lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [sesja] [Autorski] Bohaterowie Kontynentu Zagłady III (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/3856-sesja-autorski-bohaterowie-kontynentu-zaglady-iii.html)

Mi Raaz 20-09-2007 13:11

Mi Raaz ze spokojem poszedł do pokoju w którym miał spędzić noc. ~~No i nici ze spania w łóżeczku.~~ Zabrał swoje rzeczy, a nie było tego dużo. Trochę prowiantu, koszula, kurtka. Ubrania założył na siebie. Torbę z jedzeniem wziął do ręki. Poprawił miecz na plecach. Sprawdził, czy sakiewka, jest dobrze przymocowana do paska. Zszedł na dół karczmy. ~~Haha, kobieta wojownik. Hehe, bogowie świat się kończy!!~~ Podszedł do karczmarza. I podał mu torbę na wyciągniętej ręce.
- Panie, nie przespałem całej nocy i muszę opuścić pokój. Ale zapłaciłem za całą noc. Liczę na to, że żeby wynagrodzić mi tę stratę pokryje waszmość kosz różnicy oddając w naturze. W tej sakwie zmieści się jeszcze prowiant na drogę, więc panie postarajcie się ją napełnić.
Po tych słowach ruszył na środek karczmy. Stanął po raz kolejny w charakterystycznej pozie, z rękami skrzyżowanymi na piersi.
- Witaj elfko, Jestem Mi Raaz i przyjdzie nam razem pracować. Mam nadzieje, że walczysz choć w połowie tak dobrze jak wyglądasz. Ale z drugiej strony wtedy nasz kupiec nie potrzebowałby nikogo więcej do ochrony - przyjazny uśmiech zagościł na twarzy młodzieńca. Chłopak odczekał chwile na odpowiedz elfki, po czym odwrócił się w stronę pozostałych towarzyszy
- A wy zakapiory? Macie jakieś imiona? Jak nie, to ty przystojniaku od dziś jesteś blizna, a ty będziesz kusznik. Zatem kusznik powiedz coś o sobie, bo o bliźnie wiem już, że go w dzieciństwie drzwi okaleczyły i teraz mści sie na wszystkich innych które spotyka na swej drodze - młodzieniec z politowaniem spojrzał na zbite deski wyrwane z framugi, które jeszcze chwile temu były drzwiami - Za to możemy mieć pewność, że jeżeli jakiekolwiek wrota zastąpią nasza drogę, to Blizna nas wesprze. Choć nie słyszałem o żadnych drzwiach grasujących na pobliskim szlaku i napadających podróżnych, a Wy?
Wiecznie roześmiany i drwiący ze wszystkiego Mi Raaz czekał na reakcje nowych towarzyszy.

Silwilin 20-09-2007 16:47

Alkus popatrzył na Mi Raaza spod kaptura. W zasadzie to nie ma potrzeby dalej zgrywać tajemniczego. Zsunął kaptur i obecnym w karczmie ukazała się dość młoda, nie golona od paru dni twarz. W zasadzie trudno było by o niej coś więcej powiedzieć. Włosy nie były ani czarne ani jasne, włosy ani długie ani ogolone, nos przeciętny, oczy zwyczajne, brązowe - słowem przeciętność w każdym calu. Uśmiechnął się, a jego uśmiech odsłonił rząd zdrowych zębów, które nie były ani zbyt żółte ani olśniewająco białe.
- Nazywam się Alkus, ale nie przywykłem korzystać z tego imienia. Przyjaciele nazywają mnie Rączką. To od zręcznego chwytu - efektownie podrzucił i zakręcił sztyletem, po czym jednym ruchem złapał go i schował za pazuchę. Tak naprawdę jego pseudonim nie miał nic wspólnego ze sztuczkami w rodzaju tej, którą właśnie zaprezentował, ale przecież nie mógł tak po prostu powiedzieć, że jest złodziejem.
- Korzystając z okazji, mości karczmarzu, ja również bym coś wziął na podróż. A i ciepły posiłek byłby do rzeczy, jeśli pani nie ma nic przeciw towarzystwu przy jedzeniu - popatrzył wesoło na elfkę, a nie wiele mówiący uśmieszek nie schodził z jego absolutnie zwyczajnych, nie dających się opisać warg. Ze swojego podróżnego worka wyjął kołczan z kilkoma bełtami.
- No, i jeśli by się parę bełtów znalazło gdzieś na składzie... Nie wierzę, że nic nie ma. A nie chce mi się strugać ich samodzielnie - przypasał kołczan do boku.

