[Cranium Rats] Tęcza w ogrodach dobra i zła [center:8cd5b6dbdd]Epizod 1[/center:8cd5b6dbdd] [center:8cd5b6dbdd]Pustynna Burza[/center:8cd5b6dbdd] |
Hasan siedział na piasku wpatrzyony w horyzont. Delikatny wiatr podrywał drobinki pustynnego piasku, szamotał nimi przez chwilę, po czym rozrzucał bezładnie. Mężczyzna obserwował to bez słowa, bez jednego ruchu... mrużył jedynie oczy gdy któryś z tych tumanów przelatywał za blisko niego. Za sobą słyszał odgłosy obozu - rozmowy, kłótnie podczas przygotowywania posiłku. Skrzywił sie myśląc o swoich towarzyszach, a zwłaszcza o przełożonym. Wstał gwałtownie i zaklął cicho. Ta myśl akurat była mu bardzo nie przyjemna. Wsadził dłonie w kieszenie spodni i wolnym krokiem zaczął iść przed siebie. Spojrzał w niebo i zaczął rozmyślać o swoim zaginionym przyjacielu... |
Ciszę, która do tej pory towarzyszyła Hasanowi w drodze powrotnej, przerwały nagle dość silne podmuchy wiatru. W powietrze wzbiły się szargane podmuchami ziarenka piasku. Arab naciągnął na nos arafatkę, a z wewnętrznej kieszeni kurtki wyjął okulary przeciwsłoneczne - kolejną, po zapalniczce, pamiątkę po tym chędożonym amerykańcu. Założył je na oczy i jednocześnie przeklął w myślach. Już miał nadzieję, że dziś Allach oszczędzi mu nikłej przyjemności związanej z oczyszczaniem włosów z piachu. Wchodząc do wąwozu, znajdującego się mniej więcej w połowie drogi do obozu, usłyszał zagłuszony przez świszczący wiatr krzyk. Momentalnie przyległ do ścian wąwozu i mocniej chwycił broń. Idąc w stronę załomu zauważył na ziemi ślady opon. Znał je doskonale - szerokie i z unikalnym bieżnikiem. Humvee. Amerykanie. Wychylił głowę zza załomu i patrzył. Czterech amerykanów stało przy zamkniętym, dużym samochodzie. Pod ich nogami leżał arab. Amerykanie zadawali pytania i okładali butami milczącego jak na razie czciciela Allaha. Na twarzy Hasana pojawiła się złość. Chwycił do ręki granat i już miał wyciągnąć zawleczkę, kiedy rozpoznał bitego. Na ziemi zwijał się z bólu, starając osłonić twarz, Ahmed - ten bydlak, jego dowódca. Zatrzymał rękę. Iść do obozu okrężną drogą, skrzyknąć ludzi i na ich czele pomścić dowódcę, czy rzucać? - Te psy i tak zginął, a jego mi nie szkoda - syknął, schował granat i zaczął się po cichu wycofywać. |
Nagle zatrzymał sie gdy dziwnie spokojna i logiczna myśl uderzła w jego pełen nienawiści umysł. Po co ich zabijać? Mogą przecież tak wiele wyśpiewać. Żołnierze? Amerykańskie psy! A dotego wystarczy takiemu przyłożyć rozgrzany do czerwoności pręt do jąder i już zacznie skamleć i piszczeć... Powie wszystko. A każda informacja naprowadzająca na prawdopodobne miejsce pobytu Hakima była bardzo istotna. Wycofał sie poza zasięg wzroku wroga i szybkim krokiem skierował sie do obozu. Zaczął myśleć intensywnie co zrobić. Mógłby zwołać wszystkich i ruszyć na amerykanów, ale to mijało sie z celem. Z drugiej jednak strony sam nie dał by rady czwórce. Choć... Zatrzymał sie i dotknął dłonią lufy kałacha. Sam nie dał by rady, ale we dwójkę, juz może by sie udało. Miał element zaskoczenia. Zaczął przypominać sobie twarze wszystkich ze swojego oddziału... Kto mógłby mu pomóc? Tahir, Yusuf, Bilal? Yusuf. Zdecydowanie on. Ruszył pędem do obozu, zwolnił gdy już ujrzał jego zarysy i wszedł do niego żwawym krokiem. Nie zważając na innych zaczął szukać wzrokiem Yusufa. Znalazł go drzemiącego przy jednym z namiotów. Podszedł do niego i szturchnął go lekko butem w żebra. - Wstawaj, bierz broń i chodź ze mną. Zaraz ci wszystko powiem - powiedział cicho i szybko, ale tak że mężczyzna go zrozumiał. Żołnierz wstał mamrocząc coś, ale wykonał wszystkie polecenia i dał sie wyprowadzić poza obóz. Zanim zdążył o coś zapytać, Hasan odezwał sie. -Ahmeda złapali amerykanie - zaczął - jest ich czterech. Załatwimy to po cichu. Zostaw przynajmniej jednego przy życiu, mają samochód, wiec celuj też w opony żeby nie odjechali. - powiedział krótko i oschle jakby to miało wszystko wyjaśnić. Yusuf spojrzał na niego bardzo dziwnie i zwolnił lekko. Zamruczał coś pod nosem, ale poprawił broń i chwile po tym zrównał sie z towarzyszem. Po cichu doszli do miejsca gdzie znajdowali sie amerykanie. Zajęli odpowiednie pozycje i każdy z nich wymierzył. |
