lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Straznicy] Kamien Dusz (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/2934-straznicy-kamien-dusz.html)

Mroczusia 09-04-2007 19:32

Kate nie ufnie spojrzała na przybysza. Nigdy go wcześniej nie widziała w tych rejonach. Oparła się o ścianę i zaczeła zakręcać palcem włosy w spiralki. Wyciągneła z kieszeni spodni gumę do żucia i wzieła plasterek owego produktu spożywczego do ust. Żuła ją powoli i spokojnie przyglądając się całej sytuacji. Nie chciała wchodzić pierwsza do pomieszczenia więc poczekała na ochotnika. Miała już zrezygnować z czekania ale nagle uprzedził ją Lanoreth. Zaraz po nim weszła Vivianna. Długo nie myśląc dziewczyna pewnym krokiem weszła do pokoju odpraw.

Julian 09-04-2007 19:33

Twarz Teka wyrażała dośc duże zdziwienie. Był zaszokowany brakiem szokujących rzeczy w takim miejscu. Przejście nieznajomego nie wywarło na nim żadnego wrażenia, podobnie jak sala odpraw. Spodziewał się czegoś wyjątkowego, nie zwykłych szklanych drzwi i strażnika. "Mogliby się chociaż postarać zrobić na nas jakieś wrażenie" - Pomyślał. Jego mina przerodziła się w złośliwy uśmiech. Właściwie chciał nim poprostu zatuszować niepewność, poza tym jakoś dziwnie się bez niego czuł. Zastanawiał się jeszcze chwilę, co go czeka w środku. Sama sala nie robiła wrażenia, ale z doświadczenia wiedział, że rzeczy niepozorne są zwykle najgorsze. Rozejrzał się się po towarzyszach, po czym obojętnie wzruszył ramionami i pewnym krokiem wszedł do środka.

"No i jestem w sali odpraw. Nie czuję się wyjątkowo. Powinienem?"

Malkav3 09-04-2007 20:18

1 Załącznik(ów)
Xavier-Tezeusz
Piękna młoda kobieta poruszała się ponurym korytarzem, bawiąc się z małym smoczkiem który wyraźnie się d niej przymilał. Przez umysł Xaviera plątało się wiele myśli, lecz nauczył się już iż nie należy myśleć o tym co ciekawego korporacja wymyśliła dla niego na dzień dzisiejszy… Inna ciekawsza myślą stała się stylistyka korporacji… Wszędzie te ciecie kosztów… proste, wytrzymałe materiały bez zbędnych ozdób… pomyślał by kto że kiedyś na tym świecie budowano tak piękne budowle... niestety z czasem wszystko się zmienia. – jedynym wytłumaczeniem zaistniałej stylistyki jest bezpieczeństwo, a przynajmniej tak sobie to tłumaczył. Dama podążała dalej ponurymi korytarzami do miejsca znanego wszystkich, choć do tej pory nie odwiedzanego. Xavier spodziewał się jednak że pomieszczenie to będzie tak samo ponure jak większość służbowych w całej korporacji. Wychodząc zza ostatniego zakrętu przez myśli Xaviera przeszła myśl: A gdyby tak sprowadzić tu kiedyś jakiegoś stylistę… – jednak pochwali sam sobie odpowiedział. -pewnie nic by to nie dało, nawet by mu nie pozwolili się zabrać do roboty… ah te koszty.

Kobieta kierowała się powoli, a mały smoczek przymilał się nadal do niej. Kobieta rozglądnęła się obserwując grupkę znanych jej już osób. Kobieta uśmiechnęła się do dobrze znanego Xavierowi strażnika, sprawiło mu to zapewne przyjemność, którą biedaczek mógł okazać jedynie odwzajemnieniem uśmiechu.

Mały smoczek widocznie zadziwiony ciekawą sytuacją podleciał do urządzenia i staną łapkami na czytniku, z bliska przyglądając się monitorowi. Zaraz za nim podeszła młoda kobieta i położyła rękę na czytniku. W tym momencie system rozpoznał skomplikowane linie papilarne i udzielił dostępu.

