lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Storytelling - otwarta] Co kryją chmury? (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/4811-storytelling-otwarta-co-kryja-chmury.html)

sante 07-05-2008 23:06

Żołnierze zastygli na słowa Yriego. Kartana? Miasto Bogów? To tak się nazywa jedno z tych tajemniczych miast na niebie? Byli zdezorientowani i ciekawi tego człowieka. Wyglądał inaczej, nowy czarny płaszcz, żelazna maska, pojazd spadający z nieba, wszystko dawało nieodparte wrażenie, że mówi prawdę.
- Czcz..ego chcesz od rodu Yang? - jeden z ochroniarzy zadał niepewnie pytanie, przy czym opuścił broń, co uczynili też pozostali przybyli. Ludzi było może z dwudziestu, wszyscy bacznie obserwowali Szczura, ale nie dlatego, że odebrali go za wroga, jedynie za coś nowego, tajemniczego i jednocześnie dla nich, szaraczków ważnego. - Wybacz, że zapytałem. - mężczyzna odzyskał pewność w głosie, gdy uprzytomnił sobie, że ma przed sobą człowieka, nie anioła czy demona, jak to czasem w bajkach dla dzieci opisywało się mieszkańców podniebnych miast.
- Zaraz zaprowadzę cię do naszego przywódcy. - odwrócił się w stronę jednego z krańców budynku, gdzie była drabina prowadząca na dół. - proszę tędy.
Mężczyzna miał zamiar poprowadzić Szczura do pokoju Roniego Yanga, gdzie nowy rekrut Kartańskiej armii miałby czekać na przybycie gospodarza, który w obecnej chwili był w innym pomieszczeniu. Pokój w którym miało dojść do spotkania wyglądał elegancko, pokazując jaki status społeczny posiada jego właściciel. Dwaj ochroniarze przed drewnianymi drzwiami, w samym pokoju czerwony dywan, drewniane biurko, obraz za którym tradycyjnie był sejf, a w nim pieniądze w ilości, które zwykły śmiertelnik by miesiącami wydawał, oraz otwarta koperta z meldunkiem o treści:

"Tessalijczycy przechodzą do ostatniej fazy budowy bazy. Nigdy bym nie przypuszczał, że zbudują tak potężną fabrykę w tak krótkim czasie. Ich technologia przewyższa naszą o całą dekadę, a ich determinacja jest godna podziwu. Widać, że się im śpieszy. Niestety nadal nie wiem co ich skłoniło do zawierania układów z nami, "ludźmi powierzchni" jak to się o nas pogardliwie wyrażają. Być może ma to związek z ostatnim, tajemniczym morderstwem głowy rodziny Servi."


Rodzinka Combat 125 poruszała się spokojnym tempem, gdy tylko na to pozwalała droga i opanowanie Foxa. Mijali kolejne ulice, skrzyżowania, place, budynki, sterty gruzu, w tym samym czasie słońce zachodziło, a na jego miejsce przychodził księżyc, zwiastując spokojną noc po ciężkim dniu.
Noc minęła bez specjalnych wydarzeń, Czarna podrywała Foxa, Simmon rozmyślał nad byłymi towarzyszami, gwiazdy których nie było widać, tęskniły za wzrokiem ludzi, zagubionych na tej żałosnej planecie. Poranek przyszedł, a wraz z nim "nic", żadnych odgłosów silników, świstów pocisków, zwyczajny, ładny dzień. Dopiero gdzieś w południe zza chmur wyłonił się transporter, pewnie nikt by go nie zauważył, bo był praktycznie bezszelestny, jednak grupie Combat 125 szczęście sprzyjało i dostrzegli tajemniczy pojazd gdy ten się pojawił. Zmierzał w kierunku pola bitewnego z dnia poprzedniego.
Jon miał w tym samym czasie przebłysk nowej wizji. Widział kilku ludzi, ubranych w uniformy wojskowe, jednak o nieznanych mu barwach. Nad naszywką z nazwiskiem widniał napis "Eden".


