lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Autorski]Kroniki Werfaru (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/5234-autorski-kroniki-werfaru.html)

Crassus 21-03-2008 14:15

Argon szedł jak najszybciej się dało uliczką w stronę placu targowego, nawet nie wiedział jak ta ulica się nazywała, nie obchodziło go to. Wiedział tylko jak dojść do domu, targowiska, kryjówki, wszytskich karczm w mieście i innych najważniejszych miejsc. Deszcz doskwierał mu niemiłosiernie, całe przemoczone ubranie kleiło sie do jego ciała, nie cierpiał takiego uczucia. Wreszcie zza rogu wyłonił się duży plac. Plac Targowy. Przy swoich kramach stało kilku handlarzy *mały popyt, co chłopcy?*. Podzeszedł do studni, napełnił swoją butelkę świeżą wodą i udał się pod jeden z balkonów, aby nie stać jak głupi na deszczu. Było tam też kilku kupców, w jednym z nim dostrzegł swoją przyszłą ofiarę. *Najchętniej to bym pobawił się w kieszonkowca, jednak nie umiem tego za bardzo, nie chce ryzykować. Myśl Argonie, myśl! Sawersij no wymyśl coś wreszcie* Postanowił dokonczyc resztę pieczonego mięsa, wyjął je z kieszeni, oczyścił z róznych małych baboków od jego płaszcza i ugryzł.

- Cholerny deszcz. - powiedział, jakby zwracając się do Argona jeden z kupców.

- Ta... - odpowiedział Argon nie przestawając jeść.

Gdy skończył zorientował się, że jego ofiara odeszła.* Nosz kurwa, uciekł mi...* Pełen zrezygnowania udał się do karczmy. Otwierając drzwi zobaczył swoją ofiarę idącą na zaplecze. * A jednak mam szczęście * Poszedł za kupcem, kupiec wszedł do piwnicy, Argon szedł za nim jak cień. W piwnicy było zimno i ciemno, kupiec poomacku wyszukał drzwi jednak natrafił na Argona. Złodziej wystraszył się, że ten go znalazł i uderzył go pięścią prosto w twarz. Grimhuln zachwiał się i upadł na ziemię. Argon kopnął go w twarz i przeszukał. Znalazł przy nim pełną sakwę, jednak nie było tego czego szukał. Sakiewkę zabrał i podszedł bez słowa do drzwi których szukał kupiec. Grimhuln leżał zemdlony na ziemi, a Argon oddalał się podziemnym korytarzem w nieznaną samemu sobie stronę.

Rainrir 22-03-2008 18:10

Abimelech Bardog

-Jak masz na imię?- spytałeś, gdyż bez takowego nie ma mowy o współpracy.
Rycerz popatrzył na Ciebie, lekko zwalniając kroku, po chwili się odezwał
-Imię me nie jest ważne, no, ale skoro pytasz-powiedział powoli, i po krótkiej przerwie dodał
-Zwę się Zygfryd Biały-po czym głośno się zaśmiał
Ciekawiło was, co tak bardzo go rozbawiło.

-Tak jak już wcześniej mówiłem-jego głos spoważniał
-Nasze zadanie nie jest proste, z jednego powodu.-w tym momencie skończył mówić
-Jaki to powód?-zapytał po chwili Barian

Zygfryd popatrzył przez chwilkę na każdego z was, po czym dokończył.
-Nie wiemy, kto i dlaczego porywa tych ludzi, możliwości jest wiele, ja, osobiście wysnuwam kilka teorii, z którymi za chwilkę wyjaśnię wam obu

Nie czekając długo na odpowiedź, dlaczego dopiero za chwilkę, ujrzeliście targ.
Nawet jak na tak wczesną porę, większość straganów wypełniona była przeróżnymi towarami. Tu owoce, tam warzywa, jeszcze dalej jakieś różności.
Pełno przekupek, wychwalających swe produkty, co chwila jakieś plotkary, albo gospodynie, wymieniające się przepisami.
Zrozumieliście, dlaczego w tym momencie nie może wam wyjawić tych hipotez.