Smoczek spostrzegł VV[wiwi] cicho podleciał do niej i delikatnie spoczną jej na ramieniu. Następnie otarł się kilka razy swoją małą główką o jej policzek i polizał. Wyraz jego twarzy był bardzo miły, a jego małe a zarazem wielkie oczka spoglądały z wielką sympatią na uroczą VV. Kobieta z którą przybył smoczek, właśnie odkładała rękę z maszyny, uśmiechając się serdecznie do VV, cały czas obserwując smoczka. Gdy tylko smoczek spostrzegł krępego mężczyznę, popatrzył na niego i z zadowolenia przymkną oczka.
/VV-Viviana/

Hael 09-04-2007 23:44

Szedł białym korytarzem, z dłońmi ukrytymi w połach płaszcza. Głowę miał lekko pochyloną, jakby wpatrywał się tylko w niewielką przestrzeń przed swoimi stopami. Zresztą, trudno było orzec w co tak właściwie się wpatruje, gdyż na czoło i oczy opadały mu kruczoczarne, przetłuszczone włosy.
Gdy doszedł na miejsce, przystanął, obserwując jak urodziwa kobieta odziana w białą suknie kładzie dłoń na czytniku i przechodzi przez drzwi. Prawdopodobnie przyszedł na miejsce jako ostatni.
Gdy jego poprzedniczka już przeszła, Hael również położył dłoń na czytniku. Jego postawa była jakby niedbała, sugerująca, że wszystkie odprawy są mu głęboko obojętne. I, w zasadzie, tak też było. Prawdopodobnie jako jedyny ze wszystkich wezwanych, Hael nie czuł zupełnie nic, gdy wchodził do pokoju.

Midnight 10-04-2007 17:16

Pokoj. Ogromna przestrzen, biale sciany i potezne lustro umieszczone w kamiennej oprawie. Migotliwy blask padajacy na posadzke i najblizsze otoczenie, przywodzacy na mysl najczystrzy diament. Bo blizszym poznaniu okazuje sie iz faktycznie zlorzone jest z malenkich diamentow tworzacych jednak calkiem gladka powierzchnie. Lustro bynajmniej nie wyglada jakby kamien byl jedynie jego oprawa. Jest z nim zlane w jedna calosc. Nieregularne ksztalty tafli przechodza gladko w chropowaty kamien.
Po pomieszczeniu krzataja sie mlodzi i starzy mezczyzni w bialych szatach. Nie wygladaja na naukowcow, choc pozory moga mylic. Pod scianami marmurowe stoly i szafki bez drzwiczek wypelnione roznorakimi strojami, bronia, ozdobami i sprzetem technicznym. Wydaje sie iz w tym pomieszczeniu wszystko jest zrobione z kamienia, tego lub innego rodzaju.
Jednak nie. Pozory myla. W rogu tuz poza zasiegiem promieni lustra stoi drewniane krzeslo na biegunach. Cichy skrzeczacy dzwiek poruszanego mebla lagodnie zgrywa sie z melodia wygrywana przez czlowieka na nim siedzacego. Mezczyzna zdaje sie nie zwracac uwagi na otoczenie w calosci pochlania go muzyka ktora tworzy. Szary kapelusz swobodnie rzucony na posadzke u jego stup. Wlosy faluja jakby unoszone nieistniejacym przeciez wiatrem. Mrok czesciowo skrywa jego twarz, jednak poznajecie go natychmiast. Mezczyzna sprzed drzwi, nieznajomy ktory jako pierwszy wszedla do srodka.
Muzyka cichnie i w koncu zamiera. Promienie lustra przygasaja. Swietlno dzwiekowy spektakl dobiega konca. Mezczyzna powoli otwiera dotad zamkniete oczy. Stalowy wzrok pada na was, usta lekko sie usmiechaja.
- Witajcie jestem Keoma.
Glos delikatny lecz stanowczy. Wyczuc mozna w nim lata, wieki, wszechswiat. Kim jest Keoma? Co tu robi? Pytania kraza w waszych glowach. Przypuszczenia, niejasne skojarzenia, niepewnosc.
Keoma wstaje. Gibkie ruchy przywodza na mysl kota na polowaniu. Podchodzi do was przy dzwiekach pluz dotykajacych marmuru.
- Wyglada na to ze przez jakis czas bedziemy tworzyc druzyne.
Lustruje wasze postacie. Sprawdza. Usmiech nie zchodzi z jego ust. Oczy pozostaja zimne. Te oczy takie niezwykle, badawcze, czujne, niezglabione, dluzej pozostaja zawieszona na Haelu.