Achmed 20-09-2007 18:02

Normalnie Achmed zignorowałby gadatliwego chłopaka. Wiedział, że utarczki słowne w gospodach często kończą się, co najmniej jednym nieboszczykiem, ale tego było już za wiele. ~Co on sobie wyobraża najpierw najmuje się u kupca jako ochrona podważając tym moje umiejętności, a teraz śmie jeszcze ze mnie drwić~
-Zwą mnie Achmed, jeżeli chcesz to wytatuuj sobie moje imię na rzyci będę bardzo rad, że zdobi ono zad tak szlachetnego wojownika jak ty. Mam nadzieję, że mieczem posługujesz się równie dobrze, co językiem, jak nie to zawsze w razie czego możesz schować się pod wóz. Jak dotrzemy do miasta to zakryj czymś twarz, bo podobnymi tatuażami znakowane są dziewki przynoszące ulgę wojownikom po ich długich podróżach i jakiś podpity rębajło mógłby cię omyłkowo wziąć za jedną z nich- powiedział z lekkim uśmiechem na ustach i pociągnął spory łyk piwa, które przed chwilą przyniósł mu karczmarz.

Odyseja 21-09-2007 10:59

Siedząc przy stole zobaczyła, jak krasnoludopodobne „coś” zaciska pięści. Odruchowo jej ręka drgnęła, ale opanowała się. Raczej nikt tego nie mógł zauważyć.

- Witaj elfko, Jestem Mi Raaz i przyjdzie nam razem pracować. Mam nadzieje, że walczysz choć w połowie tak dobrze jak wyglądasz. Ale z drugiej strony wtedy nasz kupiec nie potrzebowałby nikogo więcej do ochrony - przyjazny uśmiech zagościł na twarzy młodzieńca.

- Zobaczymy, czy walką wam dorównuję. Mam nadzieję, że tak. - Odpowiedziała z lekkim uśmiechem, specjalnie unikając tematu wyglądu.

- Korzystając z okazji, mości karczmarzu, ja również bym coś wziął na podróż. A i ciepły posiłek byłby do rzeczy, jeśli pani nie ma nic przeciw towarzystwu przy jedzeniu – chłopak, który przedstawił się jako Alkus, popatrzył wesoło na elfkę

- Ja nie mam nic przeciwko. – odparła grzecznie.

Potem w milczeniu dalej jadła, przysłuchując się jak najpierw Mi Raaz drwił z Achmeda, a potem ten dołożył chłopakowi dwa razy mocniej. Uśmiechnęła się lekko, ale poza tym, nic nie zrobiła. Gdy skończyła posiłek zapłaciła karczmarzowi (dała trochę więcej niż trzeba było) i zwróciła się do kupca.

- Może było to już ustalane, ale mnie przy tym nie było: Kiedy wyruszamy? Ja mogę ruszać choćby natychmiast. - powiedziała z serdecznym uśmiechem

Mi Raaz 21-09-2007 16:54

- Szczerze powiedziawszy językiem posługuję się dużo lepiej niż mieczem - jego wzrok powędrował w stronę nowo poznanej elfki, by natychmiast wrócić do Achmeda i kontynuować gry słów. - Co do moich tatuaży to zaiste kusząca propozycja, ale obawiam się, ze mógłbym wtedy być zbyt często kopany w wasze szlachetne imię. A i nie wiem, czy byłbym witany wszędzie z otwartymi ramionami pokazując wasze imię pospólstwu. Wszak mało kto umie czytać i mogliby ten gest źle odczytać. - Młodzieniec westchnął głęboko, przypominając sobie kobiety z tatuażami na twarzy. Linia znaczków, zawijasów i innych malowideł biegnąca od jednego ucha, przez nos do drugiego ucha. Tak były oznaczane na wschodzie kobiety służące swoim ciałem za pieniądze. ~~Ooo tak, potrafiły wiele~~ Z rozmarzenia wyprowadziły go słowa Merlisy:
- Może było to już ustalane, ale mnie przy tym nie było: Kiedy wyruszamy? Ja mogę ruszać choćby natychmiast.
Mi Raaz nie przejął się tym specjalnie i kontynuował wypowiedz która w jego przekonaniu była kierowana do ogółu.
- Gdyby kiedyś jakiś pijany rębajło nie zauważył u mnie braku pewnych atrybutów kobiecości - młodzieniec położył sobie rękę na klatce piersiowej - albo nie był tak niepomiernie głupi, żeby nie zauważyć innych szczegółów, - Mi Raaz potarł ręką dwu dniowy zarost - To nie wytrzymałbym i broniąc swojej czci zrobiłbym mu paskudną bliznę - Palcem wskazującym wykonał ruch po Twarzy pokazując dokładnie sposób w jaki blizna przebiega u Achmeda.
- A teraz na bok te utarczki, bo przyjdzie nam walczyć ramię w ramię. - Wyciągnął rękę w geście powitania, miał nadzieję, że przybysz również obróci wszystko w żart.