Przedzierając się przez tłum, który zobaczywszy rycerza w zbroi, lekko się rozpierzchnął na boki. To ułatwiało marsz, choć dziwny wzrok ludzi, podążający za wami, był jakiś dziwny.

-Dobrze, teraz mogę wam wyjawić co nieco-powiedział, rozglądając się, czy nie ma nikogo w pobliżu
-Jednym, i najpewniejszym, jest sekta, czcząca jakiegoś boga śmierci, choć osobiście w to nie wierze, i raczej mam nadzieje, że to nie to, ponoć skurwysyny mają kaplicę gdzieś w kanałach... idioci
Barian popatrzył na Ciebie, z lekkim niepokojem.
-Dalej, jakaś grupa przestępcza, zabijają i okradają, lub na odwrót, no i ostatecznie, jakiś szaleniec albo potwór- tu zakończył mówić, a cisza nie dawała wam spokoju... potwór.

Vincent de Meiss

Po chwili Twój talerz był pusty, nie licząc kilku kropel krwi.
Tak jak lubisz, choć Arnold mógł mieć rację, jakby posmak lepszy.
Po chwili Arnold znów wrócił. Przypatrując mu się z bliska, zobaczyłeś zmęczenie w jego oczach. Ciężko dla Ciebie haruje, *Może zbyt ciężko*pomyślałeś

Wóz gotowy, Panie-słowa [b]Arnolda[/i] wyrwały Cię z zamyślenia
-Dzięki, przekaż, że za chwilkę ruszamy-Chwilę potem znów przebywałeś sam,
po czym ruszyłeś w ślad za Arnoldem.

Deszcz w parze z silnym, zimnym wiatrem, ścinał po twarzy. *Pieprzona Wiosna*

Wsiadłeś do powozu, rozmyślając, czy nie udać się najpierw do jakiejś gospody, napić się dobrego trunku, i troszkę pomyśleć

Victor Evans

Dziewczyna stała w pozie lekko przykucniętej, gotowa do ucieczki, lecz blokowałeś jej drogę.
Kilka łez pociekło jej po twarzy. Bardzo ładnej.
-Dlaczego to zrobiłaś?-zapytałeś, ciekawiło Ciebie to, że jeszcze nikomu innemu taki wyczyn się nie udał, jej umiejętności były wysokie.
Te słowa spowodowały u niej jeszcze więcej łez, nie wiedziałeś czy są one szczere, czy nie.
Zastanawiałeś się, jak zakończyć tę sprawę.

Argon Sawersij

W tunelu było bardzo zimno, w dodatku wszędzie kapała woda, jakbyś był pod jeziorem.
Martwiłeś się tylko o jedno. Twój cel będzie się miał od teraz na baczności, skoro ktoś go śledził.
Zastanawiało Cię tylko to, co on tutaj robił.
Jaskinia ciągnęła się w nieskończoność, wydawało Ci się, że nie ma końca, a przynajmniej jest bardzo daleko.
Po jakimś czasie droga stawała się trudniejsza, gdyż podłoże robiło się coraz bardziej nierówne.
Ale po chwili coś usłyszałeś. Jakieś dźwięki. Po przejściu kilkunastu kroków okazało się, że to były słowa, a dochodziły zza drzwi.
*Drzwi tutaj?*pomyślałeś, podchodząc jeszcze bliżej, co by móc lepiej podsłuchać.
...to zadanie jest trudniejsze, od dotychczasowych, musisz znaleźć...-stało się coś strasznego. Kopnąłeś kamień, który uderzając o drzwi, narobił dużo hałasu, a rozmowa ucichła, a następnie zaszurało krzesło, i rozległy się kroki, w Twoim kierunku.

