzystwa, w czystych, idealnie ułożonych sukieneczkach i z uśmiechniętymi buziami, teraz równie grzecznie wychodziły z pokoju, aby zostawić ich samych. I wreszcie ten, na którego tak długo czekała - ukochany tatuś, stojący z drugiej strony łóżka, z łagodnym wyrazem twarzy patrzy na swoją najstarszą córeczkę i jej ukochanego... Dwóch mężczyzn najważniejszych w jej życiu jest teraz przy niej.

Nagle Marylin ocknęła się, gdy samochód podskoczył na wybojach. Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła, a może straciła na chwilę przytomność? Powieki ciążyły jej strasznie, jeszcze chwila i znowu pogrąży się w tej przyjemnej błogości, powróci do swojego idealnego świata...

- Marylin - potrząsną nią Michael - Marylin nie zasypiaj, słyszysz? Zostań ze mną, nie zasypiaj teraz! Zaraz będziesz w szpitalu, tylko nie zasypiaj!

Dlaczego on chciał, żeby Marylin nie zasypiała? Przecież w tej błogości, w tamtym świecie wszystko jest takie piękne... Jest Michael, który ją kocha, jest tatuś, który już nigdy nie wyjedzie do Afryki, są dziewczynki, takie grzeczne i czyściutkie... A tu? Tu wszystko boli, każdy kawałek skóry. Tu policyjne syreny wwiercają się w mózg i sprawiają, że cały świat wiruje. Tu jest tak źle...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:56.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172