- To był mój zwierzak, podopieczny, przyjaciel - wyszeptała, a w jej oczach zabłysły łzy. Podeszła do niego patrząc mu prosto w oczy. Gdy już się do niego zbliżyła ukucnęła i pogładziła ciało przyjaciela. Zamknęła oczy i coś wyszeptała. Nagle zając podskoczył do góry i uciekł. Dziewczyna wstała i uśmiechnęła się odprowadzając go wzrokiem. |
Wiedźmin patrzył zdziwiony. Jego kocie źrenice znacznie się rozszerzyły. -Jak... Jakim prawem? Ja go upolowałem, to było moje śniadanie!!!-krzyknął. Czy sobie nie pozwalasz na zbyt wiele panienko? Kim Ty w ogóle jesteś? I jak, do cholery to zrobiłaś-wyrzucił Yerald patrząc w miejsce, gdzie zniknęło jego śniadanie. Nie było nawet śladu krwi... Wiedźmin widział coś takiego po raz pierwszy w swoim, dość długim, życiu. |
Zaśmiała się. - Jestem Nilollia, ale możesz mi mówić Nil. Jakim prawem? Już mówiłam - przyjaciel. A jak? Zapewne się domyślisz. Chodź. Uśmiechnęła się i pobiegła przed siebie. |
Ale poczekaj, moja klacz...-rzucił za nią Yerald. Pobiegł po zwierzę, wsiadł na nie i galopem puścił się za Nilollią. Widział jej długie blond włosy, delikatnie lśniące w porannym słońcu. -Domyślasz się-powiedziała do niego. -Niby jak można ożywić zwierzę. Musi być kapłanką lub czarownicą. Na nekromankę nie wygląda, a driady nie potrafią ożywiać. Tak przynajmniej mi się wydaje-dedukował. Mimo, że był na koniu, odległość między nim, a dziewczyną nie zmniejszała się. -Zaraz zobaczymy, kto jest szybszy-pomyślał z przekąsem, przyśpieszając. |
Zobaczył ją siedzącą na polance. Przed nią rozłożony był koc a na nim przeróżne jadło od owoców leśnych po dziczyznę. Wszystko przygotowane jakby od dawna na niego czekało. - W końcu jesteś - uśmiechnęła się. Wskazała ręką na koc a potem na miejsce naprzeciw siebie. - Proszę. Jedz. I nie, to nie jest zatrute, pomimo tego co zrobiłeś - pogroziła mu palcem i zrobiła minę jakby właśnie zabił wszystkich kapłanów w jakiejś świątyni. |
Yerald patrzył z ogromnym zdziwieniem na dziewczynę. -Kim ona, do diabła, jest-myślał. Dopiero teraz mógł się jej bardziej przyjrzeć. Była niewysoka i bardzo blada, prawie biała. Miała piękne, długie i błyszczące blond włosy i oczy, których barwy nie udało mu się określić. Zsiadł z swojej klaczy i przywiązał ją do drzewa. Ten nawyk wszedł już mu w krew, robił to automatycznie. Obok konia położył miecz, zmyślnie zostawiając tylko ukryty sztylet. -Na wszelki wypadek-pomyślał, krzywiąc się. Niektórzy mogliby to nazwać uśmiechem. Zdjął brązową, skórzaną kurtkę i odwrócił się ku Nil. -To czym sobie zasłużyłem na zaszczyt zjedzenia z Tobą tak wykwintnego i obfitego śniadania?-zapytał z lekką nutką ironii. Wtem z jego żołądka wydobył sie odgłos obwieszczający całemu światu, jaki to wiedźmin jest głodny. Yerald spojrzał z zakłopotaniem na dziewczynę. |
- Twój żołądek chyba dał Ci odpowiedź. Po za tym... Mieszkam tu, a raczej żyję odkąd pamiętam. Miło jest czasem zjeść śniadanie z kimś,a nie samej - uśmiechnęła się lekko i spojrzała mu głęboko w oczy. Zaczęli jeść. Wszystko było przepyszne. W czasie gdy wiedźmin jadł, Nil podeszła do klaczy, zamknęła oczy, dotknęła jej boku dłonią i wyszeptała kilka słów. Potem otworzyła oczy wyraźnie czymś rozradowana. Odwróciła się i zaczęła się przyglądać jedzącemu wiedźminowi z wyraźnym rozbawieniem. |
Po podejściu Nil do klaczy wiedźmin wspomniał jej spojrzenie. Było takie głębokie... -Ma piękne oczy-pomyślał. Nie pamiętał kiedy ostatnio jadł takie rarytasy. Wszystko smakowało lepiej, niż stara, dobra kuchnia u mistrza Yarugi. Po chwili dostrzegł wesołe błyski w oczach dziewczyny. Wstał, podszedł do swoich tobołów, wyciągając jego ulubione Bordeaux i podszedł do Nil. -Przepraszam, nie przedstawiłem się-powiedział dość sztywno. -Jestem Yerald, wiedźmin-kontynuował. To ostatnie słowo powiedział dość mocno, jakby chciał obwieścić, że zamordował matkę dziewczyny, lub jakby był trędowaty. Yerald przyzwyczaił się do tego, że ludzie jego profesji nie są zbyt dobrze przyjmowani. O ile w ogóle są przyjmowani. -I co Cię tak ucieszyło? Co Ci powiedziała moja klacz?-dodał z minimalnym sarkazmem. |
- Wiem... Przynajmniej to, że jesteś wiedźminem. Nikt normalny się tu nie zapuszcza - potrząsnęła lekko głową a jej blond włosy rozsypały się po jej alabastrowych ramionach, a grzywka podskoczyła wesoło. Spojrzała na butelkę. Czym ten gamoń się truje... paskudztwo pomyślała i z niesmakiem przyjrzała się etykietce a potem samej cieczy. Poruszyła prawym uchem jakby czegoś nasłuchiwała, potem odetchnęła lekko, jakby z ulgą. - A i nie ma sprawy - dodała po chwili milczenia. |
Zafascynowała go. Jej ruchy były takie dostojne i pełne wdzięku. Wyglądała jak bogini. Wtedy przypomniała mu sie Sophie, więc aby ciągle nie patrzeć na Nil i ukryć zmieszanie otworzył wino i zdrowo pociągnął. Po chwili się zreflektował. -Chcesz?-powiedział do dziewczyny. Jej mina nie mówiła:"tak". Wiedźmin wzruszył ramionami, lecz odłożył butelkę. Spodobała mu sie jej poza, gdy czegoś nasłuchiwała. To jej skupienie... Było takie... Pociągające. -Nie odpowiedziałaś mi na pytanie-powiedział po chwilowym milczeniu. -Czego dowiedziałaś się od mojej klaczy?-rzekł, wygodnie sadowiąc sie z powrotem na kocu. -I co robisz sama w lesie?-zadał wreszcie pytanie, które nurtowało go od dobrej godziny. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:36. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0