Diego Nemis

Otworzyłeś drzwi. Pomieszczenie nie było duże, ale miejsca starczyło na kilka szafek, biurko oraz 3 krzesła. Na jednym z nich siedział człowiek. Długa siwa broda zdradzała jego wiek.
To jeden z Twoich przełożonych. Ukłoniłeś się nisko, po czym usiadłeś na wolnym krześle.
-Jakie jest moje zadanie tym razem?-zapytałeś, ale i tak chodziło o jedno.
O sprzątnięcie jakiegoś niepożądanego jegomościa.
Staruszek przez dłuższy czas nic Ci nie odpowiedział, wpatrzony w skrawek papieru, po którym coś pisał. Za wolno, jak dla Ciebie.
Odłożył pióro, następnie wziął papier, by przypatrzeć się dokładniej temu, co napisał.
-Cieszę się, że przybyłeś tak szybko, i myślę, że i ty się ucieszysz, gdyż to zadanie jest trudniejsze, od dotychczasowych, musisz znaleźć...-przerwał. Wiedziałeś, dlaczego.
Za drzwiami usłyszałeś hałas.
-Sprawdź to, szybko-powiedział starzec, wyraźnie ze strachem w głosie.
To, co tutaj się dzieje, nie może być nikomu zdradzone, i wiedziałeś, że magiczny zamek nie wygłusza tego, co jest tu omawiane.
Wstałeś, odsuwając krzesło, po chwili dzierżyłeś miecz. Ruszyłeś szybkim krokiem w stronę drzwi.

Samantha de Syphiell Arois

Pierwsze promienie słońca dochodziły do Twych powiek.
*Czas wstawać-Pomyślałaś, przeciągając się i przecierając oczy.
Na szczęście dziś nie było żadnych zajęć, miałaś cały dzień wolny, nie wiedziałaś jak go wykorzystać, być może przejdziesz się po mieście, i coś namalujesz?
Wstałaś, ponownie się przeciągając, i patrząc w lustro.
Może jednak się nie przebierać, i posiedzieć w domu?

Crassus 22-03-2008 20:43

* Kurwa. Zawsze muszę coś odwalić * pomyślał Argon wyjmując miecz * Przyda się wrazie czego * i powoli zaczął się cofać. Słuszał kroki w jego kierunku, był cały zalany zimnym potem, bał się. Bał się, że to jakaś kryjówka, kryjówka kogoś silniejszego od niego i gildii... Nie wiedział czego może się spodziewać po tym zdarzeniu. Cały czas powoli się cofał, bezgłośnie szedł do tyłu z mieczem przed sobą, był gotowy jednym prostym ruchem dźgnąc kogoś kto był przed nim, ale - jeśli przeciwnik go wyprzedzi i jego miecz spotka się z Argonem - był gotowy uciekać ile sił w nogach. Ten ktoś nie odpuszczał, ciągle szedł za nim. * To tylko szczur, to tylko szczur. Kurwa człowieku to był tylko szczur, no pomyśl tak, nic tu nie masz, kurwa * mówił w myślach do człowieka -lub nie człowieka - który był krok w krok przed nim... * Ja pierdole człowieku... TO BYŁ SZCZUR! NAPRAWDĘ JA CIE NIE KŁAMIE... * Argon nie mógł powstrzymać swojego zdenerwowania, nie myślał trzeźwo, jego jedynym najlepszym pomysłem było uciekać, po prostu uciec, może jego szybkość pomoże mu przeżyć. Argon po cichu ciągle cofając się schował miecz i powiedział:
- Człowieku to był tylko szczur! - po czym ile sił w nogach zaczął biec w stronę z której przyszedł. Skręcił jednak nie w tą stronę i po chwili biegu wpadł na skrzynie i przewrócił się. * Kurwa, kurwa, kurwa! Jaki pech, niee teraz to już nie mam życia. * myślał i jednocześnie próbował wtopić sie w skrzynie aby go nie wymacał ten ktoś...

