lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Storytelling] Gdzież jest Twój Bóg? (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/5382-storytelling-gdziez-jest-twoj-bog.html)

Latilen 12-03-2009 11:53

- Nie, nie jestem kapłanem. On - wskazał na kota - nazywa się Morf i towarzyszy mi w podróży. Zresztą czemu ktoś chciałby zabić opiekuna służących? Nie rozumiem.

Otarł pot z karku. Niby opaska miała chronić oczy przed przydługimi kosmykami, ale to tylko złudzenie. Pomimo zapadającego mroku, powietrze nadal parne i nagrzane nie dawało odpocząć. Szkoda, że ten cały faraon nie mieszka gdzieś w klimacie bardziej umiarkowanym.

- A co by się stało, gdyby Faraon zmarł? Słyszałem, że jest chory. - poprawił rękawy szaty. - Jego syn się nimi zajmie?

Johan Watherman 13-03-2009 15:11

-Ponieważ się im sprzeciwiłem. Zresztą nie chce o tym mówić.

Uciął krótko.

-Co zaś faraona to on i tak będzie żył wiecznie. Jego problemy z płucami nie są aż tak straszne.

Bez słowa odszedł w inne miejsce placu. Bez słowa i emocji. W stagnacji i spokoju. Tymczasem poczułeś w sobie mały błysk światła. Nikły i jakby efekt uboczn, jak latarnia morska.

Latilen 02-04-2009 19:14

Zwierciadło odbijające światło? Czym był ten błysk? Z pewnością tajemnicą. Przynajmniej na razie.

Ambu skrył się ponownie pod kolumnadą i ruszył szybkim krokiem w głąb pałacu. Miał jeszcze kilka chwil.

"Płuca. To, czym się oddycha. Chory na płuca? Trucizna może wywołać podobne objawy, nikt by nie zauważył."


Ambu podszedł do fresku na ścianie. O tej porze ledwo widocznego. Przejechał po nim dłonią. Nikłe światło padające z pobliskich pochodni igrało ze wzrokiem, postacie zdawały się ruszać. Żyć. Oddychać. Urocze.

Pobłądził jeszcze przez kilka chwil, po czym ruszył ku Asmodowi. Czas zdawał się płynąć zbyt szybko. W końcu dostrzegł go.
- Już jestem. To teraz audiencja?

Postać Morfa zamajaczyła przy nodze Ambu.

Johan Watherman 17-04-2009 23:12

I oczom Twym, Ambustielu ukazał się zadowlony wszechmiar Asmodeusz opierając się o złocona laskę przy wielkich, złotych wrotach. Blask z nich bił prosto na twe oczy, a przepych, umiłowanie złota i pycha uderzały w serce. Przyodziani w srebro i brąz strażnicy rzucali srogie spojrzenia na waszą dwójkę, jeden nerwowo chwytał miecz. Potem uszy Twe zrosił dźwięk otwieranych wrót, zapach ziół za które sprzedawano narody.

-Bracie... Staniemy przed faraonem.

Droga przed tron była długa i z boków otoczona marmurowymi kolumnami na których górze, w żelaznych koszykach, palił się ogień. Jeden, drugi i trzeci krok z echem, Mrof był kilka kroków za wami. Czego natomiast Asmodeusz nie wykonał, to ukłonu. Tak, jak mawiał Azazael i jak mówiła potem większość skrzydlatych – synowie ognia nie będą kłaniać się synom ziemi.
Twarz znieważonego tym brakiem gestu faraona przemieniła się z srogiego posągu w bazyliszka mogącego zabić wzrokiem, i chociaż ani jeden mięsień nie drgnął to oczy zdawały się płonąc i lekki żar czułeś na swej skórze tam gdzie padały. Dostojny władca Egiptu władczym skinięciem dłoniom uciszył swego syna skrytego w cieniu który już sięgał po ciężki, brązowy miecz. Tymczasem Asmodeusz nagle wyrzucił lonie przed siebie, coś trzasnęło, nagły błysk oślepił wszystkich wkoło i z rękawków archanioła zaczęły lecieć strumieniem monety. Rożnych regionów i nacji, nieskończony potok złota i srebra. Potem tylko strzepną dłonie, monety ustały. Tajemniczy uśmiech Asmodeusza zwiastowali kolejną sztuczkę. Uderzył swym kosturę o posadkę jden raz i na ziemi miast monet leżał piasek. Drugi i ten proch pustyni porwał ziemny, praktycznie niespotykany tutaj, wiatr. Przysunął się do ciebie, zbliżył usta do uch, potem niżej, do szyi. Jakby czerpiąc rozkosz z zapachu kropli potu na karku zaczął szeptać.