Hertion 22-09-2007 11:05

Druidka idzie przez przez las podpierając się laską. Idzie i wchodzi do karczmy myśląc o dziwnych postaciach... Wchodzi i nie przejmuje się hałasem ni spojrzeniami pijaków. Podchodzi do baru
- Poproszę wino elfickie wytrawne jeśli łaska. I ile płacę mości karczmarzu? - Powiedziała i czekała na wino wciąż rozważając co to byli za ludzie...

Achmed 22-09-2007 14:03

~Co też ja wyprawiam, pozwalam takiemu młokosowi się obrażać, chyba się starzeje~ pomyślał Achmed.
-Jeżeli chcesz mieć nową Blizne to z chęcią ci pomogę- powiedział powoli i położył rękę na jednym ze sztyletów przymocowanych do pasa. Zmierzył Mi Raaza wzrokiem, aby ocenić swoje szanse w razie walki.
-Obawiam się, że pokazując moje imię pospólstwu rzeczywiście mógłbyś być kopany w zad, bo zazwyczaj, gdy pojawiam się drugi raz w tej samej wiosce, to witają mnie widłami. Bardziej jednak niepokoi mnie twoje zmiłowanie do biegania z gołym tyłkiem wśród ludzi, ale to nie moja sprawa, każdy ma jakiś problem. Możesz być pewien, że ja na pewno nie będę cię z tego powodu inaczej traktował, jestem dość tolerancyjny na różne dziwactwa. Nie wiem jak odbierze ten fakt reszta kompani. Mam dla ciebie rade zimą ogranicz jednak bieganie bez spodni, bo mógłbyś w czasie mrozów pozbawić się jednego z atrybutów męskości- powiedział to z głosem pełnym troski i wyrozumiałości.
Znowu podniósł dzban z piwem do ust, niestety był pusty, skinął na karczmarza i rzekł:
-Karczmarzu podaj jeszcze dwa piwa, mnie i Mi Raazowi, może jak będzie miał, czym usta napełnić to, chociaż na chwile przestanie gadać, a po za tym musi rozpuścić mleko matki, które ma jeszcze nad górną wargą.

W międzyczasie Achmed zauważył kolejną postać wchodzącą do gospody, była to kobieta.
-Szanowna pani, tutaj raczej takim trunkiem jak elfickie wino nie uraczysz swojego gardła. Sądzę, że do wyboru z win jest: woda, woda z winem, wino z wodą i wino. Chociaż to ostatnie mogło się już skończyć naszemu gospodarzowi. Dokąd wędrujesz pani tak późną porą, nie boisz się, że ktoś mógłby zauważyć twe atrybuty kobiecości?- W tym momencie zerknął na Mi Raaza, z lekkim uśmiechem na ustach, ukazującym rząd żółtych zębów.