Przepraszam za intensywność bluzg, ale chciałem oddać prawdziwość mojego bohatera.

Nami 22-03-2008 23:04

Dziewczyna poczuła jak delikatne promienie słońca przebijają się przez cienki, acz drogi, materiał zasłon nieprzyjemnie rażąc ją w oczy.

- O nie, jeszcze trochę! - wyjęczała rozpaczliwe i pociągnęła kołdrę aż za głowę odkrywając w ten sposób swe nagie stopy. Szybko podkuliła nogi wsuwając je z powrotem pod pierzaste ciepełko. Zamruczała rozkosznie i znów miała zamiar poddać się rozkoszy snu gdy nagle usłyszała subtelne pukanie do drzwi.

- Uch, tylko nie to... – wymamrotała nakrywając się wielką poduchą na głowę, tworząc na swoich włosach niesamowity artystyczny nieład, który aż krzyczał prosząc o to by się z niego nie śmiać.
Pukanie do drzwi nagle stało się uciążliwym łomotem nie do stłumienia i nie do zignorowania. Samantha gwałtownie zrzuciła z siebie kołdrę i w samej bieliźnie, wielce naburmuszona, ruszyła w kierunku wielkiej szafy zrobionej z dębowego drewna z pięknymi wykończeniami.



Śmiało, bez żadnych skrzypów otworzyła ją, zaś walenie do drzwi nie ustępowało. *Hmm, co by dziś założyć...ta jest zbyt ekspresywna. Ta niebieska, nie pasuje. A może...ta?* - rozmyślała przeglądając suknie po sukni, a było ich nadzwyczaj wiele.

- No zaraz! – krzyknęła w kierunku drzwi i musnęła dłonią suknie w kolorze herbacianym. Delikatną, lekkiego tworzywa idealną na popołudniowe spacery, na odpoczynek wśród łona natury bądź do odwiedzenia rodzinny.
Dziewczyna wspięła się na palcach i wyciągnęła swe całe ciało, a najbardziej rękę, którą próbowała sięgnąć niewielkie pudełeczko z bucikami. Naprężając swoje szczupłe ciało poczuła w talii dotyk subtelnych, męskich dłoni. Gwałtownie drgnęła i zaskoczona odwróciła się szybko.

- Co...co Pan tu robi?! – prawie, że wykrzyczała patrząc na swojego nauczyciela od malarstwa, który właśnie z namysłem zachwytu przyglądał jej się bez wstydu.



- Widzisz Samantho...pukałem. – odpowiedział rozkosznym głosem i zaśmiał się uwodzicielsko. Dziewczyna na chwilę oniemiała zapominając całkowicie o tym, że nie jest ubrana.

- Przepraszam bardzo, ale co Pan ma na głowie? – spytała robiąc wielkie oczy i przyglądając mu się z głupią miną.

- Masz na myśli....to? – spytał wskazując czerwone pasemka na swoich sterczących w różnych kierunkach kosmykach włosów. Magnatka sparaliżowana widokiem pokiwała nieśmiało głową zaś Franco widząc jej minę zaśmiał się szczerze - To pomysł jednej ze studentek, kompletna amatorka. Oj no co, chciałem zrobić coś artystycznego!

- I co, miało być ładnie? – dopiekła mu ze złośliwym uśmieszek, zaś ten pożądliwe zaczął błądzić wzrokiem po jej ciele, chcąc przypomnieć dziewczynie o jej nagości jednak ta założyła tylko ręce krzyżem na piersi i pruderyjnie patrzyła na niego. Nauczyciel pokiwał tylko przecząco głową i podszedł do szafy ściągając z najwyższej półki pudełko, po jakie nie tak dawno sięgała dziewczyna.