Czujesz jego moc. Powoli wciaga cie ocean. Nie jestes bezbronny, lecz i nie na tyle silny aby sie temu oprzec. Samotna wyspa. Bol. Nieznosny parazujacy bol. Szary wilk. Slowa: Wybralem cie sposrod wszystkich narodow abys mi sluzyl. Stan sie mna Natanie i przyjmij miano Keoma. Czas, ludzie, wiecznosc. Keoma zrywa kontakt. Nikt niczego nie zauwazyl. Wszystko jest jak przed sekunda. Jednak czujesz na sobie wzrok tego dziwnego mezczyzny. Nie patrzy ci w oczy. Opserwuje tylko. Co zobaczyles? Czy byl to fragment jego historii czy jedynie cos co chcial ci pokazac, cos czym chcial sie zaslonic przed toba. Jezeli tak to co ukrywa. W koncu najwazniejsze, co on zdolal zobaczyc? Pytania, pytania bez odpowiedzi.


Do pomieszczenia wszedl starszy mezczyzna. Elegandzki czarny garnitur, idealnie przystrzyzone bliale wlosy, czarna laseczka z srebna glowka.
- Witajcie.
Cichy glos zmuszal do sluchania.
- Nazywam sie Trewor Garti i wszystko co was otacza jest moim dzielem.
Powiodl dumnym wzrokiem po sali na dluzej zatrzymujac sie przy lustrze. Jego slowa zabrzmialy niezwykle powaznie gdy mowil.
- Podroz, ktora nas czeka bedzie dluga i nieezpieczna wiec jezeli ktos z was chce zrezygnowac, ma ku temu ostatnia szanse.
Zamilkl w oczekiwaniu.

Diriad 10-04-2007 20:02

Gdy Lanoreth wszedł do pomieszczenia, znalazł się jakby w nowym świecie. Co prawda nadal wszystko było w odcieniach bieli (kiedyś człowiek zastanawiał się, czy można mówić o "odcieniach bieli" - ten pokój był idealnym przykładem, że jak najbardziej jest to możliwe), lecz z hermetyki i prostoty korytarza przeniósł się do pomieszczenia skromnie, ale wykwintnie urządzonego. Bardzo spodobało mu się wielkie, nieregularne lustro, świetnie dopasowujące się do ściany.
Uwagę Lanoretha zwrócił fotel bujany, na którym siedział przybysz z harmonijką. Na pewno nie stanowiło ono typowego wystroju tego pokoju - nie pasowało tu w żadnym stopniu. Ale przecież ten człowiek nie mógł sobie go przynieść - w przeciwieństwie do harmonijki. Przyglądał mu się bacznie, choć nie zwracając niczyjej uwagi, aż nagle ten wstał. Zrobił to zarazem niespodziewanie i z powolną przewidywalnością.
Kiedy Keoma, bo tak miał na imię przybysz, przedstawił się i obejrzał grupę, Lanoreth zobaczył w jego oczach błysk tajemniczości. Uczciwie rzecz biorąc, ta obserwacja była zbędna, gdyż odkąd mu się przyjrzało, aż promieniował on aurą tajemnicy. Podczas, kiedy Lanoreth zastanawiał się, czy odpowiedzieć coś na powitanie, do pomieszczenia wszedł kolejny mężczyzna. Gdy przemówił, przez umysł człowieka przemnęła myśl - "Jeśli wszystko, co jest w tym pokoju, to jestem pod wrażeniem, mimo, że nie ma tego wiele. Jeśli to i korytarze, to wrażenie jest małe. Jeśli także nasze pokoje, to gratuluję".
- Rozumiem, że wiesz, kim my jesteśmy. Jednak przedstawię się - nazywam się Lanoreth - ostatnią głoskę imienia przeciągnął bardzo długo, wysuwając lekko swój węży język. - Nie po to tyle tu przepracowałem, żeby teraz się wycofać. - powiedział, jednak nie decydował się na to tylko z takich powodów. Kochał przygody, a ta miała szansę być największą przygodą jego życia... Największą przygodą w historii. - Możesz jednak powiedzieć nam więcej o tej wyprawie.