Cassia w odpowiedzi na dotyk zimnej lufy broni dygotała. Wiedziała jak wygląda śmierć bo widziała jej aż nadto, sama często bywała w sytuacjach bez wyjścia, jednak teraz była w sytuacji gorszej niż kiedykolwiek. Psychopatyczny facet przytyka do jej twarzy lufę broni, wypytując ją o dziwne rzeczy.
- Okręty? Miasta Bogów? - dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć, nic nie wiedziała. Były plotki o tym, ze jakoweś podobno pojawiły się ostatnio w stolicy, ale plotek jest jak zawsze dużo i często mają mało wspólnego z prawdą. Jednak teraz trzeba było uciekać się do kłamstwa, wolała nie denerwować swojego oprawcy. - Tak wiem o nich całkiem sporo. Powiem wszystko co wiem. - nie miała zamiaru dodawać oklepanego tekstu "tylko proszę nic mi nie rób", bo zazwyczaj psychopatów jak ten tutaj, to nie ruszało, co najwyżej dawało im chorą satysfakcję - Okręty przyleciały kilka miesięcy temu, nikt w mieście o nich nie wie, tylko nieliczne oddziały o tym wiedzą. Mogę ci pokazać gdzie obecnie przebywają, na mapach słabo się znam, więc ci nie wskaże tego na papierze, bym musiała cię tam zabrać. Jestem pilotem, mogę cię zabrać w prawie dowolne miejsce, w końcu mamy dwuosobowy myśliwiec. - dziewczyna wpatrywała się w trupa swojego byłego przełożonego - tak poza tym, dzięki za zabicie tego kolesia. Pomyśleć, że ja, była anarchistka musiałam znosić to Cepheiskie bydle.

Khaes 08-05-2008 00:04

Szczur zmienił plany. Stwierdził, że pozwoli sytuacji się rozwinąć… Podszedł do pojazdu, którym tu przybył i uaktywnił materiał wybuchowy ustawiając go na czterdzieści minut, następnie odwrócił się do żołdaków Finei.

***

Żołnierze zaprowadzili go do pokoju Yanga, a właściwie apartamentu. Szczur poczekał, aż strażnik zamknie drzwi i zostawi go samego. Rozejrzał się po wnętrzu z niejaką fascynacją spoglądając na przepych z jakim Ronie się tu urządził – On sam nigdy nie widział takich luksusów.
Westchnął cicho gdy nagle usłyszał głos…
- Tak, tak… Dostałem, schowałem go w sejfie… - Yri rozejrzał się szybko próbując namierzyć właściciela głosu, ale w pomieszczeniu nikogo nie było. Chłopak spojrzał z namysłem na jedną ze ścian i zbliżył się do niej.
- W razie czegoś słuchaj, kombinacja to… - Szczur zsunął maskę na szyje i mrużąc oczy spojrzał na ścianę. Głosy ucichły. Wtem przypomniał sobie co mówiono mu w bazie - Maska wzmacnia zdolności U-Gen, może więc te głosy jej sprawka? Kartańczyk założył ją na powrót i zmrużył oczy. Podszedł do jedynego obrazu wiszącego w pomieszczeniu i przesunął po nim palcami. Odsunął powoli płótno, a jego oczom ukazał się metal sejfu – Pamiętając kombinacje otworzył go i przejrzał zawartość.
- Tessalijczycy? – Po przeczytaniu listu włożył go na powrót do koperty, a potem wsunął do kieszeni. Wziął też nieco pieniędzy – Może w bazie ma wszystko zapewnione, ale jeżeli będzie musiał zostać dłużej na powierzchni to mogą mu się przydać.
Zamknął sejf i przesunął obraz na uprzednie miejsce. Usiadł na miękkim fotelu z cichym westchnięciem i położył buty na biurku. Poprawił chwyt pistoletu schowanego pod płaszczem i zapatrzył się w drzwi.

***

Czekał długo… Sądził, że minęło już koło dwudziestu minut, a za drugie tyle dach tego budynku się rozsypie – Długa nieobecność Roniego zaczęła go denerwować. W międzyczasie wsłuchiwał się w otoczenie. Odkrył, że jeżeli skupi się bardzo to potrafi usłyszeć głosy ludzi, którzy przebywają za ścianami… Niedługo potem znudziło mu się podsłuchiwanie innych – Głównie szeregowców, którzy tylko gadali o pierdołach.
- Rozsądnym rozwiązaniem będzie obmyślenie jakiegoś planu. – Mruknął i po raz wtóry rozejrzał się po pomieszczeniu. Zadarł głowę w górę i nagle dostrzegł…
Krata wentylacyjna – To jest to!