- Gracias monsieur – rzekła słodko odbierając od niego pudełko z butami, które od razu odłożyła na pięknie rzeźbione biurko. - I jeszcze ta suknia, herbaciana. – dodała pospiesznie wskazując konkretną suknię.
Franco wyjął ją z szafy po czym zamknął drzwi. Podszedl do dziewczyny i zaczął pomagać zakładać jej gorset. Gdy już wszystko było dopasowane, zaczął zawiązywać tasiemkę gorsetu, która była z tyłu na plecach.

- Dziś nie mam żadnych zajęć – zagaiła Samntha - Wie Pan co, zastanawiałam się co mam dziś zrobić. Oddać się malarstwu, czy może pójść na spacer po mieście? A może lepiej...może odwiedzę matkę i braci w zakładzie krawieckim? Albo pójdę do naszej rezydencji, może jakieś nowe zaproszenie na bal przyszło! Co Pan o tym myśli?

- Nie wiem Samantho. To Twój wolny czas – odpowiedział ściskając gorset.

- No tak, ale ja nie mam ochoty spacerować sama. Ma Pan teraz jakieś zajęcia? Może byśmy poszli razem? – powiedziała trzymając się rogu szafy. *Jak dobrze, że on nie wie o tych wszystkich plotkach krążących po mieście. Mam nadzieje, że nawet gdyby wiedział nie unikałby mnie. Bo właściwie, niby czemu? Jestem jego najlepszą uczennicą. Pozuje do rzeźby. Ma chyba multum odzwierciedleń mojego ciała. A może...a może on tu przyszedł by się ze mną wybrać? Przecież zna mój plan zajęć!*

- Z chęcią. – rzekł łagodnie robiąc ostatnie pociągnięcie i zawiązał mocno gorset na kokardę.- Ale pójdziemy do ludzi, nie w tango z naturą, dobrze? – zapytał odwracając ją do siebie przodem.

- No dobrze, dobrze! – powiedziała niechętnie i ubrała resztę stroju. Nauczyciel zaczesał jej włosy do góry tak by kark był widoczny. Przy pięknej, słonecznej pogodzie, taka fryzura jest prawie że konieczna! Na koniec rudowłosa założyła dopasowane idealnie do sukni buty i wpięła we włosy uroczą spinkę zdobioną kwiatami.

- Vuala! – rzekła efektownie z gestykulacją dłońmi, dodając do tego mowę swego ciała. Franco zaklaskał w dłonie ze zdumieniem. Nie ukrywał fascynacji, wywołanej wyglądem młodej damy.

- Wiesz co? Naszkicuje Cię. – powiedział wyjmując z torby pergamin i miękką pałeczkę węgla drzewnego. Dziewczyna ustawiła się tyłem do mężczyzny ukazując cudowne wykończenie suknie. Naszkicowanie trwało niedługo, gdyż Franco był mistrzem w swoim fachu. Już po chwili mógł pochwalić się swoim dziełem.



- Och, monsieur, wyglądam jak ser – powiedziała poważnie jednak po chwili wybuchła swym arystokratycznym śmiechem. Nauczyciel zaśmiał się szczerze i wziął swą towarzyszkę podróży pod rękę. Samantha pospiesznie złapała parasolkę wiszącą na wieszakach od głównych drzwi po czym kluczykiem wiszącym na łańcuszku jej szyi zamknęła za sobą drzwi. Zadowoleni i pełni entuzjazmu ruszyli na miasto ze zwojami pergaminów i węglem drzewnym.

Lukadepailuka 23-03-2008 14:58

Powoli krew spływała z ust i palców Vincenta, na szczęście nie była to jego posoka. Oblizał palce i obtarł usta powolnymi ruchami. Delektował się zapachem i smakiem.

Spojrzał tylko raz na Arnolda, gdy ten zjawił się w pokoju. Wyglądał na zmęczonego, trzeba będzie mu dać porządny wypoczynek jak to wszystko się skończy. Chyba, że Vincent zapomni o tym.

Sługa rzucił kilka słów, potwierdzających gotowość do podróży. A więc, jedźmy.