Cold 10-04-2007 21:01

Viviana
 
Femme fatale

Kiedy w końcu stanęła, mogła rozejrzeć się po pokoju odpraw, bo przecież już nie będzie drugiej okazji na zwiedzenie tego pomieszczenia.
Wszystko, co znajdowało się w tym pokoju, było w kolorach bieli, co przywodziło na myśl sypialnię Viviany, która była utrzymana w podobnych barwach.
Szczególną uwagę kobiety ubranej w długi, czerwony płaszcz, przykuło ogromne lustro, które umieszczone było w kamiennej oprawie.

Nagle poczuła, jak coś siada na jej ramieniu, a następnie dotyka jej policzka. Ostrożnie spojrzała w bok, aby zobaczyć, kim jest ta bezczelna istota. Okazało się, że jest nią uroczy, niewielki smok, którego piękne oczy od razu uwiodły serce Viviany. Dziewczyna pogłaskała zwierzę po główce, po czym mając nadzieję, że odleci, spojrzała jeszcze raz w stronę kobiety, którą lustrowała przed wejściem do pokoju odpraw.

Dopiero teraz zauważyła, że ta żuje gumę, co pokazywało, że jest osobą nieokrzesaną, której brakuje kilku zasad kultury osobistej. Jeszcze raz zmierzyła ją od stóp do głów, próbując znaleźć w niej choć krztynę dobrego gustu, czy elegancji. Niestety to, co zobaczyła, nie wskazywało na to, aby ta kobieta miała jakiekolwiek poczucie estetyki. Jeszcze dało się znieść widok zielonej bluzki i obcisłych, czarnych szortów, ale ta kompletnie niepasująca bransoletka i czapka na głowie? To już było za wiele.

Gdy chciała już na głos skomentować wygląd nowej ‘koleżanki’, do pomieszczenia wszedł starszy mężczyzna o białych włosach.
Przynajmniej on wygląda przyzwoicie – pomyślała.
Elegancki staruszek wygłosił dumnym głosem krótką mowę, po czym zwrócił się do wezwanych osób.

Po słowach staruszka, odezwał się jeden z wezwanych, a mianowicie ten, za którym weszła Viviana. Przedstawił się jako Lanoreth. A skoro on się przedstawił, to kultura wymagała, aby kobieta także się przedstawiła.
- Viviana – powiedziała czystym, zmysłowym głosem, zwracając się do zebranych.
Chwilę się zastanowiła nad odpowiedzią dla staruszka. Nie chciała podejmować decyzji pochopnie, to nie było w jej stylu.

Spojrzała ukradkiem na Keoma (Keomę?), bo tak się przedstawił dotychczas nieznajomy mężczyzna w kapeluszu i z harmonijką w dłoni.
- Wolałabym, aby na podjęcie tak ważnej decyzji, przeznaczył pan trochę więcej czasu – powiedziała, a ton jej głosu pokazywał, iż wychowała się, w tak zwanych, wyższych sferach. – Jednak, jak mniemam, nie możemy sobie na to pozwolić i musimy odpowiedzieć natychmiastowo. W takim razie moja odpowiedź będzie pozytywna, co oznacza, że nie mam najmniejszego zamiaru się wycofać.