***

Yri ziewając po raz wtóry usłyszał i zobaczył uchylające się drzwi. Pozwolił by wchodzący mężczyzna – Ronie Yang - przyjrzał mu się – Przybyszowi, który siedział rozpostarty na jego fotelu, jakby to on był tutaj gospodarzem. Poczekał, aż jego cel zamknie drzwi, ale nie czekał, aż otworzy usta. Pistolet wypalił cicho dwukrotnie, a kule wbiły się w pierś mężczyzny.
Szczur wstał i podszedł do drzwi, blokując ich zasuwkę. Obszukał ciało zabierając rzeczy, które mogłby mu się jakoś przydać, poczym wspiął się na biurko i odsunął kratę do szybu…
Podciągnął się i na klęczkach podjął wędrówkę ku dolnym partią budynku niezagrożonych wybuchem jego wehikułu…

Johan Watherman 08-05-2008 15:15

Jon, kiedy przyjechali, wygłosił krótką mowę:
-I pamiętajcie o Tych, których nie ma między nami ciał, lecz w sercach ich mamy. I dajmy im znak że sprawa wciąż jest dla nas ważna.
Bez zbędnych ceregieli, oddał się typowym zajęciom, przypominał sobie lokalizacje, ogolił się, zjadł też coś ze swojej torby. Nie chciał dużo mówić o śmierci, cieszył się ze wracają do dawnych rewirów, Cassia też go nie obchodziła, nigdy nie miał szacunku do ludzi którzy celują do innych z broni przed słowami, marzył, że na takich fundamentach, nie zapanuje nowy świat. Lecz co było mu czynić? Noc, spokojna, chociaż on prawie nie spał, nie z powodu wart, nie z powodu śmierci. Patrzył w niebo i wspominał, zastanawiał się.
Ranek, jak wiele ranków w karierze dowódcy Combat 125. Po krótkiej toalecie, dokładnie rzecz biorąc to ubrania się do pełna, pozbieraniu wszystkiego do plecaka oraz wyczyszczeniu broni, był gotowy. Siedział na jednym, z fragmentów dawnych ścian, przez chwile wydawał się całkowicie blady. Lecz zaraz po tym spojrzał na transporter, poczym regulując w międzyczasie celownik optyczny w swym karabinie, zwrócił się do swych ludzi:
-Widzieliście tamtą jednostkę? Wasza wola, albo jedziemy dalej wedle planu, albo za nią na pobojowisko. Powinien być tam mały oddział, chyba Miasta Bogów, lecz nie te co na bitwie.
Milczał o chwili, założył karabin, przez chwilę szperał w plecaku klnąc na braki w amunicji i żywności. Wnet odezwał się ponownie:
-Wasza wola, decyduje większość. Ja bym jednak chciał się czegoś dowiedzieć o Tych którzy jednak doprowadzili do starty naszych. Lub przynajmniej im odpłacić- uśmiechnął się smętnie -Nasza śmierć, to śmierć dziesięciu ich żołnierzy, tradycyjnie.
Zabrał swoje rzeczy, wskoczył na pojazd, czekał na odpowiedź towarzyszy. Był dowódcą, chociaż kiedy był czas i zgodność, chciał demokracji. Nie raz sam decydował, lecz kiedy trzeba było, kiedy nie było czasu. Na wojnie musi być organizacja, czy to przeciw wrogowi, czy w imieniu uciśnionych.

abishai 09-05-2008 19:39

Jon, kiedy przyjechali, wygłosił krótką mowę:
- I pamiętajcie o Tych, których nie ma między nami ciał, lecz w sercach ich mamy. I dajmy im znak że sprawa wciąż jest dla nas ważna.
Fox przysłuchiwał się temu z małym entuzjazmem...Odkąd pamiętał, ludzie przychodzili i odchodzili. Najpierw odszedł ojciec przywalony gruzem rozpadającego się budynku. Potem zginęła matka, w ogniu krzyżowym wojska i jakiejś bandy rabusiów. Potem pojawił wujaszek Wania, u którego Fox się chował, dopóki ten nie umarł od noża miedzy żebrami w jakiejś pijackiej burdzie...Ludzie ginęli często, zbyt często by był większy sens do przywiązywania się do innych...Fox już nie potrafił zliczyć ile znajomych pogrzebał.
Foxwięc nie martwił się o martwych...Jego uwaga, zawsze skupiała się na żywych. W tej chwili na Czarnej. Zwłaszcza, że jej uśmiech był obiecujący...