***
Deszcz zacinał w szyby i chmury przysłaniały niebo, było tak ciemno, że Vincent musiał użyć lampy do oświetlenia wnętrza karety, aby móc w niej czytać.

Wertował ten sam podręcznik co jeszcze niedawno, Alchemia i Ludzie, ludzie nigdy nie będą mieli dobrych stosunków do nauki i magii, bowiem zawsze będą się bali, bali rzeczy, których nie rozumieją.

- Arnoldzie, nie boisz się omnipotencji mojej i innych alchemików? Wyglądasz jak impracjanolista wobec sporu między ludźmi, a Tymi „złymi”.

***
Vincent wyszedł z wozu, którym przyjechali nieopodal karczmy. Deszcz dalej padał jednak Meiss nawet nie zwrócił na to uwagi, chociaż woda moczyła mu głowę i wsiąkała w ubranie. Spokojnym krokiem ruszył ku gospodzie, kątem oka widział idącego przy nim Arnolda.

W środku było ciepło i gwarno. Vincent usiadł przy jednym z wolnych stołów przy kominku, a obok zaraz przysiadł się jego sługa, nic nikt nie mówił, nic się nie działo. Mijały minuty, aż zauważyła ich wreszcie kelnerka i podbiegła różowa na twarzy.

- P-przepraszam, coś podać?- Wyjąkała lekko speszona.

- Piwo, może być jakieś słabe, a Ty Arnold?- Odpowiedział Vincent obojętnie przeglądając jakąś małą książkę, którą znalazł w kieszeni.- Można by dorzucić do ognia w kominie?

Kelnerka przytaknęła i spojrzała pytająco na drugiego mężczyznę, ten tylko pokręcił głową uśmiechając się do niej. Służka wycofała się w kierunku baru, aby przynieść zamówienie.

Vincent odłożył książkę na stół i sięgnął po miecz sprawdzając czy wychodzi luźno z pochwy. Zauważył jak jego sługa unosi brwi, więc uśmiechnął się groźnie.

- Dzisiaj już chyba nie poczytam. Mieliśmy znaleźć powód do wizyty u naszego kolegi, prawda? W takim razie idę ten powód znaleźć.- Wstał od stołu starając się jak najbardziej zamaskować miecz i uwidocznić sakiewkę ze złotem.

Ruszył w kierunku tylnego wyjścia pobrzękując złotem. Zachęcał, no chodźcie, chodźcie! Otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz, dalej padał deszcz, dobra sytuacja do napadu. Czekał, oparł się o ścianę i założył ręce na klatce piersiowej. Chodźcie.

zbik_zbik 23-03-2008 15:57

-Zwę się Zygfryd Biały-po czym głośno się zaśmiał...
*i co w tym śmiesznego* zastanowił się Abimeleh.
Nie rozumiał, jak można śmiać się ze swego imienia. W każdym bądź razie dobrze było go widzieć choć przez chwilę śmiejącego się, choć nie potrwało to długo bo szybko spoważniał.

Doszli do targu, dobrze znał to miejsce, najłatwiej było tu złapać jakiegoś złodzieja, a każdy kolejny złodziej to procent do pensji... oczywiście po odpowiednim udowodnieniu winy ale to nie było trudne. Jednak teraz był tu w innym celu. Miał misje, choć nie bardzo mu sie to podobało.

Nagle dostrzegł drewniane stoisko na kółkach z pączkami, z rozłożonym daszkiem. Abi dobrze znał te stoisko bo przecież sam je zbudował w prezencie dla teściowej.
I rzeczywiście kobieta blisko sześćdziesiątki stała obok i sprzedawała. Podszedł i spytał.

- Chce ci się w deszczu stać?
- Są ludzie są obroty - uśmiechnęła się życzliwie do całej trójki.
- Daj nam po pączku, chcecie? - i nie czekając na odpowiedź rzucił jeden do Bariana, ten z radością podziękował. Rycerz tylko kiwną przecząco głową. Abi wziął sobie jednego i zaczął jeść. Nim minęli rynek już pączki były zjedzone.