Sekundy dluzyly mu sie niczym godziny. Rozwazal wiele mozliwosci, a cala sytuacja rozegrala sie juz w jego umysle wielokrotnie. Jakas czesc jego samego mowila mu, ze jest wiernym zolnierzem Allacha i ze musi wypelnic obowiazek wobec kraju i wobec swego dowodcy. Inna jednak strona podpowiadala, ze jest wzorowym wojownikiem islamu i ze za jego oddanie nalezy mu sie nagroda - awans. Spojrzal na Yusufa i na Ahmeda. I wtedy gre wzielo nad nim cos jeszcze - rwaca chec dzialania, sila potezna niczym rwaca rzeka, ktora nakazala mu przerwac rozmyslania i przejsc do czynow... |
Hasan miał pierwszego Amerykanina na muszce. Zachodnie świnie zupełnie nie spodziewały się ataku! Gotowała się niezła jatka. Zerknął w stronę towarzysza aby upewnić się czy jest na swoim miejscu. Yusuf był tam gdzie trzeba, jak zwykle mógł na nim polegać w każdej sytuacji. Szykował się aby podnieść lekko prawą rękę i dać rozkaz do strzału gdy nagle, zupełnie niespodziewanie na nocnym niebie pojawiło się kilka jaśniejących punktów. Tajemnicze światła rozłożone jakby na okręgu stopniowo zbliżały się do okupowanego przez nich wąwozu. Potężny podmuch wiatru wzbił tumany kurzu i zwalił z nóg wszystkich znajdujących się w wąwozie ludzi. Humvee odleciał gdzieś w nicość niczym blaszana zabawka. Na środku wąwozu zostali jedynie zupełnie zdezorientowani Amerykanie i skrępowany Arab. Hasan podniósł się na równe nogi i... zakrył oczy gdyż błyskawicznie oślepiło go bardzo jaskrawe światło. Padł na kolana i zaczął szukać w piasku okularów przeciwsłonecznych. Jakimś cudem odnalazł je i nałożył na oczy. Ku swemu przerażeniu dostrzegł wielki, metaliczny latający spodek (sic!) unoszący się nad wąwozem niczym helikopter. Centralny punkt spodka emanował zielonym światłem którego promień otoczył grupkę ludzi na środku wąwozu. Amerykanie, w embrionalnej pozie, byli miarowo unoszeni ku przypominającemu oświetlony tunel otworowi we wnętrzu spodka. Po chwili znikli w trzewiach przerażającej maszyny a otwór zakryły metaliczne, przypominające szczeki wrota. Spodek w mgnieniu oka, bezgłośnie wzbił się w przestrzeń nad wąwozem i znikł z pola widzenia. Rozdygotany Hasan zdjął okulary. Znów otaczała go ciemność a jedynym źródłem światła były jaśniejące na nieboskłonie gwiazdy. Po swojej prawej zobaczył leżącego Yusufa. Był prawdopodobnie nieprzytomny. Podszedł do niego na miękkich nogach i ocucił go wodą z przytroczonego do pasa bukłaka. Yusuf powoli odzyskał świadomość... Wstał otrzepał się z kurzu, zawiesił kałacha na ramię, wybełkotał coś niezrozumiale i równym krokiem skierował się w stronę obozu. Rzucił do Hasana przez ramię - Nie powinieneś być na patrolu? Ja tu łażę całą noc a Ty się obijasz! To nie Twój rewir! Hasan zapomniał języka w gębie, przytaknął tylko skinieniem głowy. Odwrócił się żeby zobaczyć co się stało z Ahmedem. Brutalna rzeczywistość niemalże zwaliła go z powrotem na ziemię. Ahmed jakby nigdy nic stał pod jedną ze ścian wąwozu i odlewał się na jakiś krzak. Po zaspokojeniu potrzeby fizjologicznej odwrócił się i krzyknął do Yusufa aby na niego poczekał. Ahmed mijając go popatrzył na niego podejrzliwie i warknął - Co ty tu robisz?! Gdzie się szwendasz? Zapierdalaj na swoją stronę obozu! Masz dzisiaj wartę... Kretyn... Zdezorientowany terrorysta zupełnie nie wiedział co ze sobą począć. Przewiesił broń przez ramię i zgodnie z poleceniem przełożonego udał się na wartę, na drugą stronę obozu. Lekko niepokoiły go myśli o inwazji obcych. Chociaż, jedynym logicznym wytłumaczeniem zaistniałych wydarzeń były zwidy wywołane paleniem ganji. Dziwne, nigdy mu się to wcześniej nie zdarzyło. Nieważne, będzie musiał ograniczyć trochę palenie... na jakieś dwa dni. Miał ważniejsze sprawy na głowie niż uganianie się za kosmitami, nawet gdyby naprawdę tu byli. I tak nikt mu nie uwierzy a kosmici przecież nie istnieją. To wszystko to jakieś bzdurne zwidy... Musiał jak najszybciej zdobyć więcej forsy na nową porcję marychy bo czuł ,że powoli traci resztki zdrowego rozsądku. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:51. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0