-No kochany mój... Jesteś teraz Satanaela to daj pokaz temu bydłu. Tedy nas przyjmą na dwór.

Latilen 21-04-2009 22:49

Ambu przymknął oczy przyjmując pieszczotę. Kąciki jego ust lekko się uniosły. Tak, teraz już nie było odwrotu. Wysunął się przed Asmoda, ocierając się o jego ramię, jakby przypadkiem.

Zsunął kilka koralików z brody. Kolorami błyszcząc się w świetle lamp, wyeksponował je na dłoni, po czym złożył ręce i skupił się. Czuł na spoconych dłoniach ostre krawędzie oszlifowanych szklanych koralików. Wdmuchując powietrze między palce, wyobraził sobie jak każdy z osobna powiększa się, staje się delikatny, zmienia kształt. Coraz mniej regularne, energia Ambu z duszy, z płuc przepływa w nowe istnienia - a te ożywają. Ich malutkie serduszka zaczynają bić, oddychają, rozkładają skrzydełka, aby polecieć. A Ambu im pozwala. Rozkłada dłonie a z nich ulatuje kilka tęczowych motyli. Błyskają skrzydełkami, aby unieść się wysoko. Z gracją i radością pokonują przestworze dla nich tak oszałamiająco wielkie.

Ambu klasnął w dłonie, a ogień w lampach nagle strzelił do góry. Motyle spłoszyły się. Anioł klasnął ponownie, a te jak bański mydlane rozprysnęły się. Na ziemię opadły drobne kamienie szlachetne połyskujące kusząco. Ponowne klaśnięcie i wszystkie klejnoty pomykając po posadzce wróciły do jego stóp, jakby ktoś tam ustawił magnez.

Upadły schylił się i postukał w ziemię palcem. Kamyki zaczęły łączyć się razem. Pasowały do siebie jak ulał i po chwili na ziemi stał mały posążek sikorki. Światło przygasło, co dawało iluzję poruszania skrzydłami. Chociaż nie. Ptak poprawił kilka szklanych piórek, rozejrzał się ciekawie po otoczeniu i podskoczył kilka kroków. Wydał z siebie świergot.

Światło latarni stało się bardzo słabe. Morf ożywił się widząc sikorkę. Ambu klasnął dwukrotnie. Zamknął oczy, odchylił głowę do tyłu i rozłożył ręce. Cienie koło kota zaczęły gęstnieć. Płomienie latarni stawały się coraz wyższe, ostro zarysowując kontury. Morf zdawał się rosnąć. Małe, giętkie ciało zdawało się chłonąć budulec z cienia, powiększać, migać i zmieniać. Po chwili w stronę sikorki zmierzała czarna pantera. Ptak rozłożył szklane skrzydełka i chciał uciec unosząc się w górę. Skierował się w stronę faraona.

Pot zrosił czoło Ambu. Czuł się jak po wielogodzinnym biegu. Światło wewnątrz paliło i pulsowało wypełniając go. Mięśnie szalały. Klejnot od Asmoda świecił jasnym blaskiem.