- Lukier na brodzie - z uśmiechem zwrócił uwagę Barian.
- Dzięki - odpowiedział Abimelech ocierając się mokrym rękawem.

Gdy znaleźli się dalej od ludzi Zygfryd dalej kontynuował, ludzie mogli znikać z różnych powodów, nagle usłyszał słowo 'potwór'. To było straszne, jaki potwór mógł się czaić w mieście? Co mógł mieść na myśli rycerz mówiąc 'potwór'? Smok, wampir, szczuroczłek, lupin, zombi, ogr, lewiatan - o takich potworach słyszał z opowieści, nie wiedział wprawdzie jak były groźne bo sam nigdy nie ich nie spotkał, ale opowieści były naprawdę okropne.

Potwór 23-03-2008 22:52

*Nie no, niby sprytny złodziejaszek, a beczy jak bachor, najpierw okrada, potem ucieka teraz na litość chce wziąć.* Niestety na skutek zgubnego systemu edukacji wyszło na to że w duszy Victora siedział mały, romantyczny chochlik który od czasu do czasu się budził i złodzieja ruszały takie rzeczy. Dama w potrzebie, gniew natury, indywidualizm, umiłowanie miłości i tego typu pierdoły… I zapewne teraz za coś takiego po raz kolejny dostanie mocnego kopa w dupsko, ale co tam.
- Nie becz, za stara jesteś na takie pierdoły. Załóżmy że załatwimy to tak - ty mi oddajesz sakiewkę, a ja w zamian udzielam ci rady...

Zaskoczona dziewczyna oparła się plecami o mur.
Szeroko otwarte usta i oczy, wyrażały zdziwienie.
-A... ale... dlaczego? – zaskoczona dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w mieszek z monetami, a potem wlepiła błękitne patrzałki w Evansa.
- Bo to moja sakiewka, i o dziwo, jest tam większość moich oszczędności?
-Ale dlaczego chcesz mnie nauczać? Dlaczego po prostu mnie nie zabijesz, i nie odbierzesz sakiewki?

Ostatnie słowa wykrzyczała *Kradnie w biały dzień w karczmie, biega po dachach, bierze udział w bójce, a teraz drze paszcze w zaułku – albo niepełnosprytna albo kobieta.*

Victor w dwóch krokach dopadł do dziewczyny i zacisnął jej usta dłonią.
-Nie krzycz, jak pojawi się tu straż powiem że jesteś podstępną złodziejką która zwinęła mi sakiewkę w karczmie.
A dlaczego? Bo widzę że coś umiesz, a kradnąc tak głupio szybko skończysz na szubienicy albo przybita za uszy do mostu


Widząc że dziewczyna coś mamrocze zduszonym głosem Victor zabrał dłoń i schował miecz do pochwy - tak na wypadek straży.
-Oddajesz sakiewkę czy mam wołać straż?
Dziewczyna parsknęła gniewnie i rzuciła w niego mieszkiem
-Łap hieno, a teraz rada.

Victor obrócił się i ruszył pomału w stronę targu, po kilku krokach zatrzymał się i spojrzał na dziewczynę
-Wracaj do domu albo zmień zawód, masz predyspozycje ale popełniasz głupie błędy.
Pomachał jej i dalej poszedł w swoją stronę, już był u wylotu uliczki gdy zachwiał się po tym jak mikre dziewczę z całej siły trzasnęło go w plery.
-COOOO? To ma być ta twoja rada obesrańcu?
- A na dodatek nie potrafisz utrzymać języka za zębami...
-COOOOOOO?
-… nie wspominając że jesteś arogancka i masz irytujący zwyczaj podnoszenia głosu w czasie rozmowy…
-OOOOOOOOOOOOOO?
- No i jak już wcześniej mówiłem popełniasz głupie błędy – całkiem nieźle zwędziłaś mi sakiewkę, a potem jak skończona debilka siedziałaś za mną licząc łup.