Julian 10-04-2007 21:16

Byli w środku. Zobaczyli już coś bardziej imponującego, ale Tek wciąż nie był zadowolony. Najmniej zadowolony był jednak z towarzystwa tego Keomy. Nie lubił go, i miał przeczucie, że nieprędko go polubi. Nie podobał mu się jego wzrok, uśmiech, głos. Gdy zaczął lustrować ich swoim zimnym wzrokiem, Tek nie pozostał mu dłużny. Zresztą... W ogóle cała ta grupa mu się nie podobała.
Spojrzał na Lanoretha. "Ten co tu robi? Ma nas zabawiać swoją śmieszną wymową? Może przynajmniej kogoś ugryzie... O ile zdąży." Potem przeniósł wzrok na smoka. "A ten co? Zapomniał jak się wraca do normalnej formy? Może jest tak szpetny, że nie chce?" Następnie przyszła pora na Vivianę. Za pierwsze myśli zganił się i wymierzył sobie umysłowy policzek. "...Ładna, ale co będzie robić? Laleczka, którą trzeba będzie się opiekować... Niedobrze mi." Kate... "...Tak słodka, że aż się rzygać chce... Kolejna do niańczenia?" W końcu przyszedł czas na Haela. "Uhh... Mroczniejszy niż sama noc!" Przyjrzał się jego włosom. "Ciekawe, czy w ogóle ma oczy..."
Z rozmyślań wyrwał go głos Keomy. Już układał sobie w myślach sarkastyczną odpowiedź, gdy wszedł Trewor. Na jego słowa odpowiedział szybko.
-Oczywiście, że idę.
"Ktoś musi ich przecież przypilnować, żeby sobie krzywdy nie zrobili." - Dodał już w myślach.


"Teraz to twoja grupa. Twoje stado. Nie ma wyjścia, musisz się z nimi dogadać... Niestety... Muszę..."

Malkav3 11-04-2007 00:14

Mały smoczek tworzył ciekawy kontrast dla ubranej w ciemne ubrania VV, sam jednak zlewał się z otoczeniem. Jego białe łuski były niemal identyczne jak biały kamień którym były wyłożone ściany. Pomieszczenie mimo swej ciekawej acz prostej i jak dla Xaviera beznadziejnej oprawy miało jeden duży plus… drewniany fotel na biegunach… żałował tylko że był już zajęty. Choć miejsce jakie znalazł sobie smoczek wydawało się również miłe i przyjemne.

Mały smoczek spoczywał na ramieniu pięknej kobiety o nieci egzotycznym wyglądzie. Kiedy podniosła rękę by połaskotać smoczka, ten lekko zniżył szyję, a następnie zamrugał do siedzącego na jedynym ciekawie wyglądającej w całym pomieszczeniu rzeczy, był nią bujany, drewniany fotel. Siedząc nadal na ramieniu VV spoglądał przewracając głowę raz to w prawo raz w lewo, na mężczyznę który właśnie wstawał z fotela.
Widać że lubił wszystko obserwować. Spoglądał na każdego, a szczególnie na kobietę u której spoczywał na ramieniu. Znał wszystkich lecz jedynie ze wspólnych treningów, nie miał jednak przyjemności na dłuższa chwilę poznania. Ograniczało się to jedynie do stosunków służbowych jak bardzo nie był on przyjacielski. Ciągły brak czasu…

Xawier zaczął się zastanawiać z kim tym razem przyjdzie mu wyruszyć…

Młoda kobieta w bieli… Kate… wydaje się dużo bardziej przyjemna w swej zwierzęcej postaci… przynajmniej nie żuje gumy.

Kolejną postacią, na którą spoglądał była najmniej przyjemna w całym pomieszczeniu, zamyślał się próbując przypomnieć sobie jego imię… Tak… Dek…Tek… Tak imię jakie nosiła ta ponura postać to Tek. Jedyna osoba co sprawiała wrażenie wyraźnie nie zachęcające do głębszego poznania. Całe szczęście że nie treningi z nim były sporadyczne, było to chyba jego jedyną dobrą stroną…

Po chwili jego wzrok spoczywał na kolejną postać był nią Hael… gdzie mu się tak spieszy… to tylko odprawa… po co ta cała broń…? Zastanawiał się. Biedak… całe życie w ruchu…

Lanoreth ciekawa postać… przynajmniej był otwarty… co znacznie przemawiało na jego plus. Niestety nie był w stanie nic więcej o nim powiedzieć. Treningi niestety nie były aż tak częste…

VV jak już zdążył zauważyć była bardzo miła i przyjemna. Na wspólnych treningach się polubili… była jedną z dwóch osób z którą miał więcej kontaktu niż treningi taktyczne, walki i strzeleckie… Spotykali się również na treningach politycznych, z tego co mu było wiadome; oboje pochodzą z arystokratycznych rodzin. Dzięki temu mogli trochę więcej porozmawiać… w końcu na tym się to wszystko opierało.