Rankiem z lekkim kacem Dead Eye sprawdził zapasy ...Wczorajszy wieczór spędził z Czarną popijając wspólnie bimber z zapasów Foxa i prowadząc ciekawą rozmowę pełną obiecujących aluzji.
Niestety osobiste zapasy bimbru które Fox miał przy sobie uległy podczas tej rozmowy wyczerpaniu...I trzeba by skołować nowe. Nie ma to jak dobry bimber, jeśli chodzi o budowanie... tej, no... „romantycznej atmosfery”.
Niestety spokojny ranek przerwało pojawienie się pojazdu wojskowego. Fox przyczaił się przy fragmencie muru, a jego szare poncho pozwoliło mu się stopić z otoczeniem. W jednej dłoni trzymał minipalnik, w drugiej koktajl Mołotowa gotowym do użycia.
Jednak póki ludzie w transporterze w ogóle ich nie zauważyli.
Jon zaś zwrócił się do swych ludzi:
-Widzieliście tamtą jednostkę? Wasza wola, albo jedziemy dalej wedle planu, albo za nią na pobojowisko. Powinien być tam mały oddział, chyba Miasta Bogów, lecz nie te co na bitwie.
Milczał o chwili, założył karabin, przez chwilę szperał w plecaku klnąc na braki w amunicji i żywności. Wnet odezwał się ponownie:
-Wasza wola, decyduje większość. Ja bym jednak chciał się czegoś dowiedzieć o Tych którzy jednak doprowadzili do starty naszych. Lub przynajmniej im odpłacić- uśmiechnął się smętnie -Nasza śmierć, to śmierć dziesięciu ich żołnierzy, tradycyjnie.
- Znaczy się, mamy jakiś plan taktyczny, czy szarżujemy na nich w lekko opancerzonym pojeździe przeznaczonym do ucieczki, nie zaś do walki?- odparł Fox, zapalił papierosa od zapalniczki. Następnie puszczając kółko z dymu dodał.- Bo jak mamy szarżować, to się na samobójstwo nie piszę. Jeśli o mnie chodzi to wolę pozwalać wrogowi ginąć za ojczyznę niż samemu za nią życie poświęcać. Jeśli jednak mamy jakiś sensowny plan, to co innego...

grabi 15-05-2008 23:39

Albert rozmyślał propozycję. Miał inne plany wobec zakładniczki, lecz ich odwleczenie mogło pomóc w wypełnieniu zadania. Łowca bawił się jeszcze chwilę swoją ofiarą, delektując się każdym jej podrygiem, westchnięciem, czy ruchem twarzy. Mimo, iż mógłby tak cały dzień bawić się czyimiś uczuciami, to jednak nadszedł czas, by to zakończyć. Była to jedna z niewielu chwil, gdy przeklinał tą część siebie, która była służbistą i nakazywała, by wykonać zadanie. Albert sapnął głośno, po czym wstał, a w jego dłoni zaświeciło ostrze noża. Kobieta wzdrygnęła się gwałtownie, a on patrząc jej długo w oczy, upajał się tym ostatnim doznaniem.
-Podnieś się trochę.- rzucił, po czym nóż przeszedł przez linę. Kobieta upadła z hukiem na ziemię, a łowca rozciął więzy na jej nogach. Wziął także kawałek liny i pomógł kobiecie wstać.
-Idziemy.- rzucił chłodnie, po czym ruszyli w stronę samolotu. Tam zawiązał na końcu trzymanej przez siebie liny pętlę oraz rozciął kobiecie więzy na rękach. Weszli do samolotu, gdy nagle Albert przyłożył pistolet do głowy kobiety.
-To dla bezpieczeństwa.- powiedział, po czym zarzucił pętlę na szyję kobiety i przywiązał ją do bocznego wzmocnienia kabiny tak, by przy katapultacji, pętla zacisnęła się na szyi.

Christianus 17-05-2008 14:55

Christianus siedział wygodnie z tyłu wozu i relaksował się, gdy nagle Jon z Foxem rozpoczęli debatę. Były oficer rzekł:
- Urządźmy na nich zasadzkę, a z ich ekwipunku zróbmy użytek. W końcu nie ma nic lepszego niż porządna napierdalanka z samego rana.
Wstał na te słowa i ostrożnie wyjął swój karabin, po czym uśmiechnął się złowieszczo. Kto nie znał Christianusa nie przeczuwałby w tym miejscu kłopotów. Natomiast jego znajomi, już dawno pochowaliby się norach.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:21.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172