W tym momencie czerwonej jak burak dziewczynie zabrakło tchu i tylko oburzona wpatrywała się spod czupryny w Evansa, a ten, nie zważając na nią dalej ruszył w swoją stronę.

W kilkanaście minut dotarł do drzwi znajomego pasera, co ciekawe dziewczę nie dało za wygraną i szło w klika kroków za nim dając co jakiś czas znać o sobie gniewnymi parsknięciami i nurknięciami, Victor w duchu uśmiechał się szeroko – jak dziewczyna doczeka do wieczora to może nawet nauczy ją tego i owego o życiu. Nie zważając na złodziejkę wszedł w bramę domu Albera, zatrzaskując furtę przed nosem „towarzyszki” co skwinotowane zostało głośną wiązanką przekleństw.
-Ty…
Nie zważając a obelgi Victor zapukał do drzwi niziołka w umówionym rytmie – kilka wolnych uderzeń, potem seria szybkich stuknięć i ponowienie cyklu – paser powinien teraz odłożyć swoją ulubioną kuszę i otworzyć drzwi.

Rewan 24-03-2008 13:03

*Znaleźć... Znaleźć... Znaleźć...* To jedno słowo krążyło po głowie Diega. Może tym razem nie będzie musiał zabić? Nie był typem dobrodusznego człowieka, ale nie był też przesiąknięty złem. Zabójca, który nie przepada za zabijaniem. Durnie to brzmi... Nie miał jednak innego wyboru. Może jest egoistą, ale bał się śmierci, która może na niego czekać. Jednak coś w rodzaju radości znikło tak szybko, jak się pojawiło... Dźwięki za drzwiami sugerowały tylko jedno. Nieproszony gość. A każdy nieproszony gość równał się z kolejną śmiercią.

-Sprawdź to, szybko

Nie musiał czekać na zaproszenie. Krzesło z protestem w postaci szurania odsunęło się gwałtownie, a Diego Nemis podbiegł do drzwi i otworzył je dyskretnie. Na tle światła księżyca ujrzał sylwetkę postaci cofającą się i chowającą miecz.

- Człowieku to był tylko szczur!

Przerażenie wyczuwalne w głosie. Tak... Ten ktoś spanikował, więc nie będzie trudnym przeciwnikiem. Postać obróciła się i rzuciła biegiem w przeciwną stronę. Nemis ruszył sprintem za nim. Postać skręciła w lewo. *Idiota...* Już wiedział, że trafi na beczki. Nie musiał długo czekać by usłyszeć hałas przewalających się beczek. Dobiegł do zakrętu i rzucił się na przeciwnika. Sprawa była o tyle łatwa, bo przeciwnik schował swój miecz. Przygwoździł kolanem prawą rękę wroga, a pięścią walnął w splot słoneczny i natychmiast przyłożył mu do szyi sztylet.

-Nawet nie drgnij... Jeden podejrzany ruch, a sztylet z przyjemnością zagłębi się w twej szyi.

Głos nie znoszący sprzeciwu. Był pewien jednego. Mężczyzna przed nim jest już martwy, lecz on o tym jeszcze nie wie. Kimkolwiek jest i jakiekolwiek miał zamiary, wpadł w jedno wielkie gówno i nie wyjdzie z niego tak łatwo. Jednym skomplikowanym ruchem przekręcił mu rękę do tyłu, obracając go na brzuch, a sztylet przycisnął mu ponownie do szyi.

-Wstawaj - Obcy wstał posłusznie, nadal trzymany z wykręconą ręką na plecach i sztyletem przy szyi. - Panie przodem...

Poszedł z nieproszonym gościem do przełożonego. Najpierw informacje, potem będzie go musiał zabić. Jak zawszę...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:33.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172