Morf zrobił kilka leniwych kroków. Następnie rzucił się na sikorkę i rozgryzł ją w locie i ponownie jako zwykły czarny kot wylądował tuż przed stopami władcy. Prychnął niezadowolony rozgryzając jeden z koralików. Nie tak powinien smakować ptak.

Ambu łapał chciwie powietrze w płuca, jego ciało przeszedł dreszcz. Serce powoli zwalniało. Pytanie, czy to wystarczy?

Johan Watherman 24-04-2009 13:32

Faraon przybrał srogi wyraz twarzy, wnet przyklasnął zadowolony wielce.

-Znajcie mą szczodrość!

Przed oczyma mignęła ci zadowolona warz Asmodeusza, gdzieś w oddali trwał poklask tłumu, poruszenie i kilku szlachetnych młodzieńców którzy aż rwali się na nauki sztuk tajemnych. Lecz dla Ciebie było co inne ważne. Cichy jęk z podarku archanioła mieszał się z miękkim, przygasłym światłem wywnętrza Ciebie i jeszcze czymś, brzemieniem.

-Mogę wybrać spośród tu obecnych dziewięciu cznió?

Rzucił w eter Asmodeusz i zrazu otrzymał przytaknięcie faraona. Jego ciepły oddech ruszył w Twoja stronę wraz z jego szeptanymi słowami.

-Zamę się ściemami. Tymczasem Ty rozejrzyj się wokół i zaplanuj coś. Jutro ważny dzień.

Gwiazda od Uzjela ciążyła niezwykle jakby chciała uciec w trzewia ziemi niczym Lewiatan który skrył się w oceanach tak i ona pragnęła już nie czuć tego cierpienia, otworzyć trzewia ziemi i zniknąwszy w wieczności. Wnet wyszliście z sali Faraona, archanioł skierował się bocznym korytarzem z młodzieńcami, tymczasem w oddali rozmawiał z gwardzistą mężczyzna którego spotkałeś podczas częstowania dzieci. Wielce zasmucony wsłuchiwał się w w gruby głos zbrojnego. Trzask kości podczas zaciskanych w jego jaźń pieści zdołal przebić się w Twe zmysły.

Latilen 29-04-2009 21:10



Źródła energii rozrywały Ambu na strzępy. Wewnętrzny blask osłabł, ale teraz to pierścień ciągnął go za sobą. W dół. Czy to się kiedyś skończy? Jak Satanael to wytrzymywał? Ach tak, on nie musiał egzystować wśród ludzi.

"Trzeba to załatwić szybko. I szybko zapomnieć."

Otarł w końcu pot z czoła. I kucnął przy Morfie, ukrywając zmęczenie po "czarach".
- Co ja bym bez ciebie zrobił. - podrapał go za uszami i pocałował w czubek głowy.
Kot zamruczał zadowolony.
- Morf...

Nie skończył bo zwierzak ruszył przed siebie i wpadł pomiędzy strażnika i opiekuna dzieci, o którego istnieniu tak bardzo Ambu chciał obecnie zapomnieć. Morf miauknął ostrzegawczo, nie wiedzieć czemu.

- Wybaczcie mojemu przyjacielowi - Upadły ruszył za zwierzakiem - jeszcze nie przeszła mu trema po występie - uśmiechnął się przepraszająco, biorąc kota na ręce - czy mogę wam to jakoś wynagrodzić?

Johan Watherman 06-05-2009 21:55

Strażnik zmierzył Cie złym wzrokiem. Kropla potu galopowała po licu opiekuna, rozbiegane oczy krągły wszędzie tylko nie na Ciebie. A strażnik Chrząchów nieprzyjaźnie.

-Chcesz czegoś?

Emocje wprost promieniowały od opiekuna. Smutek, zmieszanie, brak nadziei i światło. Jego aura błysnęła nagła nadzieją. Strażnik jakby bał sę być niegrzecznym lecz z niecierpliwością wyczekiwał Twojego odejścia. Za to Morf prychnął na niego przyprawiając wojskowego o stres.

-Więc?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:16.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172