rasgan 24-09-2007 10:11

Achmed uspokojony słowami kupca, że nic mu się nie stało schował sztylety powrotem do pochew, poprawił czarna skórzaną kurtkę, która w czasie biegu lekko zsunęła mu się z ramion. Rozglądną się po izbie. Dwóch nowych członków orszaku wydawało się mu, co najmniej dziwnych. Łysy krasnolud o czerwonej skórze nie budził zaufania, a młody chłopak z tatuażem na twarzy dumnie wypinający tors był irytujący. Trzeci nowy ochroniarz zdawał się być normalny, aż do czasu... Gdy zakapturzony mężczyzna siedzący przy stole zgłosił swoją chęć ochrony życia kupca. Całkowicie stracił nadzieje na obiecane mu za zadanie złoto, gdy do gospody weszła elfka i jak reszta zgromadzonych przystała na propozycje kupca. Była piękna, jednak Achmed nie miał teraz ochoty zachwycać się jej wdziękami.
- Karczmarzu to za drzwi, powinno wystarczyć, i przynieś mi jeszcze kufel piwa tylko żwawo.
Gdy tylko Achmed skończył zamawiać piwo do karczmarza podszedł Mi Raaz.
- Panie, nie przespałem całej nocy i muszę opuścić pokój. Ale zapłaciłem za całą noc. Liczę na to, że żeby wynagrodzić mi tę stratę pokryje waszmość kosz różnicy oddając w naturze. W tej sakwie zmieści się jeszcze prowiant na drogę, więc panie postarajcie się ją napełnić.