Keoma… gdzieś już słyszał to imię. Jednak nie potrafił skojarzyć z nikim tej postaci… może kiedyś… dawno temu się spotkali. Może nawet jakieś wspólne treningi…? Kto by to pamiętał… choć wydawało mu się że ma dobra pamięć… wyraźnie się jednak mylił.

W czasie gdy Xawier pogrążony był we własnych myślach w pokoju pojawiła się już dobrze mu znana postać… jednak nie miał z nią do tej pory kontaktu. Trewor i jego spuścizna w której Xawier miał okazje przebywać już od dawna. Z zaciekawieniem wysłuchał co Garbi miał do powiedzenia, lecz spodziewał się czegoś bardziej zaskakującego… niemal jednak ciekawość była duża… od dawna nie działo się tutaj nic nowego…

Xawier pozostał jednak w milczeniu, uważając że lepiej przemilczeć to jakże retoryczne pytanie. W końcu na coś się godzili i przygotowywali te kilka ostatnich lat.
Kobieta z która przybył mały smoczek spoczęła na kamiennym krześle nieopodal całej grupy i sprawiała wyrażenie, że się tym wszystkim wyraźnie interesuje w przeciwieństwie do małego smoczka, który po prostu się bawi… pozostawała w ciszy oczekując co się wydarzy.

Hael 11-04-2007 13:40

Hael wytrzymał jego spojrzenie, przez chwilę patrzył się zza zasłony włosów prosto w oczy Keomy. Poczuł się dziwnie i dokładniej przypatrzył ich siódmemu towarzyszowi.
Nie wyglądał na kogoś, kto mógłby wzbudzić jego zaufanie, jednak... Wzbudził. To coś było w oczach. Nie miał czasu przyjrzeć się pozostałym, jednak poczuł, że z Keomą łączy go juz pewien rodzaj więzi.
Rozejrzał się. Właściwie mało znał swych towarzyszy. A pośród przepastnych i niezwykłych przestrzeni tego budynku wciąż czuł mu się niepewnie i nieswojo. Prawdopodobnie to dlatego, że był tutaj najkrócej z nich wszystkich. Ledwie kilka miesięcy.
Tym ciekawsze, że już znalazł się tutaj, w osławionej sali odpraw.

Lanoreth... Za dużo mówi. Wprost kipi z niego pewność siebie. Haelowi nie podobało się to ani trochę. Takiej pewności brakuje zawsze wtedy, kiedy dopiero mogłaby się okazać potrzebna.

Kate... Sympatyczna. Dobrze czasem popatrzeć na osobę na tyle młodą, że życie jeszcze nie zdążyło dać jej się we znaki.

Viviana... Typ wampa. Najwyraźniej widzi w Kate potencjalną rywalkę, tylko... Do czego? Wprost kipi z niej seksem. Hael był przekonany, że jeżeli nie będzie interesująca to przynajmniej... Zabawna.

Smok, który nie zechciał nawet przybrać normalnej postaci...

Tek... Nie stara się co prawda wybić przed nich wszystkich, choć wydaje się być na swój sposób pyszny. Hael nie przepadał za ludźmi tego typu, ale nie zwykł oceniać nikogo z góry.

I pośród nich on, w wypłowiałym, czarnym płaszczu i przetłuszczonymi, czarnymi włosami opadającymi na oczy. Stał spokojnie, nie wykonując żadnych zbędnych ruchów, a wąskie wargi rozciągnął w znudzonym uśmiechu.
Odwrócił się lekko i skrzyżował ręce na piersi, gdy wszedł Trewor. Nie odpowiedział na jego pytanie, uniósł tylko głowę na tyle, iż można było dojrzeć czarne, podkrążone oczy. Uśmiechnął się nieco bardziej wyraziście.

Milczał. Zwykle nie mówił nic, obserwując tylko i czekając na bardziej odpowiedni moment na reakcje. Zazwyczaj, o wiele więcej niż wszystko, co byłoby potrzebne mówili pozostali. Tak jak teraz.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:55.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172