- Witaj pani, może zechcesz się przyłączyć do mojego orszaku. - powiedział kupiec przymilnie i puścił oczko do złotowłosej elfki.
- Co tu się stało? Słyszałam krzyk... - Powiedziała trochę przestraszonym głosem. Gdy jej wyjaśniono, o co chodzi, zwróciła się do kupca. - Z chęcią przyłączę się do grupy ochraniającej ciebie, mości kupcu. - powiedziała i uśmiechnęła się. - Jestem... - tu się chwilę zawahała. Zastanawiała się, czy jest sens podawać pełne imię. – Merlisa. - dokończyła.
Na widok elfki Gnargo zaklął pod nosem po krasnoludzku. Spojrzał po zapełnionej sali. Zatrzymując wzrok na zielonych oczach elfki jego twarz przybrała złowieszczy wyraz, a ręce zacisnął w pięści, czekając na dalszy rozwój wypadków.
- No cóż, nie myślałem o ochranianiu mnie panno Merliso, a o bardziej przyziemnych sprawach. Niech jednak będzie, dla takiego piękna przy boku z chęcią zapłacę odrobinę więcej niż chciałem.
Na te słowa elfka tylko się zarumieniła i zaraz zmieniła temat.
- Wybaczcie, ale długo jestem w podróży. Nie przeszkodzi to nikomu, że zjem ciepły posiłek?
Siadając przy stole elfka wymruczała kilka słów i rzuciła czar. Rzucone zaklęcie nie dało jej żadnych wiadomości poza tym, że w okolicy nie było zła. Może nie każdy był aniołkiem, ale zamiary gości Dzikiego Psa z całą pewnością nie były złe. W powietrzu unosiła się jednak niezbyt przyjazna aura. Rozmyślania nad tym co się stało przerwał wychodzący z budynku sokolnik oraz karczmarz, który podał dziewczynie ciepłą strawę.
Mi Raaz stanął na środku karczmy i odezwał się do uroczej blondynki
- Witaj elfko, Jestem Mi Raaz i przyjdzie nam razem pracować. Mam nadzieje, że walczysz choć w połowie tak dobrze jak wyglądasz. Ale z drugiej strony wtedy nasz kupiec nie potrzebowałby nikogo więcej do ochrony - przyjazny uśmiech zagościł na twarzy młodzieńca. Chłopak odczekał chwile na odpowiedz elfki, po czym odwrócił się w stronę pozostałych towarzyszy
- A wy zakapiory? Macie jakieś imiona? Jak nie, to ty przystojniaku od dziś jesteś blizna, a ty będziesz kusznik. Zatem kusznik powiedz coś o sobie, bo o bliźnie wiem już, że go w dzieciństwie drzwi okaleczyły i teraz mści się na wszystkich innych które spotyka na swej drodze - młodzieniec z politowaniem spojrzał na zbite deski wyrwane z framugi, które jeszcze chwile temu były drzwiami - Za to możemy mieć pewność, że jeżeli jakiekolwiek wrota zastąpią nasza drogę, to Blizna nas wesprze. Choć nie słyszałem o żadnych drzwiach grasujących na pobliskim szlaku i napadających podróżnych, a Wy?
Wiecznie roześmiany i drwiący ze wszystkiego Mi Raaz czekał na reakcje nowych towarzyszy.
Alkus popatrzył na Mi Raaza spod kaptura. W zasadzie to nie ma potrzeby dalej zgrywać tajemniczego. Zsunął kaptur i obecnym w karczmie ukazała się dość młoda, nie golona od paru dni twarz. W zasadzie trudno było by o niej coś więcej powiedzieć. Włosy nie były ani czarne ani jasne, włosy ani długie ani ogolone, nos przeciętny, oczy zwyczajne, brązowe - słowem przeciętność w każdym calu. Uśmiechnął się, a jego uśmiech odsłonił rząd zdrowych zębów, które nie były ani zbyt żółte ani olśniewająco białe.
- Nazywam się Alkus, ale nie przywykłem korzystać z tego imienia. Przyjaciele nazywają mnie Rączką. To od zręcznego chwytu - efektownie podrzucił i zakręcił sztyletem, po czym jednym ruchem złapał go i schował za pazuchę. Tak naprawdę jego pseudonim nie miał nic wspólnego ze sztuczkami w rodzaju tej, którą właśnie zaprezentował, ale przecież nie mógł tak po prostu powiedzieć, że jest złodziejem.
- Zobaczymy, czy walką wam dorównuję. Mam nadzieję, że tak. - Odpowiedziała z lekkim uśmiechem, specjalnie unikając tematu wyglądu.
- Korzystając z okazji, mości karczmarzu, ja również bym coś wziął na podróż. A i ciepły posiłek byłby do rzeczy, jeśli pani nie ma nic przeciw towarzystwu przy jedzeniu - popatrzył wesoło na elfkę, a nie wiele mówiący uśmieszek nie schodził z jego absolutnie zwyczajnych, nie dających się opisać warg. Ze swojego podróżnego worka wyjął kołczan z kilkoma bełtami.
- Ja nie mam nic przeciwko. – odparła grzecznie.
- No, i jeśli by się parę bełtów znalazło gdzieś na składzie... Nie wierzę, że nic nie ma. A nie chce mi się strugać ich samodzielnie - przypasał kołczan do boku.
- Chybaście na głowę upadli panie Rączka, jeśli myślicie, ze składowisko z bronią w karczmie mam. A strugajcie sobie sami bełty – powiedział karczmarz. Widać sytuacja zaczynała go irytować. Nie dość, że gości opuszczają mu zajazd i nie zarobi na nich za dużo, to jeszcze pieniądze im ma zwracać, bo noclegu nie będzie. Najgorsze w tym wszystkim jednak było to, że dostał solidnego kuksańca pod żebra od swojej żony, za rzekome gapienie się na za młode dla niego dziewki.
- Stary, ty się weź do roboty, a nie za dupami się oglądać – powiedziała nie znoszącym sprzeciwu tonem karczmarzowa i spiorunowała męża wzrokiem. Dyskusję małżeństwa przerwał Achmed
-Zwą mnie Achmed, jeżeli chcesz to wytatuuj sobie moje imię na rzyci będę bardzo rad, że zdobi ono zad tak szlachetnego wojownika jak ty. Mam nadzieję, że mieczem posługujesz się równie dobrze, co językiem, jak nie to zawsze w razie czego możesz schować się pod wóz. Jak dotrzemy do miasta to zakryj czymś twarz, bo podobnymi tatuażami znakowane są dziewki przynoszące ulgę wojownikom po ich długich podróżach i jakiś podpity rębajło mógłby cię omyłkowo wziąć za jedną z nich - powiedział z lekkim uśmiechem na ustach i pociągnął spory łyk piwa, które przed chwilą przyniósł mu karczmarz.
Mi Raaz nie pozostawał dłużny ochroniarzowi kupca
- Szczerze powiedziawszy językiem posługuję się dużo lepiej niż mieczem - jego wzrok powędrował w stronę nowo poznanej elfki, by natychmiast wrócić do Achmeda i kontynuować gry słów. - Co do moich tatuaży to zaiste kusząca propozycja, ale obawiam się, ze mógłbym wtedy być zbyt często kopany w wasze szlachetne imię. A i nie wiem, czy byłbym witany wszędzie z otwartymi ramionami pokazując wasze imię pospólstwu. Wszak mało kto umie czytać i mogliby ten gest źle odczytać. - Młodzieniec westchnął głęboko, przypominając sobie kobiety z tatuażami na twarzy. Linia znaczków, zawijasów i innych malowideł biegnąca od jednego ucha, przez nos do drugiego ucha. Tak były oznaczane na wschodzie kobiety służące swoim ciałem za pieniądze.
- Gdyby kiedyś jakiś pijany rębajło nie zauważył u mnie braku pewnych atrybutów kobiecości - młodzieniec położył sobie rękę na klatce piersiowej - albo nie był tak niepomiernie głupi, żeby nie zauważyć innych szczegółów, - Mi Raaz potarł ręką dwu dniowy zarost - To nie wytrzymałbym i broniąc swojej czci zrobiłbym mu paskudną bliznę - Palcem wskazującym wykonał ruch po Twarzy pokazując dokładnie sposób w jaki blizna przebiega u Achmeda.
- Jeżeli chcesz mieć nową bliznę to z chęcią ci pomogę - powiedział powoli i położył rękę na jednym ze sztyletów przymocowanych do pasa. Zmierzył Mi Raaza wzrokiem, aby ocenić swoje szanse w razie walki.
- Obawiam się, że pokazując moje imię pospólstwu rzeczywiście mógłbyś być kopany w zad, bo zazwyczaj, gdy pojawiam się drugi raz w tej samej wiosce, to witają mnie widłami. Bardziej jednak niepokoi mnie twoje zmiłowanie do biegania z gołym tyłkiem wśród ludzi, ale to nie moja sprawa, każdy ma jakiś problem. Możesz być pewien, że ja na pewno nie będę cię z tego powodu inaczej traktował, jestem dość tolerancyjny na różne dziwactwa. Nie wiem jak odbierze ten fakt reszta kompani. Mam dla ciebie rade zimą ogranicz jednak bieganie bez spodni, bo mógłbyś w czasie mrozów pozbawić się jednego z atrybutów męskości - powiedział to z głosem pełnym troski i wyrozumiałości.
Znowu podniósł dzban z piwem do ust, niestety był pusty, skinął na karczmarza i rzekł:
-Karczmarzu podaj jeszcze dwa piwa, mnie i Mi Raazowi, może jak będzie miał, czym usta napełnić to, chociaż na chwile przestanie gadać, a po za tym musi rozpuścić mleko matki, które ma jeszcze nad górną wargą.
Na tren gest Mi Raaz zareagował natychmiastowo i zorientował się, że Achmed może nie być wcale taki zły na jakiego wygląda. Wyciągnął więc dłoń do ochroniarza.
- Na bok te utarczki, bo przyjdzie nam walczyć ramię w ramię.
Dyskusję dwóch wojowników przerwała kobieta-druid wchodząca do budynku. Weszła i jakby nikogo nie zauważając, a wręcz ignorując bywalców Dzikiego Psa podeszła do baru
- Poproszę wino elfickie wytrawne jeśli łaska. I ile płacę mości karczmarzu?
- Szkopułkę – odpowiedział karczmarz spuszczając wzrok by nie zarobić kolejnego kuksańca od żony. – Proszę, pani wino. – podał druidce kielich z czerwonym trunkiem.
-Szanowna pani, tutaj raczej takim trunkiem jak elfickie wino nie uraczysz swojego gardła. Sądzę, że do wyboru z win jest: woda, woda z winem, wino z wodą i wino. Chociaż to ostatnie mogło się już skończyć naszemu gospodarzowi. Dokąd wędrujesz pani tak późną porą, nie boisz się, że ktoś mógłby zauważyć twe atrybuty kobiecości? - W tym momencie zerknął na Mi Raaza, z lekkim uśmiechem na ustach, ukazującym rząd żółtych zębów.
Kobieta nie odpowiedziała wojownikowi ignorując nadal wszystkich w budynku. Jednym haustem wypiła wino i wyszła z izby. Na zewnątrz minęła sokolnika i poszła dalej, w kierunku, w którym zmierzała wcześniej.
- Może było to już ustalane, ale mnie przy tym nie było: Kiedy wyruszamy? Ja mogę ruszać choćby natychmiast. – zapytała palladynka, zaś jej głos zabrzmiał tak słodko, tak przymilnie, że słowiki mogły by się skryć ze wstydu.
- Tak, tak – przemówił kupiec. – Racja. Ruszamy. – Podszedł do karczmarza, zamienił z nim kilka słów. Posypały się też monety. – No to wszyscy zbieramy się.

Na zewnątrz

Gdy tylko przekroczył próg gospody Nirel, rozejrzał się w koło. Kilka tylko rzeczy się zmieniło. Przybył wóz, ale wzrok Nirela przykuł wspaniały koń. ~~ Zapewne tej elfki – paladyna ~~ i raz jeszcze twarz młodzika wykrzywił grymas, mogący być uśmiechem na nieudany dowcip.
Szybkim krokiem oddalił się od karczmy na dwadzieścia kroków i zadarł głowę, spoglądając wysoko, w ciemne jeszcze, niemalże poranne, chociaż nadal gwieździste niebo. Spojrzał ponad dachem budynku karczmy na południe i stał tak przez kilka chwil, wpatrując się w przestrzeń południowego nieba, omiatając je od zachodu po wschód.
– Eeekkk, Iiiikkkk – Tropiciel wydał z siebie cienki, piskliwy, przeszywający całą okolicę dźwięk i wsłuchiwał się przez następną chwilę, jak gdyby oczekiwał czegoś.
– Jjjiiikkkk – Podobny, do poprzednich dźwięk, jednak dłuższy i bardziej przeszywający wydobył się z gardła Sokolnika, przeszywając po dwakroć donośniej okolicę. Tropiciel znów omiótł południowe niebo i po niedługiej chwili lekko się uśmiechnął. Wyciągnął odziane w skórzaną rękawicę ramię w górę, jak gdyby pozdrowił kogoś i dalej wpatrywał się w coś, co tylko jego oczy mogły dostrzec.
– Iiiikkkk – Okolicę przeszył O wiele cieńszy, od poprzedniego pisk, jednakże teraz dobywający się gdzieś z nieba. Nirel wystawił ramię na wysokość piersi i odsunął nieco od siebie, jak gdyby na coś czekając. Po chwili z nieba, kołując sfrunął potężny sokół barwy ciemnego popiołu i usiadł lekko na przedramieniu tropiciela. Chłopak podsunął prawą dłoń pod dziób ptaka i lekko pogłaskał go wierzchem palców pod dziobem i na szyi. – Udane łowy moja droga? Jakie wieści z południa? – Rzekł zaskakująco łagodnym tonem i zwrócił się w kierunku karczmy. Zaczął iść wolnym krokiem, rozglądając się po podwórzu zajazdu.
Sokół odpowiedział cichym piskiem na pytanie swojego przyjaciela i delikatnie dziobnął rękawicę.
Wracając do karczmy Nirel minął się z druidzką, która właśnie ja opuszczała.
~~Pewnie wpadła tylko na chwilę, albo była już w środku wcześniej~~ pomyślał. Nie dane mu jednak było wejść do środka, ponieważ wszyscy zaczęli wychodzić z budynku.
- Pani, zechcesz mi towarzyszyć w środku? – kupiec zapytał przymilnie elfkę i objął ją ramieniem jakby była jego własnościa. – Reszta może jechać na dachu i koło woźnicy.
Krasnolud szybko, zanim jeszcze kupiec skończył mówić, wgramolił się na kozioł i rozsiadł koło woźnicy, który zdziewko śmierdział gorzałką. Nirel, Achmed i Mi Raaz usiedli na dachu, zaś rączka zajął miejsce z tyłu wozu, pomiędzy kuframi.
~~A nuż uda mi się otworzyć zamek i wyjąć coś niepostrzeżenie~~ - pomyślał złodziejaszek i zaczął przyglądać się kufrom.
- Ależ nie godzi się – odpowiedziała kupcowi palladynka. Delikatnym ruchem wzięła rękę kupca i poszła przyczepić konia do dyliżansu. Później weszła do środka i usadowiła się naprzeciwko kupca. Ruszyliście.

W drodze

Woźnica nie przejmował się wcale zmęczeniem koni, dziurami i gałęziami nad drogą. Gnał ile wlezie. Takie widać miał polecenie. Kupiec zresztą nie ukrywał, ze bardzo mu się śpieszy, i ze chce dotrzeć do celu jak najszybciej.
Czas płynął a kilometry uciekały jak szalone. Po około godzinie jazdy, minięciu kilku skrzyżowań i rozjazdów zaczął nękać was sen. Nie było w tym nic dziwnego, przecież była już druga w nocy. Z monotonii podróży wyrwało was nagłe zatrzymanie się wozu i rżenie koni. Przed wami, około trzystu metrów stał dyliżans. Wóz trawiły płomienie, a poświata którą dawały rozjaśniała okolicę odkrywając przed wami tajemnicę nocy. Do wozy przyczepione były cztery konie. Trzy z nich leżały martwe, zaś czwartego (sądząc po kwileniu leżącego zwierzęcia) jeszcze żywego obgryzały do kości jakieś dwa dziwne stworzenia. Wcześniej nie zauważyliście poświaty ani ognia, nie słyszeliście też odgłosów walki, ale zwalić można to było na szybkie i dość głośne tempo jazdy oraz na to, że właśnie wyjechaliście z za dość ostrego zakrętu leśnej drogi.
- Co do stu diabłów się tam dzieje – wykrzyczał kupiec wychylając się przez okno i zamilkł natychmiast.
Stworzenia widząc wasz wóz wydały donośny pisk i ruszyły w waszą stronę. Szły jak ludzie, wyglądem również przypominały ludzi, lecz w ich zachowaniu było coś złowrózebnego.

Khemi 24-09-2007 12:28

Cytat:

Z monotonii podróży wyrwało was nagłe zatrzymanie się wozu i rżenie koni.
Nirel zareagował szybko, jak w zawsze w nagłych sytuacjach. Swój bystry wzrok szybko zwrócił w stronę sokoła. Nikt nie mógł nigdy pojąć, jak młodzieniec nawet w największych ciemnościach potrafi znaleźć ciemnego ptaka. Często sądzono, że po zapachu... ale tylko Tropiciel znał prawdę.
Oczy młodzika spotkały się z bystrym spojrzeniem sokoła. – Eeiiikggg – Krótki, pisk wydobył się z ust Nirela, a szybki zwrot jego twarzy w kierunku drogi mówił sam za siebie. Sokół wystrzelił w górę, jak najszybszy wicher i szybko zniknął w ciemnościach otaczających las.

Cytat:

Stworzenia widząc wasz wóz wydały donośny pisk i ruszyły w waszą stronę. Szły jak ludzie, wyglądem również przypominały ludzi, lecz w ich zachowaniu było coś złowróżebnego.
Nirel nie ociągając się klęknął na dachu wozu i szybkim ruchem zdjął łuk z pleców, jakimś nadzwyczajnym sposobem chwytając także solidnie upierzoną strzałę. Jak tylko, sekundę później, wyczuł stabilność wozu, wstał wyprostowany i wziął na cel jeden, z pędzących do wozu stworów. Przymierzył do dalszego celu i wypuścił strzałę dopiero, gdy miał pewność, że przymierzył idealnie. Nie miał pojęcia, co to za stwory, nigdy takich nie spotkał, lub są one jakimś wynaturzeniem. Co tylko potwierdziło jego myśl, że strzała jest jedynym przeznaczeniem dla tych stworzeń.

Mi Raaz 24-09-2007 18:12

Młody mnich nie był zadowolony z podróży na dachu. Noc była zimna, a mijane gałęzie długie. Do tego wyboje pozwoliły na dobre zapomnieć o przyjemnościach snu. Gdy powóz się zatrzymał Mi Raaz rzucił okiem na pobojowisko. Nie specjalnie mu się to spodobało. Uwagę zwrócił na stworzenia zmierzające w ich kierunku.
- Przyjaciele, czas zarobić na chleb - po tych słowach zwinnie zeskoczył z dachu powozu wykonując przy tym salto. Do dziwnych istot podchodził powoli. W myślach opracowując plan walki. ~~Rzuć się na mnie, dalej, czekam na to.~~ Mi Raaz poruszał się spokojnie a zarazem sprężyście. Jakby tańczył w miejscu przenosząc ciężar z jednej nogi na drugą. Jego otwarte dłonie nie starały się sięgnąć po miecz. Zamiast tego były w pozycji gotowej do sparowania każdego ciosu i wyprowadzeniu śmiertelnej kontry.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:00.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172